Konferencja prasowa w Japonii, 30 czerwca 1966. Beatlesi zagrali w stolicy Kraju Kwitnącej Wiśni w legendarnym Nippon Budokan Hall, co oczywiście nie zachwyciło wielu Japończyków. Zespół otrzymywać zaczął pogróżki, co zaowocowało ochronnym kordonem wokół hotelu, gdzie zespół nocował (więcej o podróży do Japonii w HISTORII 1966). Poniżej przetłumaczyłem fragmenty konferencji zespołu w Tokyo Hilton.
PYTANIE: Z jaką wiedzą o Japonii przybyliście do tego kraju?
PAUL: Niewiele więcej prócz tego co przeczytaliśmy lub widzieliśmy w filmach.
JOHN: I nie wierzymy we wszystko z tego.
PAUL: Ale wydaje nam się, że to dobre miejsce.
P: Mówi się, że was fani są tacy dzicy i szaleni, że zamiast słuchanie waszej muzyki, wystarcza im same obserwowanie was na scenie, bez względu na to czy was słyszą czy nie. Jak na to reagujecie?
JOHN: Cóż, kupują nasz płyty, więc słuchają naszej muzyki. A kiedy przychodzą osobiście na koncerty, to jasne, że chcą nas zobaczyć.
RINGO: Nic więcej nie ma znaczenia.
JOHN: Wiecie, kupują przecież nasz płyty. Chcą także przyjść i zobaczyć nas.
PAUL: Bo rzecz w tym, że zapewnia nam się jak najlepszą ochronę no i oczywiście dla ludzi. Czasami idzie to za daleko, ale najlepszą sytuacją jest taka, gdy nikt nie cierpi.
P: Co jest powodem zmian w waszej muzyce, odchodzącej jakby od rytmicznej, w kierunku ballad. Mam na myśli zwłaszcza takie numery jak 'Yesterday' czy 'Michelle'.
GEORGE: Zawsze tworzyliśmy oba typy muzyki. I rytmiczną i balladową. Nic w naszej muzyce nie zmieniliśmy. Nagrywamy i to i to.P: Kto?
RINGO: Ja.
[ogólny śmiech]
RINGO: Mam teraz taką więc mogłem dołączyć do grupy. Wszyscy mieli takie przede mną.
P: Ciekawa inspiracja, oryginalna...
GEORGE: Pomysł był taki, że uhm... tak się wydarzyło. Nie mogliśmy w tym czasie pozwolić sobie na fryzjera, polubiliśmy je takie dłuższe i tak się stało.
P: Nie mogliście sobie pozwolić na fryzjera?
PAUL: Nie.
GEORGE: No, może niezupełnie. To było dawnymi czasy.
P: Czy wasze rodziny utrzymają prywatne kontakty towarzyskie?
JOHN: O tak. Nasze żony mieszkają razem. Nasi rodzice już nie (śmieje się). No cóż, nie, to znaczy, nie jest tak, że widują się codziennie.
P: Gdy macie jakie swoje prywatne lub publiczne problemy - rozmawiacie o tym ze sobą, kłócicie się, krzyczycie na siebie?
JOHN: Nie mamy zbyt wiele problemów ze sobą samymi. Robimy to co mówimy i odwrotnie.
P: Osiągnęliście wystarczające chyba zaszczyty i bogactwo. Jesteście szczęśliwi?
JOHN: Tak.
P: Czego więc będziecie teraz poszukiwać?
JOHN: Pokoju.
[śmiech]
PAUL i JOHN: Peace!
PAUL: Zlikwidowania bomb.
JOHN: Właśnie, stop bombom.
P: Są trzy pytania, przekazane nam z zagranicznego biura korespondentów w Japonii. Pan Ken Gary z Reutera zada je wam w ich imieniu.
KEN GARY: Jak sądzicie, jakie są różnice między waszymi japońskimi fanami a innymi fanami nacałym świecie?
PAUL: Myślę, że różnica jest tylko w językach, w których mówią. I to wszystko. To jedyna różnica. I tutaj jakby wszyscy są mniejsi"
KEN GARY: Niektórzy Japończycy twierdzą, że wasze występy zbrukają świętość Budokanu, miejsca poświęconego tradycyjnym japońskim sztukom walki, a wy sami dajecie zły przykład dla japońskiej młodzieży, odciągając ich od tradycyjnych wartości japońskich. Co myślicie o tym wszystkim?"
PAUL: Rzecz w tym, że jeśli ktoś z Japonii - gdy np. japońska taneczna grupa przybywa do Brytanii, to nikt nawet nie próbuje powiedzieć, że łamie ona tradycje, prawo, że próbują coś zepsuć. Przyjechaliśmy tutaj by zagrać koncert ponieważ zostaliśmy o to poproszeni.
JOHN: Lepiej oglądać śpiew niż walkę.
PAUL: Taaa, nie staramy się niczego popsuć. Ostatecznie sami jesteśmy tradycjonalistami.
KEN GARY: Dlaczego uważacie, że jesteście popularni nie tylko na zachodzie, ale w krajach Azji takich jak Japonia?
PAUL: Taaa, nie staramy się niczego popsuć. Ostatecznie sami jesteśmy tradycjonalistami.
KEN GARY: Dlaczego uważacie, że jesteście popularni nie tylko na zachodzie, ale w krajach Azji takich jak Japonia?
JOHN: Taka sama odpowiedź jak ta wcześniejsza o fanach. Jedyna różnica to język. Dlatego, wiecie, wszyscy różni ludzie tak nas lubią.
RINGO: To może być z powodu tego, że wschód bardzo przechodzi na modę z zachodu, w ubraniach, słuchaniu tej samej muzyki. To po prostu się dzieje., Niebawem wszyscy będziemy tacy sami.
RINGO: To może być z powodu tego, że wschód bardzo przechodzi na modę z zachodu, w ubraniach, słuchaniu tej samej muzyki. To po prostu się dzieje., Niebawem wszyscy będziemy tacy sami.
JOHN: Tak
P: Przy jakich okazjach nosicie te medale?
JOHN: Nie nosimy.
RINGO: Jeszcze nigdy ich nie nosiliśmy.
[śmiech]
P: Czy inni muzycy otrzymali taki medal?
JOHN: Tak
PAUL: Uhh, Peter Sellers."
GEORGE: Taaa, nie za wielu muzyków, ale różni ludzie z różnych dziedzin otrzymali go.
P: Ale czy znacie jakichś innych muzyków, którzy dostąpili tego zaszczytu?
JOHN: Nie
PAUL: Są tacy muzycy, ale oni są hm...muzykami muzyki klasycznej.
P: Gdy otrzymaliście takie odznaczenia, to ... jak to nazwiecie?
PAUL: To taka niewielka rzecz z zawieszką na guzik.
P: Jak go nazywacie?
PAUL: Nie wiem, dziurkacz!
[śmiech[]
JOHN: To w zasadzie wstążka.
GEORGE: Maleństwo.
PAUL: Tak, miniaturki, ale takich nie dostaliśmy.
JOHN: Nie, nie, tych nie.
GEORGE: Takie można tylko kupić
PAUL: Nie stać nas na nie.
P: Te, które pokazywaliście, były prawdziwe. Dlaczego ich nie nosicie?
PAUL: Ludzie, którzy noszą medale pokazują, że je otrzymali. Ale jeśli go już otrzymałeś to nie ma powodu by go wszystkim pokazywać.
P: Brian, teraz bezpośrednie pytane do ciebie. Pytający ma ogromny szacunek do ciebie, za doprowadzenie grupy to tego miejsca gdzie jest dzisiaj. Chłopcy mogą teraz na wiele sposobów przejmować sprawy w swoje ręce. Ale w dalszym ciągu to ty nimi tak wspaniale kierujesz. Czy ty nauczyłeś ich zasad, którymi posługują się na scenie i w muzyce?
BRIAN EPSTEIN: Oh, nie mogłem nauczyć ich być utalentowanymi, ponieważ oni tacy są. Wykonują swoją pracę jako artyści a ja, jak sądzę robię swoje jako ich menadżer. Jeśli ktoś tutaj kogoś uczy, to jest to dwustronny kierunek, w pewien sposób wpływam tak nich, jak i oni mają w pewnym stopniu duży wpływ na to co ja robię.
JOHN: Oddziałujemy na siebie, jest równowaga.
P: W Anchorage, gdzie byliście przed przylotem tutaj, był wielki tajfun, który spowodował opóźnienie waszego przylotu do Tokio o 12, 15 godzin. Mieliśmy w tym samym czasie ogromne opady deszczu. Niespotykane od lat. Wasze przybycie do Japonii prasa stąd określała jako przybycie Tajfuna The Beatles. Jak myślicie, ma to coś ze sobą wspólnego?JOHN: Prawdopodobnie więcej wiatru robi prasa niż my.
[śmiech]
P: Pan zadający to pytanie przeczytał o tym, że gdzieś pewien starszy angielski dżentelmen powiedział, że aktualnie dwie rzeczy nie są w angielskim stylu - jedna to fakt, że zmienia się Rolls Royce, druga to otrzymanie tych medali przez The Beatles. Jak to skomentujecie?
PAUL: No tak. No cóż, powiemy tylko to, że nie lubimy takich starych ludzi w Anglii.
[śmiech]
JOHN: Próbujemy właśnie zmienić taki obraz Anglii.
GEORGE: I także tolerujemy starych ludzi, którzy akurat nie tolerują nas.
[śmiech]
PAUL: Mówimy tylko tylko o takich ludziach, którzy nas nie lubią. Ich mamy na myśli.
P: Jak bardzo jesteście zainteresowani wojną, tym co się teraz dzieje w Wietnamie?
JOHN: Myślimy o tym codziennie , nie zgadzamy się z tym uważamy, że to jest złe. Ale tylko tyle, co możemy z tym zrobić. Interesujemy się tym, ale to wszystko co możemy zrobić ... mówić, że to nam się nie podoba.
P: W Japonii fani kupują ogromne ilości waszych zdjęć, plakatów, peruk, lalek, książek o was. Jest także tyle wszelakich praw autorskich chroniących waszą muzykę. Można powiedzieć, że Beatles to muzyka. Pytający ma dla was pytanie, związane z tym, że tkwicie w tym biznesie, w jego środku. Jak on wpływa na muzyczną stronę waszego życia?
PAUL: Rzecz polega na tym, o czym wcześniej wspomniał Brian. Naprawdę my nie robimy na tym biznesu. Jedyną rzeczą jest to, że idziemy do studia i nagrywamy płyty. Ale jeśli przy okazji ludzie chcą kupować lalki, komiksy i inne rzeczy związane z nami, to oczywiście nie powiemy tego, że 'Nie chcmey na tym zarabiać'. Jest tak, że Brian jest w tej jednej stronie biznesu, my jesteśmy w drugiej. Ale oczywiście bardziej interesuje nas ta, która jest związana z muzyką."
KEN GARY: Ponieważ w zasadzie cały czas siedzicie zamknięci jak w klatkach, w pokojach hotelowych, z wyjątkiem czasu kiedy występujecie na scenie, to mam pytanie dotyczące tego, czy są jakieś inne przyjemności, poza zarobionymi pieniędzmi, które sprawiają wam radość w czasie tras?
PAUL: Taaa.
JOHN: Cieszy nas wszystko. Czasami jest lepiej, czasami jest gorzej jak w każdej pracy.
GEORGE: Kiedy wyjeżdżamy, to głównym powodem tych wyjazdów jest to, że ludzie mogą zobaczyć nas w czasie koncertów. I wtedy to naprawdę nie ma znaczenia czy jest nam niedobrze, ponieważ robimy to dla innych ludzi.
JOHN: No tak, nie jesteśmy wtedy na wakacjach. Nie spodziewamy się wtedy zobaczyć zbyt wiele widoków czy mieć dużo zabawy. I jeśli koncerty w czasie trasy nam się udają to też mamy ubaw, i to wszystko, ale to jest po prostu nasza praca.
KEN GARY: Jak wysoko sami oceniacie swoją muzykę?
JOHN: Nie oceniamy jej. Nie robimy niczego w stylu porównywania czy klasyfikowania jej jak inni.
PAUL: Nie jesteśmy bardzo dobrymi muzykami. Nigdy tego nie twierdziliśmy. Jesteśmy wystarczająco dobrzy ale za bardzo.
KEN GARY: Więc jaki jest powód waszej ogromnej popularności? Ponieważ ludzie podziwiają wasz talent, czy...
PAUL: Nie wiemy tego. Może uważają, że nasza muzyka jest w sam raz dla nich.
[śmiech]
JOHN: Nie. Nie uważamy.
PAUL: Lubimy sami wiele różnych kolorowych amerykańskich grup. Są takie, które lubimy najbardziej. Słuchanie ich to dla nas najlepsza rozrywka.
KEN GARY: Zapłacilibyście dwa lub tryz funty za pójście i zobaczycie ludzi jak wy i grających taki rodzaj muzyki?
PAUL: Lubimy sami wiele różnych kolorowych amerykańskich grup. Są takie, które lubimy najbardziej. Słuchanie ich to dla nas najlepsza rozrywka.
KEN GARY: Zapłacilibyście dwa lub tryz funty za pójście i zobaczycie ludzi jak wy i grających taki rodzaj muzyki?
PAUL: Tak, gdybyśmy ich lubili. Tak. Sam zapłaciłem 17, 6 za możliwość zobaczenia Billa Haley'a. Miałem dwanaście lat. To mnie dobiło.
KEN
GARY: Ale jak myślicie, skąd taki fantastyczny odzew na waszą muzykę. Czy jest coś w niej, że ludzie chcą się przy niej odreagować (spuścić z pary)?
JOHN: Nie ma żadnego powodu czy wytłumaczenia dla tego, że ludzie chcą nas zobaczyć. Ludzie wciąż pytają, dlaczego inni przyszli nas zobaczyć. Po prostu ludzie przychodzą bo nas lubią. To wszystko. Nie ma w tym niczego innego. I wcale nie odreagowują akurat na naszych koncertach - to mogą zrobić wszędzie, gdziekolwiek.
KEN GARY: Czy uważacie jednak za dobre to, w jaki czasem histeryczny i brutalny sposób ludzie reagują na waszą muzykę. Zadowala was widok tak ekstrawagancko zachowujących się przy waszej muzyce młodych ludzi?
PAUL: Brutalności nie dostrzegamy, bardziej może histerię. Ale tak ludzie reagują w czasie meczy piłkarskich. Tam nie jest to bardziej histeryczne niż tutaj. Nikt nikomu nie próbuje zrobić krzywdy. Rzecz w tym, że taka obawa zawsze istnieje, gdy zgromadzi się tak duża ilość ludzi. Niezależnie od miejsca. Właśnie o tym zawsze mówimy, o bezpieczeństwie. Dzisiaj wcześniej także. Ale czasem to wymyka się z rąk. W zasadzie to więcej wypadków wydarza się w czasie meczów piłkarskich. Na naszych koncertach jest mniej histerii...
JOHN: I mniej przemocy także.
KEN GARY: Odnosicie ogromne sukcesy już od dłuższego czasu. Jak sądzicie, jak długo to będzie trwało?
KEN GARY: Odnosicie ogromne sukcesy już od dłuższego czasu. Jak sądzicie, jak długo to będzie trwało?
PAUL: A TY jak myślisz?
GEORGE: Niczego nie uważamy na ten temat. W zasadzie to prawie o tym nie myślimy. Wiesz...po prostu to robimy. I jeśli przyjdzie kiedyś taki czas, że nie będziemy już mieli publiczności, to wtedy zaczniemy o tym myśleć. Na razie się tym nie przejmujemy.
PAUL: (wesołym głosem) Żyj dniem dzisiejszym człowieku.
KEN GARY: Mamy jeszcze pytanie z tyłu. Uuuh, co będziecie robić gdy dorośniecie?
JOHN: Nie chcemy dorosnąć?
RINGO: Co będziesz robił????
JOHN: Jeśli on uważa, że nie jesteśmy dorośli, to jego sprawa. Ale jesteśmy już dojrzali, i jeśli to miał być zart to nie był wcale śmieszny. Jesteśmy dorośli tak samo jak on, może nawet bardziej.
PAUL: To był żart.
KEN GARY: (pauza) ...mniejszy lub większy...
PAUL: Hmm."
JOHN: Wyglądasz na wystarczająco dorosłego by nie zadawać nam takich pytań.
KEN GARY: Czy macie jakieś plany na spędzenia czasu w Tokio, prócz koncertu, poza hotelem?
PAUL: Niczego nie planujemy, ale chcielibyśmy zobaczyć Tokio. Jeśli tylko będziemy mieli szansę.
KEN GARY: Czy jest coś szczególnego tutaj w Japonii, o czym czytaliście, co byście chcieli zobaczyć lub tutaj coś zrobić?
JOHN: Tak.
PAUL: Hmm. Wiele rzeczy
JOHN: Nie wiem. Jesteśmy zwyczajnymi turystami, więc jeśli byłaby szansa to jesteśmy otwarci na wszystko.
P: Było takie pytanie od Pana Gary'ego o tym co będziecie robili, gdy dorośniecie. Nie usłyszałem zbyt dobrze odpowiedzi.
PAUL: Odpowiedzieliśmy, że naszym zdaniem już dorośliśmy.
GEORGE: To była tylko jego opinia a on cierpi na manię wyższości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz