Kompozycja:
Lennon
(100%) &
McCartney
Napisana: ok. marzec – maj 1968
Nagrana: 28-30 lipca 1968 (Trident Studios, Londyn)
Miksowana: 5 października (Trident Studios) oraz 13 października (Abbey Road) 1968
Producent: George Martin
Inżynier: Barry Sheffield
Długość: 3:56
Podejścia: 1
Nagrana: 28-30 lipca 1968 (Trident Studios, Londyn)
Miksowana: 5 października (Trident Studios) oraz 13 października (Abbey Road) 1968
Producent: George Martin
Inżynier: Barry Sheffield
Długość: 3:56
Podejścia: 1
Wydana: 22 listopada 1968 (UK), 25 listopada 1968
(US)
JOHN: wokal (zdublowany), akustyczna gitara (1962 Epiphone ES-230TD Casino),
PAUL: chórki, gitara basowa (1964 Rickenbacker 4001 S), perkusja (1964 Ludwig Super Classic Black Oyster Pearl),, skrzydłówka, fortepian (Bechstein Grand #44064), tamburyna, klaskanie w dłonie
GEORGE: chórki, gitara solowa (1957 Gibson Les Paul), klaskanie w dłonie
Mal Evans, Jackie Lomax, John McCartney (kuzyn Paula): chórki, klaskanie w dłonie
PAUL: chórki, gitara basowa (1964 Rickenbacker 4001 S), perkusja (1964 Ludwig Super Classic Black Oyster Pearl),, skrzydłówka, fortepian (Bechstein Grand #44064), tamburyna, klaskanie w dłonie
GEORGE: chórki, gitara solowa (1957 Gibson Les Paul), klaskanie w dłonie
Mal Evans, Jackie Lomax, John McCartney (kuzyn Paula): chórki, klaskanie w dłonie
Dostępna na:
The Beatles ("The White Album"); UK: Apple PMC 7067-8; US: Apple SWBO 101; Parlophone CDP 7 46443 2; CDP 7 46444 2)
Love
The Beatles ("The White Album"); UK: Apple PMC 7067-8; US: Apple SWBO 101; Parlophone CDP 7 46443 2; CDP 7 46444 2)
Love
__________________________________
Na obu zdjęciach: Prudence z lewej strony obok Ringo. |
Jedna z 23 piosenek jakie Beatlesi nagrali w Kinfaus (Essex), domu Harrisona jako materiał demo na przyszły album. Napisana w czasie pobytu zespołu w Indiach na początku roku. Beatlesi plus ich kobiety jak i muzycy zaprzyjaźnieni (Donovan, Mike Love z Beach Boys) wybrali się do tego azjatyckiego kraju, by u podnóża Himalajów, w sercu dżungli, nad rzeką, w tak malowniczo położonej w Rishikesh Akademii Transcendentalnej Maharishiego Mahesh Yogiego odbyć kursy 'zbliżenia się do Boga i siebie', jak wspominał po latach John Lennon. Więcej o pobycie zespołu w Indiach przeczytacie tutaj. Prawie dwa miesiące w odizolowanym, na ile to było możliwe, od cywilizacji obozie zaowocował oczywiście powstaniem wspaniałej muzyki. Genezę opisywanego utworu niżej tłumaczy John. Mia Farrow to w owym czasie żona Franka Sinatry, amerykańska aktorka stojąca na progu wielkiej kariery.
W czerwcu 1968 roku - a więc kilka miesięcy po powrocie z Azji - odbędzie się premiera filmu Romana Polańskiego 'Dziecko Rosemary' (Rosemary's Baby), po którym Mia wejdzie do 1-szej ligi gwiazd Hollywood. Prudence to jej młodsza siostra, z czasem znana producent filmowy, pisarka oraz ... nauczycielka medytacji. Co ciekawe warto dodać, że chyba żadne rodzeństwo, w tym przypadku dwie siostry nie okazały się taką inspiracją dla twórczości The Beatles. Pamiętamy, że John napisał utwór także zamieszczony na albumie 'The Beatles' zatytułowany 'Sexy Sadie', który był mniej lub więcej zawoalowaną satyrą i atakiem na Maharishiego, za jego domniemane molestowanie erotyczne Mii, starszej siostry Prudencji. Naprawdę obie siostry Farrow mogły czuć się dumne. Największy, najwspanialszy zespół świata wydaje album, na którym znajdują się dwie piosenki właśnie im poświęcone.
W czerwcu 1968 roku - a więc kilka miesięcy po powrocie z Azji - odbędzie się premiera filmu Romana Polańskiego 'Dziecko Rosemary' (Rosemary's Baby), po którym Mia wejdzie do 1-szej ligi gwiazd Hollywood. Prudence to jej młodsza siostra, z czasem znana producent filmowy, pisarka oraz ... nauczycielka medytacji. Co ciekawe warto dodać, że chyba żadne rodzeństwo, w tym przypadku dwie siostry nie okazały się taką inspiracją dla twórczości The Beatles. Pamiętamy, że John napisał utwór także zamieszczony na albumie 'The Beatles' zatytułowany 'Sexy Sadie', który był mniej lub więcej zawoalowaną satyrą i atakiem na Maharishiego, za jego domniemane molestowanie erotyczne Mii, starszej siostry Prudencji. Naprawdę obie siostry Farrow mogły czuć się dumne. Największy, najwspanialszy zespół świata wydaje album, na którym znajdują się dwie piosenki właśnie im poświęcone.
JOHN: 'Dear Prudence' to moje. Napisałem ją w Indiach. Piosenka o siostrze Mii Farrow, która trochę zbzikowała, chyba przesadziła z medytacjami, nie wychodziła ze swojej małej chatki a w takich tam [Indie] wtedy mieszkaliśmy. Wybrano mnie i George'a byśmy z nią porozmawiali, ponieważ najbardziej nam ufała. Gdybyśmy byli na Zachodzie, pewnie byśmy ją odesłali do domu. Musieliśmy ją wyciągnąć z domu. Nie wychodziła z niego przez trzy tygodnie, chcąc skontaktować się z Bogiem szybciej od innych. To był konkurs Maharishiego: kto pierwszy będzie 'kosmiczny'. Tego oczywiście nie dokonałem, co już same w sobie było kosmiczne [śmiech]
PRUDENCE FARROW: Bycie na tym kursie było wtedy dla ważniejsze niż cokolwiek na świecie. Skupiłam się na medytowaniu jak to tylko było możliwe, by nauczyć się samej siebie jak najwięcej. Wiedziałam, że jednak muszę się z takiego stanu wydostać, bo po każdym posiłku, kursie, biegłam do swojego domku by oddać się medytacjom. John, Paul, George chcieli zawsze usiąść ze sobą razem, pograć, pośpiewać a ja leciałam jak głupia do siebie na medytacje. Wszyscy byli na serio w tym co robili, ale nikt nie był aż takim fanatykiem jak ja... Na sam koniec, jak już wszyscy wyjeżdżali, George [?] wspomniał, że napisał o mnie piosenkę ale usłyszałam ją dopiero jak już wyszła na albumie. Była ogromnie zaszczycona. To piękna rzecz.
W czasie pobytu The Beatles w Indiach wszyscy (może prócz właśnie Prudencji) mieli sporo czasu. Donovan nauczył wtedy Johna gry na gitarze polegającej na muskaniu każdej ze strun pojedynczymi palcami (fingerpicked). Dwaj pozostali gitarzyści Fab4 umieli już posługiwać się tą umiejętnością, nieśmiały mimo wszystko John nie miał nigdy odwago prosić ich o nauczenie go tej techniki. Donovan był kimś z zewnątrz, bardzo cierpliwym i wyrozumiałym nauczycielem (na Boga, przecież uczyłem Johna Lennona, muzycznego geniusza) i John wykorzystał zdobytą umiejętność na kilku piosenkach nagranych na Białym Albumie (na pewno w 'Dear Prudence' i 'Julia').
Paul . 1967 |
No proszę, John? |
i George. Jak wszyscy to wszyscy... |
Następnie George i Paul dograli swoje chórki, tamburyny i klaskanie w dłonie. W chórkach (round, round, round) do Beatlesów dołączyli obecni w studiu: kuzyn Paula John, artysta Jackie Lomax (George skłonił go do podpisania kontraktu z Apple) oraz wierny, 'stary' Mal. W dniu trzecim zmiksowano ostatecznie utwór, dodano partię Paula na fortepianie oraz skrzydłowce (flugehorn) oraz wmiksowano na koniec oklaski. Finalne zgranie na taśmę matkę dokonano już w Studiu Abbey Road, gdzie na ADT zdublowano jeszcze wokale Johna i oklaski (Artificial Double Tracking). Utwór był gotowy. Informacje zapisane w Studiu Trident mówiące tylko o jednym podejściu (1 take) oznaczało, że mając do dyspozycji 8-mio ścieżkowy magnetofon, kasowali poprzedniej próby, skupiając się zawsze na ostatniej.
Z "Dear Prudence" wiąże się miłe dla mnie wspomnienie. Jak już gdzieś wspomniałem na blogu, Biały Album był moim pierwszym oryginalnym albumem, który zakupiłem ze skromnych oszczędności (tygodniówki od rodziców).
W jakiś czas później gdy już w domu pojawił się lepszy sprzęt (wieża Diory i niezłe jak na tamte czasy głośniki 40W), pamiętam jakie wrażenie na mnie zrobiła wyraźna w tym utworze linia basu. Paul gra w tym utworze na swoim podstawowym instrumencie genialnie. Jego wspaniała linia basu to jednocześnie trzymanie tempa (w końcu bas i perkusja to sekcja rytmiczna) ale jednocześnie wyraźnie słyszalne w utworze własne aranżacje melodyczne (co w przypadku basu nie jest takie oczywiste).
Warto tego utworu posłuchać na słuchawkach. Zresztą całą twórczość The Beatles każdy powinien 'zaliczyć' na słuchawkach, bo jestem przekonany, że niektóre utwory odkryje na nowo. Bogactwo ukryte w aranżacjach stereo czasami irytują (wokal w jednej ścieżce, instrumenty w drugiej i to w stosunkowo późnych produkcjach, np na albumach 'Rubber Soul' czy 'Revolver'), ale przeważnie pozwalają jeszcze bardziej zachwycić się utworem. "Droga Prudencjo" was zachwyci.
W jakiś czas później gdy już w domu pojawił się lepszy sprzęt (wieża Diory i niezłe jak na tamte czasy głośniki 40W), pamiętam jakie wrażenie na mnie zrobiła wyraźna w tym utworze linia basu. Paul gra w tym utworze na swoim podstawowym instrumencie genialnie. Jego wspaniała linia basu to jednocześnie trzymanie tempa (w końcu bas i perkusja to sekcja rytmiczna) ale jednocześnie wyraźnie słyszalne w utworze własne aranżacje melodyczne (co w przypadku basu nie jest takie oczywiste).
Warto tego utworu posłuchać na słuchawkach. Zresztą całą twórczość The Beatles każdy powinien 'zaliczyć' na słuchawkach, bo jestem przekonany, że niektóre utwory odkryje na nowo. Bogactwo ukryte w aranżacjach stereo czasami irytują (wokal w jednej ścieżce, instrumenty w drugiej i to w stosunkowo późnych produkcjach, np na albumach 'Rubber Soul' czy 'Revolver'), ale przeważnie pozwalają jeszcze bardziej zachwycić się utworem. "Droga Prudencjo" was zachwyci.
Dear Prudence, won't you come out to play?
Dear Prudence, greet the brand new day
The sun is up, the sky is blue
It's beautiful and so are you
Dear Prudence, won't you come out to play?
Dear Prudence, open up your eyes
Dear Prudence, see the sunny skies
The wind is low, the birds will sing
That you are part of everything
Dear Prudence, won't you open up your eyes?
Look around round
Look around round round
Look around
Dear Prudence, let me see you smile
Dear Prudence, like a little child
The clouds will be a daisy chain
So let me see you smile again
Dear Prudence, won't you let me see you smile?
Dear Prudence, won't you come out to play?
Dear Prudence, greet the brand new day
The sun is up, the sky is blue
It's beautiful and so are you
Dear Prudence, won't you come out to play?
Cynthia Lennon, Jane Asher, Paul, Donovan, Mia Farrow, George, Magarishi, Mike Love, John i Patti Harrison
Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.
John nigdy nie powiedział: "Ringo nie jest nawet najlepszym perkusistą wśród The Beatles". To tylko idiotyczny tekst brytyjskiego komika Jaspera Carrota, który pojawił się w 1983 r., tj. już po śmierci Johna, a który z pewnością nie zasługuje na przypominanie, zwłaszcza na tak ciekawej stronie, jak Twoja. Warto o tym poczytać na: https://www.beatlesbible.com/people/ringo-starr/, w dyskusji po artykule.
OdpowiedzUsuńCiekawa jest natomiast w wypadku tego kawałka kwestia, czy Ringo nie pojawia się jednak w jego końcówce, gdzie gra na perkusji zdaje się przekraczać zdolności Paula. Tu znowu warto zajrzeć na: https://www.beatlesbible.com/songs/dear-prudence/,
gdzie w komentarzach po artykule nt. Dear Prudence jest zaciekła dyskusja.
Bez wątpienia ostateczne miksy piosenki były wykonywane dopiero 13 października 1968 r., Ringo od dawna był już z powrotem w grupie i być może coś w tym jest.
W "Dearv Prudence" zdecydowanie nie grał Ringo. Taka informacja jest podana w zbyt wielu poważnych źródłach o zespole (jak choćby w Encyklopedii" Kennetha Womacka: "The-Beatles Encyclopedia. Everything-Fab-Four", w bardzo wg. mnie wiarygodnej "All the Songs THE STORY BEHIND EVERY BEATLES RELESE" Jeana-Michela Guesdona & Philippe Margotina,w omówieniach piosenek Dave'a Rybaczewskiego - moim zdaniem jednego z najlepszych "Beatlesologów", Amerykanina, który może nie napisał tak dokładnych omówień wszystkiego związanego z The Beatles co M. Lewisohn, to pod kątem analiz, omówień itd itp pisząc skrótowo jest dla mnie absolutnym mistrzem, jego strona to: http://www.beatlesebooks.com/). I mógłbym tak wymieniać, choćby wspomnianą Biblię F4. Na końcu napiszę rzecz może w pewien sposób obrazoburczą, ale całkowicie dla mnie nie jest trafionym Twoje zdanie o "przekroczeniu zdolności Paula", gdyż po prostu Paul jest (był) o niebo lepszym perkusistą niż Ringo. Najtrudniejsze elementy, najciekawsza gra Ringa w piosenkach Fab Four to pomysły Paula i żmudne uczenie Ringa jak ma daną partię zagrać (choć w "Ticket To Ride"). Zwróć uwagę na grę Paula na bębnach na jego pierwszym albumie. No, mniejsza z tym. Paul traktował grę na perkusji jako przymus, gdy nagrywał sam, oraz ingerował, gdy coś w równym odmierzaniu rytmu musiało ulec wg. niego pewnej przeróbce, upiększeniu itd. Ringo sam przyznawał o wielkim wkładzie Paula w swoją grę, podkreślając jednocześnie, że wiedział, że jego zadanie o trzymanie beatu i tego się trzymał. Ale to oczywiście bardzo trudne do udowodnienia czy stwierdzenia, bo to zawsze podlega bardzo subiektywnej ocenie. Nie mniej, Ringo to genialny bębniarz, choć pewnie do Wattsa ze Stonesów mu daleko (Charlie to esencja perkusisty jazzowego i rockowego). Chyba taki jedyny. Co do rzekomego zdania Johna o tym, że "Ringo nie jest nawet najlepszym perkusistą w The Beatles"... Nie jest pewne, że na pewno wypowiedział takie zdanie - w formie żartu, gagu - wspomniany przez ciebie Jasper Carrot, choć dość długo przypisywano mu tę wypowiedź, którą chyba wszyscy uznają, za nieprawdziwą - łącznie, choć niechętnie ze mną, bo bardzo pasuje mi ona do ciętego języka Johna, czy do jego często "nieodpowiedzialnych" powiedzeń, jak choćby ta, że "najlepsze piosenki The Beatles nigdy nie zostały nagrane" - bo niektórzy badacze wskazują, że żart ten padł z ust dziennikarza Tima Worthingtona już w 1981 roku na falach Radio Avtive, na dwa lata przed przypisywaniem tego powiedzenia wspomnianemu komikowi, który ten żart po prostu zacytował. Potwierdza to oczywiście Lewisohn (3 września 2018), ale tak przekornie zacytuję tutaj jeszcze jedno zdania tego najpopularniejszego badacza i biografa The Beatles, "Jestem przekonany, że wiele jeszcze tajemnic związanych z The Beatles czeka na swoje odkrycie". Fora Bibli Beatlesów, Steve Hoffmana (polecam) i wiele innych poświęconych zespołowi to ciekawe źródło informacji jak i dezinformacji. Padają tam zdania i opinie oparte na faktach jak i nie. Sam napisałeś, że jest tam zażarta dyskusja. Zobacz inne Ale chyba po to one są. Uznanie powiedzenia Johna za blagę na podstawie tego, że John zawsze kochał Ringa, angażował go do swoich produkcji, przytaczanie pozytywnych opinii o najbliższym przyjacielu w zespole (z Paulem łączyło go coś innego) ma sens, ale jednocześnie można dzisiaj cytować dziesiątki wypowiedzi lidera Fab Four, które najłagodniej mówiąc, pod wpływem chwili, emocji no i chęci zrobienia wrażenia na rozmówcy lub z myślą o czytających w przyszłości jego wypowiedź, mijają się z prawdą. Kończąc, obiecałem w tekście oddzielny post na temat tego powiedzenia Johna: “Ringo wasn’t the best drummer in the world… Let’s face it, he wasn’t even the best drummer in The Beatles” i tak zrobię.
OdpowiedzUsuńWitam. Czytam z zainteresowaniem cały blog jak i wszystko o The Beatles. Myślę, że to fascynujące zjawisko, że wciąż roztrząsamy takie czy inne zdarzenie związane z nimi. Osobiście - wracając do wątku i powyższej polemiki - zgadzam się z Autorem bloga, że powiedzenie o Ringu jest bardzo w stylu Lennona. Co do Lewisohna. Polecam stronę, zresztą polecaną przez tego autora, forum: https://forums.stevehoffman.tv/threads/list-of-errors-in-mark-lewisohn-beatles-complete-recording-sessions.817145/ pod tytułem: Lista błędów Lewisohna odnośnie The Beatles. Tu akurat odnośnie sesji nagraniowych. To także pokazuje, że nie ma ludzi nieomylnych. Może po prostu jeszcze nie trafiliśmy na dokumentację tego faktu. Bo nagle ten czy inny komik czy dziennikarz ot tak wypowiadają sobie taki żart? Marek
OdpowiedzUsuńDzięki za odpowiedź. Mam nadzieję, że nie dotknęło Cię, że nie klękam przed Paulem, jeśli chodzi o jego umiejętności jako bębniarza. Osobiście uważam Paula za najlepszego muzyka wszechczasów, najbardziej wszechstronnego instrumentalistę i wspaniałego wokalistę. Wkurza mnie, jeśli ktoś twierdzi, że to Paul był tym łagodnym i tradycyjnym Beatlesem, a jedynie John nadawał grupie rockowy pazur. To oczywista bzdura. Jeśli chodzi o jego podstawowy instrument, tj. bas, Paul to bezdyskusyjny światowy top, jeśli jednak chodzi o perkusję, to nie kupuję tego, że jest on „o niebo lepszy” od Ringo. Gdyby tak było, to w latach koncertowych grupy rola Ringo ograniczałaby się do bębnienia w czasie występów na żywo i błaznowania w filmach. Tak ambitny i pewny siebie muzyk jak Paul mając świadomość tego, że Ringo jest gorszym perkusistą niż on sam, nigdy nie dopuściłby do tego, by grał on w jego kawałkach na płytach. Historia z pouczaniem Ringo jak zagrać Ticket To Ride, jest znana. Niewątpliwie Ringo nie był muzykiem na miarę Paula, czy Johna i czasem jeden lub drugi musieli mu wyjaśniać co chcą osiągnąć, niemniej Paul miał też swoje słabe momenty, np. jego piosenka „Hold Me Tight” to chyba najsłabszy numer Beatlesów, dla mnie od zawsze taki koszmarek. Wiadomo, że Paul potrafił bezceremonialnie pouczać też George’a i to w latach 1968-69, kiedy jego talent jako autora piosenek i gitarzysty wspaniale rozkwitł. Ringo do roku 1965 (włącznie) był solidnym, ale nie wyróżniającym się rockowym perkusistą, choć z przebłyskami dużego talentu (np. Long Tall Sally, I’m Gonna Sit Right Down And Cry (Over You) z Live At The BBC). Gdzieś od 1966 r. tych wybitnych momentów zaczęło być jednak coraz więcej (Rain, A Day In The Life, Come Together) i Ringo osiągnął poziom nieosiągalny – wg mnie – dla Paula. Warto pamiętać, że Paul w swoim utworze nigdy nie zastąpił Ringa sobą na perkusji, gdy tylko ten był obecny w studio. Są przecież kawałki, gdzie gra tylko on i Ringo (np. Why Don’t We Do It In The Road?). Jeśli chodzi o bębnienie Paula np. w Back In The USSR, czy The Ballad Of John And Yoko, to w porównaniu z robotą Ringo jest ono jakby … amatorskie. Nie powala mnie też jego perkusja w albumie „McCartney” (1970). Dla mnie nic szczególnego. Zdecydowanie wolę jego bębny w późniejszym „Band On The Run”.
OdpowiedzUsuńNie twierdzę też, że Ringo dograł końcówkę w Dear Prudence, źródła są w tym zakresie bezwzględne, ale dzieje się tam coś ponad poziom, jaki słychać w perkusji Paula z lat 1968-70. Chociaż … ostatnio, przy okazji wydania Abbey Road 50th Anniversary Super Deluxe release, okazało się, że to jednak Paul tak wspaniale gra na bębnach w Old Brown Shoe. Nie wiem, co o tym myśleć, bo wspominany przez Ciebie Dave Rybaczewski na: http://www.beatlesebooks.com/old-brown-shoe
podważa to i przypisuje perkusję jednak Ringo (tj. jak powszechnie uważano do tej pory), który nagrywał ‘The Magic Christian” akurat w Londynie i bez problemu mógł być obecny na sesji.
Nie powiedziałbym też, że Ringo „daleko” do Charlie Watts’a. Obaj w licznych rankingach wypadają dziś bardzo podobnie, a wiadomo, że wielu późniejszych i uznanych bębniarzy ceni grę Ringo.
A co do rzekomego złośliwego komentarza Johna nt. Ringo, jeden z komentatorów tej kwestii na The Beatles Bible (którą cenię chyba najbardziej, bo jest konkretna, przejrzysta i nieprzeładowana informacjami) wprost odsyła wątpiących pod adres:
https://www.youtube.com/watch?v=jDXaq6c_UWY
gdzie przekonująco jest wyjaśniony ten nonsens.
Masz wspaniałą stronkę. Mnóstwo pracy włożone. No i po polsku.
Serdeczne pozdrowienia, Mariusz (Gdańsk)
Witaj Mariusz. Lepiej, gdy forumowicze przestawiają się z imienia, gdyż łatwiej wtedy o konwersację. Oj, różnimy się w temacie tego postu. Choćby nawet w tym, że bardzo lubię "Hold Me Tight", choć nie jest to najlepsza klasyka Fabsów. Paul był o niebo lepszy od Ringa i z tym mogę polemizować do końca. Także porównywanie umiejętności Ringo do Wattsa także u mnie nie wytrzymuje... Bo? Dlaczego Ringo grał na perkusji a nie Paul w innych numerach Paula? Pamiętać warto, że Paul zastępował Ringo w już trudnym momencie istnienia zespołu, gdy często muzycy- twórcy traktowali swoje kompozycje jako naprawdę "swoje", choć tutaj to pewne uproszczenie, ale jako fan The Beatles i znawca ich historii wiesz o co mi chodzi.Paul wiedział zawsze, że zespół to zespół i nie dyskredytował innych członków zespołu tj. George'a i Ringa, gdy jeszcze nie był tym bezwzględnym liderem zespołu, lub może inaczej, muzykiem, który przejął pieczę nad zespołem po Johnie, dążąc do trwania zespołu w całości. To tłumaczy Twój argument, moim zdaniem bardzo nietrafiony. W wielu zespołach można zauważyć takie sytuacje. Jest w zespole najlepszy muzyk, multiinstrumentalista ale wie, że nie może zabierać przestrzeni innym muzykom o ile chce by zespół przetrwał. Komplementowanie Ringo przez innych to nic innego jak przejaw szacunku, estymy wobec Wielkiego Beatlesa, choć wiem doskonale, że Ringo był świetnym perkusistą, choć zdaję sobie sprawę - jeśli już muszę czy mam ochotę czepiać się "świętości" jaką dla mnie są piosenki Fab4 - to znając grę innych bębniarzy z tamtej epoki (bo muzyka się rozwijała, gra perkusistów, zestawy rozrastały się do kilkunastu wszelakich bębnów i innych elementów perkusji - porównaj zestaw np. Metalliki i skromny Ringa z czasów The Beatles - brakuje mi w niektórych momentach piosenek uderzenia w talerz, jakiejś kombinacji przejścia na bębnach a nie tylko mocnego, rytmicznego trzymania tempa. To wprowadzał zawsze w swojej grze Paul, nawet na pierwszym albumie. Owszem, w "band on the run" gra jeszcze lepiej. Ok, co dalej... czytam co piszesz. Nie ma co polemizować z tym co piszesz bardzo fajnie o konkretnych utworach, nagraniach, jak już wspomniałem, to będzie zawsze sprawa osobistego odbioru muzyki. I tak obaj słuchamy jej inaczej niż większość słuchaczy. Nie znam jakichś rankingów bębniarzy, gdzie jednoznacznie ocenia się tego czy innego perkusistę lepiej od drugiego. Ringo niewątpliwie musi być uznawany za geniusza bębnów (w jakimś sensie takim był) ale to zasługa jego obecności w ponadczasowych arcydziełach. I chyba zamykam na tym temat. Zostań przy swoim zdaniu, ja w swoim. Tylko nie oskarżaj mnie proszę o dyskryminację Ringo. Wszak ten blog jest także poświęcony jemu. Paul powiedział zdanie, które każdy zna: The Beatles byli jak czery nogi od stołu, bez jednej z nich stół (czy krzesło, nie pamiętam dokładnie tego, cytuje go z pamięci)się wywraca. I Paul wiedział o tym w czasie wczesnych Beatlesów, kiedy wiedząc, że może lepiej dany numer zagrać na perkusji niż Ringo, nie wtrącał się. Zbyt przesadnie, bo Ringo wspominał, że w bardzo często zastawał Paula przy jego zestawie, gdy wychodził do łazienki, kuchni, czy przybywał do studia. Temat powiedzenia Johna nie uważam jednoznacznie za zamknięty. Z oczywistych powodów, o których wspomniałem wyżej w poprzednim poście. Pełna zgoda co do wysokiej jakości Beatlebible site. Korzystam z niej, choć ZAWSZE weryfikuję to z innymi moimi źródłami, a wymienianie ich teraz nie ma sensu. Piszę o nich w źródłach bloga. Wspomniany link i dyskusja pod nim... czytałem, słuchałem, u mnie bez zmian w tym względzie. Pada tam jedno zdanie: Ringo był perkusistą The Beatles i to wystarczy za wszystko. Piękne zdanie, pełna z nim zgoda. Pozdrawiam. R
OdpowiedzUsuńDzięki powtórne. Pouczająca dyskusja z zawodowcem, jeśli chodzi o temat The Beatles. Chylę czoła, ja nadal czuję się tylko takim lepszym amatorem, choć Beatlesów słucham (z krótką przerwą) od 1982.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, zostańmy przy swoich zdaniach. Ja odbieram bębnienie Paula w latach 68-70 (w tym na jego pierwszym albumie) jako surowe i nieco sztuczne. W ogóle jego pierwszy album (poza jednym kawałkiem) jest dla mnie w uroczy sposób amatorski, w tym też pod względem gry Paula na perkusji i nie tylko. Ale właśnie dlatego do niego wracam częściej niż do innych jego płyt.
Rankingów bębniarzy jest pełno w sieci. Nie wydaje mi się, by wysokie m-ce Ringo w wielu z nich i to po tylu latach, było jedynie wynikiem ogólnego szacunku z tytułu faktu bycia w The Beatles.
A co do rzekomej wypowiedzi Johna nt. Ringo, cóż - można subiektywnie wyczuwać w niej styl Johna, ale niech ktoś spróbuje podać konkretne źródło. Nikt tego nie dokonał, a wielokrotnie powtarzana plotka zrobiła już swoje.
P.S. Jeżeli będziesz pisał artykuł nt. Old Brown Shoe, proszę wyciągnij co się da nt. personelu, bo dane z Abbey Road 50th Anniversary Super Deluxe release – stawiają wszystko co było dotąd wiadome na głowie.
Pozdr., Mariusz
Ok, zamykam sprawę powiedzenia Johna. Z pewnego wiarygodnego źródła, od Rogera Stormo, autora strony http://wogew.blogspot.com/ The Daily Beatle uzyskałem odpowiedź na pytanie odnośnie tego czy te sławne zdanie o Ringu John wypowiedział lub nie. Roger odpisał, że to fikcja, ponieważ nie odgrzebano nigdzie wiarygodnej informacji potwierdzającej ten fakt. I tyle. "Old Brown Shoe" już opisałem. Zdradzisz Mariusz o co chodzi odnośnie tych rewelacji, Abbey Road 50 mam. Zajrzę wieczorem do płyty. Zaciekawiłeś mnie. Pozdr
OdpowiedzUsuńI jeszcze do Mariusza. Nie wszyscy uważali Ringa za mistrza bębnów o czym przeczytasz najnowszym poście : luty 1970. Quincy Jones wynajął obcego bębniarza bo Ringo nie mógł sobie poradzić z pewną frazą. Myślę, że tak naprawdę to znakomitym instrumentalistą w zespole był Paul, którego umiejętność gry na basie mogłaby konkurować z każdym basistą. Inni. Doskonali w swoich rolach, John jako znakomita gitara rytmiczna, George jako gitarzysta solowy, ale celowo ustępujący pola muzyce, klimatowi, atmosferze nagrania. Clapton opowiadał, że George nigdy - w czasach The Beatles - nie chciał być postrzegany jako wirtuoz gitary, choć dla mnie był. "And I Love Her" to moim zdaniem prawie w 1/3 jego utwór. I wiele wiele innych....
OdpowiedzUsuńBiedny Ringo. A więc jeszcze Q. Jones mu dał kopa. Wiem, że technicznie nie był mistrzem, ale jego precyzyjna, oszczędna gra ma swój urok. Wirtuoz (np. K. Moon) raczej by się nie sprawdził w Beatlesach. Paul dopiero dałby mu popalić.
OdpowiedzUsuńJak mogłem nie zobaczyć Twojego artykułu nt. Old Brown Shoe?! Chodziło mi o kwestię basu (George:"That was me going nuts. I’m doing [on the bass] exactly what I do on the guitar."), pianina (wg dotychcz. źródeł - Paul) i oczywiście bębnów, przypisywanych dotąd Ringo. W hardback booku (s. 68/69) dużego rocznicowego wydania Abbey Road wskazuje się na 3 osobowy personel grupy (tj. bez Ringa), w tym Paul na bębnach i basie oraz John na pianinie. Trochę dziwne, ale trudno z tym dyskutować.
Mariusz
Hm...Znowu ciekawy temat do dyskusji. Większość źródeł podaje czteroosobowy skład zespołu, choć wyłamuje się tutaj Beatle Bible zdawkowo wspominając, że Ringo w tym dniu był na planie filmowym. Znałem teorie o tym, że "Old Brown Shoe" to tylko trójka. Polecam fragment "Historia nagrywania" http://www.beatlesebooks.com/old-brown-shoe gdzie Dave Rybaczewski porusza i ten temat. Zgadzam się z nim, że Ringo odpuścił jeden dzień zdjęciowy i dołączył do kolegów. Polecam ten tekst także wszystkim fanom bloga i Beatlesów. Dla nieznających języka angielskiego polecam funkcje tłumaczenia strony.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Cześć,
OdpowiedzUsuńDoszedłem do źródła wypowiedzi Q. Jonesa nt. Ringo i Paula: https://www.theguardian.com/music/2018/feb/07/quincy-jones-the-beatles-were-the-worst-musicians-in-the-world
Jego tekst był irytujący i mocno podejrzany, bo forma muzyczna Ringo w latach 1969 i 1970 była wysoka, a jego zadaniem na Sentimental Journey było tylko wykonać wokale. Żadnej gry, na niczym. I tak też było. Wątpliwe jest, by Ringo chciał tylko dla tego jednego kawałka (Love Is A Many …) zrobić wyjątek, zwłaszcza, że nie ma w nim nic skomplikowanego. Cytowane wypowiedzi Q. Jonesa nt. Beatlesów, a w szczególności Paula i Ringo mają pochodzić z jego wywiadu dla New York Magazine z lutego 2018 r. Wygląda na to, że Q. Jones był już wtedy tylko zgryźliwym starcem (ur. 1933), który chciał znowu na chwilę zaistnieć i powiedzieć coś szokującego nt. muzyków, o których się stale pamięta, gdy o nim pamięć zanika.
Fajnie na temat tych bzdetów wypowiedział się Paul McCartney:
https://ultimateclassicrock.com/paul-mccartney-quincy-jones/
I szkoda, że tego nie przytoczyłeś w swoim tekście o lutym 1970, skoro już podałeś, co wybełkotał Q. Jones.
Daleko odeszliśmy od Dear Prudence.
Pozdr., Mariusz
Zostawiam to w komentarzach. Jeśli to ma Ciebie uspokoić, to przeczytają to, bądź napisz swój komentarz nie w "Dear Prudence" a w lutym 1970. Muszę pewne rzeczy odrzucać, bo inaczej pisałbym ogromne teksty na blogu, a blog ma jedynie zainteresować i ew. skłonić do sięgnięcia po książki bądź wirtualnie bądź w papierowej formie. Quincy czy wybełkotał czy nie, słowa wtedy takie wypowiedział i to nie zmienia rzeczy. O Ringu, idiotyzmy o Beatlesach to inny czas i miejsce. Quincy się przyznał i OK. Beatlesi na pewno nie byli najgorszymi muzykami. Wiemy to dwaj i jeszcze ze 2 miliardy ludzi.
OdpowiedzUsuń