Fragmenty dwóch wywiadów z 1983 roku, kiedy muzyk pracował w AIR studiu George'a Martina. Tym razem nie przytaczam go w całości, czy w większym fragmencie, gdyż jak sam Paul powiedział w nim na początku, nużą go pewne pytania, odpowiadania w kółko na te same tematy, czy lubi to, czy tamto itd. Stąd wybiórczo wybrałem pewne fragmenty, wypowiedzi, interesujące dla każdego fana zespołu, ale i samego Sir Paula. Ujęły mnie szczególnie piękne słowa McCartney'a o swoim wielkim Przyjacielu.
PAUL: Aranżacje piosenek... Ludzie często dostrzegają aranżację jako coś innego niż tylko zwykłą grę instrumentów. To zabawne. Niedawno byłem zaproszony na koncert w Royal Society (Prevention of Cruelty to Birds ) na koncert w hołdzie twórczości Lennona & McCartney. Londyńska Orkiestra Symfoniczna zebrała trochę naszych piosenek. W przerwie miałem spotkanie z Królową i jednym starszym gościem - nie Księciem, innym starszym dżentelmenem - i on powiedział, że aranżacje pozostały takie same.
Bazowali na identycznych aranżacjach z płyt. Byłem zdumiony jak facet wyjaśniał, że to prawda, że wzięli całą aranżację i przełożyli na orkiestrową, wiolonczele zamiast gitar, po prostu wszystkie linie aranżacyjne oddając poszczególnych instrumentom orkiestry i ona wszystko to rozumiała... Sam nie mam specjalnie ochoty zmieniać oryginalnej aranżacji. Pomyślałem o tym kilka razy, gdy ukazały się nowe wersje piosenek Dylana. Zrobiłem to, ale nigdy nie byłem z nich zadowolony. Zrobiłem funkową wersję "Silly Love Songs" ze Porcaro, Steve'm Lukatherem i Louisem Johnsonem z Johnson Brothers, ale zazwyczaj trzymam się oryginału.
PAUL: Tak sądzę. To zmiana ponieważ przez dziesięć czy więcej lat pracowałem z The Beatles a następnie z Wings przez kolejnych 10, a teraz nie mam zespołu. Przypuszczam, że doszedłem do etapu, kiedy pomyślałem sobie, 'No dobrze, tak naprawdę to chcę robić muzykę'. Nie interesuje mnie już jazda z kolesiami cieżarówką - mam dzieci, chcę spędzać więcej czasu z nimi. Więc w tej chwili nie zaprząta mojej głowy bycie w zespole i na tą chwilę skończyliśmy z Wings.
P: Czyli masz teraz czas na życie domowe, prywatne?
PAUL: Mam tyle czasu jak inni normalni ludzie. Większość ludzi pracuje przez pięć dni w tygodniu, weekendy wolne. Tak samo jest ze mną, z tym, że mogę sobie czasami brać dodatkowe wolne dni. Dzieje się tak wtedy gdy robię nowy album lub coś w tym rodzaju.
P: Czy uważasz, że byliście w odpowiednim wieku jako The Beatles?
PAUL: Tak, myślę, że kiedy zaczynaliśmy byliśmy w odpowiednim wieku. Zaczęliśmy w wieku ok. 16, 17 lat i szukaliśmy czegoś do zrobienia. Chcieliśmy wydostać się z Liverpoolu i zobaczyć wielki świat, dokonać czegoś wspaniałego. Oczywiście zarobić kupę szmalu i być sławnym.
P: Rzeczy potoczyły się ekstremalnie szybko...
PAUL: Graliśmy w Liverpoolu z niewielkim sukcesem. Potem graliśmy już dla tłumów....
P: Czy kiedykolwiek miałeś dosyć przydomka "były Beatles"?
PAUL: Nie, nie do końca. Tym właśnie jestem. Był taki moment kiedy The Beatles się rozpadli, kiedy pomyśleliśmy sobie, "chcemy być indywidualnościami, chcemy mieć własne nazwiska", ale zdajecie sobie sprawę wszyscy, że to niemożliwe. To tak jak z George'm Martinem, do śmierci będzie "byłym producentem The Beatles".
P: Dzisiaj ktoś na świecie idzie do sklepu i kupuje swój pierwszy album The Beatles.
PAUL: Tak, to zabawne. Wiele dzieciaków słucha ich po raz pierwszy i dostrzega podobieństwa do dzisiejszej muzyki. Te więzi, jakby to były nowe,świeże albumy.
P: Czy są jakieś piosenki The Beatles, które szczególnie lubisz?
PAUL: Wszystkie. Mam z nimi wszystkimi związane silne uczucia. Weźmy na przykład "Love Me Do", pierwszą jaką nagraliśmy a ja doskonale pamiętam jacy wtedy byliśmy przerażeni. Zeszliśmy na dół tam do studia gdzie był George Martin, który stał na podłodze Abbey Road ze dużą szklaną szybą. Byliśmy w innym świecie. Dzisiaj można pójść do oddzielnego oszklonego pomieszczenia, ale wtedy tak nie było. To było tak jak MY i ONI. Jeśli zdarzy ci się posłuchać "Love Me Do" usłyszysz drżenie w głosie - to wszystko było czyste nerwy. Doskonale pamiętam "Hey Jude" gdyż świetnie się wtedy bawiliśmy. "Strawberry Fields Forever", gdyż była taka szalona i taka wspaniała. Pamiętamy tyle rzeczy związane z nimi. Niektóre piosenki, które bardzo lubię to takie trochę nietypowe i niewielu o nich słyszało.
PAUL: Dobrze, nie niewielu, ale wielu z wasn nie słyszało piosenek jak "She said She said".
P: "Here Today" z "Tuf Of War" to wyjątkowo piękna piosenka. Czy byłeś w "odrębnym świecie", co sugerujesz w niej ?
PAUL: No, niezupełnie. Rzecz zabawna między dwoma kolesiami - chyba, że istnieje jakiś związek gejowski, a tak nie było u nas, co czasami różni sugerowali, układa się różnie. U nas całe noce spędzaliśmy razem, w pokojach, w furgonetkach, wyłapalibyśmy tego typu rzeczy. Zabawne jest to, że bez względu jak głęboka jest przyjaźń, zawsze istnieje pewien rodzaj współzawodnictwa, rywalizacji. Opowiadasz dowcip i chcesz, by twój był zabawniejszy od innych. Piszę piosenkę, a on stara się by jego była lepsza od mojej. Tak więc konkurencja była zawsze, ale to nam wychodziło na dobre, ponieważ gdy napisałem piosenkę, on mówił, "postaram się ją trochę ulepszyć". Co oczywiście był fantastyczne, bo gdy to robił, ja myślałem, "O Boże, teraz rzeczywiście jest lepsza, poprawił ją!" Tak samo było ze mną. To dawało nam sporo bodźców, inspiracji. Ale ponieważ istniała ta rywalizacja, to wtedy kiedy The Beatles się rozpadli wydarzyło się sporo paskudnych rzeczy, wszystkie te rzeczy, których sobie wcześniej nie powiedzieliśmy, gdyż byliśmy bliskimi kumplami, zaczęły wychodzić na wierzch. Oddaliliśmy się trochę od siebie. Potem przyszły jeszcze kłopoty biznesowe. Powiedziałbym, że to była bardziej jego wina niż moja ale to byłoby nie fair, gdyż on nie może odpowiedzieć, ale stał się wobec mnie bardzo podejrzliwy. Nie wierzył w to co robię, ja z kolei raczej nie byłem specjalnie podejrzliwy wobec niego.
Choć może tak. No ta, to urocze, działało w obie strony. Tak więc mieliśmy spory, zwłaszcza na tle biznesowym, więcej po rozpadzie. Działy się straszne rzeczy. Dzwoniłem do niego, rozłączaliśmy się, bluzgaliśmy na siebie. Cała ta wspaniała przyjaźń niekoniecznie musiała się ostać. Tak przecież bywa w rodzinach, między braćmi i siostrami, kiedy są złośliwi wobec siebie, gdy chodzi o sprawy spadkowe. To odnośnie tej kwestii "odrębnego świata" (world's apart). Lecz nasza ostatnia rozmowa telefoniczna była wspaniała, rozmawialiśmy o naszych rodzinach, o przyjaźniach, cieszyliśmy się rozmową ze sobą. Tak więc nie skończyliśmy ze sobą na złej nucie. Za to jestem bardzo wdzięczny.
P: Patrząc wstecz, czy masz, miałeś jakiegoś swojego bohatera., kogoś bardzo ważnego dla ciebie ?
PAUL: Przypuszczam, że jednym z nich był dla mnie John. Chociaż nigdy bym mu tego nie powiedział, to gdy ktoś umiera, to wystarczy by jednak o tym powiedzieć, to właśnie wcześniej chciałem powiedzieć o dwóch kolesiach. Nie potrafiłbym powiedzieć mu, "Myślę, że jesteś świetny". Po prostu nie. Ale był jednym z moich idoli.
P: Ludzi często zaskakiwała tak delikatna melodyjność Johna w jego piosenkach. PAUL: Dlatego, że taki miał wizerunek, twardego macho, jak to często bywa. Taki był ponieważ ukrywał się za nim, był bardzo niepewny siebie. Bywał taki dosadny, soczysty, i trzeba było go upić by taki się stawał. Był twardy, ostry jak gwoźdź, ale jak zacząłeś z nim rozmawiać zaczynał robić z siebie takiego głupka.
Historia The Beatles
ALL ABOUT THE BEATLES
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz