PAUL: Wiara Amerykanów jest
fanatyczna. Znam tam kogoś, kto przyznał, że jest ateistą.
Niewiele brakowało, a gazety odmówiłyby opublikowania tej
wypowiedzi, bo to była taka szokująca informacja, że ktoś może
być ateistą. I jeszcze publicznie się do tego przyznawać.
RINGO:
Paul mówi w imieniu nas wszystkich.
PLAYBOY: Podnosząc kolejny temat,
który może się okazać szokujący dla niektórych osób, jakie
jest wasze zdanie na temat homoseksualizmu?
GEORGE: No tak, hmm,wszyscy jesteśmy
homoseksualistami.
RINGO: Tak,wszyscy jesteśmy pedałami
PAUL: Tylko nie mów o tym nikomu.
P: Pytam poważnie: czy w Anglii jest
więcej homoseksualistów niż gdzie indziej?
JOHN: Chodzi ci o to, czy w Anglii jest
więcej homoseksualistów niż w Ameryce?
P: Zadałem proste pytanie.
GEORGE: W Ameryce homoseksualiści
strzygą się na jeża. Trudno wyłowić ich z tłumu.
PAUL: W Ameryce jest pewnie z milion
homoseksualistów więcej niż w Anglii. W Anglii zdarzają się skandale, jak ten
związany z Profumo, ale to są przynajmniej skandale
heteroseksualne.
JOHN: Mimo wszystko jest u nas więcej
pedałów niż powinno, nie sądzicie?
RINGO: Jeśli dziennikarze zwąchają,
że ktoś ma takie skłonności, zawsze to rozchlapią.
PAUL: Tak jest. Na przykład sprawa
Profumo. Przecież to jest po prostu zwykły. ..
RINGO: Erotoman.
PAUL: ...po prostu zwykły facet, który
sypia sobie z kobietami.Ale w oczach prawa popełnia
cudzołóstwo i nagle robi się z tego
skandal na skalę międzynarodową. Tylko jeżeli zerknąć do
statystyk, to o każe się, że właściwie nie ma żonatych
mężczyzn, którzy byliby absolutnie wierni swoim żonom.
JOHN: Ja jestem absolutnie wierny
swojej żonie. Słuchaj, ludu Beatlesów...
PAUL: W porządku , wiadomo, że John
jest bez skazy. Ale kiedy taka historia dostanie się do prasy, wszyscy stają się nagle
bardzo,bardzo purytańscy i udają, że nie wiedzą, na czym polega
seks.
GEORGE: Nagle wszyscy stają się tacy
cholernie cnotliwi.
PAUL: Tak jest, a potem wszystko zawsze
skrupia s ię na jakimś nieszczęśniku.Ale prawda
jest taka, że jeżeli zapytacie
przeciętnego Brytola, co myśli o sprawie Profumo,odpowie wam
pewnie tak: "Pukał jakąś
panienkę. No i co z tego?".
P: A tak na marginesie, poznaliście
Mandy Rice-Davies (modelka i tancerka zamieszana w skandal Profumo –
przyp. red.), prawda?
GEORGE: Dlaczego patrzysz na mnie?
P: Bo słyszeliśmy, że ci się
przyglądała.
JOHN: Ale poznaliśmy Christine Keeler
(inna dziewczyna zamieszana w tę sprawę - przyp. red.).
RINGO: Powiem ci, kogo ja poznałem.
Tę, no... April Ashley.
JOHN: Ja też, przedwczoraj.
P: Czy to ta osoba, która była
mężczyzną, a później zmieniła płeć, wyszła za mąż i
wżeniła się w rodzinę szlachecką?
JOHN: Tak, o nią chodzi.
RINGO: Obrzuca mnie wyzwiskami, ale
kiedy wytrzeźwieje, to przeprasza.
JOHN: Właściwie to całkiem ją
lubię. Jego. To. To coś.
PAUL: Problem z powiedzeniem czegoś
takiego, jak „Profumo był po prostu ofiarą okoliczności" albo”April Ashley nie jest taka zła,
chociaż zmieniła płeć" polega na tym, że w druku takie
wypowiedzi wydają się większości ludzi niezwykle szokujące, ale
jeśli się nad tym głębiej zastanowić, to wcale tak nie jest.
Mówienie o takich sprawach jest bardziej szokujące niż samo zjawisko.
RINGO: Wylądowałem wczoraj w Ad Lib i
nagle dostałem wielką torebką w bebech. Pomyślałem, że to ktoś
znajomy, a nie miałem okularów. No to mówię, "Cześć",
na co odpowiedziało mi jakieś robociarskie byczysko,
„Arrgghhh". Więc zaraz uciekłem do kibla, bo słyszałem o
podobnych historiach.
GEORGE: On sam tego nie wie.
P: A ty?
GEORGE: Nie mam pojęcia.
P: Możesz nam coś podpowiedzieć.
RINGO: Na przykład co to jest Ad Lib?
RINGO: To taki klub.
GEORGE: Jak Peppermint Lounge
albo Whisky a Go Go. Coś w tym rodzaju.
PAUL: Nie, wersja angielska jest
troszeczkę inna.
JOHN: Whisky a Go Go jest dokładnie w
takim stylu, nie? Tyle tylko, że tam ktoś tańczy na
dachu, a w Ad Lib mają kolorowego
faceta. To jedyna różnica.
P: Słyszeliśmy plotkę, że jeden z
was myśli o otwarciu własnego klubu.
JOHN: Ciekawe,kto to może być.
Ringo...
RINGO: Nie mam pojęcia, John. Krąży
taka plotka, owszem. Też ją słyszałem.
P: Jest w niej ziarno prawdy?
RINGO: No, tak. Chcieliśmy otworzyć
klub w Hollywood, ale nam nie wyszło.
JOHN: Dino nie chciał ci pozwolić
przejąć jego lokalu.
RINGO: Nie.
PAUL: I uznaliśmy, że nie warto.
Postanowiliśmy siedzieć cicho przez pół roku, a potem kupić...
GEORGE: Całą Amerykę.
P: Słyszeliście o tym, że w Londynie
będzie otwarty klub Playboya?
RINGO: Tak, ja słyszałem.
P: Co myślicie o naszych klubach?
RINGO: Są dla sprośnych staruchów,
nie dla takich jak my... sprośnych młodzieńców. To kluby dla
biznesmenów którzy po cichu wymykają się od żon, a jeśli ich
żony wcześniej już umknęły, panowie idą tam otwarcie.
GEORGE: Puszysty ogonek króliczka nie
daje prawdziwej frajdy.
P: Więc sądzisz, że naszemu klubowi
w Londynie się nie powiedzie?
GEORGE: Ależ oczywiście , że się
powiedzie.
RINGO: Mamy wystarczająco dużo
sprośnych staruchów.
P: Czytaliście kiedyś nasz dział z
wywiadami?
JOHN: Tak.
JOHN: Tak.
GEORGE: Tak.
_______________________
RINGO: Co miesiąc dostaję egzemplarz.
Same cycki.
P: A czytacie nasz dział Filozofia
PAUL: Czasami. Kiedy jesteśmy w
jakiejś długiej podróży i obrazki już nam nie wystarczają to
zaczynamy czytać. Ten dział jest w porządku.
P: A jeśli chodzi o Plebiscyt Jazzowy?
To też czytacie?
JOHN: Od czasu do czasu.
P: Czy któryś z was lubi jazz?
GEORGE: Jaki?
P: Amerykański .
JOHN: Kogo na przykład masz na myśli?
P: Wymieńcie jakichś muzyków
jazzowych.
PAUL: Lubimy tylko tych, którzy lubią
nas.
P: No nie, poważnie. Jest ktoś taki?
JOHN: Getz.Ale tylko dlatego, że ktoś
dał mi jego płytę. Gra na niej on i jakaś Iguana czy
ktoś taki.
P: Chodzi ci o Joao Gilberto?
JOHN: Nie wiem.To jakiś Meksykanin.
P: Brazylijczyk.
JOHN: Aha.
P: Męczy was już ta rozmowa?
JOHN: Nie.
PAUL: Nie, zamówmy jakieś
drinki,whisky albo colę.
JOHN: Ja proszę o czekoladę.
GEORGE: Whisky dla mnie i Paula, a
czekolada dla beatlesowskiego nastolatka.
JOHN: Whisky szkodzi na nerki.
PAUL: A ty, Ringo? Chcesz coś, co nie
pozwoli ci usnąć, słuchając tych wszystkich bzdur?
RINGO: Wypiję colę.
JOHN: A ty, Playboy'a? Kim ty właściwie
jesteś, mężczyzn ą czy kobietą?
PAUL: Należy do ludu Beatlesów;
GEORGE: Kto jest twoim ulubieńcem?
PAUL: Kocham cię!
GEORGE: W dechę.
P: Skoro wspomnieliście o ulubieńcach,
to czy uważacie, że rock and roll jest większym zjawiskiem w
Anglii niż w Ameryce?
JOHN: A tak jest?
PAUL: Tak. Widzisz, w Anglii, po nas,
wszędzie pojawiły się tysiące nowych zespołów ale w Ameryce te
same grupy utrzymuj ą si ę na scenie całymi latami. Jednym się
udało, a innym nie, ale nowe zespoły właściwie się nie
pojawiają. Gdybyśmy mieszkali tam, a nie tutaj, pewnie i w Ameryce
doszłoby do takich rewolucyjnych zmian. O tej różnicy dotyczącej
USA, powiedział jedną ciekawą rzecz nasz menadżer. W USA wielkie
gwiazdy nie są w naszym wieku. Właściwie żadna tamtejsza gwiazda
nie jest. Może to drobiazg ale u nas nie ma przymusowej służby
wojskowej. A w Stanach słyszeliśmy o takich ludziach jak Elvis,
który był wielką gwiazdą,
JOHN: Tak jak Everly Brothers.
PAUL: Tak. Everly Brothers też zostali
powołani do wojska u szczytu sławy. A wojsko w jakiś sposób
zmienia muzyków. Być może sprawia, że myślą, że to, co
wcześniej grali, jest głupie i dziecinne. Może sprawia, że chcą
zmienić styl i z tego powodu trudniej im wrócić na szczyt, kiedy
już wychodzą do cywila. Ale u nas oczywiście nie ma tego problemu.
JOHN: Jeżeli nie liczyć muzyków,
którzy trafiają do więzienia.
PAUL: Założyć zespół, podobnie jak
nagrać płytę, jest ostatnio tak łatwo, że robią to setki
ludzi... i dobrze z tego żyją. Natomiast kiedy my zaczynaliśmy,
potrzebowaliśmy kilku lat zanim firmy płytowe w ogóle zaczęły
nas słuchać, nie mówiąc już o podpisaniu umowy. Teraz jednak po
prostu człowiek wchodzi do biura i jeśli tylko wydaje im się, że
jest w porządku, to go biorą.
P: Czy uważacie, że mieliście coś
wspólnego z tą zmianą?
JOHN: Oczywiście, psiakrew, takie są
fakty. Tak po prostu jest
PAUL: Nie chodzi tylko o nas. O nas
też, ale i o tych, którzy przyszli później. Oczywiście
to my pierwsi zdobyliśmy rozgłos na
skalę krajową ze względu na kilka dużych koncertów,
które zagraliśmy, i duże
zainteresowanie nami ze strony publiczności.
P: Jak sądzicie, co jest
najważniejszym elementem waszego sukcesu? Koncerty czy płyty?
JOHN: Płyty To one są najważniejsze.
Asystenci dyrektorów słuchają płyt. Zreszta najpierw
nagrywaliśmy płyty, a dopiero potem
zaczęliśmy grać koncerty.
GEORGE: Właściwie to one są
naturalnej wielkości .
P: Te, które my widzieliśmy, mają
jakieś półtora metra.
PAUL: No, bo przecież jesteśmy
karłami.
P: Jak to jest wiedzieć, że miliony
waszych figurek stoją na nocnych stolikach na całym świecie? Czy
uważacie, że to zaszczyt być unieśmiertelnionym w plastiku?
Ostatecznie nie ma laleczek Franka Sinatry czy nawet Elvisa Presleya.
GEORGE: Kto chciałby mieć taką
brzydką, ohydną, gównianą figurkę?
P: Wolałbyś lalkę przedstawiającą
ciebie, George?
GEORGE: Nie, ale mam w domu figurynkę
Ringa.
P: Czy wiecie, że jesteście chyba
pierwszymi osobami publicznymi, których lalki pojawiły się w
sprzedaży... może z wyjątkiem Yogi Berry?
JOHN: Z Parku Yellystone. Chodzi ci o
tę kreskówkę?
P: Nie. Nie wiedzieliście, że imię
Misia Yogi z kreskówki wywodzi się od prawdziwego nazwiska...? Yogi
Berra to sławny bejsbolista.
GEORGE: Aha,
P: Nie wiedzieliście?
JOHN: Ja nie.
PAUL: No, w USA robią też o nas film
rysunkowy. Taki serial.
JOHN: To będzie nasze największe
osiągnięcie.
PAUL: Czujemy się dumni i skromni.
P: A czy ty wiesz, George, że na rogu
47 Ulicy i Broadwayu w Nowym Jorku stoi na wystawie twoje olbrzymie
zdjęcie?
GEORGE: Moje?
P: Naturalnej wielkości.
RINGO: Nago.
P: Nie, ale wspominam o tym dlatego,
że to naprawdę oznaka uwielbienia. Na tym skrzyżowaniu od lat stoi
wielki sklep,w którym na wystawie pojawiają się naturalnej
wielkości fotografie Marilyn Monroe, Anity Ekberg albo na przykład
Jayne Mansfield.
JOHN: A teraz mają tam fotografię
George'a.
PAUL: Jedyna różnica polega na tym,
że te babki, które wymieniłeś, mają większe cycki.
RINGO: No, pewnie można podejść do
tego i w ten sposób.
GEORGE: Impreza zaczyna nabierać
charakteru nieodparcie wulgarnego i zaczyna się robić
nieprzyjemnie. Ja idę do łóżka, ale
wygadajcie sobie dalej, tylko zatkam sobie uszy watą,
żeby nie słuchać dłużej tych obelg
i brzydkich słów.
P: I tak już kończy nam się para.
JOHN: Masz wszystko, czego chciałeś?
P: Wystarczy. Wielkie dzięki,
chłopaki.
JOHN: Oczywiście nie będziecie mogli
wykorzystać wiele z tego, co tu powiedzieliśmy, jak „gówniany", "psiamać",
"cycki","sukinsyn" i tak dalej.
P: Poczekamy, zobaczymy.
RINGO: Dopij whisky przed wyjściem.
JOHN: Nie będzie ci przeszkadzać,
jeśli już się położę, co? Jestem wykończony.
P: Ani trochę. Dobranoc.
RINGO: Dobranoc, Playboyu.
GEORGE: It's Been A Hard Day's Night.
_______________________
Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz