JOHN: Dobra, ściszmy trochę te gitary, cicho. Więc, Kenny, jak leci?
KENNY: Och, wspaniale. Posłuchaj. Najpierw kilka pytań, a potem chciałbym, żebyś mi zaśpiewał dżingiel. Dżingiel na pożegnanie.
JOHN: Okej, dżingiel na pożegnanie.
KENNY: Czego możemy się po tobie spodziewać w najbliższych miesiącach? Słyszałem, że nad tym pracujesz.
JOHN: (komediowy szept) Mnóstwo brązowych papierowych toreb, Kenny.
KENNY: (śmiech)
JOHN: Bardzo ciężko nad tym pracujemy w tej chwili, chłopaki i ja.
KENNY: Coś melodyjnego?
JOHN: O tak. Znaleźliśmy mnóstwo melodii w tych torbach, właściwie.
KENNY: Powiedziano mi, że tak naprawdę nie przychodzisz tu z zamiarem zrobienia albumu – to po prostu tak jakby 'wypada' podczas sesji.
JOHN: Mmm. Cóż, mamy mgliste pojęcie, wiesz, Ken.
KENNY: Tak.
JOHN: (brzdąka i śpiewa) 'Jak mówiłem dopiero co – mamy mgliste pojęcie, ale bardzo mgliste – Co tam? Bardzo mgliste.'
KENNY: (śmiech)
JOHN: Trochę śmiechu, panie i panowie-telefony.
KENNY: Zrobiłeś już jakieś kompletne utwory?
JOHN: Nie. Jesteśmy w połowie drugiego niekompletnego numeru teraz.
KENNY: Tak naprawdę nie robicie ich całych, kompletnych, nie kończycie ich, a potem nie zaczynacie następnego?
JOHN: Widzisz, doszliśmy do etapu z jednym, gdzie następna część to (dodatkowi) muzycy, więc będziemy musieli napisać partię muzyków. Widzisz, widzisz.
KENNY: Czy zdarza ci się kiedykolwiek, umm – zrobiłeś swoją część i decydujesz, że byłaby dobra sama w sobie, a potem zapominasz o muzykach?
JOHN: O tak. Tak.
KENNY: Tak.
JOHN: (gitara slide i śpiew) 'Ktoś ukradł moją dziewczynę/ Ktoś ukradł mojego kumpla.'
KENNY: Możesz mi zaśpiewać dżingiel na pożegnanie? Nie musi się rymować ani nic.
JOHN: (gitara slide i śpiew) 'Dżingiel na pożegnanie/ Dżingiel na pożegnanie, pa pa/ Pa.' (śmiech)
JOHN: O tak, daj mi pomyśleć – Nilsson. Jedna z Nilssona.
KENNY: Która konkretnie? Jak wiesz, zagraliśmy ich sporo.
JOHN: Tak. Och, daj mi pomyśleć, Ken, na chwilę. Uhh... 'River Deep Mountain Dew'.
KENNY: Tak?
JOHN: (brzdąka i śpiewa) 'Kiedy byłem małym dzieckiem, moja mama MIAŻDŻYŁA mnie w kołysce/ Zbierając te stare pola bawełny w domu/ Kiedy mama była małym dzieckiem, MIAŻDŻYŁA mnie w mojej kołysce/ Kiedy byłem małym dzieckiem w domu.'
KENNY: To był impresario John Lennon grający dla was. A teraz kilka słów od niego.
JOHN: Enzay cuzum dadey stobidacho, Charlie. Masik consip. Wezamarchi chewano wita tomata tawiaty. Wertum moriaty conan dia. Kenny Everetto, M B E.
KENNY: Więc tego nauczyła cię Indie?
JOHN: Dokładnie.
JOHN: Tak. Z brodą.
KENNY: Mam twoje zdjęcie w Daily Mirror, stoisz w prześcieradle. Wyglądasz bardzo spokojnie.
KENNY: Naprawdę?
KENNY: Wyglądało jak prześcieradło.
JOHN: Cóż, wyglądają. Benuse wyglądają bardzo, bardzo podobnie do prześcieradeł, widzisz, więc niższe klasy w Maroku nie czują się zbyt urażone – mając tylko prześcieradła do noszenia.
JOHN: Właśnie zrobiliśmy dwa utwory, oba niedokończone. Drugi to pierwsza piosenka Ringo, nad którą pracujemy w tej właśnie chwili.
KENNY: Sam ją skomponował?
JOHN: Skomponował ją sam w ataku letargu.
KENNY: A co o tym myślisz?
JOHN: Myślę, że to najwspanialsza rzecz, jaką słyszałem od czasu 'River Deep Mountain Dew' Nilssona. (brzdąka i śpiewa) 'Kenny Everett/ To jest program Kenny'ego Everetta.'
KENNY: Komponujesz to prosto z głowy?
JOHN: To jest ad nauseam – prosto z ust...
KENNY: Nie wiem, jak on to robi, przyjaciele.
JOHN: Ja też nie wiem, przyjaciele. Siedzi tu ze skrzyżowanymi nogami na wzmacniaczu, brzdąkając. Mam nadzieję, że to usłyszymy, słuchacze, bo świetnie się przy tym bawimy, ale nigdy tego nie słyszymy, słuchacze. Nigdy tego nie słyszymy, kiedy wracacie do domu.
KENNY: Cóż, zagra to w całości, od początku do końca, tylko dla was.
JOHN: Jasne.
KENNY: Co to za gitara? Wygląda bardzo dziwnie.
JOHN: Gitara bezprogowa.
KENNY: A jak idzie interes z Apple?
JOHN: Och, to... to znaczy, co mogę powiedzieć? Nie mógłbym prosić o więcej taśm ani kawałków papieru?
KENNY: (żartobliwie) Tego też nie zrozumieją. Ale mimo wszystko...
JOHN: Więc, wspaniałe cuda radia...!
KENNY: Zadaj mi kilka pytań.
JOHN: Okej, Kenny. Co robisz?
KENNY: (pauza) Cóż, w tej chwili, wkrótce będę miał codzienny program.
JOHN: Naprawdę? Więc cię nie zwolnili? Załatwiałem ci pracę na Wyspie Man. Wstawiłem się za tobą u Ronalda Manksa.
KENNY: Gdybyś utknął na bezludnej wyspie, jaką jedną płytę gramofonową byś ze sobą zabrał, wyłączając Biblię i Sgt. Pepper's z oczywistych powodów?
JOHN: (śmiech) Jedną płytę gramofonową? Uhh... (pauza) Jeszcze nie powstała.
KENNY: (śmiech) Nie sądzisz, że są jakieś płyty warte zabrania?
JOHN: Nie aż na bezludną wyspę.
KENNY: Kiedy produkujesz coś o tak wysokim standardzie jak twój ostatni album, nie sądzisz, że naprawdę musisz dążyć do stworzenia czegoś trochę lepszego?
JOHN: Nie. Stał się tak wysoko oceniany tylko dlatego, że wszyscy mówili, jak wysoko jest oceniany. Nie jest wyżej niż wtedy, kiedy go robiliśmy.
KENNY: (śmiech) Tak. Są w tym ukryte znaczenia, panie i panowie.
JOHN: (komediowym głosem) Nie. To znaczy, Kenny, to nie stanowi problemu. To było tak dawno temu, że i tak zapomnieliśmy, o co w tym chodziło. I powiem ci tak... (długa cisza)
KENNY: To wszystko? (śmiech) Hej, słuchaj. Mówiłeś, kiedy ostatnio się spotkaliśmy, że tak naprawdę nie miałeś okazji posłuchać "Sgt. Pepper's", bo byłeś tak zajęty jego tworzeniem.
JOHN: Nie sądzę, żebym kiedykolwiek go posłuchał, od czasu kiedy go zrobiliśmy, porządnie. Słyszałem fragmenty. To znaczy, puściłem go zaraz po tym, jak go zrobiliśmy, i to właściwie wszystko. (śmiech) Ale lubię go słyszeć w radiu.
KENNY: Dobrze, mam go zagrać?
JOHN: Tak, byłoby miło.
KENNY: Panie i panowie, Sgt. Pepper!
JOHN: Mmmm.
KENNY: Myślisz, że Paul i ty moglibyście zrobić dżingiel w duecie harmonicznym?
JOHN: Cóż, musiałbyś go utaj sprowadzić.
KENNY: Paul? Możesz przyjść i zrobić dżingiel na pożegnanie?
PAUL: Och! Jasne, Kenny!
JOHN: (brzdąka i śpiewa) 'Żegnaj Kenny Everett/ On jest naszym najlepszym kumplem.' PAUL: (śpiewa razem) 'Dżingiel, dżingiel. Najlepszy kumpel. Dżingiel.'
JOHN: (śpiewa) 'Żegnaj Kenny Everett/ I stary Mount Everett też.'
JOHN I PAUL: (śpiewają) 'A to pożegnalne, porywające crescendo!'
KENNY: Dziękuję, John. Dziękuję, Paul.
JOHN: Wspaniale.
PAUL: (chichocze jak piosenkarz Tiny Tim) Ooo-hoo.
JOHN: (podekscytowany) Zagraj Tiny Tima! To musisz zagrać! Tiny Tim! On jest największy w historii, człowieku! Zobaczysz, czy nie mam racji, Kenny Everett! On jest najwspanialszym facetem na ziemi! Zagraj Tiny Tima, łaskawi czytelnicy.
KENNY: 'Tiptoe Through The Tulips'.
PAUL: On jest prawdziwy.
JOHN: On jest prawdziwy, człowieku. Widzieliśmy go.
PAUL: To znaczy, on jest w tym dobry. To jest jak... to jest na początku śmieszny żart. Ale tak naprawdę nie jest. To jest prawdziwe i to jest prawda.
JOHN: On jest świetny. (śpiewa) 'Tiny Tim na prezydenta/ Och, Tiny Tim na królową!'
KENNY: Dziękuję, Ronaldzie.
JOHN: (do George'a) Chciałby przeprowadzić wywiad z moimi kolegami w następnych kilku programach.
GEORGE: Co to jest?
JOHN: The Kenny Everett Show.
GEORGE: (podekscytowany) Och, świetnie! Cóż, miło znowu być na antenie! Mówi Beatle George z EMI Studios.
PAUL: (chichot Tiny Tima) Ooo-hoo!
KENNY: Mój ostatni program w przyszłym tygodniu.
GEORGE: Naprawdę? Wylali cię?
RINGO: (uderza w bęben i śpiewa) 'Żegnaj Kenny, dobrze cię widzieć z powrotem/ Żegnaj Kenny, słyszeliśmy, że cię wylali!'
GEORGE: Masz tu LP. (śmiech)
PAUL: (głos Tiny Tima) Ooo-hoo, miło tu być!
KENNY: Okej, Henry, kończymy.
PAUL: (amerykańskim akcentem) Żegnaj Kenny i dziękuję za wszystko, co dla nas zrobiłeś w przeszłości.
KENNY: To była przyjemność.
PAUL: (amerykańskim akcentem) Mylicie się, Kenny. To NIE była przyjemność!
JOHN: Powtórz – Nie! N, I, E, O!
KENNY: Dajcie nam porywający chór 'Strawberry Fields Forever' w tempie jazzowym.
PAUL: 'Pozwól mi cię zabrać w dół, pa pa, bo zamierzam – ach! Strawberry Fields – ach! Nic nie jest prawdziwe.'
JOHN: Ho-hej! Pomóż mi!
PAUL: 'I nic nie ma, z czym by iść!'
JOHN: Hoop-hej. Mówię ci, puuu-achhh! (śmiech)
KENNY: To koniec. Skończmy tak! (prędkość taśmy zmienia się na głosy wiewiórek)
JOHN: (krzyczy) Jaka prędkość?!
KENNY: Siedem i pół.
JOHN: Och, wy... (śmiech)
PAUL: 'Pozwól mi cię zabrać w dół, pa pa, bo zamierzam – ach! Strawberry Fields – ach! Nic nie jest prawdziwe.'
JOHN: Ho-hej! Pomóż mi!
PAUL: 'I nic nie ma, z czym by iść!'
JOHN: Hoop-hej. Mówię ci, puuu-achhh! (śmiech)
KENNY: To koniec. Skończmy tak! (prędkość taśmy zmienia się na głosy wiewiórek)
JOHN: (krzyczy) Jaka prędkość?!
KENNY: Siedem i pół.
JOHN: Och, wy... (śmiech)