Tak,zaczynamy historię roku, w którym powstanie "Orkiestra Klubu Samotnych Serc Sierżanta Pieprza". Wow!!!
Napisanie, że 1967 rok był kolejnym rokiem przełomowym byłoby truizmem. W dotychczasowej karierze zespołu, każdy rok był takim. Rok 1967 to jednak rzeczywiście najbardziej znaczący rok dla zespołu z kilku powodów. W tym roku umiera ich menadżer, i przy całej ich krytyce działalności biznesowej Briana, Beatlesi bezpośrednio odczują, że „nic po śmierci Briana nie będzie takie jak dawniej”. W tym roku zespół wyda najlepszy singiel w ich karierze (pierwszy od lat, który nie dotrze do miejsca 1), najbardziej znaczący album a wszyscy muzycy umocnią się w swoim stanowisku, że The Beatles pozostaje już tylko zespołem studyjnym. Ponadto Beatlesi - jak zawsze - bardzo szybko wsiądą na bocianie gniazdo statku płynącego ku nieznanemu, by krzyczeć, może nie jako pierwsi, ale najgłośniej: Ziemia! Ziemia!
Przeczytajmy fragmenty z Normana ("Szał - Prawdziwa historia The Beatles"): Ci którzy mieli szczęście dorastać w latach 60-tych, zapamiętali z tej dekady przede wszystkim rok 1967. Zdarzało się w XX wieku, że symbolem momentów szczególnego zbiorowego zaślepienia i złudzeń stawało się - dość wspomnieć "długie edwardiańskie lato" poprzedzające I wojnę światową czy upalne lato 1939, pełne naiwnej wiary w dobre intencje Hitlera. Żadne z nich jednak nie mogło - ani nigdy nie zdoła - równać się z tak zwanym "latem miłości" w 1967 roku...
Po raz pierwszy w historii Ameryka zaangażowała się w wojnę, której wygrać nie mogła i której - co wydawało się jeszcze bardziej niezwykłe - sprzeciwiało się wielu Amerykanów. W całym kraju nasilały się nastroje pacyfistyczne, nie tylko wśród nawiedzonych idealistów i kontestatorów, ale również zwyczajnych nastolatków, którym groził pobór do wojska. Koncepcja "protestu" przestała być domeną "wariatów" z marginesu życia intelektualnego i rozszerzyła się na spokojne niegdyś uczelnie, a także murzyńskie getta, w których od młodych mężczyzn żądano by walczyli w imieniu uciskającego ich systemu.Odzwierciedleniem - czy wręcz krzykiem wściekłości - tego nowego buntowniczego ducha stała się muzyka pop.
Za sprawą gorzkich szyderstw Boba Dylana i słodkich przygan Joan Baez nasilały się antywojenne demonstracje, a młodzi ludzie coraz częściej uciekali przed obowiązkową służbą wojskową do Kanady bądź Europy. "Amerykański sen" zaczął się rozwiewać. Ale jak na ironię to bolesne przebudzenie przyniosło ze sobą nową, krótkotrwałą mrzonkę - w mieście, które Amerykanów szczególnie często skłania do marzeń.San Francisco.
Scott McKenzie - San Francisco - live
Mamas And Papas - "California Dreaming"
Zapuszczoną dzielnicę Haight-Ashbury już od jakiegoś czasu zamieszkiwała lokalna społeczność długowłosych "hippisów" - jak ich nazywano. Teraz rozrosła się ona za sprawą młodych mężczyzn unikających powołania do wojska, zbuntowanych studentów i wszelkiej maści odszczepieńców, którzy przybywali tam tysiącami. Nowe komuny hippisowskie zakładano na całym wybrzeżu północnej Kalifornii, wokół uniwersytetu Berekeley i w ustronnych osiedlach na plażach, takich jak Big Sur. Miejsca te, urzekające naturalnym pięknem i na ogół omijane przez policję, idealnie nadawały się do odrzucenia wszelkich konwencji amerykańskiego stylu życia.
Ściągały do tego raju coraz większe tłumy, by zapuścić włosy, włożyć luźne szaty i chodzić na bosaka, by mówić cichym głosem, okazywać pokorę, obdarowywać się nawzajem kwiatami i "odlatywać" za pomocą niedużych, luźno skręconych papierosów, które z niewiadomych przyczyn tym bardziej smakowały, im więcej ust się nimi wcześniej zaciągnęło. Marihuana stała się symbolem hippisowskiego zbratania - jej zapach unosił się nad każdą komuną. Budziła przeświadczenie, że poprzez narkotyki wiedzie droga ku uwzniośleniu w mądrości i człowieczeństwie.
Liderem, czy też guru hippisów był doktor Timothy Leary, uniwersytecki psycholog w średnim wieku, wyrzucony z Harvardu za badania na "psychodelicznymi" (czyli rozszerzającymi percepcję) właściwościami LSD.Leary i podobni mu akademiccy konwertyci rozbudzili zainteresowania literaturą inspirowaną narkotykami, od Byrona po Alsousa Huxley'a, oraz aprobującymi substancje odurzające religiami Wschodu...
Muzycy z natury otwarci na nowe prądy, roznieśli tą subkulturę po Ameryce niczym wiatr rozsiewający pyłek kwiatowy. Do brytyjskiej młodzieży pierwsze pogłoski o tym wszystkim zaczęły docierać na początku 1967 roku za sprawą takich zespołów z San Francisco jak Jefferson Airplane i The Grateful Dead. Młodzi Brytyjczycy dowiadywali się o Haight-Ashbury i Big Sur, o wielkim festiwalu pod gołym niebem w Monterey, o niespotykanie wcześniej ostrym metalowym brzmieniu i migoczących światłach, o nowym świecie z marzeń, którego niestety mogą doświadczać co najwyżej pośrednio, bo przecież w ich kraju nie ma Big Sur, a nad morze jeździ się do Margate albo Llandudno.
Beatlesi oczywiście wszystko to chłonęli, mieli w całym roku 67 odegrać bardzo istotną rolę... ale po kolei.
Napisanie, że 1967 rok był kolejnym rokiem przełomowym byłoby truizmem. W dotychczasowej karierze zespołu, każdy rok był takim. Rok 1967 to jednak rzeczywiście najbardziej znaczący rok dla zespołu z kilku powodów. W tym roku umiera ich menadżer, i przy całej ich krytyce działalności biznesowej Briana, Beatlesi bezpośrednio odczują, że „nic po śmierci Briana nie będzie takie jak dawniej”. W tym roku zespół wyda najlepszy singiel w ich karierze (pierwszy od lat, który nie dotrze do miejsca 1), najbardziej znaczący album a wszyscy muzycy umocnią się w swoim stanowisku, że The Beatles pozostaje już tylko zespołem studyjnym. Ponadto Beatlesi - jak zawsze - bardzo szybko wsiądą na bocianie gniazdo statku płynącego ku nieznanemu, by krzyczeć, może nie jako pierwsi, ale najgłośniej: Ziemia! Ziemia!
Przeczytajmy fragmenty z Normana ("Szał - Prawdziwa historia The Beatles"): Ci którzy mieli szczęście dorastać w latach 60-tych, zapamiętali z tej dekady przede wszystkim rok 1967. Zdarzało się w XX wieku, że symbolem momentów szczególnego zbiorowego zaślepienia i złudzeń stawało się - dość wspomnieć "długie edwardiańskie lato" poprzedzające I wojnę światową czy upalne lato 1939, pełne naiwnej wiary w dobre intencje Hitlera. Żadne z nich jednak nie mogło - ani nigdy nie zdoła - równać się z tak zwanym "latem miłości" w 1967 roku...
Po raz pierwszy w historii Ameryka zaangażowała się w wojnę, której wygrać nie mogła i której - co wydawało się jeszcze bardziej niezwykłe - sprzeciwiało się wielu Amerykanów. W całym kraju nasilały się nastroje pacyfistyczne, nie tylko wśród nawiedzonych idealistów i kontestatorów, ale również zwyczajnych nastolatków, którym groził pobór do wojska. Koncepcja "protestu" przestała być domeną "wariatów" z marginesu życia intelektualnego i rozszerzyła się na spokojne niegdyś uczelnie, a także murzyńskie getta, w których od młodych mężczyzn żądano by walczyli w imieniu uciskającego ich systemu.Odzwierciedleniem - czy wręcz krzykiem wściekłości - tego nowego buntowniczego ducha stała się muzyka pop.
Dylan i The Beatles |
Scott McKenzie - San Francisco - live
Mamas And Papas - "California Dreaming"
Timothy Leary (1967) |
Ściągały do tego raju coraz większe tłumy, by zapuścić włosy, włożyć luźne szaty i chodzić na bosaka, by mówić cichym głosem, okazywać pokorę, obdarowywać się nawzajem kwiatami i "odlatywać" za pomocą niedużych, luźno skręconych papierosów, które z niewiadomych przyczyn tym bardziej smakowały, im więcej ust się nimi wcześniej zaciągnęło. Marihuana stała się symbolem hippisowskiego zbratania - jej zapach unosił się nad każdą komuną. Budziła przeświadczenie, że poprzez narkotyki wiedzie droga ku uwzniośleniu w mądrości i człowieczeństwie.
Dwa wielkie tragiczne symbole epoki "flower-power" - Jimi i Janis Joplin |
Liderem, czy też guru hippisów był doktor Timothy Leary, uniwersytecki psycholog w średnim wieku, wyrzucony z Harvardu za badania na "psychodelicznymi" (czyli rozszerzającymi percepcję) właściwościami LSD.Leary i podobni mu akademiccy konwertyci rozbudzili zainteresowania literaturą inspirowaną narkotykami, od Byrona po Alsousa Huxley'a, oraz aprobującymi substancje odurzające religiami Wschodu...
Muzycy z natury otwarci na nowe prądy, roznieśli tą subkulturę po Ameryce niczym wiatr rozsiewający pyłek kwiatowy. Do brytyjskiej młodzieży pierwsze pogłoski o tym wszystkim zaczęły docierać na początku 1967 roku za sprawą takich zespołów z San Francisco jak Jefferson Airplane i The Grateful Dead. Młodzi Brytyjczycy dowiadywali się o Haight-Ashbury i Big Sur, o wielkim festiwalu pod gołym niebem w Monterey, o niespotykanie wcześniej ostrym metalowym brzmieniu i migoczących światłach, o nowym świecie z marzeń, którego niestety mogą doświadczać co najwyżej pośrednio, bo przecież w ich kraju nie ma Big Sur, a nad morze jeździ się do Margate albo Llandudno.
"Kolorowi Beatlesi" |
Paul i Martin - praca nad 'When I'm Sixty Four' |
2
stycznia - zgrywanie na taśmę matkę „When I'm Sixty Four”, kolejne remiksy
„Strawberry Fields Forever” i także zgranie na taśmę. Obie kopie przekazano za
ocean dla Capitol Records (obie w wersji mono). W sesji nie uczestniczy żaden z
Beatlesów.
Binder, Edwards and Vaughn |
David
Vaughn: Poprosiłem Paula by zrobił to ale sądziłem, że zrobi coś bardziej
niż to, co zrobił... Moim problemem jest to, że jeśli o coś poproszę, to
oczekuję, że wszyscy rzucą wszystko. Zapominam, że inni ludzie też mogą być
czymś zajęci.
Niewiele
więcej wiadomo o tym nagraniu. Ujawnił je dopiero w 1988 roku Mark Lewisohn w
swojej niesamowitej książce 'The Complete Beatles Recording
Sessions'.
MARK
LEWISOHN: Jedna ze ścieżek taśmy była całkiem zniekształcona, dudniły tam
hipnotyczna perkusja i organy, ścieżka druga miał zniekształconą partię gitary,
ścieżka trzecia to odgłosy kościelnych organów, przeróżne efekty dźwiękowe
(głosy, sound spływającej wody itd.). czwarta ścieżka to dodane echa i szalona
gra na tamburynie. Najbardziej przerażające były odgłosy wrzeszczących na całe
gardło Johna i Paula. Padały tam takie zwroty jak „Are you all right?” oraz
„Barcelona”. Paul przerwał cały proces dźwiękowy utworu (prawie 14 minut) jednym
okrzykiem w stronę kontrolki na górze „Can we hear it back now?”.
David Mason |
Paul McCartney chciał włączyć 'Carnival of Light' na Antologię 2, ale bardzo przeciwny temu pomysłowi był George Harrison. Ale jest szansa, że „utwór” zostanie kiedyś wydany, gdyż czasem media podają, że Paul bierze to pod uwagę.
6
stycznia - na rynku wychodzi album z muzyką do filmu 'The Family Way',
której głównym kompozytorem jest Paul McCartney.
11
stycznia - Paul decyduje, że chciałby by w „Penny Lane” na trąbce zagrał
David Mason, którego zobaczył jak wykonuje Concerto Nr 2 w F-dur Sebastiana
Bacha (w BBC). Już następnego dnia Martin zamawia Masona na sesję 17 stycznia.
Tego samego wieczoru, po raz pierwszy McCartney oraz Starr oglądają w Bag
O'Nails koncert amerykańskiego gitarzysty: Jimiego Hendrixa.
Jimi Hendrix i The Who |
16
stycznia – kłopoty w związku Paula z Jane, która opuszcza Anglię na trzy
miesiące, udając się na tournée po USA z teatrem Old Vic.
17
stycznia – prawdopodobnie tego dnia John zaczął pisać 'A Day In The Life',
moim zdaniem największe arcydzieło muzyki rozrywkowej. Sesja nagraniowa zaczęła
się dwa dni później ale dwa dni wcześniej gazeta Daily Mail publikuje dwa
teksty, które zainspirują Johna do kreacji tekstu piosenki. Jeden tekst to
wzmianka o raporcie koronera, dotyczącego śmierci Tary Browne'a (wypadek
samochodowy 18 grudnia 1966). Drugi fragment tekstu, który zainspirował Johna to
kolumna Far and Near i wers: 'Jest 4.000 dziur na drodze Blackburn, Lancashire”
oraz „czyli 1, 26 dziury na osobę...”
JOHN: Brakowało jeszcze jednego słowa, gdy
doszło do nagrywania. Wiedziałem, że linijka ma iść ' 'Now they know how many
holes it takes to... something, the Albert Hall.' To był nonsens, a jakiegoś
powodu nie mogłem wpaść na czasownik. Co mają dziury do Albert Hall ?... To był
Terry (poprzednio dealer samochodów, przyjaciel Briana Epsteina, późniejszy
dyrektor Apple Music), który zasugerował 'fill'(wypełnić) the Albert Hall. I to
było to. Być może szukałem tego słowa cały czas...
Tego
samego dnia nagrywanie 'Penny Lane' i partii Davida Masona na trąbce. Produkcja: George Martin, inżynierowie: Geoff Emerick, Phil McDonald.
David Mason opowiada o "Penny Lane"
David Mason opowiada o "Penny Lane"
Wielki Jimi H. |
19
stycznia – nagrywanie 'A Day In The Life', wtedy jeszcze pod roboczym tytułem
'In The Life Of...' takes 1-4, obsada techniczna jak zawsze.John nagrywa siebie z gitarą, raz na fortepianie, Paul na
fortepianie i na organach, George na akustycznej gitarze, innym razem na
marakasach, Ringo zazwyczaj na congach.
Geoff
Emerick: Na “A Day In The Life” było zbyt dużo echa. Nikt z zespołu nie
miał jeszcze wtedy pewności czym wypełnić dwa fragmenty (bridge), w których Mal
Evans odliczał rytm do 24. Pod koniec pierwszego fragmentu wstawiono budzik,
który później znakomicie wprowadzi
Paula ze swoim fragmentem piosenki. Więcej o szczegółach nagrywania w
opisie piosenki „A Day In The Lufe”.
20 stycznia – kolejny dzień pracy na „A Day In The Lufe”, w którym Paul po raz pierwszy nagrywa swój wokal, usłyszeć możemy go na Antologii 2. W końcowym fragmencie swojej partii Paul śpiewa ‘Everybody’ zamiast ‘Somebody’ co słyszymy na wydanym oryginale.
21
stycznia -
``Yesterday'... And Today', 31-szy
tydzień I po raz ostatni na Top
200 USA (Billboard).
27 stycznia - The Beatles podpisują 9-cio letni kontrakt z EMI.
29 stycznia – w niedzielnej ‘Soundramie’ w Saville Theatre, Brian Epstein prezentuje dwóch wykonawców: The Who oraz po raz pierwszy w tej sali zespół: Jimi Hendrix Experience. Następnego dnia na widowni obok Briana siedzą wszyscy Beatlesi.
20 stycznia – kolejny dzień pracy na „A Day In The Lufe”, w którym Paul po raz pierwszy nagrywa swój wokal, usłyszeć możemy go na Antologii 2. W końcowym fragmencie swojej partii Paul śpiewa ‘Everybody’ zamiast ‘Somebody’ co słyszymy na wydanym oryginale.
Geoff Emerick otrzyma Grammy za "Sgt.Peppera", tutaj z Ringo. |
27 stycznia - The Beatles podpisują 9-cio letni kontrakt z EMI.
Kontrakt z EMI |
29 stycznia – w niedzielnej ‘Soundramie’ w Saville Theatre, Brian Epstein prezentuje dwóch wykonawców: The Who oraz po raz pierwszy w tej sali zespół: Jimi Hendrix Experience. Następnego dnia na widowni obok Briana siedzą wszyscy Beatlesi.
30 stycznia – Ponieważ zdecydowano, że wydane na
singlu zostaną dwie piosenki, obie jako A, postanowiono nakręcić do nich
odpowiedniki dzisiejszych videoclipów. Oba filmiki produkował Tony Bramwell dla
Subafilms, reżyserował Szwed Peter Goldmann (rekomendowany Beatlesom przez
Klausa Voormana) i kręcono je na 35 mm taśmie. Tego dnia odbyło się tylko
filmowanie nocnych scen do clipu ‘Strawberry Fields Forever’, w Knole Park,
Sevenoaks,Kent. Przede wszystkim nie udało się nakręcić sceny z Paulem skaczącym
na drzewo z powodu złego oświetlenia. Ale tego samego dnia w Sevenoaks ma
miejsce inne ważne miejsce dla „beatlesologii”; w antykwariacie John kupuje
plakat, zapowiadający występy cyrku w pobliżu Richdale, Lancashire w luty 1943.
Zainspiruje on Johna do napisania piosenki o benefisie Mr. Kite’a.
Strawberry Fields Forever
Penny Lane
Strawberry Fields Forever
Penny Lane
_________
Peter Goldmann |
PETER GOLDMAN: Wszystko działo się tak błyskawicznie.
Dopiero jak
siedziałem w samolocie do Londynu, zdałem sobie sprawę co naprawdę mnie czeka. Byłem
bardzo zdenerwowany. Myślałem o tym jak i czym mogę zaspokoić The Beatles. I w
samolocie wpadłem na pomysł z koniami. Spytałem ich czy lubią konie i
opowiedziałem o pomyśle z koniami w ‘Penny Lane’. ‘Oh Taaaak! Konie! Nasz
przyjaciel na wsi ma konie'. Wszyscy powiedzieli, że spokojnie potrafią jeździć na koniach, o ile będą one dość spokojne.
Peter, Paul i Julie Felix |
Nic nie działało w pierwszym dniu zdjęć. Filmowanie
rozpoczęło się w East End w Londynie. John, Paul, George i Ringo mieli
przejechać przez wąską uliczkę. Ale widok czterech ludzi na koniach no i
rozpoznanie ich spowodowało ogromne zamieszanie wokół nich i całej ekipy. Konie
się spłoszyły a chłopcy musieli się schronić w pobliskim pubie. Właściciel
pubu, pracownicy, żona, dzieciaki, każdy ustawiał się do nich w kolejce. Nawet
babcia a nawet wyjęto dziecko z kołyski by zrobić sobie z nimi zdjęcia. Każdy
chciał mieć portret z The Beatles. A
Beatlesi nigdy nie mówili „NIE” w takich sytuacjach. Cierpliwie ściskali
podawane im dłonie, uśmiechali się, pozbywali się swoich ciuchów by oddać
ludziom na pamiątkę. Drugi dzień także nie był lepszy. Konie odmówiły posłuszeństwa.
Szczęście, że Paulowi, najlepszemu z nich jeźdźcowi nic się nie stało, gdy
poniósł go koń przez park. W końcu jednak jakieś tam zdjęcia udało się zrobić.
Jak jadą na koniach w swoich czerwonych kubrakach. Wszyscy Beatlesi mieli już dosyć i byli szczęśliwi, że zdążono
coś tam nakręcić.
Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem ogromny bus Beatlesów z
catheringiem. Wszyscy czterej lubili dobrze zjeść i w czasie zdjęć bardzo się
denerwowali, gdy byli głodni i nie mogli zjeść swoich ulubionych potraw
(przeważnie pieczonego kurczaka). Tak więc gdziekolwiek się udawaliśmy, bus z
kucharzem jechał za nami. Podawanie posiłków miało też swój porządek.Najpierw
John, Paul, George i Ringo, potem ja jako główny reżyser, potem mój asystent i
tak dalej.
Kręciliśmy większość w hrabstwie Kent. Okolice były
niesamowicie angielskie ze swoimi wspaniałymi starymi zamczyskami i setkami na
pół oswojonych jeleni, przechadzających się po gigantycznym parku.
Peter z Johnem i Paulem. |
Wszyscy Beatlesi mieli doskonały filmowy ekwipunek
. Ringo z dumą pokazywał swoją kamerę 16 mm. Byli także bardzo cierpliwi przed kamerą, kompetentni w sprawach technicznych i zainteresowani wszystkim co się wokół działo. Było bardzo zimno ale wszyscy pozostawali w dobrych nastrojach.
W ‘Strawberry Fields Forever’ zmieniano 7 razy ubrania. Większość to garderoba prywatna z szaf Beatlesów. Czerwone stroje kupiono na potrzeby filmu, resztę wzięli ze sobą. W okolicznych sklepikach robili zakupy, George kupił małą lampę. Filmowanie dwóch filmów (w rzeczywistości trzech, dzisiaj wiemy, że kręcono jeszcze sceny do ‘A Day in The Life’ - poniżej opis przyjęcia – RK)
zajęło ok. trzech tygodni. Trzy szalone, zabawne i niezapomniane tygodnie. Wszystko oczywiście można było zrobić szybciej ale świetnie spędzaliśmy ze sobą czas i tak wyszło.Na sam koniec odbyło się wielkie przyjęcie w nowym studiu EMI przy St. James Wood. Goście byli ubrani w kolorowe ubrania. Przybyli The Rolling Stones, Donovan, członkowie The Monkees i wiele innych gwiazd popu. Paul dyrygował wielką symfoniczną orkiestrą, w której każdy miał na twarzy sztuczny nos i okulary. Ringo wszystko fotografował, Stonesi śpiewali chórki do jednej z nowych piosenek The Beatles.
. Ringo z dumą pokazywał swoją kamerę 16 mm. Byli także bardzo cierpliwi przed kamerą, kompetentni w sprawach technicznych i zainteresowani wszystkim co się wokół działo. Było bardzo zimno ale wszyscy pozostawali w dobrych nastrojach.
W ‘Strawberry Fields Forever’ zmieniano 7 razy ubrania. Większość to garderoba prywatna z szaf Beatlesów. Czerwone stroje kupiono na potrzeby filmu, resztę wzięli ze sobą. W okolicznych sklepikach robili zakupy, George kupił małą lampę. Filmowanie dwóch filmów (w rzeczywistości trzech, dzisiaj wiemy, że kręcono jeszcze sceny do ‘A Day in The Life’ - poniżej opis przyjęcia – RK)
zajęło ok. trzech tygodni. Trzy szalone, zabawne i niezapomniane tygodnie. Wszystko oczywiście można było zrobić szybciej ale świetnie spędzaliśmy ze sobą czas i tak wyszło.Na sam koniec odbyło się wielkie przyjęcie w nowym studiu EMI przy St. James Wood. Goście byli ubrani w kolorowe ubrania. Przybyli The Rolling Stones, Donovan, członkowie The Monkees i wiele innych gwiazd popu. Paul dyrygował wielką symfoniczną orkiestrą, w której każdy miał na twarzy sztuczny nos i okulary. Ringo wszystko fotografował, Stonesi śpiewali chórki do jednej z nowych piosenek The Beatles.
Wow, ale długa notka. Brawo! Jak zawsze świetna.
OdpowiedzUsuńFajnie tak sobie posłuchać pierwszych ich piosenek i ostatniej Paula. :)
Coolturalny-tygodnik.blogspot.com