produkcja: '2010 Wielka Brytania
reżyseria: Edmund Coulthard
scenariusz: Robert Jones
obsada: Christopher Eccleston (John Lennon), Christopher Fairbank (Alfred Lennon), Naoko Mori (Yoko Ono).
Kolejny film fabularny o Johnie. O ile np. „Nowhere Boy” opisywał młodość Johna, ten skupia się na okresie 1964-1971 – najbardziej fascynującym okresie The Beatles więc ostrzyłem sobie apetyt na film... Początkowa notka filmu zwraca uwagę widzowi, że film oparto na prawdziwych wydarzeniach, choć niektóre fakty zostały przetworzone wyobraźnią scenarzysty. To ok, fajnie, rozumiem to więc zabrałem się za obejrzenie tego filmu z jeszcze większą ciekawością.
To film o moim idolu więc musiałem być ciekawy. Niespecjalnie zachęcał mnie plakat reklamowy filmu z aktorem odtwarzającym postać Johna, ale w filmie aktor wypadł dużo lepiej. Po obejrzeniu filmu zacząłem się zastanawiać po co ten film został nakręcony. By pokazać relacje Johna z ojcem ? - zbyt ubogo i prosto, by pokazać początki wielkiej miłości do Yoko i rozpad związku z Cynthią ? - również te tematy potraktował scenarzysta bardzo powierzchownie i zdawkowo. Tytuł, nawiązujący do płyty Beatlesów wydanej po latach :”Let It Be – Naked” miał zaciekawić i przypomnieć, że kiedyś John i Yoko sfotografowali się nago na okładkę swego albumu (dość realistycznie nakręcono ten epizod z życia Johna) i pokazać Johna (przy okazji Yoko) jako odważnych pionierów awangardy ? Ale było oczywiste, że słowo „nagi” miało oznaczać, że film pokaże prawdziwego Johna, bez koloryzowania i podlizywania się widzowi. Czy pokazał ?

Tak więc w filmie jest wszystkiego po trochę, wszystko trochę byle jak i bez pomysłu, każdy wątek życia Lennona rozpoczęty i porzucony, niektóre pominięto. Film angielski i dla Brytyjczyków. Czy końcowy napis na tle odlatującego samolotu, który informuje o tym, że John opuścił Wielką Brytanię w 1971 roku i nigdy już nie wrócił, ma skłaniać mieszkańców Wysp do smutnych refleksji, że już kiedyś, po raz pierwszy, stracili swego Wielkiego Rodaka – nie będąc gotowym na jego nowe wcielenie ? Jeśli film miał pokazać nieznającemu historię The Beatles i samego Lennona – kim on był, to zdecydowanie zamiar taki się nie udał. Poczułem, że tak będzie, już po obejrzeniu pierwszej sceny, gdy do Johna i Epsteina podbiega tylko kilka dziewczyn, a wiemy, że w 1964 roku czyli w czasie, w którym rozgrywa się ta scena było apogeum Beatlemanii i pod studiem czy gdziekolwiek koczowały tłumy fanek. No i oczekiwałem, że rozpadowi zespołu poświęci się w nim więcej miejsca. Była już wtedy Yoko i zespół nie był na 1-szym planie ale mimo wszystko to była dla niego spora trauma. Scena rzucania cegłą w okna domu Paula, to zbyt mała ilustracja tego co czuł John...
Na koniec aktorzy. Taka sobie, mimo wszystko najlepsza w wykonaniu odtwórcy roli głównej, bliżej nieznanego mi Christophera Ecclestona. Inni aktorzy grający Cynthię, Epsteina, pozostałych Beatlesów w niczym nie przypominają oryginały, zwłaszcza aktor odtwarzający aniołkowatego z twarzy McCartney'a. Hm..naga Mori, rzeczywiście jest jak Yoko na słynnej fotce ale tylko wtedy.
Ale ogólnie polecam... To kolejna rzecz, która przybliża nam Johna … i The Beatles. Nie jest łatwo w półtorej godziny opowiedzieć 7 lat życia kogoś takiego jak John. Film Edmund Coulthard – nakręcony pewnie z myślą o 70 tej rocznicy urodzin Artysty, obchodzonej właśnie w 20120 roku – jest tego dobitnym przykładem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz