PAUL (1995): Przypominam sobie pewną
rozmowę na temat 'Let It Be'. John powiedział: 'Oh, łapię, ten
znowu chce pracować'. A ja na to, 'Przypuszczam, że masz rację.
Myślę, że już czas na to, byśmy znowu zaczęli pracować. To
byłoby dobre'. Oni byli szczęśliwi, że będą mieli spokojne lato
dla siebie, a ja czułem, że powinniśmy coś zrobić. Jak czas
pokazał, rozmawialiśmy o tym by zrobić 'Let It Be'. Padały różne
straszne argumenty, że pokażemy na filmie rozpad zespołu, wobec
tego postanowiliśmy sobie zrobić zrobić przerwę od The Beatles ,
co w sumie okazało się jednak lepsze. Smutna historia jednak mimo
wszystko.
PAUL (1998): Byłem bardzo anty na tego nowego faceta. Nie lubiłem jego
[Allen Klein] zapachu. Ale szczególnie John był nim zauroczony i reszta poszła
za nim. Zostałem izolowany. Miałem do wyboru, stanąć obok Allena lub, tak to
widziałem, walczyć o przetrwanie tego wszystkiego co osiągnąłem z The Beatles.
Wybrałem walkę.
To był bardzo trudny okres. Oni byli z nowym faciem, ja poza ich
kręgiem. Byłem bojkotowany przez swoich przyjaciół. Powiedziałem po tym
wszystkim swoim znajomym, że rozumiem doskonale ludzi, którzy przechodzą przez
te wszystkie nieprzyjemne wydarzenia, horrory, gdy rozpada się zespół, grupa
ludzi. Czułem zapach zwalnianych ludzi, którym wbito nóż w plecy, ludzi, którym
pokazano, że są zbędni i bezużyteczni. Wszystkie te kłopoty przynosiłem do domu.
Wróciłem kiedyś i powiedziałem do Lindy: ‘Oh, zespół się rozpada, John
oznajmił, że opuszcza zespół... Wstrzymują wydanie albumu’. Dlatego czułem
się po śmierci Lindy winny, że obarczałem ją moimi problemami. Wszystkie procesy
związane z The Beatles trwały ponad 20 lat... Ona we wszystkim w tym
uczestniczyła.
Wszystkie te spotkania biznesowe były straszne, nawet nie wiesz jak bardzo.
Te piekło ciągnęło się za nami przez lata. Po rozpadzie The Beatles czułem się
totalnie załamany. Prawdopodobnie byłem bardzo bliski załamania nerwowego.
Czułem się jakbym stracił kontrolę nad wszystkim. Wszystko jakby zostało mi
odebrane...
Linda dała mi pewność siebie. Mówiła wciąż: ‘Jesteś wspaniały, jesteś
OK’. Zajmowaliśmy się wtedy zwykłymi, domowymi rzeczami. Byliśmy na farmie w
Szkocji. Dużo strzygłem owiec, kosiłem trawę, jeździłem konno. To było coś.
Linda nauczyła mnie jazdy na koniu. Pamiętam pewną chwilę, jak jechałem konno i
myślałem, że mam teraz nad czymś kontrolę, coś w tym stylu. Poczułem pewien
przypływ mocy, była bardzo silna. Czułem ją! Dzięki pięknu natury w Szkocji,
jeździe konnej i przede wszystkim, wsparciu Lindy, udało mi się znowu nad
wszystkim zapanować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz