JOHN: - Jak już powiedziałem, byłem zdecydowany opuścić The Beatles. Wtedy też trafiłem na pierwszą kobietę swego życia. W takich przypadkach zostawiasz wszystko, nie idziesz z kolegami na bilard czy piwo. Możesz iść z kolegami na piwo w wieczorny wieczór - lecz ja spotkałem swoją żonę, wszystko inne dla mnie przestało się liczyć. W 1969 roku pobraliśmy się. To był koniec The Beatles, wszyscy naokoło byli wzburzeni, wtedy - w zespole - nie byliśmy już tylko kumplami. Wszyscy mieli do nas żal, ścigano nas...
YOKO: - Tak jest do dzisiaj. Czytałam gdzieś, że Paul
powiedział dokładnie tak: Rozumiem, że John chciał być z nią, ale czemu na
zawsze?
JOHN: - Yoko, co leży ci na sercu, to było przed laty.
YOKO:
- Nie, nie, nie. On powiedział to
krótko. Wie pan, poszłam z Johnem do łóżka bo mi się podobał, a już następnego
ranka przede mną stało trzech szwagrów.
JOHN: - Paul poruszył ten temat w piosence Get Back.
Byliśmy w studiu, kiedy robiona była ta piosenka, on gdy nas razem zobaczył
dopisał refren : Get back, to where you once belonged - (wracaj, tam skąd
pochodzisz, gdzie należałaś - tłum. RK)
PLAYBOY: - To prawda?
JOHN: - Tak, on chciał przez to powiedzieć, że mam
paranoję.
(Yoko
wychodzi z pokoju, dalsza część wywiadu z samym Johnem)
PLAYBOY: - Teraz może porozmawiajmy o twoich - jak nazwała ich
Yoko - szwagrach. Dlaczego niedorzecznością jest powrót The Beatles?
JOHN: - A czy chciałbyś wrócić z powrotem do szkoły?
Dlaczego powinienem wrócić 10 lat wstecz specjalnie dla was? I dla was tworzyć
iluzję, która nie może już dalej egzystować?
PLAYBOY: - Zapomnijmy więc o iluzji. Dlaczego chcesz tworzyć
nadal muzykę ale bez Beatlesów?
JOHN: - Dlaczego Beatlesi powinni jeszcze coś dawać? Oni
już mają po 10 lat więcej, czy to możliwe? Ale proszę jeszcze raz? Tak?
PLAYBOY: - Ok, porozmawiajmy więc o muzyce, a nie o cudach.
JOHN: - Ciekawe, czy Dean Martin i Jerry Lewis chcieliby
jeszcze raz wystąpić dla mnie (para tych znakomitych aktorów stworzyła
doskonały duet komediowy - RK), specjalnie dla mnie. Cóż to takiego, w końcu
ludzie tego żądają. Całe te gadanie o Comeback The Beatles sprowadza się do
tego, czy wy tego chcecie? Tak?
PLAYBOY: - Wróćmy więc do muzyki. Zgodzisz się, że Beatles to
najlepszy rock and roll jaki kiedykolwiek powstał?
'1980, John i Yoko opuszczają Dakotę House, to tutaj zginie ... |
JOHN: - Nie, lecz jestem Beatlesem więc nie mogę tak
obiektywnie tego stwierdzić. Jestem z ich każdej płyty niezadowolony. Mogę przy
każdej piosence znaleźć jakiś błąd, niedoróbkę. Ale byliśmy najlepszą grupą
świata, bezapelacyjnie. Ale kiedy zagrasz mi nasze numery, to mógłbym coś nowego
zrobić przy każdym z nich. Wczoraj np. słyszałem w radiu Lucy... . Straszne,
ten numer jest strasznie spieprzony, widzę teraz, że nie zrobiliśmy wielu
rzeczy właściwie. I tak wróciliśmy do pierwotnego pytania o Beatles i ich
muzykę. Mieliśmy dobre piosenki i bardzo mierne.
PLAYBOY: - Uważa się powszechnie, że muzyka, którą Paul
tworzy z Wings nie dorównuje jego beatlesowskiej sztuce. Myślisz, że twoje
solowe piosenki są równie dobre jak np. Hey Jude itd.?
JOHN: - Imagine, Love i kilka innych mogą się mierzyć z
każdą piosenką The Beatles.
PLAYBOY: - To jest niewiarygodne, że byliście jedynym
zespołem, który tworzył tak genialną muzykę, tą najlepszą.
JOHN: - Kiedy jedna dobra rzecz się kończy ludzie myślą o
tym jak o końcu świata. Ale ja mam 40 lat, Paul ma 38, Elton, Dylan i inni -
jesteśmy względnie młodymi ludźmi i przed nami dalsze 40 lat produktywności,
tak chce Bóg, mimo że ludzie czekają na ostatni koncert The Beatles. Nie chcę
powiedzieć, że np. I Am The Walrus jest lepsze od Imagine. To niech ocenią
inni, ja robię TĄ muzykę i to jest prawda.
PLAYBOY: - Powiadasz, że nie można cofnąć 10-ciu lat. Za dużo
się zmieniło... Nie masz jednak odczucia, że przeżycie jeszcze raz tego samego
byłoby szalenie ekscytujące?
JOHN: - Ekscytujące? W swoim czasie Elvis wszystko cofnął.
Nie wiem. Jestem zadowolony, kiedy słucham jego płyt, ale nie chcę wyjmować go
z grobu. The Beatles nie odżyją, nie zaistnieją już nigdy. John, Paul, George i
Ringo może i mogliby dać jeden wspólny koncert, ale to nie byłoby to samo, nie
będziemy już mieli 20 lat i ci ludzie, którzy nas wtedy słuchali, także.
PLAYBOY:
- Pozostaje więc tylko nostalgia?
JOHN: - Moje motto to "z oczu do myśli". To moja
życiowa dewiza. Może dlatego patrzę w przyszłość z romantycznym odczuciem,
najważniejsze dla mnie jest to co robię teraz.
PLAYBOY: - Jaka jest generacja ludzi, która posiada uczucia
oznaczające muzykę, zachowanie, które umarło wraz z The Beatles?
JOHN: - Jeżeli oni nie zrozumieli The Beatles, to co do
diabła, mielibyśmy dla nich zrobić? Mamy nadal dzielić chleb i mięso dla mas?
Musimy być nadal dla nich bo oni tego żądają? Nie rozumiem tego.
PLAYBOY: - Ale podniósł się znowu szum wokół sprawy
połączenia zespołu!
JOHN:
- Słyszałem w radiu niedawno kilka rzeczy o The Beatles, było Green Onion. nie,
chyba Glass Onion. No nie, ja nawet nie znam własnych kawałków, niektóre sobie
sam przesłuchiwałem, gdyż są w radiu rzadko grane.
PLAYBOY: - Było coś takiego, pogłoska, jakoby Paul nie żyje,
ponieważ coś tam śpiewałeś w I Am The Walrus, tak?
JOHN: - Tak, ale ten wiersz był tylko żartem. Ja go
napisałem kiedy chciałem Paulowi wyjaśnić: "Tutaj obierz swoją własną
drogę, gdyż ja ciebie opuszczam". Wracając do Glass Onion - jest ona
piosenką niepospolicie zagraną. Kiedy jakaś radiostacja robi program o The Beatles
to oczywiście puszcza Help, Yesterday czy Hey Jude itp. Nagraliśmy tyle
piosenek, ale zawsze słychać tylko te znane. Czy jednak jakiś prezenter
powiedział kiedyś coś takiego, że np. chciałby nam czterem podziękować za to, że
nie jesteśmy razem i nie psujemy już tylu dobrych rzeczy? Wziąłbym to za dobry
znak. Może się kiedyś ludzie przyzwyczają.
PLAYBOY: - Widzieliśmy nieraz koncerty, na których
panowaliście nad milionami. Tak było np. w TV-Show Saturday Night Live.
JOHN: - Oglądałem ten program razem z Paulem, później
wzięliśmy taksówkę i pojechaliśmy do studia. Nic jednak nie zrobiliśmy, bo
byliśmy za bardzo zmęczeni.
PLAYBOY: - Widziałeś ostatnio Paula?
JOHN: - Nie chciałem go denerwować.
PLAYBOY: - A dzisiaj The Beatles są wrogami czy przyjaciółmi?
JOHN:
- Żadnym z nich, ja już ich dosyć
długo nie widziałem.
PLAYBOY: - Porozmawiajmy o wcześniejszych czasach, ok?
JOHN: - No cóż, Paul wnosił w swoje piosenki szczególny
optymizm, podczas gdy ja poruszałem jakieś smutne elementy, dysonanse i pewien
rodzaj bluesa. Mogłem komponować głośne, solidne rock and rolle, Paul też, ale
on raczej gustował w rzeczach bardziej romantycznych. Ale kiedy w kawałku In My
Life czy wcześniejszym This Boy przekonałem się, że i ja potrafię takie rzeczy
pisać, to wziąłem się i za ten rodzaj muzyki. Wtedy melodyka The Beatles
najbardziej zbliżyła się do siebie. Paul wiele ćwiczył na instrumentach, mawiał
często do mnie: Czemu nie ćwiczysz, nie pracujesz nad czymś nowym, w tej
piosence ten ton masz zły itd. Z drugiej strony byłem właściwie tym jedynym,
który umieszczał piosenki tam gdzie one powinny być. Wiele piosenek pisaliśmy
po połowie.
PLAYBOY: - A jak wam szło z tekstami?
JOHN: - Czułem się zawsze lepiej przy znajdowaniu
odpowiednich słów, chociaż Paul jest także fachowym tekściarzem, lecz sam w to
nie wierzy, teksty pisze raczej niechętnie. Wtedy zamiast się tym zająć
poważniej ustąpił mi z drogi. Ale Hey Jude ma, do diabła, cholernie dobry
tekst, nie mam się gdzie tam doczepić. Ale wracając... Pamiętam, że na początku
zaledwie trochę się martwiliśmy o tekst - tylko, żeby piosenki miały
jakikolwiek, ona kocha ciebie, ona kogoś kocha, oni się kochają... Moim zdaniem
tak jest do dzisiaj - choć ja do tekstów przywiązuję dużą wagę. One muszą się
wygadać, nawet gdy się nie słucha muzyki. Takim utworem jest np. Across The
Universe.
PLAYBOY: - Czy mógłbyś sobie przypomnieć - przykładowo jeden
- tekst, przy którym pracowaliście z Paulem razem?
JOHN: - Przy We Can Work
It Out. Paul zrobił pierwszą część, a ja
resztę. Paul w zasadzie pisał tam bardzo optymistycznie We can work it out, we
can work it out, następnie ja wkraczałem niecierpliwie z Life is very short...
PLAYBOY: - Paul opowiadał historię, a ty filozofowałeś?
JOHN: - Dokładnie tak, byłem taki przed i po The Beatles.
Hm... chciałbym zawsze wiedzieć czemu jest tak, a nie inaczej, zresztą
chciałbym móc patrzeć na wszystko powierzchownie, nie potrafię jednak.
PLAYBOY: - Kiedy pisałeś czy tworzyłeś piosenki takie jak We
Can Work It Out to współpracowałeś z Paulem, ale przecież to ty utrzymywałeś,
że większość piosenek napisaliście oddzielnie, mimo że umieszczaliście oba
nazwiska pod tytułami.
JOHN: - Tak, to był mały fałsz. Robiliśmy wiele wspólnie,
nawet oko w oko ale w zasadzie to wszystkie piosenki powstawały oddzielnie.
PLAYBOY: - Więc wiele napisaliście oddzielnie?
JOHN:
- Tak. Sgt. Pepper był np. pomysłem
Paula i on sporo się przy tej płycie napracował. Kiedyś zawołał mnie i
powiedział: Masz teraz czas, idź do studia i napisz jakąś piosenkę. Do
Sierżanta w ciągu 10 dni dostarczyłem Lucy... i A Day In The Life. Wtedy nie
rozmawialiśmy wiele ze sobą, więc dlatego byłem wkurzony na cały ten projekt.
Widzę jednak teraz dokładnie, że wtedy konkurowaliśmy ze sobą.
PLAYBOY: - Czy ta cała "wojna" była korzystna dla
ciebie?
JOHN: - Już od samego początku. Robiliśmy płytę w 12
godzin, firma chciała co 3 miesiące nowego singla, musieliśmy pisać piosenki w
samochodach, hotelach.
PLAYBOY: - Co teraz sądzisz o wspólnej pracy z Paulem?
JOHN: - Nie uważam tego za stracony czas, za coś strasznego.
Nie chciałbym, aby to jakoś źle zabrzmiało, ale ja Paula nie potrzebowałem.
Łatwiej powiedzieć co on otrzymał ode mnie, niż odwrotnie.
PLAYBOY: - Przejdźmy do Ringo? Co sądzisz o nim jako muzyku?
JOHN: - Zanim się spotkaliśmy, Ringo w Liverpoolu już uchodził
za gwiazdę. Był już zawodowym perkusistą i grywał w znanych, brytyjskich
grupach, na długo przedtem zanim my mieliśmy własnego bębniarza. Nie wiem
wprawdzie gdzie on by wylądował bez The Beatles, ale myślę, że bez względu czy
byłby aktorem czy piosenkarzem - wyszedłby na swoje. To w nim tkwi. Ringo jako
perkusista był bardzo krytykowany, nie zachwyca może bezbłędną techniką, ale na
perkusji Ringo grał tak, jak Paul na basie. Paul jest czy był jednym z
najbardziej pomysłowych, pełnym inwencji basistą wszech czasów. Połowa basistów
dzisiejszych skradła większość rzeczy, pomysłów od McCartneya. Myślę, że Ringo
i Paul mogliby grać w każdej rockowej kapeli świata. Może nie są za dobrzy
technicznie, ale kto tak naprawdę jest, każdy się myli. Możemy owszem krytykować,
ale jako muzycy Ringo i Paul są tak samo dobrzy jak inni.
PLAYBOY: - George?
JOHN: - All Things Must
Pass jest dobre ale za
długie.
PLAYBOY: - Jak na razie nie wspominasz nic o George'u.
JOHN: - Zdenerwowałem się jego książką I Me Mine. On o tym
powinien wiedzieć. Zebrał całą biografię, ale ogromnie dużo opuścił. Przez to
rodzi się wrażenie, że mój wpływ na jego życie był równy zero. W tej książce
spotyka się Boga i cały świat - mnie nie.
PLAYBOY: - Dlaczego nie?
JOHN: - On jest 3 czy 4 lata młodszy ode mnie. Między nami
dwoma panowała i miłość i nienawiść, George był często zły na mnie, że dawałem
mu - jako jego opiekun - lanie i odsyłałem do domu. On wprawdzie tego nie
napisał, ale ja to widzę. Gdy zaczynaliśmy on był dla mnie uczniakiem. Ja już studiowałem
na Akademii, kiedy Paul i George chodzili jeszcze do szkoły. Miałem już za sobą
pierwsze kontakty alkoholowe i seksualne. George był łebkiem i chciał się
włóczyć ze mną i Cynthią, moją późniejszą żoną. Pamiętam jak kiedyś George
zawołał mnie do Taxmana, jego mocnego wtedy numeru. Chciał ode mnie rady,
przyszedł do mnie po pomoc, bo nic chciał iść do Paula, który zresztą mu nigdy
nie pomagał. Ja właściwie także nie chciałem. Myślałem wtedy: Nie pomagaj,
wystarczy, że masz sporo pracy nad swoimi i Paula numerami. Ale nie chciałem go
zranić, więc powiedziałem Ok. George do tego czasu w zasadzie nie pisał
piosenek, jako piosenkarzowi napisaliśmy mu tylko jedną piosenkę (I'm Happy
Just To Dance With You - z A Hard Day's Night - RK). Pierwsza piosenka, którą
śpiewali Ringo i George była moja. Szukałem im jakichś łatwych rzeczy do
zaśpiewania. Więc przy okazji czytania książki miałem ochotę się zemścić. Ale
nie zrozum mnie źle, ja zawsze lubiłem młodość. Z The Beatles jest już ona za
nami, ale jest zawsze z nami czterema.
PLAYBOY: - Twój ulubiony temat? Co John chciałbyś
zaproponować? Wasz główny problem - dla całej czwórki - połączenie się i
gigantyczny koncert?
JOHN: - Z dobroczynnością nie mam nic wspólnego.
PLAYBOY: - Promotor tego przedsięwzięcia, Sid Bernstein, marzy
o wielkich, telewizyjnych koncertach-gigantach, gdzie was czterech gra i
zgarnia mnóstwo forsy. Szacują to na ok. 200 milionów dolarów.
JOHN: - To pomysł Bernsteina, kupa forsy, wielki
showbusiness i łzy ściekające na kolana.
PLAYBOY: - Ale faktem jest, że 200 mln $ dla biednych krajów
np. Ameryki Płd...
JOHN: - Ludzie ciągle tylko o tym słyszą, że Beatlesi
powinni tą forsę tam wysłać itd. Wiesz, USA ciągle się zbroją za miliony
dolarów, a ślą miliardy do tych państw, które to nam mogłyby pomagać. Gdy
jedzenie jest już połknięte, to co dalej? To starczy przecież tylko na jeden
dzień, tam forsa mogłaby iść codziennie, za Peru przyjdzie Harlem, później
Anglia. Nie będzie żadnego koncertu, musielibyśmy resztę życia poświęcić na
koncertowanie, nie jestem do tego przygotowany. Nie!
(Do
pokoju wchodzi ponownie Yoko)
PLAYBOY: - Odnośnie waszego majątku to New York Post krótko
twierdzi, że jesteście w posiadaniu około 150 mln $.
JOHN:
- Nigdy się do czegoś takiego nie
przyznawaliśmy.
PLAYBOY: - Post twierdzi, ze tyle macie.
JOHN: - Tak Post powiedział? Okay, więc jesteśmy bogaci,
co z tego?
PLAYBOY: - A wasza polityczna filozofia? Czy trzymasz za
socjalizmem?
JOHN: - W Anglii są dwie możliwości, można należeć do
robotników lub do kapitalistów. Jestem konserwatystą klasy, do której należę,
instynktownie jestem socjalistą, jakim nigdy nie byłem. Uważałem, że ludzie o
zęby i zdrowie powinni się martwić sami, teraz już mi to przeszło. Dawniej
pracowałem dla pieniędzy, chciałem być bogaty; do diabła - czy to nie paradoks,
że teraz jestem socjalistą? Wcześniej z powodu moich pieniędzy miałem poczucie
winy. Ale traciłem je prawidłowo - rozdając dolary i pozwalając je sobie
zabierać - choć sporo zostało.
PLAYBOY: - Wiadomo jednak, że kapitalistyczna gra kieruje
nami, tobą. Otrzymujesz wciąż tantiemy The Beatles?
JOHN: - Tak, to prawda.
YOKO:
- Oczywiście, żyjemy przecież w
kapitalistycznym świecie. Zginie ten, co zechce od razu wszystko zmieniać.
Trzeba najpierw o siebie zadbać. Ja mówię sobie, że jestem tutaj jedyną
socjalistką. Sama nie mam ani centa, wszystko należy do Johna, ja jestem
"czysta". Inwestuję jego pieniądze i muszę się sama o wszystko
martwić. Dawniej pieniądze były dla mnie czymś nieprzyzwoitym, uważałam, że nie
powinnam brać pieniędzy za to co robię. Kiedy się jednak żyje w dzisiejszym
społeczeństwie można lub trzeba obrać tylko dwie drogi: siły lub robienia
pieniędzy. W ciągu tych sześciu lat żyliśmy wśród ludzi tzw. podziemia, ale to
nie było chyba dobre.
PLAYBOY: - Wciąż więc idziecie naprzód?
YOKO:
- Zarabiając pieniądze, wydajemy je.
Kiedy się chce robić interesy trzeba to robić z miłością i poświęceniem. Kocham
egipską sztukę i kupuję ją nie dla materialnej wartości ale dla magicznej siły,
która mi pomaga. Tak samo z domami, kupuje tylko takie, które są dobrymi
inwestycjami a nie takimi, w których chcielibyśmy zamieszkać.
PLAYBOY: - Ostatnio pisano, że chcecie kupić część wybrzeża
Atlantyku.
YOKO: - Kiedy się widziało tamte domy, to łatwiej to sobie
wyobrazić. Chcemy faktycznie kupować i inwestować...
PLAYBOY: - Zamieszkacie tam?
YOKO: - Dla wielu ludzi wspaniałym miejscem jest publiczne
miejsce w parku, gdzie można wszystko robić. John i ja bardzo dużo spacerujemy,
dlatego chcemy mieć własny, oddzielny park.
PLAYBOY: - Posiadacie bydła za ok. 60 mln $, to prawda?
YOKO: - Nie wiem tego. Jestem kiepska w liczeniu, bardziej
się orientuję w wartościach rzeczy.
JOHN: - Sean i ja pojechaliśmy w końcu tygodnia do kraju.
Yoko mogła lecieć z nami, ale wolała kupować krowy. Bardzo się wtedy z niej
śmiałem. Całymi dniami się nie widzieliśmy. Rokowania handlowe były bardzo
pracochłonne i czasochłonne. Wreszcie z gazet się dowiedziałem, że Yoko kupiła
po bardzo dobrej cenie, tylko ona to potrafi.
PLAYBOY: - John, potrzebujesz tych wszystkich domów?
JOHN:
- To dobre rzeczy.
PLAYBOY:
- Więc potrzebujesz 150 mln $, nie
byłbyś zadowolony ze 100 lub jednego?
JOHN: - Więc cóż powinienem uczynić? Wszystko rozdać i żyć
na ulicy? Trudno żyć bez forsy, wiesz o tym. W zespole było tak samo, nie
mógłbym od tego uciec. Pieniądze szłyby za mną jak cienie, czy będę miał 1 dom
czy 400 - niczego to nie zmieni.
PLAYBOY: - Ale przecież twoje ostatnie lata były swoim
rodzajem ucieczki.
JOHN: - To tak jest. Ludzie tego nie rozumieją. Jestem
znanym człowiekiem, o którym się mówi, że wszystko wie, ale to Yoko jest moim
nauczycielem. Wszystko co wiem - wiem od niej. Ona też taka była jakim ja byłem
w Nowhere Man. Ona jest moim Don Juanem (indiański pisarz, poeta Carlos
Castaneda, propagujący magię - RK). Ludzie tego nie kumają.
Ja
z moim Don Juanem się ożeniłem, to żmudne do opowiadania. Mój Don Juan nie
musiał mi prawic komplementów, śmiać się z moich dowcipów - to wszystko.
PLAYBOY: - Yoko, czy czujesz się nauczycielką Johna?
YOKO: - Zanim mnie spotkał, miał i robił mnóstwo rzeczy,
których ja nie znałam. Wyjazdy, trasy koncertowe itp. Tak więc ja także wiele
się od niego nauczyłam, mój wpływ na niego może polegał na tym, że ja
wykorzystałam swoją kobiecą siłę. Kobiety ją rozwijają (zresztą mężczyźni mają
też swoją), obie się razem uzupełniają. Mężczyźni często poddają się władzy
swoich żon, bez względu na to czy tego chcą czy nie.
PLAYBOY: - Czy Yoko jest więc guru Johna?
JOHN:
- Nie, Don Juan nie ma wielbicieli,
nie szuka pociechy u uczniów itd...
PLAYBOY: - Więc jak się uczyłeś?
JOHN: - Don Ono powiedziała: Idź drogą, nie rozglądaj się,
wypędziła mnie pustego, nie byłem z nikim szczery, ze sobą również. Pierwszy
raz tego doświadczyłem.
PLAYBOY: - Rozmawiacie ze sobą o swoim rozstaniu?
JOHN: - Tak, rozstaliśmy się na początku lat siedemdziesiątych.
Miała mnie dosyć, a ja chciałem popłynąć w wszechświat.
PLAYBOY: - Co było dalej?
JOHN:
- Najpierw myślałem: Hurra!!! Teraz
pożyję jak młody bóg. Następnie zbudziłem się któregoś ranka i spytałem się
siebie: Co jest? Chcę do domu!!! Byłem bez niej 18 miesięcy, ale mieliśmy ze
sobą ciągły telefoniczny kontakt. Powiedziałem jej: Nie podoba mi się to
wszystko, chcę do domu, mogę, proszę? A ona na to: Jesteś jeszcze daleki od
tego, aby móc wrócić do domu. I co się na to mówi? Ok, z powrotem do butelki.
Proszę się nie dziwić, przy butelce zrozumiałem jak się czuję. Mój duch był
chory. Całe 18 miesięcy były jak długie, stracone tygodnie. Nigdy jeszcze tak
nie chlałem. Zrozumiałem, że chciałem się w butelce utopić. Przebywałem wtedy
blisko z największymi alkoholikami spośród muzyków.
PLAYBOY: - To znaczy?
JOHN: - Harry Nilsson,
Bobby Keyes, Keith Moon. Wszyscy czegoś
szukaliśmy. Sądzę, że Harry zawsze czegoś szukał. Harry! Jeżeli czytasz te
słowa to wiedz, że Bóg chroni ciebie gdziekolwiek jesteś. Ale Jezu, ja musiałem
odejść, zanim "to" jednego z nas złapało. Pytaliśmy się, kto będzie
pierwszym? Najnieszczęśliwszy był Keith. (Keith Moon - perkusista The Who -
umarł 8 października 1978 roku na skutek przedawkowania narkotyków i alkoholu -
RK)
"stracony weekend" - John i Harry Nilsson |
PLAYBOY: - Dlaczego tak się niszczyliście?
JOHN: - U mnie przez rozstanie, nie umiałem się pozbierać.
Inni mieli swoje dno, swój grunt pod nogami. Wtedy naszym mottem było zdanie:
ZOSTAWIĆ WSZYSTKO I ZGINĄĆ. Nie mogłem dojrzeć drogi wyjścia. Źle mi jest,
kiedy myślę o tym czasie - ale to była dobra lekcja.
PLAYBOY: - Yoko, dlaczego rzuciłaś Johna?
YOKO: - Było ku temu wiele powodów. Jestem kimś, który
wciąż idzie naprzód. Na naszej płycie, tej nowej, jest jedna piosenka, która o
tym mówi. Zamiast toczyć przed sobą problemy, wolę je ominąć i przeć naprzód.
Ale jestem kobietą, która bez swego mężczyzny u boku daleko nie zajdzie.
Zazwyczaj kobiety wnikają w swoich mężczyzn, ja nie czyniłam tego nigdy.
JOHN: - Yoko widzi facetów jak swoich asystentów, ale z
różnymi stopniami intymności. A ten tutaj idzie teraz się wysiusiać.
(John
wychodzi z pokoju)
YOKO: - Do tego nie mogę nic więcej dodać. Kiedy spotkałam
Johna, wokół niego i jego przyjaciół było mnóstwo kobiet. On musiał się
otwierać często pierwszy i ja go wtedy rozpoznawałam naprawdę, często też
cierpiałam sama lub razem z nim.
PLAYBOY: - Dlaczego?
YOKO: - Otwartość prześladuje mnie. Uchodziłam za kobietę,
która była odpowiedzialna za rozpad The Beatles i była winna temu, że już nigdy
się nie zeszli. Ale moja artystyczna działalność również ucierpiała na tym,
myślałam już wtedy o uwolnieniu się od roli Pani Lennon, dlatego dobrze się
stało, że John poleciał do Los Angeles i zostawił mnie na dłużej samą. Ja
przeżyłam wiele. Jeszcze całkiem na początku, John był jeszcze Beatlesem,
byliśmy razem w pokoju, leżeliśmy w łóżku, drzwi były zamknięte, ale nie na
klucz. Wszedł jakiś facet do środka i rozmawiał z Johnem jakby mnie tam wcale
nie było. To było nieprawdopodobne. Byłam niewidoczna. Ludzie z kręgu Johna
widzieli we mnie niebezpieczeństwo. Słyszałam, że nawet były plany pozbycia się
mnie.
PLAYBOY: - Jak na to reagowałaś?
(wchodzi
John)
YOKO: - Społeczeństwo, ogół, nie może zrozumieć, że
kobiety także można wykastrować. Ja tak właśnie się czułam. W okresie
"przed Johnem" było wszystko w porządku. Moje prace nie sprzedawały
się bardzo dobrze ale mogłam spokojnie żyć. Miałam własną dumę i nagle z dnia
na dzień zaczęłam uchodzić za pasożyta.
JOHN: - Kiedy razem z Yoko zaczęliśmy wszystko robić, no
wiesz wywiady, konferencje itd. zażartowaliśmy, że moglibyśmy być chętnie
"puszczeni" z torbami. Kiedyś jeden facio ze świty The Beatles
powiedział, do niej, że ona teraz nie musi pracować, bo ma wystarczająco dużo
pieniędzy jako pani Lennon. Gdy Yoko mi się z tego poskarżyła, nie mogłem
zrozumieć o co jej chodzi. Ten chłopak - powiedziałem - to przecież stary,
dobry Charlie, jest z nami już od 20 lat. Podobnie wydarzyło się w studiu. Gdy
Yoko powiedziała do technika tonu, że lepiej by było, gdyby go trochę
podwyższył, ten popatrzył na mnie i spytał : A ty, co na to powiesz John? Wtedy
tego nie zauważałem, ale teraz wiem o co jej wtedy chodziło.
YOKO: - Kilka lat takich historii i jesteś wykastrowany.
Ja w dotychczasowych układach z mężczyznami byłam tą połową, która zarabiała
pieniądze. I nagle żyję z mężczyzną, który ma więcej pieniędzy niż ja. Trudno
mi było się z tym pogodzić. Postanowiłam dłużej tego nie znosić, miałabym wciąż
te same kłopoty, nawet gdybym żyła z innym mężczyzną niż...
JOHN:
- JOHN - J - O - H - N mu na imię.
YOKO: - ...z Johnem. Ale on był nie tylko Johnem. Był także
swoją grupą i ludźmi wokół siebie, gdy mówię John, nie mam na myśli tylko
wyłącznie jego.
JOHN: - Pomimo tego jestem Johnem, pochodzi to od Johanna.
czytaj dalej:
czytaj dalej:
_______________________________________________________
Historia The Beatles na : Fab4-TheBeatles.blogspot.com
Historia The Beatles na : Fab4-TheBeatles.blogspot.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz