4.1 PIERWSZY POBYT W USA - cz. 2 - Spojrzenia wstecz.




17 lutego – dzień odpoczynku (Miami). Pierwszy dzień prawdziwego luzu choć nie tak do końca. Bycie Beatlesem niosło ze sobą szereg obowiązków, o nich niżej...




 Powyżej słynne zdjęcie Johna Loengarda 'Pływających w basenie w Miami Beatlesów: Naprawdę w basenie jest zimno (świetnie)'. Fotograf tak wspomina tą sesję zdjęciową: "Czterech dzieciaków ze szkoły średniej z rozmytymi bródkami, wpadli na Florydę gdy akurat nie było zbyt ciepło.Nie mogliśmy znaleźć basenu z podgrzewaną wodą, takiego zamkniętego dla dziennikarzy, więc zdecydowaliśmy się na taki bez. Ich menadżer powiedział im, żeby wskakiwali do wody, gdyż potrzebne jest takie ich zdjęcie na okładkę magazynu 'Life'. Poprosiłem ich by śpiewali i każdy z nich to robił na swój sposób. Zaczęli sinieć więc powiedziałem, że wystarczy. Gdyby basen miał podgrzewaną wodę miałbym dłuższą historyjkę do opowiadania". Wspomniany numer magazynu ukazał się 28 lutego 1964.


Hotel Deauville i tłumy wokół hotelu, wszyscy mieli nadzieję na ujrzenie Beatlesów.
  
Wynajęta willa należała ro lokalnej rodziny Jerri Krugera Pollaka, emerytowanego śpiewaka jazzowego (RK) Po zrobieniu fotek grupa przeniosła się na jacht Southern Trail oddany im do dyspozycji przez lokalnych mieszkańców Miami. Murray K, nowojorski DJ towarzysząc zespołowi na Florydzie wspomniał, że Paul zagrał na jachcie fragmenty przyszłego ich wielkiego przeboju: 'Can't Buy Me Love'.
Wieczorem zespół zjadł kolację w domu  oddelegowanego do ich eskortowania sierżanta Buddy'ego Dresnera z Departamentu Policji w Miami z całą jego rodziną (na zdjęciu). W czasie kolacji Beatlesom towarzyszyli ( w zasadzie obecni obok cały czas) także Neil Aspinall i dyskretnie... Cynthia (oboje także na zdjęciu).

Na zdjęciu prócz Beatlesów, Neila i Cynthii rodzina Dresnerów:  Dotti, Buddy i ich dzieciaki Jerridale, (12 lat) , Andrea (9),  Barry (6), przypuszczalnie także z tyłu Murray K
Dresner z Johnem.

Na stole pojawiły się: sałatki, pieczona wołowina, pieczone ziemniaki, zielona fasola, groszek i truskawki oraz mrożony tort na deser. Po powrocie do Deuville, Beatlesi i towarzyszący im sierżant Dresner udali się do jednego z nocnych hotelowych klubów. Oglądali występ komika Dona Ricklesa. Ten widział gości powiedział do mikrofonu: Spójrzcie, sierżant policji pilnuje czterech Zulusów, podczas gdy całe miasto walczy ze sobą by ich ujrzeć. 

   Buddy Dresner ciepło wspomina Beatlesów. Gdy przyjechał do nich do pokoju hotelowego, powiedział im, że wszystko będzie ok, jeśli będą uważali i będą czujni na to co im mówi. "Gdy byliśmy w hotelu i zwykle oglądaliśmy telewizję, najczęściej program 'The Outer Limits'. Nauczyłem ich też łowić, jak nakładać robaka na haczyk i takie rzeczy... Łowiliśmy w prywatnym domku jednego z policjantów, na wyspie Star Island. Zjedli ze mną po raz pierwszy kanapkę z grilowanym serem. Pili whiskey z ciepłą colą. Paul jadł deser przed głównym daniem. Powiedziałem, że w Ameryce  najpierw je się sałatki, mięso, ziemniaki. Fani próbowali się dostać do nich (w hotelu) różnymi sposobami i musiałem przygotować szereg pułapek i zabezpieczeń (krzesła pod klamkami). Około czterdziestu dzieciaków napierało za drzwiami. 
Paul i dzieci Buddy'ego (wyżej także)

Krzyknąłem: Stać! Jesteście aresztowani. Zatrzymajcie się i czekajcie na samochód! Wszyscy uciekali. Byłem przerażony tak samo jak Beatlesi. Ale dobrze się bawili. Zaprowadziłem ich do klubu nocnego. Miałem do ochrony ok. 23-24 policjantów. Powiedziałem do nich: Ten kto pozwoli im wyjść na zewnątrz, odpowiada przed Szefem Policji. Tak przez wiele dni. Któregoś dnia nie chciałem ze zmęczenia wracać do domu, by budzić się o 4 rano. Spytałem George'a: 'Hej, masz współlokatora? ' A on na to, że oni właśnie  cały cały czas dziwili się, że nie wprowadziłem się do nich. Tak zrobiłem... 
W ich pokojach nie było żadnych kobiet, narkotyków. Tylko szkocka i cola.Takie są fakty. To były wspaniałe, czyste dzieciaki. Przysięgam. Praca z nimi to było tak jak dbanie o młodszego brata. Przysłali mi później kilka fotek. Jakiś czas później otrzymałem od nich bilet na ich koncert w Jacksonville ale miałem sporo pracy.

The Beatles, Murray K oraz Buddy Dresner, z tyłu na fotelu Neil Aspinall.






Po śmierci Buddy'ego Dresnera wiele pamiątek z pamiętnego obiadu Beatlesów (jak np. rysunek na górze z autografami) z rodziną Dresnerów zostało wystawione na aukcji i kupione przez sieć  Hard Rock Caf. Można je oglądać w różnych restauracjach tej sieci, rozrzuconych po całym świecie.
 

18 lutego – The Beatles poznają Cassiusa Clay'a. Warto tutaj zaznaczyć kolejną ważną cechę przyszłej Fab 4. Wszyscy czterej znakomicie się czuli wśród prostych ludzi jak i pośród sław, ważnych vipów, milionerów, polityków. 
Zawsze, wszędzie, w każdym towarzystwie byli sobą. Także tego dnia.






Po drugim koncercie w show Sullivana, na przyjęciu gospodarz programu przedstawił im Harolda Conrada, przestawiając go jako organizatora (promotora) przyszłej walki w boksie pomiędzy Cassiusem Clay'em i Sonny Listonem. Paul powiedział, że przypuszczalnie wygra Clay a jego koledzy przytaknęli mu. Spytano ich czy chcieliby zobaczyć trening Clay'a. |”A możemy?| - zakrzyknęli chórem. Powiedziano im, że następnego dnia o 11.30 zobaczą go ale będą musieli zachować cały czas ciszę. Ktoś powiedział, że pewnie Epstein się temu sprzeciwi, ale John odparł, że się tym zajmie.

Ali przygotowywał się do swojej pierwszej ważnej walki i Beatlesi odwiedzili go podczas treningu, który odbywał się przy 5th Street Gym (Miami Beach), w sali właściciela, trenera boksera, Angelo Dundee. Spotkanie słynnego 22-letniego  boksera i zdobywającego popularność zespołu to przede wszystkim sesja zdjęciowa.
 Clay ustawiał choreografię prawie każdej fotografii, w tym tą, na której Beatlesi leżą na ringu. W pewnym momencie doszło do zabawnej wymiany zdań. Cassius Clay - przyszły Muhammad Ali – powiedział: Wy panowie zarobicie mnóstwo pieniędzy, nie jesteście takimi głupkami na jakich wyglądacie”. John Lennon odparł: „Ale ty nim jesteś”.

  1 marca w swoim show Ed Sullivan powiedział: "Oglądałem właśnie walkę Listona i Claya (nokaut w trzeciej rundzie - RK).  To było draństwo.  Przysięgam, Beatlesi pokonaliby obydwu. Nie żartuję!"


GEORGE: Zapewne odnosiliśmy sukcesy, bo wszyscy  ludzie, choćby tacy jak Muhammad Ali. prześcigali się w tym aby nas poznać. To była duża akcja promocyjna. Wszystko to było częścią bycia Beatlesem, wrzucano nas do pokojów pełnych fotoreporterów i dziennikarzy zadających pytania. Ali był całkiem sympatyczny...
RINGO: Sparowałem się z Cassiusem Clayem, jak wtedy się nazywał, to ja nauczyłem go wszystkiego co umiał. To było przeżycie, a ja stawiałem na Listona, więc widać, że 'naprawdę' wiedziałem co się dzieje.


 
W czasie spotkania Ali powiedział - a nazajutrz setki gazet to wydrukowały, że choć może Beatlesi są 'najwięksi', to on jest najładniejszy.




PAUL: Phil Spector przedstawił nas paru osobom. Wielkim przeżyciem było poznanie The Ronettes i innych ludzi ( na zdjęciu obok The Ronettes, Phil Spector -siedzi, po prawej George), takich jak wielkim kompozytor Jackie de Shannon czy Diana Ross i reszta Supremes. Podziwialiśmy ich i  z czasem poznaliśmy tych wszystkich, którzy tak jak my dopiero robili karierę.
JOHN: Prawie nie pamiętam żadnego z nich.
PAUL:  Szaleństwa, jakie miały miejsce podczas tej podróży, nie uderzyły nam do głowy, bo cudowne w naszej karierze było to, że ciągle wspinaliśmy się wyżej. Gdyby miało nam odbić, to wydarzyłoby się to wraz z sukcesami w The Cavern. Nic takiego się nie stało, odnieśliśmy miły regionalny mały sukces. Mogło nam odbić gdy graliśmy takie koncerty jak w Peterborough Empire, ale to też przyjęliśmy po swojemu. Potem daliśmy sobie radę z występami w telewizji oraz bardzo ważnych stacjach radiowych. Ameryka byłą w sumie logicznym krokiem naprzód, tylko tyle, że była większa, lepsza niż wszystko wcześniej.
Wszyscy Amerykanie mówili z akcentem, co nam się podobało i bardzo się z nimi identyfikowaliśmy. Czuliśmy, że fonetycznie mamy ze sobą wiele wspólnego. My mówiliśmy 'bath' i 'grass' z krótkim 'a' ( a nie 'bat-th') i podobnie jest z nimi. Myślę, że mieszkańcy Luverpoolu czują pokrewieństwo z Amerykanami, z żólnierzami, wojną i tymi rzeczami. Po Liverpoolu chodzi wielu facetów w kowbojskich kapeluszach. Wygląda na to, że Liverpool i Nowy Jork to bliźniacze miasta (wypowiedź bardzo urocza 22 latka -  RK).
19-20 lutego - The Beatles wypoczywają. Beatlesi skorzystali też z gościny jednego z dyrektorów Capitol Records. Pomógł im w tym Sierżant Buddy Dresner (w końcu Paul czytał bajki jego dzieciom, ilu ludzi może się tym pochwalić ?).  Z hotelu Deauville Beatlesi wymknęli się - jak podaje Philip Norman w 'Szale' - w ciężarowce, która przywoziła mięso, podczas gdy inni policjanci od frontu wynosili pudła na gitary (fani sądzili, że zespół wyjdzie z hotelu i pojedzie gdzieś grać). 

 Do wypoczywających Beatlesów dołączyli Martin z żoną, Briana Epstein z Endy Hanson, asystentką, którą ściągnięto do Stanów do pomocy.
'Właściciel rezydencji był nieobecny, ale w jego imieniu gośćmi opiekował się uzbrojony ochroniarz.   


Z papierosem w ustach i wyraźnie widoczną kaburą pod pachą przyrządzał im steki na grillu. George Martin wspomina: Brian żalił się na wydawców pirackich płyt. Nagle ten osiłek, który nam grillował, pochylił się do przodu i spytał: Chce pan, żebyśmy się nimi zajęli, panie Espstein? Zabrzmiało to bardzo złowieszczo. 

PAUL: Powiedzieliśmy Brianowi, że chcemy basen, a miał go ktoś z wytwórni płytowej. Patrząc na to teraz, jak na warunki w Miami był to skromny basen. Nic szczególnego. Chodziliśmy tam po południu i nikt nam nie przeszkadzał. Z magazyny 'Life' zrobili nam zdjęcie.
   Mam wrażenie, że wtedy byliśmy w towarzystwie mafiozów. Jakiś krytyk znęcał się nad nami a prasie. George Martin rozmawiał o tym z Brianem Epsteinem, kiedy pojawił się taki byk i spytał: Panie Epstein, czy chce pan byśmy załatwili tego faceta? Nie, nie, wszystko jest Ok. W takim byliśmy światku. Dla nas był to miły facet z jachtem i basenem. Przyznaję, że bardziej wtedy interesował nas ten jacht niż sam facet.
RINGO:  Moja rodzina zupełnie się nie przejmowała tym, że odnieśliśmy sukces w Ameryce. Byliśmy wielcy w Liverpoolu i to było dla nich OK. Reszta to przedłużenie tamtego. Nic ich więcej nie obchodziło. Występ w Palladium ustawił nas w oczach mojej rodziny. Dla nich liczyło się tylko to.


JOHN: Wypożyczyliśmy kilka domów od milionerów (przesada John - RK)


GEORGE: Odbywał się regaty łodzi motorowych i popłynęliśmy jedną z tych najlepszych.
 












NEIL ASPINALL : Ringo za późno zdał sobie sprawę, że łódki nie mają hamulców i przywaliliśmy w nabrzeże.
GEORGE: Podczas podroży po Ameryce nie wybiegałem myślami naprzód. Nie zdawałem sobie sprawy ze zmiany jakości naszej sławy. Myślałem: 'Cieszmy się z tego co jest i róbmy swoje. 
Na początku była zabawa. Początkowo się tym cieszyliśmy, ale potem zrobiło się to uciążliwe. Kiedy pojechaliśmy pierwszy raz do Ameryki, to było 'novum'. Wróciliśmy tego samego roku na trasę, a kolejną zrobiliśmy rok później i wtedy już mieliśmy dość. NIGDZIE NIE MOGLIŚMY SIĘ RUSZYĆ.







 Te mocne wrażenie, jakie Beatlesi wywarli - i zostawili - na Ameryce przez dwa zimne tygodnie lutego, dało im nową radość. To była ich siła. Entuzjazm z jakim spotykały się ich piosenki, melodyjne rock and roll, ich radosny i beztroski dowcip, szalone kudłate głowy i błyszczące, aksamitne lamówki na ich identycznych marynarkach. Była między nimi jakaś naturalna harmonia, a John i Paul śpiewając 'This Boy' na drugim występie u Sullivana uśmiechali się do siebie znad mikrofonów. John skomentował ich bliską  więź śpiewając falsetem 'wheeee' tuż przed zakończeniem piosenki, aż Paul z nerwowym śmiechem cofnął się od mikrofonu. Nieważne gdzie, nieważnie kiedy, zawsze zdawali się świetnie bawić. Nawet jeśli było inaczej - np. podczas spotkania w brytyjskiej ambasadzie w stolicy USA, gdy pijani brytyjscy socjaliści wpadli w szał - Beatlesi zawsze się wspierali, zjednoczeni w jednym celu, zachwyceni swymi dokonaniami, emanujący miłością.

   Beatlesi reprezentowali siłę życia, która na pewien czas została zachwiana przez publiczne morderstwo na Kennedy', w listopadzie 1963 roku. Oczywiście prezydent i zespół rockowy to dwa różne twory. Jednak uczucia, które uosabiali - młodość, wigor, oderwanie od trudnej przeszłości, nieskończone możliwości jakie daje przyszłość - były podobne.  Więc tam, gdzie kiedyś królował młody, niemal magiczny prezydent, pojawiła się młoda, niemal magiczna czwórka. 

A teraz podsumowanie finansowe INWAZJI BRYTYJSKIEJ. Hm... Finanse nigdy nie były najmocniejszą stroną Briana Epsteina. Choć w ogólnym podsumowaniu, wyjazd do USA był potrzebny i korzystny, popatrzmy na detale:Gdy przyszło do rozliczeń, okazało się, że wystąpili prawie za darmo. Ed Sullivan zobowiązał się co prawda, że weźmie na siebie sprawę przelotu do USA i z powrotem, ale tak naprawdę nic go to nie kosztowało - linie Pan Am zgodziły się przewieźć ich za darmo w ramach akcji 'promocyjnej' (zwróćcie uwagę na fotki z lotniska i wszędzie w tle logo linii). Gaża zespołu wyniosła ich 3 500 dolarów na głowę za oba występy - plus 3 000 dolarów za nagranie występu. Zięć Sullivana, Precht mówił: "Nawet zupełnie nieznanemu zespołowi nie moglibyśmy zapłacić mniej".  Koncerty zorganizowane przez Epsteina (dwa) przyniosły im kolejne 7 000 dolarów, ale koszta całej wyprawy do Ameryki sięgnęły 50 000 dolarów. W sumie więc stracili na tej imprezie pod kątem finansowym po 30 000 dolarów, suma wtedy niemała, dla grupy która jeszcze niedawno zarabiała po 30 funtów w ciągu wieczoru. Brian jednak wypromował zespół w Ameryce, połączenie jego przedsięwzięć oraz geniuszu kompozytorskiego McCartney'a i Lennona - stworzyło wciąż żyjący do dzisiaj fenomen The Beatles.
   
W czasie tej podróży do USA Brian zorientował się jak fatalną umowę zawarł z firm Nicky'ego Byrne'a Seltaeb (słowo: Beatles pisane odwrotnie), która miała zagwarantowane aż 90% zysków ze sprzedaży wszelakich gadżetów związanych z zespołem, począwszy od koszulek po kubki i długopisy. Gdy Brian przyjechał do Nowego Jorku ten wręczył mu czek na kwotę 9 700 dolarów, gdyż takie były przychody  - czyli 10% - ze sprzedaży 'pamiątek Beatlesów'

21 lutego – podróż z Miami do Nowego Jorku i wylot do Londynu.

22 lutego - The Beatles w Londynie na lotnisku Heathrow.
- Witajcie chłopcy w domu. Jak się czujecie wobec tak Wielkiego Obywatelskiego Powitania , jak tutaj (na Heathrow witały zespół tłumy). 
GEORGE: Bardzo miło.
- Czy kiedykolwiek wyobrażaliście sobie, że nadejdzie taki dzień ?
PAUL: Nigdy taki jak ten. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że wrócimy tutaj jako monarchowie.
- Cóż, teraz wszyscy zbiliście fortunę. Czy macie jakieś nadzieje na przyszłość?
JOHN: Przy sobie nie mam żadnych.
- Jak sądzisz, dlaczego dostajesz więcej listów od wielbicieli niż ktokolwiek inny w zespole ?
RINGO: Nie wiem. Pewnie dlatego, że więcej ludzi do mnie pisze.



Jak ich nie kochać ?



 ________________________

23 lutego – zero odpoczynku po pobycie w USA. The Beatles w programie telewizyjnym Big Night Out.


PODBÓJ USA - CZ. 1

*Muzyczny blog  Historia The Beatles  Music Blog*
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz