ŚMIERĆ JOHNA LENNONA (2)



Jonathanowi Cottowi John powiedział, że nie różni się znacząco od pełnego złości, na wygnaniu, deprecjonującego siebie Beatlesa, którego żółć  wylewała się z dwóch kolejnych numerów magazynu przed 10 laty.

- Dostaję prawdziwie osobiste listy z Brazylii, Polski, Austrii i innych miejsc, z których istnienia wciąż nie zdaję sobie sprawy. Dzięki temu wiem, że ktoś tam jest i mnie słucha... Oni nie potrzebują całej tej rock and rollowej historii. Odbierają mnie i Yoko, jako parę, parę przedstawicieli dwóch ras, która opowiada się za miłością, pokojem, feminizmem i wszystkimi pozytywami tego świata. 
No wiesz... daj szansę pokojowi, ale nie strzelaj do ludzi w jego imieniu. Wszystko czego nam potrzeba, to miłość. Ja w to wierzę. To cholerne trudne, ale ja bezdyskusyjnie w to wierzę. 
 Nie my pierwsi powiedzieliśmy: "Wyobraź sobie świat bez granic" czy "Daj szansę pokojowi", ale my niesiemy tą pochodnię i niczym olimpijski ogień podajemy ją sobie z ręki do ręki, przekazując ją innym ludziom, innym krajom, innym pokoleniom. Oto nasze zadanie... Nigdy nie zgłaszałem żadnych pretensji do boskości. Nigdy nie twierdziłem, że mam czystą duszę. Nigdy nie uważałem, że mam gotową odpowiedź na pytanie, jak żyć. Umiem jedynie układać piosenki i odpowiadać na pytanie na tyle uczciwie, na ile potrafię. Ani lepiej ani gorzej.

____________________________________________


Andy Peebles i Lennonowie, 6.12.1980

  6 grudnia John udzielił długiego wywiadu Andy'emu Peeblesowi z BBC Radio 1. Dziennikarz zapytał, czy żyjąc w mieście, które jest nieporównywalnie bardziej niebezpieczne niż Londyn, miał "poczucie bezpieczeństwa", John odpowiedział, że w Nowym Jorku wspaniałe jest to, że ludzie dają człowiekowi święty spokój. 
JOHN: Rozluźniłem się dopiero po dwóch latach. W tej chwili mogę już bez żadnych problemów pójść do restauracji. Chcesz się przekonać jakie to wspaniałe uczucie? Albo iść do kina. Oczywiście tutaj ludzie też podchodzą po autograf i mówią, 'Cześć', ale nie są natrętni, rozumiesz. To tylko: 'Cześć, jak leci?'
  Po wywiadzie Peebles powiedział, że na nadzieję na kolejny koncert Johna, ale już w rodzinnej Wielkiej Brytanii. John zapytał, czy naprawdę uważa, że ktoś chciałby go oglądać.
Gdy Lennon udzielał wywiadu BBC w sobotę 6 grudnia, dwudziestokilkuletni mężczyzna zaczął się kręcić w pobliżu apartamentowca Dakota Building przy Central parku. Rozmawiał z łowcami autografów i miał nadzieję, że dostrzeże gdzieś swego idola. Jego anonimowa sylwetka nie wyróżniała się na tle innych. Pozwolę sobie pominąć szczegóły dotyczące zabójcy. Szkoda miejsca na tym blogu dla – sorry – takiego śmiecia. Pisałem już o tym wcześniej. W książce, której fragmenty cytuję (Tim Riley: "Lennon, człowiek, mit, muzyka";  choć także innych, jak biografia Lennona pióra Normana -  autor opisuje Chapmana), ja ten fragment pomijam. W tekście wstawiam fragmenty z różnych wydawnictw, źródeł. No cóż, pewnie popełniłem błąd, że nie zacząłem tak robić od samego początku tworzenia bloga, ale trudno mi teraz to zmienić. 

Peebles i Lennonowie.
Podczas weekendu z 6 na 7 grudnia do Lennonów przebywających w studiu wpadł ich przyjaciel, Bob Gruen (fotograf, autor słynnych fotografii Johna Lennona, tzw. 'nowojorskich), i był bardzo zaskoczony tym, jak bardzo John wydawał się szczęśliwy.
GRUEN: Przez kilka godzin siedzieliśmy na podłodze i gadaliśmy o pierdołach... o tym, że zamierzał zebrać nowy zespół i wyruszyć w trasę... o tym, że chciał, abym pojechał z nim do Anglii, i o tym, kogo spotkamy w Londynie, o jego ulubionych restauracjach w Paryżu i sklepach w Tokio. Wydawał się mieć niezwykle pozytywne nastawienie i nadzieję na przyszłość. Miał przeżyć swój pierwszy wielki 'comeback' i zakończyć cały ten okres, kiedy krzyczał, szukał, włóczył się bez sensu i przechodził rozmaite terapie. Odkrył, że może żyć wraz z rodziną, być trzeźwy i jednocześnie głosić przesłanie, z którym ludzie mogliby się utożsamiać. Wyglądało, że w końcu zrozumiał, jak to jest żyć i jak to jest być liderem, w takim znaczeniu, że był w stanie myśleć i wyrażać  to, co czują wszyscy.




Poniedziałkowe popołudnie 8 grudnia było pogodne i napawało optymizmem. Singiel „(Just Like) Starting Over” wskoczył na pierwsze miejsce listy przebojów i powstał plan, aby po nim wypuścić techno-pop Ono „Walking On Thin Line” (błąd, chodzi oczywiście o „Walking On Thin Ice”). Ludzie polowali na numer Playboy’a z wywiadem zawierającym szczegółową dekonstrukcję współpracy kompozytorskiej Lennona i McCartney’a. Nawet jeśli podczas prac na „Double Fantasy” w Lennonie odżyły lęki, zniknęły po tym, jak słuchacze z otwartymi ramionami przyjęli jego muzykę. John i Yoko mieli sukces w kieszeni i mogli wedle własnego uznania dobierać media, w których wystąpią, a także w końcu umówić się z brytyjską prasą.
 Annie Leibovitz, autorka portretu Johna wykorzystanego na okładce "Rolling Stone" w 1970 roku, pojawiła się ponownie w ich apartamencie w Dakocie, aby dokończyć sesję fotograficzną rozpoczętą w poprzednim tygodniu. Mieszkała nad nimi. Ono wspominała później tamto zdarzenie w rozmowie z "Rolling Stone": "Czuliśmy się swobodnie przy Annie, którą szanowaliśmy i której ufaliśmy, dlatego John nie miał problemu ze zdejmowaniem ubrań. Przytulaliśmy się z Johnem, lekko rozchichotani i podekscytowani".
ANNIE LEIBOVITZ (foto):  Nigdy nie wstydzili się rozbierać, pomyślałam zatem, że mogłabym im zrobić portret, jak stoją nadzy i przytuleni. John natychmiast przystał na ten pomysł i zrzucił ubranie. Yoko miała opory. Zgodziła się zdjąć bluzkę, ale nie spodnie. Powiedziałam, żeby w takim razie nie zdejmowała niczego. Zrobiłam próbne zdjęcia polaroidem, a kiedy je obejrzeli, wszyscy wiedzieliśmy, że jesteśmy na właściwym tropie. Sam poza budziła poruszenie. 
Po latach Annie Leibovitz wspomina: Przy Johnie i Yoko miałam poczucie, jakbym przebywała w towarzystwie bogów. Trudno jest wracać myślami do tamtych chwil, ale pamiętam, że zrobił na mnie wrażenie prosty pocałunek z okładki albumu. Lata osiemdziesiąte nie należały do romantycznych, a ten pocałunek był piękny.

John, Yoko i fotki z ekipą z radia RKO.


     Lennon tamtego popołudnia udzielił wywiadu brytyjskiemu Radiu RKO, podczas którego gadał jak najęty. "Kiedy komponowałem [album] - mówił - wyobrażałem sobie wszystkich ludzi z mojej grupy wiekowej [...] którzy mają teraz trzydzieści kilka, czterdzieści kilka lat i, jak ja, mają żony, dzieci i razem przez wszystko przeszli. Śpiewam dla nich. Mówię: Jestem na tym etapie. A co u was? Jak wam się układa w związku? Przetrwaliście to wszystko? Lata siedemdziesiąte były prawdziwą udręką, prawda? [...] No cóż, postarajmy zrobić coś pożytecznego z lat 80-tych, ponieważ wciąż od nas zależy, żeby coś z nich wyszło". Kiedy wywiad dobiegł końca, a ekipa składała sprzęt, w głosach wszystkich obecnych słyszało się euforię. Zwłaszcza w głosie Johna.
  Tamtego wieczoru John i Yoko wyszli przed bramę budynku. Pojechali limuzyną do Hit Factory na Zachodniej 44-tej, aby poprawić "Walkin On Thin Ice", piosenkę Ono, która, oboje mieli pewność, wywinduje ją na szczyt list przebojów. Lennon zachwycał się tym, że w oczywisty sposób zainspirowała singiel 'Rock Lobster' zespołu B-52's. Był przekonany, że dzięki odpowiedniemu materiałowi Ono zajmie przysługującą jej pozycję inspiratorki przejmujących dźwięków punka i nowej fali. Zmierzając do samochodu, Lennon złożył kilka autografów na okładkach 'Double Fantasy'. Błysnęła lampa czyjegoś aparatu fotograficznego. Osoba trzymająca album miała rozczochrane włosy, okulary w drucianej oprawie oraz ciemny płaszcz i szalik.
John, Yoko i David Geffen
   David Geffen, teraz już zaangażowany emocjonalnie w projekt, serdecznie nastawiony dyrektor (właściciel) wytwórni płytowej, odwiedził tamtego wieczoru Lennonów w Record Plant, aby posłuchać ostatecznej wersji piosenki. Pamięta, że John był uśmiechnięty i podskakiwał, z niecierpliwością wyczekując losów singla Yoko. "Zaczekaj aż posłuchasz  singla Yoko. To przebój! Lepszy niż wszystko, co nagraliśmy na 'Double Fantasy'" mówił ex-Beatles. Yoko była nastawiona bardziej sceptycznie, choć cieszył ją entuzjazm męża. "Eh, John, piosenka nie jest aż tak wspaniała" - tonowała jego nastroje. "Właśnie, że jest - upierał się. - Jest lepsza od wszystkiego, co kiedykolwiek nagrali B-52's. Chcę, żebyś wprowadził ją na rynek przez Bożym Narodzeniem". Geffen odparł "Proponuję po Bożym Narodzeniu i tym razem zrobimy wszystko jak trzeba. Wykupimy reklamy". "Reklamy! - wykrzyknął Lennon. -  Słyszysz, Matko, będziemy mieli REKLAMĘ!". Potem Geffen przekazał parze radosne wieści: w następnym tygodniu "Double Fantasy" miało być numerem 1 na brytyjskich listach przebojów. "Yoko posłała mi jedno z tych dziwnych spojrzeń - wspomina Geffen - które mówiło: m i e j m y  n a d z i e j ę, że będzie numerem 1 w Anglii. Na tym jej zależało, nie dla siebie, ale dlatego, że John tak bardzo tego pragnął".
  John i Yoko spędzili wieczór w studiu, miksując piosenkę Ono, w końcu zrezygnowali z kolacji na mieście i postanowili wrócić do domu. Około 22.50 limuzyna zatrzymała się przed Dakotą, oboje wyskoczyli na chodnik. Kiedy ruszyli w stronę bramy, młody łowca autografów zawołał: "Panie Lennon!", wyciągnął rewolwer, przyjął pozycję strzelecką i pociągnął za spust pięć razy, celując w plecy piosenkarza, zanim ten zdążył się odwrócić. Cztery kule trafiły w Lennona - dwie w lewą część pleców, dwie w lewe ramię.


Zajście widziało dwóch świadków: stojący przy bramie windziarz Dakoty i kierowca taksówki, który przywiózł tam innego pasażera. Ktoś zadzwonił na policję. Funkcjonariusze Steve Spiro i Peter Cullen z patrolu znajdującego się w odległości około trzech przecznic, na 72-giej i Broadway'u usłyszeli komunikat o strzałach. Po przybyciu na miejsce zobaczyli zabójcę stojącego "bardzo spokojnie" i czytającego "Buszyjącego w zbożu" J.D. Sallingera.

Steve Spiro: Widywałem czasem Johna Lennona spacerującego 72-gą Zachodnią. Wtedy czasami tam pracowałem i widywałem Johna ze swoim synem na plecach, w takim małym plecaku. Wchodził do sklepów, nikt go nie niepokoił. Był bardzo grzeczny, witał mnie słowami: "Dzień dobry oficerze!" Dlatego właśnie kochał Nowy Jork, ponieważ ludzie szanowali jego prywatność... Bardzo przeżyłem tamten wieczór, gdy zginął. Nigdy nie zapomnę tego, nigdy...
 
Policja prowadzi mordercę (zakapturzony).



   Ciężko ranny John dokuśtykał do holu Dakoty, gdzie leżał, krwawiąc, przed portierem Jayme Hastingsem. Na miejsce dotarł drugi patrol z funkcjonariuszem Billem Gamblem i Jamesem Moranem, którzy postanowili nie czekać na karetkę i przenieśli Lennona do radiowozu. Moran napisał w raporcie, że Lennon jęczał na tylnym siedzeniu. Policjant Moran zapytał: "Jesteś Johnem Lennonem?", na co Lennon odpowiedział: "Tak".
   Kiedy przybyli do Roosevelt Hospital, doktorowi Stephenowi Lynnowi wystarczył rzut oka, by stwierdzić, że nie ma szans na uratowanie pacjenta. Mimo to zespół przystąpił do reanimacji. Lennon stracił zbyt wiele krwi i wszelkie próby wznowienia pracy serca nie przyniosły rezultatu. Doktor Lynn stwierdził zgon o 23.15. Autopsja przeprowadzona przez doktora Elliota M. Grossa, głównego lekarza sądowego, wykazała, że Lennon zmarł na skutek "zzoku i utraty krwi" i że  "z tego rodzaju obrażeniami nikt nie byłby w stanie przeżyć niż kilka minut". Brak śladów prochu na skórze wskazywał, strzały oddano z odległości większej niż czterdzieści pięć centymetrów.

 Dr. Stephen Lynn: Wiedziałem, że John Lennon, Yoko Ono i ich synek Sean byli moimi sąsiadami. Mieszkali kilka przecznic ode mnie. Restauracja japońska, ta na rogu  69-tej oraz Columbus, była ich ulubioną restauracją, ale także moją. Moje córki  dorastały na sushi. Często więc widziałem Johna i Yoko siedzących przy sąsiednim stoliku. Tamtymi czasy, nie tak jak teraz, nie zatrzymywaliśmy się i nie zaczepialiśmy go słowami,  "Cześć, ty jesteś Johnem Lennonem?!" Pozwalaliśmy im spokojnie jeść własne posiłki. Sean Lennon chodził do tej samej szkoły co moja córki. Każdy o tym wiedział i nikt inaczej o tym nie myślał, jak to, że byliśmy wszyscy członkami tej samej naszej społeczności. Oni bardzo wspierali Obiady z okazji Święta Dziękczynienia, organizowanego  w Project Find rogu 71-tej i Columbus. Tak więc byłem przyzwyczajony, że w naszej społeczności widywało się Johna Lennona... Bardzo przeżyłem jego śmierć. Wtedy wszystko się w naszej dzielnicy pozmieniało... Duch Johna został z nami jednak na zawsze... Tamtej nocy gdy go przywieziono był już martwy, nie miał pulsu, ciśnienia krwi, nie reagował. Otworzyłem klatkę piersiową Johna, trzymałem w ręku jego serce, próbowałem pobudzić je do życia. Tak szybko jak krew w niego pompowano, tak samo wylewała się z niego. Po około dziesięciu, piętnastu, dwudziestu minutach stało się jasne, że nic nie można zrobić, a John Lennon został uznany za zmarłego. Poszedłem powiadomić Yoko. Pewnie powiedziałem coś w stylu:" Mam bardzo złe wieści, pomimo wszystkich naszych wysiłków, by uratować twojego męża, nie byliśmy w stanie nic zrobić i on umarł. Dosłownie leżała na betonowej podłodze naszego oddziału ratunkowego, uderzając głową o ścianę. Położyłem ręce za jej głową, obawiając się, że sama zrobi sobie krzywdę.
John Lennon i jego zabójca. Wciąż odsiaduje karę a sądy odrzucają jego prośby przedwczesne zwolnienie.


 David Geffen zjawił się w szpitalu gdy tylko otrzymał informację o zabójstwie, choć początkowe dwa telefony uznał za żart, a Jack Douglas w studiu powiedział, że to raczej niemożliwe, bo Lennonowie wyszli dopiero niedawno ze studia. W szpitalu szukał Yoko.  Wyprowadzono ją ze szpitala jak tylko lekarze poinformowali ją o śmierci męża. Miała zawołać przez łzy, "Powiedźcie , że to nieprawda". Później Geffen wydał w jej imieniu oświadczenie: "JOHN KOCHAŁ LUDZKOŚĆ I MODLIŁ SIĘ ZA NIĄ. PROSZĘ, ZRÓBCIE TO SAMO DLA NIEGO".


Upper West Side ogarnął chaos. Ludzie przeważnie nie mogli uwierzyć w informację o śmierci Lennona, a spokój grudniowego wieczoru, w jednej chwili się rozsypał, zupełnie jakby nastąpił wreszcie nieodwołalny, spóźniony o dekadę, koniec lat 60-tych. Niezależnie od uświadamiania sobie o ogromie tragedii, przez myśl wszystkim przelatywało jedno hasło: The Beatles już nigdy nie zagrają razem.
_________________

Wielką zagadką - przynajmniej dla tych, którzy wierzą w takie rzeczy - pozostaje to, dlaczego stale wypatrujący wszelkich zagrożeń numerolodzy, z którym mieli kontakty Lennonowie (za namową Yoko), nie wysłali Johna na drugi koniec świata, oraz to, dlaczego żaden z parapsychologów Yoko nie przewidział tego, co się miało stać. Później Yoko uświadomiła sobie, że na kilka tygodni przed tragicznym wydarzeniem otrzymała dwa ostrzeżenia. Oba były niewyraźne i wieloznaczne.
YOKO: Jedna z moich parapsycholożek powiedziała mi: "Pojawi się kobieta i widzę, że zanosi się płaczem. Myślę, że to twoja siostra, bo jest do ciebie bardzo podobna, ma bardzo długie włosy i będzie musiała sobie radzić ze straszną tragedią, bo ma małego synka, trzyma go, ale wkrótce przeżyje całkowite załamanie z jakiegoś powodu. To pewnie twoja siostra, więc bądź dla niej bardzo miła i pocieszaj ją". Odpowiedziałam, że mam siostrę, ale ona nie ma długich włosów, ani nie ma małego dziecka. Ale dopiero poniewczasie zrozumiałam, że to byłam ja, że mówiła o mnie.
Kolejny parapsycholog, tym razem mężczyzna, poruszył zaskakujący temat, kiedy omawiała z nim rutynowe problemy z personelem. John chciał zwolnić Freda Seamana, ale Yoko miała nadzieję, że znajdzie wymówkę, żeby tego nie robił. 

YOKO: A ten facet powiedział: "Zdarzy się coś niezwykłego i zmieni się całe twoje życie, więc teraz nic nie rób, zostaw to tak, jak jest, i czekaj". To wystarczyło, żeby przekonać Johna, aby nie zwalniać Freda, a ja wysłałam go do domu na Bermudach, żeby odpoczął.


Jeszcze tej samej nocy, jak i w cały następny dzień  -również w następne dni - pod budynek Dakoty ruszały pielgrzymki mieszkańców Nowego Jorku. Ludzie nieśli zdjęcia Johna, naprędce namalowane plakaty, z mieszkań dochodziła muzyka Johna... W tym samy czasie cały świat się dowiadywał o tragedii, w tym również Autor tego blogu... 











Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki
HISTORY of THE BEATLES



1 komentarz: