WYWIADY: PLAYBOY 1965 (cz. 5)


 PAUL: Wiara Amerykanów jest fanatyczna. Znam tam kogoś, kto przyznał, że jest ateistą. Niewiele brakowało, a gazety odmówiłyby opublikowania tej wypowiedzi, bo to była taka szokująca informacja, że ktoś może być ateistą. I jeszcze publicznie się do tego przyznawać.
RINGO: Paul mówi w imieniu nas wszystkich.
PLAYBOY: Podnosząc kolejny temat, który może się okazać szokujący dla niektórych osób, jakie jest wasze zdanie na temat homoseksualizmu?
GEORGE: No tak, hmm,wszyscy jesteśmy homoseksualistami.
RINGO: Tak,wszyscy jesteśmy pedałami
PAUL: Tylko nie mów o tym nikomu.
P: Pytam poważnie: czy w Anglii jest więcej homoseksualistów niż gdzie indziej?
JOHN: Chodzi ci o to, czy w Anglii jest więcej homoseksualistów niż w Ameryce?
P: Zadałem proste pytanie.
GEORGE: W Ameryce homoseksualiści strzygą się na jeża. Trudno wyłowić ich z tłumu.
PAUL: W Ameryce jest pewnie z milion homoseksualistów więcej niż w Anglii. W Anglii zdarzają się skandale, jak ten związany z Profumo, ale to są przynajmniej skandale heteroseksualne.
JOHN: Mimo wszystko jest u nas więcej pedałów niż powinno, nie sądzicie?
PAUL: To się tak tylko wydaje,bo u nas więcej się na ten temat pisze.
RINGO: Jeśli dziennikarze zwąchają, że ktoś ma takie skłonności, zawsze to rozchlapią.
PAUL: Tak jest. Na przykład sprawa Profumo. Przecież to jest po prostu zwykły. ..
RINGO: Erotoman.
PAUL: ...po prostu zwykły facet, który sypia sobie z kobietami.Ale w oczach prawa popełnia
cudzołóstwo i nagle robi się z tego skandal na skalę międzynarodową. Tylko jeżeli zerknąć do statystyk, to o każe się, że właściwie nie ma żonatych mężczyzn, którzy byliby absolutnie wierni swoim żonom.
JOHN: Ja jestem absolutnie wierny swojej żonie. Słuchaj, ludu Beatlesów...
PAUL: W porządku , wiadomo, że John jest bez skazy. Ale kiedy taka historia dostanie się do prasy, wszyscy stają się nagle bardzo,bardzo purytańscy i udają, że nie wiedzą, na czym polega seks.
GEORGE: Nagle wszyscy stają się tacy cholernie cnotliwi.
PAUL: Tak jest, a potem wszystko zawsze skrupia s ię na jakimś nieszczęśniku.Ale prawda
jest taka, że jeżeli zapytacie przeciętnego Brytola, co myśli o sprawie Profumo,odpowie wam
pewnie tak: "Pukał jakąś panienkę. No i co z tego?".
P: A tak na marginesie, poznaliście Mandy Rice-Davies (modelka i tancerka zamieszana w skandal Profumo – przyp. red.), prawda?
GEORGE: Dlaczego patrzysz na mnie?
P: Bo słyszeliśmy, że ci się przyglądała.
JOHN: Ale poznaliśmy Christine Keeler (inna dziewczyna zamieszana w tę sprawę - przyp. red.).
RINGO: Powiem ci, kogo ja poznałem. Tę, no... April Ashley.
JOHN: Ja też, przedwczoraj.
P: Czy to ta osoba, która była mężczyzną, a później zmieniła płeć, wyszła za mąż i wżeniła się w rodzinę szlachecką?
JOHN: Tak, o nią chodzi.
RINGO: Obrzuca mnie wyzwiskami, ale kiedy wytrzeźwieje, to przeprasza.
JOHN: Właściwie to całkiem ją lubię. Jego. To. To coś.
PAUL: Problem z powiedzeniem czegoś takiego, jak „Profumo był po prostu ofiarą okoliczności" albo”April Ashley nie jest taka zła, chociaż zmieniła płeć" polega na tym, że w druku takie wypowiedzi wydają się większości ludzi niezwykle szokujące, ale jeśli się nad tym głębiej zastanowić, to wcale tak nie jest. Mówienie o takich sprawach jest bardziej szokujące niż samo zjawisko.
RINGO: Wylądowałem wczoraj w Ad Lib i nagle dostałem wielką torebką w bebech. Pomyślałem, że to ktoś znajomy, a nie miałem okularów. No to mówię, "Cześć", na co odpowiedziało mi jakieś robociarskie byczysko, „Arrgghhh". Więc zaraz uciekłem do kibla, bo słyszałem o podobnych historiach.
P: O co ci chodzi?
GEORGE: On sam tego nie wie.
P: A ty?
GEORGE: Nie mam pojęcia.
P: Możesz nam coś podpowiedzieć.
RINGO: Na przykład co to jest Ad Lib?
RINGO: To taki klub.
GEORGE: Jak Peppermint Lounge albo Whisky a Go Go. Coś w tym rodzaju.
PAUL: Nie, wersja angielska jest troszeczkę inna.
JOHN: Whisky a Go Go jest dokładnie w takim stylu, nie? Tyle tylko, że tam ktoś tańczy na
dachu, a w Ad Lib mają kolorowego faceta. To jedyna różnica.
P: Słyszeliśmy plotkę, że jeden z was myśli o otwarciu własnego klubu.
JOHN: Ciekawe,kto to może być. Ringo...
RINGO: Nie mam pojęcia, John. Krąży taka plotka, owszem. Też ją słyszałem.
P: Jest w niej ziarno prawdy?
RINGO: No, tak. Chcieliśmy otworzyć klub w Hollywood, ale nam nie wyszło.
JOHN: Dino nie chciał ci pozwolić przejąć jego lokalu.
RINGO: Nie.
PAUL: I uznaliśmy, że nie warto. Postanowiliśmy siedzieć cicho przez pół roku, a potem kupić...
GEORGE: Całą Amerykę.
P: Słyszeliście o tym, że w Londynie będzie otwarty klub Playboya?
RINGO: Tak, ja słyszałem.
P: Co myślicie o naszych klubach?
RINGO: Są dla sprośnych staruchów, nie dla takich jak my... sprośnych młodzieńców. To kluby dla biznesmenów którzy po cichu wymykają się od żon, a jeśli ich żony wcześniej już umknęły, panowie idą tam otwarcie.
GEORGE: Puszysty ogonek króliczka nie daje prawdziwej frajdy.
P: Więc sądzisz, że naszemu klubowi w Londynie się nie powiedzie?
GEORGE: Ależ oczywiście , że się powiedzie.
RINGO: Mamy wystarczająco dużo sprośnych staruchów.
P: Czytaliście kiedyś nasz dział z wywiadami? 
JOHN: Tak.
GEORGE: Tak.

RINGO: Co miesiąc dostaję egzemplarz. Same cycki.
P: A czytacie nasz dział Filozofia
PAUL: Czasami. Kiedy jesteśmy w jakiejś długiej podróży i obrazki już nam nie wystarczają to zaczynamy czytać. Ten dział jest w porządku.
P: A jeśli chodzi o Plebiscyt Jazzowy? To też czytacie?
JOHN: Od czasu do czasu.
P: Czy któryś z was lubi jazz?
GEORGE: Jaki?
P: Amerykański .
JOHN: Kogo na przykład masz na myśli?
P: Wymieńcie jakichś muzyków jazzowych.
PAUL: Lubimy tylko tych, którzy lubią nas.
P: No nie, poważnie. Jest ktoś taki?
JOHN: Getz.Ale tylko dlatego, że ktoś dał mi jego płytę. Gra na niej on i jakaś Iguana czy
ktoś taki.
P: Chodzi ci o Joao Gilberto?
JOHN: Nie wiem.To jakiś Meksykanin.
P: Brazylijczyk.
JOHN: Aha.
P: Męczy was już ta rozmowa?
JOHN: Nie.
PAUL: Nie, zamówmy jakieś drinki,whisky albo colę.
JOHN: Ja proszę o czekoladę.
GEORGE: Whisky dla mnie i Paula, a czekolada dla beatlesowskiego nastolatka.
JOHN: Whisky szkodzi na nerki.
PAUL: A ty, Ringo? Chcesz coś, co nie pozwoli ci usnąć, słuchając tych wszystkich bzdur?
RINGO: Wypiję colę.
JOHN: A ty, Playboy'a? Kim ty właściwie jesteś, mężczyzn ą czy kobietą?
PAUL: Należy do ludu Beatlesów;
GEORGE: Kto jest twoim ulubieńcem?
PAUL: Kocham cię!
GEORGE: W dechę.
P: Skoro wspomnieliście o ulubieńcach, to czy uważacie, że rock and roll jest większym zjawiskiem w Anglii niż w Ameryce?
JOHN: A tak jest?
PAUL: Tak. Widzisz, w Anglii, po nas, wszędzie pojawiły się tysiące nowych zespołów ale w Ameryce te same grupy utrzymuj ą si ę na scenie całymi latami. Jednym się udało, a innym nie, ale nowe zespoły właściwie się nie pojawiają. Gdybyśmy mieszkali tam, a nie tutaj, pewnie i w Ameryce doszłoby do takich rewolucyjnych zmian. O tej różnicy dotyczącej USA, powiedział jedną ciekawą rzecz nasz menadżer. W USA wielkie gwiazdy nie są w naszym wieku. Właściwie żadna tamtejsza gwiazda nie jest. Może to drobiazg ale u nas nie ma przymusowej służby wojskowej. A w Stanach słyszeliśmy o takich ludziach jak Elvis, który był wielką gwiazdą,
a potem nagle wzięli go do wojska.
JOHN: Tak jak Everly Brothers.
PAUL: Tak. Everly Brothers też zostali powołani do wojska u szczytu sławy. A wojsko w jakiś sposób zmienia muzyków. Być może sprawia, że myślą, że to, co wcześniej grali, jest głupie i dziecinne. Może sprawia, że chcą zmienić styl i z tego powodu trudniej im wrócić na szczyt, kiedy już wychodzą do cywila. Ale u nas oczywiście nie ma tego problemu.
JOHN: Jeżeli nie liczyć muzyków, którzy trafiają do więzienia.
PAUL: Założyć zespół, podobnie jak nagrać płytę, jest ostatnio tak łatwo, że robią to setki ludzi... i dobrze z tego żyją. Natomiast kiedy my zaczynaliśmy, potrzebowaliśmy kilku lat zanim firmy płytowe w ogóle zaczęły nas słuchać, nie mówiąc już o podpisaniu umowy. Teraz jednak po prostu człowiek wchodzi do biura i jeśli tylko wydaje im się, że jest w porządku, to go biorą.
P: Czy uważacie, że mieliście coś wspólnego z tą zmianą?
JOHN: Oczywiście, psiakrew, takie są fakty. Tak po prostu jest
PAUL: Nie chodzi tylko o nas. O nas też, ale i o tych, którzy przyszli później. Oczywiście
to my pierwsi zdobyliśmy rozgłos na skalę krajową ze względu na kilka dużych koncertów,
które zagraliśmy, i duże zainteresowanie nami ze strony publiczności.
P: Jak sądzicie, co jest najważniejszym elementem waszego sukcesu? Koncerty czy płyty?
JOHN: Płyty To one są najważniejsze. Asystenci dyrektorów słuchają płyt. Zreszta najpierw
nagrywaliśmy płyty, a dopiero potem zaczęliśmy grać koncerty.
P: A waszym śladem podążały beatlesowskie laleczki. Widzieliście je?
GEORGE: Właściwie to one są naturalnej wielkości .
P: Te, które my widzieliśmy, mają jakieś półtora metra.
PAUL: No, bo przecież jesteśmy karłami.
P: Jak to jest wiedzieć, że miliony waszych figurek stoją na nocnych stolikach na całym świecie? Czy uważacie, że to zaszczyt być unieśmiertelnionym w plastiku? Ostatecznie nie ma laleczek Franka Sinatry czy nawet Elvisa Presleya.
GEORGE: Kto chciałby mieć taką brzydką, ohydną, gównianą figurkę?
P: Wolałbyś lalkę przedstawiającą ciebie, George?
GEORGE: Nie, ale mam w domu figurynkę Ringa.
P: Czy wiecie, że jesteście chyba pierwszymi osobami publicznymi, których lalki pojawiły się w sprzedaży... może z wyjątkiem Yogi Berry?
JOHN: Z Parku Yellystone. Chodzi ci o tę kreskówkę?
P: Nie. Nie wiedzieliście, że imię Misia Yogi z kreskówki wywodzi się od prawdziwego nazwiska...? Yogi Berra to sławny bejsbolista.
GEORGE: Aha,
P: Nie wiedzieliście?
JOHN: Ja nie.
PAUL: No, w USA robią też o nas film rysunkowy. Taki serial.
JOHN: To będzie nasze największe osiągnięcie.
PAUL: Czujemy się dumni i skromni.
P: A czy ty wiesz, George, że na rogu 47 Ulicy i Broadwayu w Nowym Jorku stoi na wystawie twoje olbrzymie zdjęcie?
GEORGE: Moje?
P: Naturalnej wielkości.
RINGO: Nago.
P: Nie, ale wspominam o tym dlatego, że to naprawdę oznaka uwielbienia. Na tym skrzyżowaniu od lat stoi wielki sklep,w którym na wystawie pojawiają się naturalnej wielkości fotografie Marilyn Monroe, Anity Ekberg albo na przykład Jayne Mansfield.
JOHN: A teraz mają tam fotografię George'a.
PAUL: Jedyna różnica polega na tym, że te babki, które wymieniłeś, mają większe cycki.
RINGO: No, pewnie można podejść do tego i w ten sposób.
GEORGE: Impreza zaczyna nabierać charakteru nieodparcie wulgarnego i zaczyna się robić
nieprzyjemnie. Ja idę do łóżka, ale wygadajcie sobie dalej, tylko zatkam sobie uszy watą,
żeby nie słuchać dłużej tych obelg i brzydkich słów.
P: I tak już kończy nam się para.
JOHN: Masz wszystko, czego chciałeś?
P: Wystarczy. Wielkie dzięki, chłopaki.
JOHN: Oczywiście nie będziecie mogli wykorzystać wiele z tego, co tu powiedzieliśmy, jak „gówniany", "psiamać", "cycki","sukinsyn" i tak dalej.
P: Poczekamy, zobaczymy.
RINGO: Dopij whisky przed wyjściem.
JOHN: Nie będzie ci przeszkadzać, jeśli już się położę, co? Jestem wykończony.
P: Ani trochę. Dobranoc.
RINGO: Dobranoc, Playboyu.
GEORGE: It's Been A Hard Day's Night.

                                                                 _______________________
Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog 
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz