OSTATNI WYWIAD JOHNA - 3




 
JOHN: - Jak już powiedziałem, byłem zdecydowany opuścić The Beatles. Wtedy też trafiłem na pierwszą kobietę swego życia. W takich przypadkach zostawiasz wszystko, nie idziesz z kolegami na bilard czy piwo. Możesz iść z kolegami na piwo w wieczorny wieczór - lecz ja spotkałem swoją żonę, wszystko inne dla mnie przestało się liczyć. W 1969 roku pobraliśmy się. To był koniec The Beatles, wszyscy naokoło byli wzburzeni, wtedy - w zespole - nie byliśmy już tylko kumplami. Wszyscy mieli do nas żal, ścigano nas...
YOKO: - Tak jest do dzisiaj. Czytałam gdzieś, że Paul powiedział dokładnie tak: Rozumiem, że John chciał być z nią, ale czemu na zawsze?
JOHN: - Yoko, co leży ci na sercu, to było przed laty.
YOKO: - Nie, nie, nie. On powiedział to krótko. Wie pan, poszłam z Johnem do łóżka bo mi się podobał, a już następnego ranka przede mną stało trzech szwagrów.
JOHN: - Paul poruszył ten temat w piosence Get Back. Byliśmy w studiu, kiedy robiona była ta piosenka, on gdy nas razem zobaczył dopisał refren : Get back, to where you once belonged - (wracaj, tam skąd pochodzisz, gdzie należałaś - tłum. RK)
PLAYBOY: - To prawda?
JOHN: - Tak, on chciał przez to powiedzieć, że mam paranoję.
(Yoko wychodzi z pokoju, dalsza część wywiadu z samym Johnem)
PLAYBOY: - Teraz może porozmawiajmy o twoich - jak nazwała ich Yoko - szwagrach. Dlaczego niedorzecznością jest powrót The Beatles?
JOHN: - A czy chciałbyś wrócić z powrotem do szkoły? Dlaczego powinienem wrócić 10 lat wstecz specjalnie dla was? I dla was tworzyć iluzję, która nie może już dalej egzystować?
PLAYBOY: - Zapomnijmy więc o iluzji. Dlaczego chcesz tworzyć nadal muzykę ale bez Beatlesów?
JOHN: - Dlaczego Beatlesi powinni jeszcze coś dawać? Oni już mają po 10 lat więcej, czy to możliwe? Ale proszę jeszcze raz? Tak?
PLAYBOY: - Ok, porozmawiajmy więc o muzyce, a nie o cudach.
JOHN: - Ciekawe, czy Dean Martin i Jerry Lewis chcieliby jeszcze raz wystąpić dla mnie (para tych znakomitych aktorów stworzyła doskonały duet komediowy - RK), specjalnie dla mnie. Cóż to takiego, w końcu ludzie tego żądają. Całe te gadanie o Comeback The Beatles sprowadza się do tego, czy wy tego chcecie? Tak?
PLAYBOY: - Wróćmy więc do muzyki. Zgodzisz się, że Beatles to najlepszy rock and roll jaki kiedykolwiek powstał?
'1980, John i Yoko opuszczają Dakotę House, to tutaj zginie ...

JOHN: - Nie, lecz jestem Beatlesem więc nie mogę tak obiektywnie tego stwierdzić. Jestem z ich każdej płyty niezadowolony. Mogę przy każdej piosence znaleźć jakiś błąd, niedoróbkę. Ale byliśmy najlepszą grupą świata, bezapelacyjnie. Ale kiedy zagrasz mi nasze numery, to mógłbym coś nowego zrobić przy każdym z nich. Wczoraj np. słyszałem w radiu Lucy... . Straszne, ten numer jest strasznie spieprzony, widzę teraz, że nie zrobiliśmy wielu rzeczy właściwie. I tak wróciliśmy do pierwotnego pytania o Beatles i ich muzykę. Mieliśmy dobre piosenki i bardzo mierne.
PLAYBOY: - Uważa się powszechnie, że muzyka, którą Paul tworzy z Wings nie dorównuje jego beatlesowskiej sztuce. Myślisz, że twoje solowe piosenki są równie dobre jak np. Hey Jude itd.?
JOHN: - Imagine, Love i kilka innych mogą się mierzyć z każdą piosenką The Beatles.
PLAYBOY: - To jest niewiarygodne, że byliście jedynym zespołem, który tworzył tak genialną muzykę, tą najlepszą.
JOHN: - Kiedy jedna dobra rzecz się kończy ludzie myślą o tym jak o końcu świata. Ale ja mam 40 lat, Paul ma 38, Elton, Dylan i inni - jesteśmy względnie młodymi ludźmi i przed nami dalsze 40 lat produktywności, tak chce Bóg, mimo że ludzie czekają na ostatni koncert The Beatles. Nie chcę powiedzieć, że np. I Am The Walrus jest lepsze od Imagine. To niech ocenią inni, ja robię TĄ muzykę i to jest prawda.
PLAYBOY: - Powiadasz, że nie można cofnąć 10-ciu lat. Za dużo się zmieniło... Nie masz jednak odczucia, że przeżycie jeszcze raz tego samego byłoby szalenie ekscytujące?
JOHN: - Ekscytujące? W swoim czasie Elvis wszystko cofnął. Nie wiem. Jestem zadowolony, kiedy słucham jego płyt, ale nie chcę wyjmować go z grobu. The Beatles nie odżyją, nie zaistnieją już nigdy. John, Paul, George i Ringo może i mogliby dać jeden wspólny koncert, ale to nie byłoby to samo, nie będziemy już mieli 20 lat i ci ludzie, którzy nas wtedy słuchali, także.
PLAYBOY: - Pozostaje więc tylko nostalgia?
JOHN: - Moje motto to "z oczu do myśli". To moja życiowa dewiza. Może dlatego patrzę w przyszłość z romantycznym odczuciem, najważniejsze dla mnie jest to co robię teraz.
PLAYBOY: - Jaka jest generacja ludzi, która posiada uczucia oznaczające muzykę, zachowanie, które umarło wraz z The Beatles?
JOHN: - Jeżeli oni nie zrozumieli The Beatles, to co do diabła, mielibyśmy dla nich zrobić? Mamy nadal dzielić chleb i mięso dla mas? Musimy być nadal dla nich bo oni tego żądają? Nie rozumiem tego.
PLAYBOY: - Ale podniósł się znowu szum wokół sprawy połączenia zespołu!
JOHN: - Słyszałem w radiu niedawno kilka rzeczy o The Beatles, było Green Onion. nie, chyba Glass Onion. No nie, ja nawet nie znam własnych kawałków, niektóre sobie sam przesłuchiwałem, gdyż są w radiu rzadko grane.
PLAYBOY: - Było coś takiego, pogłoska, jakoby Paul nie żyje, ponieważ coś tam śpiewałeś w I Am The Walrus, tak?
JOHN: - Tak, ale ten wiersz był tylko żartem. Ja go napisałem kiedy chciałem Paulowi wyjaśnić: "Tutaj obierz swoją własną drogę, gdyż ja ciebie opuszczam". Wracając do Glass Onion - jest ona piosenką niepospolicie zagraną. Kiedy jakaś radiostacja robi program o The Beatles to oczywiście puszcza Help, Yesterday czy Hey Jude itp. Nagraliśmy tyle piosenek, ale zawsze słychać tylko te znane. Czy jednak jakiś prezenter powiedział kiedyś coś takiego, że np. chciałby nam czterem podziękować za to, że nie jesteśmy razem i nie psujemy już tylu dobrych rzeczy? Wziąłbym to za dobry znak. Może się kiedyś ludzie przyzwyczają.
PLAYBOY: - Widzieliśmy nieraz koncerty, na których panowaliście nad milionami. Tak było np. w TV-Show Saturday Night Live.
JOHN: - Oglądałem ten program razem z Paulem, później wzięliśmy taksówkę i pojechaliśmy do studia. Nic jednak nie zrobiliśmy, bo byliśmy za bardzo zmęczeni.
PLAYBOY: - Widziałeś ostatnio Paula?
JOHN: - Nie chciałem go denerwować.
PLAYBOY: - A dzisiaj The Beatles są wrogami czy przyjaciółmi?
JOHN: - Żadnym z nich, ja już ich dosyć długo nie widziałem.
PLAYBOY: - Porozmawiajmy o wcześniejszych czasach, ok?
JOHN: - No cóż, Paul wnosił w swoje piosenki szczególny optymizm, podczas gdy ja poruszałem jakieś smutne elementy, dysonanse i pewien rodzaj bluesa. Mogłem komponować głośne, solidne rock and rolle, Paul też, ale on raczej gustował w rzeczach bardziej romantycznych. Ale kiedy w kawałku In My Life czy wcześniejszym This Boy przekonałem się, że i ja potrafię takie rzeczy pisać, to wziąłem się i za ten rodzaj muzyki. Wtedy melodyka The Beatles najbardziej zbliżyła się do siebie. Paul wiele ćwiczył na instrumentach, mawiał często do mnie: Czemu nie ćwiczysz, nie pracujesz nad czymś nowym, w tej piosence ten ton masz zły itd. Z drugiej strony byłem właściwie tym jedynym, który umieszczał piosenki tam gdzie one powinny być. Wiele piosenek pisaliśmy po połowie.
PLAYBOY: - A jak wam szło z tekstami?
JOHN: - Czułem się zawsze lepiej przy znajdowaniu odpowiednich słów, chociaż Paul jest także fachowym tekściarzem, lecz sam w to nie wierzy, teksty pisze raczej niechętnie. Wtedy zamiast się tym zająć poważniej ustąpił mi z drogi. Ale Hey Jude ma, do diabła, cholernie dobry tekst, nie mam się gdzie tam doczepić. Ale wracając... Pamiętam, że na początku zaledwie trochę się martwiliśmy o tekst - tylko, żeby piosenki miały jakikolwiek, ona kocha ciebie, ona kogoś kocha, oni się kochają... Moim zdaniem tak jest do dzisiaj - choć ja do tekstów przywiązuję dużą wagę. One muszą się wygadać, nawet gdy się nie słucha muzyki. Takim utworem jest np. Across The Universe.
PLAYBOY: - Czy mógłbyś sobie przypomnieć - przykładowo jeden - tekst, przy którym pracowaliście z Paulem razem?
JOHN: - Przy We Can Work It Out. Paul zrobił pierwszą część, a ja resztę. Paul w zasadzie pisał tam bardzo optymistycznie We can work it out, we can work it out, następnie ja wkraczałem niecierpliwie z Life is very short...
PLAYBOY: - Paul opowiadał historię, a ty filozofowałeś?
JOHN: - Dokładnie tak, byłem taki przed i po The Beatles. Hm... chciałbym zawsze wiedzieć czemu jest tak, a nie inaczej, zresztą chciałbym móc patrzeć na wszystko powierzchownie, nie potrafię jednak.
PLAYBOY: - Kiedy pisałeś czy tworzyłeś piosenki takie jak We Can Work It Out to współpracowałeś z Paulem, ale przecież to ty utrzymywałeś, że większość piosenek napisaliście oddzielnie, mimo że umieszczaliście oba nazwiska pod tytułami.
JOHN: - Tak, to był mały fałsz. Robiliśmy wiele wspólnie, nawet oko w oko ale w zasadzie to wszystkie piosenki powstawały oddzielnie.
PLAYBOY: - Więc wiele napisaliście oddzielnie?
JOHN: - Tak. Sgt. Pepper był np. pomysłem Paula i on sporo się przy tej płycie napracował. Kiedyś zawołał mnie i powiedział: Masz teraz czas, idź do studia i napisz jakąś piosenkę. Do Sierżanta w ciągu 10 dni dostarczyłem Lucy... i A Day In The Life. Wtedy nie rozmawialiśmy wiele ze sobą, więc dlatego byłem wkurzony na cały ten projekt. Widzę jednak teraz dokładnie, że wtedy konkurowaliśmy ze sobą.
PLAYBOY: - Czy ta cała "wojna" była korzystna dla ciebie?
JOHN: - Już od samego początku. Robiliśmy płytę w 12 godzin, firma chciała co 3 miesiące nowego singla, musieliśmy pisać piosenki w samochodach, hotelach.
PLAYBOY: - Co teraz sądzisz o wspólnej pracy z Paulem?
JOHN: - Nie uważam tego za stracony czas, za coś strasznego. Nie chciałbym, aby to jakoś źle zabrzmiało, ale ja Paula nie potrzebowałem. Łatwiej powiedzieć co on otrzymał ode mnie, niż odwrotnie.
PLAYBOY: - Przejdźmy do Ringo? Co sądzisz o nim jako muzyku?
JOHN: - Zanim się spotkaliśmy, Ringo w Liverpoolu już uchodził za gwiazdę. Był już zawodowym perkusistą i grywał w znanych, brytyjskich grupach, na długo przedtem zanim my mieliśmy własnego bębniarza. Nie wiem wprawdzie gdzie on by wylądował bez The Beatles, ale myślę, że bez względu czy byłby aktorem czy piosenkarzem - wyszedłby na swoje. To w nim tkwi. Ringo jako perkusista był bardzo krytykowany, nie zachwyca może bezbłędną techniką, ale na perkusji Ringo grał tak, jak Paul na basie. Paul jest czy był jednym z najbardziej pomysłowych, pełnym inwencji basistą wszech czasów. Połowa basistów dzisiejszych skradła większość rzeczy, pomysłów od McCartneya. Myślę, że Ringo i Paul mogliby grać w każdej rockowej kapeli świata. Może nie są za dobrzy technicznie, ale kto tak naprawdę jest, każdy się myli. Możemy owszem krytykować, ale jako muzycy Ringo i Paul są tak samo dobrzy jak inni.
PLAYBOY: - George?
JOHN: - All Things Must Pass jest dobre ale za długie.
PLAYBOY: - Jak na razie nie wspominasz nic o George'u.
JOHN: - Zdenerwowałem się jego książką I Me Mine. On o tym powinien wiedzieć. Zebrał całą biografię, ale ogromnie dużo opuścił. Przez to rodzi się wrażenie, że mój wpływ na jego życie był równy zero. W tej książce spotyka się Boga i cały świat - mnie nie.
PLAYBOY: - Dlaczego nie?
JOHN: - On jest 3 czy 4 lata młodszy ode mnie. Między nami dwoma panowała i miłość i nienawiść, George był często zły na mnie, że dawałem mu - jako jego opiekun - lanie i odsyłałem do domu. On wprawdzie tego nie napisał, ale ja to widzę. Gdy zaczynaliśmy on był dla mnie uczniakiem. Ja już studiowałem na Akademii, kiedy Paul i George chodzili jeszcze do szkoły. Miałem już za sobą pierwsze kontakty alkoholowe i seksualne. George był łebkiem i chciał się włóczyć ze mną i Cynthią, moją późniejszą żoną. Pamiętam jak kiedyś George zawołał mnie do Taxmana, jego mocnego wtedy numeru. Chciał ode mnie rady, przyszedł do mnie po pomoc, bo nic chciał iść do Paula, który zresztą mu nigdy nie pomagał. Ja właściwie także nie chciałem. Myślałem wtedy: Nie pomagaj, wystarczy, że masz sporo pracy nad swoimi i Paula numerami. Ale nie chciałem go zranić, więc powiedziałem Ok. George do tego czasu w zasadzie nie pisał piosenek, jako piosenkarzowi napisaliśmy mu tylko jedną piosenkę (I'm Happy Just To Dance With You - z A Hard Day's Night - RK). Pierwsza piosenka, którą śpiewali Ringo i George była moja. Szukałem im jakichś łatwych rzeczy do zaśpiewania. Więc przy okazji czytania książki miałem ochotę się zemścić. Ale nie zrozum mnie źle, ja zawsze lubiłem młodość. Z The Beatles jest już ona za nami, ale jest zawsze z nami czterema.
PLAYBOY: - Twój ulubiony temat? Co John chciałbyś zaproponować? Wasz główny problem - dla całej czwórki - połączenie się i gigantyczny koncert?
JOHN: - Z dobroczynnością nie mam nic wspólnego.
PLAYBOY: - Promotor tego przedsięwzięcia, Sid Bernstein, marzy o wielkich, telewizyjnych koncertach-gigantach, gdzie was czterech gra i zgarnia mnóstwo forsy. Szacują to na ok. 200 milionów dolarów.
JOHN: - To pomysł Bernsteina, kupa forsy, wielki showbusiness i łzy ściekające na kolana.
PLAYBOY: - Ale faktem jest, że 200 mln $ dla biednych krajów np. Ameryki Płd...
JOHN: - Ludzie ciągle tylko o tym słyszą, że Beatlesi powinni tą forsę tam wysłać itd. Wiesz, USA ciągle się zbroją za miliony dolarów, a ślą miliardy do tych państw, które to nam mogłyby pomagać. Gdy jedzenie jest już połknięte, to co dalej? To starczy przecież tylko na jeden dzień, tam forsa mogłaby iść codziennie, za Peru przyjdzie Harlem, później Anglia. Nie będzie żadnego koncertu, musielibyśmy resztę życia poświęcić na koncertowanie, nie jestem do tego przygotowany. Nie!
(Do pokoju wchodzi ponownie Yoko)
PLAYBOY: - Odnośnie waszego majątku to New York Post krótko twierdzi, że jesteście w posiadaniu około 150 mln $.
JOHN: - Nigdy się do czegoś takiego nie przyznawaliśmy.
PLAYBOY: - Post twierdzi, ze tyle macie.
JOHN: - Tak Post powiedział? Okay, więc jesteśmy bogaci, co z tego?
PLAYBOY: - A wasza polityczna filozofia? Czy trzymasz za socjalizmem?
JOHN: - W Anglii są dwie możliwości, można należeć do robotników lub do kapitalistów. Jestem konserwatystą klasy, do której należę, instynktownie jestem socjalistą, jakim nigdy nie byłem. Uważałem, że ludzie o zęby i zdrowie powinni się martwić sami, teraz już mi to przeszło. Dawniej pracowałem dla pieniędzy, chciałem być bogaty; do diabła - czy to nie paradoks, że teraz jestem socjalistą? Wcześniej z powodu moich pieniędzy miałem poczucie winy. Ale traciłem je prawidłowo - rozdając dolary i pozwalając je sobie zabierać - choć sporo zostało.
PLAYBOY: - Wiadomo jednak, że kapitalistyczna gra kieruje nami, tobą. Otrzymujesz wciąż tantiemy The Beatles?
JOHN: - Tak, to prawda.
YOKO: - Oczywiście, żyjemy przecież w kapitalistycznym świecie. Zginie ten, co zechce od razu wszystko zmieniać. Trzeba najpierw o siebie zadbać. Ja mówię sobie, że jestem tutaj jedyną socjalistką. Sama nie mam ani centa, wszystko należy do Johna, ja jestem "czysta". Inwestuję jego pieniądze i muszę się sama o wszystko martwić. Dawniej pieniądze były dla mnie czymś nieprzyzwoitym, uważałam, że nie powinnam brać pieniędzy za to co robię. Kiedy się jednak żyje w dzisiejszym społeczeństwie można lub trzeba obrać tylko dwie drogi: siły lub robienia pieniędzy. W ciągu tych sześciu lat żyliśmy wśród ludzi tzw. podziemia, ale to nie było chyba dobre.
PLAYBOY: - Wciąż więc idziecie naprzód?
YOKO: - Zarabiając pieniądze, wydajemy je. Kiedy się chce robić interesy trzeba to robić z miłością i poświęceniem. Kocham egipską sztukę i kupuję ją nie dla materialnej wartości ale dla magicznej siły, która mi pomaga. Tak samo z domami, kupuje tylko takie, które są dobrymi inwestycjami a nie takimi, w których chcielibyśmy zamieszkać.
PLAYBOY: - Ostatnio pisano, że chcecie kupić część wybrzeża Atlantyku.
YOKO: - Kiedy się widziało tamte domy, to łatwiej to sobie wyobrazić. Chcemy faktycznie kupować i inwestować...
PLAYBOY: - Zamieszkacie tam?
YOKO: - Dla wielu ludzi wspaniałym miejscem jest publiczne miejsce w parku, gdzie można wszystko robić. John i ja bardzo dużo spacerujemy, dlatego chcemy mieć własny, oddzielny park.
PLAYBOY: - Posiadacie bydła za ok. 60 mln $, to prawda?
YOKO: - Nie wiem tego. Jestem kiepska w liczeniu, bardziej się orientuję w wartościach rzeczy.
JOHN: - Sean i ja pojechaliśmy w końcu tygodnia do kraju. Yoko mogła lecieć z nami, ale wolała kupować krowy. Bardzo się wtedy z niej śmiałem. Całymi dniami się nie widzieliśmy. Rokowania handlowe były bardzo pracochłonne i czasochłonne. Wreszcie z gazet się dowiedziałem, że Yoko kupiła po bardzo dobrej cenie, tylko ona to potrafi.
 
PLAYBOY: - John, potrzebujesz tych wszystkich domów?
JOHN: - To dobre rzeczy.
PLAYBOY: - Więc potrzebujesz 150 mln $, nie byłbyś zadowolony ze 100 lub jednego?
JOHN: - Więc cóż powinienem uczynić? Wszystko rozdać i żyć na ulicy? Trudno żyć bez forsy, wiesz o tym. W zespole było tak samo, nie mógłbym od tego uciec. Pieniądze szłyby za mną jak cienie, czy będę miał 1 dom czy 400 - niczego to nie zmieni.
PLAYBOY: - Ale przecież twoje ostatnie lata były swoim rodzajem ucieczki.
JOHN: - To tak jest. Ludzie tego nie rozumieją. Jestem znanym człowiekiem, o którym się mówi, że wszystko wie, ale to Yoko jest moim nauczycielem. Wszystko co wiem - wiem od niej. Ona też taka była jakim ja byłem w Nowhere Man. Ona jest moim Don Juanem (indiański pisarz, poeta Carlos Castaneda, propagujący magię - RK). Ludzie tego nie kumają.
Ja z moim Don Juanem się ożeniłem, to żmudne do opowiadania. Mój Don Juan nie musiał mi prawic komplementów, śmiać się z moich dowcipów - to wszystko.
PLAYBOY: - Yoko, czy czujesz się nauczycielką Johna?
YOKO: - Zanim mnie spotkał, miał i robił mnóstwo rzeczy, których ja nie znałam. Wyjazdy, trasy koncertowe itp. Tak więc ja także wiele się od niego nauczyłam, mój wpływ na niego może polegał na tym, że ja wykorzystałam swoją kobiecą siłę. Kobiety ją rozwijają (zresztą mężczyźni mają też swoją), obie się razem uzupełniają. Mężczyźni często poddają się władzy swoich żon, bez względu na to czy tego chcą czy nie.
PLAYBOY: - Czy Yoko jest więc guru Johna?
JOHN: - Nie, Don Juan nie ma wielbicieli, nie szuka pociechy u uczniów itd...
PLAYBOY: - Więc jak się uczyłeś?
JOHN: - Don Ono powiedziała: Idź drogą, nie rozglądaj się, wypędziła mnie pustego, nie byłem z nikim szczery, ze sobą również. Pierwszy raz tego doświadczyłem.
PLAYBOY: - Rozmawiacie ze sobą o swoim rozstaniu?
JOHN: - Tak, rozstaliśmy się na początku lat siedemdziesiątych. Miała mnie dosyć, a ja chciałem popłynąć w wszechświat.
PLAYBOY: - Co było dalej?
JOHN: - Najpierw myślałem: Hurra!!! Teraz pożyję jak młody bóg. Następnie zbudziłem się któregoś ranka i spytałem się siebie: Co jest? Chcę do domu!!! Byłem bez niej 18 miesięcy, ale mieliśmy ze sobą ciągły telefoniczny kontakt. Powiedziałem jej: Nie podoba mi się to wszystko, chcę do domu, mogę, proszę? A ona na to: Jesteś jeszcze daleki od tego, aby móc wrócić do domu. I co się na to mówi? Ok, z powrotem do butelki. Proszę się nie dziwić, przy butelce zrozumiałem jak się czuję. Mój duch był chory. Całe 18 miesięcy były jak długie, stracone tygodnie. Nigdy jeszcze tak nie chlałem. Zrozumiałem, że chciałem się w butelce utopić. Przebywałem wtedy blisko z największymi alkoholikami spośród muzyków.
PLAYBOY: - To znaczy?
JOHN: - Harry Nilsson, Bobby Keyes, Keith Moon. Wszyscy czegoś szukaliśmy. Sądzę, że Harry zawsze czegoś szukał. Harry! Jeżeli czytasz te słowa to wiedz, że Bóg chroni ciebie gdziekolwiek jesteś. Ale Jezu, ja musiałem odejść, zanim "to" jednego z nas złapało. Pytaliśmy się, kto będzie pierwszym? Najnieszczęśliwszy był Keith. (Keith Moon - perkusista The Who - umarł 8 października 1978 roku na skutek przedawkowania narkotyków i alkoholu - RK)

"stracony weekend" - John i Harry Nilsson

PLAYBOY: - Dlaczego tak się niszczyliście?
JOHN: - U mnie przez rozstanie, nie umiałem się pozbierać. Inni mieli swoje dno, swój grunt pod nogami. Wtedy naszym mottem było zdanie: ZOSTAWIĆ WSZYSTKO I ZGINĄĆ. Nie mogłem dojrzeć drogi wyjścia. Źle mi jest, kiedy myślę o tym czasie - ale to była dobra lekcja.
PLAYBOY: - Yoko, dlaczego rzuciłaś Johna?
YOKO: - Było ku temu wiele powodów. Jestem kimś, który wciąż idzie naprzód. Na naszej płycie, tej nowej, jest jedna piosenka, która o tym mówi. Zamiast toczyć przed sobą problemy, wolę je ominąć i przeć naprzód. Ale jestem kobietą, która bez swego mężczyzny u boku daleko nie zajdzie. Zazwyczaj kobiety wnikają w swoich mężczyzn, ja nie czyniłam tego nigdy.
JOHN: - Yoko widzi facetów jak swoich asystentów, ale z różnymi stopniami intymności. A ten tutaj idzie teraz się wysiusiać.
(John wychodzi z pokoju)
YOKO: - Do tego nie mogę nic więcej dodać. Kiedy spotkałam Johna, wokół niego i jego przyjaciół było mnóstwo kobiet. On musiał się otwierać często pierwszy i ja go wtedy rozpoznawałam naprawdę, często też cierpiałam sama lub razem z nim.
PLAYBOY: - Dlaczego?
YOKO: - Otwartość prześladuje mnie. Uchodziłam za kobietę, która była odpowiedzialna za rozpad The Beatles i była winna temu, że już nigdy się nie zeszli. Ale moja artystyczna działalność również ucierpiała na tym, myślałam już wtedy o uwolnieniu się od roli Pani Lennon, dlatego dobrze się stało, że John poleciał do Los Angeles i zostawił mnie na dłużej samą. Ja przeżyłam wiele. Jeszcze całkiem na początku, John był jeszcze Beatlesem, byliśmy razem w pokoju, leżeliśmy w łóżku, drzwi były zamknięte, ale nie na klucz. Wszedł jakiś facet do środka i rozmawiał z Johnem jakby mnie tam wcale nie było. To było nieprawdopodobne. Byłam niewidoczna. Ludzie z kręgu Johna widzieli we mnie niebezpieczeństwo. Słyszałam, że nawet były plany pozbycia się mnie.
PLAYBOY: - Jak na to reagowałaś?
(wchodzi John)
YOKO: - Społeczeństwo, ogół, nie może zrozumieć, że kobiety także można wykastrować. Ja tak właśnie się czułam. W okresie "przed Johnem" było wszystko w porządku. Moje prace nie sprzedawały się bardzo dobrze ale mogłam spokojnie żyć. Miałam własną dumę i nagle z dnia na dzień zaczęłam uchodzić za pasożyta.
JOHN: - Kiedy razem z Yoko zaczęliśmy wszystko robić, no wiesz wywiady, konferencje itd. zażartowaliśmy, że moglibyśmy być chętnie "puszczeni" z torbami. Kiedyś jeden facio ze świty The Beatles powiedział, do niej, że ona teraz nie musi pracować, bo ma wystarczająco dużo pieniędzy jako pani Lennon. Gdy Yoko mi się z tego poskarżyła, nie mogłem zrozumieć o co jej chodzi. Ten chłopak - powiedziałem - to przecież stary, dobry Charlie, jest z nami już od 20 lat. Podobnie wydarzyło się w studiu. Gdy Yoko powiedziała do technika tonu, że lepiej by było, gdyby go trochę podwyższył, ten popatrzył na mnie i spytał : A ty, co na to powiesz John? Wtedy tego nie zauważałem, ale teraz wiem o co jej wtedy chodziło.
YOKO: - Kilka lat takich historii i jesteś wykastrowany. Ja w dotychczasowych układach z mężczyznami byłam tą połową, która zarabiała pieniądze. I nagle żyję z mężczyzną, który ma więcej pieniędzy niż ja. Trudno mi było się z tym pogodzić. Postanowiłam dłużej tego nie znosić, miałabym wciąż te same kłopoty, nawet gdybym żyła z innym mężczyzną niż...
JOHN: - JOHN - J - O - H - N mu na imię.
YOKO: - ...z Johnem. Ale on był nie tylko Johnem. Był także swoją grupą i ludźmi wokół siebie, gdy mówię John, nie mam na myśli tylko wyłącznie jego.
JOHN: - Pomimo tego jestem Johnem, pochodzi to od Johanna.
czytaj dalej:
Wywiad dla Playboy'a - 3

_______________________________________________________ 
 
 Historia The Beatles na : Fab4-TheBeatles.blogspot.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz