"Cant' Buy Me Love". Ponownie zapraszam do lektury tekstu Colina Fleminga, którego tekst o "Love Me Do" cieszy się na moim blogu sporą popularnością. Oczywistym jest fakt, iż skoro go publikuję, to oczywiście zgadzam się z nim w całości. Zresztą nie ma w zaskakujących czy skłaniających do nerwowej polemiki tez, po prostu bardzo zgrabnie ujęty temat z tytułu posta. "Nie kupisz miłości" to piosenka jedna z moich ulubionych zespołu, choć szczerze dodam, że nie ma w ich twórczości, ba, nawet w całej dyskografii takich, których nie lubię. I tak, łącznie z "Revolution No 9". W omawianej dzisiaj piosence może zaskoczyć u tak młodych facetów pomysł na taki tekst. Obaj twórcy piosenki raptem mieli po 22-23 lata (Paul, John) i potrafili podarować swojemu pokoleniu (rówieśnikom) mocny argument na ich relacje z wybrankami serc. "Nie dbam specjalnie o kasę, bo ona za nią nie kupię miłości".
Przez pierwsze półtora roku swojej działalności jako zespół tworzący single, The Beatles byli mistrzami popu. Ich celem na rynku singli (45 rpm) było oczarowanie słuchaczy blaskiem – choć był to blask z duszą – oraz kunsztem kompozycyjnym, jak również swego rodzaju hiper-nieskazitelną precyzją. Przypomnijmy sobie mistrzowskie zmiany akordów w takich utworach jak „She Loves You” i „I Want to Hold Your Hand”, otulające, dzwonkowe brzmienia „Please Please Me”, czy przyjazną melodyjność „From Me to You”. Wyjątkiem był pierwszy singiel, „Love Me Do” – otwierający manifest a także przypomnienie skierowane do samych siebie, czyli Beatlesów, że wszystko musi pozostać autentyczne, a co jest bardziej autentyczne niż rhythm and blues? Szalony rock and roll również się w to wpisuje.
Nie „szalony” w stylu tego szalonego od Jerry’ego Lee Lewisa, ale może taki z ostrą gitarową wirtuozerią? To właśnie 16 marca 1964 roku w Stanach Zjednoczonych (a cztery dni później w Wielkiej Brytanii) Beatlesi uznali, że nadszedł czas na ich pierwszy energetyczny hicior - wydany na singlu. I cóż to za hit, choć w historii zespołu został nieco pominięty. Tym utworem było „Can’t Buy Me Love” – kompozycja Paula McCartneya napisana w styczniu w paryskim hotelu, która pierwotnie miała być czymś innym, niż ostatecznie się stała.
„Can’t Buy Me Love” początkowo powstało jako utwór w stylu country i western, bardziej pasujący do albumu Beatles for Sale z końca 1964 roku niż do A Hard Day’s Night, na którym zamyka stronę A. Nawet jeśli ktoś nie chciałby nazwać – jak zrobiłby to autor tych słów – tej strony największym dziełem w historii rock and rolla, to nie można zaprzeczyć, że nie było do tej pory niczego podobnego, ani niczego, co by to przewyższyło. Taki efekt nie mógłby się udać bez idealnego zakończenia, a „Can’t Buy Me Love” spełniło tę rolę z radością – wręcz ekstatycznie. Pierwsza wersja „Can’t Buy Me Love” została nagrana 29 stycznia 1964 roku, i to nie w studiach EMI, lecz w paryskim Pathé Marconi Studios. To tam zespół właśnie nagrał niemieckojęzyczne wersje „She Loves You” i „I Want to Hold Your Hand”. Beatlesi byli w tym czasie za granicą w więcej niż jednym sensie – ich serca, a przynajmniej serce McCartneya, były głęboko zakorzenione w Ameryce. Gdzieś w Teksasie, prawdopodobnie.
Pierwsze podejście do „Can’t Buy Me Love” ukazuje, jak bardzo Beatlesi kochali Stany Zjednoczone. Ich uwielbienie dla Elvisa i Chucka Berry’ego było ogromne, ale fascynacja muzyką country i western wcale nie pozostawała daleko w tyle.
Był to okres w historii Beatlesów, gdy John Lennon dominował jako główny autor piosenek. McCartney dorównywał mu pod względem jakości, ale jeszcze nie objętości twórczości. Jednym z największych talentów McCartneya była umiejętność tworzenia utworów, które dla niego były pozornie tylko żartem – pastiszem, riffem, hołdem – ale w nagraniu nabierały znaczenia i wagi, jakby były czymś znacznie poważniejszym. Przykładem może być „She’s a Woman” z końca tego samego roku. Ta piosenka to seria wykrzyknień, zawodzeń i krzyków, z towarzyszeniem rytmicznej gitary, która podkreśla dynamikę. Jednak utwór wciąż zachowuje spójność i pełnię brzmienia. Ten pomysł – prosta baza rozwijająca się w coś znacznie większego – stał się znakiem rozpoznawczym McCartneya, który w przyszłości osiągnął apogeum w majestatycznym „Hey Jude”.
Ale najpierw te wirujące w powietrzu „kłęby kurzu” pierwotnej wersji „Can’t Buy Me Love”. Aranżacja łączy zarówno złożoność, jak i prostotę: połączenie rytmu jazdy w siodle – tego kołyszącego „giddy-up” - z doo-wopowymi, wznoszącymi się i opadającymi chórkami wywodzącymi się z tradycji gospel. Taka wersja stanowi fascynujący outtake, który pierwotnie można było usłyszeć na jednej z edycji bootlegowej serii Ultra Rare Trax, zanim został oficjalnie wydany na pierwszym albumie Anthology. To prawdziwy skarb, który warto cenić.
Co jednak by się stało, gdyby wersja country i western „Can’t Buy Me Love” została następcą „I Want to Hold Your Hand” i pierwszym singlem wydanym po występie w The Ed Sullivan Show? Tego rodzaju decyzje potrafią zmieniać trajektorie kariery.
Beatlesi jednak wiedzieli, że to jeszcze nie jest ta piosenka, którą „Can’t Buy Me Love” miało się stać. Dlatego zastosowali jedną ze swoich popisowych sztuczek „presto-change-o” i na bieżąco przeobrazili utwór. Zamiast krwi country i western, w żyły piosenki wpłynęła energia hitu; z hukiem i impetem McCartney i reszta zespołu – szczególnie George Harrison – puścili wodze wyobraźni. Efektem jest triumfalne, dźwiękowe wyzwolenie.
Od samego początku piosenki Beatlesi mieli coś właściwego w jej wcześniejszej formie i zachowali to: rozpoczęcie nie od zwrotki, lecz od refrenu. Utwory Beatlesów zaczynające się refrenem zwykle dobrze sobie radziły. „She Loves You” to najbardziej znany przykład, ale „Can’t Buy Me Love” nie wybuchłoby z takim impetem – a wymagało tego wybuchu na starcie – gdyby początkowo oferowało tylko rozmowy i obietnice pierścionków z brylantami.
Od samego początku piosenki Beatlesi mieli coś właściwego w jej wcześniejszej formie i zachowali to: rozpoczęcie nie od zwrotki, lecz od refrenu. Utwory Beatlesów zaczynające się refrenem zwykle dobrze sobie radziły. „She Loves You” to najbardziej znany przykład, ale „Can’t Buy Me Love” nie wybuchłoby z takim impetem – a wymagało tego wybuchu na starcie – gdyby początkowo oferowało tylko rozmowy i obietnice pierścionków z brylantami.
Podczas gdy w wersji country i western zespół oscylował między wzlotami i upadkami, ostateczna wersja rzuciła ich wprost do przodu. Gotowe „Can’t Buy Me Love” to strzał z armaty. Beatlesi uwielbiali rock and roll z pazurem – a kto by go nie kochał, jeśli kocha rock and roll? To uczucie robienia czegoś, czego nie powinno się robić, ale co jest tego warte, a nawet konieczne. W tym samym duchu powstało późniejsze „Helter Skelter”, choć tamto utwór ciężko się toczył, a „Can’t Buy Me Love” pędziło – i po ukończonym biegu zdawało się zbierać siły na kolejny sprint.
Co tu mamy tekstowo? Wspomniane pierścionki z brylantami, kilka tropów z epoki Brill Building, ale wokal McCartneya (dograny w studiach EMI 28 lutego) dodaje temu wszystkiemu surowej duszy – wręcz czarnej duszy. McCartney miał swoje „numery” w stylu Little Richarda, choć to nie jest jeden z nich, jednak jego podejście do wokalu zdradza afroamerykańskie inspiracje.
Słychać napięcie w głosie – napięcie związane z dążeniem – bez najmniejszej oznaki pęknięcia. Otis Redding zaadaptował później „A Hard Day’s Night”, ale równie dobrze mógłby się odnaleźć w „Can’t Buy Me Love”. Wokal McCartneya przekazuje przekonanie wykraczające poza potencjalną banalność tekstu, tworząc wrażenie, że mówi nam o sprawach istotnych. Często bardziej liczy się to, że ktoś musi się przed nami otworzyć, niż to, co konkretnie mówi.
Słychać napięcie w głosie – napięcie związane z dążeniem – bez najmniejszej oznaki pęknięcia. Otis Redding zaadaptował później „A Hard Day’s Night”, ale równie dobrze mógłby się odnaleźć w „Can’t Buy Me Love”. Wokal McCartneya przekazuje przekonanie wykraczające poza potencjalną banalność tekstu, tworząc wrażenie, że mówi nam o sprawach istotnych. Często bardziej liczy się to, że ktoś musi się przed nami otworzyć, niż to, co konkretnie mówi.
Paul McCartney w 1964 roku był bystrym facetem i wiedział, co robi oraz dlaczego warto podążać za instynktem. Lennon próbuje dotrzymać kroku na gitarze rytmicznej, niemalże wysuwając się na prowadzenie, podczas gdy Ringo Starr, mistrz rytmu, dba o to, by energia nie opadła ani na moment. Jego talent do uczciwego i pełnego adrenaliny napędzania wysiłków wszystkich w zespole przypominał trenera, który nie uznaje wymówek i zagrzewa do walki.
A potem jest George Harrison – młody gitarzysta, który po raz pierwszy gra solówkę na singlu Beatlesów. I cóż za debiut – niemal zapiera dech! Jeśli ktoś chciałby zasugerować, że jest tu subtelny przedsmak tego, co później stanie się heavy metalem, nie byłby daleki od prawdy.
To pierwsza gitarowa solówka Beatlesów, która naprawdę „szatkuje”, i trudno oszacować, ilu młodych ludzi zdecydowało, że chcą zostać gitarowymi herosami po usłyszeniu porywającego popisu Harrisona. Brzmiała głośniej niż cokolwiek, co dotychczas można było usłyszeć w radiu, jak forma sześcio-strunowego wyzwolenia wykrzyczana z merseyowskich szczytów rock and rollowej radości.
To pierwsza gitarowa solówka Beatlesów, która naprawdę „szatkuje”, i trudno oszacować, ilu młodych ludzi zdecydowało, że chcą zostać gitarowymi herosami po usłyszeniu porywającego popisu Harrisona. Brzmiała głośniej niż cokolwiek, co dotychczas można było usłyszeć w radiu, jak forma sześcio-strunowego wyzwolenia wykrzyczana z merseyowskich szczytów rock and rollowej radości.
Przenieśmy się więc do filmu 'A Hard Day’s Night' i chwili, gdy Ringo Starr ogłasza „We’re out!” (Wychodzimy!), a Beatlesi pędzą w dół po przeciwpożarowej drabinie, by bawić się na polu, podczas gdy w tle dudni „Can’t Buy Me Love”. Niewiele – o ile w ogóle – jest w kinie momentów, które wyrażają wolność w takim stopniu, jak ta scena. Trudno sobie wyobrazić, by jakikolwiek inny utwór pasował do niej równie idealnie.
„Can’t Buy Me Love” było przełomowym singlem Beatlesów – potwierdzeniem ich statusu i jednocześnie nowym początkiem. Wiosną 1964 roku byli w szczytowym momencie swojej widzialności, być może nawet bardziej widoczni niż ktokolwiek inny w historii ludzkości do tamtej pory. (4 kwietnia – w zaledwie czwartym tygodniu obecności na liście – utwór znalazł się na 1. miejscu w USA, gdzie utrzymał się przez pięć tygodni.)
Czas na popową perfekcję? Nie. Wyprawa country i western na równiny Teksasu? Też nie. To był moment, by zaprezentować rock and roll w sposób, w jaki jeszcze nigdy tego nie zrobiono. A jeśli chcemy nazwać „Can’t Buy Me Love” hymnem pewnego ducha, rock and rollowego etosu nie do zdarcia – to też świetnie.
- Od Autora bloga: Powyższy cały tekst skopiowałem do postu głównego o piosence (opublikowanego w 2012 roku).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz