McCARTNEY III

Dzisiaj obiecana recenzja ostatniego albumu Paula, trzeciego z serii zatytułowanej tylko swoim nazwiskiem,  25-go studyjnego albumu muzyka od czasu rozpadu The Beatles. Trzeci sygnowany tylko jego nazwiskiem i wydaje się, że to może być ostatni z trylogii.  Pierwszy album otwierał nowy okres w życiu muzyka, ten post-The Beatles i oczywiście był wielkim wydarzeniem muzycznym i spełnieniem deklaracji Johna z "God": dream is over. Drugi to narodziny Paula jako muzyka solowego (na zgliszczach Wings), którym pozostaje do dzisiaj, choć ma swój stały zespół. I 50 lat od premiery pierwszego "McCartney" świat w bardzo trudnym dla wszystkich okresie  od muzyka otrzymał w prezencie nowy album. Jaki ? 
 Album ukazał się w grudniu ubiegłego roku więc trochę czasu minęło, ale niech czytający mój blog zwrócą uwagę na fakt, że prawie już chciałem zakończyć tworzenie bloga. Z wielu powodów, szczególnie tych niezbyt mi przyjaznych. Ale odnalazłem skrypt, który tworzyłem już w styczniu na interesujący nas temat. Więc proszę. Recenzja ta nie jest oczywiście bezstronna, bo uwielbiam muzyka, choć w poniższym tekście starałem się wykazywać odrobinę surowości w ocenie materiału muzycznego. Na pewno mogę napisać już teraz. Czy jest jakikolwiek muzyk, który 60 lat tworzy muzykę wciąż intrygującą, ciekawą, nie odchodzącą oczywiście zbyt daleko od własnego stylu, co przecież jest niemożliwe, ale ciągle poszukującą. Stąd tzw. wersja albumu "Imagined", gdzie Paul oddał swoje muzyczne "dzieci" w obce ręce. Już w 2021, gdy ex-Beatles był już usatysfakcjonowany sukcesem podstawowej wersji. Przyznam się, że wszystkie wersje albumów mam w postaci tylko cyfrowej i czasem w losowym sluchaniu katalogu MCCARTNEY III (z podkatalogami dla różnych wersji) nie zawsze orientowałem się w tym, czy słucham produkcji Paula czy kogoś innego. 


Wydany: 18 grudnia 2020
Nagrywany: 2020
Długość: 44:48
Wytwórnia: Capitol
Kompozycje: wszystkie sir Paul McCartney
Producent: Paul McCartney
Inżynier: Steve Orchard
Asystent  inżyniera: Keith Hill

Rodzaje wydawnictw:
351 3656 .... Standard C.D. (Barcode 602435 13656 1)
351 3659 .... Standard L.P.
353 2173 .... Cassette !
353 2187 .... Red Vinyl L.P.
353 8470 .... Violet Vinyl L.P.
354 4593 .... Songbook (CD included)

Mccartney III Imagined - kwiecień 2021.

Wejście na listy: 25 grudnia 2020
Najwyższa pozycja: 1 - w dniu debiutu (na listach UK 3 tygodnie).

Obsada:
Paul: wszystkie instrumenty
Rusty Anderson: gitara (w utworze "Slidin'")
Abe Laboriel Jr: perkusja (w utworze"Slidin'")

 Paul ze swoim zespołem: drugi od lewej R. Anderson, pierwszy z prawej A. Laboriel  Jr.

Poniższa zawartość albumu to ta tzw. podstawowa z wersji fizycznej czyli winylu, CD. Inna zawartość utworów jest w wersjach kolekcjonerskich w kilku krajach (np. Japonii, tam Paul jest szczególnie ubóstwiany), także tych wirtualnych dostępnych na nośnikach informatycznych bądź udostępnianych poprzez Internet. Różne wersje albumu muzyka zawierają alternatywne wersje prawie wszystkich utworów z głównego wydania.



Zawartość:
1. "Long Tailed Winter Bird"
2. "Find My Way"
3. "Pretty Boys"
4. "Women and Wives"
5. "Lavatory Lil"
6. "Deep Deep Feeling" 
   7. "Slidin'"     
8. "The Kiss of Venus"     
9. "Seize the Day"     
10. "Deep Down"     
11. "Winter Bird/When Winter Comes"


 




 Pamiętam pierwsze włączenie albumu. No co tam przygotował nam Sir Paul?  Oczywiście wcześniej przeczytałem sporo recenzji albumu, ale gdy zacząłem słuchać muzyki, nie pamiętałem już ich.  Spróbuję teraz ustosunkować się do każdego utworu z podstawowej wersji albumu, gdyż ukazały się też w niektórych krajach wersje poszerzone, kolekcjonerskie, deluxe. I na koniec krótkie podsumowanie całego albumu, bo moim zdaniem o wartości albumu nie decyduje tylko sama jakość każdej piosenki, ale to jak wszystkie utwory wpasowują się w pewien rytm, klimat, urodę całości muzycznego materiału. Składanki serii 'The Best of' czy 'Greatest Hits' są oczywiście wartościowymi pozycjami w dyskografii każdego artysty, nigdy jego najlepszymi. Jest jeszcze jedna rzecz warta uwagi przy ocenianiu tego albumu. Paul stworzył wszystkie utwory sam, nagrał wersje prawie finalne, bo nie można je nazwać wersjami demo i oddał jej do remiksu różnym ludziom z branży muzycznej, którzy swobodnie mogli decydować o kształcie utworu a więc zmieniać brzmienie, remiksować wokale, a nawet, jeśli uznali, że chcą tego w swojej wersji, dogrywać nowe instrumenty czy partie na tych samych, których użył Paul. Mam tutaj na myśli nie to, że dokładki były wykonywane na tym samym konkretnie instrumencie co Paul, ale na tym samym typie instrumentu muzycznego. Warto tu zaznaczyć, że Paul oddając kolejnym osobom swoje wersje do produkcji wyraźnie miał im mówić, że "mogą zrobić z tym co chcą". On zrobił swoje, doskonale się bawiąc nagrywając własne wersje podstawowe. Nie przeczytałem o tym nigdzie, ale z pewnością Paul miał jednak ostatnie zdanie przy umieszczaniu "nowych" wersji swojego utworu na płycie i pewnie, gdyby uznał, że to dany song nie jest w jego stylu, nie zgodziłby się na jego publikację.


PAUL: Miałem to szczęście, że studio mam oddalone  o jakieś 20 minut drogi od swego domu w którym mieszkam. Byliśmy w zamknięciu na farmie, na farmie owiec z moją córką Mary, jej czwórką dzieci i jej mężem. Miałam więc czwórkę moich wnuków, Mary, która jest świetną kucharką, więc po prostu dojeżdżałem sobie do studia. I było dwóch innych facetów, którzy mogli wejść i bylibyśmy bardzo ostrożni i zdystansowani i tak dalej: mój inżynier Steve, a potem mój facet od sprzętu Keith. Więc nasza trójka nagrała płytę... Musiałem nagrać trochę muzyki filmowej, instrumentalnej, więc ją nagrałem. No i poszedłem dalej, co w końcu przekształciło się utwór otwierający... To była dobra zabawa.


Mamy  pierwszy numer, "Long Tailed Winter Bird". Pierwsze wrażenia i w sumie takie, które pozostały do dziś to oczywista wirtuozeria muzyka i gdzieś kołaczące się w głowie pytanie, czy numer nie byłby lepszy z wyraźną ścieżką dźwiękową, śpiewem Paula. Może rozbudowanym tekstem, pełną liryką, nie tylko ta z krótkimi w tle zapytaniami "czy za nim tęsknimy". Paul spędzający czas w czasie pandemii w studiu, grający na wszystkich instrumentach wybrał takie rozwiązanie i taki numer na początek albumu. Czy to idealny opener? Nie jestem pewien, ale wiem jedno.
To numer, sam w sobie niezły, który rodzi apetyt co będzie dalej. Za remiks utworu odpowiada nie bylke kto bo Damon Albarn, lider Blur i Gorillaz. Co ciekawe, inną wersję utworu zmiksował ... Idris Elba, dla mnie przede wszystkim znakomity angielski aktor, ale jak się okazuje także zdolny producent, muzyk, kompozytor, także raper. Jego wersja dostępna jest na wydawnictwach fizycznych, Albarna na wszystkich. Każda wersja znakomita.


"Find My Way", duet Paula z Beckiem, z oficjalnym video i na singlu. Paul z Nancy poznali Becka kilka lat temu i miło wspominali wspólnie spędzany czas. Beck zmiksował go tak, że Paul po usłyszeniu jego wersji odpowiedział mu, że "słuchając tańczył w kuchni cały czas". Clip pokazuje wirtuozerię Paula jako zdolnego multiinstrumentalisty. Jeśli miałbym się przyczepić do piosenki, to nie podobają mi się w niej falsety muzyka. Czy to najlepszy song na płycie, skoro ją promował, także nie wiem. 

PAUL: Napisałem to na początku lockdownu. To był przerażający okres. Znaliśmy wszystkie inne niebezpieczne choroby, SARS, ptasia grypa, to wszystko wydawało się przydarzać innym ludziom. Ale to stało się globalne, przydarzało się ludziom na całym świecie, ludziom, których znałeś... Pisząc ten numer myślałem o ludziach, którzy się martwią bardziej niż ja. Nie, że mnie to nie dotyka, ale radzę sobie z tym lepiej niż inni ludzie. Są tym bardzo przytłoczeni.  Więc myślę, że zwracałem się do tych ludzi i myślałem "nigdy nie byłeś tak niespokojny, ale teraz jesteś, więc pozwól mi być twoim przewodnikiem, pozwól mi pomóc, znaleźć miłość, która jest w tobie". Było to po prostu naturalne rzecz do powiedzenia.


"Pretty Boys" to dla mnie jedna z lepszych piosenek na albumie. Podobają mi się tutaj delikatne riffy gitarowe, jej brzmienie. Wokal prawie 80 latka jest tutaj także w porządku, choć tak naprawdę, to trudno mi się przyzwyczaić do barwy głosu muzyka, cóż, lata lecą. Do pracy na utworem muzyk zaprosił muzyków z zespołu Khruangbin

"Women and Wives" słabe, bez względu na bardzo osobisty, tutaj szczególnie, tekst utworu. Remiks utworu dokonany przez amerykańską awangardową artystkę używającą pseudonimu St. Vincent. Oczywiście całkowicie mi nie znaną. Zresztą tak naprawdę z osób, którym Paul powierzył miksowanie swoich piosenek znam tylko Idrisa Elbę, jako aktora i Damona Albarna, jako lidera znakomitych Blur i Gorillaz. Oczywiście wszyscy inni to żadne anonimowe postacie w świecie muzyki. Nominowani do nagród Grammy, znani w swoim środowisku muzycznym, za nim rzesze fanów. Artystka wspomina: "Po tym, jak już wszystko zostało ukończone, Paul zadzwonił do mnie i podziękował, mówiąc, że podoba mu się to co zrobiłam. To był mój najszczęśliwszy dzień w życiu... Pomyślałam sobie ile radości w życiu wielu ludzi zrobiła muzyka Paula McCartney'a. Na koniec Paul powiedział: Wspaniale jest robić coś z muzyką, prawda? Oh, tak, odpowiedziałam".

PAUL: Napisałem "Women and Wives" gdy byłem w Los Angeles i właśnie czytałem książkę o artyście bluesowym Lead Belly, więc próbowałem wejść w ten bluesowy nastrój, więc zagrałem na pianinie, zagrałem kilka prostych akordów i zacząłem śpiewać. Wyobraziłem sobie numer jako bluesowy i taki się stał. Nagrałem go już w Anglii... Prawdopodobnie to moja ulubiona piosenka na albumie.

"Lavatory Lil". Krytycy i fani doszukiwali się tutaj aluzji do poprzedniej żony muzyka, Heather Mills. Muzyk nie chciał się do tych opinii ustosunkować. Przeciętny numer z dobrymi gitarami. Paula wspomagał tutaj Josh Homme z grupy Kruyss, grającej mocny, ostry metal rock. Mogło być lepiej.

PAUL: "Lavatory Lil" to parodia, piosenka o kimś kogo nie lubię. O kimś z kim pracowałem, co nie było dobrym wyborem. Gdy wydawało mi się, że jest ok, to stawało się coraz paskudnie.  Wymyśliłem więc sobie postać Lavatory Lil i przypomniałem sobie niektóre rzeczy, które się wydarzyły, i umieściłem je w piosence. Nie muszę być bardziej szczegółowy. Nigdy nie zdradzę, kto to był... Skorzystałem więc z mojej niechęci do tej osoby i uczyniłem z niej bohaterkę piosenki. To prosta piosenka i uwielbiam ją grać. Wokal był pierwszym ujęciem... 

Naciskany innym razem przez dziennikarzy, czy w piosence nie chodzi o jego poprzednią żonę odpowiedział już trochę bardziej wymijająco: "Lavatory Lil" opowiada o każdym, kogo nie lubisz i z którym nie dogadywałeś się i myślę, że w naszym życiu jest wielu takich ludzi. Nie dotyczy nikogo konkretnie, ale jest to postać fikcyjna. To nawiązuje do jednej ze starych piosenek Johna, "Polythene Pam". Więc robiąc taki numer bierzesz pół pomysłu na kogoś, po prostu tworzysz fikcję o tym, co robi i jaki jest, więc to była Lavatory Lil”. Moja pani podarowała mi tego pięknego małego Telecastera z 1954 roku, na którym nie grałem zbyt dużo na tym albumie, więc dał mi wielką szansę na główną rolę w Lil.

 


"Deep Deep Feeling" jeden z najsłabszych numerów. Nie tylko na tym albumie, może w całej dyskografii muzyka. Remiks to Robert Del Naja, jeden z założycieli Massive Attack, więc muzyk znakomity, ale niewiele mógł zrobić z otrzymanym materiałem. Ponura, niemelodyjna, absolutnie nie moja bajka pod każdym względem.

PAUL: Numer wyszedł z takiego mojego improwizowanego jamu, chciałem wejść w szczególny nastrój, bardzo pusty, przestrzenny nastrój, więc zrobiłem to, a potem wokale na to, po prostu wymyśliłem rzeczy, więc była to tylko kombinacja pomysłów, która stała się ośmiominutową piosenką... To jest utwór, który wydaje mi się najbardziej klaustrofobiczny, mimo że zasadniczo dotyczy miłości. To najbardziej szalony utwór na tej płycie. Trwa, trwa, trwa. Są w nim miliony drobnych zmian. Tak, nawiązuje trochę do The Beatles. Beatlesi byli znani z tego, że byli The Beatles, jeśli wiecie o co mi chodzi. Dzięki Pepperowi uwolnili się od tego. Nagrania McCartney'a zawsze były trochę wyzwolone. Jeśli odważysz się trochę poeksperymentować, dobrze dla ciebie. Zawsze to kochałem. 

"Slidin" to efekt współpracy Paula z EOB, muzykiem z Radiohead, znakomitym gitarzystą. Kiedyś McCartney zaproponował współpracę Tomowi Yorke'owi, liderowi i wokaliście Radiohead, ale ten odmówił, tłumacząc się napiętym grafikiem własnych zajęć. EOB czyli Edward John O’Brien to największy fan naszego kompozytora Krzysztofa Pendereckiego i podobno słychać to w muzyce zespołu, za którym powiem szczerze nie przepadam, choć "OK Computer" to małe rockowe arcydzieło. W piosence Paula sporo się dzieje. Edward wspomina, że wprowadzając do utworu pewien gitarowy chaos wzorował się na "Helter Skelter" The Beatles i ma nadzieję, że to słychać w numerze. Wszystkie partie instrumentalne to tylko McCartney. Dobry numer. No i w tym jednym utworze prócz Paula zagrali dwaj muzycy z jego zespołu, z którym występuje od kilkunastu lat, Rusty Anderson i Abe Laboriel Junior. Gitara plus bębny.


"Kiss of Venus"  to numer najbardziej zaskakujący na płycie. Przede wszystkim dlatego, że Paul tam niewiele śpiewa. Główny głos to młody amerykański raper Dominic Fike i dzięki niemu na płycie jest całkiem przyzwoity mccartneyowski numer R'N'B. Na oficjalnym clipie ex-Beatles pojawia się tylko przez chwilę na samym końcu. Nie mam ciągle wyrobionej opinii o tym numerze. Słuchałem go wiele razy, w trakcie pisania tekstu kolejnych kilka i cóż. Paul zrobił ukłon w stronę młodszej widownie, choć nie aż tak ekstremalnie. Dominic pracował nad utworem kilka dni i zaśpiewał tak, jakby chciał, by koniecznie to się spodobało Beatlesowi. Powiedział jednak wcześniej, że nie jest pewien, czy podobają mu się teksty, na co usłyszał od swego przyjaciela, że "to są teksty w stylu McCartney'a". 
 "Seize the Day"  to jedna z moich ulubionych piosenek na płycie. Bardzo filozoficzny, optymistyczny tekst, bardzo odpowiedni na okres pandemii. "Chwytaj dzień - żyj tu i teraz" - główne przesłanie piosenki to tytuł gotowej afirmacji, którą powinniśmy sobie każdego ranka powtarzać. Paul zaprosił do współpracy młodą amerykańską artystkę Phoebe Bridgers, zdolną producentkę. Muzyk musiał zwrócić uwagę na fakt, iż rok przed wydaniem albumu Phoebe uzyskała nominację do nagrody Grammy jako Nowy Artysta. Artystka w wywiadzie wspomniała, że była bardzo podekscytowana faktem, że muzyk tej klasy zaproponował jej pracę ze sobą. bardzo wirtualnie, bo nigdy się nie spotkali i tak było prawie ze wszystkimi producentami utworów z płyty. Telefon od agenta Paula do agenta danego muzyka z pytanie: "Zremiksujesz utwór Paula McCartney'a ? Według własnej woli, ok?". Słuchając piosenki naprawdę trudno się domyśleć, co młoda artystka zaproponowała od siebie. Podobno wstawiła sample i trochę bębnów, plus pewnie różne ustawienie instrumentów w przestrzeni, ale dla mnie to Paul McCartney w swojej produkcji. Jak w większości utworów, co może jest wadą. Bo skoro muzyk zdecydował się na taki eksperyment to może mógł bardziej "zaszaleć". 
PAUL: Zacząłem to na fortepianie. Pozwalałem by słowa same się pojawiały, nie wiedziałem na początku o czym będzie ta piosenka. No i doszedłem do wersu  "Yankee toes and Eskimos can turn to frozen ice". No i pomyślałem sobie, kurcze, o co w tym chodzi? Ale najlepiej nie należy zbyt głęboko kwestionować tekstu... Tak powstawało "Seize the Day".

 "Deep Down" to dla mnie jedna z ciekawszych pozycji na albumie. Remiksu utworu dokonał Blood Orange czyli Dev Hynes, angielski muzyk, kompozytor i producent, dla mnie zupełnie nie znany do tego momentu, choć lista muzyków z którymi pracował jest naprawdę imponująca. Teraz ma w swoim portfolio Sir Paula. Nieźle. Niemniej, jeśli ex-Beatles oczekiwał jakichś fajerwerków to nic z tego. Produkcja pozornie niczym nie odbiegająca od tych, które wcześniej robił sam McCartney, ale sekcja blach fajnie wpasowuje sie w cały song. To utwór, w którym chyba najwyraźniej widzimy pracę kogoś obcego, który chciał zaznaczyć swój ślad w utworze Beatlesa. 

 

Zamykający numer, połączenie "Winter Bird" i "When Winter Comes" to słodki liryczny Paul. Intro z openera i remiks kolejnego na albumie czarnoskórego rapera Brandona Paak Andersona. Absolutnie mi nie znanego, co oczywiście o niczym to nie świadczy. Rap to nie moja muza, choć nie odrzuca mnie jak disco polo. Nie za bardzo dostrzegam tutaj Paaka wkład.
 
Kilka clipów, trochę cytatów z wypowiedzi muzyka o poszczególnych piosenkach. Warto to podsumować i wyjątkowo nie jest to dla mnie trudne. Album jak dla mnie jest znakomity, przy wcześniej zaznaczonych przeze mnie pewnych jego minusach. A bo to już nie ten głos muzyka co dawniej, czasem niepotrzebnie falset, czasem niespecjalnie chwytliwa melodia, czasem lekkie przynudzanie w danym utworze, czasem wrażenie, że tutaj utwór mógłby iść w innym kierunku. I tak dalej i dalej. Ale dla mnie istotą albumu jako całego wydawnictwa jest jego odbiór jako całości. Najlepsze płyty The Rolling Stones nudzą mnie jak diabli, podobnie zanudziła prawie na śmierć ostatnia płyta Bruce Springsteena. Płyta basisty McCartney'a jest tak różnorodna, że cały czas trzeba uważać czego się słucha i jak. Paul oczywiście zawsze będzie tworzył muzykę w swoim niepowtarzalnym stylu i tutaj oczywiście daleko "od siebie" nie ucieka, ale różnorodność muzyki, jaką proponuje na płycie naprawdę zaskakuje w bardzo pozytywnym stopniu. Mamy tutaj wszystko i nie wykluczam, że duża tutaj też zasługa zaproszonych gości do remiksowania jego muzyki. 
Jest jeszcze oczywiście jeden czynnik, który musi wpływać na słuchającego. Trudno mi sobie wyobrazić słuchacza, który kupił tę płytę w ciemno nie znając wcześniejszej twórczości Sir Paula. Przypuszczalnie tacy są, ale przede wszystkim "McCartney III" delektują się na świecie jesgo fani, fani The Beatles. I gdzieś podświadomie tęsknimy do muzyki The Beatles, próbując odnaleźć ją w każdym nagraniu Paula, także na tej płycie. I muzyk nas nie zawodzi. Wydaje mi się, że gdzieś w każdym nagraniu słyszę echa muzyki Wielkiej Czwórki. No i każdy odbiorca tego album z pewnością słyszał wcześniej o tym, że muzyk dokonał wszystkich nagrać zupełnie sam, co  powoduje, przynajmniej u mnie, podziw do jego wirtuozerskich umiejętności przy rozpoznawaniu bogactwa użytych na albumie instrumentów. Tak więc chyba żaden z utworów z tego albumu nie znalazłby się w moim TOP30 najlepszych nagrań McCartney'a, ale ten album z pewnością w jego TOP10. W sumie na żadnym z trzech albumów zatytułowanych tylko "McCartney" (1970, 1980 i 2020) nie ma piosenek , które znalazłyby się 30-ce moich "the best of Paul". Za to znakomitych na jest pod dostatkiem na wielu innych...

 Późno umieszczam post o tym albumie, ale gorąco polecam czytającym ten tekst do częstego powracania do niego. Warto, bo każde odsłuchanie pozwala nam coś w nim odkryć nowego, a czyż nie o to chodzi w muzyce?


 


 


 

 Historia  The Beatles 
 ALL  ABOUT  THE  BEATLES


 

 


 


9 komentarzy:

  1. Świetny tekst. Pełna moja zgoda co do płyty. Różnorodność to jej zaleta Plus spokojny, refleksyjny klimat. No i fajnie, że nie kończy Pan bloga. Przeczytałem z ciekawością o Panu w książce M.Hena "Bitelsi w Polsce". Pozdrawiam A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za recenzje. Mam jedną uwagę. Pogubiłem się w tym która płytę recenzujesz. McCartney III czy też Mccartney III Imagined. To mimo wszystko dwie różne płyty. Ja wolę samego Paula. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Racja. To recenzja remiksów piosenek Paula, tzw. "Imagined". To inne spojrzenie na muzę Paula i to dla mnie ciekawsza płyta. Ocena klasycznej wersji Paula w sumie jest taka sama. Wydawało mi się, że o tym albumie napisałem już w grudniu po premierze albumu. Zostawiam ten temat. Wciąż mam ochotę zakończyć blog.

    OdpowiedzUsuń
  4. W mojej ocenie album Paula jest bardzo dobry. Oczywiście przydałyby się bardziej nowoczesne aranżacje i odejście od typowej maniery Paula w wykonaniu piosenek. Najgorszym efektem płyty jest sam glos Paula. Nie wiem co się z nim stało. Czy nic nie można z tym zrobić (chyba nie skoro trwa to już ok 9 lat). Niekiedy słucham go z zażenowanie gdy próbuję śpiewać piosenki których już tak na prawdę nie jest w stanie czysto zaśpiewać. Sądzę jednak że zmiana tonacji i jego maniery wykonawczej mogłyby pomóc. Co do planów zakończenia blogu pomyśl o tych których zaraziłeś miłością do Beatlesow. Ja jestem im wierny od ponad czterdziestu lat ale wiele osób dzieki Tobie poznało ich albo odkryło na nowo. Przemyśl to proszę. Pozdrawiam. Jarek

    OdpowiedzUsuń
  5. Jarku, dziękuję Ci za ten wpis. Pełna zgoda co do każdego zdania. Głos niestety 80 latka i trzeba brać na to poprawkę. Ale jak ma zrezygnować gdy wciąż rozpiera bo wena twórcza no i oczywiste przywiązanie do swego stylu, maniery muzycznej. Może dlatego zdając sobie z własnych, mimo wszystko, ograniczeń taki właśnie album. Cóż gdyby to nie był ex-Beatles nie zwracalibysmy uwagi na większość jego twórczości. Blog... Kilka tysięcy postów, więc jest do czego wracać komuś kto go czyta i nie dostrzeże nowych wpisów. Zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Proponuję Ci powrót do napisanych już postów i poprawienie nielicznych błędów. Nie kojarzę już tytułu utworu ale zamiast niego pojawią się drugi raz inna piosenka która opisujesz. Również kwestia wkładu Paula i Johna w tworzenie poszczególnych utworów. Do mniej więcej 1966 roku większość napisali razem. Oczywiście z różnym udziałem procentowym ale tego poza nimi nikt nie jest w stanie określić a i oni nie zawsze wszystko pamiętają. Ja uważam że zapis np. Paul z udziałem Johna i odwrotnie byłby najlepszy. Zaywaz że w większości utworów ktore¹sobie przypisuje tzw bridge jest typowo McCartneya a to dopelnia całość utworu. Muzycznie stanowi to niejednokrotnie połowę muzyki bo zwrotki się powtarzają. Co do tekstów tu pewnie większość należy do Johna w przypadku jego piosenek. I odwrotnie. John pomagał Paulowi . Czy ktoś bada wklad w piosenki Stonesów czy Abby. Chyba tylko jeszcze Pink Floyd kłócą sie o to ktoco napisał. Tak więc jeśli nic nowego już nie chcesz pisać to proponuję uporządkowanie starych postów. Tak dla potomnych. Pozdrawiam. Jarek

    OdpowiedzUsuń
  7. Ha, ciekawe rzeczy piszesz i całkowicie dla mnie niezrozumiałe. Wskaż błędy, napisz swoje komentarze i tyle. Bardzo starannie jest opisane przeze mnie - na podstawie starannego przeszukania i sprawdzenia źródeł - wkład danego muzyką w dany utwór. Błędy? Wskaż, to chętnie się do tego odniosę, a tak uważam Twój wpis za hm... arogancko amatorski. Masz jakieś uwagi, nie podoba Ci się taki czy inny tekst, podział % przypisany Johnowi czy Paulowi, masz opcję komentowania. I na podstawie jakichś źródeł a nie biografii np ABBY. Jeśli pomyliłem daty, fakty, rodzaje instrumentów to skomentuj i udowodnij, że tak napiszę moją pomyłkę. Ubawiłem się tym wpisem no i naprawdę bezczelną sugestią o jakimś uporządkowaniu.

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałem Twoja odpowiedź że zdumieniem. Obrażasz mnie choć ja Ciebie nie obraziłem. Ale dzisiejszy Twoj post odnosi się do jednej z piosenek której opis byl wczesniej niedostępny. Nie chciałem wskazywać konkretów tylko zasygnalizować fakt. Myślałem że Twój blog może być miejscem wymiany opinii i nie sądziłem że odbierzesz to jako krytykę. Więcej dystansu do siebie. Twój blog jest fantastyczny ale to nie upiwaznia Ciebie do atakowania kogoś tylko dlatego że napisał coś odmiennego niż oczekujesz. Więcej nie będę zawracał Ci głowy. Pozdrawiam. Jarek

    OdpowiedzUsuń
  9. Jaro. Autor bloga nie odpowiada Ci, bo rzeczywiście napisałeś do niego tekst podważający to co pisze na blogu, a wiem, że się nie myli. Nie chodziło o jakiś link do piosenki, o którym bajdurzysz, ale Twoje wstawki o procentowych udzialach w danej piosence Paula i Johna. Przeczytaj co dokładnie napisałeś i to, do czego się ustosunkowałes w ostatnim wpisie. Drogi Autorze, takimi wpisami się nie przejmuj i liczę, że jeszcze będą na blogu pojawiały się nowe wpisy, choćby od czasu do czasu. Aha i jeszcze to. Zdjęcia, które zamieszczasz tutaj są kosmiczne.

    OdpowiedzUsuń