Zagubiony John '66 |
Zanim przejdę do opisywania kolejnych wydarzeń z historii zespołu, mały fragment z książki Philipa Normana, opisujący zgrabnie sytuację Beatlesów w jesieni 1966 roku.
Najbardziej zdeterminowany – i predysponowany - do podążania swoją własną drogą wydawał się
John Lennon. Tej jesieni, wraz z Neilem odłączył od pozostałej trójki by zagrać
w filmie ‘How I Won The War’. Po
zakonczeniu koncertów w 1966 roku przed Johnem zdawało się otwierać mnóstwo
możliwości. Wydawcy chcieli by dla nich pisał. Producenci okolicznościowych
kartek z życzeniami namawiali go, by dla nich rysował. Galerie sztukli –
otwierane w Londynie teraz niemal często jak butiki z ciuchami – dopraszały się
o jego udział w zamkniętych pokazach. Przez pewien czas wydawało się, że sztuka
pochłonęła go bez reszty. Dwa – trzy razy w tygodniu Lennon jeździł z Weybridge
do stolicy swoim roll’sroycem, który jego szoferowi służył często za miejsce do
spania.
Najnowszą z
galerii na West Endzie była Indica przy Mason’s Yard, którą prowadził John
Dunbar, były mąż Marianne Faithfull. W listopadzie John pozna tam Yoko.
Paul, jako ten,
który najbardziej angażował się w występy, najbardziej uzależnił się od hołdów
składanych przez fanów i najciężej pracował jako Beatles, znalazł się po
zakończeniu koncertowania w kropce. Najpierw jednak zrobił sobie długie wakacje
i jak na niego nader ekstrawaganckie. Razem z Malem Evansem, którego żona Lil
wciąż cierpliwie czekała w domu w Sunbury-on-Thames – wybrał się na samochodowe
safari po Afryce. Kiedy wrócił, oznajmił, ze odtąd chciałby skupić się na
wszechstronnym doskonaleniu w dziedzinie kultury. Czuł – podobnie zresztą jak
John i George - że będąc Beatlesem,
wiele stracił w życiu. Absolwenta Liverpool Institute ekscytował też
narastający ferment artystyczny w Londynie. W wywiadzie dla ‘Evening Standard’
Paul tłumaczył: „Ludzie mówią fantastyczne rzeczy, malują fantastyczne rzeczy i
takie piszą. Musze się dowiedzieć co robią”. Na tą decyzję jak i na wiele
innych dotyczących jego prywatnego życia duży wpływ miała Jane Asher. W
odróżnieniu od pozostałych dziewczyn Beatlesów osiągnęła absolutną
niezależność: miała teraz dopiero dwadzieścia jeden lat a odnosiła duże sukcesy
na scenie i w filmie, niekoniecznie tylko temu, że była „dziewczyną Beatlesa”,
choć przypuszczalnie ten fakt jakiś
wpływ na jej karierę miał.
Paul komponuje muzykę do filmu. |
Pierwszym
samodzielnym przedsięwzięciem dotyczącym „życia bez koncertów” było
skomponowanie muzyki do filmu „The Family Way”, nowej brytyjskiej komedii.
Tygodnik „Newsweek” uznał ścieżkę dźwiękową za „zgrabną i pomysłową”. Paul
wziął się też za pisanie dla innych i produkowanie płyt: dla duetu Ptere And
Gordon, dla zespołu The Escourts oraz dla zespołu Cliff Bennett and the Rebel
Rousers, gdy ci postanowili nagrać cover jego przeboju ‘Got To Get You Into My
Life’. W końcu znalazł też dla siebie dom, nie w sąsiedztwie kolegów z zespołu
czy maklerów giełdowych, ale przy Cavendish Avenue w St. John’s Wood, niedaleko
studia EMI. W środku zafundował sobie symbolu statusu odpowiednie dla zamożnego
małżeństwa: kamerdynera, kucharkę. Po rozległym ogrodzie – który mimo wszystko
bywał zaniedbany – biegała suczka Martha, bohaterka tytułowej piosenki z
Białego Albumu.
Prasa wciąż zagadywała
go kiedy ogłosi swoje zaręczyny z Jane. Dziewczyna pomogła mu urządzić i
umeblować nowy dom, ale z przyzwoitości, charakterystycznej dla obojga,
oficjalnie w nim nie zamieszkała. Oboje nauczyli się zręcznie odpierać wciąż
zadawane pytanie. Jane mówiła: „Byłabym bardzo zdziwiona, gdybym wyszła za
kogoś innego niż Paul”. On z kolei ilekroć jakiemuś dziennikarzowi udało się go
zaczepić poza terenem swojej posiadłości, wysłuchiwał go z niezmąconą
życzliwością, spoglądając ze swojego aston martina, namyślał się i odpowiadał.
„Proszę napisać, że na to pytanie uśmiechnąłem się”.
Jeszcze bardziej
zagubiony wydawał się George. W ostatnim roku koncertowania najbardziej
znienawidził swój los bycia Beatlesem. Bycie nim dla niego oznaczało
najróżniejsze afronty i upokorzenia – zniecierpliwienie okazywane mu w studiu
przez George Martina, przytłaczająca swoją płodnością współpraca kompozytorska
Johna i Paula, która pozwalała mu wcisnąć na każdy album co najwyżej jedną
piosenkę, świadomość tego, że w ich oczach wciąż pozostaje tym, kim był w
Liverpoolu, pałętającym się przy nich smarkaczem. Wściekłość, której nie mógł z
siebie wyrzucić, kierował ku uwielbiającemu go światu. Kiedy koledzy z zespołu
śmiali się z beatlemanii, George widział w niej lekceważenie swoich
umiejętności muzycznych, które osiągnął z takim trudem własną pracą.. Zdawało
się, że sława przyniosła mu tylko bogactwo i wyjątkową drażliwość –
wyartykułowane w jednej piosence podejrzenia, że „ludzie chcą cię wykiwać”.
Jego żona Pattie, zrezygnowała z kariery modelki, bo zdaniem George’a inni
mogliby próbować wykorzystać go za jej pośrednictwem.
George z Ravim. |
George wybierając
się do Indii uciekał w swój świat gdzie czuł się pewnie, bezpiecznie i
komfortowo. Pretekstem oczywiście była chęć nauki na sitarze. Jak kiedyś
obsesyjnie grał na swojej pierwszej gitarze za trzy funty, tak teraz oddał się
bez reszty ćwiczeniom na tym hinduskim instrumencie. W tym okresie poza studiem
wcale nie dotykał gitary. Ćwiczył dzień i noc, siedząc na podłodze w hinduskiej
tunice i słuchając zarejestrowanych na taśmie instrukcji Raviego Shankara.
Zaczął też w tym okresie, regularnie zażywać LSD. Dla niego halucynacje
powstające w umyśle pod wpływem narkotyku stanowiły coś, co już wcześniej
widział. To były Indie (w czasie powrotu z Manili) rozbrzmiewające
uduchowionymi dźwiękami i zamieszkane przez joginów, którzy potrafią lewitować
i leżeć na gwoździach albo dają się zakopać żywcem: Indie, gdzie wszystko na co
się patrzyło, czego się dotykało i czego słuchało,w zgiełku i ciszy, było CAŁKOWITYM PRZECIWIEŃSTWEM ŚWIATA
BEATLESÓW, odzianych w marynarki i śpiewających „yeah yeah yeah”. Zawsze
stroniący od nauki chłopak teraz zaczął pożerać książki na temat jogi i
medytacji. Obiecywały one stan, który dotąd wydawał mu się absolutnie nieosiągalny
- doskonałej rozkoszy, „oświecenia” i
wewnętrznego spokoju. Nie musiał się już przejmować prozaiką życia w Wielkiej Brytanii będąc sławnym Beatlesem,
mogącym wszystko a tak naprawdę nie mogącym pójść po mleko do sąsiedniego
sklepiku.
Ringo z rodziną. |
Z całej czwórki
tylko Ringo wydawał się wiedzieć, czego chce. Pragnął siedzieć w domu z Maureen
i niedawno urodzonym synkiem, o imieniu Zak, które zostało wybrane z prostego
powodu: mały George Harrison chciał się tak nazywać jak był mały a Ringo i
George byli najlepszymi przyjaciółmi w zespole. Życie Starra w dalszym ciągu
było bardzo nieskomplikowane, nawet gdy stał na terenie swojej posiadłości
„Sunny Heights” i spoglądał na starannie wypielęgnowany – w przeciwieństwie do
tego u Paula – ogród, na wpół gotowy mur wznoszony przez jego własną firmę
budowlaną, na swoje samochody: facel vegę, land rovera, mini coopera i na sam
dom z kilometrami miękko obitych mebli, białymi dywanami, sześcioma
telewizorami , salą kinową, stołem bilardowym i jednorękim bandytą. Wspominał sobie
swoje dzieciństwo w liverpoolskiej Dingle, te wszystkie chwile samotności w
szpitalnych łóżkach i myślał sobie: „Co tu właściwie robi takie straszydło jak
ja?”.
_______________
Beatlesi ze swoimi "roadies" : Neil Aspinall i Mal Evans. |
Ale nawet osobno
mieszkając i osobno wydając zarobione miliony, nie mogli przestać być sobą.
Żadna żona czy przyjaciółka nie zerwała jeszcze tej niewytłumaczalnej więzi
łączącej czterech chłopców, którzy nie tylko razem dorastali, ale i wspierali
się nawzajem w kłopotach niepojętych
dla nikogo innego. W podobnych sytuacjach wcześniej Elvis, czy lata później
Michael Jackson mieli tylko siebie, mogli liczyć tylko na siebie samych, nie
mając wokół trzech kumpli będących w identycznej jak oni sytuacji. Taki komfort
mieli tylko Beatlesi. Nadal wspólnie robili to samo, ubierali się tak samo,
kupowali to samo, wariowali na punkcie tego samego. Kiedy John postanowił nosić
okulary, pozostali poszli jego śladem. Podczas krótkiego postoju w Delhi Paul i
John wzorem George’a kupili sobie sitary. Wszyscy równocześnie przerzucili się
na kwieciste koszule o bufiastych rękawach, wysoko zapinane surduty, kapelusze
o szerokich rondach i luźno wiązane apaszki. Pod koniec 1966 wszyscy zapuszczą sobie identyczne wąsiki.
Wszyscy w "lennonówkach" - prócz Johna |
Ich najbliższymi
współpracownikami nadal byli dwaj liverpoolczycy, "roadies", którzy podczas tras
koncertowych zajmowali się obsługą techniczną i od tak dawna chronili ich przed
światem. Neil – czy też, jak często mówił do niego John, „Nell” - Aspinall, nerwowy i bystry dawny student
rachunkowości, oraz Mal Evans, łagodny z natury były ochroniarz, spełniali rolę
niezbędną dla każdego z osobna i dla zespołu jako całości. Chodzili tam gdzie
chodzili Beatlesi, nosili to samo co oni i palili to samo. W zamian za
nieprzesadnie wysokie pensje byli na każde zawołanie, gotowi zapewnić im
wszystko, co którykolwiek z Czwórki uznał za potrzebne, od szofera na innym
kontynencie po grzankę z herbatą.
Pod koniec 1966 Beatlesi
również mili nadal tych samych przyjaciół, poznanych w Liverpoolu albo Hamburgu. Należeli do nich: Tony Branwell, kolega George z dzieciństwa,
który z gońca w NEMS awansował na kierownika sceny teatru Saville, nowego
przedsięwzięcia Epsteina, Klaus Voorman z czasów hamburskich. Także Pete
Shotton, dawny kolega Johna ze szkoły i jego pierwszej grupy skifflowej. W tym
okresie prawie nie widywali się z Brianem. Do różnych wspólnych znajomych jak Peter Brown czy Geoffrey Ellis, słyszeli,
że „wpadł w depresję”.
Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz