Mimo bardzo sędziwego wieku i nie ukrywam, właśnie z tego powodu nie przesadnie niespodziewanej wiadomości o śmierci Wielkiego Producenta The Beatles ("Brytyjskiego Skarbu", jak nazwał go premier Wielkiej Brytanii, James Cameron), odejście George'a Martina porusza mnie i wciąż wracam myślami do tego genialnego człowieka, któremu tak dużo zawdzięczali The Beatles oraz my, ich wierni fani. Spostrzeżenie takie dzielą ze mną wszyscy publicyści oddający teraz hołd zmarłemu.
W czasie notorycznego teraz śledzenia prasy, mediów, artykułów publikowanych w sieci natrafiłem na artykuł na pewnym angielskojęzycznym blogu, który zainspirował mnie do umieszczenia dzisiaj takiego właśnie tekstu. O tym za chwilę. Jak napisałem, wszędzie zauważono wszędzie śmierć George'a Martina, choć ktoś na moim blogu napisał, że większość ludzi może kojarzyć George'a z pisarzem Georgem R.R. Martinem i dlatego zaczęły się pojawiać wpisy z obawą, że być może pisarz nie ukończył 'Gry o tron'. Hm...
Tak więc jak wspomniałem, przeczytany w sieci (blog: BeatlesMagazine) tekst o ulubionych utworach The Beatles, które zawdzięczamy Martinowi skłonił mnie do szybszego umieszczenia podobnego tekstu na swoim. A na całkowiet podsumowanie wpływu i roli Sir George'a Martina przyjdzie czas na moim blogu gdy zakończę pisanie HISTORII zespołu na 1970. Dzisiaj zamieszczam więc swój tekst, inspirowany przeczytanym, ale w żadnym stopniu nie skopiowanym, tłumaczonym itd. Zresztą znajdziecie tamten na wspomnianym blogu.
Zanim przejdziemy do zasadniczego tekstu. Przyznam się tutaj kolejny raz, że zrobiłem moim zdaniem spory błąd już na samym początku tworzenia bloga o The Beatles, którego mi teraz pozbyć się (naprawić jego skutki) jest z braku czasu i innych aspektów, prawie niemożliwe. Starając się by w tym blogu było jak najmniej moich opinii, wszystkie teksty, które tu zamieszczam to cytaty, fragmenty z książek, prasy itd (wymienione w źródłach). Niestety ani tekstów ani zdjęcia nie opatrywałem specjalnym przypisem, skąd ten cytat, zdjęcie pochodzi. Nie jestem teraz w stanie odtworzyć dokładnie całych przypisów (precyzyjnej dokumentacji źródeł), Ale już od jakiegoś czasu, staram się jednak poprawiać ten błąd, zamieszczać informację o źródle danej wpisu, adnotacje odanym cytacie, ale z drugiej strony wiem, że muszę się trzymać jak na razie konsekwentnie przyjętej już wcześniej formuły, że mieszam ze sobą fragmenty z różnych źródeł, tworząc w danym miejscu spójne,jednolite teksty, tak by pasowały w danym miejscu do siebie tematycznie (przykład? Np. cytując wypowiedź Johna Lennona na jakiś temat, scalam czasami razem jego wypowiedzi z Anthologii lub innych źródeł, także z różnych lat; zabieg podobny jak w 'Antologii).
Z wymienionych też tutaj powodów, odrzucam - a mam ich całkiem sporo - wszelkie propozycje zamieszczania na moim blogu reklam, sponsorowanych banerów czy linków. Nie zarabiam na blogu, na którym nie wskazuje dokładnie praw autorskich danej wypowiedzi czy zdjęcia. Co do muzyki, clipów tutaj zamieszczanych umieściłem już stosowne komentarze w innym miejscu bloga. Ich przekaz to w skrócie: "słuchajcie i kupujcie potem oryginał". Nie zamieszczam też nigdzie plików do ściągania (muzyki, video). Przy okazji jeszcze jedna refleksja, pierwsza zresztą taka na tym blogu a bardzo ważna. Przypuszczalnie gdybym był Anglosasem byłbym "Beatlefilogiem", jak choćby Lewisohn, Davies, Norman, by skończyć tylko na tych trzech najpopularniejszych nazwiskach. No way, jak to mawiają Anglicy. Jak tysiące innych fanów zespołu z całego świata, mogę tylko "grzebać" w materiałach, które oni już odkryli. Niestety, ale "thanks God for this".
W czasie notorycznego teraz śledzenia prasy, mediów, artykułów publikowanych w sieci natrafiłem na artykuł na pewnym angielskojęzycznym blogu, który zainspirował mnie do umieszczenia dzisiaj takiego właśnie tekstu. O tym za chwilę. Jak napisałem, wszędzie zauważono wszędzie śmierć George'a Martina, choć ktoś na moim blogu napisał, że większość ludzi może kojarzyć George'a z pisarzem Georgem R.R. Martinem i dlatego zaczęły się pojawiać wpisy z obawą, że być może pisarz nie ukończył 'Gry o tron'. Hm...
Tak więc jak wspomniałem, przeczytany w sieci (blog: BeatlesMagazine) tekst o ulubionych utworach The Beatles, które zawdzięczamy Martinowi skłonił mnie do szybszego umieszczenia podobnego tekstu na swoim. A na całkowiet podsumowanie wpływu i roli Sir George'a Martina przyjdzie czas na moim blogu gdy zakończę pisanie HISTORII zespołu na 1970. Dzisiaj zamieszczam więc swój tekst, inspirowany przeczytanym, ale w żadnym stopniu nie skopiowanym, tłumaczonym itd. Zresztą znajdziecie tamten na wspomnianym blogu.
Z wymienionych też tutaj powodów, odrzucam - a mam ich całkiem sporo - wszelkie propozycje zamieszczania na moim blogu reklam, sponsorowanych banerów czy linków. Nie zarabiam na blogu, na którym nie wskazuje dokładnie praw autorskich danej wypowiedzi czy zdjęcia. Co do muzyki, clipów tutaj zamieszczanych umieściłem już stosowne komentarze w innym miejscu bloga. Ich przekaz to w skrócie: "słuchajcie i kupujcie potem oryginał". Nie zamieszczam też nigdzie plików do ściągania (muzyki, video). Przy okazji jeszcze jedna refleksja, pierwsza zresztą taka na tym blogu a bardzo ważna. Przypuszczalnie gdybym był Anglosasem byłbym "Beatlefilogiem", jak choćby Lewisohn, Davies, Norman, by skończyć tylko na tych trzech najpopularniejszych nazwiskach. No way, jak to mawiają Anglicy. Jak tysiące innych fanów zespołu z całego świata, mogę tylko "grzebać" w materiałach, które oni już odkryli. Niestety, ale "thanks God for this".
Wracając do dzisiejszego tekstu. Tekst ze wspomnianego bloga posłużył mi jako wzorzec do poszerzenia tego interesującego tematu, tak więc - podkreślam jeszcze raz - w żadnym wypadku nie jest on jego kopią czy tłumaczeniem. Także, nie jest w poniższym tekście nic nowego, czego wcześniej nie zamieściłem już na swoim blogu tutaj. Temat jest znany od wielu lat, teraz przy okazji tej smutnej okazji przypominany. Spróbowałem i ja w krótkim tekście, na przykładzie kilku piosenek pokazać kim i czym w zespole The Beatles był Martin.
Uważny czytelnik tego bloga jak i bardziej wnikliwy fan The Beatles z pewnością od razu wyliczyłbym kilka, kilkanaście tych najwspanialszych piosenek, w których swój spory udział miał George Martin (nap. cały album "Sgt. Pepper") i poniższy tekst nie wniesie dla niego nic nowego, ale wiem, że bloga czytając wciąż nowi, młodzi fani zespołu.
Uważny czytelnik tego bloga jak i bardziej wnikliwy fan The Beatles z pewnością od razu wyliczyłbym kilka, kilkanaście tych najwspanialszych piosenek, w których swój spory udział miał George Martin (nap. cały album "Sgt. Pepper") i poniższy tekst nie wniesie dla niego nic nowego, ale wiem, że bloga czytając wciąż nowi, młodzi fani zespołu.
George Martin uczestniczył w tworzeniu muzyki The Beatles w studiu w najszerszym pojęciu tego słowa. Z przymrużeniem oka i zrozumieniem tematu (czyli roli Martina w projekcie pod nazwą The Beatles) należy traktować wypowiedź Johna Lennona, mówiącego kiedyś w jednym wywiadzie (zirytowany pytaniami dziennikarzy o wpływ George'a Martina na muzykę zespołu, także pod wpływem obejrzenia w telewizji programu, w którym producent wspominał pracę z zespołem): Pokażcie mi chociaż jedną kompozycję Martina.
George Martin był niepodważalnie jednym z filarów, na którym The Beatles zbudowali swoją karierę, i byli oraz do teraz są tym czym są. George był ich mentorem, przewodnikiem, starszym kolegą, bardziej doświadczonym muzykiem (tak!), ale przede wszystkim PRODUCENTEM, czyli kimś, kto ma ostateczny wpływ na kształt utworu. Także w początkowym okresie ich pobytu w Londynie niemal zastępował im ojca. Na pewno nie taką rolę spełniał Brian Epstein. Ale jak to w życiu zazwyczaj zawsze bywa - nie wszystko można łatwo opisać, zdefiniować. Nic nie jest jednoznaczne, poddające się tylko jednej ocenie. The Beatles byli unikalni, byli wyjątkowi, choć trafili także na wyjątkowego producenta.
Oczywiście bywały momenty, gdy dany Beatles (przeważnie Paul i John), wiedzieli od początku jak ma wyglądać ich utwór i Martin wtedy realizował ich życzenia, nie wtrącając swoich uwag lub sugestii, ograniczając się tylko do samego procesu techniki nagrywania (koordynacja studiem, technikami, sprzętem, zapraszanymi muzykami), ale często oczywiście nie był bierny i brał czynny udział w procesie powstawania-nagrywania piosenki. Najczęściej na w wspólne życzenie: zespołu jaki postrzegania odpowiedzialnie własnej roli (sukces jego podopiecznych był zawsze jego sukcesem)., Nie tylko z góry kontrolki Abbey Road Studia, grając z muzykami, wyjaśniając im pewne terminy muzyczne, opisując pewne rozwiązania, możliwości wyuczone wcześniej na własnych studiach, oraz oczywiście odkrywając przez muzykami wszelkie tajniki pracy techników i producentów w studiach muzycznych.
George Martin był niepodważalnie jednym z filarów, na którym The Beatles zbudowali swoją karierę, i byli oraz do teraz są tym czym są. George był ich mentorem, przewodnikiem, starszym kolegą, bardziej doświadczonym muzykiem (tak!), ale przede wszystkim PRODUCENTEM, czyli kimś, kto ma ostateczny wpływ na kształt utworu. Także w początkowym okresie ich pobytu w Londynie niemal zastępował im ojca. Na pewno nie taką rolę spełniał Brian Epstein. Ale jak to w życiu zazwyczaj zawsze bywa - nie wszystko można łatwo opisać, zdefiniować. Nic nie jest jednoznaczne, poddające się tylko jednej ocenie. The Beatles byli unikalni, byli wyjątkowi, choć trafili także na wyjątkowego producenta.
Oczywiście bywały momenty, gdy dany Beatles (przeważnie Paul i John), wiedzieli od początku jak ma wyglądać ich utwór i Martin wtedy realizował ich życzenia, nie wtrącając swoich uwag lub sugestii, ograniczając się tylko do samego procesu techniki nagrywania (koordynacja studiem, technikami, sprzętem, zapraszanymi muzykami), ale często oczywiście nie był bierny i brał czynny udział w procesie powstawania-nagrywania piosenki. Najczęściej na w wspólne życzenie: zespołu jaki postrzegania odpowiedzialnie własnej roli (sukces jego podopiecznych był zawsze jego sukcesem)., Nie tylko z góry kontrolki Abbey Road Studia, grając z muzykami, wyjaśniając im pewne terminy muzyczne, opisując pewne rozwiązania, możliwości wyuczone wcześniej na własnych studiach, oraz oczywiście odkrywając przez muzykami wszelkie tajniki pracy techników i producentów w studiach muzycznych.
Pierwszym takim znanym utworem, który "zmienił się" za radą George Martina było oczywiście 'Please Please Me", drugi singiel zespołu i ich pierwszy oficjalny numer 1 na listach przebojów. 4 września 1962 roku gdy John i Paul zagrali po raz pierwszy w studiu swoją nową kompozycję była ona niezwykle daleko od tej wersji, jaką znamy do dzisiaj. Przede wszystkim był wolniejszy i za sprawą sugestii Martina zespół zmienił całkowicie tempo piosenki, robiąc z niej szybkiego rock and rolla. Producent wspominał później, że na scenie 'Please Please Me' był bardzo ponurym utworem, wolnym bluesowym utworem w stylu Roy'a Orbisona. Martin zwiększył dwukrotnie tempo, zresztą...
MARTIN: W pierwszym roku do mnie należała ostateczna decyzja w sprawie każdej piosenki. Później już tak nie było, ale na początku to ja decydowałem. Przekonali mnie jednak, by na obu stronach singli były ich piosenki. Nadal uważałem, że powinniśmy wydać ich wersję utworu 'How Do You Do It'. Oni na to: Czy możemy nagrać nasz własny utwór 'Please Please Me?" Kiedy go usłyszałem po raz pierwszy, przypominał piosenkę w stylu Roy'a Orbisona - powolny rockowy utwór z wysokim wokalem. Szczerze mówiąc, to było raczej nędzne.
PAUL: Zaśpiewaliśmy numer, a George Martin zapytał: Czy możemy zmienić tempo? My an to: O co chodzi? Odpowiedział: Zagrajcie to szybciej, spróbujcie tak. No i tak zrobiliśmy. Pomyśleliśmy: O tak, jest dobrze. Właściwie byliśmy trochę zakłopotani, że znalazł lepsze tempo niż my.
JOHN: W końcu George Martin zasugerował, żebyśmy nagrali coś innego... Poprawialiśmy 'Please Please Me' na okrągło przez następne tygodnie. Zmieniliśmy tempo, nieco poprawiliśmy słowa i pomyśleliśmy o wprowadzeniu harmonijki jak w 'Love Me Do; Gdy wreszcie nadeszła sesja, byliśmy tak zaskoczeni z tego, co osiągnęliśmy, że po prostu nie mogliśmy doczekać się nagrania.
MARTIN: Powrócili do studia z nieco szybszą wersją, więc powiedziałem: 'Ok, puśćmy to w ruch'. Pod koniec sesji mogłem im oznajmić: 'Macie wasz pierwszy numer 1. Świetnie'.
PAUL: Pisanie piosenki z George'm Martinem było niemal zawsze podobną procedurą. Jeśli chodzi o 'Yesterday' powiedział, żebym do niego wpadł. Mieliśmy usiąść razem i miałem powiedzieć mu o co mi chodzi. Siadaliśmy i wszystko szło bardzo prosto, bo ja dobrze wiedziałem jak to ma brzmieć. Czasami George pokazywał mi różne możliwości; bardzo zróżnicowane, albo bardzo podobne i potem wybieraliśmy najlepszą z nich. 'Yesterday' było tego typowym przykładem... Pamiętam, jak zaproponowałem septymę, która jest grana na wiolonczeli. George na to: Zdecydowanie nie możesz mieć tutaj tego. To byłoby antysmyczkowo-antykwartetowe. Ja na to: No i co z tego? George, wrzuć to tam proszę...
MARTIN: 'Yesterday' była przełomem. To nagranie zostało zrobione tylko przez Paula i paru muzyków. W nagraniu nie uczestniczył żaden inny Beatles
MARTIN: John wiedział, że napisał coś specjalnego, jego poetycki tekst z 'In My Life', o swoim dzieciństwie w Liverpoolu. Pozostawała w nim przestrzeń na solo. Wiedziałem, że John chciał w nim mieć coś barokowego...
'In My Life' jest jedną z moich ulubionych ponieważ jest w niej tak dużo Johna. Super piosenka i jednocześnie taka prosta. Był fragment w środku, odnośnie którego John nie mógł się zdecydować na nic. Gdy mieli przerwę na herbatę, zszedłem na dół i zagrałem barokowe solo (inversja a la Bach) na pianinie, którego John wcześniej nie słyszał... Najpierw chciałem to zagrać na organach Hammonda. To co chciałem zrobić było zbyt skomplikowane do zagrania na żywo, więc nagrałem to o połowę wolniej i o oktawę niżej a następnie przyśpieszyłem... Brzmiało fantastycznie. Zdążyłem nagrać, zanim nie wrócili z przerwy. Spodobało mu się i takie zostawiliśmy w piosence”.
W
miarę jak kariera The Beatles rozkwitała, rosło rozczarowanie George'a
jego niskim zarobkami, co z czasem zaowocowało jego wcześniejszym
odejściem z EMI i zostanie producentem The Beatles już na swoich
warunkach. Beatlesi postawili taki warunek i wytwórnia na to oczywiście z
chęcią przystała. Wiedziała, że tak samo jak Beatlesi, Martin jest kurą
przynoszącą złote jajka.
PAUL: Utwór 'For No One' (clip z filmu Paula Give My Regards To Broad Street' z 1984 roku) napisałem w łazience szwajcarskiego domku wczasowego. Pamiętam, ze zastosowałem w niej trik schodzącego basu... Byłem zainteresowany wykorzystaniem w utworze waltornii, bo już jako dziecko byłem w tym instrumencie zakochany. Waltornia ma piękne brzmienie, więc spytałem o zdanie Martina. On na to: "Pozwól, że załatwię ci najlepszego muzyka".
To była jedna z zalet George'a. Wiedział jak załatwić najlepszych muzyków i podrzucał nam ich nazwiska. W tym przypadku zaproponował Alana Civila, który jak większość tych facetów wygląda bardzo przeciętnie, ale gra jak anioł. George spytał mnie: Jak ma zagrać? Coś takiego, zaśpiewałem solo a on zapisał. Pod koniec sesji nagraniowej, kiedy szykowaliśmy solo dla Alana, George wyjaśnił mi skalę, jaką ma ten instrument: 'Idzie stąd aż do górnego E', a ja na to: A co się stanie, jeśli poprosimy go o zagranie F?. George załapał żart i przyłączył się do spisku. Podczas sesji Alan spojrzał na George'a znad nut, mówiąc: 'George, tutaj chyba jest jakiś błąd. Zapisano tutaj górne F'. Na to George i ja powiedzieliśmy: 'Taaa', uśmiechając się słodko do niego. Zorientował się, o co chodzi i zagrał. Znakomici muzycy potrafią robić takie rzeczy. Mimo, że to jest generalnie poza zasięgiem ich instrumentu, jednak zagrają i czasem lubią takie sytuacje jak ta. To jest bardzo ładna solówka.
MARTIN: Podkład do 'For No One' został zrobiony na moim klawikordzie. Przyniosłem go z domu, bo uważałem, że ma miłe brzmienie. To był dziwny instrument do nagrywania i zagrał na nim Paul. Chcieliśmy ponadto mieć specjalne bardzo brzmienie i Paul wybrał waltornię.
Paul nie zdawał sobie sprawy z tego jak znakomitym muzykiem był Alan Civil. Zagrał idealnie a Paul powiedział: Ok, myślę Alan, że możesz to zrobić jeszcze lepiej, prawda? Alan o mało nie wybuchnął. No bo jasne, że nie mógł zagrać tego jeszcze lepiej i to, co wtedy usłyszeliśmy jest tym, co słyszycie teraz.
Ale w karierze zespołu były piosenki, które Martin blokował. Tak było z piosenką 'Only A Northern Song', nagrywaną na album 'Sgt. Pepper' Martin wspomniał, że nienawidził tej piosenki, najbardziej ze wszystkich kompozycji Harrison. Ale gdy George przyniósł kilka miesięcy później 'Within You, Without You', Martin bardzo się zaangażował w jego nagranie. Sprawował cały czas bardzo czynną opiekę nad sesją, do której zaproszono tylu orientalnych muzyków. Wspaniałe honky-tonk solo w "Lovely Rita' to zasługa Martina, który je sam wymyślił jak i zagrał.
I tak dalej,'Eleanor Rigby' 'Strawberry Fields Forever', 'A Day In The Life' (w zasadzie cały album), 'I Am The Walrus', 'All You Need Is Love'. Jakie byłyby to utwory gdyby nie pomoc Martina ?Martin wspominał, że nie wykluczał, że byłyby może i lepsze, na pewno inne. Ale tego się nie dowiemy. Moim zdaniem i większości fanów, w tym wszystkich czterech Beatlesów, Martin dał niektórym ich piosenkom jakość, jaka nigdy by im nie przyszła do głowy. Pod koniec już istnienia zespołu rola Martina malała. Bywały sesje, na których go nie było i nic to nie zaważało na rytmie pracy, atmosferze w studiu. Beatlesi znali już wszystkie tajniki pracy w studiu, producenckiej, mikserskiej i chętnie brali na siebie ciężar wzięcia na swoje bary decyzji za całokształ singla, utworu, albumu. Np. mimo oporów Martina, zdecydowali się na podwójny album, gdy producent uważał (chyba do samego końca nie zmienił zdania, że Biały Album powinien wyjść jako jednopłytowy).
Warto zwrócić też uwagę na pewne wspomnienie Martina, który próbował wykazać różnice we współpracy twórczej z Paulem i Johnem nad ich solowymi piosenkami (oczywiście mowa o tych w ramach zespołu The Beatles). Paul czynnie uczestniczył w powstawaniu procesów muzycznych, analizował, zmieniał, dodawał swoje uwagi do sugestii i propozycji Martina. John często na pytanie Martina: Co chcesz z tym utworem zrobić, John?, często słyszał w odpowiedzi: Ty mi to powiedz. Choć oczywiście nie było tak, że John w pełni akceptował wszystkie pomysły Martina. Gdy nagranie zostało już nawet definitywnie skończone, John narzekał, że można było zrobić to lepiej, inaczej, lub że nie do końca mu o to chodziło. Było tak nawet w przypadku przepięknej piosenki Johna, 'Strawberry Fields Forever'...
Clipy z filmu Paula McCartney'a 'Give My Regards To Broad Street' z 1984 roku , Paul wykonuje 'Here There And Everywhere'. Za konsoletą na 1-szym planie George Martin oraz w utworze 'Wanderlust' dyrygujący.
Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz