Film "GET BACK" - Peter Jackson o filmie (4)

 

To przypuszczalnie ostatni mój post poświęcony filmowi, choć jak mawiał James Bond, "never say never". W dzisiejszym tekście oddaję głos reżyserowi filmu. Peter Jackson po skończeniu filmu musiał zmierzyć się z niektórymi zarzutami, że "starał się w swoim filmie  wybielić" sytuację w The Beatles. W oryginalnej wersji filmu "Let It Be" słynna scena w sumie niewielkiej kłótni pomiędzy Paulem i  George'm urosła do miana symbolu wewnętrznego rozpadu w zespole i końca łączącej ich przyjaźni. W nowej wersji filmu ta scena jest oczywiście ukazana jak również inne, które również można by było potraktować tak samo. Zanim w zespole wszystko się poprawiło musieli przejść przez kilka trudnych momentów i zdaniem reżysera to właśnie jest wspaniałe.

JACKSON: Wszystko szło nie tak. Jako ktoś, kto lubi opowieści bardzo cieszyłem się, że poszło w tą stronę. Ponieważ najnudniejszym filmem byłoby gdyby Beatlesi przybyli do studia Twickenham, odbyli dwa czy trzy tygodnie prób, które poszłyby im świetnie. Tak miało być. Kręcą specjalny film telewizyjny, to jest fantastyczne. Nagrywają album i wszystko jest OK. Byłoby to oczywiście mniej  interesujące niż gdyby wszystko nie szło im gładko. Michael Lindsy-Hogg kręcił to wszystko. Z różnych powodów jednak wszystko nie układa się zbyt pomyślnie. Nieustannie próbują układać tory przez pociągiem aby ten się nie wykoleił i uzyskać jakąś dobrą jakość  z chaotycznego projektu w którym biorą udział. Z punktu widzenia The Beatles, myślę że dowiadujemy się dużo o ich osobowościach, o tym jakimi są ludźmi, ponieważ reagują na rzeczy, które się nie udają, na to co nie działa dobrze. Kiedy masz do czynienia z kryzysem, tak naprawdę dowiadujesz się trochę więcej o ludziach, których obserwujesz. Szczerze mówiąc dla mnie jako dramaturga to było świetnie, że wszystko tam nie toczyło się tak jak sobie zaplanowali. Jestem za to bardzo wdzięczny.

W filmie jak wiemy robi się wesoło, jeśli nie wręcz w stylu Monty Pythona. Dzieje się tak nawet w momentach z nagrań w Twickenham, a  a zwłaszcza gdy Beatlesi rozsądnie wracają do własnego studia Apple i wprowadzają w swoje grono Billy'ego Prestona jako piątego Beatlesa. Sami Beatlesi, zarówno ci żywi, jak i ci martwi, przez lata pozostawili po sobie szereg cytatów opisujących tworzenie „Let It Be” jako tylko nieszczęśliwe, traumatyczne zdarzenie. Przez to album był postrzegany jako ich „album rozwodowy”, mimo że zakończył się tak dobrze, że prawie natychmiast zabrali się do następnego, "Abbey Road", ostatniego albumu, który nagrali, ale przedostatniego, który został wydany. Więc  Peter Jackson mówi pozostałym dwóm członkom zespołu, że jeśli wspominają to wydarzenie  jako traumatyczne, to mają syndrom fałszywej pamięci, gdyż tak naprawdę faktycznie  wtedy dobrze się bawili. A było to tak. W grudniu 2017 Paul McCartney przybył do Nowej Zelandii na trasę koncertową i przy okazji spotkał się tam z Jacksonem by podyskutować o projekcie. 

JACKSON: Miałem ze sobą iPada, udałem się z nim do jego garderoby, uścisnęliśmy sobie dłonie i powiedziałem: 'Paul, widziałem wszystkie odrzuty z "Let It Be".  Spostrzegłem zdenerwowanie na jego twarzy. No bo on był tam, w 1969, ale nie widział materiału filmowego. Powiedział tylko: "Tak?". Widziałem na jego twarzy rysujący się niepokój. Powiedziałem: "Słuchaj, cokolwiek myślisz, to nie jest tym, o czym myślisz. Bo sądziłem, żę będzie tam smutek, a jestem zdumiony jak tam wszystko jest takie zabawne i szczęśliwe. To jest zupełnie inne niż to, czego się spodziewałem". Paul:"Tak, naprawdę?" I wtedy zacząłem pokazywać mu na iPadzie różne fragmenty... Potem jeszcze kilka razy udawałem się do Los Angeles i pokazywałem to Ringo. I zacząłem ich przekonywać do myśli, że doświadczenie z "Let It Be" nie było tym, co zapamiętali. Ponieważ pamiętali film, który ukazał się w maju 1970 roku, czyli w trakcie rozstania. To musiał być dla nich taki nieszczęśliwy, stresujący okres. Przez to narzucili sobie wszystkie wspomnienia z sesji "Get Back" takie jakie pokazane zostały w "Let It Be". Tak więc tamten film  był dla nich symbolem bardzo nieszczęśliwego czasu, który osobiście doświadczali w czasie rozpadu zespołu i wszystkie te myśli przenieśli na sesje "Get Back", co oczywiście jest niesprawiedliwe, ponieważ to wszystko wydarzyło się 15 miesięcy wcześniej. Musiałem delikatnie pokazać Ringo i Paulowi, że nie do końca tak to pamiętają. To nie jest maj 1970 a styczeń 1969... Ale muszę, że pomimo tego wszystkiego co ukazało się w książkach i w wywiadach "Antologii, w których wszyscy mówili, jaki to był nieszczęśliwy czas, dwa głosy były głośne i wyraźne, które mówiły coś przeciwnego. Jeden należał do Michaela Lindsay-Hogga, który zawsze powtarzał: "Cóż, nie było tak źle, jak myślą ludzie".  Rozmawiałem z nim o jego filmie, ponieważ jego film też nie był zły. To znaczy, jego film jest w porządku, jeśli spojrzeć na niego w kontekście, że nie jest filmem o rozstaniu. Jeśli jest jakiś argument przeciw jego filmowi, to jest to to, że zmienili taśmę z 16 mm na 35, co w 1970 roku spowodowało, że obraz był trochę szorstki, ziarnisty, kolory stonowane, co dodaje trochę mroku, od strony technicznej. To wcale nie jest film o rozstaniu.  


Drugą osobą był Glyn Johns, który przecież był tam codziennie, nagrywał ich muzykę i produkując ją. I on zawsze powtarzał: "Nie wiem, dlaczego ludzie tak myślą o sesjach 'Get Back'. Byłem tam i każdego dnia przez cały dzień się śmiałem". Tak więc Glyn i Michael byli głosami sprzeciwu przez te wszystkie lata, gdy nędzna reputacja [sytuacji między Beatlesami] rosła i budowała. I ich zdanie było w 100% właściwe, zgodne. To inni ludzie zdecydowali o złej sławie "Let It Be"...

Zacząłem doceniać bardziej te wszystkie piosenki. Gdybyś zapytał mnie pięć lat wcześniej o numery jak  "I’ve Got A Feeling", "Dig a Pony", "Two Of Us",  to wszystkie one znalazłyby się w trzeciej, mojej ostatniej części ulubionych piosenek The Beatles. Teraz kocham te piosenki. Może dlatego, że żyłem z nimi przez ostatnie cztery lata. "Dig A Pony" - co za wspaniała piosenka. I oczywiście "Let It Be".  "The Long and Winding Road" i "Get Back", które są klasykami. Ale ja naprawdę kocham "One After 909". Uwielbiam jej wykonanie w czasie występu na dachu, dlatego, że została nakręcona w tak dynamiczny sposób… John napisał ją gdy miał 15 lat. Wskrzeszają ją ponieważ szukają materiału. Potrzebują 14 piosenek i wracają do swoich starych młodzieńczych list napisanych przez siebie i nigdy nie nagranych piosenek. Sprawdzają, czy nie było tam czegoś, co nie było kompletnym gównem. Mamy materiał filmowy, na którym grają całą masę tych starych piosenek. Wylądowali przy "One After 909" i George mówi: „To naprawdę dobra piosenka. Powinniśmy to zrobić”. John mówi: „Cóż, zawsze chciałem zmienić słowa. Były straszne”. Paul na to: „Nie, to fantastyczne słowa. Zróbmy to”. No i wskakują w tę swoją starą piosenkę z dzieciństwa. Potem na dachu po prostu wykonali ją tak, jakby fantastycznie się nią bawili i czuli ze sobą. To są faceci, którzy po prostu mogą sobie wykonać piosenkę, nad którą pracowali, gdy mieli 15 lat. Kocham ją, to świetna rock'n'rollowa piosenka.



Czy Jackson identyfikował się jakoś szczególnie z którymkolwiek z Beatlesów? Z pewnością jako reżyser utożsamiałby się z tym co widać było w Paulu, jego silne pragnienie  Paula, aby, jak powiedział wcześniej, postawić tory przed pociągiem w projekcie, który może stracić jakikolwiek impet? Jackson przygotowuje starannie grunt pod swoje przemyślenia na ten temat: W kontekście całego materiału filmowego i całego materiału rozumiem nieco bardziej dynamikę Beatlesów. Jest słynna kłótnia między George'm i Paulem, która znajduje się w filmie z 1970 roku, to jest „Let It Be”, którą również mamy w nowym filmie. "Zagram wszystko, co chcesz bym zagrał". Ale mamy tą scenę teraz w kontekście znacznie dłuższej rozmowy. Ze względu na rzeczywistą długość nowego filmu, ten fragment znajduje się w środku 10-minutowej rozmowy. Obaj mają rację. George stara się, aby piosenka była tak dobra, jak tylko może, i czuje, że jest poganiany i popychany. Jest ponaglany i popychany, ponieważ Paul zdaje sobie sprawę, że zobowiązał się do 14 nowych piosenek w mniej niż dwa tygodnie. Paul jest jakby reżyserem. Byłem na planie filmowym, jest druga po południu, a my jesteśmy dopiero w jednej trzeciej zadania na ten dzień i musimy resztę nakręcić. Zaczynam się zachowywać dość źle na planie: Chodźcie, chłopaki. Pośpieszcie się. Nie rób tego". Obserwuję  Paula i myślę: „Tak, ma rację”. Ale z drugiej strony George też ma całkowitą rację. Mówi: „Cóż, mogę grać tylko tak, jak chcę. Możesz mnie popychać, ile chcesz, ale nie osiągniesz lepszego wyniku. Mam swój proces”. Po prostu rozumiesz, że ci dwaj faceci mają po prostu zupełnie normalne, rozsądne opinie i to sam projekt narzucił im ten termin, który wydobywa to na powierzchnię. George jest świetny, ponieważ jest tak pragmatyczny. Mówią o wyjeździe do Libii na przedstawienie w amfiteatrze i zdają sobie sprawę, że jeśli będą mieć  w Libii publiczność pełną lokalnych Arabów, to ci nie zrozumieją ani słowa, które zaśpiewają Beatlesi. Będą tam po prostu siedzieć i się nudzić. Beatlesi zdali sobie sprawę, że potrzebują anglojęzycznej publiczności w amfiteatrze w Libii. Będą musieli wynająć statek i przetransportować całą publiczność na koncert do Libii, a George mówił: „Ile to będzie kosztować? To będzie szaleństwo”. Następnie Paul mówi: „Cóż, możemy uzyskać QE2”, który w tamtym momencie był zupełnie nowym statkiem. John mówi: „Cóż, dadzą nam to za darmo, ponieważ damy Królowej duży rozgłos. Jeśli dadzą nam QE 2 za darmo, wyobraź sobie rozgłos, jaki uzyskają”. George mówi, mówi: „Myślę, że jesteś cholernie szalony. (Ludzie) nawet nie dadzą nam darmowego wzmacniacza”.
George jest wspaniałym, pragmatycznym facetem, który pozbawia iluzji trójkę pozostałych facetów, którzy wkraczają w supernową  swoich wzlotów fantazji. Mówi po prostu: „To się nigdy nie stanie”. Naprawdę, tutaj czuję duży związek z George'm. Jako filmowiec, ostatecznie, musisz po prostu przejść do podstawowych, nagich realiów, do rzeczywistości i tego co masz.  George jest facetem, którego chcesz w grupie. Chcesz, żeby w twojej grupie był John i Paul, ponieważ chcesz, żeby ten geniusz podążał w tych szalonych kierunkach, ale zawsze chcesz, żeby George w twojej grupie , by powiedział czasem: To cholernie głupi pomysł. Naprawdę doceniam za to George'a. Byłby świetny na planie filmowym, ponieważ jest facetem, który po prostu wycina wszystko co niepotrzebne.  Jako czwórka tworzą niesamowitą jedność. 
Ringo jest w tym najmniej zaangażowany, ale jest spoiwem, które spaja.  Musi tam być, na tej swojej podwyższonej perkusji. Nie wie co zagrają George, Paul lub John. Nie mają przecież żadnego planu. Nagle po prostu zaczynają grać jakąś piosenkę, a on musi tam być. Mogą się wygłupiać, stroić żarty, ale jak tylko zaczną grać, on musi być na posterunku. Nie ma czasu na relaks. Żal mi Ringo. Musi przez cały czas być skupiony na tym co robi trójka no i skoncentrowany. Nie wygląda, jakby przez większość czasu dobrze się tam bawił ale dlatego, że musi być występ. jest sercem grupy, jednocześnie świetnym perkusistą. The Beatles są The Beatles. Nie są Johnem Lennonem i The Beatles ani Paulem McCartney'em i The Beatles. Ich cała czwórka jest The Beatles jako jedno. Uważam, że tak to ludzi odbiorą oglądając film. Nie tak, że "John Lennon był geniuszem", "Paul McCartney był geniuszem" a "George Harrison był niedoceniony". Oczywiście, że wszystkie te historie, które czytasz mogą tak to wszystko przedstawiać ale myślę, że ludzie odbiorą  z tego, że The Beatles byli i zawsze będą zespołem czterech facetów, nawzajem się wspierających, lubiących siebie i okazujących sobie sympatię. Na każdym kroku wspierających się nawzajem.



 

 Historia The Beatles
History of  THE BEATLES



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz