W
rok po rozpadzie zespołu George Martin udzielił ciekawego wywiadu
magazynowi „Melody Maker”. To spostrzeżenie na twórczość
zespołu, osobowości jego członków człowieka, który był z nimi
bardzo blisko od samego początku, po śmierci Epsteina w 1967 roku,
jedynego takiego, który uczestniczył w całym „życiu muzycznym”
Fab4.
MM:
Pamiętasz jak Beatlesi przyszli do ciebie i EMI ?
MARTIN:
Oh, tak, bardzo dokładnie. Brian Epstein przyprowadził ich do mnie,
nie do EMI …, taak, był już z nimi w EMI ale go odpuścili ale
wtedy jeszcze tego nie wiedziałem.
MARTIN:
Historia wyglądała tak. Zaprowadził ich do faceta - nie ma sensu
podawać jego nazwiska – który był specem od marketingu. Zagrał
taśmy dla dwóch producentów. W tym czasie było czterech
producentów w EMI: Norrie Paramour, Norman Newell, Walter Ridley
oraz ja. Dwóch z nich wysłuchało taśmy, to nie byłem ja, jeden z
nich jest bez winy. Powiedzieli, że zespół wcale nie był dobry,
więc Epstein poszedł z taśmami do Decca Records, którzy wstępnie
się zainteresowali bo umówiono się na testy. W sumie Decca też
ich odrzuciła. Brian próbował w innych firmach, zdaje się w
...Pye, Phillipsie. Zdesperowany zaniósł taśmy do HMV na Oxford
Street...szukał wydawcy, do podrasowania taśmy ale Ted Huntley
uznał, że taśmy były ok. Zaniósł je na górę do Sida Colemana,
który prowadził EMI Publishing. Sidowi spodobało się to co
usłyszał i powiedział: „Grałeś to dla EMI?” Brian
potwierdził, ale, że nikt nie wykazał zainteresowania, więc Sid
powiedział, by przedstawił piosenki dla mnie, ponieważ w tym
czasie szukałem czegoś na rynku. Brian przyprowadził ich wprost do
mnie i to było to.
MARTIN:
Nie … Pamiętam "Your Feets Too Big" tam była. To była
zbieranina piosenek. Możliwe, że była tam 'Love Me Do' ale nie
jestem pewien. Oczywiście piosenki nie znokautowały mnie, w
rzeczywistości zupełnie mnie nie powaliły, by obronić tych
wszystkich ludzi, którzy to odrzucali, to były kiepskie taśmy,
nagrane gdzieś na zapleczu, źle wyważone, piosenki średnio dobre,
bardzo surowy zespół. Ale ponieważ czegoś szukałem, uznałem, że
są dość interesujący by ich wypróbować. Powiedziałem, 'Brian,
przywieź ich z Liverpoolu. Nie chcę tam jechać, chcę się im
przyjrzeć w studiu'. Pewnie Brian w duchu jęknął, że będzie tak
samo jak z Deccą, ale przywiózł ich do Londynu. Spędziłem z nimi
popołudnie w studio nr 3 Abbey Road. Polubiłem ich. Polubiłem ich
jako ludzi, niezależnie od wszystkiego, byłem też przekonany, że
mają zadatki na przebojowy zespół, ale pod względem ich materiału
muzycznego, nie miałem pojęcia co z nimi robić.
MM:
Była w tym czasie luka w muzyce pop – byłeś świadom tego ?
MARTIN:
I to bardzo. Bardzo zazdrościłem wtedy Norriemu Paramour, który
miał Cliffa Richarda, wielką gwiazdę. Robiłem komediowe płyty -
Peter Sellers, Charlie Drake, Bernard Cribbens – i robiłem to, bo
mimo wszystko to lubiłem. To była okazja by Parlophone oferowało
coś innego, to okazało się sporym sukcesem i tak zostałem
okrzyknięty Królem Komedii. Zazdrościłem Norriemu pracy z Cliffem,
ponieważ każda płyta komediowa działała tylko raz, musiałeś
ciągle myśleć o następnej. Mając artystę takiego jak Cliff,
musiałeś tylko znaleźć mu dobrze brzmiącą piosenkę, i już
miałeś następny hit... Gdy pojawili się the Beatles pomyślałem,
że nie wiem dokąd mnie to zaprowadzi, skąd brać piosenki , ale
oni wyglądali na całkiem fajną grupę i ze swoim surowym
brzmieniem wydawali się grupą, jakiej wcześniej ludzie nie
słyszeli.
MM:
Co było w nich szczególnego – surowe brzmienie, czy fakt, że
byli grupą a nie solistą ?
MARTIN:
Cóż, nie rozpoznałem tego od razu, ponieważ taśmy tego nie
pokazywały. Spiewali czasem razem, ale najczęściej śpiewali na
przemian, czasem to był John, czasem Paul a czasem George.
Faktycznie na mojej pierwszej z nimi sesji poszukiwałem głosu.
Myślałem, że są wspaniałymi ludźmi, ale kogo mam wybrać na
głównego wokalistę ? Spędziłem popołudnie przesłuchując
każdego z nich po kolei. Całkiem szybko odrzuciłem George'a, więc
został mi wybór pomiędzy Johnem i Paulem.
MM:
Czy wszyscy trzej śpiewali tak samo, gdy przyszli do ciebie ?
MARTIN:
Wykonywali te wszystkie standardy rock and rollowe, "Chains"
i "Anna" i inne, robili to podabiajać oryginalne
wykonania, które słyszałeś na płytach. Tak więc śpiewali
wszyscy razem, ale okazjonalnie jeden wyskakiwał ze swoim solo.
Nagle mnie uderzyło to, że byłem tak głupi, szukając solowego
głosu, a wcale go nie potrzebowałem, powinienem brać ich takimi
jakimi byli. Potem pozbyliśmy się Pete Besta, a Brian
przyprowadził Ringo, w stosunku do którego byłem bardzo
podejrzliwy.
MM:
Co nie było nie tak z Pete Bestem?
MARTIN:
Wyglądał z nich wszystkich najlepiej, co było bardzo ciekawe, ale
nie był związany zresztą. Był zawsze odrobinę wyciszony, prawie
gburowaty.Ale podstawą dla mnie było to, że nie podobała mi się
jego gra na perkusji, nie była solidna i nie trzymała grupy w
tempie. Powiedziałem Brianowi,że nie chcę by zagrał na płytach,
ale że może z nim robić co chce poza studiem, jako częścią
grupy, i że nie ma powodu, dlaczego nie można by wynająć do
nagrania muzyka sesyjnego. Nikt nie miał o tym wiedzieć. Chłopcy
zresztą i tak myśleli już o pozbyciu się go, ale nie chcieli
wykonywać sami brudnej roboty.
MM:
Co sądziłeś o grze Ringa,
gdy go usłyszałeś po raz pierwszy ?
MARTIN:
Nie dawałem mu szans na początku. Pojawił się w studiu – nie
wiedziałem, że będzie i zamówiłem Andy White'a. Powiedziałem
mu, że Andy jest tutaj, am zapłacone i będzie grał – a Ty,
jeśli chcesz, możesz się dołączyć grając na tamburynie.
MM:
To była sesja "Love Me Do".
MARTIN:
Tak, w zasadzie zrobiliśmy ją jeszcze raz z Ringiem na perkusji,
ponieważ gdy go usłyszałem, okazał się dużo lepszy niż Pete
Best, było to bardziej solidarne względem grupy, ale w
rzeczywistości był bardziej oschły niż Andy White, choć to i tak
wpasowało go w grupę. Tamtymi czasy był bardzo surowy, ale całkiem
dobry.
MM:
Więc ostatecznie zagrał na singlu ?
MARTIN:O
tak. Ale mieliśmy dwie wersje "Love Me Do," i jeśli mam
być szczery, nie pamiętam która była którą. (odsyłam do LOVE
ME DO – RK). Myślę, że chyba ta, na której grał Andy ukazała
się na albumie.
MM:
Czy kiedy spotkałeś ich po raz pierwszy, brałeś ich na serio
jako muzyków ? Jako gitarzystów czy kompozytorów ?
MARTIN:
Raczej nie jako kompozytorów. W zasadzie nie pokazali się jako
umiejący komponować. "Love Me Do" uważałem, za
słabiutkie, ale to było wtedy najlepsze co mieliśmy, nie mieli nic
inneg a i ja nie miałem żadnej ciekawej piosenki im do
zaoferowania. Jako muzycy grali całkiem przyzwoicie – potrafili
grac na gitarach całkiem dobrze no i mieli te swoje, niczym nie
skrępowane brzmienie. Przeszukiwałem biuro, byłem zdeterminowany ,
już po 'Love Me Do', by znaleźć im nową piosenkę, przeszukiwałem
u wydawców ale nikt nie miał piosenki dla grupy, o której nikt nie
słyszał. EMI słyszało o nich, nazwę Beatles uważało za
głupiutką i chyba nie pokładało w nich wiary. „Facet od komedii
chce wejść na poletko popu”, wiecie jak to jest. Mieliśmy numer
17 na listach, który spowodował lekkie tylko uniesienie brwi,
tylko, więc znalazłem piosenkę Mitcha Murray'a, którą uważałem
za idealną dla nich.Na sesji powiedzieli mi, że wcale im się
piosenka nie podobała.
MM:
Co to było ?
MARTIN:
"How Do You Do It." Ostatecznie nagrali ją ale nie uważali
jej za swoją piosenkę. Powiedziałem, że nie usłyszałem od nich
nic dobrego więc zrobili "How Do You Do It." John śpiewał
solo, całkiem dobrze, ale przyszedł do mnie i błagał. Mówił, '
Zobacz, potrafimy robić lepsze numery niż ten, jeśli napiszemy coś
lepszego niż to, będziemy mogli to nagrać ? Zgodziłem się, ale
musieli skończyć nagrywać. Potem szybko się pojawili z "Please
Please Me," i muszę przyznać, że ta piosenka mnie powaliła.
Trochę wypadali poza harmonię i to było właśnie super.
Powiedziałem im, że to jest super i, że będą mieli swój
pierwszy numer 1. Byłem o tym przekonany. Dałem "How Do You
Do It" Gerry'emu (Gerry And The Pacemakers - RK) i to też był
numer 1 więc byłem usatysfakcjonowany podwójnie. I tak się
zaczęła historia The Beatles...
MM:
Czy przypuszczałeś kiedykolwiek, po 'Please Please Me', że oni
będą w stanie napisać więcej swoich piosenek?
MARTIN:
Wszystko działo się bardzo szybko, wydarzenia następowały po
sobie błyskawicznie Brian naciskał na nich przez cały czas by
pisali nowy materiał, ich z kolei sukces bardzo wciągnął i sami
chcieli kontynuować tworzenie piosenek. Przychodzili do mnie i mówili
'co o tym myślisz?' i tak powstała 'From Me To You'.
Postanowiliśmy – ja zadecydowałem- zrobić bardzo szybko album
więc ściągnąłem ich któregoś dnia do studia. Zaczęliśmy o 10
rano a skończyliśmy o 23 wieczorem i pierwszy album był gotowy.
Briana także bardzo wciągnął sukces i chciał złożyć na moje
ramiona wiele różnych rzeczy … to był rodzaj partnerstwa. „Daję
ci surowiec, ty dajesz mi towar i razem go sprzedajemy”. To był
bardzo szczęśliwy rok ale to była diabelnie ciężka praca. Byłem
w studiu przez cały czas, nigdy wcześniej w całym moim życiu tak
ciężko nie pracowałem.
MM:
Kiedy postawa zespołu wobec Ciebie zaczęła się zmieniać i
vice versa? Przypuszczam, że "With The Beatles" oraz
"Beatles For Sale" były zrobione w podobny sposób co
"Please Please Me," prawda?
MARTIN:
Nawet gdy pisali własne piosenki, traktowali je tak właśnie a nie
jak materiał na płyty. Nie myśleli o nich w ten sposób, zwracali
uwagę na refreny, chórki, początki i zakończenia piosenek.
Zacząłem z nimi organizować początki, zakończenia, ich solówki.
To wygląda dzisiaj tak naiwnie, ale kiedy śpiewali piosenkę po raz
pierwszy, sugerowałem kiedy ma być refren, a gdy kończyła się w
minutę i 20 sekund, mówiłem, 'Ok, nie jest wystarczająco długie,
wracajmy do refrenu, środka (middle eight)' lub dodawaliśmy solo
na gitarze lub na fortepianie. To była bardzo prosta
muzyka,współpraca układała się coraz lepiej. Było ich czterech
i jeśli tylko gdzieś był instrument klawiszowy, wstawiałem go
tam. Do czasu 'Yesterday', kiedy zaczęliśmy używać innych
instrumentów.
MM:
Kiedy zauważyłeś, że oni zaczęli używać nieatypowych
konstrukcji muzycznych, nieparzyste zmiany tempa, na 2/4 i inne ?
MARTIN:
Nie pamiętam dokładnie ale myślę, że oni tego nie zauważyli
nawet.
MM:
Nigdy nie próbowałeś ich „poprawiać” i sprowadzić do pisania
32-taktowych piosenek?
MARTIN:
Ani przez chwilę. Rozpoznałem, że te ich odchylenia, że tak
powiem, są częścią ich samych. Byłoby głupotą zmieniać ich,
ponieważ to mogłoby zniszczyć ich ducha. Nie sądzę, bym
kiedykolwiek się z nimi pokłócił o to, nie tylko na polu
muzycznym. To było z jakąś okładką muzyczną, chyba w Ameryce,
gdzie wyglądali na niej jak rzeźnicy. To był ich pomysł na
świetny żart.
MM: W czasie
wczesnych dni, czy John i Paul pisali razem ?
MARTIN:
Tak, ale także pisali oddzielnie. "Please Please Me"
,"From Me To You"oraz "I Want To Hold Your Hand"
było bezdyskusyjnie owocem ich wspólnej pracy. Siadali i dosłownie
budowali utwory od zera. Nie pamiętam pierwszej zupełnie
indywidualnej piosenki, choć oczywiście pisali je sami, oddzielnie
jeszcze zanim ich poznałem, ale jeśli prześledzisz dokładnie
każdą, możesz usłyszeć, która z nich jest „zorientowana”na
Paula, a która na Johna. "Yesterday" jest oczywiście
Paula, i interesującą rzeczą jest to, że po raz pierwszy
wykorzystaliśmy na płycie innych ludzi niż Beatlesów. Na płycie
był tylko Paul i kwartet smyczkowy, nikogo z pozostałej trójki.
MM:
Ile było twego udziału w powstaniu 'Yesterday' ? Prawdopodobnie
Paul npisał i słowa i muzykę.
MARTIN:
Pewnie. Zagrał mi to na fortepianie, nazywał się "Scrambled
Egg." (Jajecznica). Szukał cały czas słów a my uważaliśmy,
że to dobra melodia. Kiedy już wszystko ukończył i chciał to
nagrać, powiedziałem, że nie bardzo wyobrażam sobie Ringa
bębniącego w tym utworze. Powiedziałem mu, że najlepiej jakby
zszedł na dół do studia, i zaśpiewał ją tylko z towarzyszeniem
gitary. Szczerze to nie wiedziałem co z tym zrobić - z wyjątkiem
dodania do niego smyczków. Paul powiedział: „Co ??? … Knoty w
stylu Norriego Paramoura ? Mantovani ? Nie!” Wtedy wpadłem na
pomysł kwartetu smyczkowego, bardzo klasycznie i Paulowi się to
spodobało.
MM: Na tamte czasy
to był olbrzymi krok naprzód.
MARTIN:
Był. Spędziłem z nim cały dzień, próbując wymyślić najlepsze
brzmienie dla smyczków, napisałem partyturę dla kwartetu i tak to
nagraliśmy.
czytaj dalej tutaj
czytaj dalej tutaj
Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz