A,B,C - BEACH BOYS




"Chłopcy z Plaży". Chyba najbardziej popularna i odnosząca całkiem spoore sukcesy kapela początku lat 60-tych, ze wschodniego wybrzeża Stanów, tj. Kalifornii. Dzisiaj często mylnie nazywana "amerykańską odpowiedzią na The Beatles" w latach ekspansji angielskiego zespołu na kontynencie amerykańskim. Zespół, zanim jeszcze Fab Four przybyli do Ameryki i ją podbili, był  już jednym z najpopularniejszych zespołów w Ameryce, gdy na początku lat  60-tych wykreował własny, charakterystyczny 'surf sound', brzmienie surferów, choć tak naprawdę nikt z muzyków nim nie był i był. Zespół nagrywał bliźniaczo do siebie podobne 'Surfin', 'Surfin' Safari', 'Surfin Girl' czy najlepszy 'Surfin' USA' (napisane przez Brian Wilsona na bazie przeboju Chucka Berry'ego, 'Sweet Little Sixteen'). Sumując, gdyby jednak rzeczywiście trzeba było wskazać najpoważniejszego rywala Beatlesów spośród wykonawców w Ameryce (takimi byli The Rolling Stones w Anglii czy nawet na całym świecie), trzeba było wymienić zespół braci Wilsonów. Elvis zajęty był w tym czasie nagrywaniem dziesiątków nieważnych płyt i kręceniem tak samo mało ważnych filmów.
 Mimo, że kolejne single zespołu były popularne w kraju, znaczący sukces grupa odniosła - na fali rosnącej popularności rock and rollem - dopiero w lutym 1964 roku (w miesiącu 'Brytyjskiej Inwazji'), kiedy to ich przebój 'Fun, Fun, Fun' dotarł do miejsca nr 5 na listach przebojów. Jeszcze tego samego roku mieli swój pierwszy numer 1, 'I Get Around'. Przy całej sympatii do tego zespołu, oglądając ich na clipach z pewnością nie będziecie zaskoczeni tym, że niezależnie od swojej genialnej i zaraźliwej muzyki, The Beatles zawładnęli sercami Amerykanów swoim niesamowitym, zniewalającym imagem czterech, przystojnych młodzieńców. Z całą pewnością z charyzmą widoczną już w ich pierwszym koncercie w 'Ed Sullivan Show'. Beach Boys na scenie, na zdjęciach prezentowali się nijak, sztucznie, najwyżej zabawnie. 

Zespół tworzyli bracia Wilsonowie: Brian, Carl i Denis oraz ich kuzyn Mike Love i przyjaciel Al Jardine. Za przystojniaka uważano tylko perkusistę, Denisa Wilsona, który gdy w 1983 roku utopił się był wrakiem człowieka. Bezdomnym, prowadzącym życie trampa, narkomana i pijaka. Z przewodnim mottem życiowym: żyj szybko, umrzyj młodo. To bardzo ciekawy temat ale już temat na inną historię. Może na mój drugi blog. Denis Wilson. Muszę zapamiętać i obiecuję wrócić do tego muzyka. W swojej solowej karierze Denis nagrywał jakże różne tematycznie (smutne, nostalgiczne, refleksyjne teksty) piosenki od tych z braćmi, choć wokalnie to wciąż echa Beach Boysów. Na dole jego 'Forever'.

PAUL McCARTNEY: Znałem ich wczesne płyty ale specjalnie się nimi nie interesowałem. Surferskie brzmienie, bardzo miłe dla ucha. Podziwialiśmy ich sposób śpiewania falsettem, kalifornijskie teksty. Potem przede wszystkim ujął mnie 'Pet Sounds', to dzieło Briana, kocham ten album. Kupiłem dla każdego z moich dzieci kopię tego albumu, jako muzyczną edukację w życiu. Bardzo wszedłem w ten album. Drugą rzeczą, która zwróciła większą uwagę na Beach Boys, były właśnie linie basu w nagraniach z 'Pet Sounds'... Zaznaczam, że nie jestem zbyt dobry technicznie w muzyce. Nie wiedziałem jak to było zrobione, ale to się działo. Brian używał kombinacji nut nieoczywistych po sobie. Zmieniał tonację, klucze muzyczne. Myślę, że to miało bardzo duży wpływ na mnie w czasie gdy nagrywaliśmy 'Peppera', gdy zacząłem pisać całkiem niezłe linie basu.
Inspiracją dla linii wokalnych w 'Here, There and Everywhere' był sposób śpiewania harmonii właśnie przez Beach Boys.

 Denis, Brian, Mike, Al, Carl



W Ameryce Beach Boys, podobnie jak sławni Anglicy, bardzo szybko ich idole i wzory do naśladownictwa, nagrywali dla tej samej wytwórni, The Capitol Records. Wytwórnia chętnie wykorzystywał w swoich spotach reklamowych w radiu zwrot 'Bea', od którego zaczynały się nazwy obu zespołów. 'A teraz piosenka Bea.....' itd. Beach Boys bardzo szybko zaczęli wzorować się na Fab 4 we wszystkim. Z tego powodu wystąpili w 1965 roku w filmie The Girls On The Beach, ale ambicje Briana Wilsona, mózgu i lidera zespołu były ogromne. Wilson chciał zwyczajnie konkurować ze słynną Czwórką poprzez własne pomysły czy innowacje muzyczne. Beach Boysi stali sie obok Beatlesów głównym zespołem w stajni Capitolu, których sprzedaż płyt była równie gigantyczna choć nie taka jak Anglików. Brian popadał w kompleksy, frustracje, obsesje na punkcie The Beatles. Brianowi dotychczasowe piosenki swego zespołu zaczęły wydawać się miałkie, płytkie. Praca nad kompozycjami, które miały dorównywać przebojom Beatlesów z albumów 'Rubber Soul', (potem 'Revolver') doprowadzała go do szaleństwa. Brian popadał w obłęd. Gdy kiedyś w czasie rozmowy z Brianem Epsteinem dowiedział się, że Beatlesi nie planują szybkiego powrotu do Ameryki, odczuwał ulgę. Miał czas pracować i dopieszczać swoje kompozycje. Polecam o nim świetny film, 'Love and Mercy', o którym pisałem tutaj.

Jak wspomniałem już Brian Wilson, skoncentrowany na tworzeniu nowego repertuaru, przestał jeździć z zespołem w trasy koncertowe. Zespół dokooptowywał wtedy do składu: piosenkarza country Glen Cambella, innym razem Bruce Johnsona. 'Rubber Soul' The Beatles powalił go do tego stopnia, że w swoich wspomnieniach chętnie o tym wspominał: Siedzieliśmy sobie przy stole, paliłem jointa i po raz pierwszy włączyliśmy "Rubber Soul". Paliłem i całkiem odleciałem, album wypełnił mnie całego, gdyż cały był doskonały.
 To wtedy miał stwierdzić, że wyprodukuje  największy album rock and rollowy i zaczął pracować na numerami do "Pet Sounds", uznawanym do dzisiaj za jeden z najlepszych album gatunku. Co ciekawe, album ten gdy został wydany, został lepiej odebrany w Wielkiej Brytanii niż w Ameryce. Capitol szybko wydał składankę 'The Best Of Beach Boys', która lepiej się sprzedawała, choć "Pet Sounds" zdobywał z czasem coraz większe uznanie. Rozczarowany porażką Brian zaangażował  do pracy nad nowym albumem tekściarza Van Dyke Parksa. Ale Beatlesi wydali 'Sgt.Peppera', która to płyta tak zdołowała lidera Beach Boys, że zupełnie zmienił zestaw nagrań na nowym albumie 'Smile'. Wiele wcześniejszych numerów wyrzucił, gdyż przy nowych piosenkach Beatlesów wydawały mu się gniotami. Gdy Beach Boysi zrezygnowali z występu na Monterey Rock Festival, Jan Wenner (ten sam, który później opublikuje swoje rozmowy z Johnem w "Lennon Remembering'), napisał w 'Rolling Stone', że "Beach Boys są najbardziej obrazowym przykładem zespołu, który wpadł we własne pułapki, próbując dogonić The Beatlesów".

BRIAN WILSON: Nie było żadnej rywalizacji między mną a Paulem McCartney'em. Nie spotkałem go do 1967 roku. 'Sgt. Pepper's' dosłownie zwalił mnie z nóg. Dosłownie. Płyta mnie rozwaliła. Czy The Beatles byli inspiracją do napisania 'Good Vibrations'? Nie wiem, nie pamiętam, to było tak dawno temu.

Czyżbyś naprawdę nie pamiętał, Brian? I jeszcze raz Brian na temat wpływu Beatlesów na muzykę Beach Boys. Już chyba więcej pamięta.
BRIAN WILSON: Pierwszy, który wzbudził moją uwagę był wydany pod koniec 1965 'Rubber Soul'. To prawdopodobnie najlepsza kiedykolwiek wydana płyta. Może świąteczny album Phila Spectora a może 'Tommy' The Who? Trudno powiedzieć. Ale to 'Rubber Soul' w grudniu 1965 odesłał mnie na krzesełko do fortepianu. To album Beatlesów, cały pełen piosenek folkowych, które wszystkie razem płyną, falują, wszystko pięknie ze sobą współdziała. Pamiętam jak odlatywałem przy  “You Won’t See Me”, “I’m Looking Through You” i “Girl.”  To nie były tylko słowa i melodie ale produkcja i ich harmonie. Mieli po prostu unikalne harmonie. W “You Won’t See Me", Paul śpiewa nisko, a George z Johnem wysoko. Są tam delikatne organy, pod koniec piosenki. Takie delikatne dotyki, to sztuka muzyczna. Wspaniałą rzeczą w The Beatles było to, że mogłeś usłyszeć ich pomysły muzyczne  tak czysto i klarownie. Nie pozerowali jak inne zespoły, nie starali się także zawrzeć zbyt wielu znaczeń w swoich piosenkach. Mogli śpiewać o gniewie, uczuciu, samotności. Byli wielki poetami piszącymi o prostych rzeczach, ale tak był łatwiej było wysłuchać piosenki. I nigdy nie nagrali czegoś nieudanego. Wszystko było doskonałe, takie jakie miało być.
Beach Boys live z Ringo Starrem na perkusji

Dalej jest jeszcze piękniej o Beatlesach i Paulu.
BRIAN WILSON: Spotkałem Paula później w latch 60-tych w studiu. Wtedy prawie zawsze byłem w studiu. Przyszedł kiedy nagrywaliśmy wokale w Columbia Square i trochę pogawędziliśmy o muzyce. Każdy wiedział, że “God Only Knows” była ulubioną piosenką Paula, nie jako ulubioną piosenką Beach Boys, ale jedną z jego ulubionych w ogóle, w tym okresie. To fakt, o którym ludzie piszą, rozmawiają w talks showach. Kiedy ludzie o tym czytają, przez chwilę pomyślą i idą dalej. Ale pomyślcie o tym ile to znaczyło dla mnie, kiedy usłyszałem o tym po raz pierwszy, na Sunset Boulevard.  Byłem człowiekiem, który napisał “God Only Knows,” a tutaj był ktoś, kto napisał “Yesterday” , “And I Love Her” i tyle innych piosenek, mówiąc, że moja piosenka jest jego ulubioną. Myślałem, że pęknie mi mózg. Paul nie był jedynym Beatlesem, który tak to odczuwał. John Lennon zadzwonił do mnie po ukazaniu się 'Pet Sounds'  by powiedzieć mi jak bardzo kocha tą płytę.
  Pozostaliśmy z Paule w kontakcie. Któregoś razu, nie tak długo potem, przyjechał do mojego domu i opowiadał o nowej muzyce, nad którą pracują. "Jest taka jedna piosenka, chciałbym byś jej wysłuchał", powiedział, a ja odparłem, że pewnością to fajna melodia. Wyjął taśmę, to było "She’s Leaving Home.” Była tam z nami moja żona, Marilyn, popłakała się. Słuchanie nowej piosenki Paula pozwoliło mi spojrzeć inaczej na moje własne utwory. Trudno mi było wyobrazić sobie jak oddziaływają na innych moje piosenki, ale łatwiejsze to było przy innym ich twórcy.
Kolejnym Beatlesem był George. Był taki uduchowiony. Potrafił pisać o tak prostych rzeczach: “Give me life / Give me love / Give me peace on earth. Pamiętam, że na początku, trudno było myśleć o nim jako o odzielnym kompozytorze w The Beatles. Ale po “Here Comes the Sun,”zaczałem baczniej przyglądać się jego kompozycjom. Może każdy zespół potrzebował kogoś takiego jak, osobowość o głębokiej duszy, nie stojącego akurat w centrum zespołu. My mieliśmy Carla. Nigdy nie spotkałem George'a, ale wiele lat później wystąpiłem  dla niego. W 2015 wdowa po nim, Olivia zadzwoniła do mnie i spytała czy nie zagrałbym na koncercie dla George'a w Hollywood. Zaśpiewałem tam “My Sweet Lord,”ale mógłbym zagrać każdą jego piosenkę. George pisał piękne piosenki.

Warto zaznaczyć, że Beatlesi przyjaźnili się z Beach Boysami. Promowali ich muzykę i dzięki temu Beach Boysi odnosili takie sukcesy także w Europie. W 1966 roku Paul po wysłuchaniu utworu 'God Only Knows', powiedział, że to jedno z najpiękniejszych nagrań jaka została napisana (w clipie na dole Paul i Brian we wspomnianej piosence). Ktoś je dzisiaj zna?  Sam Brian czuł się mile połechtany swoją zażyłością profesjonalistów  z Paulem McCartney'em, który często dzwonił do niego z Europy i dzielił się swoimi opiniami na temat światowej muzyki, jak i tym co robią w Fab Four. Gdy Beatlesi 22 sierpnia 1965 koncertują w Portland, za sceną odwiedzają ich Carl Wilson i Mike Love. Gdy Beach Boys koncertują w Anglii, Beatlesi odwiedzają ich w hotelach. 10 kwietnia 1967 Paul będzie obecny w czasie sesji nagraniowej BB. W 1968 roku Mike Love spędzi z Beatlesami kilkanaście tygodni w Indiach. 
Na dole chyba największy przebój zespołu, 'Good Vibrations' z 1966, do dzisiaj zaliczane do najmiększych klasyków gatunku. Moim zdaniem absolutnie słusznie. Jeśli kiedykolwiek Amerykanie zbliżyli się jakąś piosenką (jej przebojowością, aranżacją, tekstem) do przebojów Wielkiej Czwórki to tylko tym utworem. Ale cóż, Paul ma na ten temat inne zdanie.

PAUL  McCARTNEY: Uważam, że to wspaniała płyta. Nie miała jednak na mnie tak emocjonalnego wpływu jak 'Pet Sounds'. Tamten album grałem bardzo często, płakałem przy nim. Dla mnie 'Pet Sounds' to taki rodzaj albumu.



______________________________________
Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.

HISTORY THE BEATLES



1 komentarz:

  1. Paul McCartney i Brian Wilson, równolatkowie - Paul starszy o 2 dni :)
    Miło czyta się takie wypowiedzi jak Briana, ale co przeżył stresu chcąc dorównać Beatlesom, to jego...
    Muzyki Beatlesow nikt nie przebije, nie ma tych smaczków, które poruszają struny gdzieś wewnątrz nas, nawet po pół wieku :)

    Pozdrawiam autora bloga :)

    OdpowiedzUsuń