Wzajemne relacje czterech Beatlesów

John, Paul, George, Ringo - wzajemne relacje. Kolejny post ze zdjęciami i wspomnieniami. Początkowo jak zauważyliście umieszczałem posty o wzajemnych relacjach (fotki, wypowiedzi) dwóch Beatlesów, jak np. Harrison & Lennon, Lennon & McCartney (znajdziecie je w zakładce MIX). Pretekstem była oczywiście ogromna ilość fotek, które chciałem zamieścić na blogu i pozbyć się z moich archiwum. Czyszczeni stajni Augiasza... Teraz zbiorczy post - ostatni z serii Beatles & Beatles. Relacje dwójek Beatlesów. Więcej oczywiście w poszczególnych odcinkach blogu.








PAUL: Umiejętności pisarskie George’a rozwinęły się dosyć późno. Na początku niczego tak naprawdę nie tworzył, dopiero później zaczął pisać. Zajęło mu to jednak trochę czasu. Na początku my z Johnem pisaliśmy utwory: „Do You Want To Know A Secret” dla George’a, czy „I Wanna Be Your Man” dla Ringo. Ale potem George przyszedł z własną kompozycją „Don’t Bother Me”. Pomyśleliśmy sobie: OK. Przypuszczam, że byliśmy nieco protekcjonalni, ponieważ to co napisał George było dobre, ale nie tak dobre jak nasze kawałki napisane dla George’a. Ale on chciał dalej pisać i wychodziło mu to coraz lepiej. Miło było zobaczyć jak się rozwija. Byliśmy zachwyceni.




PAUL [2012 - na pytanie czy myśli często o Johnie i George'u]: Tak, prawie co wieczór, bo w czasie koncertów oddaję im hołd. W czasie wykonywania piosenki "Something", jego piosenki, mam za plecami wielki portret George'a. Kiedy patrzę na niego jest mi tak bardzo smutno, bo wiem, że jego już nie ma z nami. Ale to takie przyjemne patrzeć na te zdjęcie, bo myślę wtedy: Mój Boże, czyż on nie był pięknym chłopcem? Wspominam wtedy te wszystkie rzeczy z dzieciństwa, o których wtedy nie myślałeś, bo brawura szczeniacka na to nie pozwalała. Wspominam to wszystko bardzo często.






























RINGO: Byłem zawsze wielkim fanem Johna. Zawsze uważałem, że miał z nas wszystkich największe serce i nie był cynikiem, za jakiego mieli go ludzie. Miał największe serce i był najszybszy. Kiedy my do czegoś dochodziliśmy, on już był po i zmierzał do czegoś nowego.
  Miał na mnie bardzo duży wpływ. Wiesz, jedną z rzeczy związanych z nim, to było np. to, że John gdyby zobaczył basen, natychmiast by tam wskoczył, nie sprawdzając wpierw czy jest tam woda. Ja w tym czasie najpierw zamaczałbym swoje stopy. Tam mnie zawsze inspirował.  Dotychczas nie spotkałem jeszcze nikogo z tak wielkim sercem. Był oddany, kochający, opiekuńczy. Bywały także takie dni, kiedy był szalony ale i tak mogłeś docenić jego serce.


Czy macie trudności w podtrzymywaniu waszego wizerunku ?
GEORGE: Nie. Jakiego wizerunku?  Nasz wizerunek to po prostu my. Tacy,  jacy byliśmy.Nie próbowaliśmy sfabrykować wizerunku. Sam się stworzył. Więc nie musimy go podtrzymywać. Po prostu jesteśmy sobą. Prawda,  Ringo? 
RINGO: No...  my jesteśmy. Nie wiem jak tamci dwaj. Niepokoimy się o nich.




RINGO: Taaa... Myślę, że George i ja pozostawaliśmy cały czas w cieniu Lennona i McCartney'a. Mimo, że zaczęliśmy pisać własne piosenki, nadal powinniśmy byli być przyćmieni. Uważam, że ci dwaj, gdy tylko razem pracowali, byli najwspanialszymi twórcami piosenek w historii muzyki. To wszystko nie było jednak tylko pisaniem piosenek. Wiesz, jeśli posłuchasz to jak grał George, zobaczysz, że wszystkie jego gitarowe sola są bardzo interesujące i jakże ważne. Moja linia perkusji była bazą dla wielu piosenek. Paul jest najgenialniejszym basistą na świecie, a John był za to genialnym gitarzystą rytmicznym. Muzycznie, wszyscy byliśmy bardzo ważni. Drugą wspaniałą ważną rzeczą było fakt, że nie było żadnych problemów związanych z muzycznymi ego. Było ich masa na innych polach, ale gdy ktoś miał najlepszy pomysł, szliśmy tą drogą. Nikt nie stał na urwisku i mówił: 'Nie, pierdolę was.' Niezależnie od wszystkiego, brałem udział w tych wszystkich nagraniach i to jest najważniejsze.

GEORGE (1976): Wiesz, chodziłem do szkoły z Paulem. Był ode mnie starszy o rok. Spotkałem go kiedy miałem 13 (11!) i spędziliśmy ze sobą 17 lat – aż do rozpadu. Ludzie w Ameryce myślą, że zebraliśmy się razem około 1964 roku a rozpadliśmy się po 1968. Ale od 1956 (1954?) ciągle trzymałem się z Paulem, i trochę później z Johnem.
Kiedy jesteś z kimś tak blisko, masz tendencję do szufladkowania tego kogoś... To między innymi była jedna z przyczyn rozłamu. Ale w tym samym czasie mam wciąż w sobie tendencję do bronienia Paula, Johna i Ringo – gdy tylko ktoś, wcale nie uprawniony do tego, powie coś o nich. Po tym wszystkim co razem przeszliśmy, to że coś takiego pozostało jest czymś dobrym.




GEORGE: Na początku nie podobał mi się perkusista u Rory'ego. Ale był z nich najmilszy. Gra bez Ringa była zawsze  jak jazda na trzech kółkach.





GEORGE [1988]: To zawsze jest trudne dla perkusistów. Zawsze jest im trudno wybić się na albumie. To było szczególnie trudne dla mnie i ... Paula. Wiesz, nie jest to takie proste gdy jesteś ogromnie sławny i próbujesz... Nie mam oczywiście nic przeciwko byciu sławnym... Nie przeszkadza mi to ani trochę, ale pamiętam jak Ringo, lata temu powiedział do mnie, że strasznie chciałby mieć swój nr 1. A ja na to: Po co ? Ty jesteś Numerem 1. Płyty nie mają żadnego znaczenia.

 























GEORGE: Ringo ma najlepsze utrzymanie rytmu jakie kiedykolwiek słyszałem. I może tak grać nieprzerwanie przez 24 godziny. 
 

PAUL: Początki? Różnice były ale kochaliśmy wszyscy muzykę...Wszyscy interesowaliśmy się o wiele bardziej muzyką amerykańską niż brytyjską. Kiedy Ringo zjawił się w zespole, wiedział o bluesie więcej niż my.  Ponieważ pochodził z Dingle, leżącego nad rzeką, znal wielu facetów z marynarki handlowej (to był sposób dla dzieciaków, by wydostać się z Liverpoolu i dotrzeć do Nowego Orleanu lub Nowego Jorku), którzy kupowali płyty bluesowe. To dzięki Ringowi poznaliśmy starą muzykę country and western, Jimmiego Rodgersai jemu podobnych. Ringo miał niezłą kolekcję  takich płyt. Jeśli chodzi o Elvisa i tego typu muzykę, to nasz gust był bardzo podobny, choć były nieznaczne różnice, co tylko ubarwiało życie.



RINGO: Myślę, że George i ja pozostawaliśmy cały czas w cieniu Lennona i McCartney'a. Mimo, że zaczęliśmy pisać własne piosenki, nadal powinniśmy byli być przyćmieni. Uważam, że ci dwaj, gdy tylko razem pracowali, byli najwspanialszymi twórcami piosenek w historii muzyki. To wszystko nie było jednak tylko pisaniem piosenek. Wiesz, jeśli posłuchasz to jak grał George, zobaczysz, że wszystkie jego gitarowe sola są bardzo interesujące i jakże ważne. Moja linia perkusji była bazą dla wielu piosenek. Paul jest najgenialniejszym basistą na świecie, a John był za to genialnym gitarzystą rytmicznym. Muzycznie, wszyscy byliśmy bardzo ważni. Drugą wspaniałą ważną rzeczą było fakt, że nie było żadnych problemów związanych z muzycznymi ego. Było ich masa na innych polach, ale gdy ktoś miał najlepszy pomysł, szliśmy tą drogą. Nikt nie stał na urwisku i mówił: 'Nie, pierdolę was.' Niezależnie od wszystkiego, brałem udział w tych wszystkich nagraniach i to jest najważniejsze.


RINGO: Przy "Sierżancie Pepperze" strasznie się wynudziłem... Nauczyłem się wtedy grać w szachy... Każdy z nas zajmował się sobą, mieliśmy wszak swoje rodziny. Kiedyś byłem u Johna i nagle zadzwonił telefon. Popatrzyliśmy na siebie. 'To znowu dzwoni ten potwór...' Z perspektywy czasu wiedzieliśmy wszyscy, że dobrze się stało, że Paul nas wtedy dopingował do pracy. Dzięki temu powstało jeszcze tyle świetnych albumów.

























Wciąż nie mogę uwierzyć, że już nigdy nie ujrzę Johna. Migają mi przed oczami retrospekcje z nim, kiedy był taki młody i niezręczny. Lubił kobiety, ale zawsze w ich obecności był taki nieśmiały, trochę zdenerwowany, zawsze jednak taki macho. Paul był piękny - wciąż jest - i wiem, że John myślał sobie: Na Boga, przy nim nie mam żadnych szans. To jedna z tych rzeczy, z którą wszyscy chłopcy muszą się borykać. Wszyscy są bardzo zdenerwowani tym, czy mają szanse u dziewczyn i John w sposób oczywisty widział w Paulu swego rywala w tym względzie. Przez to był bardzo kapryśny, zmienno - nastrojowy, co w końcu zaowocowało w tych wszystkich piosenkach, które wspólnie napisali. 
W wieku czterech lat Johna opuścił ojciec, opuściła go matka, wychowywała ciotka Mimi. Zawsze czuł się odrzucany, ale to pozwoliło mu oddać w swoich piosenkach głębię, ciemność. Paul był jego przeciwwagą, światłem. Można je było zobaczyć w jego oczach i to po prostu powalało dziewczyny. Było jednak coś w Johnie, czego on sam w sobie nie doceniał. Miał także niesamowitą charyzmę i dziewczyny uważały, że jest bardzo sexy. Cilla Black, What’s It All About. (2003)






      
1984.10.19: Fragment rozmowy Paula z dziennikarką Barbara Frum z CBC-TV:

FRUM: Czy coś co należało do ciebie - i wciąż należy, a może odczuwasz, że wciąż należy - umarło wraz z Johnem Lennonem? Możliwość stania się Rogersem i Hammersteinem [Richard Rogers: 1902–1979, Oscar Hammerstein 1895–1960, słynna para kompozytorów musicalowych, którą młodzi John i Paul stawiali sobie za wzór, cel jako podobnego duetu autorskiego - RK], posiadania wciąż inspirującego partnera w biznesie i tworzeniu piosenek, przez całe twoje dotychczasowe życie?
PAUL: Cóż, tak naprawdę to umarło kilka lat wcześniej, jeszcze przed śmiercią Johna. Przestaliśmy wspólnie pisać kilka lat wcześniej. Ta współpraca zatrzymała się wraz z końcem The Beatles, która trwała około dziesięciu lat. Tak więc przyzwyczaiłem się do straty, uuuh, utraty tego. Ale taaa, coś jednak umarło. Kiedy miałeś kogoś takiego jak John, czy jako przyjaciela, czy współpracownika - musisz tęsknić za nim.
FRUM: Ale on zaczął mówić o tobie te straszne rzeczy, że chcesz się stać kimś w rodzaju Engelberta Humperdincka, że jesteś nudziarzem. Czy kiedykolwiek sie z tym pogodziłeś?
PAUL: [śmieje się] To prawda, taaa. “Muzak”, tak mnie jeszcze nazywał. Dokładnie.
FRUM: Czy nadal cię trochę boli to, że nie mieliście obaj szansy wyczyścić wszystko między sobą ?
PAUL: Ta... Trochę? Chyba żartujesz? Kiedy ktoś taki jak John mówi, że jesteś 'muzakiem'? Tak, naprawdę to było bardzo nieprzyjemne. Ale wiem też jedno o Johnie, że czasem szybciej coś powiedział, niż pomyślał. Ale tak, bywały takie momenty, kiedy celowo chciał powiedzieć coś o mnie, co mnie bardzo zaboli.
FRUM: Dlaczego?
PAUL: Był sam zraniony.Później wyjaśnił, że ja raniłem go także różnymi rzeczami, i to było takie wiesz... Musiał to zrobić, to powiedzieć. I w owym czasie, cóż, sam postanowiłem na te rzeczy także reagować, ale z czasem zorientowałem się, powiedziałem sobie - nie, to naprawdę staje się szalone, gdy staramy się sobie odpowiadać, ranić siebie za pośrednictwem prasy. I postanowiłem skończyć z tym.
FRUM: Ale teraz tylko prawdopodobnie Yoko Ono może ci powiedzieć, 'Oh, John naprawdę ciebie lubił'. Czy to jest pewna ulga?
PAUL: Mm. Wiesz, tak naprawdę zupełnie nie mają znaczenia te rzeczy, te niedobre, które o mnie mówił, bo wiedziałem, dzięki swojej znajomości Johna, że nie zawsze to co mówił, oznaczało właśnie to co powiedział. Taki był John. Często mówił rzeczy, których nie chciał powiedzieć. I wiem, że kiedy umarł to jedną z najwspanialszych rzeczy jaką Yoko zrobiła dla mnie, to było to, że wzięła mnie bok i powiedziała "Wiesz, on kochał ciebie". Była na tyle wspaniałomyślna, że zrobiła to dla mnie. To było cudne.
FRUM: Więc jednak bolało...
PAUL: Oczywiście. Rany zadane od najbliższych przyjaciół zawsze bolą najbardziej. Ale wiesz, mogę powiedzieć też tak, wiem, że nie jestem muzakiem,  Wiem o tym, słyszę 'Hey Jude' czy coś innego gdy samolot ląduje... To oznacza, że moja muzyka nie jest taka marna. Wiem o tym i nie dbam o to, co kto mówi na ten temat.

Freda Kelly (słynna Freda, sekretarka zespołu ale i pierwszego Fan-Clubu the Beatles w Liverpoolu, bliska współpracownica,  koleżanka a nawet przyjaciółka zespołu, wspomina początkai jego działalności): W Cavern, gdy grali razem, wydawało się, że czytają sobie w głowach. Gdy jeden z nich zagrał jakiś akord, nutkę, lub powiedział tylko słowo, drugi błyskawicznie wiedział co chce od niego. John oczywiście był ślepy, ale nigdy na scenie nie nosił okularów. Kiedy ktoś przynosił mi karteczkę z napisanym tytułem piosenki, o którą proszono, od razu oddawał ją do przeczytania Paulowi.


W 2012 roku Brian Griffiths , gitarzysta zespołu The Seniors z Liverpoolu, występującego w Hamburgu w tym samym czasie co Beatlesi wspomina pewne wydarzenie: Około 9 rano, po nocy spędzonej na piciu piwa w hamburskich knajpach, Griffitha wracał do klubu Indra w towarzystwie Johna Lennona, wtedy 20-latka, kumpla z Liverpoolu, jak on na zarobku w Niemczech. W pobliżu klubu usłyszeli dźwięki zespołu próbującego wykonywać najnowszy przebój Elvisa Presley'a, 'Its Now Or Never', bazowany na włoskiej melodii “O Sole Mio”. Przy samych drzwiach Lennon zorientował się, że to gra jego zespół, a głos który dobiega z wewnątrz należy do jego kumpla, Paula McCartney'a. Lennon, delikatnie mówiąc, uważał, że takie numery należy ignorować. Zawołał: 'Co on do kurwy nędzy teraz śpiewa?' - Griffiths zapamiętał  to bardzo wyraźnie. 'Lennon był rockerem. Wpadł do środka i spytał Paula, co ten robi. Paul odpowiedział: 'To bardzo popularny numer - ludzie go uwielbiają'. I oczywiście publiczność także, Paul miał rację.

Ringo i Paul - 1964 - 2014

________________________________________________________
Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog 
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.
HISTORY OF THE BEATLES

2 komentarze:

  1. Napisałem już taki sam komentarz na Twoim drugim blogu. Muszę go powtórzyć: Parę gazet plus Twoje dwa blogi szanowny Autorze. Nie można się od nich uwolnić. Pozdrawiam. Dzięki za swój TOP i za Bitli

    OdpowiedzUsuń