40 lat bez ELVISA PRESLEY'A


Elvis w "Something" The Beatles

JOHN: Jestem fanem Elvisa, bo Elvis wyciągnął mnie z Liverpoolu. Gdy go usłyszałem i załapałem, to stało się moim życiem, nie liczyło się nic więcej. Nie myślałem o niczym innym, tylko o rock and rollu, z wyjątkiem seksu, jedzenia, pieniędzy, ale przecież to jest to samo. Ludzie starali się piętnować rock and roll od jego początków. Głównymi przeciwnikami byli zawsze rodzice. Na początku rock and rolla słowa miały dużo podwójnych znaczeń. Trzeba było je porządnie wygładzić dla białej publiczności. Murzyńskie kawałki były bardzo seksualne. Kazali, by Little Richard nagrał "Tutti Frutti" raz jeszcze. Cokolwiek by się działo, musieli wygładzić wiele tekstów. Elvis nagrał "One Night With You". Oryginał brzmiał "One Night With Sin" -  "Modlę się tylko o jedną noc grzechu". Te słowa były całkiem dobre, prosto z ulicy, albo od czarnych.


PAUL: Pamiętam jak któregoś dnia w szkole, podczas przerwy, wszystkie dzieciaki były razem w auli. Ktoś wyjął pismo muzyczne, w którym była reklama singla "Heartbrek Hotel" Elvis wyglądał wspaniale -  "To on, to on, nareszcie pojawił się Mesjasz!". Dowodem była właśnie ta piosenka (clip niżej). Po niej pojawił się jego pierwszy album, który kocham najbardziej z całej jego dyskografii. To było tak fantastyczne, że słuchaliśmy go na okrągło i staraliśmy się  wszystkiego nauczyć. Wszystko co robiliśmy, powstało z inspiracji tym albumem.
 Rozstałem się Elvisem, po tym jak wrócił z wojska. Czułem,że go za bardzo poskromili. Wszystko było okropne - "GI Blues" czy "Blue Hawaii". Wiem, że teraz te filmy uznawane są za kicze. Słyszałem jednak, że niektórzy ludzie lubili najbardziej tego Elvisa z czasów Vegas, kiedy był gruby i nabrzmiały, bo to świadczyło, że coś dzieje się nie tak. Taka zapowiedź tego, co nastąpiło. Lubię go najbardziej z 1956 roku, kiedy był młody, śliczny i miał iskry w oczach. Wtedy miał poczucie  humoru i wspaniały głos. Był nieprawdopodobnym wokalistą Spróbujcie to sami - my spróbowaliśmy -  on nadal rządzi. Wideo 'Elvis Libe in '56' jest wspaniałe, ale rok wcześniej wyjechał do Hollywood i z jego oczu zniknął płomień. Na tym wideo on gra jakby występował dla tłumu krzyczących dziewczyn, ale jego zachowanie mówi, "Nie wierzę w ten krzyk". Każde zdanie jest reakcją To jest niesamowity występ, który nadal uwielbiam. Elvis zrobił na mnie olbrzymie wrażenie.


GEORGE:  Już jako nastolatek usłyszałem po raz pierwszy Fatsa Domino w "I'm In Love Again". Powiedziałbym, że to pierwsza rockandrollowa płyta, którą usłyszałem. Inną płytą, którą usłyszałem jako uczniak, było nagranie "Whispering Bell" The Del-Vikings. Nadal to pamiętam. Potem oczywiście był Elvis. Usłyszałem go u kogoś w radiu i utkwił mi na zawsze w głowie. Elvis, Little Richard czy Buddy Holly mieli na nas ogromny wpływ i po dziś dzień jest to moja ulubiona muzyka rock and rollowa.

JOHN:  Jedną z głównych przyczyn marzeń o dostaniu się na scenę jest świadomość, że tym sposobem można najszybciej nawiązać z kimś kontakt. Chodziliśmy oglądać filmy z Elvisem lub z kimś innym i każdy czekał na to by ich zobaczyć. Ja również. Wszyscy się darli gdy On pojawiał się na ekranie. Myśleliśmy, że to się nazywa 'wspaniała praca'. Dlatego większość muzyków tak trafiła na scenę.
  Chcieliśmy być sławniejsi od Elvisa. Początkowo chcieliśmy być spółką Goffin & King, potem chcieliśmy być Eddie Cochranem, potem Buddym Hollym, ale w końcu doszliśmy do tego, że chcieliśmy być sławniejszy niż największy - Elvis Presley. Staliśmy się sławni w Liverpoolu, potem najlepszą grupą w okolicy, a w końcu najlepszą w Anglii. Cel był zawsze nieco odległy, niż coś, co się ma w zasięgu ręki. Naszym  celem było osiągnąć taką sławę jak Elvis, ale nie wierzyliśmy, że to nam się uda.


PAUL: Pod koniec pobytu w Los Angeles poznaliśmy Elvisa Presley’a. Staraliśmy się o to latami, ale nie mogliśmy się do niego dostać. Podejrzewaliśmy, że stanowimy dla niego i Pułkownika Parkera rodzaj zagrożenia, i w sumie tak było. Staraliśmy się o spotkanie, ale zawsze pojawiał się tylko Pułkownik z kilkoma upominkami i na tym się kończyło. Nie czuliśmy się spuszczeni, zasługiwaliśmy na spuszczenie. W końcu to był Elvis, a my kim byliśmy, że chcieliśmy go poznać ? W końcu jednak dostaliśmy od niego zaproszenie, by odwiedzić go w Hollywood, gdy będzie tam kręcił film.


GEORGE: Spotkanie z Elvisem było jednym z najważniejszych wydarzeń tej trasy. To zabawne, ale kiedy dotarliśmy do jego domu, zapomnieliśmy, dokąd jedziemy. Jechaliśmy cadillackiem na Mulholland Driver i napiliśmy się „trochę herbaty”. Nieważne było dokąd jedziemy… Dobrze się bawiliśmy, złapał nas atak wesołości.(Dużo się śmialiśmy. Na parę lat zapomnieliśmy o tym, o śmianiu się. Kiedy zdarzyły się te wszystkie procesy, wszystko wydawało się takie ponure. Gdy myślę o wcześniejszych czasach, pamiętam tylko, że ciągle się śmialiśmy. Dojechaliśmy do wielkiej bramy i ktoś powiedział: „Taaa, zobaczymy teraz Elvisa”. Wypadliśmy z samochodu ze śmiechem, udając, że nie jesteśmy tacy głupi, jak rysunkowe postacie Beatlesów.
JOHN: To było bardzo podniecające, byliśmy zdenerwowani jak diabli, i spotkaliśmy go w jego wielkim domu w Los Angeles. Prawdopodobnie ten dom był tak samo duży, jak dom który wynajmowaliśmy, ale wydawało nam się, że widzimy „wielki dom wielkiego Elvisa”. Miał wokół siebie wielu tych ludzi, tych którzy kiedyś koło niego mieszkali (podobnie było z nami, zawsze mieliśmy wokół siebie tysiące ludzi z Liverpoolu, więc on był taki sam jak my). Miał też stoły do gry w bilarda. Może tak jest w większości amerykańskich domów, ale nas to zdziwiło,bo było jak w nocnym klubie. 
RINGO: Byłem tym wszystkim mocno podniecony. Mieliśmy szczęście, bo było nas czterech i każdy z nas miał kogoś do towarzystwa. Dom był bardzo duży i mroczny. Gdy weszliśmy, Elvis siedział na kanapie przed telewizorem. Grał na basie, co po dziś dzień wydaje mi się bardzo dziwne. Wokół niego było pełno facetów. Powiedzieliśmy:”Hello Elvis”. Był dosyć nieśmiały i my też byliśmy lekko onieśmieleni, ale w pięciu się rozruszaliśmy. Czułem, że to spotkanie było większym przeżyciem dla nas, niż dla niego. 


PAUL: Zaprosił nas do środka i był świetny. No wiesz, to był Elvis. Wyglądał jak Elvis. Wszyscy byliśmy jego zagorzałymi fanami, więc podziwialiśmy go i to bardzo. Powiedział: „Hello chłopaki, czego się napijecie?”. Usiedliśmy i zaczęliśmy oglądać telewizję. Elvis miał pilota, pierwszego jakiego widziałem w życiu. Przez cały wieczór puszczał numer „Mohair Sami”, który był w szafie grającej.

JOHN: Telewizor grał non stop. Ja też tak robię, wszyscy mamy cały czas włączone telewizory… Przed telewizorem Elvis miał potężny wzmacniacz basowy z podłączoną gitarą basową. Elvis grał na basie, a na ekranie przelatywały obrazki. Weszliśmy i zagraliśmy z nim. Podłączyliśmy co było pod reką, śpiewaliśmy i graliśmy. On miał, tak jak ja, szafę grającą ale wyłącznie z własnymi hitami. Może gdybym miał tyle hitów co on, to też miałbym tam tylko swoje płyty.

PAUL: To, że on grał na basie, było dla mnie czymś świetnym. No i było tak: „El, pozwól, że pokażę ci parę patentów”. Nagle stał się moim kumplem. To był dla mnie idealny temat do rozmowy. Mogłem mówić o basie i cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Był świetny – rozmowny, przyjacielski i trochę nieśmiały. Miał taki image – tego oczekiwaliśmy i na to liczyliśmy.


JOHN: Początkowo nie mogliśmy go rozgryźć. Spytałem czy ma pomysł na nowy film, a on nosowo odrzekł: „Jasne, że machm, grachm chłopaka ze wsi, który po drodze spotyka parę dziewczyn i spiewacham parę piosenek”. Spojrzeliśmy na siebie. Wreszcie Presley, także pułkownik Parker zaczęli się śmiać, wyjaśniając, że kiedy raz odeszli od takiej formuły kręcąc film „Wild In the Country”, od razu stracili na tym pieniądze.

PAUL: Pograliśmy trochę w bilard z kilkoma jego kumplami jeżdżącymi na motorach i gdzieś o 22-giej wprowadzono Priscillę. Czy zrobiono tak, by pokazać szacunek, jaki ludzie z kręgów country and western mają dla swoich żon? było to w stylu: „Oto Priscilla”. Weszła i odniosłem wrażenie, że jest typem laki Barbie. Miała purpurową sukienkę, wstążkę w szopie włosów i była bardzo wymalowana. Wszyscy powiedzieliśmy "Halo" i było po wszystkim - "Dobra, chłopaki, ręce przy sobie". Nie została z nami długo. Nie mogę go za to winić, chociaż wątpię, by któryś z nas chciał ją poderwać. To nie było nam w głowie, wiesz, to była żona Elvisa. To było wprost nie do pomyślenia. Uważaliśmy, że nie musieli ją tak szybko od nas zabierać.

GEORGE: Nie pamiętam bym widział Priscillę. Większość czasu spędziłem na badaniu jego ludzi, czy nie mają coś do palenia. To była jednak ekipa proszków i whisky. Ci z Południa nie palili trawki.



RINGO: Nie pamiętam Priscilli. Nie sądzę, żeby mnie obchodziło czy ona tam jest, czy nie. Poszedłem tam zobaczyć Elvisa. Nie pamiętam też za bardzo jego chłopaków.

JOHN: Spotkanie z Elvisem było bardzo miłe. No wiesz, to był tylko Elvis. Zagrał parę piosenek, a my graliśmy na gitarach. Było świetnie. Nie rozmawialiśmy na konkretne tematy, po prostu graliśmy sobie. Nie był popularniejszy od nas, ale był "tym kimś". Nie był zbytnio rozmowny, to tyle. Wydawał nam się normalny, pytaliśmy go o filmy, i o to dlaczego nie występuje w TV. Odpowiedział, że bardzo lubi kręcić filmy. My byśmy nie znieśli braku występów. Zanudzilibyśmy się, a my się szybko nudzimy. Mówił, że trochę mu tych występów brakuje. Jest normalny. Był świetny, zupełnie taki jakiego się spodziewałem.
PAUL: To było jedno z najwspanialszych spotkań mego życia. Myślę, że nas polubił. Przypuszczam, że czuł się wtedy trochę zagrożony, ale nic o tym nie mówił. My na pewno nie czuliśmy żadnego antagonizmu. Spotkałem go raz, tylko wtedy. Potem nasze sukcesy zaczęły spychać go na dalszy plan, co nas bardzo martwiło, bo bardzo chcieliśmy być z nim w branży. Był naszym najwspanialszym idolem, ale czasy zmieniły się na naszą korzyść. Dla Brytyjczyków Elvis pozostawał kimś z silnym image'm. Na zdjęciach z jego amerykańskich koncertów nie widać by publiczność skakała. Dziwiło nas, że nawet ci z pierwszych rzędów, nawet nie tańczyli. 
RINGO: Najsmutniejsze jest to, że wiele lat później dowiedzieliśmy się, że Elvis próbował nam przeszkodzić w pobycie w Ameryce, bo miał dobre układy z FBI. Dla mnie jest to bardzo smutne, że poczuł się tak zagrożony, że jak wielu Amerykanów, uznał nas za zły przykład dla amerykańskiej młodzieży... Widziałem go jeszcze raz, Pamiętam, że kiedyś się na niego zdenerwowałem, bo nic nie nagrywał. Nic nie robił tylko grał z kumplami w piłkę. Zapytałem go: "Dlaczego nie wejdziesz do studia i nie nagrasz czegoś ? "Nie pamiętam, co odpowiedział. Pewnie odszedł i znowu zajął się kopaniem w piłkę.

PAUL: Widziałem słynne zapisy taśm z Nixona, w których Elvis próbuje sprzedać nas, The Beatles. Jest zapisane, jak mówi - i to komu - Nixonowi: "Cóż sir, ci Beatlesi są bardzo nieamerykańscy i zażywają narkotyki". Muszę przyznać, że poczułem się przez niego zdradzony. To żart!, że my braliśmy narkotyki, a popatrz co się z nim stało. Zastali go na sedesie z masą narkotyków. Było to smutne, ale nadal go kocham, szczególnie z jego wczesnego okresu. Wywarł na mnie wielki wpływ.
 
JOHN: Kiedy pierwszy raz usłyszałem 'Heartbreak Hotel' , nie rozumiałem o czym on śpiewa. Słuchanie tego było takim przeżyciem, że włosy stanęły mi dęba. Nie słyszeliśmy tak śpiewających Amerykanów, nikogo. Wszyscy śpiewali jak Sinatra i jemu podobni...
Uważam, że do czasu pójścia do wojska, Elvis robił piękną muzykę. Elvis była dla mnie i dla mojej generacji, tym czym byli The Beatles w latach 60-tych. Ja poszedł do wojska, stracił to, co najlepsze. Ogolili mu nie tylko głowę, ale też to, co miał między nogami. po wojsku grał kilka dobrych rzeczy, ale to nie było już to co kiedyś. Wyglądało jakby coś zmieniło się w jego psychice. ELVIS NAPRAWDĘ ZMARŁ W DNIU WSTĄPIENIA DO WOJSKA. WTEDY GO ZABILI, A RESZTA TO ŻYWA ŚMIERĆ.
 

RINGO: Byliśmy przez okres The Beatles pod największą presją. Nie sądzę, żeby ktoś odczuł tyle presji co The Beatles. No, może tylko Elvis Presley, ale u niego to nie było tak skumulowane jak u nas... My czterej mieliśmy siebie, zawsze jeden z nas mógł liczyć na pozostałą trójkę. On niestety był sam...


PRISCILLA PRESLEY: Niektóre gwiazdy chcą spotykać się z innymi gwiazdami. Niektóre gwiazdy chcą spędzać czas z gwiazdami. Nie Elvis. Nie pamiętam, by kiedykolwiek poprosił Pułkownika by zaaranżował mu spotkanie z kimś sławnym. Uważał, że Hollywood to miejsce spotkań fałszywych ludzi. Z chwilą gdy zaczynał tam kręcić, czuł się niezręcznie.
Ale był jeden pamiętny wieczór, kiedy Pułkownik zaaranżował dla Elvisa spotkanie z czterema znanymi ludźmi. Ale myślę, że to The Beatles bardziej chcieli spotkanie z Elvisem, niż odwrotnie. Gdy pojawili się John, Paul, Ringo i George, Elvis relaksował się na kanapie i oglądał TV, przy wyłączonym dźwięku. Specjalnie nie przejmował się tym, by wstać. Ale oczywiście był ich bardzo ciekawy. Szanował ich. Przede wszystkim szanował ich za sposób, w jaki osiągnęli swoją artystyczną wolność. Dostrzegał to, że robią cokolwiek tylko zechcą. Doceniał ich piosenki, szczególnie ich film „A Hard Day’s Night”, ukazujący siłę ich kreatywności i humoru. „Help!” dopiero miał się ukazać. Elvis podziwiał także Boba Dylana i bardzo doceniał go jako twórcę.
Bo Elvis, jak wszyscy wielcy artyści, był świadom konkurentów. Rozumiał doskonale, że idole pojawiają się i odchodzą a The Beatles byli dla nowej generacji takimi nowymi idolami. Oglądał jak cały świat to co przychodzi z Anglii, muzykę The Beatles, Stonesów, The Dave Clark Five – z zainteresowaniem i jak sądzę, z pewnym zdziwieniem. Dostrzegał ich talent, energię – potwierdzał to publicznie wiele razy – ale martwił się też utratą swojej popularności. W 1965 nie było nikogo, kto dorównywał popularności The Beatles. 
W nocy gdzie przyjechali do naszego domu na Perugia Way w Bel Air było tyle samo ochroniarzy co fanów na zewnątrz. Spotkanie traktowane jak szczyt. Fakt, że Elvis przywitał ich dość obojętnie, nie znaczyło, że ich lekceważy. Szanował ich. Wychodził jeszcze ze swojej roli z ostatniego filmu. Beatlesi bardzo to uszanowali. Kiedy odeskortowano ich do salonu, Elvis powitał ich a oni mogli tylko stać i patrzeć oszołomieni. Szczególnie widać to było na twarzach Johna i Paula. Wyglądali na lekko wystraszonych. Nie mogli być jednak bardziej skromni i nieśmiali. Początkowo wszystko szło bardzo niezgrabnie. Czekali na Elvisa, na to zrobi i ustali porządek spotkania. I oczywiście Elvis poprowadził show. Zaczął oglądać telewizor i wszyscy byli ciekawi, czy cały wieczór będzie tak spędzony. Pół godziny później, Elvis wstał, włączył płytę, wziął gitarę basową i zaczął grać na niej do muzyki. To mogło być coś Charliego Richa, nie jestem pewna, ale to przełamało lody. Pojawiły się gitary i wszyscy zaczęli grać. Paul był bardzo zaskoczony grą Elvisa na basie. Prawda była taka, że Elvis od niedawna brał lekcje gry na basie, dzięki swemu naturalnemu talentowi szybko to opanował. Przez resztę wieczoru więcej było muzyki niż rozmowy. Nie wydaje mi się, by Elvis zadał Beatlesom jakiekolwiek pytanie, oni zaś z kolei przytłoczenie byli jego samą obecnością, by zadawać mu jakieś pytania.
Ale jakoś się dogadywali i ich wspólne granie było takie słodkie. Żałuję bardzo, że nikt nie miał kamery czy magnetofonu, by nagrać to historyczne wydarzenie. Gdy wszystkim wydawało się, że Elvis jest już zmęczony, wieczór po kilku godzinach wspólnej gry i beztroskich rozmów, na odchodne Paul i John zaprosili Elvisa do swojego domu – w pobliżu Benedict Canyon. Na następny wieczór. Najwyraźniej chcieli nawiązać głębsze relacje. Elvis uśmiechnął się tylko i powiedział, ‘No cóż, zobaczymy’. Ale wiedziałam, że nie ma zamiaru rewanżować się wizytą. Rzadko opuszczał dom w Hollywood, nawet na biznesowe okazje. Ale kilku chłopców Elvisa przyjęło zaproszenie. Kiedy wrócili powiedzieli mu, że John prosił by przekazać Elvisowi, że chcą by wiedział, że bez niego nie byłoby The Beatles. Był ich pierwszą i najlepszą inspiracją. Elvis wysłuchał tego z przyjemnością, ale nawet ten ich komplement nie skłonił go do złożenia im wizyty.



Elvis na moim Topie Wszech-Czasów
______________________________________
Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.

HISTORY THE BEATLES

1 komentarz:

  1. Wspaniały głos, śpiewał z taką lekkością jakby melodie z Niego wypływały... zbyt szybko odszedł...

    OdpowiedzUsuń