- 
  
Save Us – najczęściej, choć oczywiście to nie zasada, pierwszy numer ma zawsze rozpalić ciekawość słuchacza, czyli być co najmniej przyzwoitym. Takim zdecydowanie jest „Save Us”, choć nie jest to Paul w swojej najlepszej formie. Numer miał być szybki, z zacięciem rockowym i taki jest, ale pierwsze wrażenie po odsłuchaniu tego utworu to zastanowienie, ciekawość co będzie dalej, a nie radość, że jest już nieźle. Ciekawostką ale bez niespodzianki, że Paul gra tutaj na wszystkich instrumentach, prócz bębnów, za którymi zasiadł Paul Epworth, producent nagrania, facet znany ze współpracy z tak różnymi wykonawcami jak Adele, Florence And The Machine, Bruno Mars, czy moimi pupilami: Bloc Party. W dalszym ciągu słuchania płyty, okaże się, że to jednak jedna z lepszych piosenek na tym albumie. Lepiej niż średniak. Próbując dodać jakąś ocenę, skala 1-5 jest za mała więc może 1-10 da więcej możliwości). Ocena: 5,5
 
- 
   Paul Epworth Alligator – piosenka zdecydowanie różniąca się od poprzedniej i zdecydowanie lepsza. Bardzo ciekawa aranżacja, zdecydowanie to duży atut piosenki. Bardzo ciekawa gitara na koniec utworu. Bardzo swobodny, ciekawy tekst piosenki. Sam Paula tutaj jest … no właśnie, jaki. W pierwszej części Paul dostosowuje tonację do instrumentów i jego śpiew jest znakomity, niestety robi to także w bridge'u. Nie lubię takiego Paula, zawodzącego i najchętniej te fragmenty utworu wyciąłbym i jeśli nie było „wolnej” melodii na refren, wolałbym by była tam jakaś wstawka instrumentalna, solowa, jakie przecież mieli Beatlesi czy sam Macca. Ale generalnie to interesujący utwór i wiem, że być może taki śpiew Paula jak w wolnych momentach tej piosenki, wielu się spodoba. Paulowi towarzyszy jego zespół z ostatnich bodajże 10-ciu lat z Andersonem, Ray'em. Wixem i Abem na bębnach. Produkcja: bystry młodziak Mark Ronson (rocznik 1975), samodzielny muzyk ale i zdolny producent (Amy Winehouse, Kaiser Chiefs, znowu Bruno Mars i wielu innych). Ocena: 6 
  Giles Martin z Paulem. 
- 
  On My Way To Work – przeciętniak jakich wiele na płycie. Piosenka nie zmusza do szybkiego sięgnięcia po pilota by ją przewinąć,ani do przodu, ani tym bardziej do tyłu by odsłuchać jeszcze raz. Ot, Paul w średniej formie. Utwór wyprodukował Giles, syn George'a Martina ale wydaje mi się, że niewiele można było wyciągnąć z tej piosenki, mimo zaangażowania w niej sporej ekipy muzyków grających na instrumentach smyczkowych (pomysł Martina Jr ?). Wszystko niby ok, ale banalna melodia i nieodbiegający od niej poziomem tekst. Ocena: 4,5
 
 
 
  Ethan Johns 
 ON MY WAY TO WORK
- Queenie Eye – dla mnie jedna z lepszych piosenek 
  z płyty, choć nie jest to arcydzieło lub jakiś zabójczy killer. Wycieczka w 
  przeszłość. Paul wspomina : Piosenka oparta na grze, w którą grałem gdy 
  byłem dzieciakiem, musicie pamiętać, że to było wieki temu i generalnie 
  wszystkie dzieciaki z mojej okolicy były biedne. Mogłeś bawić się swobodnie na 
  ulicach, ruch był bardzo mały i było raczej bezpiecznie. Jedna z takich gier 
  nazywała się „Queenie Eye”. Bardzo mi pasuje ten opis do moich pierwszych 
  odczuć, jakie odczułem słuchając piosenki. Refren wydał mi się od razu taką 
  przetworzoną, dziecięcą wyliczanką, pełną radości, później te dodane chórki z 
  „hej, hej”. Jeśli słuchacie się w słowa to zorientujecie się, że piosenką tą 
  Paul przekazuje kilka mądrych prawd życiowych. Piosenka z opcją na przebój, 
  przypuszczalnie będzie singlem. Jej budowa sugeruje, że Paul miał już w głowie 
  obrazy videoclipu do niej (przerwa w połowie piosenki). Znowu produkcja 
  Epwortha, który znowu zasiadł za bębnami, na wszystkich innych instrumentach 
  zagrał sam Paul. Ocena:7,5.  Paul i Mark Ronson 
- 
   Early 
  Days – do produkcji tej piosenki, Paul wynajął najlepszego brytyjskiego 
  producenta muzycznego za rok 2012 (Brit Award '2012) i co ciekawe, ten zagrał 
  w piosence – podobnie jak Paul Epworth - na bębnach. Tu już nie tylko sam Paul 
  uzupełnia obsadę muzyczną piosenki. Zainteresowała mnie od połowy utworu 
  werblowa perkusja, zdublowany wokal (Paula wspiera tutaj wokalnie – kiedyś to 
  było nie do pomyślenia - jego etatowy od wielu lat bębniarz, Abe Laboriel Jnr. 
  Znakomity tutaj, jak dotąd najlepszy jest tekst. Przyznam się, że początkowo 
  miałem nijakie uczucia związane z tą piosenką, (nie podobał mi się głos Paula 
  w a la refrenach), dopóki nie wsłuchałem się dokładnie w jej tekst, w cały 
  utwór. Liryka ma wiele wspólnego z pewnego rodzaju tłumaczeniem się, 
  rozliczaniem z np. Johnem, choć czuję, tutaj w tym tekście, że to piosenka 
  skierowana wyjątkowo do Wielkiego Przyjaciela. Jak inaczej rozumieć choćby 
  takie fragmenty tekstu (kolejno): ubrani cali na czarno, z dwiema gitarami 
  przewieszonymi przez ramiona, chodziliśmy po ulicach miasta, szukając kogoś, 
  kto posłuchałby naszej muzyki, którą pisaliśmy w domu, i dalej : 
  niechaj, słodkie wspomnienia przyjaciół z przeszłości, zawsze do ciebie 
  wracają, kiedy ich szukasz... czy: teraz każdy wydaje się mieć swoją 
  opinię, kto zrobił to lub tamto, ale jeśli chodzi o mnie, nie wiem jak oni 
  mogą to pamiętać, kiedy ich nie było tam, gdy to się działo... Żyłem 
  (byłem tam) wtedy tam w tamtych dawnych dniach. Może komuś ten tekst 
  wydać się łzawy, szablonowy ale to kolejna piękna wycieczka Paula w „early 
  days of The Beatles”. Ocena: 6. Early 
  Days – do produkcji tej piosenki, Paul wynajął najlepszego brytyjskiego 
  producenta muzycznego za rok 2012 (Brit Award '2012) i co ciekawe, ten zagrał 
  w piosence – podobnie jak Paul Epworth - na bębnach. Tu już nie tylko sam Paul 
  uzupełnia obsadę muzyczną piosenki. Zainteresowała mnie od połowy utworu 
  werblowa perkusja, zdublowany wokal (Paula wspiera tutaj wokalnie – kiedyś to 
  było nie do pomyślenia - jego etatowy od wielu lat bębniarz, Abe Laboriel Jnr. 
  Znakomity tutaj, jak dotąd najlepszy jest tekst. Przyznam się, że początkowo 
  miałem nijakie uczucia związane z tą piosenką, (nie podobał mi się głos Paula 
  w a la refrenach), dopóki nie wsłuchałem się dokładnie w jej tekst, w cały 
  utwór. Liryka ma wiele wspólnego z pewnego rodzaju tłumaczeniem się, 
  rozliczaniem z np. Johnem, choć czuję, tutaj w tym tekście, że to piosenka 
  skierowana wyjątkowo do Wielkiego Przyjaciela. Jak inaczej rozumieć choćby 
  takie fragmenty tekstu (kolejno): ubrani cali na czarno, z dwiema gitarami 
  przewieszonymi przez ramiona, chodziliśmy po ulicach miasta, szukając kogoś, 
  kto posłuchałby naszej muzyki, którą pisaliśmy w domu, i dalej : 
  niechaj, słodkie wspomnienia przyjaciół z przeszłości, zawsze do ciebie 
  wracają, kiedy ich szukasz... czy: teraz każdy wydaje się mieć swoją 
  opinię, kto zrobił to lub tamto, ale jeśli chodzi o mnie, nie wiem jak oni 
  mogą to pamiętać, kiedy ich nie było tam, gdy to się działo... Żyłem 
  (byłem tam) wtedy tam w tamtych dawnych dniach. Może komuś ten tekst 
  wydać się łzawy, szablonowy ale to kolejna piękna wycieczka Paula w „early 
  days of The Beatles”. Ocena: 6.
 
 
 
 
- 
  New – Paul z całym swoim zespołem, pierwsza piosenka z albumu promująca album i dla mnie jedna z najsłabszych. Pod każdym względem, słabiutki tekst, zwrotka, refren, banalna melodia, słabe wykonanie, słaba aranżacja. Nijaka produkcja: Mark Ronson.Tylko z sympatii dla Paula daję ocenę: 3.
 
 
 
 
 
- 
  Appreciate – produkcja syna Martina, Gilesa. Kolejny słabiutki numer. Irytujące powtarzanie „aprreciate”, nijaka melodia, tekst banalny do bólu, choć może tą uwagę można odnieść do każdego tekstu na tej płycie, ten wyjątkowo brzmi naiwnie i irytująco. Jedyną rzeczą interesującą w utworze jest ścieżka instrumentalna, w której dzieje się parę ciekawych rzeczy, ale całość przesłonięta słabą melodią. Ocena: 2,5
 
  Paul z Mary, Stellą i Jamesem. 
- 
  Everybody Out There - jedyna piosenka, która od razu mi się spodobała. Inaczej bym ją zaaranżował, wyrzuciłbym eksperymenty dźwiękowe w środku i na końcu utworu, choć może i są uzasadnione tekstem (Hej, wy tam daleko...nie słyszę was). Z bardzo ciekawego riffu gitarowego zrobiłbym dłuższą solówkę gitarową opartą na początkowych akordach i umieścił w środku utworu i może na końcu ? Wyeksponowałbym bardziej w drugiej zwrotce tzw, „przeszkadzajki” gitarowe, które mogłyby już w refrenie zaistnieć na stałe jak tło, ściana gitarowa. Hm... Byłaby pycha! Ale gdzie mi tam do Mistrza więc akceptuję to.. Czytając listę osób, które brały udział w tym utworze, doszedłem do wniosku, że nagrywanie go musiało być wspaniałą zabawą, bo w nagraniu wokali wspomagała Paula jego rodzina (McCartney Family), w jakim składzie niestety nie wiem, ale prócz dorosłych pewnie wszystkie wnuki. Tekst poza oceną,w sam raz do melodii. To bardzo fajny utwór z „nowego Paula” i jego ocena to mocne 8.
- 
  Hosanna – Beatlesi nazywali takie utwory „wypełniaczami” i to jest taka piosenka. Mnie jej słuchanie boli i szybko chcę czegoś następnego. Cóż, wstawienie trochę loopsów nie stworzy klimatu psychodelii, tym bardziej zakręcenie tła, zwolnienie tempa, łzawy tekst nie stworzą klasycznego Paula z 'Blackbird', nie mówiąc o 'Yesterday' (nikt nie wymaga od Paula, w tym ja, by zawsze tworzył genialne utwory, ale znamy odrzuty w jego twórczości i było one o niebo lepsze niż ten utwór). Ogółem słabizna i ocena 2.
- 
   I 
  Can Bet – utwór lepszy od poprzedniego, ale zdecydowanie nie poprawiający 
  zepsutego „Hosanną” wrażenia. Miałki pop a la McCartney. Trudno mi sobie 
  wyobrazić, że Paul mógł „popełnić” taką melodię. I bardzo mnie boli, gdy muszę 
  tak o nim pisać. Demony z 'Driving Rain' ? Ale cóż, nie oceniam przecież Paula 
  jako Mistrza ale tylko Jego ostatnie piosenki... Hm.. nie wiem co mógłbym 
  jeszcze napisać o tym utworze poza ocenieniem go. Ocena 2,5. I 
  Can Bet – utwór lepszy od poprzedniego, ale zdecydowanie nie poprawiający 
  zepsutego „Hosanną” wrażenia. Miałki pop a la McCartney. Trudno mi sobie 
  wyobrazić, że Paul mógł „popełnić” taką melodię. I bardzo mnie boli, gdy muszę 
  tak o nim pisać. Demony z 'Driving Rain' ? Ale cóż, nie oceniam przecież Paula 
  jako Mistrza ale tylko Jego ostatnie piosenki... Hm.. nie wiem co mógłbym 
  jeszcze napisać o tym utworze poza ocenieniem go. Ocena 2,5.
- 
  Looking At Her – jest zdecydowanie lepiej, ale to w dalszym ciągu nie jest Paul, na jakiego czekałem. Lepsza aranżacja ale znowu wraca mi tu śpiew Paula jakiego nie trawię. Ale ponownie wraca refleksja: gdzie się podziała lekkość Paula do tworzenia zgrabnych, chwytliwych, wpadających do ucha i serca melodii. Ocena – 3,5.
- 
  Road – ręce opadają. Ponownie Paul jako jednoosobowa orkiestra ze swoim producentem na bębnach – Epworthem. Napiszę tu pewną herezję, słucham już dość długo tej płyty, między innymi dlatego, by napisać z czasem uczciwą, swoją recenzję płyty. Omawiana piosenka nie urzekła mnie do teraz, więc dlaczego wciąż mam nadzieję, że to się stanie. Ze wszystkich piosenek na tej płycie, intuicyjnie czuję, że jest w niej jakiś ukryty potencjał, do którego muszę się jakoś dokopać. Na razie ocena: 3.
 
