PIERWSZA PODRÓŻ DO INDII

Indie 1966, Paul i George.
6 lipca - następnego dnia po "burzliwym" pobycie na Filipinach, The Beatles wylądowali z samego rana - po krótkim przystanku w Bangkoku na tankowanie paliwa - po raz pierwszy w Indiach.Mimo, że wszyscy czterej mieli nadzieję na większą eksplorację tego kraju, jego kultury a przede wszystkim muzyki, ich pobyt w tym kraju był niczym innym niż tylko wypoczynkiem po niedawno przeżytym stresie. Mimo wczesnej pory przybycia, pod Hotelem Oberoi, w którym się zatrzymali niebawem zgromadziło się kilkuset fanów. Tu także dotarła Beatlemania.
GEORGE: Jeszcze przez zaplanowaniem sobie tej trasy, załatwiłem sobie, że w drodze powrotnej do Londynu zatrzymam się w Indiach. Chciałem poznać ten kraj i kupić sobie dobry sitar. Poprosiłem Neila, by ze mną został, bo nie chciałem być tam sam. Neil zgodził się i ustaliliśmy, że w Delhi wysiądziemy.
  Pozostali, po kolei, gdzieś w drodze między Londynem, Niemcami, Japonią aż po Filipiny, zastanawiali się, czy też tam nie wysiąść. Gdy jednak dotarliśmy do Delhi, ze względu na doświadczenia z Filipin, mieli już dosyć. Nie chcieli być w innym, obcym kraju - chcieli jak najszybciej dostać się do domu.
Bishan Dass gra dla The Beatles
  Ja też tak trochę się czułem, mogłem lecieć do domu. Byłem jednak w Delhi i gdy podjąłem decyzję o pozostaniu, pomyślałem: "Ok, będzie wszystko w porządku. Przynajmniej w Indiach nie znają The Beatles. Wpadniemy do tego miłego, starego kraju, będzie trochę ciszy i spokoju".
  Pozostali mówili: "No to do zobaczenie, lecimy prosto do domu". Potem jednak przyszła stewardessa i powiedziała: "Musicie wszyscy wysiąść. Przykro nam, ale sprzedaliśmy wszystkie wasze miejsca do Londynu". Tak więc wysiedliśmy. Była noc, czekaliśmy na bagaże i wtedy pojawiło się moje największe rozczarowanie. Zdaliśmy sobie sprawę z rozmiarów popularności The Beatles, gdy zobaczyliśmy tysiące śniadych twarzy czekających na nas za siatką i krzyczących: The Beatles! The Beatles!
  
Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy do hotelu a oni za nami na skuterach. Sikhowie w turbanach krzyczeli: Beatlesi!!! O nie! Pomyślałem sobie: "Lisy mają jamy,  ptaki gniazda a Beatlesi nie mają gdzie się schować!"
   W Delhi czuliśmy się naprawdę szczególnie. Jestem przekonany, że wielu ludzi doświadczyło w tym mieście tego samego. W dzielnicach Nowego Delhi, zbudowanego przez Brytyjczyków, nie ma małych uliczek, których by się oczekiwało, tylko duże dwupasmówki z rondami. Najbardziej niesamowita była ilość ludzi.Na każdym rondzie, w ciemnościach siedziały ich setki.Wielu tworzyło grupy i byli wśród nich starcy z fajkami. Wszędzie były tłumy. Myślałem: 'O Boże , co się stało?'. Wyglądało jakby był finał amerykańskiego baseballu, albo zdarzyła się jakaś ogromna katastrofa, bo kręciło się tyle ludzi. Później człowiek zdaje sobie sprawę, że tam po prostu tak jest, ogromna masa ludzi.


  Następnego dnia kupiłem sobie sitar. Musiał mi go przynieść jakiś facet, bo znowu nie było łatwo wydostać się z hotelu. Kupiłem sitar od faceta nazwiskiem Rikhi Ram, który ma nadal sklep w Delhi.(powyższe fotki z oficjalne strony sklepu Rikhi Ram Music -RK)
  Wsiedliśmy w samochody i wyjechaliśmy z Delhi by zobaczyć prowincję.Ta wyprawa bardzo otworzyła nam oczy. Ogromnymi cadillakami, z lat 50-tyc, pojechaliśmy do wioski. Wysiedliśmy z samochodu, wszyscy mieliśmy ze sobą swoje aparaty Nikony, i wtedy po raz pierwszy zdałem sobie sprawę z tego, co oznacza naprawdę bieda.Podchodziły do nas małe dzieci, otoczone gromadę much i wołały: 'Bakszysz! Bakszysz!' nasze aparaty były więcej warte niż mieszkańcy tej wioski zarobią przez całe życie. ten widok wywoływał bardzo dziwne uczucia - cadillaki i bieda.
Za sprawą  Georgea Harrisona (z sitarem) The Beatles zauroczeni Indiami. Na zawsze już.
 
RINGO: To była nasza pierwsza wizyta w Indiach i działo się dużo ciekawych rzeczy. Pamiętam, że faceci z British Airways zabrali nas byśmy zobaczyli, jak wielbłądy pracują przy wydobyciu wody. Chodzą one w kółko, by wprawić w ruch pompę tłoczącą wodę. Nietrudno było poznać pracownika British Airways w Indiach, bo oni wszyscy noszą krawaty nawet jak jest 40 stopni w cieniu. Jeden z tych facetów uznał za zabawne, wskoczyć na te biedne zwierzę chodzące w kółko. Prawdopodobnie ten wielbłąd robił w życiu tylko to. To był bardzo idiotyczne i trochę się na niego wkurzyliśmy.
Nowe Delhi, 1966 - Ringo Starr

John Lennon, Paul McCartney - Indie, Delhi 1966



  



_____________________________ 
 Następnie poszliśmy na zakupy.Oglądanie sklepów zostało w mojej pamięci jako największe przeżycie z tego pobytu w Delhi. Oferowano nam wielkie rzeźby z kości słoniowej ale uważaliśmy, że są za drogie. Chodziło o ogromne szachy, które teraz warte by były fortunę. Cieszę się, że ich nie kupiliśmy, bo już wtedy uważaliśmy, że nie należy kupować niczego z kości słoniowej.

7 lipca - wieczorem Beatlesi wylatują (wszyscy) do Anglii, w Londynie lądują ok. 6.00 rano.Przedostatnia trasa koncertowa zespołu dobiegła końca.

Brian Epstein oraz The Beatles na lotnisku w Londynie, 8 lipca 1966. Powrót do domu.
 
Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.

1 komentarz: