LET IT BE w mojej kolekcji. Trudno znaleźć w historii muzyki drugi taki tytuł, który wydawany już był w tylu wersjach. Pierwsza to ta słynna - ha, każda była słynna, ale zostawię te określenie - z 1970 roku, wyprodukowana przez Phila Spectora, z przyjazną akceptacją Johna Lennona, całkowicie nie zaakceptowana przez Paula McCartney'a (pomimo otrzymania nagrody Akademii Filmowej, czyli Oskara w 1971). Wiemy oczywiście dlaczego. Beatlesi nie zaakceptowali wersji albumu zmiksowanej przez Glyna Johnsa (dzisiaj ta wersja, zatytułowana "Get Back" to chyba jeden z najsłynniejszych bootlegów, przez wielu fanów zespołu szanowana jak każde inne oficjalne wydawnictwo zespołu). Grupa czterech przyjaciół z Liverpoolu rozpadała się i nikt nie miał zamiaru przykładać ręki do muzyki tworzonej na początku roku 1969 roku w zimnych przestrzeniach studia w Twickenham. No bo Beatlesi filmowali cały ten proces. Film dokumentalny Michaela Lindsay Hogga opowiadał światu taką wersję sytuacji wewnątrz zespołu, jaka panowała wśród nas do dzisiaj; że Beatlesi się kłócili, że nie było między nimi chemii, brakowało weny twórczej, że przeszkadzała we wszystkim Yoko, że George opuszczał zespół i tak dalej. Za miesiąc zobaczymy w filmie Petera Jacksona, że było zupełnie inaczej, ale na razie to już inny temat. Tak więc, gdy zespół już nie istniał, choć zdążył jeszcze w połowie 1969 roku nagrać arcy-genialne arcydzieło, album "Abbey Road"), świat w 1970 kupował "Let It Be", uznając album za ostatni zespołu także kalendarzowo.
Nikt wtedy nie wiedział, że tak naprawdę ostatnim nagranym przez zespół albumem był wydany pół roku wcześniej wspomniany "Abbey Road". Kończąc ten wątek, Spector wmiksował w oryginalne nagrania zespołu własne orkiestracje do (niektórych co prawda) utworów, dodając także tak mocno krytykowane przez Paula kobiece chórki. Muzyk uznał, że to profanacja muzyki zespołu, dodatkowo uczyniona bez jego wiedzy czy zgody. Nowe wydawnictwo to na 1 płytce CD (odnoszę się tutaj do wersji na płytach kompaktowych) oryginalna zawartość albumu produkcji Spectora, ale zremiksowana przez Gilesa Martina (z pomocą oczywiście Sama Okella) i oczywiście ze wszystkimi "dodatkami" Spectora, więc "Across The Universe" Johna jest z chórkami - i jest to moja ulubiona wersja utworu, choć na innych płytkach tej kolekcjonerskiej wersji albumu znajdziemy miks utworu autorstwa Glyna Johnsa, prawie identyczna jak ta z "Naked").
No i w 2003 roku premierę miała kolejna odsłona "historii albumu", wydany z inicjatywy Sir McCartney'a (z akceptacją Ringo) album zatytułowany "Let It Be - Naked", na którym zostały umieszczony wersje tych samych utworów zespołu, co na pierwotnym albumie, ale w takich wersjach, w jakich nagrał jej zespół, okrojone ze wszystkich ozdobników jak dodatkowi muzycy czy chórki, które wykreował Phil Spector. Po prostu nagie, stąd tytuł. No i 50 lat po premierze tamtej wersji mamy (może trochę spóźnioną z powodu pandemii) trzecią wersję albumu The Beatles, "Let It Be", której zawartość opisałem w niedawno zamieszczonym poście. No i po kilku odsłuchaniach moje wrażenia. Zanim napiszę więcej o zawartości utworu muszę dodać kilka słów, bardzo oczywistych dla czytelników tego bloga, niemniej chyba potrzebnych. Od dawna nie oceniam już niczego co stworzyli Fab Four. Z pozycji klęczek, zdumienia, zachwytu, ciągłego niedowierzania, że coś takiego powstało, że człowiek może stworzyć tak doskonałą cudowną sztukę trudno obiektywnie coś szczerze oceniać, co jak dla mnie jest muzycznym perpetum mobile. Muzyka The Beatles i na tym albumie jest dla mnie kompletna, doskonała, choć wiem, że sporo ich lepszej muzyki znajduje się na innych albumach. Jak nie zawsze podobają mi się solowe dokonania całej czwórki, tak wszystkie moje zmysły wyłączają zalążki myśli krytycznych, blokują jakiekolwiek negatywne odczucia w przypadku słuchania czegokolwiek, co stworzyła cała czwórka. Ba, nawet w czym nawet bierze udział mniej lub bardziej nie na poważnie. Wersje albumów zespołu z serii "rocznicowych - 50 lecie od premiery" udostępniły nam mnóstwo materiału muzycznego z tzw. kuchni studyjnej zespołu. Wersje demo, próby, jamy, rozmowy. W przeważającej części znane już z pirackich bootlegów, tutaj jednak z dużo lepszej wersji dźwiękowej, zremasterowanej, często brzmiących jak wersje skończone. Na omawianym dzisiaj przez mnie - nie ocenianym! - albumie "Let It Be" mamy tego wyjątkowo dużo i jest tutaj kilkanaście absolutnych diamentów, o czym więcej w dalszej części tekstu. Pominę tutaj oczywistą, absolutnie perfekcyjną estetykę całego wydawnictwa, co oczywiście nie zaskakuje. Myślę, że wrócę jeszcze do tego tematu, choć wygląd Deluxe Boxu czy to w wersjach CD czy na winylach znajdziecie wszyscy w sieci.
W
przedmowie do płytki PAUL wspomina: Kiedy zadzwoniłem do facetów z
zespołu i zasugerowałem, że może nadszedł czas na następny album,
zaczęli sobie ze mnie żartować - 'Oh, mamy cię, chcesz znowu pracować!
Jednakże, jeśli chodzi o "Let It Be", wszyscy się ostatecznie zgodzili. W
końcu wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że to dobry pomysł.
W dalszych słowach Sir Paul opowiada jak doszło do pomysłu kręcenia filmu, produkcji Spectora, to wszystko wiemy, więc pomijam te fragment. W ostatnim fragmencie tekstu czytamy: Zawsze uważałem, że oryginalny film "Let It Be" był bardzo smutny, w tym jak poradził sobie z pokazaniem rozpadu naszego zespołu, lecz nowy film pokazuje koleżeństwo oraz miłość pomiędzy naszą czwórką. Pokazuje wspaniały czas jaki dzieliliśmy ze sobą łącząc to z nową wersją albumu "Let It Be", stając się potężnym przypomnieniem tamtych czasów. To jest właśnie to jak chcę pamiętać The Beatles.
Specjalne podziękowania dla: Yoko Ono Lennon, Sean Ono Lennon, Olivia Harrison , Dhani Harrison.
CD 1: "Let It Be" 2021 mix i opis: (To jest nowa faza albumu The Beatles. Jego zawartość zgodna z tym co pokazywał film "Let It Be", materiał wyjściowy to ten, który wyprodukował Phil Spector).
Pozostałe CD to oryginalne nagrania wyprodukowane przez The Beatles i George'a Martina (inżynierem dźwiękowym był Glyn Johns), także remiksy wyprodukowane przez G.Johnsa
CD 2: Get Back – Apple Sessions, CD 3: Get Back – Rehearsals and Apple Jams
CD 4: Get Back LP – 1969 Glyn Johns mix
CD 5: Let It Be EP (dwa miksy Glyna Johnsa z 1970 i nowe miksy singlowych wersji "Let It Be" i "Don't Let Me Down").
DVD 6. Wersja Cd 1 w blue-ray
Remiksy nagrań w wersji 2021:
Producent: Giles Martin (inżynier dźwiękowy: Sam Okell)k
Fotografie: Linda McCartney, Ethan A. Russell, Angus McBean
Ok, przejdźmy do opisu wszystkich płyt z wersji Deluxe (niestety mam jak na razie własną wersję 2CD i pożyczoną 6-płytową), ale najpierw posłuchajcie w clipie wyżej fantastycznego nagrania, jednej z moich ulubionej piosenki zespołu, arcydziała, "Oh! Darling" (tutaj na blogu). Jak wiemy bardzo chciał ją zaśpiewać John, tutaj słyszymy obu liderów zespołu i jak cudnie się ze sobą przy tym bawią. Magia? Oczywiście.
Pierwsza płyta, to jak wspomniałem wcześniej kopia oryginalnego pierwszego wydania albumu, ale zremasterowanej (to dotyczy całej muzyki z tego wydawnictwa) i zremiksowanej przez Gilesa Martina (i jeszcze raz wspomnę tutaj inżyniera nagrań, Sama Okella, od lat ta dwójka odpowiedzialna jest za nowe, rocznicowe produkcje zespołu). Nowe miksy nie oznaczają, że wyczuwamy jakieś różnice w stosunku do produkcji Phila Spectora, bez względu czy słuchamy to Stereo Dolby czy w wersji "kinowej" 5.1 Surround DTS. Oczywiście sterylna czystość, większa dynamika, bardziej, choć nie jestem tego do końca pewien, wyraźniej rozłożona przestrzennie siła efektu stereo, może gdzieniegdzie (nie porównywałem takich detali) jakiś instrument czy głos wypchnięty wyżej lub w inny kanał,ale poza tym wszystko to brzmi prawie tak samo jak na albumie z 1970. Te same 12 piosenek, ta sama kolejność, także te same słynne zdjęcie (kolaż czterech twarzy, z których o dziwo, tylko George się uśmiecha), które zdobiło okładkę oryginalnego albumu. Opis każdego utworu znajdziecie na blogu, ale postanowiłem i tutaj dać te linki. Brakuje "Don't Let Me Down"? No tak, nie znalazło się na albumie w 1970 roku, ale już na drugiej stronie singla "Let It Be". Znajdziemy je na pozostałych płytkach wydania, na 2 płytce w wersji live.
1. Two Of Us
2. Dig A Pony
4. I Me Mine
5. Dig It
6. Let It Be
7. Maggie Mae
11. For You Blue
12. Get Back
Druga i trzecia płyta to już rarytasy z sesji muzycznych, które kiedyś znaliśmy z bootlegów, od czasów wersji kolekcjonerskich (50-lecia) także już z oficjalnych płyt zespołu. W większości zamieszczonych na nich nagraniach słyszymy fragmenty rozmów, często poważnych, ale przeważają zabawne przekomarzania się, zwyczajne wygłupy. Perełkę z tych sesji umieściłem w clipie, to zdecydowanie moja ulubiona piosenka z tych dwóch sesyjnych płyt. Ale jak nie kochać "Oh! Darling". Mamy tutaj znakomitą wersję "Don't Let me Down" z pierwszego wykonania piosenki na dachu wytwórni Apple. Kto wie, czy to nie najlepsze wykonanie na żywo jakiejkolwiek piosenki przez The Beatles? Moim zdaniem chyba tak.
Jeśli ktoś nie znał chronologii powstawania albumów zespołu i był cały czas przekonany, że "Let It Be" to ostatni nagrany album zespołu, pewnie zastanowi się ze zdziwieniem słysząc z płytki nr 3 próbne wersje takich numerów jak "She Dane In Through Bathroom Window", "Polythene Pam", "Octopus's Graden" czy wspominane tu wiele razy "Oh Darling". To przecież klasyka z "Abbey Road"! Fani George'a Harrisona ze smutkiem pokiwają głową słuchając "All Things Must Pass", jego wielkiego solowego hitu, który jak widać nie zyskał wtedy uznania u kolegów (zresztą tak samo było z pięknym "Gimme Some Truth" Johna), by chociaż nagrać go pół roku później.
Tak przy okazji słuchania tych żartobliwych przeważnie fragmentów sesji Twickenham oraz Abbey Road zastanowiłem się nad tym, z jakiego jeszcze albumu chciałbym posłuchać "wygłupów" muzycznych muzyków. Może ich też wcale nie było, gdyż George Martin raczej panował nad dyscypliną swoich czterech podopiecznych stąd nagrania bootlegowe z sesji lat 63-68 to raczej solidna, sumienna praca studyjna. Sumując znakomicie się słucha tych nagrań, które pomagają przy pewnej dyscyplinie wyobraźni, znaleźć się razem z czterema Fabsami w studiu.
Płyta czwarta to jak wiemy miksy Glyna Johnsa, po raz pierwszy poddane solidnej cyfrowej konwersji, stąd ich jakość jest prawie brzmieniowa, ale i muzyczna, nie gorsza od oryginału. Miksy Johnsą oddają klimat, brzmienie, format jaki Paul uzyskał na "Let It Be Naked". Piąta to cztery nagrania, dwa utwory zmiksowane przez Glyna Johna, a nie umieszczone na poprzedniej płytce (taka była zawartość pirackiego albumu "Get Back") czyli "Across The Universe" oraz "I Me Mine"; dwa pozostałe to zawartość singla "Let It Be" z 1970, tytułowy i "Don't Let Me Down" - w remiksach Gilesa Martina z 2021 (na fotce od lewej Okell oraz Giles, syn George'a Martina).
Też mam. Lubię bardzo ten album od zawsze więc i tą jego wersję. Pod,iwiam Twoją pasję drogi Autorze. Wierny czytelnik bloga i także wielki fan Bitelsów. Daniel
OdpowiedzUsuń