 
- 
  Get Me Out Of Here – beznadzieja! Nieważne czy to piosenka napisana dla zabawy, utwór prześmiewczy, ironiczny, z dystansem. Jest na płycie i słuchając poprzedniego i tego - proponuję nie dokładać do wersji de luxe, nic dziwnego, że utwory nie znalazły się w wersji podstawowej, czyli tej, której prawdopodobieństwo dotarcia do większej ilości odbiorców było zdecydowanie większe. Ocena: 1,5. sł
- 
  Scared - tzw. ukryta ścieżka. Najkrócej, jeśli ktoś wyłączył wcześniej poprzedni utwór i nie dotarł do tego – nic nie stracił. Przeciętniak z naciskiem na „nijakość”. Ocena.2.
Z 
gustami się nie dyskutuje. To pewnik i nikt z nim się nie spiera. Jestem 
śmiertelnie zakochany w Beatlesach, w zespole, kocham także oddzielne dokonania 
Johna, Paula, George'a i Ringo. Beatlesom jako Wielkiej Czwórce, kapeli, 
wybaczam wszystko – choć nie ma tego zbyt wiele. Jestem nawet w stanie 
delektować się 'Revolution 9', choć to prawie solowe nagranie Johna i Yoko, ale 
ponieważ wydane pod szyldem Fab4, piosenko-utwór-collage muzyczny ma u mnie 
spory kredyt i tak już jest. Nic na to nie poradzę. Podobnie podchodzę do 
twórczości solowej ex-Beatlesów, muszę ją poznać, staram się zbyt krytycznie nie 
oceniać, bo słyszę zawsze „ten głos”, któregoś z członków kapeli, ale z Paulem 
jest już trochę inaczej. Jego twórczość jest najbogatsza, najbardziej obfita, w 
zasadzie od rozpadu kapeli w 1970 jest wciąż czynnym muzykiem, nie tylko 
koncertowym. Wiele, wiele jego piosenek, płyt mi się nie podoba, zwyczajnie. 
Wielkie wydarzenie w postaci pierwszej wizyty Ważnego Beatlesa nad Wisłą 
(wcześniej był przecież Ringo), spowodowało jakby inne zainteresowanie jego 
nowym wydawnictwem. Hej, niedawno go widziałem, grał Yesterday, Get 
Back! Teraz nagrał nową płytę, muszę posłuchać nowej płyty Faceta, którego 
niedawno widziałem na żywo. Płyta „New” nie jest gniotem. Jest przeciętnym 
wydawnictwem w twórczości McCartney'a, jednym z lepszych w czasie ostatnich lat, 
zdecydowanie najlepszym od 1997, kiedy ukazała się 'Flaming Pie'. I jak właśnie 
ta z '97 roku, miała być tak samo „najbardziej beatlesowska”. Czy jest ? Nie 
wiem. Myślę, że nikt nie potrafi tak dokładnie odpowiedzieć na to pytanie, bo 
jeśli „beatlesowska” to jaka ? Podobna do … ? Do „Abbey Road”, „Revolver', 
'Białego Albumu', jakiejś składanki beatlesowskich przebojów samego Paula ? 
Zostawię to. Napiszę coś innego. „New” to bardzo staranna produkcja, do której 
Paul wynajął odnoszących ostatnio sukcesy, modnych producentów. Czemu Martin Jr. 
? Bo może sentyment do syna „starego producenta Beatlesów”, może pomysły z 
„Love”, gdzie obaj Martinowie produkowali „na nowo” piosenki Fab4 spodobały się 
Sir Paulowi. Może dlatego też, że Gil Martin to już postać w show biznesie. W 
2004 Martin Jr wyprodukował najszybciej sprzedający się album z muzyką klasyczną 
w historii brytyjskiego przemysłu fonograficznego ? No i jego współpraca z np. 
INXS, Kate Bush czy przyjacielem Paula, Elvisem Costello. Wszystkie piosenki na 
nowym albumie – niezależnie od tego co napisałem wyżej, brzmią jako całość 
zupełnie przyzwoicie, przy przypomnieniu, że w przypadku Paula obieramy zupełnie 
inną skalę oceny.Słaba 2 w przypadku Paula to ta sama piosenka u kogoś innego, 
może silna 5-tka?
Na 
koniec, „New” się fajnie słucha gdy się zna angielski i analizuje – w połączeniu 
z muzyką – słowa Artysty. Paul z pewnością nie bierze pod uwagę tego, że to może 
być jego ostatni album, ale ma świadomość upływającego czasu i sporo tutaj 
przemyconych w tekstach, pojedynczych wersach pewnych bardzo osobistych 
refleksji rozliczeniowych z przeszłością. No i to album, który nie męczy jak 
bodajże 3,4 ostatnie. Każdy odbierze ten album inaczej, taka jest sztuka. 
Muzyczny blog  Historia The Beatles  Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.








 
Tośmy, Panie Ryszardzie, słuchali zupełnie różnych płyt....
OdpowiedzUsuń3- 4 ostatnie albumy McCartneya wcale nie męczą. A "Chaos and Creation" to arcydzieło.
OdpowiedzUsuńTak jak napisałem w ostatnim zdaniu. Każdy może odebrać album inaczej. Taka jest sztuka. Wracając do omawianego przeze mnie albumu Paula. Słucham go ostatnio i nabiera dla mnie innej wartości. Na plus. I dodam jeszcze jedną oczywistą rzecz. Oczywistą, bo przecież ten blog to także hołd Paulowi. Nawet gdy jakaś płyta Paula "męczy" - sorry za ten kolokwialny zwrot w odniesieniu do muzyki - to zawsze jest to pewien poziom, nieosiągalny dla większości artystów.
OdpowiedzUsuń