ORAZ
życzy Autor bloga, Ryszard
życzy Autor bloga, Ryszard
Uważni czytelnicy mego bloga lub średnio nawet znający historię zespół jego fani wiedzą, że w 1968 roku John Lennon był pierwszym i jedynym członkiem Fab Four, który wystąpił publicznie pod innym szyldem niż F4. Nie muszę podkreślać, jaką gratką wtedy (i dzisiaj) było zobaczyć Johna poza The Beatles. Występ w Dirty Mac (żartobliwe nawiązanie Johna do grupy Fleetwood Mac) był oczywiście w jego karierze zdaniem wielu marginalny, trudno też znaleźć jakąkolwiek wypowiedź muzyka o tym wydarzeniu. Niemniej to ważne wydarzenie. Był to czas, w którym rosły napięcia w zespole, a jego udział w tej „supergrupie” można postrzegać jako znaczący krok w jego późniejszej solowej karierze. Zaznaczam, występ publiczny, bo nie mówimy tutaj o udziale w sesjach nagraniowych.W czasie prób i show Johnowi prócz Yoko towarzyszył jego syn, Julian.
Film, przeznaczony dla telewizji, nakręcony w ciągu dwóch dni, 11 i 12 grudnia 1968 roku, zawiera niezwykłe występy takich artystów, jak The Who („A Quick One, While He’s Away”), Jethro Tull („Song For Jeffrey”), Taj Mahal, Marianne Faithfull, improwizowana supergrupa The Dirty Mac (Lennon, Richards, Mitchell, Clapton) oraz Yoko Ono (Yoko zaśpiewała "Whole Lotta Yoko" - zwany także jako "Her Blues" z towarzystwem Dirty Mac oraz wirtuoza skrzypiec, Ivry Gitlisa - clip na dole).
Film, nakręcony w północnym Londynie przez Lindsay-Hogga (Let It Be, Ready Steady Go!) i operatora Tony’ego Richmonda (Sympathy for the Devil / One Plus One, Let It Be), był koncertem osadzonym w surrealistycznej, cyrkowej scenerii. Zespół występował zarówno jako
gospodarze, jak i główni wykonawcy, prezentując sześć klasyków, w tym „Jumpin’ Jack Flash”, „Parachute Woman” i „Sympathy For the Devil”.
Mick Jagger: Michael jest bardzo kreatywnym facetem. Wpadliśmy na ten pomysł, a cała idea polega oczywiście na tym, aby uczynić go mieszanką różnych aktów muzycznych i cyrkowych, wyjmując go z normalności i czyniąc go nieco surrealistycznym... mieszając te dwa. Chcieliśmy jak najwięcej różnych rodzajów muzyki. Dlatego pomyśleliśmy o tym, kto będzie najlepszym rodzajem działań wspierających projekt.
Na pierwszym miejscu tzw. listy życzeń były dwa zespoły: Traffic i Cream, jednakże nie udało się ich zaprosić do programu. Z Cream obecny był tylko Eric Clapton.Niespodziewanie okazało się, że na występ w programie "konkurencyjnego" bandu zgodzi się John Lennon, który postawił warunek, że będzie mogła także wystąpić obok niego Yoko.
Widownia, składająca się z członków fan clubu, zwycięzców konkursów i przyjaciół, uczestniczyła w wydarzeniu, które miało być początkowo specjalnym programem BBC promującym album Beggars Banquet. Po odejściu Briana Jonesa i jego późniejszej śmierci plany te zostały porzucone, a materiał filmowy na lata zaginął. Film został oficjalnie wydany dopiero po 28 latach.
Nowa wersja filmu dostępna jest zarówno w formacie 4×3, jak i panoramicznym 16:9. Dodatki obejmują komentarze Micka Jaggera, Keitha Richardsa, Tony’ego Richmonda, Michaela Lindsay-Hogga, Yoko Ono oraz Marianne Faithfull, wywiad wideo z Pete’em Townshendem oraz wiele innych materiałów.
The Rolling Stones Rock and Roll Circus
1. Mick Jagger’s Introduction Of Rock And Roll Circus – Mick Jagger
2. Entry Of The Gladiators – Circus Band
3. Mick Jagger’s Introduction Of Jethro Tull – Mick Jagger
4. Song For Jeffrey – Jethro Tull
5. Keith Richards’ Introduction Of The Who – Keith Richards
6. A Quick One While He’s Away – The Who
7. Over The Waves – Circus Band
8. Ain’t That A Lot Of Love – Taj Mahal
9. Charlie Watts’ Introduction Of Marianne Faithfull – Charlie Watts
10. Something Better – Marianne Faithfull
11. Mick Jagger’s and John Lennon’s Introduction Of The Dirty Mac
12. Yer Blues – The Dirty Mac
13. Whole Lotta Yoko – Yoko Ono & Ivry Gitlis with The Dirty Mac (clip wyżej)
14. John Lennon’s Introduction Of The Rolling Stones + Jumpin’ Jack Flash – The Rolling Stones
15. Parachute Woman – The Rolling Stones
16. No Expectations – The Rolling Stones
17. You Can’t Always Get What You Want – The Rolling Stones
18. Sympathy for the Devil – The Rolling Stones
19. Salt Of The Earth – The Rolling Stones
Kilka tygodni temu, na swoim nowym albumie King’s Disease, raper Nas ubolewał nad presją wywieraną na doświadczonych artystów, podsumowując: „McCartneyowie żyją dłużej niż Lennonowie, ale to Lennon jest najtrudniejszy do przejścia.”
Dla przykładu – choć mocno nieformalnego – kilka miesięcy temu na moim programie radiowym SiriusXM opublikowaliśmy spontaniczną ankietę na Twitterze, pytając słuchaczy, który z Beatlesów jest ich ulubionym. Paul i George byli na czołowych pozycjach, idąc łeb w łeb, podczas gdy John był wyraźnie w tyle. (Ringo Starr, wiecznie uwielbiany i niedoceniany, zdobył garstkę swoich typowych zwolenników).
Solowe nagrania Johna Lennona, choć wciąż zajmują najwyższe miejsca w katalogach solowych Beatlesów, również zanotowały dramatyczny spadek. Plastic Ono Band spadł z 23. miejsca na 85., a Imagine z 80. aż na 223. Tymczasem album George’a Harrisona All Things Must Pass awansował z 433. na 368. miejsce, podczas gdy sytuacja McCartneya była raczej stabilna: Band on the Run, który wcześniej zajmował 418. miejsce, wypadł z listy, ale został zastąpiony przez bardziej „indie-przyjazny” album Ram, który zadebiutował na 450. pozycji.
Dla słuchaczy urodzonych po śmierci Lennona najbardziej znanymi obrazami są jego rola jako „politycznego Beatlesa” oraz oddanie Yoko Ono, która wciąż pozostaje postacią budzącą podziały. To bez wątpienia szlachetne cechy, ale łatwo zauważyć, że są one mniej atrakcyjne dla millenialsów – zbyt poważne, by były zabawne, zbyt szczere, by uchodziły za „cool.” Jego kąśliwy dowcip i bezkompromisowość w wypowiedziach (tego rodzaju, które sprawiły, że popadł w kłopoty, kiedy powiedział, że Beatlesi są „popularniejsi od Jezusa”) również są odbierane inaczej w 2020 roku.
Paradoksalnie, mimo słusznej krytyki, z jaką spotyka się dziś Lennon, jego wpływ nadal jest potężną siłą w popkulturze i muzyce. Jednym z jego największych osiągnięć (obok bycia jednym z największych wokalistów rockowych – mimo że zawsze nienawidził brzmienia swojego głosu) było wejście na teren osobistego i konfesyjnego pisania tekstów. Po pierwszej fali Beatlemanii Lennon skierował się ku nowemu rodzajowi autorefleksji w swoich utworach, takich jak „Help!”, „In My Life” i „Nowhere Man.” Popowe piosenki od dawna dotykały tematu złamanego serca, ale nikt wcześniej nie pisał na płytach o izolacji, strachu i niepewności w tak bezpośredni sposób.
John Lennon uczynił swoje życie głównym tematem swojej twórczości – dosłownie, jak w „The Ballad of John and Yoko” – pisząc o wszystkim, od rzucania heroiny („Cold Turkey”) po lata spędzone jako gospodarz domowy po narodzinach Seana („Watching the Wheels”). Jego matka, która go porzuciła, jego żona, jego dzieci – wszyscy stali się bohaterami jego piosenek w sposób bezprecedensowy, który później rozwijali raperzy tacy jak Eminem, Kanye West czy Drake.
I, oczywiście, jest też aktywizm Lennona. „Revolution,” „Give Peace a Chance,” „Power to the People” oraz piosenki o zamieszkach w więzieniu Attica State czy prześladowaniu rewolucyjnych liderów, takich jak Angela Davis czy John Sinclair – nawet jeśli wydaje się już nieco banalne wychwalać protest songi dawnych pokoleń, to nikt z rockowego kanonu nie był bliżej realnych wydarzeń na ulicach, które przypominają te z naszych czasów. Warto wspomnieć, że Lennon dostrzegał nawet swój własny szowinizm, śpiewając w „Power to the People”: „Muszę zapytać was, towarzysze i bracia / Jak traktujecie swoje kobiety w domach?”
„Nikt nie lubi żyjących świętych,” powiedział kiedyś. „Lubią ich martwych. A my nie zamierzamy być martwymi świętymi. Wolimy być żyjącymi dziwakami.”
Byłem jak jego ksiądz. Często musiałem powiedzieć: „Mój synu, jesteś świetny, nie martw się o to”, a on to przyjął. To sprawi, że poczuje się lepiej.
W 2010 w Białym Domu PAUL gdy odbierał nagrodę Gershwina (The Library of Congress Gershwin Prize for Popular Song - – nagroda przyznawana kompozytorowi lub artyście za wkład w muzykę rozrywkową) powiedział przepiękne słowa: Czasami spoglądam wstecz i myślę: „Jakież miałem szczęście spotkać tego dziwnego człowieka o imieniu John”.
Na koniec jeszcze 3 clipy, w których jak w soczewce ujęto historię zespołu, jak muzycy się zmieniali, także ich zwariowany humor i przede wszystkim przyjaźń. "Free As A Bird", "Real Love" oraz "Now And Then" - trzy ostatnie piosenki, single zespołu, nagrane już po śmierci Johna do jego wersji demo. Opis każdej piosenki na blogu w linkach.
Filmowanie 12 godzin, jak Beatlesi próbują 'Get Back', nie jest zbyt ekscytujące. Wszyscy jedliśmy lunch w sali konferencyjnej Apple, kiedy powiedziałem, że potrzebujemy jakiegoś zakończenia, czegoś, dokąd można by pójść. Yoko wtrąciła: 'Czy zakończenia są ważne?' A ja pomyślałem: 'Ojej... oto moja pierwsza pułapka.' Myślałem, że potrzebujemy czegoś, co by to zamknęło.
Byłem bardzo ciekawy, jak Peter złożył "Get Back'". To tak, jakby moja wersja była opowiadaniem, a jego pełnowymiarową powieścią. Każda z nich ma inne cechy, ale czuję, że obie mogą istnieć obok siebie. Peter był bardzo wspierający w tej kwestii i zaoferował nam ten sam sprzęt, który wprowadził, tworząc swój film. Oryginalny operator kamery, Tony Richmond, i ja pracowaliśmy nad kopią, która jest teraz znacznie jaśniejsza i nie ma problemów z przycinaniem obrazu do formatu telewizyjnego.
Ludzie wciąż żyją zamieszanymi wspomnieniami tego, co działo się wtedy. "Let It Be" to nie jest film o rozpadzie. Skończyliśmy go na długo przed tym, jak wszystko się posypało. To radosny film, kiedy byli szczęśliwi, występując na dachu. To zajebiste.
20 maja 1970 - premiera filmu "Let It Be" - jednocześnie w Londynie i Liverpoolu, bez udziału jakiegokolwiek z Beatlesów. W londyńskim Pavillon pojawili się między innymi: Cynthia Lennon i Jane Asher, Richard Lester, Mary Hopkin, kilku członków The Rolling Stones i Fleetwood Mac. Zaskakuje oczywiście obecność Jane, dwa lata po zerwaniu z Paulem. Premiera w Liverpoolu - o tej samej godzinie co w Londynie, 20:45 odbywa się w Gaumont (Camden Street, London Road). Film zostanie ostatecznie wyświetlony w 100 największych miastach na świecie. Oczywiście nie w naszej stolicy.
Przez dziesięciolecia pracowałeś nad wskrzeszeniem „Let It Be”. Co się w końcu zmieniło?
Peter Jackson był katalizatorem. Spotkaliśmy się w grudniu 2018 roku, zanim jeszcze naprawdę rozpoczął pracę nad "Get Back", wtedyi zapytał mnie, żebym opowiedział mu historię "Let It Be" - co się z nim działo od czasu jego powstania. Powiedział: „Widziałem ten film niedawno i uważam, że powinien on wyjść na nowo.” Przez rok lub dwa Peter mówił mi, że zbudował bardzo dobre relacje z Paulem McCartneyem, Ringo Starrem, Seanem Lennonem, Olivią Harrison (wdową po George’u) oraz Jonathanem Clyde’em, który produkował Get Back dla Apple. Z ich wsparciem Peter zaczął zabiegać o to, aby Let It Be zostało wydane. On i Clyde uzyskali budżet na prace nad restauracją filmu, a projekt powoli ruszył do przodu w Apple.
Czy "Let It Be" to po prostu krótsza wersja "Get Back"?
Absolutnie nie. Peterowi bardzo zależało na tym, aby "Get Back" nie sprawiał wrażenia, jakby został po prostu wyjęty z "Let It Be". Jeśli chciał pokazać scenę, która pojawiła się w moim filmie, robił to z innego kąta lub rekonstruował ją w nowy sposób. Są sceny w "Let It Be", których nie ma w "Get Back". Chociaż oba filmy mają wiele podobieństw, są to bardzo różne produkcje.
Nikt wcześniej nie widział Beatlesów kłócących się, ale to wcale nie była prawdziwa kłótnia. Do tego momentu nikt nie nagrywał, oprócz kilku fragmentów, prób Beatlesów. To było nowe terytorium. Ta wymiana zdań między Paulem a Georgem, nigdy nie komentowali jej, ponieważ była to ta sama rozmowa, jaką prowadziłby każdy artystyczny współpracownik. Jako reżyser w teatrze i w filmie wiem, że tego typu rozmowy odbywają się pięć razy w tygodniu.
Kiedy "Get Back" pojawiło się na ekranach, wielu fanów uznało to za radosną korektę "Let It Be". Zgadzasz się tym?
Powiedziałbym, że większość osób, które uważały film Petera za korektę mojego, nie widziała mojego filmu, ponieważ przez 50 lat nikt nie miał do niego dostępu. Więc chyba że były dziećmi, kiedy oglądali go w kinach, to jedyny sposób, w jaki mogli go zobaczyć, to VHS lub bootlegi, które zmieniały oryginalny format obrazu, miały ciemne i ponure zdjęcia oraz zły dźwięk. To część powodu, dla którego film przez długi czas trzymano w „szafie”.
Kiedy Peter po raz pierwszy pokazał mi niektóre przywrócone obrazy z filmu, jedna scena przedstawiała Beatlesów z tyłu, a ich włosy w oryginale wyglądały na bardzo zbite. Potem powiedział: „Teraz pozwól, że pokażę ci, nad czym pracowaliśmy.” To była ta sama scena, ale teraz widać było pojedyncze pasma włosów. Nowa wersja to XXI-wieczna wersja XX-wiecznego filmu. Jest zdecydowanie jaśniejsza i bardziej żywa niż to, co trafiło na taśmę wideo. Teraz wygląda tak, jak miała wyglądać w 1969 lub 1970 roku, chociaż na moją prośbę Peter nadał jej bardziej filmowy wygląd niż "Get Back", które miało nieco bardziej nowoczesny i cyfrowy wygląd.
Czterech Beatlesów nie pojawiło się na premierze "Let It Be" w 1970 roku. Czy to był ich protest?
Jak już wiemy, Beatlesi byli w trakcie rozpadu, kiedy film przygotowywano do wydania. Prawdopodobnie czuli się wobec siebie wrogo i nie dogadywali się. Ogłosili swój rozpad w kwietniu 1970 roku, a "Let It Be" ukazał się w maju i stał się niejako ofiarą uboczną. Ludzie nie widzieli go takim, jakim był, tylko szukali w nim tego, czym nie było.
Ale przecież w 2021 roku nawet Ringo powiedział, że w filmie nie ma „radości”. Czy członkowie zespołu rzeczywiście wydawali się wtedy niezadowoleni z filmu?
Po 54 latach, myślisz, że fani będą mieli inne postrzeganie filmu?
Jeśli obejrzysz to bez żadnych uprzedzeń, film działa bardzo dobrze i widać, że patrzysz na czterech mężczyzn, którzy znają się od czasów młodzieńczych - no, trzech z nich przynajmniej - którzy kochają się nawzajem jak bracia. Ale nie byli już Fab Four, tymi „facetami z fryzurkami”. Kilku z nich zbliżało się do 30-tki. Przestali koncertować, co było ogromną zmianą dla rock'n'rollowego zespołu. W tym filmie widać, że uczucie między nimi czterema jest wieczne. Ale żyli już bardzo oddzielnymi życiami.
Podczas kręcenia filmu, miałeś wrażenie, że byli na skraju rozpadu?
Nie, wcale nie. Zaczęliśmy kręcić film z czwórką The Beatles. Zakończyliśmy go z czwórką The Beatles. To nie było jak pęknięcie uskoku San Andreas. Myślałem, że mogą pójść w swoją stronę, podążać za swoimi sercami, wydać osobne albumy, ale potem się spotkać, bo The Beatles byli bardzo potężną siłą artystyczną, a także społeczną. Nie myślałem, że Beatlesi się rozpadną, dopóki się nie rozpadli.
Nawet krytycy "Let It Be" mieliby trudność, by twierdzić, że ich ostatni występ na dachu Apple Corps nie był radosnym momentem.
Jakie szczęście, że ostatnia linia w filmie należy do Johna, tam, na dachu. Set został przerwany przez policję - co jest dobre, bo tylko tyle piosenek mieli przygotowanych - a wtedy John mówi: „I mam nadzieję, że przeszliśmy przez przesłuchanie”. Bo jeśli ktokolwiek przeszedł przez przesłuchanie w tej całej dekadzie, to byli to Beatlesi.