R.I.P. LENNON & HARRISON - vol. 3

 Kolejny foto-tekst o dwójce nieżyjących już Beatlesów. Pozbywam się kolejnych tekstów i fotek z dna szuflady. Zawsze też oglądając zdjęcia gdy jest na nich tylko ta dwójka ogarnia mnie smutek... 
Więcej w JOHN i GEORGE. 



GEORGE: To była wspaniała cecha u Johna i to, co przez  lata od niego dostawałem. Nie zapominajcie, że każdy z nas miał inne relacje z Johnem. Nie można oczekiwać, by każdy z nas odczuwał lub rozumiał coś tak samo, albo był w takich samych relacjach z innymi. W naszych związkach mieliśmy do czynienia z różnorodnością i wielorakością. John i ja, w sytuacji jeden na jeden, mieliśmy zupełnie inny układ niż on z Paulem czy z Ringo. Zdawał sobie sprawę, że nie istniejemy tylko w świecie materialnym, wykraczał poza śmierć, wiedział, że życie jest tylko małą grą. Rozumiał to. Nie twierdziłbyś, że odrzucenie rodziny dla sztuki, jak zrobił Gaugain, czy jego śmierć dla obrazu jest czymś głupim - po co to wszystko? - gdybyś nie miał przeczucia, że życie niesie jeszcze "coś" ważniejszego. Obrazu zachodu słońca nie da się porównać z prawdziwym zachodem słońca. Sztuka (jak muzyka) jest nic nie znaczącą  próbą skopiowania tego, cp Bóg robi co chwilę.
  Ponieważ przeszedłem z Johnem przez okres brania LSD, począwszy od pierwszego dnia, dlatego rozumiałem go i wiem, że nasze myśli się pokrywały.


 
GEORGE: The Beatles byli tym, co się wydarzyło. To kwestia nauczenia się, że bycie na górze i na dole jest tym samym. Wszystko się zmienia i zawsze jest jakaś równowaga, a to co się dzieje, zależy od nas samych. morał jest z tego taki, że jeśli godzisz się na osiągnięcie szczytów. to musisz też przeżyć upadki. Jeśli chodzi o The Beatles, to nasze życie było wyolbrzymioną wersją tego, jak nauczyć się miłości i nienawiści, sukcesu i porażki, dobra i zła, zdobywania i tracenia. To była hiperwersja tego, przez co każdy z nas musiał przejść. W sumie to wszystko wychodzi na dobre. Wszystko, co się zdarzyło, jest dobre, jeśli dzięki temu czegoś się nauczymy. Jest źle, jeśli nie odpowiemy sobie na pytanie: Kim jestem? Dokąd idę? Skąd przyszedłem?

To zdjęcie robi od zawsze na mnie piorunujące wrażenie... W drodze do nieba... ?
JOHN [1970]: (w odpowiedzi na pytanie o muzykalność George'a): George... nie zrobił jeszcze swojej najlepszej muzyki. Jego talent rozwijał się na przestrzeni lat, gdyż miał, pracował z dwoma pieprzonymi diamentami kompozytorskimi, więc uczył się od nas. Nie miałbym nic przeciwko bycia 'George', niewidzialnym facetem' i uczyć się jak on się uczył. Może czasami było mu ciężko, ponieważ z Paulem jesteśmy obaj takimi samymi ego-maniakami, ale taka to gra. I taki jest George. Daj mu szansę a nadal będzie taki sam. Tak więc nie wiem. Lubię – najlepszą rzeczą jaką napisał jest 'Within You Without You', to wciąż jego najlepszy numer. Dla mnie. Nie umiem ocenić jego talentu. Nie jest typem osoby, której kupowałbym płyty, ale nie chcę tego o nim mówić, nie chcę, no wiesz, to by go zraniło [więc po co to mówisz John?,wiesz doskonale, że to zostanie wydrukowane! - chciałoby się powiedzieć, prawda? RK] Nie mówię o rock and rollu, tak ogólnie, uniwersalnie, no tak. Nie uważam sam swego talentu za kurewsko dobrego w całym tym wszechświecie, ale sądzę, że George'a jest mniejszy. Ale mogę ocenić jako artystę tylko siebie.




GEORGE [marzec1990, dla magazynu 'Musician']: Wszystkie te myśli związane z żalem, że Johna już nie ma, nie przeszkadzają mi specjalnie, gdyż dla mnie on wciąż jest tutaj. Takie było całe życie Chrystusa, pokazanie jacy są ludzie, 'zakopaliście go, teraz go odkopujecie'. 
Pokazanie, że nie jest ważne ciało ale jego duch...
 Nauczyłem się tego w ciągu tych lat. W pewnym sensie to jest tak, nie potrzebujesz żywego guru tuż przed sobą, ponieważ on i tak tam przed twoim duchowym okiem, zawsze kiedy zamykasz oczy i zaglądasz wgłąb siebie. Wszyscy tam są, wszyscy twoi przyjaciele, ukochani, nasi znajomi. Każdy tam jest.

GEORGE [marzec1990, dla magazynu 'Musician']: John był dobrym człowiekiem. Jego część była świta, poszukiwała prawdy i wspaniałych rzeczy. Ale część z niego była, po prostu... szalona! Tak jak u reszty z nas. Ale był bardzo uczciwy. Gdy jednego dnia był wstrętny, potem mówił: "Przepraszam, byłem nie fair". I to już pomagało skorygować negatywne uczucia jakie spowodował. Bywaliśmy ze sobą blisko ale i na dystans. Przez to, że zamieszkał w Nowym Jorku ni widywałem go przez długi okres czasu. Jesienią 1978 pojechałem do Dakoty, przypuszczalnie to był nasz ostatni raz. Ale wysyłał kartki - tak jak the Rutles. Tak więc będąc w Anglii często myślę o Johnie wciąż żyjącym w Nowym Jorku.Tak więc nie widziałem go już później, ale dla mnie wciąż tam jest. Wiesz co to oznacza? Można zabić człowieka ale nie zabijesz jego ducha. Nie można zabić tego, co ten człowiek dla ciebie znaczył. [Obok, prawdopodobnie ostatnie wspólne zdjęcie Johna i George'a, zrobione w 1974 roku w klubie Troubadur w Los Angeles]




JOHN: Żaden z nas nie osiągnąłby tego w pojedynkę – wyjaśnił kiedyś John – bo Paul nie był wystarczająco silny, ja nie byłem dość pociągający dla dziewczyn, George był zbyt spokojny, a Ringo był perkusistą. Ale pomyśleliśmy, że każdy będzie mógł polubić przynajmniej jednego z nas, i okazało się, że tak właśnie było.

JOHN: Mam na myśli to, że uważałem, że nie umiem zagrać d-d-d-d-d-d-d-d-d-d-d. Musiałby to zagrać  George albo ktoś lepszy ode mnie.



GEORGE: To był długi okres|i, jak już mówiłem, nieważne jak źle było,|a czasem w studiu było ciężko, atmosfera, napięcie, dystans ,ale gdy ktoś zaczął odliczać, dawaliśmy z siebie wszystko.
The Beatles oczywiście dali nam środki, dzięki którym mogliśmy tyle zrobić, gdy byliśmy młodsi|i dorastaliśmy wraz z tym. Ale w pewnym momencie|zaczęło to nas dławić. Było zbyt wiele ograniczeń. Musiało się rozwalić. Nie miałem nikomu za złe,|że chce odejść. Sam chciałem się wyrwać. Czekały na mnie|o wiele lepsze rzeczy poza zespołem.
 GEORGE (po śmierci Johna): Nie mógł uwolnić się ze swego ciała w lepszy sposób... 

 

Zdjęcia z 1971


GEORGE: Kiedy wciąż chodziłem do szkoły|i byłem naprawdę nieduży. John wstydził się przeze mnie. Byłem mały.Wyglądałem na dziesięć lat. Kiedy poznałem Johna, miał cztery struny w gitarze. Nie miał pojęcia,|że gitary mają sześć strun. Powiedziałem "Co ty wyrabiasz? Co to jest?" On na to "Ale co?" Myślał, że tak ma być. Pokazałem Johnowi akordy. E, A, i tak dalej. Moja mama była melomanką i lubiła towarzystwo chłopaków. John lubił być poza domem, bo jego ciotka Mimi była surowa, robiła mu sceny. Pamiętam, jak raz byłem u niego, gdy go poznałem. Byłem wciąż w szkole. Próbowaliśmy wyglądać jak Teddy Boye, była wtedy taka moda. Musiałem ich przypominać,bo Mimi mnie nie polubiła Była w szoku. Krzyczała "Popatrz na niego?Wiesz, kto to jest?" "Jak możesz go tu przyprowadzać? "Wygląda okropnie, jak Teddy Boy." John mówił tylko,"Zamknij się, Mary, zamknij się!"


23 maja 1968, otwarcie drugiego butiku Apple : Apple Tailoring, Apple’s przy 161 King’s Road, London. Beatlesi na przyjęciu w Arethusa Club.


Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz