Dzisiaj trzeci i nie ostatni post poświęcony miejscu Fab Four w fascynującym 1966 roku, roku o którym często się mówi, że zakończył epokę singli przed zbliżającą się dominacją wydawnictw "dużych", longplay'ów, dzisiaj zwanych albumami, co zapoczątkowali oczywiście swoim "Pepperem" bohaterowie mojego bloga. Dzisiaj jedno wydarzenie, specyficzne, szokujące, jak na "grzecznych chłopców" bulwersujące. Rzeźnicza Sesja!
The Beatles zwykle portretował modny w danej chwili fotograf. 25 marca 1966 takim kimś był właśnie Robert Whitaker. Miał swój wielki moment w karierze, choć spotkanie słynnych Beatlesów nie robiło już na nim wrażenia. Znali się dobrze - obracał się w kręgu osób skupionych wokół zespołu przynajmniej od roku. Szczególna zażyłość łączyła go z Johnem - mieli podobną wrażliwość artystyczną, która ciążyła ku temu temu, co niesmaczne i surrealistyczne. The Beatles nigdy nie byli wdzięcznym obiektem dla fotografów, choć wszyscy byli niesamowicie fotogeniczni, a po trzech latach spędzonych w aurze światowej sławy i uwielbienia, zaczynali, jak to ujął Lennon, szczerze tego nienawidzić - sesje zdjęciowe były ciężką próbą i trzeba się było starać wyglądać normalnie, a tak się przecież nie czułeś.
Widząc o tym wszystkim Robert Whitaker wpadł na skomplikowany pomysł, którego efekt miał się znaleźć na wkładce do longplay'a. Zatytułowany 'A Somnabulant Adventure' (Lunatyczna przygoda) został zainspirowany "Psem andaluzyjskim", filmem nad którym Luis Buñuel współpracował z Salvadore Dalim, oraz twórczością Niemca Hansa Bellmera, znanego przede wszystkim z przyprawiających o mdłości projektów z lalkami. Tamtego popołudnia Beatlesi pozowali dla niego do serii fotografii, która miała stanowić komentarz do formatującej, toksycznej natury ich globalnej sławy.
Widząc o tym wszystkim Robert Whitaker wpadł na skomplikowany pomysł, którego efekt miał się znaleźć na wkładce do longplay'a. Zatytułowany 'A Somnabulant Adventure' (Lunatyczna przygoda) został zainspirowany "Psem andaluzyjskim", filmem nad którym Luis Buñuel współpracował z Salvadore Dalim, oraz twórczością Niemca Hansa Bellmera, znanego przede wszystkim z przyprawiających o mdłości projektów z lalkami. Tamtego popołudnia Beatlesi pozowali dla niego do serii fotografii, która miała stanowić komentarz do formatującej, toksycznej natury ich globalnej sławy.
PAUL: W
tamtych czasach przychodziło się na sesję i z reguły fotograf miał
jakiś pomysł. Na samym początku Dezo Hoffmann poprosił, żebyśmy założyli
okulary. Powiedziałem: 'Dezo, ja nie noszę okularów'. A on na to :
'Taaa, ale wtedy będę mógł sprzedać te zdjęcia do wszystkich magazynów
optycznych na całym świecie'. Tym sposobem dowiadywaliśmy się o rożnych
patentach na zdjęcia. Przed TĄ sesją zrobiliśmy kilak sesji z Bobem i
on znał nasze osobowości. Wiedział, że lubimy czarny humor i chore
kawały. W tym czasie to dominowało. Powiedział: 'Mam pomysł, włóżcie te
fartuchy laboratoryjne'. To nie wydało nam się wcale groźne. W sumie to
były tylko lalki i dużo mięsa. Nie wiedziałem co on chciał tą okładką
powiedzieć, ale ten pomysł wydał się nieco oryginalniejszy niż to, do
czego zmuszali nas inni - na przykład do noszenia okularów'. Bob miał
już pewną markę, jeśli chodzi o takie sesje. Pamiętam, że kiedyś kazał
nam niszczyć styropian i zrobił nam zdjęcia w czasie takich akcji.
Fotograf wspominał: Miałem już powyżej uszu robienia gładziutkich fotek Beatlesów i pomyślałem sobie, że zrewolucjonizuję patrzenie na idolów popkultury. Poprosiłem o trochę lalek. Wybrałem się do Barley Mow Passage, gdzie była fabryka lalek, ale tam powiedzieli, że mają tylko fragmenty. Wpakowali mi je do pudła, które potem opróżniłem przez Beatlesami. Zaczęli się z nimi wygłupiać - George położył sobie rękę lalki na ramieniu, Ringo dostał dodatkową nogę. Zespół nie miał nic przeciwko temu, aż do momentu kiedy zacząłem przynosić na plan tace z mięsem. George nie był tym szczególnie zachwycony.
Whitaker zrobił kilka rolek. Na jednej fotografii George wbija gwoździe w głowę pogrążonego w błogostanie Johna - to aluzja do trepanacji. Krótko przed śmiercią w 2013 roku fotograf powiedział: Uważałem, że są ludźmi i to właśnie chciałem pokazać, nie idoli, za którymi wzdychają miliony nastolatek. Postanowiłem więc przykryć twarz Johna drewnianą fakturą, tak by jego głowa przypominała klocek drewna, a gwoździe i młotek miały być zrobione z futerka. To właśnie dlatego, że widziałem, jak takie smarkule ubóstwiają Beatlesów. Zawsze myślałem, że gdyby te wrzeszczące, sikające w majtki dziewczynki mogły się do nich dobrać, to rozszarpałyby ich na strzępy.
Na innych ujęciach, które znalazły się w środku albumu, John trzyma pudełko, w które jak w ramkę wpisana jest głowa Ringo - napisano na nim "2000000", z kolei George spogląda na nas z wnętrza klatki dla ptaków. Jest takie zdjęcie, na którym wypakowuję Ringo z pudła, właśnie z tego pudła z fabryki lalek. John miał otwierać te pudło, a w środku byłaby głowa, z alabastru w stylu Chopina czy Mozarta, w serii 2000000 egzemplarzy. A co do klatki, to była klatka mojej własnej papużki falistej. Nie chodziło o nic innego jak o bezczelność wsadzania Beatlesów do klatki dla ptaków.
Na zdjęciu, które początkowo miało się znaleźć na okładce płyt, młoda kobieta - miała reprezentować miliony fanek - klęczy w uwielbieniu przed czwórką młodych mężczyzn, z których jeden, Lennon, trzyma w rękach pęto kiełbasy. Whitaker: Miało wychodzić z łona kobiety, zaś w prawym rogu miała być widoczna pierś i te kiełbasy byłyby pępowiną, co wydało mi się trochę zbyt śmiałym przedstawieniem jak na owe tamte czasy.
Robert Whitaker (1939 -2011)
Sesja ukazuje Beatlesów w krainie snu, zespół zostaje zniekształcony, jak w rozszczepiającym światło pryzmacie. Sława, jaką osiągnęli, zaczynała się odciskać na wszystkim w ich życiu. Całkiem dosłownie groziło im rozczłonkowanie - fizyczne, że strony fanów, a także psychiczne z powodu ich celebryckości. Fotografie są niezgrabne, połowicznie wykadrowane i - jak zwykł twierdzić Whitaker - niedokończone, ale opowiadają prawdę. Poruszając się po omacku, fotograf wyraził to, co odczuwali wszyscy członkowie The Beatles: że to, co zaczęło się jako niewinna zabawa i frajda, zmienia się w coś mrocznego i niebezpiecznego; że co za dużo, to niezdrowo.
Na najbardziej uderzającym portrecie cała czwórka siedzi na niskim stole. Beatlesi mają na sobie białe laboratoryjne/rzeźnickie fartuchy, narzucone na ich modne golfy, których czystość już na zawsze brukają części ciał rozczłonkowanych lalek i czerwone płaty surowego mięsa. każdy członek zespołu łypie obłąkańczo w obiektyw, z rozdziawioną gębą i rozszerzonymi od zioła źrenicami. Ringo sprawia wrażenie nie do końca obecnego, a George z trudem maskuje niesmak, jednak zarówno Paul, jak i John, siedzący w pierwszym rzędzie, są w 100% zaangażowani, podpisując się pod ideą triumfalnej rebelii.
więcej:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz