Klasyk McCartney'a: Monkberry Moon Delight 2012


Dziś pierwszy post w 2021 i trochę inny. "Monkberry Moon Delight" - tajemniczy tytuł mlecznego koktajlu z domu McCartney'ów na szkociej farmie, gdzie zamieszkał muzyk z Lindą i jej córeczką, odcinając się od traumy po rozpadzie The Beatles, a on choć pierwszy ogłosił o tym, najbardziej to przeżywał.
Macca nigdy nie odważył się wykonać ten utwór publicznie, podobnie jak beatlesowskie "Oj, Darling!". Że zrozumiałych powodów. W czasie nagrywania ich muzyk wcześniej 'zdzierał' sobie głos,  by uzyskać 'chropowatą' barwę głosu, stąd po nagraniu każdego podejścia do utworów głos wymagał sporego odpoczynku, a to uniemożliwiały przecież koncerty. 
Dynamika obu utworów wykluczała - i słusznie - ich przeróbki na potrzeby publicznych wykonań, stąd w wykonaniu Paula możemy je usłyszeć tylko na albumach "Ram" i "Abbey Road". Obie piosenki omówiłem w oddzielnych postach na blogu. Proponuję clip, na który trafiłem przypadkowo na youtube.  
Na głównym wokalu: Mike Viola (amerykański muzyk, producent, śpiewał w chórkach w oryginalnym zespole, który nagrał piosenki do filmu "The Things You Do" z Tomem Hanksem), plus Tacy Bonham oraz Tim Christensen że swoim zespołem The Damn Crystals. Koncert poświęcony Paulowi, jego solowej muzyce i wykonanie mojego ulubionego solowego hitu Sir Paula naprawdę wciągające, choć gdybym miał się do czegoś w nim na siłę doczepić,  to niepotrzebne panowie włączają się w kobiecą partię Lindy z oryginału. Do tych cudnych "przeszkadzajek": pa-pa pa-pa.  Ale to sceniczny show więc wszyscy się bawią. I ok.




NIEOFICJALNY   REMIX
 I  ORKIESTROWO 
dołączony post BONUS

Na 68 miejscu mego Topu Wszech-Czasów (tutaj na blogu jest pod linkiem) jest ta piosenka Paula, ale tak gdybym tworzył ten top na nowo, to byłaby ona zdecydowanie wyżej.  40-50... To jedna z takich genialnych perełek w muzyce, którą można się naprawdę delektować bez przerwy gdyż nie nuży a wprost przeciwnie, za każdym razem - no, tak, mam na myśli siebie - zachwyca i przynosi sporo radości, choć od razu przyznam, że to nie ten rodzaj smakowania muzy, który ma miejsce choćby przy pomnikowych dziełach  Pink Floyd. Inny i jestem przekonany, że jeśli jesteście częściej na moich blogach to doskonałe wiecie co mam na myśli. Pisząc te słowa akurat słuchałem "Only Because Of You" Rogera Hodgsona. Jest także na moim topie. Środek utworu z gitarami, smyczkami i anielskimi chórami dawnego frontmana Supertramp zawsze rozdziera mi serce, gdyż dla mnie ten song to hołd muzyka dla Johna Lenonna (znowu ci Beatlesi)  czego tak naprawdę nie jestem pewien. I przyznacie, że delektowanie się tym utworem, epickim, pompatycznym to innego rodzaju radość niż ta przy radosnym McCartney'a. Ketchup, soup and pure, catch up, cats and kittens... pa,pa.
Znam na pamięć tekst utworu i gdy jadę samochodem i tylko mam możliwość nikogo nie irytować swoim śpiewem, robię to, gdyż numer Paula jest gdzieś zawsze pod ręką. Zdradzę czytającym te słowa, że w końcowej codzie utworu czekam na fragment z "sucking".... Pycha.  
Nie będę opisywał cudownego, wspaniałego i bardzo trudnego dla strun głosowych wokalu Paula w utworze, który właśnie z tego powodu nigdy nie został przez muzyka zagrany na scenie. Nie będę pisał o świetnym tekście, pełnym aluzji, zabaw słownych i zabawnych skojarzeń, surrealizmu w typie Johna, z którego Sir Paul był tak zadowolony, że włączył ten tekst w 2001 roku do "Blackbrd Singing", zbioru swojej najlepszej poezji.  Zachwycałem sięutworem we wskazanych na początku linkach.
Trochę historii. "Monkberry Moon Delight" gdy się ukazał się na "Ram" i do fanów dotarło, że Fab Four naprawdę nie istnieją,  skoro ich basista wydaje drugi solowy album, stał się,  no jakżeby inaczej, nie lada wzywaniem dla wszystkich tych fanów, którzy doszukiwali się w tekstach Wielkiej Czwórki ukrytych znaczeń, wskazówek. Wiemy dzisiaj doskonale, że nic tam nie jest ukryte, nie istniał żaden Billy Budapest a po prostu nazwisko wzięte z węgierskiej stolicy świetnie pasowało w danym fragmencie utworu. Jak 
wszystkie inne wyrazy i zwroty.
No i dlaczego dzisiaj jeszcze raz o numerze, którego r
ozszyfrowania tytułu podejmowali się w czasie moich studiów moi wykładowcy, znakomici angliści i poddawali się, mówiąc, że to co im przychodzi na myśl nie ma po prostu sensu? Po ten numer o koktajlu mlecznym nazwanym tak wg. własnych, dziecięcych skojarzeń przez jedną z córeczek McCartney'a znowu od dłuższego mnie raduje (oczywiście plus te, o których wspomniałem na blogu MTW), ale tym razem w innej wersji, którą wielu z Was może nie znać, gdyż... oficjalnie nigdy ona nie powstała, stworzona przez fana nie tylko Paula i The Beatles i cieszy nas wszystkich w tzw. nieoficjalnym obiegu. Wersja ta to nałożenie na ścieżkę z "Thrillingtona", jak wiemy całkowicie instrumentalną, ścieżki wyizolowanych wokali z "Ram". Wyszło moim zdaniem znakomicie, choć oczywiście wolę wersję oryginalną.
PAUL: Kiedy moje dzieci były małe, używały określenia 'monk' (mnich) na nazywanie tak mleka, z jakiegoś tam powodu, który tylko one znały. Uważam, że to magiczne, że dzieciaki umieją tworzyć lepsze nazwy dla rzeczy, od tych rzeczywistych. Czasem, z Lindą używamy też takich 'dziecięcych' określeń do nazywania różnych rzeczy. Tak więc, monk był zawsze mlekiem, a moonkberry moon delight było fantastycznym drinkiem, coś w rodzaju Love Potion Nr 9 (Miłosny Napój nr 9, znany tytuł piosenki). To był fantastyczny mleczny shake.

 

Skąd się wzięła? Paul czując jak bardzo po latach jest doceniany jego drugi solowy album "Ram" z 1971 roku, "odkurzył" go i wydał w kwietniu 1977 jako album wyprodukowany pod pseudonimem Percy "Thrills" Thrillington jego instrumentalną, orkiestrową wersję zatytułowaną "Thrillington". Całą aranżację wszystkich utworów z albumu, wzorując się na materiale z "Ram" wykonał Richard Anthony Hewson, który zaaranżował orkiestrację do utworów The Beatles "I Me Mine" oraz "The Long and Winding Road". Całe nagranie zajęło Hewsonowi i wynajętym muzykom tylko trzy dni. Paul nadzorował całą produkcję, ale nie zagrał tym razem na żadnym instrumencie. Podobnie jak w przypadku wydawnictwa "Ram" pomagała mu w mniejszym lub większym stopniu Linda. Skąd pomysł na taką wersję swego albumu? Cóż, ex-Beatlesoa może jednak tak bardzo nie odrzuciły orkiestrację Spectora na "Let It Be", ostatnim wydanym albumie zespołu?


Napisałem, że Paul "odkurzył"go, bo choć jego orkiestrowa wersja powstała jak wiemy już w 1971 roku, to odłożona została na półkę, gdyż muzyk był już mocno zaangażowany w inny projekt, swój nowy zespół Wings. Okładka nowego albumu to oczywiste nawiązanie do okładki "Ram", z której tak bardzo naigrywał się John Lennon.Kończąc wątek albumu to powiem, że nawet jeśli dziś wydaje się to mało wiarygodne, to w momencie gdy album pojawił się na rynku 1977 został całkowicie zignorowany (do dzisiaj jest niestety niezbyt znany) i prawie nikt, nie podejrzewał, że pod nickiem Percy Thrillington kryje się sławny ex-Beatles. Paul przyznał się jawnie do autorstwa tej płyty w 1989 roku, a rok później ujawnił, że Clint Harrigan, który napisał notatkę umieszczoną na albumie to także on sam. W 2012 roku w wydanej kolekcjonerskiej wersji albumu "Ram", ku uciesze fanów na całym świecie znalazł się także "Thrillington". 
No i oryginał z jedną z najlepszych partii gitarowych jako wyrafinowany ozdobnik. Na gitarach nie Paul. Nie tym razem. Zagrali Amerykanie, Dave Spinozza (dzięki pracy nad "Ram" został zaproszony przez Johna do pracy przy albumie "Mind Games") i Hugh McCracken (był brany pod uwagę do pierwszego składu Wings, uczestniczył w nagraniu piosenki "Happy Xmas, War is Over" Johna Lennona).


 




 Historia  The Beatles
HISTORY of  THE  BEATLES

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz