50 NAJLEPSZYCH GITAROWYCH PIOSENEK THE BEATLES (5)

 




I ostatnia, finalna dziesiątka. Zestawienie sporządzone przez trójkę dziennikarzy z fachowego magazynu dla muzyków, szczególnie oczywiście, zgodnie z nazwą, gitarzystów: "Guitar World". Opisy poszczególnyc h piosenek, pozycji zestawienia, robi wrażenie. Polecam. Nie próbowałem oczywiscie pod tym kątem nigdy nie klasyfikować piosenek zespołu. Z prostego też powodu nigdy by mi nie przyszło do głowy robić nawet dla własnej przyjemności takie zestawienie, gdyż zgodnie z wyrażoną pprzy którymś opisie opinią, The Beatles nie mieli na swoich piosenkach jakichś porywających solówek. Nie przykładali do tego jakiejś szczególnej uwagi. Owszem, dbali w najwyższym stopniu o aranżację utworu, o jakieś elementy brzmienia, instrumentacji, które ubarwią ich piosenki, ale sola gitarowe nie były dla nich  jednym ze środków wyrazu, nie podstawowym. Byli zespołem genialnych muzyków, nie genialnych wirtuozów, choć Paul z pewnością zaliczał się i wtedy, i później do grona najlepszych basistów. Miłej zabawy.
 

 

 
 10.  SOMETHING  Album: Abbey Road (1969)

Jak na ironię, gdy Beatlesi rozpadali się w 1969 roku, George Harrison zaczynał sobie radzić jako autor piosenek i gitarzysta. Jego wkład w "Abbey Road" "Something" jest jedną z jego najlepszych piosenek, a jego gra na gitarze tutaj i na całym albumie jest mistrzowska. Szczególnie melodyjne linie przewodnie Harrisona są bardziej wyraziste niż wszystko, co robił wcześniej, demonstrując jego nowo odkrytą pewność siebie i rozwijające się połączenie z jego instrumentem i twórczą muzą. Wykonywane ze swoim „Lucy” Gibson Les Paul z 1957 roku, puszczany przez głośnik Leslie, solo się gotuje, gdy Harrison podkręca temperaturę swojej melodii i dynamiki, a następnie schładza ją z bluesową powściągliwością. George sprawdził się na "Abbey Road" — mówi Geoff Emerick, który zaprojektował tę i inne sesje "Abbey Road". „Po raz pierwszy mówił i robił dokładnie to, co chciał. I oczywiście napisał te piękne piosenki i otrzymaliśmy wspaniałe nowe brzmienie gitary”. 

 

 9.  I WANT YOU (SHE SO HEAVY)  Album: Abbey Road (1969)

John Lennon komponował jedne z najcięższych rock and rollów w katalogu Beatlesów w 1969 roku, a ta piosenka – zgodnie ze swoim tytułem – jest jedną z najbardziej miażdżących, dzięki obfitości zdwojonych i overdubowanych linii gitarowych, które nadają jej poważny wydźwięk. Lennon napisał piosenkę dla Yoko Ono, w której był od niedawna zakochany, a rezultatem jest urzekające ćwiczenie z obsesyjnego powtarzania, od tekstu – składającego się prawie wyłącznie z tytułu i mniej więcej pięciu innych słów – po złowieszcze partie gitarowe, które powracają przez cały czas. Piosenka, trwająca 7:47, jest również jedną z najdłuższych piosenek The Beatles. I choć składa się tylko ze zwrotki i powtarzanego kilkakrotnie refrenu, rytmicznie jest jednym z ich najbardziej skomplikowanych utworów, przełączając się między rytmami 12/8 i 4/4, granymi na przemian bluesowo i z podwójnym rockowym beatem. Niewielu innych artystów mogło zarobić tak wiele przy tak małej ilości. 


 

 8.  I'M ONLY SLEEPING  Album: Revolver (1966)

Zaskakujące gitarowe solo Harrisona w tej piosence napisanej przez Lennona jest jednym z jego najlepszych momentów na gitarze na albumie "Revolver" z 1966 roku. W ciągu ostatniego roku używał pedału ekspresji, aby w kilku utworach, w tym "Yes It Is" i "I Need You", wytworzyć nabrzmiewający dźwięk, podobny do efektu odwróconej taśmy. Ale jeśli chodzi o "I'm Only Sleeping", Harrison chciał usłyszeć swoją gitarę naprawdę w odwrotnej kolejności, co niewątpliwie było inspirowane "wstecznym" wokalem Lennona w "Rain", nagranym wcześniej w tym samym miesiącu, w kwietniu 1966 roku. Zamiast po prostu improwizować partie gitarowe, gdy utwór był odtwarzany od tyłu, przygotował partie prowadzące i pięciotaktowe solo do utworu, a George Martin przetworzył je dla niego od tyłu. Harrison następnie wykonał główną linię, podczas gdy taśma płynęła z powrotem do przodu. Rezultatem jest solo, które wyłania się z mrocznych głębin utworu, wypełniając go rozmazaną, surrealistyczną, senną atmosferą. W ciągu roku pomysł Harrisona został skopiowany przez takie psychodeliczne zespoły rockowe, jak Electric Prunes, którzy wykorzystali go w swoim przeboju z 1966 roku "I Had Too Much to Dream" (Last Night) i Jimi Hendrix, który wykorzystał go z doskonałym skutkiem w "Castles Made Of Sand".


 

 7.  AND YOUR BIRD CAN SING  Album: Revolver (1966)

Ten klejnot zespołu z jego "średniego" okresu, napisany głównie przez Lennona, zawiera grę Harrisona i McCartneya w nienagannie wykonanych i wykonanych harmonijnych melodiach gitar prowadzących, w pop-rockowym podejściu aranżacyjnym, które było jeszcze w powijakach w 1966 roku. Ma w sobie także cechy tzw. południowego rocka (southern rock) spod znaku takich zespołów jak Allman Brothers i Lynyrd Skynyrd, a także hard rocka i metalu, takich jak Thin Lizzy, Boston i Iron Maiden. Grane razem, indywidualne jednonutowe partie gitar  prowadzących Harrisona i McCartneya tworzą w większości oparte na skali diatonicznej interwały tercji w tonacji E. Lennon wykonywał swoją rytmiczną partię gitary tak, jakby utwór był w tonacji D, używając kapa na drugim progu, aby przenieść go w górę o cały krok, tak jak zrobił to w "Norwegian Wood", "Nowhere Man" czy w "Julia". Szczególnie słodko brzmią szybkie ugięcia pół-krokowe i cało-krokowe, które Harrison i McCartney włączają w swoje partie tu i ówdzie w stylu lock-step. Słuchane razem, mają precyzyjną intonację gry gitary country z nożnym pedałem w wykonaniu wytrawnego profesjonalisty z Nashville. Harmonijne linie, które dwaj gitarzyści grają w progresji „minor drop” podczas sekcji przejścia, zaczynając od 1:05, ujawniają swoją muzyczną głębię i wyrafinowanie oraz panują nad harmonią poza podstawowymi piosenkami pop „I-IV-V” pasza. 



 
 6.  A HARD DAY'S NIGHT  Album: A Hard Day's Night (1964)
Trwa około trzech sekund, ale przedłużający się akord otwierający ten klasyczny utwór Beatlemanii jest jednym z największych i najbardziej rozpoznawalnych muzycznych momentów rock and rolla. Jasny i odważny jak bijący dzwon, głośno ogłosił w 1964 roku nie tylko początek najnowszego albumu Beatlesów, ale także świt transformacji kulturowej, która prawie wszystko zawdzięczała wpływowi grupy. Piosenka została napisana na zamówienie do pełnometrażowego debiutu Beatlesów, "A Hard Day’s Night". Według George'a Martina: Wiedzieliśmy, że otworzy on (piosenka) zarówno film, jak i ścieżkę dźwiękową LP, więc chcieliśmy szczególnie mocnego i efektownego początku.   Gęsty klaster harmoniczny, który stworzył Martin i grupa, jest wynikiem jednoczesnego brzmienia czterech instrumentów: Harrisona na jego 12-strunowym Rickenbackerze, Lennona na jego akustycznym Gibsonie J-160E, obaj brzdąkają akord Fadd9 (z G na wysokim E); McCartney'a na swoim basie Hofner 500/1, szarpiącego dźwięk D (prawdopodobnie na 12-tym progu struny D); oraz George'a Martina na fortepianie, grającego niskie dźwięki D i G. Powstały akord został technicznie opisany jako G7add9sus4, ale dla milionów chętnych słuchaczy w 1964 roku był to po prostu dźwięk elektryzującej nowej ery. 
 

  5.  REVOLUTION  Album: 1967-1970 (1973)

W czasie, gdy nagrywano ten utwór z 1968 roku, zniekształcanie dźwięku było dobrze ugruntowane jako efekt elektroniczny dla gitarzystów, ale jak dotąd nigdy nikt nie użył go tak ekstremalnie, jak zrobili to Beatlesi w tym utworze. Według Geoffa Emericka, Lennon próbował stworzyć przester, podkręcając swój wzmacniacz podczas sesji do "Revolution 1", wolniejszej wersji piosenki, którą Beatlesi nagrali w maju i czerwcu 1968 roku. Emerick wspierał swoje wysiłki, przeciążając przedwzmacniacz na mikrofonie używanym do nagrywania gitary Lennona, ale nawet to nie wystarczyło Lennonowi, który powiedział inżynierowi: Nie, nie, chcę, żeby ta gitara brzmiała brudniej! W lipcowym nagraniu "Revolution" Emerick ustalił, że może jeszcze bardziej zniekształcić sygnał, podłączając gitary Lennona i Harrisona bezpośrednio do konsoli mikserskiej poprzez bezpośrednie pola, przeciążając przedwzmacniacz wejściowy i wysyłając sygnał do drugiego przeciążonego przedwzmacniacza. Pamiętam, jak wszedłem do pokoju kontrolnego, kiedy to wycinali, wspomina inżynier studia Abbey Road Ken Scott, i byli tam John, Paul i George, wszyscy w pokoju kontrolnym, wszyscy podłączeni – po prostu grali wprosto do "boardu. Wszystkie zniekształcenia gitarowe powstały po prostu przez przeciążenie wzmacniaczy mikrofonowych w biurku. Jak sam Emerick zauważa w swoich wspomnieniach z 2006 roku "Here, There and Everywhere", był to nie lada wyczyn: przeciążone przedwzmacniacze mogły spowodować przegrzanie lampowego miksera w studiu. Nie mogłem się powstrzymać od myślenia: gdybym był kierownikiem studia i widział, jak to się dzieje, sam bym siebie zwolnił. 

 4.  HERE COMES THE SUN  Album: Abbey Road (1969)
Dzwonkowa melodia akordowa Harrisona grana w tej piosence jest wzorowa. Używając „kowbojskich” akordów z pierwszej i drugiej pozycji z kapo na siódmym progu, gitarzysta luźno dubluje i wspiera swoją chwytliwą, synkopowaną melodię wokalną, przerabiając ją na górną część akompaniamentu gitary akustycznej. Robi to, używając techniki „wybrednego brzdąkania” (podobnej do tej, którą Neil Young zastosował później w swojej piosence "The Needle and the Damage Done"), w której rączka kilofa delikatnie kołysze się w przód i w tył nad strunami w nieprzerwanym ruchu ruch góra-dół-góra, jak wahadło oglądane z boku. Czyniąc to, Harrison selektywnie muska niektóre struny na różnych przedtaktach i ósemkach, co daje pozornie niezobowiązującą mieszankę pełnych akordów strun, pojedynczych nut i dwudźwiękowych klasterów, które tworzą przyjemną samodzielną partię gitary, która z łatwością może się spodobać nawet jako solowy występ instrumentalny. Wysoki rejestr osiągnięty przez użyciu wspomnianego kapo do tej pory na gryfie – utwór jest grany tak, jakby był w tonacji D, ale brzmi w A, o kwintę wyższą – sprawia, że ​​gitara brzmi prawie jak mandolina, efekt podobny do osiągnięty przez Boba Dylana na "Blowin' in the Wind" (również w wykonaniu capo-7). Na uwagę zasługują również dźwięczne i przekonujące muzycznie przerwy arpeggio, które przerywają piosenkę w różnych miejscach, na przykład po pierwszej zwrotce (zaraz po słowach "its's all right") oraz w sekcji mostek/przerywnikowej, za słowami "sun, sun, sun, here it comes". Harrison używa w pierwszej kolejności bardzo synkopowanego schematu frazowania „1-2-3, 1-2-3, 1-2-3, 1-2-3, 1-2, 1-2”, a „1-2- 3, 1-2-3, 1-2-3, 1-2-3, 1-2” w tym ostatnim, tworząc rytmiczną „czkawkę”, która resetuje ósemkowy puls utworu. 
3.  TAXMAN  Album: Revolver (1968)
Basista Paul McCartney po raz pierwszy zademonstrował swoje sześciostrunowe talenty na albumie "Help!" z 1965 roku, gdzie grał na gitarze prowadzącej w kilku utworach, w tym na gitarze akustycznej w piosence "Yesterday". Ale tak McCartney naprawdę sprawdził się jako gitarzysta właśnie dzięki temu utworowi z "Revolver" z 1966 roku. Jego piorunujące solo, wykonane na jego Epiphone Casino z 1962 roku przekazane przez kremowy wzmacniacz Bassman z 1964 roku, jest oszałamiająco wyrafinowanym dziełem, zaczerpniętym z indyjskiego trybu Doriana i wyposażonym w opadające pull-offy, które przypominają pracę Jeffa Becka nad "Shapes of  Things" zespołu Yardbirds, wydanego wcześniej w tym samym roku. Sposób, w jaki solo zaczął grać McCartney – a nie Harrison, który napisał piosenkę i był głównym gitarzystą Beatlesów – jest historią samą w sobie. Według Geoffa Emericka Harrison walczył przez dwie godziny, aby stworzyć solo, zanim producent George Martin zasugerował, aby pozwolił McCartneyowi spróbować. Solówka McCartneya, mówi Emerick, "była tak dobra, że ​​George Martin kazał mi ją ponownie dodać podczas wyciszania się piosenki". Fragmenty tego, odtworzone od tyłu, zostały również zastosowane w utworze z albumu "Revolver" "Tomorrow Never Knows". Najwyraźniej Harrison nie czuł się lekceważony. W czasie powstawania albumu "Revolver" miał ambiwalentne ambicje muzyczne i zastanawiał się nad mistycyzmem indyjskim, na który się w końcu nawrócił. W tamtych czasach, powiedział, pozwalano mi zrobić jedną piosenkę na albumie. Brzmiało to jak... Świetnie. Nie obchodziło mnie, kto to zagra. To była moja wielka szansa. Cieszyłem się, że zagrał ten kawałek w "Taxman". Jeśli zauważysz, zagrał to trochę dla mnie w stylu hinduskiem.

 2.  WHILE MY GUITAR GENTLY WEEPS  Album: The Beatles (1968)
Chociaż "My Guitar Gently Weeps" stał się jednym z najbardziej charakterystycznych utworów George'a Harrisona, kiedy napisał go w 1968 roku, nie mógł nakłonić kolegów z zespołu, żeby się nią zainteresowali. Sfrustrowany poprosił swojego kumpla Erica Claptona o udział w sesji nagraniowej do utworu, mając nadzieję, że jego obecność sprawi, że grupa będzie się zachowywać jak najlepiej. Clapton przyjął zaproszenie i zagrał tak, że jego wykonanie pozostaje punktem kulminacyjnym w katalogu Beatlesów. Podczas sesji Clapton zagrał na gitarze modelu Les Paula Gold Top z 1957 r., wykończonej w kolorze czerwonym. Kupił gitarę w Nowym Jorku gdzieś w latach 60, zaś w 1968 podarował ją Harrisonowi, który nazwał ją „Lucy”. W czasie realizacji tego nagrania Harrison był już jej właścicielem.  Kiedy zabierał Erica  Claptona do studia na sesję The Beatles, słynny gitarzysta był bez niczego. Nie miałem gitary - wspomina Clapton. Właśnie wsiadłem z nim do samochodu. Więc dał mi do grania na niej [Lucy]. Harrison niepokoił się, że solówka Claptona jest niewystarczająco "w stylu beatlesowskim", ponieważ grupa była w czasie tego nagrania dobrze znana ze swoich dźwiękowych innowacji. Podczas etapu miksowania utworu inżynier Chris Thomas wysłał sygnał Claptona przez system opóźniania taśmy Abbey Road ADT – Automatic Double Tracking – i ręcznie zmieniał prędkość opóźnienia podczas występu Claptona, powodując, że tonacja brzmiała chóralnie. Efekt jest szczególnie widoczny w ostatnim takcie drugiej połowy ósemki, po wierszu "no one alerted you". Jak na ironię, chociaż solo Claptona jest jednym z najsłynniejszych, nigdy jego nazwisko nie znalazło się w gronie twórców songu (tantiemy).

29 listopada. Royal Albert Hall. Koncert dla George'a. "While My Guitar Gently Weeps". Tutaj już solo wykonuje jego autor. Za perkusją Ringo, przy fortepianie Paul.




 1.  THE END  Album: Abbey Road (1969)
Przydzielone do każdego muzyka solówki, które doprowadzają "The End" do radosnego finału, są bez wątpienia najpotężniejszym oświadczeniem grupy wyrażonym przez gitarę. Tutaj, przez zaledwie 35 sekund, trzej przyjaciele z dzieciństwa i długoletni koledzy z zespołu - Paul McCartney, George Harrison i John Lennon - wymieniają się zagrywkami na song, który muzycznie i dosłownie definiuje ostatni występ The Beatles jako grupy rockowej, tuż przed ich ostatecznym rozpadem rok później. "The End" to wielki finał w mieszance melodii, które składają się na większą część drugiej strony albumu "Abbey Road". W związku z tym został zaprojektowany, aby dostarczyć maksimum emocjonalnego uderzenia i jest całkowicie skuteczny, w dużej mierze dzięki brzmieniu McCartneya, Harrisona i Lennona kołyszącego się na ich gitarach, tak jak robili to 12 lat wcześniej w swoich pierwszych, embrionalnych próbach tworzenia
rock and rolla. Wiedzieli, że muszą skończyć album czymś dużym, wspomina Geoff Emerick, słynny inżynier Abbey Road, który pracował z nimi także nad albumem z 1969 roku. Początkowo nie mogli się zdecydować, czy John czy George zagrają solo, i w końcu powiedzieli: "Cóż, niech nasza trójka zagra solo". To była piosenka Paula, więc Paul miał zacząć solo pierwszy, a za nim George i John. To było niewiarygodne. I wszystko zostało zrobione na żywo i za jednym razem. Duża część mocy utworu pochodzi z poczucia, że ​​trzej Beatlesi spontanicznie improwizują swoje solówki, grając je stojąc tuż naprzeciw siebie  Jak się okazuje, znakomicie. Z grubsza ustalili, jask mają zagrać solówki, mówi Emerick, i wykonanie było po prostu wspaniałe. Brzmieli spontanicznie. Kiedy skończyli, wszyscy się rozpromienili. Myślę, że w swoich głowach powrócili do młodości i wspaniałych wspomnień wspólnej pracy.
 

 


   

Poprzednie zestawienia:
Nr: 50 - 41
Nr: 40 - 31
Nr: 30 - 21
Nr: 20 - 11

 

 

 Historia The Beatles
History of  THE BEATLES

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz