FOTKI: 205

 

 

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihKDZogP4vM7URI4Q4En0b9zYny-W2gce7CFLarfDPkJQkareAJlw1GQI_sFaDwYXMnmyIPoieJN8utw43LhFNzjpLg2nHBpF2ekPWTo9IyAtHLLOOkDDJISUlOjWIwnPZKwm0hoaxJmZg/s640/472_2ea8c77997fe6238ccb471c7c2a14e31.jpg

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjGC0AZn1tXKUBS3po4u2nOezi6P8zqV9DIwHXg6qU74y3Jc-Ruznf_Lv8ZW7aOXTxh9auAfj7jYBKpgnydHZujEGUMdRa2WUDJISjd0pzJI8kKm347rDwN1v5i6Cajfat7cfN0bO904zNl/s491/472_069e22b21ed562f1d4909b2a82414706.jpg

 

Harry Nilsson

 

 

 https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjXi-6L1hyphenhyphenFxgSy7t-9_Gsx99XjMLVPkBKh1uZewP2F3x4vEbO9zPt7h9NReoQRFlmGsl8i75QXUPWpgyYjAJOJoOFZtBkkGrH3VJYBEVafiNYSN-8DFehocFs52ZuKYk4_2fPSnunWDPT-/s488/523921-675aa25c-f10e-11e3-8a62-ce6d4e05a259.jpg



 









 

 Historia  The Beatles 
 ALL  ABOUT  THE  BEATLES


 

 

 

ALL I'VE GOT TO DO

Kompozycja: Lennon (100%) - McCartney
Nagranie: 11 września 1963 (w czasie sesji do albumu „With The Beatles”, inne szczegóły niezaznaczone oddzielnie - wyżej przy opisie albumu).
Miksowana: 21 sierpnia, 1963; 10 października 1963
Producent: George Martin
Inżynier: Norman Smith , Richard Langham
Wydana: 22 października 1963 (UK), 20 stycznia 1964 (US)
Długość: 2'01”
Podejść: 15

Obsada:

JOHN: śpiew , gitara (1958 Rickenbacker 325)
PAUL: chórki, bass (1961 Hofner 500/1)
GEORGE: chórki,solo gitara (1962 Gretsch 6122 "Country Gentleman" )
RINGO: bębny (1962 Ludwig Downbeat Black Oyster Pearl ) 
 



Dostępne: 
With The Beatles, (UK: Parlophone PMC 1206; PCS 3045, Parlophone CDP 7 46436 2, US: Capitol CLJ 46436)
Meet The Beatles, (US: Capitol (S)T 2047, Capitol CDP 7243 8 66875 2 4)

Ponownie post o tej piosence, jednej z moich ulubionych z wczesnego okresu zespołu. Jedna z trzech piosenek na albumie "With The Beatles", których autorem jest wyłącznie John, bez Paula. Te dwie pozostałe to "It Won't Be Long" oraz "Not A Second Time".
 
To jedna z piękniejszych piosenek zespołu a jestem przekonany, że wielu fanów, wcale tej piosenki nie słyszało. Radiostacje nie emitują tak mało znaczących piosenek Wielkiej czwórki, skupiając się na ich wielkich przebojach singlowych. Song ten nie znalazł się na żadnych składankach typu „Greatest Hits” czy „Love Songs”, mało który zespół typu Tribute The Beatles ją nagrywa lub wykonuje na koncertach. Nawet Beatlesi specjalnie nie popularyzowali jej, nigdy nie wykonywali na koncertach, nie wspominali jej nawet w swoich biografiach, zresztą nie pytani o nią. Z pewnością dzisiaj ze względu na wyjątkową urodę utworu trudno go nazwać wypełniaczem albumu. 
 


JOHN: To moja kolejna  próba napisania coś w stylu Smokey Robinsona.
Zgadzamy się z tym, choć pełny honor zespół oddaje piosenkarzowi w coverze innej  jego piosenki "You Really Got A Hold On Me". Fachowy od „beatlesologii” odnajdują w „All I've Got To Do” większy wpływ twórczości ulubionego w owym czasie piosenkarza Johna – Arthura Alexandra czy dokładniej piosenki "You Can Depend On Me" z 1959 roku The Miracles.  Wpływ twórczości tego pierwszego można dostrzec w akordach, ich strukturze, melodyce, aranżacjach, sposobie śpiewania (jak np. w "Baby It's You"). Doskonale o tym wiemy lub zgadzamy się z tymi teoriami. Beatlesi jak gąbka chłonęli muzykę z różnych źródeł i bez zażenowania kopiowali ich w swoich numerach, a pamiętajmy, że robili to nastolatkowie lub tuż po przekroczeniu 20-tki. W końcu byli to wciąż "boys", chłopcy!!! Z czasem określano w mediach młodych Beatlesów jako "naszych chłopców", potem już tylko Fab Four.
Arthur Alexander
Bob Spitz, biograf zespołu (jeden z wielu) określił piosenkę jako "niespokojnie mroczną oraz bardzo nastrojową.
Smokey Robinson


John kiedyś mimochodem wspomniał, że wers z  tej  piosence "All I gotta do is call you on the phone", mógłby być reklamą telefonów w amerykańskich marketach (pamiętając, że w jego rodzinnym kraju telefon w owym czasie wciąż był luksusem).
Jedyne wzmianki o powstaniu piosenki w 1961 roku podaje Steve Tucker. Piosenka jednak nie była wykonywana w Hamburgu lub nic na ten temat nie wiadomo. Przypuszczalnie nie, inaczej któryś Beatles na pewno by o tym wspomniał w stylu: no, wiesz, to nasz stary hamburski numer. Wydaje się jednak, że John napisał ją późnym 1963, myśląc o rynku amerykańskim. Jak napisałem wyżej, „wywołanie” swojej dziewczyny do telefonu było bardziej typowe dla młodzieży amerykańskiej niż dużo biedniejszych dzieciaków brytyjskich, w każdym razie, nie mających w każdym domu telefonu.
Potwierdzoną jednak ciekawostką co do tego utworu, jest fakt, że trójka kolegów Johna nie miała pojęcia o tej piosence, dopóki John im nie zagrał jej w studiu i tego dnia została od razu nagrana. To może potwierdzać fakt, że piosenka mogła być napisana dużo wcześniej, np. w 1961, ale John ją trzymał na specjalne okazje, bądź wciąż w międzyczasie po cichu nad nią pracował (bez Paula). Taka studyjna procedura zapoznawania się przez cały zespół z piosenką w dniu jej nagrania nie była do tej pory przez The Beatles praktykowana, choć z biegiem czasu stała się bardziej standardową praktyką. Presja szybkiego ukończenia drugiego albumu - pamiętajmy, że wszyscy, cała czwórka muzyków, George Martin i Brian Epstein zgodnie wtedy uważali, że wobec ogromnej aktualnej popularności zespołu "trzeba kuć żelazo póki gorące" - mogła wywoływać u Paula oraz Johna desperackie akty wygrzebywania
z ich pamięci co się dało, czyli fragmenty bądź nieukończone piosenki.Podobna sytuacja powtórzyła się w 1965 roku przy pracy nad albumem "Rubber Soul" (piękna piosenka Paula, "Michelle"). 
 



  W „Living In The Material World” Martina Scorsese, filmie poświęconym George Harrisonowi z 2011 roku Paul wspomina, że tak często się odbywało. Obaj z Johnem pisali piosenki, np. „She Loves You”, które Ringo i George poznawali dopiero w studiu. Grali im a George od razu chwytał o co chodzi, nie pytał o akordy mówiąc, że widział je jak grali, Ringo zaś od razu załapywał rytm. Nie musiał się nikt piosenki uczyć bo byli bardzo bardzo zgrani. W tym samym filmie równie ciekawie wspomina Beatlesów Eric Clapton, jeden z najbliższych przyjaciół George'a. Cytuje jego słowa z pamięci, może coś tam zmienię ale sens zostanie taki sam: „Widziałem ich na scenie i byłem pod ogromnym wrażeniem jacy są świetnie instrumentalnie, jak stanowią jakby jedne organizm, tak byli ze sobą zgrani, ale najśmieszniejsze było to, że nikt ich nie słuchał, grali dla rozwrzeszczanych 12-latek”. Więc nic dziwnego, że w podobnym stylu Paul, George i Ringo szybko „nauczyli się” nowej piosenki Johna. 
W tym samym czasie Brian Epstein przygotowując wyjazd do Ameryki, bo przecież nie wierzymy wszyscy, że od razu jej podbicie, bardzo zachęcał Johna i Paula do pisania własnych przebojów, co w sumie zaowocowało "I Want To Hold Your Hand", więc wydaje się, że "All I've Got To Do" zostało napisane właśnie w tym czasie. Jak było naprawdę tego się już od Johna nie dowiemy.

Chłopcy ćwiczą w pokoju hotelowym podstawową ścieżkę rytmiczną, niestety nie do omawianej w tym poście piosenki



Odbyły się dwie sesje nagraniowe (18 lipca i 30 lipca 1963), w wyniku których ukończono nieco ponad połowę ich drugiego brytyjskiego albumu „With The Beatles”.
Około półtora miesiąca później, 11 września, The Beatles zebrali się ponownie w drugim studiu EMI, aby rozpocząć pracę nad drugą połową albumu. Ponieważ sześć z ośmiu wcześniej nagranych utworów na nowy album było coverami, głównym celem tego dnia były nowo napisane oryginalne kompozycje. Tego dnia nagrano pięć nowych piosenek, ale tylko dwie z nich zostały ukończone, a jednym z nich jest "All I've Got To Do". Sesja popołudniowa rozpoczęła się od przerywanek podejść do "I Wanna Be Your Man" i "Little Child". Po wspólnej decyzji o odłożeniu prób tych piosenek na inny dzień ok. 15.30 zabrano się na nagrywanie opisywanej tutaj piosenki. Po przedstawieniu przez Johna piosenki zespół nagrał do niej 14 podejść, z czego pierwszych 8 to próby nieudane, co dowodziło, że zespół nie znał dobrze piosenki. Finalna wersja to take 15 ze zdublowanym wokalem Johna. "All I've Got To Do" to podobno pierwszy utwór rock and rollowy, w którym partia basowa gra swoje akordy basowe, które są istotną częścią utworu a nie tylko tłem basowym mającym uwypuklić brzmienie.  
Sesję zakończono o godzinie 18. Zespół do piosenki nigdy już nie wrócił. W owym czasie był już bardziej zainteresowany promowaniem swego nowego singla "I Want To Hold Your Hand", które ukazało się niemal jednocześnie z drugim albumem. Zespół na żywo bardziej skupiał się wtedy na kilku nieśmiertelnych coverach jak "Roll over Beethoven" czy "Till There Was You"  czy dynamicznym "All My Loving" niż na graniu choćby takich numerów jak "All I've Got To Do". Szkoda.
 

Utwór został zmiksowany w wersji mono 30 września 1963 gdy chłopcy odpoczywali na wakacjach. 29 października powstał miks piosenki w wersji stereo. Historia odnotowała, że przy owej czynności technicznej prócz stałych „beatlesowskich” współpracowników a więc Martina, Smitha i Emericka udział wziął tajemniczy inżynier o inicjałach BT.
Pierwsze i jedyne oficjalne wydanie tej piosenki w USA, gdzie zespół był (i jest)  uwielbiany jak nigdzie indziej miało miejsce w latach sześćdziesiątych miało miejsce 20 stycznia 1964 roku na legendarnym albumie Capitol „Meet The Beatles!” Jego niewyróżniająca się w zestawie piosenek ekspozycja sprawiła, że ​​był to raczej zapomniany, ale niezbędny utwór na albumie. Pomiędzy dynamicznym „It Won’t Be Long” a przykuwającym uwagę „All My Loving” niestety się nie wyróżniał. Ten album został ostatecznie wydany na indywidualnej płycie kompaktowej 21 stycznia 2014 roku, zarówno mono, jak i stereofoniczne miksy zawarte na jednej płycie CD.

Whenever I want you around yeah
All I gotta do
Is call you on the phone
And you'll come running home
Yaeh that's all I gotta do


And when I, I wanna kiss you yeah
All I gotta do
Is whisper in your ear
The words you long to hear
And I'll be kissing you

And the same goes for me
Whenever you want me at all
I'll be here yes I will
Whenever you call
You just gotta call on me, yeah
You just gotta call on me

And when I, I wanna kiss you, yeah
All I got to do
Is call you on the phone
And you'll come running home
Yeah, that's all I gotta do

And the same goes for me
Whenever you want me at all
I'll be here yes I will
Whenever you call
You just gotta call on me, yeah
You just gotta call on me, oh
You just gotta call on me
Mmmmmmmmmm 

 


 

 Historia  The Beatles 
 ALL  ABOUT  THE  BEATLES


 

 


McCARTNEY III

Dzisiaj obiecana recenzja ostatniego albumu Paula, trzeciego z serii zatytułowanej tylko swoim nazwiskiem,  25-go studyjnego albumu muzyka od czasu rozpadu The Beatles. Trzeci sygnowany tylko jego nazwiskiem i wydaje się, że to może być ostatni z trylogii.  Pierwszy album otwierał nowy okres w życiu muzyka, ten post-The Beatles i oczywiście był wielkim wydarzeniem muzycznym i spełnieniem deklaracji Johna z "God": dream is over. Drugi to narodziny Paula jako muzyka solowego (na zgliszczach Wings), którym pozostaje do dzisiaj, choć ma swój stały zespół. I 50 lat od premiery pierwszego "McCartney" świat w bardzo trudnym dla wszystkich okresie  od muzyka otrzymał w prezencie nowy album. Jaki ? 
 Album ukazał się w grudniu ubiegłego roku więc trochę czasu minęło, ale niech czytający mój blog zwrócą uwagę na fakt, że prawie już chciałem zakończyć tworzenie bloga. Z wielu powodów, szczególnie tych niezbyt mi przyjaznych. Ale odnalazłem skrypt, który tworzyłem już w styczniu na interesujący nas temat. Więc proszę. Recenzja ta nie jest oczywiście bezstronna, bo uwielbiam muzyka, choć w poniższym tekście starałem się wykazywać odrobinę surowości w ocenie materiału muzycznego. Na pewno mogę napisać już teraz. Czy jest jakikolwiek muzyk, który 60 lat tworzy muzykę wciąż intrygującą, ciekawą, nie odchodzącą oczywiście zbyt daleko od własnego stylu, co przecież jest niemożliwe, ale ciągle poszukującą. Stąd tzw. wersja albumu "Imagined", gdzie Paul oddał swoje muzyczne "dzieci" w obce ręce. Już w 2021, gdy ex-Beatles był już usatysfakcjonowany sukcesem podstawowej wersji. Przyznam się, że wszystkie wersje albumów mam w postaci tylko cyfrowej i czasem w losowym sluchaniu katalogu MCCARTNEY III (z podkatalogami dla różnych wersji) nie zawsze orientowałem się w tym, czy słucham produkcji Paula czy kogoś innego. 


Wydany: 18 grudnia 2020
Nagrywany: 2020
Długość: 44:48
Wytwórnia: Capitol
Kompozycje: wszystkie sir Paul McCartney
Producent: Paul McCartney
Inżynier: Steve Orchard
Asystent  inżyniera: Keith Hill

Rodzaje wydawnictw:
351 3656 .... Standard C.D. (Barcode 602435 13656 1)
351 3659 .... Standard L.P.
353 2173 .... Cassette !
353 2187 .... Red Vinyl L.P.
353 8470 .... Violet Vinyl L.P.
354 4593 .... Songbook (CD included)

Mccartney III Imagined - kwiecień 2021.

Wejście na listy: 25 grudnia 2020
Najwyższa pozycja: 1 - w dniu debiutu (na listach UK 3 tygodnie).

Obsada:
Paul: wszystkie instrumenty
Rusty Anderson: gitara (w utworze "Slidin'")
Abe Laboriel Jr: perkusja (w utworze"Slidin'")

 Paul ze swoim zespołem: drugi od lewej R. Anderson, pierwszy z prawej A. Laboriel  Jr.

Poniższa zawartość albumu to ta tzw. podstawowa z wersji fizycznej czyli winylu, CD. Inna zawartość utworów jest w wersjach kolekcjonerskich w kilku krajach (np. Japonii, tam Paul jest szczególnie ubóstwiany), także tych wirtualnych dostępnych na nośnikach informatycznych bądź udostępnianych poprzez Internet. Różne wersje albumu muzyka zawierają alternatywne wersje prawie wszystkich utworów z głównego wydania.



Zawartość:
1. "Long Tailed Winter Bird"
2. "Find My Way"
3. "Pretty Boys"
4. "Women and Wives"
5. "Lavatory Lil"
6. "Deep Deep Feeling" 
   7. "Slidin'"     
8. "The Kiss of Venus"     
9. "Seize the Day"     
10. "Deep Down"     
11. "Winter Bird/When Winter Comes"


 




 Pamiętam pierwsze włączenie albumu. No co tam przygotował nam Sir Paul?  Oczywiście wcześniej przeczytałem sporo recenzji albumu, ale gdy zacząłem słuchać muzyki, nie pamiętałem już ich.  Spróbuję teraz ustosunkować się do każdego utworu z podstawowej wersji albumu, gdyż ukazały się też w niektórych krajach wersje poszerzone, kolekcjonerskie, deluxe. I na koniec krótkie podsumowanie całego albumu, bo moim zdaniem o wartości albumu nie decyduje tylko sama jakość każdej piosenki, ale to jak wszystkie utwory wpasowują się w pewien rytm, klimat, urodę całości muzycznego materiału. Składanki serii 'The Best of' czy 'Greatest Hits' są oczywiście wartościowymi pozycjami w dyskografii każdego artysty, nigdy jego najlepszymi. Jest jeszcze jedna rzecz warta uwagi przy ocenianiu tego albumu. Paul stworzył wszystkie utwory sam, nagrał wersje prawie finalne, bo nie można je nazwać wersjami demo i oddał jej do remiksu różnym ludziom z branży muzycznej, którzy swobodnie mogli decydować o kształcie utworu a więc zmieniać brzmienie, remiksować wokale, a nawet, jeśli uznali, że chcą tego w swojej wersji, dogrywać nowe instrumenty czy partie na tych samych, których użył Paul. Mam tutaj na myśli nie to, że dokładki były wykonywane na tym samym konkretnie instrumencie co Paul, ale na tym samym typie instrumentu muzycznego. Warto tu zaznaczyć, że Paul oddając kolejnym osobom swoje wersje do produkcji wyraźnie miał im mówić, że "mogą zrobić z tym co chcą". On zrobił swoje, doskonale się bawiąc nagrywając własne wersje podstawowe. Nie przeczytałem o tym nigdzie, ale z pewnością Paul miał jednak ostatnie zdanie przy umieszczaniu "nowych" wersji swojego utworu na płycie i pewnie, gdyby uznał, że to dany song nie jest w jego stylu, nie zgodziłby się na jego publikację.


PAUL: Miałem to szczęście, że studio mam oddalone  o jakieś 20 minut drogi od swego domu w którym mieszkam. Byliśmy w zamknięciu na farmie, na farmie owiec z moją córką Mary, jej czwórką dzieci i jej mężem. Miałam więc czwórkę moich wnuków, Mary, która jest świetną kucharką, więc po prostu dojeżdżałem sobie do studia. I było dwóch innych facetów, którzy mogli wejść i bylibyśmy bardzo ostrożni i zdystansowani i tak dalej: mój inżynier Steve, a potem mój facet od sprzętu Keith. Więc nasza trójka nagrała płytę... Musiałem nagrać trochę muzyki filmowej, instrumentalnej, więc ją nagrałem. No i poszedłem dalej, co w końcu przekształciło się utwór otwierający... To była dobra zabawa.


Mamy  pierwszy numer, "Long Tailed Winter Bird". Pierwsze wrażenia i w sumie takie, które pozostały do dziś to oczywista wirtuozeria muzyka i gdzieś kołaczące się w głowie pytanie, czy numer nie byłby lepszy z wyraźną ścieżką dźwiękową, śpiewem Paula. Może rozbudowanym tekstem, pełną liryką, nie tylko ta z krótkimi w tle zapytaniami "czy za nim tęsknimy". Paul spędzający czas w czasie pandemii w studiu, grający na wszystkich instrumentach wybrał takie rozwiązanie i taki numer na początek albumu. Czy to idealny opener? Nie jestem pewien, ale wiem jedno.
To numer, sam w sobie niezły, który rodzi apetyt co będzie dalej. Za remiks utworu odpowiada nie bylke kto bo Damon Albarn, lider Blur i Gorillaz. Co ciekawe, inną wersję utworu zmiksował ... Idris Elba, dla mnie przede wszystkim znakomity angielski aktor, ale jak się okazuje także zdolny producent, muzyk, kompozytor, także raper. Jego wersja dostępna jest na wydawnictwach fizycznych, Albarna na wszystkich. Każda wersja znakomita.


"Find My Way", duet Paula z Beckiem, z oficjalnym video i na singlu. Paul z Nancy poznali Becka kilka lat temu i miło wspominali wspólnie spędzany czas. Beck zmiksował go tak, że Paul po usłyszeniu jego wersji odpowiedział mu, że "słuchając tańczył w kuchni cały czas". Clip pokazuje wirtuozerię Paula jako zdolnego multiinstrumentalisty. Jeśli miałbym się przyczepić do piosenki, to nie podobają mi się w niej falsety muzyka. Czy to najlepszy song na płycie, skoro ją promował, także nie wiem. 

PAUL: Napisałem to na początku lockdownu. To był przerażający okres. Znaliśmy wszystkie inne niebezpieczne choroby, SARS, ptasia grypa, to wszystko wydawało się przydarzać innym ludziom. Ale to stało się globalne, przydarzało się ludziom na całym świecie, ludziom, których znałeś... Pisząc ten numer myślałem o ludziach, którzy się martwią bardziej niż ja. Nie, że mnie to nie dotyka, ale radzę sobie z tym lepiej niż inni ludzie. Są tym bardzo przytłoczeni.  Więc myślę, że zwracałem się do tych ludzi i myślałem "nigdy nie byłeś tak niespokojny, ale teraz jesteś, więc pozwól mi być twoim przewodnikiem, pozwól mi pomóc, znaleźć miłość, która jest w tobie". Było to po prostu naturalne rzecz do powiedzenia.


"Pretty Boys" to dla mnie jedna z lepszych piosenek na albumie. Podobają mi się tutaj delikatne riffy gitarowe, jej brzmienie. Wokal prawie 80 latka jest tutaj także w porządku, choć tak naprawdę, to trudno mi się przyzwyczaić do barwy głosu muzyka, cóż, lata lecą. Do pracy na utworem muzyk zaprosił muzyków z zespołu Khruangbin

"Women and Wives" słabe, bez względu na bardzo osobisty, tutaj szczególnie, tekst utworu. Remiks utworu dokonany przez amerykańską awangardową artystkę używającą pseudonimu St. Vincent. Oczywiście całkowicie mi nie znaną. Zresztą tak naprawdę z osób, którym Paul powierzył miksowanie swoich piosenek znam tylko Idrisa Elbę, jako aktora i Damona Albarna, jako lidera znakomitych Blur i Gorillaz. Oczywiście wszyscy inni to żadne anonimowe postacie w świecie muzyki. Nominowani do nagród Grammy, znani w swoim środowisku muzycznym, za nim rzesze fanów. Artystka wspomina: "Po tym, jak już wszystko zostało ukończone, Paul zadzwonił do mnie i podziękował, mówiąc, że podoba mu się to co zrobiłam. To był mój najszczęśliwszy dzień w życiu... Pomyślałam sobie ile radości w życiu wielu ludzi zrobiła muzyka Paula McCartney'a. Na koniec Paul powiedział: Wspaniale jest robić coś z muzyką, prawda? Oh, tak, odpowiedziałam".

PAUL: Napisałem "Women and Wives" gdy byłem w Los Angeles i właśnie czytałem książkę o artyście bluesowym Lead Belly, więc próbowałem wejść w ten bluesowy nastrój, więc zagrałem na pianinie, zagrałem kilka prostych akordów i zacząłem śpiewać. Wyobraziłem sobie numer jako bluesowy i taki się stał. Nagrałem go już w Anglii... Prawdopodobnie to moja ulubiona piosenka na albumie.

"Lavatory Lil". Krytycy i fani doszukiwali się tutaj aluzji do poprzedniej żony muzyka, Heather Mills. Muzyk nie chciał się do tych opinii ustosunkować. Przeciętny numer z dobrymi gitarami. Paula wspomagał tutaj Josh Homme z grupy Kruyss, grającej mocny, ostry metal rock. Mogło być lepiej.

PAUL: "Lavatory Lil" to parodia, piosenka o kimś kogo nie lubię. O kimś z kim pracowałem, co nie było dobrym wyborem. Gdy wydawało mi się, że jest ok, to stawało się coraz paskudnie.  Wymyśliłem więc sobie postać Lavatory Lil i przypomniałem sobie niektóre rzeczy, które się wydarzyły, i umieściłem je w piosence. Nie muszę być bardziej szczegółowy. Nigdy nie zdradzę, kto to był... Skorzystałem więc z mojej niechęci do tej osoby i uczyniłem z niej bohaterkę piosenki. To prosta piosenka i uwielbiam ją grać. Wokal był pierwszym ujęciem... 

Naciskany innym razem przez dziennikarzy, czy w piosence nie chodzi o jego poprzednią żonę odpowiedział już trochę bardziej wymijająco: "Lavatory Lil" opowiada o każdym, kogo nie lubisz i z którym nie dogadywałeś się i myślę, że w naszym życiu jest wielu takich ludzi. Nie dotyczy nikogo konkretnie, ale jest to postać fikcyjna. To nawiązuje do jednej ze starych piosenek Johna, "Polythene Pam". Więc robiąc taki numer bierzesz pół pomysłu na kogoś, po prostu tworzysz fikcję o tym, co robi i jaki jest, więc to była Lavatory Lil”. Moja pani podarowała mi tego pięknego małego Telecastera z 1954 roku, na którym nie grałem zbyt dużo na tym albumie, więc dał mi wielką szansę na główną rolę w Lil.

 


"Deep Deep Feeling" jeden z najsłabszych numerów. Nie tylko na tym albumie, może w całej dyskografii muzyka. Remiks to Robert Del Naja, jeden z założycieli Massive Attack, więc muzyk znakomity, ale niewiele mógł zrobić z otrzymanym materiałem. Ponura, niemelodyjna, absolutnie nie moja bajka pod każdym względem.

PAUL: Numer wyszedł z takiego mojego improwizowanego jamu, chciałem wejść w szczególny nastrój, bardzo pusty, przestrzenny nastrój, więc zrobiłem to, a potem wokale na to, po prostu wymyśliłem rzeczy, więc była to tylko kombinacja pomysłów, która stała się ośmiominutową piosenką... To jest utwór, który wydaje mi się najbardziej klaustrofobiczny, mimo że zasadniczo dotyczy miłości. To najbardziej szalony utwór na tej płycie. Trwa, trwa, trwa. Są w nim miliony drobnych zmian. Tak, nawiązuje trochę do The Beatles. Beatlesi byli znani z tego, że byli The Beatles, jeśli wiecie o co mi chodzi. Dzięki Pepperowi uwolnili się od tego. Nagrania McCartney'a zawsze były trochę wyzwolone. Jeśli odważysz się trochę poeksperymentować, dobrze dla ciebie. Zawsze to kochałem. 

"Slidin" to efekt współpracy Paula z EOB, muzykiem z Radiohead, znakomitym gitarzystą. Kiedyś McCartney zaproponował współpracę Tomowi Yorke'owi, liderowi i wokaliście Radiohead, ale ten odmówił, tłumacząc się napiętym grafikiem własnych zajęć. EOB czyli Edward John O’Brien to największy fan naszego kompozytora Krzysztofa Pendereckiego i podobno słychać to w muzyce zespołu, za którym powiem szczerze nie przepadam, choć "OK Computer" to małe rockowe arcydzieło. W piosence Paula sporo się dzieje. Edward wspomina, że wprowadzając do utworu pewien gitarowy chaos wzorował się na "Helter Skelter" The Beatles i ma nadzieję, że to słychać w numerze. Wszystkie partie instrumentalne to tylko McCartney. Dobry numer. No i w tym jednym utworze prócz Paula zagrali dwaj muzycy z jego zespołu, z którym występuje od kilkunastu lat, Rusty Anderson i Abe Laboriel Junior. Gitara plus bębny.


"Kiss of Venus"  to numer najbardziej zaskakujący na płycie. Przede wszystkim dlatego, że Paul tam niewiele śpiewa. Główny głos to młody amerykański raper Dominic Fike i dzięki niemu na płycie jest całkiem przyzwoity mccartneyowski numer R'N'B. Na oficjalnym clipie ex-Beatles pojawia się tylko przez chwilę na samym końcu. Nie mam ciągle wyrobionej opinii o tym numerze. Słuchałem go wiele razy, w trakcie pisania tekstu kolejnych kilka i cóż. Paul zrobił ukłon w stronę młodszej widownie, choć nie aż tak ekstremalnie. Dominic pracował nad utworem kilka dni i zaśpiewał tak, jakby chciał, by koniecznie to się spodobało Beatlesowi. Powiedział jednak wcześniej, że nie jest pewien, czy podobają mu się teksty, na co usłyszał od swego przyjaciela, że "to są teksty w stylu McCartney'a". 
 "Seize the Day"  to jedna z moich ulubionych piosenek na płycie. Bardzo filozoficzny, optymistyczny tekst, bardzo odpowiedni na okres pandemii. "Chwytaj dzień - żyj tu i teraz" - główne przesłanie piosenki to tytuł gotowej afirmacji, którą powinniśmy sobie każdego ranka powtarzać. Paul zaprosił do współpracy młodą amerykańską artystkę Phoebe Bridgers, zdolną producentkę. Muzyk musiał zwrócić uwagę na fakt, iż rok przed wydaniem albumu Phoebe uzyskała nominację do nagrody Grammy jako Nowy Artysta. Artystka w wywiadzie wspomniała, że była bardzo podekscytowana faktem, że muzyk tej klasy zaproponował jej pracę ze sobą. bardzo wirtualnie, bo nigdy się nie spotkali i tak było prawie ze wszystkimi producentami utworów z płyty. Telefon od agenta Paula do agenta danego muzyka z pytanie: "Zremiksujesz utwór Paula McCartney'a ? Według własnej woli, ok?". Słuchając piosenki naprawdę trudno się domyśleć, co młoda artystka zaproponowała od siebie. Podobno wstawiła sample i trochę bębnów, plus pewnie różne ustawienie instrumentów w przestrzeni, ale dla mnie to Paul McCartney w swojej produkcji. Jak w większości utworów, co może jest wadą. Bo skoro muzyk zdecydował się na taki eksperyment to może mógł bardziej "zaszaleć". 
PAUL: Zacząłem to na fortepianie. Pozwalałem by słowa same się pojawiały, nie wiedziałem na początku o czym będzie ta piosenka. No i doszedłem do wersu  "Yankee toes and Eskimos can turn to frozen ice". No i pomyślałem sobie, kurcze, o co w tym chodzi? Ale najlepiej nie należy zbyt głęboko kwestionować tekstu... Tak powstawało "Seize the Day".

 "Deep Down" to dla mnie jedna z ciekawszych pozycji na albumie. Remiksu utworu dokonał Blood Orange czyli Dev Hynes, angielski muzyk, kompozytor i producent, dla mnie zupełnie nie znany do tego momentu, choć lista muzyków z którymi pracował jest naprawdę imponująca. Teraz ma w swoim portfolio Sir Paula. Nieźle. Niemniej, jeśli ex-Beatles oczekiwał jakichś fajerwerków to nic z tego. Produkcja pozornie niczym nie odbiegająca od tych, które wcześniej robił sam McCartney, ale sekcja blach fajnie wpasowuje sie w cały song. To utwór, w którym chyba najwyraźniej widzimy pracę kogoś obcego, który chciał zaznaczyć swój ślad w utworze Beatlesa. 

 

Zamykający numer, połączenie "Winter Bird" i "When Winter Comes" to słodki liryczny Paul. Intro z openera i remiks kolejnego na albumie czarnoskórego rapera Brandona Paak Andersona. Absolutnie mi nie znanego, co oczywiście o niczym to nie świadczy. Rap to nie moja muza, choć nie odrzuca mnie jak disco polo. Nie za bardzo dostrzegam tutaj Paaka wkład.
 
Kilka clipów, trochę cytatów z wypowiedzi muzyka o poszczególnych piosenkach. Warto to podsumować i wyjątkowo nie jest to dla mnie trudne. Album jak dla mnie jest znakomity, przy wcześniej zaznaczonych przeze mnie pewnych jego minusach. A bo to już nie ten głos muzyka co dawniej, czasem niepotrzebnie falset, czasem niespecjalnie chwytliwa melodia, czasem lekkie przynudzanie w danym utworze, czasem wrażenie, że tutaj utwór mógłby iść w innym kierunku. I tak dalej i dalej. Ale dla mnie istotą albumu jako całego wydawnictwa jest jego odbiór jako całości. Najlepsze płyty The Rolling Stones nudzą mnie jak diabli, podobnie zanudziła prawie na śmierć ostatnia płyta Bruce Springsteena. Płyta basisty McCartney'a jest tak różnorodna, że cały czas trzeba uważać czego się słucha i jak. Paul oczywiście zawsze będzie tworzył muzykę w swoim niepowtarzalnym stylu i tutaj oczywiście daleko "od siebie" nie ucieka, ale różnorodność muzyki, jaką proponuje na płycie naprawdę zaskakuje w bardzo pozytywnym stopniu. Mamy tutaj wszystko i nie wykluczam, że duża tutaj też zasługa zaproszonych gości do remiksowania jego muzyki. 
Jest jeszcze oczywiście jeden czynnik, który musi wpływać na słuchającego. Trudno mi sobie wyobrazić słuchacza, który kupił tę płytę w ciemno nie znając wcześniejszej twórczości Sir Paula. Przypuszczalnie tacy są, ale przede wszystkim "McCartney III" delektują się na świecie jesgo fani, fani The Beatles. I gdzieś podświadomie tęsknimy do muzyki The Beatles, próbując odnaleźć ją w każdym nagraniu Paula, także na tej płycie. I muzyk nas nie zawodzi. Wydaje mi się, że gdzieś w każdym nagraniu słyszę echa muzyki Wielkiej Czwórki. No i każdy odbiorca tego album z pewnością słyszał wcześniej o tym, że muzyk dokonał wszystkich nagrać zupełnie sam, co  powoduje, przynajmniej u mnie, podziw do jego wirtuozerskich umiejętności przy rozpoznawaniu bogactwa użytych na albumie instrumentów. Tak więc chyba żaden z utworów z tego albumu nie znalazłby się w moim TOP30 najlepszych nagrań McCartney'a, ale ten album z pewnością w jego TOP10. W sumie na żadnym z trzech albumów zatytułowanych tylko "McCartney" (1970, 1980 i 2020) nie ma piosenek , które znalazłyby się 30-ce moich "the best of Paul". Za to znakomitych na jest pod dostatkiem na wielu innych...

 Późno umieszczam post o tym albumie, ale gorąco polecam czytającym ten tekst do częstego powracania do niego. Warto, bo każde odsłuchanie pozwala nam coś w nim odkryć nowego, a czyż nie o to chodzi w muzyce?


 


 


 

 Historia  The Beatles 
 ALL  ABOUT  THE  BEATLES