Kompozycja: Lennon (50%) % McCartney (50%)
Wydany: 23 sierpnia 1963 (UK), 16 września 1963 (USA)
Indeks: (UK: Parlophone R5015), (US: Vee-Jay VJ 584)
Nagranie: 1 lipca 1963
Producent: George Martin
Inżynier nagrania: Norman Smith
Asystent inżyniera: Geoff Emerick
Miks: 4 lipca 1963, 8 listopada 1966 (wersja stereo)
Podejścia: nieznane
Indeks: (UK: Parlophone R5015), (US: Vee-Jay VJ 584)
Nagranie: 1 lipca 1963
Producent: George Martin
Inżynier nagrania: Norman Smith
Asystent inżyniera: Geoff Emerick
Miks: 4 lipca 1963, 8 listopada 1966 (wersja stereo)
Podejścia: nieznane
Gdyby zadać sobie pytanie, jakim utworem, dzięki któremu i tak dalej w tym stylu, zaczęła się Beatlemania, to, choć nie jest to oczywiście jednoznaczne, większość fanów oraz "beatlesologów" odpowiedziałaby bez zastanowienia: "She Loves You". Czwarty singiel zespołu. Ja także przychylam się do tej opinii. Piosenka stała się bezdyskusyjnie hymnem młodzieży w całej Wielkiej Brytanii, wchodząc, spadając, ponownie wchodząc na listy przebojów w ciągu całego roku. Także hymnem piłkarskiego klubu FC Liverpool, który zaczął umieszczać w swoich materiałach reklamowych oraz na wejściu na stadion napis: "Dorównać The Beatles". Przez pół wieku nieznający twórczości zespołu fani muzyki kojarzyli The Beatles ze słynnym "yeah, yeah, yeah". Mam wciąż takich znajomych, choć oczywiście znają także i inne wielkie przeboje zespołu. Nieprzypadkowo w swoim słynnym, kolejnym hymnie, "All You Need Is Love" w 1967 roku, w zamykającym utwór fragmencie słyszymy słynną frazę, "she loves you, yeah, yeah, yeah". Więcej o piosence oraz drugiej, wydanej z nią na tym samym singlu w "zremasterowanym" tekście poniżej. Dodam jeszcze na koniec jedno zdanie - i wiem, że wielu czytających je będzie zbulwersowanych. Z dwóch piosenke na tym singlu wolę "I'll Get You". "She Loves You" to oczywiście klasyk i kamień milowy w karierze zespołu, ale uwielbiam piosenkę ze strony B. Nic na to nie poradzę.
JOHN: wokal gitara rytmiczna (1962 Gibson J160E)
PAUL: wokal, gitara basowa (1961 Hofner 500/1)
GEORGE: chórki, rytmiczna gitara (Gretsch Duo Jet)
RINGO: perkusja (1963 Ludwig Downbeat Oyster Black Pearl)
Dostępne na (albumy):
Past Masters Volume 1,
Anthology 1
Live At The BBC - Volume 2
The Beatles 1962-1966
The Beatles 1
PAUL: Znowu było nasze: she, you, I – takie osobiste, wprost adresowane. Najciekawsze w tej piosence – jak sądzę, było to, że piosenka była przekazem wiadomości, wiadomości od kogoś. Wyjściem poza :'I Love You Girl' , była trzecia osoba i wszystko się zmieniało. 'Ona Cie kocha' to taki już trochę inny dystans , inne spojrzenie na sprawy i nam się to wydało bardzo interesujące.
"She Loves You" wydane na singlu jest pierwszą piosenką zespołu podpisaną na okładce winylu nazwą "Lennon - McCartney". Na całym świecie, w 1963 roku, tylko we Francji na singlu wciąż zawarta była "poprzednia" kolejność nazwisk: McCartney-Lennon.
Piosenka weszła na listy przebojów w swojej ojczyźnie 29 sierpnia 1963 roku osiągając 12 września pozycję numer 1, na której pozostała przez 4 tygodnie, by znwou na nią wrócić na dwa tygodnie na przełomie listopada i grudnia tego samego roku. Ogólnie spędziła na tej liście: w 1963 roku 31 tygodni, oraz 2 w 1964. Wróciła po latach we wrześniu 1983 roku docierając jednak tylko do miejsca nr 45. Ostatecznie wg. oficjalnych danych EMI łączny czas przebywania piosenki na listach przebojów: 36 tygodni. Do 3 września 1963 roku sprzedano 500 000 sztuk kopii singla. 27 listopada 1963 "She Loves You" stała się pierwszą piosenką (singlem) The Beatles, którego sprzedaż przekroczyła 1 000 000 kopii. W samej tylko Wielkiej Brytanii.
29 stycznia 1964 roku, tuż, tuż przed Brytyjską Inwazją na Amerykę, The Beatles podczas swego pobytu w Paryżu nagrywają niemieckie wersje swoich dwóch wielkich przebojów. "I Want To Hold Your Hand" jako "Komm, Gib Mir Deine Hand" oraz "She Loves You" pod niemieckim tytułem "She Liebt Dich". Nagranie ma miejsce w parsykiejej filii EMI, Pathé Marconi Studios. "She Liebt Dich" potrzebuje aż 14 podejść (ah, ten niemiecki!). Utwór zostaje zmiksowany 1o i 12 marca przez Georoge'a Martina (produkującego także paryską sesję) już w londyńskich studiach Abbey Road. Jak przy oryginale także i nad tą wersją piosenki pracowali ci sami: Norman Smith i Geoff Emerick oraz ze strony paryskiego EMI Jacques Esmenjaud. Na rynku niemieckim płytka ukazała się 5 marca 1964 roku.
Gwiazda heavy metalu Ozzy Osbourne, wokalista Black Sabbath, wielki fan The Beatles, przyznał się, że to jego pierwsza płyta jaką kiedykolwiek kupił.
The Beatles 1
PAUL: Znowu było nasze: she, you, I – takie osobiste, wprost adresowane. Najciekawsze w tej piosence – jak sądzę, było to, że piosenka była przekazem wiadomości, wiadomości od kogoś. Wyjściem poza :'I Love You Girl' , była trzecia osoba i wszystko się zmieniało. 'Ona Cie kocha' to taki już trochę inny dystans , inne spojrzenie na sprawy i nam się to wydało bardzo interesujące.
"She Loves You" wydane na singlu jest pierwszą piosenką zespołu podpisaną na okładce winylu nazwą "Lennon - McCartney". Na całym świecie, w 1963 roku, tylko we Francji na singlu wciąż zawarta była "poprzednia" kolejność nazwisk: McCartney-Lennon.
Piosenka weszła na listy przebojów w swojej ojczyźnie 29 sierpnia 1963 roku osiągając 12 września pozycję numer 1, na której pozostała przez 4 tygodnie, by znwou na nią wrócić na dwa tygodnie na przełomie listopada i grudnia tego samego roku. Ogólnie spędziła na tej liście: w 1963 roku 31 tygodni, oraz 2 w 1964. Wróciła po latach we wrześniu 1983 roku docierając jednak tylko do miejsca nr 45. Ostatecznie wg. oficjalnych danych EMI łączny czas przebywania piosenki na listach przebojów: 36 tygodni. Do 3 września 1963 roku sprzedano 500 000 sztuk kopii singla. 27 listopada 1963 "She Loves You" stała się pierwszą piosenką (singlem) The Beatles, którego sprzedaż przekroczyła 1 000 000 kopii. W samej tylko Wielkiej Brytanii.
29 stycznia 1964 roku, tuż, tuż przed Brytyjską Inwazją na Amerykę, The Beatles podczas swego pobytu w Paryżu nagrywają niemieckie wersje swoich dwóch wielkich przebojów. "I Want To Hold Your Hand" jako "Komm, Gib Mir Deine Hand" oraz "She Loves You" pod niemieckim tytułem "She Liebt Dich". Nagranie ma miejsce w parsykiejej filii EMI, Pathé Marconi Studios. "She Liebt Dich" potrzebuje aż 14 podejść (ah, ten niemiecki!). Utwór zostaje zmiksowany 1o i 12 marca przez Georoge'a Martina (produkującego także paryską sesję) już w londyńskich studiach Abbey Road. Jak przy oryginale także i nad tą wersją piosenki pracowali ci sami: Norman Smith i Geoff Emerick oraz ze strony paryskiego EMI Jacques Esmenjaud. Na rynku niemieckim płytka ukazała się 5 marca 1964 roku.
Gwiazda heavy metalu Ozzy Osbourne, wokalista Black Sabbath, wielki fan The Beatles, przyznał się, że to jego pierwsza płyta jaką kiedykolwiek kupił.
G.Martin i N.Smith |
Piosenka napisana (główna jej część) 26 czerwca w hotelowym pokoju w Newcastle (Turk's Hotel). Skończona następnego dnia w rodzinnym domu McCartney'ów przy Forthlin Road (oczywiście w Liverpoolu). Efekt wspaniałej współpracy obydwu muzyków.
PAUL:
Napisaliśmy ją z Johnem razem. Była wtedy taka piosenka Bobby'ego
Rydella [Zapomnij o nim] i, jak to często bywa, myślisz o jednej
piosence, pisząc inną... Byliśmy w furgonetce w Newcastle. Zaplanowałem
„piosenkę z odpowiedzią”, w której nas dwóch śpiewałoby „Ona cię
kocha…”, odpowiadając sobie „Tak, tak.” Zdecydowaliśmy, że to był
kiepski pomysł, ale ostatecznie zdecydowaliśmy, że to może być pomysł na piosenkę zatytułowaną "She Loves You" . Siedzieliśmy więc w hotelowej sypialni przez kilka godzin i napisaliśmy to.
JOHN: Pamiętam, że to był pomysł Paula, zamiast znowu śpiewać „kocham Ciebie”, wybraliśmy trzecią stronę.
PAUL: Napisaliśmy
'She Loves You” wspólnie. Była taka piosenka Bobby Rydella (Forget
Him), tak to bywa, myślisz o jakiejś piosence, gdy piszesz inną.
Jechaliśmy furgonetką do Newcastle...dokończyliśmy piosenkę w hotelu,
Odpowiedź „yeah, yeah, yeah” drugiej osoby najpierw uznaliśmy za
głupiutki pomysł, machnęliśmy na to ręką. Któregoś wieczora u mnie
paliliśmy cygara, coś tam oglądaliśmy w TV i dokończyliśmy piosenkę.
Zagraliśmy ją memu ojcu. On po wysłuchaniu jej powiedział: o miła
piosenka synu ale brak tam tego amerykańskiego slangu, nie możecie
zaśpiewać : she loves you, yeah, yeah, yeah ? Taki był mój tata... On
nas przekonał do wstawienia do tekstu „3 razy yeah...”
I jeszcze jedno wspomnienie PAULA: Siedzieliśmy sobie wieczorem, podczas gdy mój ojciec palił papierosa i oglądał telewizję, i napisaliśmy "She Loves You". W zasadzioe to skończyliśmy ją, ponieważ zaczęliśmy ją pisać w pokoju hotelowym. Poszliśmy do salonu i powiedziałem: 'Tato, posłuchaj tego. Co o tym myślisz?' I zagraliśmy ją memu ojcu a on powiedział, "To bardzo miła piosenka, ale wszędzie jest pełno takich 'amerykanizmów''. Nie możecie śpiewać; she loves you, yes, yes, yes". Oklapliśmy i powiedzieliśmy mu, że on tego po prostu nie łapie. To moja klasyczna opowiastka o moim ojcu. Dla faceta z klasy średniej to była taka średniej klasy rzecz. Taki po prostu był.
W swojej książce "John" z 2005 roku Cynthia Lennon pisze: Był bardzo romantyczny i widziałam to wyrażniej im bardziej pogłębiał się nasz związek. W szkole pisał liściki miłosne i przekazywał mi je na skrawkach papieru. Na pierwsze Boże Narodzenie narysował kartkę ze mną, w moim nowym kudłatym płaszczu, stojącą naprzeciwko niego, nasze głowy razem, jego ręka na moim ramieniu, była pokryta pocałunkami i sercami, a on napisał: „Nasze pierwsze Boże Narodzenie, kocham cię, tak, tak, tak”. Kilka lat później wykorzystał ten sam pomysł w jednym z pierwszych przebojów Beatlesów: „Ona cię kocha, tak, tak, tak”.
Piosenka została nagrana bardzo szybko po już pięć dni po jej powstaniu. Sesja nagraniowa na Abbey Road trwała pięć ponad pięć godzin i w tym samym dniu została zgrana na taśmę, razem zresztą z "I'll Get You", numerem przeznaczonym na stronę B singla. Oryginalna taśma w wersji stereo zaginęła i tak jest to jedna z czterech piosenek zespołu, których oryginalne wersje zachowały się tylko w wersji mono (razem z „Love Me Do”, „I'll Get You” i „P.S. I Love You”).
Ostatni akord piosenki nie podobał się Martinowi ale zespół uparł się przy nim i piosenka kończy się w innej tonacji, innym akordem niż wszystkie w owym czasie piosenki.
I jeszcze jedno wspomnienie PAULA: Siedzieliśmy sobie wieczorem, podczas gdy mój ojciec palił papierosa i oglądał telewizję, i napisaliśmy "She Loves You". W zasadzioe to skończyliśmy ją, ponieważ zaczęliśmy ją pisać w pokoju hotelowym. Poszliśmy do salonu i powiedziałem: 'Tato, posłuchaj tego. Co o tym myślisz?' I zagraliśmy ją memu ojcu a on powiedział, "To bardzo miła piosenka, ale wszędzie jest pełno takich 'amerykanizmów''. Nie możecie śpiewać; she loves you, yes, yes, yes". Oklapliśmy i powiedzieliśmy mu, że on tego po prostu nie łapie. To moja klasyczna opowiastka o moim ojcu. Dla faceta z klasy średniej to była taka średniej klasy rzecz. Taki po prostu był.
W swojej książce "John" z 2005 roku Cynthia Lennon pisze: Był bardzo romantyczny i widziałam to wyrażniej im bardziej pogłębiał się nasz związek. W szkole pisał liściki miłosne i przekazywał mi je na skrawkach papieru. Na pierwsze Boże Narodzenie narysował kartkę ze mną, w moim nowym kudłatym płaszczu, stojącą naprzeciwko niego, nasze głowy razem, jego ręka na moim ramieniu, była pokryta pocałunkami i sercami, a on napisał: „Nasze pierwsze Boże Narodzenie, kocham cię, tak, tak, tak”. Kilka lat później wykorzystał ten sam pomysł w jednym z pierwszych przebojów Beatlesów: „Ona cię kocha, tak, tak, tak”.
Piosenka została nagrana bardzo szybko po już pięć dni po jej powstaniu. Sesja nagraniowa na Abbey Road trwała pięć ponad pięć godzin i w tym samym dniu została zgrana na taśmę, razem zresztą z "I'll Get You", numerem przeznaczonym na stronę B singla. Oryginalna taśma w wersji stereo zaginęła i tak jest to jedna z czterech piosenek zespołu, których oryginalne wersje zachowały się tylko w wersji mono (razem z „Love Me Do”, „I'll Get You” i „P.S. I Love You”).
Ostatni akord piosenki nie podobał się Martinowi ale zespół uparł się przy nim i piosenka kończy się w innej tonacji, innym akordem niż wszystkie w owym czasie piosenki.
MARTIN: Uważałem, że to świetny numer, ale zaintrygował mnie statni akord, szótska w tonacji dur, bo zagrali go jakby zaaranżował to Glenn Miller, że to trochę brzmi staromodnie, choć uważali, że nikt go wcześniej nie słyszał, co nie było do końca prawdą. Powiedziałem, że Glen Miller robił to 20 lat temu. Uparli się i odparli, że co z tego. Bo to było to, czego chcieli.
I innym razem PAUL: Ćwiczyliśmy ostatnią część "She Loves You" i udaliśmy się z nią do George'a Martina. A on zaśmiał się i powiedział: "No cóż, raczej nie możecie mieć takiego zakończenia, ta szóstka....to jak The Andrew Sisters". Nasza odpowiedź: 'W porządku, spróbujemy bez tego'. Próbowaliśmy i nie było tak dobrze bez tego. W końcu on przyznał: 'Macie rację, jak sądzę'. Uwielbialiśmy ten bit, dużo go ćwiczyliśmy.
Jak napisałem wyżej piosenka stała się Pozycja na listach: nr 1 – hymn „beatlemanii”. Można śmiało powiedzieć, że przez tą piosenkę całą Wielką Brytanię opanowało szaleństwo na punkcie czterech chłopców z Liverpoolu. Brian Matthew, radiowy prezenter na łamach „Melody Maker” nazwał ja banalną (chłopcy w owym czasie nie rozumieli znaczenia słowa 'banal' i nie wiedzieli jak reagować).
PAUL: Brian Matthew, prezenter radiowy, zrecenzował "She Loves You" dla Melody Maker i nazwał to "banalnym śmieciem". Nikt z nas nie słyszał wcześniej słowa „banalny”. Myśleliśmy "banalny"? Co to znaczy? Podmokły? Zbyt zbuntowany? Co naprawdę znaczy określenie "banalny"? Ale kiedy w następnym tygodniu płyta zbliżył się do pozycji numer jeden, był już na pierwszej stronach Melody Maker i tłumaczył, "Nie, nie - na początku myślałem, że może to trochę banalne … Ale ten numer w tobie rośnie.
No tak, jak można było nie zachwycić się melodyjnym numerem? Z czasem urokowi piosenki poddali się wszyscy (w tym oczywiście cały Liverpool - clip niżej), w tym nawet najwięksi do tej pory przeciwnicy zespołu. Piosenka zdobywała szczyty list przebojów (wg. sprzedaży, w radiu przez głosowanie słuchanczy itd), spadała, wracała, przez wiele lat słynne „yeah, yeah, yeah” oznaczało tylko jedno – FAB 4.
W owym czasie była najlepiej sprzedającym się singlem w kraju, dotychczasowym największym też przebojem grupy. Podam tutaj informację sprzed kilku lat, nie wiem czy jest ona nadal aktualna ale „She Loves You” w 1963 roku było najlepiej się sprzedającym singlem w UK, pozostaje najlepiej sprzedającym się przebojem Beatlesów w rodzimym kraju (pobił ten rekord sam Paul ze swoim singlowym przebojem „Mull Of Kintyre” pod szyldem The Wings (1977).
Co ciekawe, Ameryka dłużej opierała się piosence, która nie była tam ich pierwszym hitem. Gigant tamtejszego rynku, Capitol odmówił jej wypuszczenia na swoim rynku. Nie zrobiła tego niewielka wytwórnia Vee Jay, która wcześniej wydała single "Please Please Me" oraz "From Me To You", z niewielkim jednak efektem.
PAUL: From me To You wydano w USA i padło. She Loves You - wielki przebój w Anglii, numer 1 tak samo. Nic dopóki I Want To Hold Your Hand.
A o samej, szalonej jak się zorientujecie, sesji nagraniowej "She Loves You" i rodzącej się Beatlemanii pięknie opisuje Geoff Emerick w często cytowanej przeze mnie na łamach blogu swojej książce, "Here, There And Everywhere. My Life Recording The Music Of The Beatles".
PAUL: Brian Matthew, prezenter radiowy, zrecenzował "She Loves You" dla Melody Maker i nazwał to "banalnym śmieciem". Nikt z nas nie słyszał wcześniej słowa „banalny”. Myśleliśmy "banalny"? Co to znaczy? Podmokły? Zbyt zbuntowany? Co naprawdę znaczy określenie "banalny"? Ale kiedy w następnym tygodniu płyta zbliżył się do pozycji numer jeden, był już na pierwszej stronach Melody Maker i tłumaczył, "Nie, nie - na początku myślałem, że może to trochę banalne … Ale ten numer w tobie rośnie.
No tak, jak można było nie zachwycić się melodyjnym numerem? Z czasem urokowi piosenki poddali się wszyscy (w tym oczywiście cały Liverpool - clip niżej), w tym nawet najwięksi do tej pory przeciwnicy zespołu. Piosenka zdobywała szczyty list przebojów (wg. sprzedaży, w radiu przez głosowanie słuchanczy itd), spadała, wracała, przez wiele lat słynne „yeah, yeah, yeah” oznaczało tylko jedno – FAB 4.
W owym czasie była najlepiej sprzedającym się singlem w kraju, dotychczasowym największym też przebojem grupy. Podam tutaj informację sprzed kilku lat, nie wiem czy jest ona nadal aktualna ale „She Loves You” w 1963 roku było najlepiej się sprzedającym singlem w UK, pozostaje najlepiej sprzedającym się przebojem Beatlesów w rodzimym kraju (pobił ten rekord sam Paul ze swoim singlowym przebojem „Mull Of Kintyre” pod szyldem The Wings (1977).
Co ciekawe, Ameryka dłużej opierała się piosence, która nie była tam ich pierwszym hitem. Gigant tamtejszego rynku, Capitol odmówił jej wypuszczenia na swoim rynku. Nie zrobiła tego niewielka wytwórnia Vee Jay, która wcześniej wydała single "Please Please Me" oraz "From Me To You", z niewielkim jednak efektem.
PAUL: From me To You wydano w USA i padło. She Loves You - wielki przebój w Anglii, numer 1 tak samo. Nic dopóki I Want To Hold Your Hand.
Zdesperowany
Brian Epstein sprzedał licencję "She Loves You" dla wytwórni z
Filadelfii, Swan Records, co zaowocowało puszczaniem piosenki przez
kilka z najważniejszych radiostacji w Ameryce. Grupę i piosenkę zaczęto
zauważać po emisji przez telewizję NBC krótkiego filmiku w programie The
Jack Paar Program, w którym Beatlesi wykonywali właśnie "She Loves
You". Miało to miejsce w styczniu 1964 roku. The Beatles koncertowali we
Francji a Dzień Brystyjskiej Inwazji zbliżał się wielkimi krokami. Swan wydała także niemiecką wersję piosenki „Sie Liebt Diech” - również bez powodzenia. "She Loves You" porwała Stany gdy Amerykanie za sprawą "I Want To Hold Your Hand" oszaleli na punkcie zespołu i piosenka trafiła tam czołówki Billboardu na dwa tygodnie (21 marca 1964). Była też także w historycznym notowaniu Billboardu, kiedy pięć pierwszych miejsc okupowały piosenki Fab Four.
A o samej, szalonej jak się zorientujecie, sesji nagraniowej "She Loves You" i rodzącej się Beatlemanii pięknie opisuje Geoff Emerick w często cytowanej przeze mnie na łamach blogu swojej książce, "Here, There And Everywhere. My Life Recording The Music Of The Beatles".
GEOFF EMERICK: Wczesną wiosną 1963 r. The Beatlesi byli bez wątpienia najlepszym zespół w Anglii, mając singiel na szczycie listy przebojów („Please Please Me”) oraz z debiutanckim albumem, z którego muzyka dominowała na falach radiowych. Chociaż mieli stać się jeszcze więksi - więksi w rzeczywistości, niż ktokolwiek przypuszczał, że jest to możliwe, to prawdopodobnie żadna sesja nie podkreśliła bardziej ich popularności niż ta, w której rozpętało się piekło: dzień, w którym nagrali „She Loves You”.
Z powodu swojego napiętego koncertowego harmonogramu, Beatlesów nie było już w studiu od kilku miesięcy, stąd moje zaskoczenie kiedy znalazłem ich nazwiska na zamówieniu o studio na początek lipca... a jeszcze większe, kiedy zobaczyłem swoje nazwisko jako asystenta sesji, zamiast Richarda [Langhama]. Zamówienie było na podwójną sesję - popołudniową oraz wieczorną - byłem zachwycony. Nie tylko z powodu pracy z nimi, ale dodatkowego bonusa, jakie stanowiło wynagrodzenie za nadgodziny, tak wtedy mi bardzo potrzebne. Tak szybko jak tylko mogłem udałem się do Studia nr 2. Z jakiegoś powodu pachniało woskiem (nawoskowane co poniedziałek podłogi), co przypominało mi zawsze zapach kościoła, lekko stęchły. Co niezwykłe, kontrolka była zupełnie pusta. Nie było śladu po George'u Martinie czy Normanie Smith'u. Na dole Mal Evans zajęty był ustawianiem perkusji Ringo. Zszedłem i przywitałem się z nim ciepło, przedstawiając się drugiemu z roadie, którego widziałem już kilka razy, ale z którym nigdy nie rozmawiałem.
Usłyszałem, "Neil Aspinall, poznaj Geoffa Emericka" zabuczał Mal. Pojawił się Neil i uścisnęliśmy sobie dłonie. Spytałem go, gdzie są Beatlesi, a on odparł, " Chłopcy są na zewnątrz i mają sesję zdjęciową... o ile fani ich nie rozerwali na strzępy". Zaczęli razem chichotać. "Przypuszczam, że twój generał i jego prawa ręka są także tam na zewnątrz", powiedział Mal, mając na myśli George'a i Normana. Kilka minut później drzwi studia się otworzyły i wpadło przez nie czterech Beatlesów, za nimi George i Norman, oraz świetnie ubrany dżentelmen, którego wcześniej nie spotkałem. Wszyscy byli bardzo podekscytowani a z zewnątrz dobiegały entuzjastyczne rozmowy fanów. John Lennon zażartował coś o "barbarzyńcach u bram miasta", a McCartney i Harrison porównywali swoje odczucia odnośnie jakiejś osoby tam z zewnątrz, przesadnie przymilającej się im, zanim nie zareagowała ochrona.
Wszyscy byli tak zajęci, że zostałem prawie zignorowany; nawet George Martin i Norman nie przywitali się ze mną jak zwykle. Jedynym wyjątkiem okazał się dobrze ubrany mężczyzna, który podszedł do mnie z wyciągniętą ręką i przedstawił siebie jako Brian Epstein. Wcześniej dużo czytałem o ich tajemniczym menadżerze, ale nigdy nie spotkałem go w studio. Chociaż bardzo przyjazny, to wydał mi się trochę dziwnym. Był cichym człowiekiem, oczywiście z wyższych klas. Nie pojawiał się na wielu sesjach, ale był do mnie zawsze grzeczny, jakkolwiek zawsze miałem wrażenie, że Beatlesi nie lubili mieć go koło siebie. Po kilku minutach luźnych pogawędek, George Martin, Norman, Brian i ja udaliśmy się na górę do kontrolki by rozpocząć prace zaplanowane na ten dzień. Podczas gdy my, Norman i ja, zaczęliśmy testować mikrofony oraz sprzęt nagrywający, Brian i George rozpoczęli zaimprowizowaną rozmowę na temat porannej sesji zdjęciowej oraz planu sesji nagraniowej na następny miesiąc. W tym czasie, Brian miał swoją stajnię artystów, w tym Gerry and the Pacemakers czy Billy J. Kramera, którzy mieli podpisane kontrakty z Parlophone oraz byli produkowani przez George'a. We wczesnych dniach Beatlemanii, pod studiem siedziało zawsze około setki dziewcząt, mających nadzieję zobaczyć jedną lub więcej grup wsiadających lub wysiadających ze swoich samochodów. W jaki sposób dowiadywały się o tym, że w danym dniu przybędą Beatlesi pozostanie dla mnie do końca tajemnicą - ich sesje były zawsze rezerwowane pod pseudonimem, "The Dakotas" (jak ten zespół, akompaniujący Billy'emu J. Kramerowi), ale widocznie miały one jakąś swoją siatkę, bo pojawiały się na godzinę przez przybyciem zespołu do studia. Pomimo wielkości tłumu okupującego wejście do studia, przydzielano nam zawsze tylko czterech lub pięciu policjantów, co było wielkością, jak dla mnie, absurdalnie nieodpowiednią.
Tego dnia The Beatles, co było niecodzienne, pojawili się kilka godzin wcześniej przed sesją, by pozować do sesji zdjęciowej przed studiem, dając dziewczynom mnóstwo czasu by przywołać swoich przyjaciół, co jeszcze bardziej powiększyło tłum niż miało miejsce zazwyczaj. Fanki wspinały się wokół studia by tylko ich zobaczyć, a oni uśmiechali się, machali do nich, pozdrawiali, dodając paliwa do ognia. To było zarzewie eksplozji, która miała niebawem wystąpić. Wszystko zaczęło się dość niewinnie. Gdy John, Paul i George dostrajali sie w studio, Norman Smith zauważył, że mikrofon wzmacniacza basu zniekształacał, więc poprosił mnie bym zszedł na dół i odsunął go o kilka cali. Kątem oka zauważyłem, że Mal z Neilem wyszli ze studia, bez wątpienia udając się do kantyny po niekończący się strumiem filiżanek herbaty dla muzyków. Jednak tego dnia nie oddalali się na dłużej. "FANI!" Bez wątpienia ten buczący okrzyk należał do Wielkiego Mala, za którym biegł zdyszany Neil. Beatlesi przerwali swoje czynności a zdenerwowany Lennon zawołał: "Co do diabła, o czym mówisz?" Nim Mal zdążył odpowiedzieć drzwi do studia się otworzyły i wpadła przez nie nastolatka, kierując się na oszołomionego, pochylonego nad perkusją Ringo. Neil, instynktownie, w stylu futbolisty amerykańskiego, rzucił się na nią i zdążył ją złapać chwilę wcześniej. Wszystko to rozgrywało się jak w zwolnionym tempie tuż przed moimi oczami. Kiedy Mal wypychał szlochającą dziewczynę za drzwi, Neil złapał oddech i przekazał nowinę: w jakiś sposób ogromny tłum przełamał policyjną barierę na zewnątrz przed wejściowymi drzwiami do studia. Stołówka była pełna wrzeszczących fanek, tuziny innych biegały po wszystkich pomieszczeniach studia EMI w poszukiwania Wspaniałej Czwórki. Neil krzyczał, że na zewnątrz panuje istne szaleństwo. "Musicie to zoabczyć, inaczej nie uwierzycie". Stałem skamieniały w miejscu, nie bardzo wiedząc co mam robić. Mogłem dostrzec kontrolkę, w której widziałem patrzących na dół zatroskanych Briana, George'a i Normana.
Brian zszedł na dół pierwszy. Powtarzał w kółko, "Ojej, ojej", wykręcając w zatroskaniu ręce. Norman był tuż za nim, krzyczał do mnie, "Geoff, wezwij przez interkom ochronę". Z dołu dobiegał do mnie odbijający się od ścian nerwowy śmiech Johna Lennona. Jak się okazało, nie było potrzeby wzywania ochrony, gdyż ta - on - już była na miejscu. On czyli John Skinner był już tam i stał z opadniętą szczęką, patrząc na pusty pokój kontrolki. Zdenerwowany spytał mnie czy wszystko w porządku. Odparłem, że wszyscy jesteśmy w jednym kawałku i czekam na wieści co dalej. Powiedział, by zabarykadować drzwi, dopóki się wszystkich nie usunie... i ruszył na front walki. Ciekaw byłem o co tyle zamieszania i wystawiłem głowę na zewnątrz. To, co zobaczyłem, zadziwiło mnie, zaskoczyło i przestraszyło… ale także zmusiło do wybuchnięcia śmiechem. To był niewiarygodny widok, prosto z Keystone Kops [slapstickowa komedia z początku kina]: dziesiątki histerycznych, krzyczących dziewcząt pędzących po korytarzach, ściganych przez garstkę zdyszanych, oblężonych policjantów. Za każdym razem, gdy ktoś doganiał jakąś fankę, pojawiały się kolejne dwie lub trzy biegnące obok, piszczące ile sił w płucach. Biedacy nie wiedzieli, czy puścić tą szaloną, z którym akurat walczył, i iść pomóc innym, czy też trzymać ją jak ptaka w ręku. Gdy wędrowałem korytarzem, mogłem zobaczyć takie sceny wszędzie. Drzwi się otwierały i zatrzaskiwały, przerażeni pracownicy, ciąganie się za włosy 9 a może to Beatlesi w przebraniu), każdy biegła w jakąś stronę z ogromną prędkością.
Fani wyrwali się całkowicie spod kontroli - Bóg jeden wie, co by się stało, gdy w ich ręce wpadł któryś z Beatlesów. Ponura determinacja na ich twarzach, przerywana zwierzęcymi wrzaskami, wszystko to sprawiało, że sytuacja stawała się co najmniej dziwaczna. Wróciłem do studia, które wydawało się całkiem spokojne, jak oko cyklonu, wszystko wydawało się tutaj pod kontrolą. Neil zdecydował udać się na zwiad, w drzwiach stanął z założonymi rękoma ponury Mal, który przypominał mi strażnika stojącego przed pałacem Buckingham. Ringo, wciąż wstrząśnięty, stał za stołkiem przy perkusji, za to John, Paul i George Harrison zaczęli wariować, chichotać i wygłupiać się, naśladując biednych fanów rzucających się na nich ze swoimi dziwnymi minami. George Martin, z początku także trochę zdenerwowany, odzyskał swoje spokojne usposobienie i z dużą dozą formalności, ogłosił, że żarty się skończyły i czas rozpocząć sesję.
Nieco spokojniejszy Brian pożegnał się ze wszystkim, w tym ze mną i nieśmiało opuścił pomieszczenie; byłem trochę zaskoczony, że nie poprosił Mala by go odprowadził. Neil zaś przez cały dzień wpadał do studia i zdawał nam relację o stanie oblężenia studia przez fanów. Nie ma wątpliwości, że wydarzenia tego popołudnia pomogły zespołowi wspiąć się na jeszcze wyższy poziom energii. "She Loves You" była fantastyczną piosenką, z mocnym rytmem i szałowym odjazdem - razem z Normanem natychmiast wiedzieliśmy, że to będzie murowany przebój - i na pewno wcześniej nigdy nie słyszałem takiej intensywności w ich śpiewie i grze.
Szerze mówiąc rzadko takie coś słyszałem. Nadal uważam, że ten singiel jest jednym z najbardziej ekscytujących nagrań w całej karierze The Beatles. Oczywistym jest, że Norman Smith miał także bardzo dużo wspólnego z jakością nagrania. Najwyraźniej dużo myślał wcześniej o tym, jak jeszcze poprawić jakość nagrań The Beatles i na tej sesji dokonał dwóch znaczących zmian. Po pierwsze, korzystając z urządzenia elektronicznego zwanego „kompresorem”, postanowił zmniejszyć zakres dynamiki, - różnicę między najgłośniejszymi oraz najcichszymi sygnałami - bas i bębny niezależnie od siebie; w przeszłości były one ściśnięte razem, ponieważ tworzyły sciężkę sekcji rytmicznej. Drugą zmianą było to, że zdecydował, że nad zestawem perkusyjnym będzie zawieszopn y dodatkowy mikrofon - tzw. "górny". Rezultat był taki, że rytm był bardziej wyraźny, napędzający; bas i perkusja wyraźniejsze i bardziej "widoczne" niż na poprzednich nagraniach Beatlesów. W połączeniu z nową pewnością siebie zespołu i jego bardziej intensywną grą (jestem pewien, że dzięki przypływowi w tym akurat dniu adrenaliny i zwiększonego testosteronu) stanowiło wisieńkę na torcie. Gdy grupa przesłuchiwała kilka pierwszych podejść, zapamiętałem, jak chwalili Norman za wspaniałe brzmienie perkusji. Norman odwrócił się do mnie, mrugnął okiem znacząco i powiedział: "ten stary pies ma jeszcze kilka sztuczek w zanadrzu". To było coś co można było powiedzieć równemu sobie a nie podwładnemu. Zapamiętałem to i zostało to ze mną długo potem. Po raz pierwszy poczułem się częścią teamu.
Z powodu swojego napiętego koncertowego harmonogramu, Beatlesów nie było już w studiu od kilku miesięcy, stąd moje zaskoczenie kiedy znalazłem ich nazwiska na zamówieniu o studio na początek lipca... a jeszcze większe, kiedy zobaczyłem swoje nazwisko jako asystenta sesji, zamiast Richarda [Langhama]. Zamówienie było na podwójną sesję - popołudniową oraz wieczorną - byłem zachwycony. Nie tylko z powodu pracy z nimi, ale dodatkowego bonusa, jakie stanowiło wynagrodzenie za nadgodziny, tak wtedy mi bardzo potrzebne. Tak szybko jak tylko mogłem udałem się do Studia nr 2. Z jakiegoś powodu pachniało woskiem (nawoskowane co poniedziałek podłogi), co przypominało mi zawsze zapach kościoła, lekko stęchły. Co niezwykłe, kontrolka była zupełnie pusta. Nie było śladu po George'u Martinie czy Normanie Smith'u. Na dole Mal Evans zajęty był ustawianiem perkusji Ringo. Zszedłem i przywitałem się z nim ciepło, przedstawiając się drugiemu z roadie, którego widziałem już kilka razy, ale z którym nigdy nie rozmawiałem.
B.Epstein, G. Martin i G.Emerick |
Wszyscy byli tak zajęci, że zostałem prawie zignorowany; nawet George Martin i Norman nie przywitali się ze mną jak zwykle. Jedynym wyjątkiem okazał się dobrze ubrany mężczyzna, który podszedł do mnie z wyciągniętą ręką i przedstawił siebie jako Brian Epstein. Wcześniej dużo czytałem o ich tajemniczym menadżerze, ale nigdy nie spotkałem go w studio. Chociaż bardzo przyjazny, to wydał mi się trochę dziwnym. Był cichym człowiekiem, oczywiście z wyższych klas. Nie pojawiał się na wielu sesjach, ale był do mnie zawsze grzeczny, jakkolwiek zawsze miałem wrażenie, że Beatlesi nie lubili mieć go koło siebie. Po kilku minutach luźnych pogawędek, George Martin, Norman, Brian i ja udaliśmy się na górę do kontrolki by rozpocząć prace zaplanowane na ten dzień. Podczas gdy my, Norman i ja, zaczęliśmy testować mikrofony oraz sprzęt nagrywający, Brian i George rozpoczęli zaimprowizowaną rozmowę na temat porannej sesji zdjęciowej oraz planu sesji nagraniowej na następny miesiąc. W tym czasie, Brian miał swoją stajnię artystów, w tym Gerry and the Pacemakers czy Billy J. Kramera, którzy mieli podpisane kontrakty z Parlophone oraz byli produkowani przez George'a. We wczesnych dniach Beatlemanii, pod studiem siedziało zawsze około setki dziewcząt, mających nadzieję zobaczyć jedną lub więcej grup wsiadających lub wysiadających ze swoich samochodów. W jaki sposób dowiadywały się o tym, że w danym dniu przybędą Beatlesi pozostanie dla mnie do końca tajemnicą - ich sesje były zawsze rezerwowane pod pseudonimem, "The Dakotas" (jak ten zespół, akompaniujący Billy'emu J. Kramerowi), ale widocznie miały one jakąś swoją siatkę, bo pojawiały się na godzinę przez przybyciem zespołu do studia. Pomimo wielkości tłumu okupującego wejście do studia, przydzielano nam zawsze tylko czterech lub pięciu policjantów, co było wielkością, jak dla mnie, absurdalnie nieodpowiednią.
Tego dnia The Beatles, co było niecodzienne, pojawili się kilka godzin wcześniej przed sesją, by pozować do sesji zdjęciowej przed studiem, dając dziewczynom mnóstwo czasu by przywołać swoich przyjaciół, co jeszcze bardziej powiększyło tłum niż miało miejsce zazwyczaj. Fanki wspinały się wokół studia by tylko ich zobaczyć, a oni uśmiechali się, machali do nich, pozdrawiali, dodając paliwa do ognia. To było zarzewie eksplozji, która miała niebawem wystąpić. Wszystko zaczęło się dość niewinnie. Gdy John, Paul i George dostrajali sie w studio, Norman Smith zauważył, że mikrofon wzmacniacza basu zniekształacał, więc poprosił mnie bym zszedł na dół i odsunął go o kilka cali. Kątem oka zauważyłem, że Mal z Neilem wyszli ze studia, bez wątpienia udając się do kantyny po niekończący się strumiem filiżanek herbaty dla muzyków. Jednak tego dnia nie oddalali się na dłużej. "FANI!" Bez wątpienia ten buczący okrzyk należał do Wielkiego Mala, za którym biegł zdyszany Neil. Beatlesi przerwali swoje czynności a zdenerwowany Lennon zawołał: "Co do diabła, o czym mówisz?" Nim Mal zdążył odpowiedzieć drzwi do studia się otworzyły i wpadła przez nie nastolatka, kierując się na oszołomionego, pochylonego nad perkusją Ringo. Neil, instynktownie, w stylu futbolisty amerykańskiego, rzucił się na nią i zdążył ją złapać chwilę wcześniej. Wszystko to rozgrywało się jak w zwolnionym tempie tuż przed moimi oczami. Kiedy Mal wypychał szlochającą dziewczynę za drzwi, Neil złapał oddech i przekazał nowinę: w jakiś sposób ogromny tłum przełamał policyjną barierę na zewnątrz przed wejściowymi drzwiami do studia. Stołówka była pełna wrzeszczących fanek, tuziny innych biegały po wszystkich pomieszczeniach studia EMI w poszukiwania Wspaniałej Czwórki. Neil krzyczał, że na zewnątrz panuje istne szaleństwo. "Musicie to zoabczyć, inaczej nie uwierzycie". Stałem skamieniały w miejscu, nie bardzo wiedząc co mam robić. Mogłem dostrzec kontrolkę, w której widziałem patrzących na dół zatroskanych Briana, George'a i Normana.
Brian zszedł na dół pierwszy. Powtarzał w kółko, "Ojej, ojej", wykręcając w zatroskaniu ręce. Norman był tuż za nim, krzyczał do mnie, "Geoff, wezwij przez interkom ochronę". Z dołu dobiegał do mnie odbijający się od ścian nerwowy śmiech Johna Lennona. Jak się okazało, nie było potrzeby wzywania ochrony, gdyż ta - on - już była na miejscu. On czyli John Skinner był już tam i stał z opadniętą szczęką, patrząc na pusty pokój kontrolki. Zdenerwowany spytał mnie czy wszystko w porządku. Odparłem, że wszyscy jesteśmy w jednym kawałku i czekam na wieści co dalej. Powiedział, by zabarykadować drzwi, dopóki się wszystkich nie usunie... i ruszył na front walki. Ciekaw byłem o co tyle zamieszania i wystawiłem głowę na zewnątrz. To, co zobaczyłem, zadziwiło mnie, zaskoczyło i przestraszyło… ale także zmusiło do wybuchnięcia śmiechem. To był niewiarygodny widok, prosto z Keystone Kops [slapstickowa komedia z początku kina]: dziesiątki histerycznych, krzyczących dziewcząt pędzących po korytarzach, ściganych przez garstkę zdyszanych, oblężonych policjantów. Za każdym razem, gdy ktoś doganiał jakąś fankę, pojawiały się kolejne dwie lub trzy biegnące obok, piszczące ile sił w płucach. Biedacy nie wiedzieli, czy puścić tą szaloną, z którym akurat walczył, i iść pomóc innym, czy też trzymać ją jak ptaka w ręku. Gdy wędrowałem korytarzem, mogłem zobaczyć takie sceny wszędzie. Drzwi się otwierały i zatrzaskiwały, przerażeni pracownicy, ciąganie się za włosy 9 a może to Beatlesi w przebraniu), każdy biegła w jakąś stronę z ogromną prędkością.
Fani wyrwali się całkowicie spod kontroli - Bóg jeden wie, co by się stało, gdy w ich ręce wpadł któryś z Beatlesów. Ponura determinacja na ich twarzach, przerywana zwierzęcymi wrzaskami, wszystko to sprawiało, że sytuacja stawała się co najmniej dziwaczna. Wróciłem do studia, które wydawało się całkiem spokojne, jak oko cyklonu, wszystko wydawało się tutaj pod kontrolą. Neil zdecydował udać się na zwiad, w drzwiach stanął z założonymi rękoma ponury Mal, który przypominał mi strażnika stojącego przed pałacem Buckingham. Ringo, wciąż wstrząśnięty, stał za stołkiem przy perkusji, za to John, Paul i George Harrison zaczęli wariować, chichotać i wygłupiać się, naśladując biednych fanów rzucających się na nich ze swoimi dziwnymi minami. George Martin, z początku także trochę zdenerwowany, odzyskał swoje spokojne usposobienie i z dużą dozą formalności, ogłosił, że żarty się skończyły i czas rozpocząć sesję.
Nieco spokojniejszy Brian pożegnał się ze wszystkim, w tym ze mną i nieśmiało opuścił pomieszczenie; byłem trochę zaskoczony, że nie poprosił Mala by go odprowadził. Neil zaś przez cały dzień wpadał do studia i zdawał nam relację o stanie oblężenia studia przez fanów. Nie ma wątpliwości, że wydarzenia tego popołudnia pomogły zespołowi wspiąć się na jeszcze wyższy poziom energii. "She Loves You" była fantastyczną piosenką, z mocnym rytmem i szałowym odjazdem - razem z Normanem natychmiast wiedzieliśmy, że to będzie murowany przebój - i na pewno wcześniej nigdy nie słyszałem takiej intensywności w ich śpiewie i grze.
Szerze mówiąc rzadko takie coś słyszałem. Nadal uważam, że ten singiel jest jednym z najbardziej ekscytujących nagrań w całej karierze The Beatles. Oczywistym jest, że Norman Smith miał także bardzo dużo wspólnego z jakością nagrania. Najwyraźniej dużo myślał wcześniej o tym, jak jeszcze poprawić jakość nagrań The Beatles i na tej sesji dokonał dwóch znaczących zmian. Po pierwsze, korzystając z urządzenia elektronicznego zwanego „kompresorem”, postanowił zmniejszyć zakres dynamiki, - różnicę między najgłośniejszymi oraz najcichszymi sygnałami - bas i bębny niezależnie od siebie; w przeszłości były one ściśnięte razem, ponieważ tworzyły sciężkę sekcji rytmicznej. Drugą zmianą było to, że zdecydował, że nad zestawem perkusyjnym będzie zawieszopn y dodatkowy mikrofon - tzw. "górny". Rezultat był taki, że rytm był bardziej wyraźny, napędzający; bas i perkusja wyraźniejsze i bardziej "widoczne" niż na poprzednich nagraniach Beatlesów. W połączeniu z nową pewnością siebie zespołu i jego bardziej intensywną grą (jestem pewien, że dzięki przypływowi w tym akurat dniu adrenaliny i zwiększonego testosteronu) stanowiło wisieńkę na torcie. Gdy grupa przesłuchiwała kilka pierwszych podejść, zapamiętałem, jak chwalili Norman za wspaniałe brzmienie perkusji. Norman odwrócił się do mnie, mrugnął okiem znacząco i powiedział: "ten stary pies ma jeszcze kilka sztuczek w zanadrzu". To było coś co można było powiedzieć równemu sobie a nie podwładnemu. Zapamiętałem to i zostało to ze mną długo potem. Po raz pierwszy poczułem się częścią teamu.
Nagranie podstawowej ścieżki rytmicznej nie zajęło Beatlesom zbyt wiele podejść, także swoje wokale John, Paul i George nałożyli dość szybko. Ogromne wrażenie robiła na mnie harmonia trójki i pokochałem niezwykłość finalnego akordu w stylu Glenna Millera, pomimo poważnych na jego temat wątpliwości George'a Martina. Podczas przesłuchiwania nagrania na górze w kontrolce, cała czwórka The Beatles była rozpromieniona, zaś Norman był jeszcze bardziej podekscytowany niż zazwyczaj. Nigdy go takiego nie widziałem wcześniej. Wprost tańczył naokoło konsoli.
George Martin patrzył na wszystko z tyłu i widać było, że jest dumny z nagrania. "Dobra robota panowie" powiedział nam wszystkim, ale widać było, że jemu także udziela się podniecenia. Każdy z nas, zgromadzonych wtedy w tym pomieszczeniu był pewien, że "She Loves You" będzie większym hitem niż "Please Please Me" i jak się okazało mieliśmy rację. Wystrzeliło wprost na szczyt list i okazało się najszybciej sprzedającym się singlem i oczywiście sprzedało się w milionach egzemplarzy, gdy wreszcie dotarło do Ameryki w 1964.
Wreszcie przyszedł czas na wieczorną przerwę. Podczas poprzednich przerw Beatlesi udawali się do stołówki na filiżankę herbaty i kanapki, ale tym razem, ostrzeżeni przez Neila zrezygnowali z tego. W pewnym momencie głodny i spragniony John wyrwał się sam, ale szybko wrócił, mówiąc: "Nie warto, to po prostu szaleńcy". Zamiast tego wyprawiono Mala, by przyniósł coś do jedzenia na wynos z zewnątrz. Od tego czasu Beatlesi przestali już tam jeść, prosili by Mal przynosił im kanapki i picie. Z czasem Mal z Neilem w rogu studia zorganizowali coś na kształ małej prywatnej stołówki. Mieli tam elektryczny czajnik, mogli robić sobie herbatę, kanapki z dżemem. Na wiele sposobów sesja "She Loves You" [także "I'll Get You"] była punktem zwrotnym w karierze zespołu. Od tego czasu stali się więźniami studia, utracili wolność poruszania się po pomieszczeniach EMI. Zostali wirtualnymi więźniami Abbey Road.
Wieczorna sesja odbywała się na kilka sposobów. Do tego czasu większość fanów zdążyła się już rozejść i podniecenie minęło, i nagrywaliśmy piosenkę - I'll Get You" - nie tak dobrą jak "She Loves You". Rzeczywistym jej przeznaczeniem była druga strona singla. B. Niemniej sesja zajęła trochę czasu, było już kilka godzin po terminie i trochę się niepokoiłem jak dostanę się do domu, jednakże George mnie zapewnił, że dzięki uprzejmości EMI, bez względu na termin zakończenia sesji będzie dla mnie zamówiony samochód. Spodziewałem się zwykłego sedana, ale studio podpisało kontrakt z właścicielem floty luksusuowych samochodów, takich jak Humber i inne. To było pierwszy raz, kiedy jechałem takim samochodem. Dodatkowy bonus dla mnie. Gdy przyjechałem do domu, moi rodzice już dawno spali, ale pamiętam, że byłem ciekaw, jakie wrażenie zrobię na nich, gdy podjadę pod dom takim luksusowym samochodem. Co ciekawe, przezs te wszystkie lata, gdy z nimi pracowałem, bez względu na to jak późno kończyła się sesja, nigdy żaden z Beatlesów nie zaproponował mi podwiezienia. Nigdy nie zaproponowano mi podwiezienia przez Mala czy Neila - wydawało się, że nigdy coś takiego nie przyszło im do głowy. Gdy sesja się przedłużała, i nie miałem jak dostać się do domu, to podwiezienie mnie często oferował Norman.
Kilka dni po tej pamiętnej sesji, George, Norman i ja zebraliśmy się by zrobić finalną edycje oraz zmiksować "She Loves You" oraz "I'll Get You" - żaden z Beatlesów nie było obecny ponieważ w tamtych czasach artyści nie brali udziału w sesjach miksowania. Oznaczało to, że po raz pierwszy widziałem całą "drogę" piosenki The Beatles, od nagrywania podkładu do zakończenia nagrywania, i kilka miesięcy potem, kiedy słyszałem piosenkę graną w radiu, uśmiechałem się do siebie od ucha do ucha.
W 2005 roku londyński magazyn muzyczny "Uncut" (bardzo popualrny w krajach anglojęzycznych) uznał "She Loves You" za trzecią piosenkę, która "zmieniła świat". Pierwsze dwie wg. tego zestawienie to "Heartbreak Hotel" Elvisa Presley'a i "Like A Rolling Stone" Boba Dylana. Nigdy też - nawet dzisiaj po prawie 60 latach od premiery piosenki - jedna prosta fraza, (w tym przypadku "yeah, yeah. yeah") z piosenki nie stała się synonimem jakiejś jednej i tylko jednej grupy muzycznej. I te potrząsanie grzywami...
George Martin patrzył na wszystko z tyłu i widać było, że jest dumny z nagrania. "Dobra robota panowie" powiedział nam wszystkim, ale widać było, że jemu także udziela się podniecenia. Każdy z nas, zgromadzonych wtedy w tym pomieszczeniu był pewien, że "She Loves You" będzie większym hitem niż "Please Please Me" i jak się okazało mieliśmy rację. Wystrzeliło wprost na szczyt list i okazało się najszybciej sprzedającym się singlem i oczywiście sprzedało się w milionach egzemplarzy, gdy wreszcie dotarło do Ameryki w 1964.
Wreszcie przyszedł czas na wieczorną przerwę. Podczas poprzednich przerw Beatlesi udawali się do stołówki na filiżankę herbaty i kanapki, ale tym razem, ostrzeżeni przez Neila zrezygnowali z tego. W pewnym momencie głodny i spragniony John wyrwał się sam, ale szybko wrócił, mówiąc: "Nie warto, to po prostu szaleńcy". Zamiast tego wyprawiono Mala, by przyniósł coś do jedzenia na wynos z zewnątrz. Od tego czasu Beatlesi przestali już tam jeść, prosili by Mal przynosił im kanapki i picie. Z czasem Mal z Neilem w rogu studia zorganizowali coś na kształ małej prywatnej stołówki. Mieli tam elektryczny czajnik, mogli robić sobie herbatę, kanapki z dżemem. Na wiele sposobów sesja "She Loves You" [także "I'll Get You"] była punktem zwrotnym w karierze zespołu. Od tego czasu stali się więźniami studia, utracili wolność poruszania się po pomieszczeniach EMI. Zostali wirtualnymi więźniami Abbey Road.
Wieczorna sesja odbywała się na kilka sposobów. Do tego czasu większość fanów zdążyła się już rozejść i podniecenie minęło, i nagrywaliśmy piosenkę - I'll Get You" - nie tak dobrą jak "She Loves You". Rzeczywistym jej przeznaczeniem była druga strona singla. B. Niemniej sesja zajęła trochę czasu, było już kilka godzin po terminie i trochę się niepokoiłem jak dostanę się do domu, jednakże George mnie zapewnił, że dzięki uprzejmości EMI, bez względu na termin zakończenia sesji będzie dla mnie zamówiony samochód. Spodziewałem się zwykłego sedana, ale studio podpisało kontrakt z właścicielem floty luksusuowych samochodów, takich jak Humber i inne. To było pierwszy raz, kiedy jechałem takim samochodem. Dodatkowy bonus dla mnie. Gdy przyjechałem do domu, moi rodzice już dawno spali, ale pamiętam, że byłem ciekaw, jakie wrażenie zrobię na nich, gdy podjadę pod dom takim luksusowym samochodem. Co ciekawe, przezs te wszystkie lata, gdy z nimi pracowałem, bez względu na to jak późno kończyła się sesja, nigdy żaden z Beatlesów nie zaproponował mi podwiezienia. Nigdy nie zaproponowano mi podwiezienia przez Mala czy Neila - wydawało się, że nigdy coś takiego nie przyszło im do głowy. Gdy sesja się przedłużała, i nie miałem jak dostać się do domu, to podwiezienie mnie często oferował Norman.
Kilka dni po tej pamiętnej sesji, George, Norman i ja zebraliśmy się by zrobić finalną edycje oraz zmiksować "She Loves You" oraz "I'll Get You" - żaden z Beatlesów nie było obecny ponieważ w tamtych czasach artyści nie brali udziału w sesjach miksowania. Oznaczało to, że po raz pierwszy widziałem całą "drogę" piosenki The Beatles, od nagrywania podkładu do zakończenia nagrywania, i kilka miesięcy potem, kiedy słyszałem piosenkę graną w radiu, uśmiechałem się do siebie od ucha do ucha.
W 2005 roku londyński magazyn muzyczny "Uncut" (bardzo popualrny w krajach anglojęzycznych) uznał "She Loves You" za trzecią piosenkę, która "zmieniła świat". Pierwsze dwie wg. tego zestawienie to "Heartbreak Hotel" Elvisa Presley'a i "Like A Rolling Stone" Boba Dylana. Nigdy też - nawet dzisiaj po prawie 60 latach od premiery piosenki - jedna prosta fraza, (w tym przypadku "yeah, yeah. yeah") z piosenki nie stała się synonimem jakiejś jednej i tylko jednej grupy muzycznej. I te potrząsanie grzywami...
- W następnym tekście opis drugiej strony singla, piosenki: I'll Get You" - Zwariowana sesja The Beatles (2)
She loves you, yeah, yeah, yeah
She loves you, yeah, yeah, yeah
She loves you, yeah, yeah, yeah, yeah
You think you've lost your love,
Well, I saw her yesterday.
It's you she's thinking of
And she told me what to say.
She says she loves you
And you know that can't be bad.
Yes, she loves you
And you know you should be glad.
She said you hurt her so
She almost lost her mind.
Now she says she knows
You're not the hurting kind.
She says she loves you
And you know that can't be bad.
Yes, she loves you
And you know you should be glad. Ooh!
She loves you, yeah, yeah, yeah
She loves you, yeah, yeah, yeah
With a love like that
You know you should be glad.
You know it's up to you,
I think it's only fair,
Pride can hurt you, too,
Apologize to her
Because she loves you
And you know that can't be bad.
Yes, she loves you
And you know you should be glad. Ooh!
She loves you, yeah, yeah, yeah
She loves you, yeah, yeah, yeah
With a love like that
You know you should be glad.
With a love like that
You know you should be glad.
With a love like that,
You know you sho-o-ould
Be glad!
Yeah, yeah, yeah.
Yeah, yeah, yeah ye-ah.
I think it's only fair,
Pride can hurt you, too,
Apologize to her
Because she loves you
And you know that can't be bad.
Yes, she loves you
And you know you should be glad. Ooh!
She loves you, yeah, yeah, yeah
She loves you, yeah, yeah, yeah
With a love like that
You know you should be glad.
With a love like that
You know you should be glad.
With a love like that,
You know you sho-o-ould
Be glad!
Yeah, yeah, yeah.
Yeah, yeah, yeah ye-ah.
I'll get you - no to jest coś co nas łączy. :))
OdpowiedzUsuńZawsze miałem do nich "żal", że dali ją na stronę B, na mój gust piosenka za dobra na stronę B singla