GEORGE HARRISON wspomina - I ME MINE (2)


 

 


Drugi post ze wspomnieniami George'a Harrisona z jego własnej autobiografii (poprzedni tutaj). Kursywą zaznaczyłem tekst Dereka Taylora, pomagającemu Beatlesowi ją napisać, w zasadzie jej współautora. Kim był Derek dla The Beatles wszyscy wiemy. Nieprzypadkowa postać w książce "cichego beatlesa". Jego komentarze do słów George'a zaznaczyłem kursywą i jasną czcionką. 
W tym poście George opowiada o Beatlemanii, pierwszej podróży do Indii,  potem Japonii oraz Filipinach. Muszę przyznać, że całą historię The Beatles George opisuje bardzo skrótowo, żeby nie powiedzieć zdawkowo. Jego książka to przede wszystkim rozważania filozoficzne, religijne i z konieczności odniesienia do własnej historii życia. 
 
Beatlemania. Nigdy więcej bym tego nie chciał. Naprawdę, to było okropne, chociaż czasami było to dobre, cokolwiek... To było coś jak w środku "Kukułczego Gniazda", wiesz, gdzie jesteś przy zdrowych zmysłach w środku czegoś, a wszyscy są wariatami. Wiesz, strażnicy, pielęgniarki i rząd, wszyscy. Zdecydowanie nadszedł moment, w którym stało się oczywiste, że nie jesteśmy wariatami, ale że wystarczy przyjechać do miasta, a ludzie będą wybijać witryny sklepowe, a gliniarze spadną z motocykli. Był zdecydowanie taki moment, kiedy stało się oczywiste, że to my nie jesteśmy szaleni, tylko że wystarczyło, że przyjechaliśmy do miasta, a ludzie rozbijali szyby w sklepach, a policjanci spadali z motocykli. Wszyscy wpadli w „trip The Beatles”.
 


  My oczywiście wcale do tego nie zachęcaliśmy. Problem polegał na tym, że ludzie weszli w ten „trip” i zaczęli używać zwrotu „Hej, stary”. Na przykład: „Hej, stary, to” i „Hej, stary, tamto”. Powiedz: „Hej, stary, Elvis jest w Roxy”. Cały biznes płytowy opiera się na wkręceniu się w ten „trip”; tak to działa. Rozdmuchują ten „trip” do rozmiarów gigantycznych, wiesz, „WIELKICH”. Biznes zawsze próbuje zabrać się za coś, a następnie mówić o tym tak dużo, aby rozprzestrzeniać coraz więcej fal, aż staną się one falami tsunami. Natomiast moje własne życie osobiste, po tym, jak było pełne takich fal, musi się zmienić w normalność, w której próbuję zatrzymać te fale, uciszyć je, by stworzyć sobie spokojny mały basen. To ciężka praca, aby spróbować tego dokonać w swoim życiu. Człowiek się stara, chociaż jednocześnie ludzie, z którymi ma do czynienia, czasami próbują to wszystko rozwalić. Jest taki zderzenie.


Derek Taylor: W wywiadzie dla Melody Maker w Londynie, George przeszedł przez te kwestie jeszcze raz, najlepiej jak potrafił. Zapytano go, nie agresywnie, ale tym raczej żałosnym tonem „ale na pewno...”, czy on i inni Beatlesi nie są oderwani od rzeczywistości. 
Rzeczywistość to koncept [odpowiedź George'a] . Każdy ma swoją własną rzeczywistość (jeśli ma szczęście). Rzeczywistość większości ludzi jest iluzją, wielką, wielką iluzją. Automatycznie musisz ulec iluzji, że „Jestem tym ciałem”. Ja nie jestem George’em. Ja tak naprawdę nie jestem George’em! Jestem tą żyjącą rzeczą, która trwa, zawsze trwała, i zawsze będzie trwać, ale w tym momencie zdarzyło mi się być w „tym” ciele. Ciało się zmieniło; było dzieckiem, było młodym mężczyzną, wkrótce będzie starym mężczyzną, a ja umrę. Fizyczne ciało przeminie, ale ten kawałek w środku – to jest jedyna rzeczywistość. Cała reszta jest iluzją, więc twierdzenie, że ktoś myśli, że my, byli Beatlesi, jesteśmy oderwani od rzeczywistości, jest ich osobistym konceptem. To nie zawiera żadnej prawdy, tylko dlatego, że ktoś tak myśli. To są koncepty, które stają się warstwą na warstwie iluzji.
Dlaczego żyć w ciemności przez całe życie? Dlaczego, jeśli jesteś nieszczęśliwy, jeśli masz nieszczęśliwy czas, dlaczego po prostu nie spojrzysz na to. Dlaczego jesteś w ciemności? Szukaj światła. Światło jest wewnątrz. To jest to wielkie przesłanie. 
    Dziennikarz zapytał, czy to nie nierozsądne oczekiwać, że ludzie, którzy żyją codziennym życiem, będą mieli wgląd filozoficzny, otoczeni codziennymi wydarzeniami.
     [George Harrison kontynuował]: Dlaczego? Ja jestem otoczony codziennością. Mam tyle samo potencjalnych zmartwień, co większość ludzi. To, że nagrywasz płytę lub dwie, nie znaczy, że nie masz zmartwień. Nikt nigdy nie pisze do niewidzialnego świętego w Himalajach, którego nikt nigdy nie zobaczy. To znaczy, on tam jest. To, że go nie widzisz lub o nim nie słyszałeś, nie znaczy, że go nie ma. Nikt nigdy nie pisze i nie mówi: „Kim ty myślisz, że jesteś, co za łatwe życie, być joginem mieszkającym w jaskini lub spacerującym wzdłuż Gangesu, jedzącym mango”. 
To jest bardziej zabawne niż bycie byłym Beatle’em.
    Z całego tego szaleństwa (a było kilka koszmarów) wyszło kilka „błysków”. Rozśmieszyło mnie to. Nigdy wcześniej o tym nie myślałem, nie potrafiłem nawet wymówić słowa „Bóg”. To mnie zawstydzało, ale wiesz, to było takie dziwne – BÓG – i zmyło to wszystkie te lęki i wątpliwości oraz małe rzeczy, które cię blokują. Dlatego powiedziałem: „Boże. Mój Słodki Panie, naprawdę chcę Cię zobaczyć, naprawdę chcę Cię poznać. Dlaczego mam być paranoikiem przez całe życie? Zmyj moje lęki”.
    Od tamtej pory chodzi o to, by próbować utrzymać ten mały, błyszczący promień światła, który ma się szczęście dostrzec, i manifestować to światło coraz bardziej, aż się nim stanie. I to jest trudne. Czasem po prostu chcesz krzyczeć o Bogu, bo On jest tuż obok, ale w momencie, gdy próbujesz to wytłumaczyć, to staje się bełkotem. Jestem naprawdę dość prosty. Nie chcę być w biznesie na pełny etat, ponieważ jestem ogrodnikiem. Sadzę kwiaty i patrzę, jak rosną. Nie chodzę do klubów i na imprezy. Zostaję w domu i patrzę, jak płynie rzeka.
 
 


    Indie [1966]. Trudno wyjaśnić, że istnieje wybór, a co dopiero zamieścić to w książce. W każdym razie, jednej rzeczy się nauczyłem i TO JEST to, aby nie ubierać się niewygodnie, w stylu, który sprawia ból: buty winklepicker (z ostrym noskiem), które kaleczą stopy, i ciasne spodnie, które gniotą jądra. Indyjskie ubrania są lepsze. A skoro mówimy o Indiach...
    Nie rozmawialiśmy jeszcze zbyt wiele o Indiach. W 1965 roku pojawiły się pewne wskazówki. W filmie Help!, w scenie, w której jeździliśmy na rowerach, siedzieliśmy na rogu drogi w Nassau, czekając, aż ekipa filmowa przygotuje kolejne ujęcie.
    Balon reklamowy Goodyeara unosił się nad nami, a my czekaliśmy na instrukcje, kiedy podszedł Swami Vishnu Devananda. To był pierwszy Swami, jakiego spotkałem, i było oczywiste, że wiedział, iż tam jesteśmy. To były też moje urodziny, 25 lutego 1965 roku, skończyłem 22 lata, a on lata później powiedział mi, że podczas medytacji poczuł silne przekonanie, że powinien się skontaktować. Dał nam książkę, której przez jakiś czas nie przeglądałem szczegółowo, ale później (dochodziłem do punktu, w którym chciałem wrócić do Indii, do Rishikesh, ponieważ z tego, co zebrałem, Rishikesh jest dla mnie bardzo dobre) znalazłem książkę, którą mi podarował wiele lat wcześniej, otworzyłem okładkę, a na niej było napisane duże OM. Był on z Akademii Forest Hills w Rishikesh. Jakże mały jest ten świat.

  Ku niesmakowi świeckich, ku zdumieniu mądrali z Liverpoolu, którzy zastanawiali się, gdzie zniknął „moptop” (chłopak z grzywką) ze Speke, i wbrew tej arcy-mieszance konsternacji i zadowolenia, z jaką prasa wytyka niezwykłości w społeczeństwie, George Harrison (jak powszechnie wiadomo) głęboko zaangażował się w Indie i sprawy indyjskie – muzyczne, zapachowe, jadalne i duchowe.  
   Aby jednak do tego dotrzeć, konieczne jest opisanie tego, co było absolutnie najgorszym „koszmarem” z całego doświadczenia trasy The Beatles, i nieuchronnie, znowu znajdujemy się w samolocie. Tym koszmarem była Manila. Peter Asher, który był na Filipinach z Gordonem Wallerem, powiedział, że to może nie być dobre doświadczenie. To niedopowiedzenie. Podróż do Indii zaczęła się, o dziwo, w Niemczech, kraju, w którym sława, ten niebezpieczny ptak, po raz pierwszy ich musnęła, i do którego w 1966 roku powrócili w wielkim stylu.
 
 Graliśmy w Monachium, a następnie pojechaliśmy pociągiem do Hamburga. Jechaliśmy pociągiem, którego używała królowa, z marmurowymi wannami i tym wszystkim. Zatrzymaliśmy się na noc w przyjemnym zamku-hotelu, a potem polecieliśmy do Tokio. Po drodze zostaliśmy przekierowani do Anchorage na Alasce i tam czekaliśmy, około ośmiu godzin, w hotelu, ponieważ w Tokio był huragan lub coś podobnego. Potem wlecieliśmy do Japonii, w w sam środek przemocy. To było dziwne, ponieważ byli studenci, którzy wszczynali zamieszki przeciwko policjantom, i czuliśmy się, jakbyśmy wrócili do czasów II wojny światowej, bo policja miała te małe, stalowe hełmy, które pamiętam, że zostały nam z wojny (razem z maskami gazowymi). Wszędzie ci dziwni mali ludzie w dziwnych samochodach, a wiadukt do centrum Tokio ciągnął się w nieskończoność.
 

Zabrali nas prosto do Tokyo Hilton i nie pozwolili nam z niego wyjść. Nie postawiłem stopy poza Hiltonem, z wyjątkiem wyjazdu na koncert. Wszystko było idealnie zgrane. Wiesz... facet przychodził do drzwi, cchggggg..., wszyscy wychodziliśmy windą w dół do garażu, wszystko było zatrzymane, wyjeżdżaliśmy na ulicę, cały ruch stał w miejscu, jechaliśmy do Budokanu, policjanci na każdym rogu. Pojechaliśmy tam, zagraliśmy koncert, wróciliśmy, to samo następnego dnia, niesamowite. Kiedy mówię „my”, generalizuję. Paul i John zdołali uciec na jakieś dwadzieścia minut. Ringo i ja tego nie zrobiliśmy. Byliśmy „więźniami”. Jakoś tak. 

 
 

Manila. Jeden z najgorszych czasów, jakich doświadczyłem. Odnosi się to do rodzaju życia, jakie prowadziliśmy. Byliśmy otwarci na tego rodzaju nieszczęścia. Zabrano nas prosto z samolotu (ci „goryle”, ogromni faceci, bez uśmiechów, w białych koszulach z krótkimi rękawami), a następnie natychmiast skonfiskowano nasze „torby dyplomatyczne”! Zabrano tylko nas czterech – Johna, Paula, Ringo i mnie – bez Briana [Epsteina], Neila [Apsnalla] czy Mala [Evansa], a następnie przeniesiono nas na łódź w Zatoce Manilskiej, otoczoną pierścieniem policjantów, wszędzie broń, i po raz pierwszy nie było z nami Neila ani Mala. Boże! Co teraz zrobimy? Był straszny tropikalny upał i od razu pomyśleliśmy, że jesteśmy aresztowani, ponieważ zawsze nosiliśmy ze sobą bagaż podręczny, ze sprzętem do golenia, papierosami i różnymi innymi rzeczami. Myśleliśmy, że dokładnie je przeszukają, znajdą całą „trawkę”  w naszych torbach, a my zostaliśmy na tej łodzi, w tej jednej kabinie, otoczeni przez gliny. Takie przygnębiające.
   To trwało dwie i pół godziny, aż w końcu przybył Brian Epstein, wściekły, żądając, by nas wypuścili, i w końcu to zrobili, zabierając nas do hotelu. Więcej broni; wszędzie, gdzie spojrzeliśmy, broń. Nie wiemy, dlaczego zabrali nasze torby, nie wiemy, dlaczego zabrali nas z samolotu ani dlaczego umieścili nas na łodzi. Nikt niczego nie chciał wyjaśnić. To szalone, podkręcone zabezpieczenie, tylko nas czterech i nikogo więcej. To był pierwszy raz, kiedy zostaliśmy odcięci od Briana i naszych „roadies” (opiekunów trasy).
   Należy stwierdzić, że dla Beatlesów, w latach szczytowej manii – od 1963 do 1967 włącznie (i prawdopodobnie wcześniej i później, choć w mniejszym stopniu) – jednym kluczowym zabezpieczeniem była wszechobecność małej, doświadczonej i subtelnej świty podczas każdej publicznej ekspozycji. Dwóch menadżerów trasy, Brian Epstein (lub jego nominat) i może przedstawiciel prasowy to było maksimum przy większości okazji, a bardzo często wystarczał Neil albo Mal. Ale ktoś musiał być w pobliżu, by zająć się sprawami i trzymać z daleka tłum ludzi, z których wielu było szalonych. Warto też powiedzieć, że z trzech powodów, ochrona Beatlesów była ogólnie minimalna i powściągliwa. Po pierwsze, każdy z ich czterech czuł niesmak do koncepcji posiadania służących. Drugim powodem jest to, że to były lata sześćdziesiąte, przed rozwojem terroryzmu, porwań itd. A trzecim jest to, że w tamtych latach, przed Monterey, przed „znaczeniem”, „pop” nie stał się „rockiem” z całą jego arogancją, zarozumiałością, pozami i zespołami pomocników.
 

Te torby – to mnie na początku przeraziło, bo na lotnisku krzyczeli: „Zostawcie torby, zostawcie torby, zostawcie je”. Przejazd na jedną łódź, potem na drugą. Dotarliśmy jednak do hotelu, torby się pojawiły i nie zostaliśmy aresztowani. Ale ta atmosfera! Manila reprezentowała całą tę „amerykanę” broni, samochodów i przemocy, ale nie wydawało się, by mieli tę północnoamerykańską otoczkę (powierzchowność), która by to trochę równoważyła. Byli tępi i agresywni. Zagraliśmy koncert, ale sytuacja zdecydowanie nie była w porządku. Po pierwsze, miejsce, w którym graliśmy, miało mieć około 70 000 miejsc, a promotor po prostu otworzył teren o powierzchni 100 akrów i wpuścił tam cały świat. Oczywiście zawarł szereg umów z innymi ludźmi, nie mówiąc nam o tym, i prawdopodobnie okłamał także Prezydenta Marcosa, ponieważ następnego dnia obudzili nas ludzie, mówiąc: „Macie być w Pałacu”, a my na to: „Nie, nie mamy”, a oni: „Tak, macie”. Włączyli telewizję, a komentatorzy mówili: „Cóż, jeszcze ich tu nie ma”, a tam były rzędy i rzędy ludzi w długich, szerokich, marmurowych korytarzach, rzędy dorosłych i dzieci ubranych w najlepsze stroje, a komentatorzy na żywo mówili: „Cóż, wciąż ich nie ma, Fantastyczna Czwórka wciąż tu nie dotarła”. Czy mogliśmy wskoczyć w nasze czarne garnitury i pojechać? Nie, nie mieliśmy na to szansy. To był pierwszy raz, kiedy o tym usłyszeliśmy, i było za późno. 
    Więc oglądaliśmy, jak nie przybywamy, aż w końcu nie przybyliśmy, a żona Prezydenta, Pani Marcos, poddała się (sam Marcos był nieobecny). Potem to wszystko było w gazetach, w telewizji i w wiadomościach radiowych: „Beatlesi okazali się aroganccy wobec pierwszej rodziny!” Zostało to przedstawione naprawdę brutalnie i nikt nie chciał nam dać samochodów ani taksówek ani niczego, byśmy dotarli na lotnisko. Mal i Neil robili, co mogli, żeby się nami zająć, ale wszystkie lokalne usługi zostały wycofane. Jakoś wyskrobaliśmy jakiś transport, żeby dotrzeć na lotnisko.

 Beatlemania wciąż trwała wokół nas, z tymi wszystkimi krzyczącymi dziećmi próbującymi nas złapać, ale z tymi wszystkimi dorosłymi i bandytami, którzy nas bili, rzucali cegłami i kopali nas, kiedy przechodziliśmy. Na lotnisku były schody do pokonania, a my musieliśmy nieść cały sprzęt, wzmacniacze, instrumenty, walizki i stać w kolejce. Urzędnicy nie chcieli nas przepuścić, a wręcz zachęcali i umożliwiali tłumowi znęcanie się nad nami. W końcu jakoś przeszliśmy ten etap i weszliśmy do saloniku, gdzie czeka się na samolot, a potem znowu pojawili się ci faceci – „goryle” w białych koszulach z krótkimi rękawami, ci, którzy kazali nam zostawić nasze torby, kiedy przylecieliśmy. Tym razem po prostu krążyli, uderzając, robiąc „łup!”, zbliżali się do nas, ale uderzali w ludzi z naszej ekipy, i to zauważyłem. Jeden powiedział: „Przejdź tam”, więc przesunęliśmy się, a drugi podchodził z drugiej strony, uderzał i mówił: „Przejdź tam”. Chodziło o to, żeby próbować ich wszystkich widzieć w tym samym czasie i ciągle się od nich odsuwać.

    W końcu byliśmy w samolocie, ale długo czekaliśmy, a potem przyszło wezwanie: „Czy Pan Epstein i Pan Evans opuszczą samolot?” Mal był bliski płaczu i mówił: „Powiedz Lil, że ją kocham”. Mal myślał, że zostanie tam porzucony. Potem, na koniec, zabrali Brianowi większość pieniędzy (nasze zarobki w Manili), zanim pozwolili samolotowi odlecieć. To był pierwszy raz, kiedy siedziałem w samolocie i mówiłem: „No dalej, lećmy już!”

Te wydarzenia, gdyby spotkały zwykłych obywateli, byłyby wystarczająco przerażające, ale w przypadku Beatlesów dochodziły dwa dodatkowe czynniki. W 1966 roku byli być może najbardziej znanymi ludźmi na świecie i dlatego (a) byli przyzwyczajeni do specjalnego i przyjaznego traktowania, niezależnie od histerii, oraz (b) stali się wyraźnymi celami, gdy tłum stawał się wrogi. Cena bycia „Fabs” stawała się rzeczywiście wysoka.

    Najśmieszniejsze w tej podróży jest to, że kiedy ją planowaliśmy, zdecydowałem, że w drodze powrotnej pojadę do Indii, żeby zobaczyć, co i jak, i kupić sitar. Neil powiedział, że pojedzie ze mną. Kupiłem wcześniej jakiś lichy sitar w Londynie i zagrałem kawałek w "Norwegian Wood". Ale nie o to chodziło. Chciałem pojechać do Indii. Neil jechał, bo nie chciałem być sam, ale we wczesnej fazie trasy, w Japonii, inni powiedzieli: „Ja też pojadę, o, ja też chyba pojadę”, więc w końcu wszyscy mieli jechać do Indii, z wyjątkiem może Briana i Mala, który zajmował się sprzętem.
   Ale kiedy przeszliśmy przez doświadczenie Manili, nikt nie chciał wysiadać z samolotu, gdy dotarliśmy do Delhi. Pomyśleli: „Nie, dziękuję, więcej zmian, jedziemy do domu!” Nie chcieli przechodzić przez kolejny obcy kraj, więc zapytałem Neila: „Wciąż jedziesz?”, a on powiedział: „Tak”. Wzięliśmy więc nasz bagaż podręczny, a potem steward lub stewardessa podeszła i powiedziała: „Przepraszam, sprzedaliśmy już wszystkie wasze miejsca do Londynu, więc musicie wysiąść”, i tak wszyscy wysiedli. Wszyscy to zrobiliśmy. Muszę przyznać, że wiedziałem, że Indie będą w porządku, ale po tej Manili pomyślałem, że lepiej będzie od razu wracać do domu. Tak czy inaczej, wybór został nam odebrany i Beatlesi znaleźli się w Indiach. Pomyślałem: „Cóż, w Indiach i tak nigdy nie słyszeli o Beatlesach”, bo zawsze uważałem ten kraj za tak odległy. A potem wysiedliśmy z samolotu, w atmosferze Delhi, ten zapach i wilgoć i to wszystko, i była noc, a tu nagle wszyscy ci czarni ludzie krzyczą: „The Beatles, The Beatles”, a ja pomyślałem: „O, nie! Znowu!”
    Zawieźli nas do hotelu. To była dziwna podróż, bo w Indiach wszędzie jest tak wielu ludzi, że zawsze wygląda to, jakby wydarzyło się coś drastycznego. W New Delhi, zbudowanym przez Brytyjczyków, są dwujezdniowe ulice i ronda. Wygląda to jak Hunts Cross, a wieczorem wszyscy siedzą na tych rondach i wzdłuż ulic. Byli tam młodzi ludzie na skuterach, krzyczący i jadący za nami. Okazało się, że to była dobra podróż, chociaż kiedy wyjechaliśmy z miasta, w starych Cadillacach z lat pięćdziesiątych (niosąc nasze aparaty Nikon, które dostaliśmy w Tokio) i spacerowaliśmy po wioskach, uświadomiłem sobie, że aparat, który trzymam, jest prawdopodobnie wart więcej, niż oni zarobią przez całe życie. Tak czy inaczej, kupiłem sitar i po czterech dniach wyjechaliśmy.

George miał wrócić do Indii jeszcze kilka razy; wkrótce po pierwszej wizycie zaprzyjaźnił się z Ravi Shankarem, stając się jednocześnie jego uczniem i mentorem. Wiele zrobili, by sobie nawzajem pomóc. George zapalił latarkę na indyjską muzykę pana Shankara na całym Zachodzie. Dla George'a Harrisona (z jednej strony Hong Kong Blues, Blue Suede Shoes, Your Cheatin’ Heart, a z drugiej muzyka indyjska) wpływy rzeczywiście pogłębiały się. Dziś powie, że ma wielu ulubionych artystów i niewielu z nich ma cokolwiek wspólnego z dzisiejszą zachodnią kulturą popularną czy listami przebojów, na które jego wytwórnia płytowa bez wątpienia liczy, że celuje swoją muzyką.


Hoagy [Carmichael] był pierwszy, tak myślę, że podobało mi się większość tego, na co byłem „narażony” – w tamtych czasach nie było tak łatwego „dostępu”, i byłeś wdzięczny za to, co usłyszałeś. „Stary” Jimmy Rogers i Hank Williams, Kay Starr, Slim Whitman i Teresa Brewer... byli dla mnie dobrzy, dopóki nie skończyłem dwunastu lat. A Django [Reinhardt], który z dwoma sparaliżowanymi palcami przestrunował swoją gitarę, wpłynął na więcej ludzi w większej liczbie stylów niż ktokolwiek inny. Był Romem; on i Grappelli, wszyscy grali razem tak dawno temu w Hot Club of France. Myślę, że tak jak Chaplin czy Groucho, był tam tak naprawdę, odkąd byłem małym chłopcem. Wiesz, myślę, że w tej chwili wolałbym posłuchać "Lady Be Good" Grappellego niż prawie czegokolwiek innego. Prawdopodobnie jest najlepszym skrzypkiem na Zachodzie. Nie słucham zbyt wiele dzisiejszej muzyki – większość z niej sprawia, że jestem oszołomiony: wywyższające się, brzydkie ego.

Cóż, to był jeden zestaw poglądów przedstawiony pewnego wieczoru w Kalifornii w zeszłym roku, a ostatnio to Hoagy Carmichael był fiksacją George'a. Ale na głębszym poziomie, i o wiele trwalej, klasyczna muzyka północnoindyjska jest jego najgłębszą pociechą, a jej czołowi wykonawcy jego bohaterami. A przynajmniej tak mi się wydaje, że jest to prawda.

 

Historia The Beatles
History of  THE BEATLES

 



 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

O dzisiaj w sprzedaży Anthology 4 . Dziedzictwo The Beatles w 2025

 





Od 21 listopada na całym świecie będzie można  kupować wybrany zestaw Anthology 4 (na zdjęciach). Zamawiać od dawna. Ja już zamówiłem kilka miesięcy temu, choć tak po cichu się przyznam, że mam już cyfrową zawartość tego wydawnictwa (jestem nią zachwycony,m ale omówię już już po premierze), ale czekam na przesyłkę z jeszcze większym zainteresowaniem. Tacy jesteśmy my, fani tego wielkiego zespołu. 55 lat po jego rozpadzie. O dziedzictwie Fab Four w dalszej części postu, bo wracamy do czwartej częsci Antologii. Co tam znajdziemy? Wydawnictwo w wielu wariantach. Najnowszy, dodatkowy materiał  tylko na 2CD lub 3 LP, ale warto zastanowić się na kupnem ponownie całości. Choć najnowsze te archiwum zespołu to kopia tego z 1995 roku czyli Anthology1-3 (plus oczywiście ten nieopublikowany wcześniej) ale za to wszystkie nagrania mają nowe remiksy z 2025 roku. W dalszej części postu trochę więcej o tym wydawnictwie, o którym już pisałem tutaj, ale korzystając z okazji, że na rynku znowu pojawi się "coś nowego do zespołu", jak podkreśliłem wcześniej, nieistniejącego od kilkudziesięciu lat proponuję zastanowić się teraz z szacunkiem na dziedzictwem tego zespołu dzisiaj w 2025 roku. Wydanie kolejnych nowych nagrań (w sensie nieopublikowanych wcześniej w tej formie) dowodzi bezdyskusyjnie, że The Beatles to niezrównany fenomen kulturowy i historyczny. Żaden inny zespół ani artysta solowy, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę dzisiejsze dokonania artystyczne i ekonomiczne i bezdyskusyjny fenomen Taylor Swift, nie budzi takiego archeologicznego wręcz zainteresowania każdym fragmentem swojej twórczości, dekady po rozpadzie. Czy twórczość Taylor, która jak podają media pobiła wszelkie możliwe rekordy sprzedaży płyt (zakupów cyfrowych) na świecie wytrzyma próbę czasu i jej nagrań będziemy chętnie słuchali za 10, 20 lat? Szczerze ? Wątpię.




Oto, jak można ująć to zjawisko, aby w pełni docenić to, co osiągnęli The Beatles. Clip pieknie to obrazuje, ale zawsze w takich momentach, gdy opisuję, wspominam WIELKOŚĆ, TESTAMENT zespołu ogarnia mnie smutek, że tego wszystkiego nie doświadczył John. Owszem, skosztował życia Beatlesa, był za życia idolem, ikoną, ale co ciekawe, on sam nawet nie zdażył pojąć tego co sam stworzył z pozostałą trójką przyjaciół z Liverpoolu, uważając Yoko za większą artystkę od siebie. 

Fenomen „Archeologii Beatlesów” 


Zjawisko zainteresowania nagraniami roboczymi (tzw. takes, dema, rozmowy w studio) czy wersjami alternatywnymi (Anthology i niedawne wydania deluxe) u The Beatles nie ma sobie równych.

To wynika z kilku unikalnych czynników. Wyszło mi, że czterech, może nieprzypadkowo ;): 

    1. Stopień transformacji: The Beatles ewoluowali tak radykalnie w tak krótkim czasie (od prostego rock and rolla do psychodelii i dojrzałej kompozycji), że każdy take jest zapisem tej rewolucji. Słuchacze nie szukają tylko utworu, ale momentu przejścia w historii muzyki.

     

     


  1. Mityczna krótkość trwania: Zespół działał zaledwie osiem lat (od Love Me Do do rozpadu). Ten krótki, lecz niesamowicie intensywny okres sprawia, że każdy niewydany dźwięk jest na wagę złota, wypełniając luki w idealnej, ale skończonej opowieści.

     

     



  2. Współtworzenie historii: Materiały archiwalne The Beatles to nie są tylko odrzuty. To są dokumenty historyczne pokazujące interakcje Lennona i McCartneya – dynamikę, która zmieniła popkulturę. Ludzie chcą słyszeć nie tylko muzykę, ale rozmowę geniuszy.

     

     


  3. Kontrola Dziedzictwa: Dzięki starannej i oficjalnej dystrybucji tych materiałów (seria Anthology, Let It Be... Naked, edycje Deluxe, inne) zyskały one status kanonicznya nie tylko nieoficjalnych czy oficjalnych bootlegów.

 

 

 

Dla fanów Elvisa, Pink Floydów, Stonesów czy Jacksona interesujące są ich najlepsze albumy i koncerty. Dla Fab Four interesujący jest każdy milisekundowy szmer w studio, ponieważ jest on częścią najważniejszej muzycznej sagi XX wieku. To jest właśnie miara ich gigantycznego wkładu i dowód, że ich zjawisko trwa.  Żaden inny zespół nie zaoferował światu tak bogatego i nieustannie eksplorowanego archiwum dobra. To zjawisko najlepiej widać na przykładzie utworu Now and Then, który — pomimo że został ukończony i wydany dekady po rozpadzie — stał się globalnym wydarzeniem i tematem rozmów, dowodząc, że świat wciąż nienasycony chłonie każdą kroplę ich wspólnej magii.” Nowa, rozszerzona edycja legendarnej kolekcji Anthology, udowadnia, że ten proces odkrywania ich twórczości trwa nieprzerwanie.


 




Przypomnę jeszcze raz co otrzymamy w całym zestawie (podaję zestaw z 8 CD wersji kolekcjonerskiej). To 4 x 2 płyty CD w rozkładanych kartonowych opakowaniach (digisleeve typu gatefold) z książeczkami wsuwanych do zewnętrznego etui (slipcase) + 4 karty ze zdjęciami w unikalnej, numerowanej kopercie. Zestaw 8 płyt CD Anthology Collection zawiera trzy przełomowe albumy Anthology z połowy lat 90., zremasterowane w 2025 roku przez Gilesa Martina, plus nową kompilację: Anthology 4. Kolekcja zawiera łącznie 191 utworów, w tym studyjne odrzuty (outtakes), nagrania na żywo, audycje radiowe i dema, które ukazują muzyczny rozwój The Beatles od 1958 roku aż po ostatni singiel – „Now And Then” – wydany w 2023 roku. Anthology 4 zawiera 13 wcześniej niepublikowanych utworów i 17 piosenek wybranych z wersji Super Deluxe pięciu klasycznych albumów. Oprócz fascynujących odrzutów z lat 1963–1969, album zawiera nowe miksy utworów „Free As A Bird” i „Real Love” przygotowane w 2025 roku przez Jeffa Lynne'a. Ponadto Anthology 4 prezentuje 17 utworów, które wcześniej były niedostępne w formacie CD. Każdy album z 2 płytami CD jest umieszczony w rozkładanym kartonowym opakowaniu (digisleeve), z ponad 40-stronicową książeczką zawierającą oryginalną grafikę, notatki Marka Lewisohna oraz odrestaurowane zdjęcia dla Anthology 1–3; Anthology 4 posiada zupełnie nowe notatki napisane przez Kevina Howletta wraz ze zdjęciami. Zewnętrzne etui (slipcase) prezentuje oryginalną grafikę tryptyku Klausa Voormanna oraz okładkę w formacie 3/4 O-Card z listą utworów.Format dostępny wyłącznie w sklepie The Beatles Store będzie zawierał 4 karty ze zdjęciami zespołu (w rozmiarze CD) w niestandardowej czarnej, numerowanej kopercie (łącznie 8000 sztuk).
 
 



O ile wiem,  będzie wydana nowa wersja Anthology 4 na dvd, rozszerzona o 9 odcinek, przypuszczalnie poswiecony historii  powstawania "Now And Then" (choć  znamy ją z oficjalnie publikowanych filmów). Wszystko odrestaurowane a pokaże wszystko Disney+.

Anthology 1


CD Disc One:

  1. Free As A Bird (1995 mix)
  2. John Lennon Speech 1
  3. That’ll Be The Day
  4. In Spite Of All The Danger
  5. Paul McCartney Speech 1
  6. Hallelujah, I Love Her So (Home demo)
  7. You’ll Be Mine (Home demo)
  8. Cayenne (Home demo)
  9. Paul McCartney Speech 2
  10. My Bonnie
  11. Ain’t She Sweet
  12. Cry For A Shadow
  13. John Lennon Speech 2
  14. Brian Epstein Speech 1
  15. Searchin’ (Decca audition)
  16. Three Cool Cats (Decca audition)
  17. The Sheik Of Araby (Decca audition)
  18. Like Dreamers Do (Decca audition)
  19. Hello Little Girl (Decca audition)
  20. Brian Epstein Speech 2
  21. Besame Mucho (June 1962 version)
  22. Love Me Do (First version)
  23. How Do You Do It
  24. Please Please Me (First version)
  25. One After 909 (Takes 3, 4 and 5)
  26. One After 909 (Edit of Takes 4 and 5)
  27. Lend Me Your Comb (BBC recording)
  28. I’ll Get You (Sunday Night at the London Palladium)
  29. John Lennon Speech 3
  30. I Saw Her Standing There (Live in Stockholm)
  31. From Me To You (Live in Stockholm)
  32. Money (That’s What I Want) (Live in Stockholm)
  33. You Really Got A Hold On Me (Live in Stockholm)
  34. Roll Over Beethoven (Live in Stockholm)


CD Disc Two:

  1. She Loves You (Royal Variety Performance)
  2. Till There Was You (Royal Variety Performance)
  3. Twist And Shout (Royal Variety Performance)
  4. This Boy (The Morecambe And Wise Show)
  5. I Want To Hold Your Hand (The Morecambe And Wise Show)
  6. Speech From The Morecambe And Wise Show
  7. Moonlight Bay (The Morecambe And Wise Show)
  8. Can’t Buy Me Love (Take 2 with solo from Take 1)
  9. All My Loving (The Ed Sullivan Show)
  10. You Can’t Do That (Take 6)
  11. And I Love Her (Take 2)
  12. A Hard Day’s Night (Take 1)
  13. I Wanna Be Your Man (Around The Beatles)
  14. Long Tall Sally (Around The Beatles)
  15. Boys (Around The Beatles session)
  16. Shout (Around The Beatles)
  17. I’ll Be Back (Take 2)
  18. I’ll Be Back (Take 3)
  19. You Know What To Do (Demo)
  20. No Reply (Demo)
  21. Mr Moonlight (Takes 1 and 4)
  22. Leave My Kitten Alone (Take 5)
  23. No Reply (Take 2)
  24. Eight Days A Week (Takes 1, 2 and 4)
  25. Eight Days A Week (Take 5)
  26. Kansas City / Hey-Hey-Hey-Hey! (Take 2)

Anthology 2

CD Disc One:

  1. Real Love (1996 mix)
  2. Yes It Is (Takes 2 and 14)
  3. I’m Down (Take 1)
  4. You’ve Got To Hide Your Love Away (Take 5)
  5. If You’ve Got Trouble (Take 1)
  6. That Means A Lot (Take 1)
  7. Yesterday (Take 1)
  8. It’s Only Love (Takes 3 and 2)
  9. I Feel Fine (Blackpool Night Out)
  10. Ticket To Ride (Blackpool Night Out)
  11. Yesterday (Blackpool Night Out)
  12. Help! (Blackpool Night Out)
  13. Everybody’s Trying To Be My Baby (Live at Shea Stadium, New York)
  14. Norwegian Wood (This Bird Has Flown) (Take 1)
  15. I’m Looking Through You (Take 1)
  16. 12-Bar Original (Take 2 edited)
  17. Tomorrow Never Knows (Take 1)
  18. Got To Get You Into My Life (Take 5)
  19. And Your Bird Can Sing (Take 2)
  20. Taxman (Take 11)
  21. Eleanor Rigby (Take 14 – Strings only)
  22. I’m Only Sleeping (Rehearsal)
  23. I’m Only Sleeping (Take 1)
  24. Rock And Roll Music (Live in Tokyo)
  25. She’s A Woman (Live in Tokyo)

CD Disc Two:

  1. Strawberry Fields Forever (Home demo sequence)
  2. Strawberry Fields Forever (Take 1)
  3. Strawberry Fields Forever (Take 7 and edit piece)
  4. Penny Lane (Remix)
  5. A Day In The Life (Takes 1, 2, 6 and orchestra)
  6. Good Morning Good Morning (Take 8)
  7. Only A Northern Song (Takes 3 and 12)
  8. Being For The Benefit Of Mr Kite! (Takes 1 and 2)
  9. Being For The Benefit Of Mr Kite! (Take 7)
  10. Lucy In The Sky With Diamonds (Takes 6, 7 and 8)
  11. Within You Without You (Instrumental)
  12. Sgt Pepper’s Lonely Hearts Club Band (Reprise) (Take 5)
  13. You Know My Name (Look Up The Number) (Stereo remix)
  14. I Am The Walrus (Take 16)
  15. The Fool On The Hill (Demo)
  16. Your Mother Should Know (Take 27)
  17. The Fool On The Hill (Take 4)
  18. Hello, Goodbye (Take 16)
  19. Lady Madonna (Takes 3 and 4)
  20. Across The Universe (Take 2)

Anthology 3

CD Disc One:

  1. A Beginning
  2. Happiness Is A Warm Gun (Esher demo with false start)
  3. Helter Skelter (Take 2 edited)
  4. Mean Mr Mustard (Esher demo)
  5. Polythene Pam (Esher demo)
  6. Glass Onion (Esher demo)
  7. Junk (Esher demo)
  8. Piggies (Esher demo)
  9. Honey Pie (Esher demo edited)
  10. Don’t Pass Me By (Take 3 with Take 5 vocal)
  11. Ob-La-Di, Ob-La-Da (First version - Take 5)
  12. Good Night (Rehearsal and Take 34)
  13. Cry Baby Cry (Take 1)
  14. Blackbird (Take 4)
  15. Sexy Sadie (Take 6)
  16. While My Guitar Gently Weeps (Acoustic version - Take 1)
  17. Hey Jude (Take 2)
  18. Not Guilty (Take 102 edited)
  19. Mother Nature’s Son (Take 2)
  20. Glass Onion (Original mono mix)
  21. Rocky Raccoon (Take 8)
  22. What’s The New Mary Jane (Take 4)
  23. Step Inside Love / Los Paranoias (Studio jam)
  24. I’m So Tired (Edit of Takes 3, 6 and 9)
  25. I Will (Take 1)
  26. Why Don’t We Do It In The Road (Take 4)
  27. Julia (Take 2)

CD Disc Two:

  1. I’ve Got A Feeling (Apple Studio)
  2. She Came In Through The Bathroom Window (Apple Studio)
  3. Dig A Pony (Apple Studio)
  4. Two Of Us (Apple Studio)
  5. For You Blue (Apple Studio)
  6. Teddy Boy (Apple Studio)
  7. Medley: Rip It Up / Shake, Rattle And Roll / Blue Suede Shoes (Apple Studio jam)
  8. The Long And Winding Road (Apple Studio)
  9. Oh! Darling (Apple Studio)
  10. All Things Must Pass (Demo)
  11. Mailman, Bring Me No More Blues (Apple Studio jam)
  12. Get Back (Third rooftop performance)
  13. Old Brown Shoe (Demo)
  14. Octopus’s Garden (Take 2)
  15. Maxwell’s Silver Hammer (Take 5)
  16. Something (Demo)
  17. Come Together (Take 1)
  18. Come and Get It (Demo – 1996 remix)
  19. Ain’t She Sweet (Studio jam)
  20. Because (Vocals only)
  21. Let It Be (Apple Studio)
  22. I Me Mine (Take 16)
  23. The End (Remix with the final chord of A Day In The Life)

Anthology 4

CD Disc One:

  1. I Saw Her Standing There (Take 2)
  2. Money (That’s What I Want) (RM7 undubbed)
  3. This Boy (Takes 12 and 13)
  4. Tell Me Why (Takes 4 and 5)
  5. If I Fell (Take 11)
  6. Matchbox (Take 1)
  7. Every Little Thing (Takes 6 and 7)
  8. I Need You (Take 1)
  9. I’ve Just Seen A Face (Take 3)
  10. In My Life (Take 1)
  11. Nowhere Man (First version – Take 2)
  12. Got To Get You Into My Life (Second version – unnumbered mix)
  13. Love You To (Take 7)
  14. Strawberry Fields Forever (Take 26)
  15. She’s Leaving Home (Take 1 – instrumental)
  16. Baby, You’re A Rich Man (Takes 11 and 12)
  17. All You Need Is Love (Rehearsal for BBC broadcast)
  18. The Fool On The Hill (Take 5 – Instrumental)
  19. I Am The Walrus (Take 19 – strings, brass, clarinet overdub)

CD Disc Two:

  1. Hey Bulldog (Take 4 – instrumental)
  2. Good Night (Take 10 with a guitar part from Take 5)
  3. While My Guitar Gently Weeps (Third Version – Take 27)
  4. (You're So Square) Baby I Don't Care (Studio jam)
  5. Helter Skelter (Second version – Take 17)
  6. I Will (Take 29)
  7. Can You Take Me Back? (Take 1)
  8. Julia (Two rehearsals)
  9. Get Back (Take 8)
  10. Octopus's Garden (Rehearsal)
  11. Don't Let Me Down (First rooftop performance)
  12. You Never Give Me Your Money (Take 36)
  13. Here Comes The Sun (Take 9)
  14. Something (Take 39 – instrumental – strings only)
  15. Free As A Bird (2025 mix)
  16. Real Love (2025 mix)
  17. Now And Then






Historia The Beatles
History of  THE BEATLES

 









GEORGE HARRISON wspomina - I ME MINE (1)


 

Ponieważ w poście LIPIEC 1980 napisałem o wydaniu książki "I Me Mine" George'a uznałem, że warto po raz pierwszy w tak obszerny sposób zamieścić z niej fragmenty (niedawno czytaliśmy Cyn i Pattie, więc dzisiaj czas na "cichego Beatlesa". Cytuję dzisiaj początkowy fragment książki, wstęp Dereka Taylora (italic, kolor żółty) oraz już własne słowa George'a. Oba autorzy książki na zdjęciu obok. Książka poza samą biografią Artysty to zbiór filozoficzno-religijnych rozważań. Nieprzypadkowo Bob Dylan opisał go, że był jedną z najbardziej uduchowionych osób, które znał. 



  Istniał pogląd, że kiedy wszyscy inni 'dorastali', my się po prostu wygłupialiśmy, będąc gwiazdami rock'n'rolla” – powiedział George Harrison, gdy przygotowywaliśmy tę książkę. W kontekście tego, co przeczytacie, ten błędny pogląd, niewątpliwie powszechny pod koniec lat sześćdziesiątych, zostanie uznany za równie nieodpowiedni, co bezkrytyczne uwielbienie, które zastąpił.   I Me Mine, tytuł będący przebiegłym paradoksem, wybrany przez człowieka, który przez lata i z wielu powodów starał się poskromić swoje ego (wciąż próbuje i nie zawsze mu się udaje), to książka opowiadająca historię dorastania – niekoniecznie ciężkiego, ale z pewnością nie łatwego. Bez względu na to, jak wielki wydawał się zaszczyt i bogactwo łaskawie spływać na ewolucję The Beatles, „łatwy” nie jest słowem, które opisuje to, co ich spotkało w drodze na szczyt.
   
Pisząc ten wstęp, będę obficie cytować samego George’a (z rozmów nagranych w Kalifornii, Oxfordshire i Suffolk). Chociaż przyjaźnimy się od lat, wiem o nim mniej niż on sam o sobie. W każdym razie, George jest obdarzony dwoma darami jako gawędziarz: niezwykłą pamięcią do szczegółów (daty, wskazówki, pogoda, nastrój, pora dnia, wygląd itp.) oraz szczerym pragnieniem wyraźnego przedstawienia swoich poglądów. Ta ostatnia cecha irytowała jego krytyków („Dlaczego ten człowiek musi tak nauczać?”), ale zjednała sobie u milionów bardziej otwartych ludzi prawdziwe poczucie wdzięczności za pokrzepiającą jakość jego optymizmu i zdobyła trwałą miłość za jego uczciwość.
 
  Jest jeszcze jeden powód, dla którego oferuję tak wiele wspomnień w pierwszej osobie: jak wszystkie postacie publiczne, których sława sięgała głębiej niż sam stan bycia Bardzo Dobrze Znanych, The Beatles byli w znacznym stopniu przewidywani, ‘interpretowani’, oceniani oraz niedo- i przeceniani aż do absurdu.
    Po raz pierwszy zobaczyłem The Beatles na koncercie 30 maja 1963 roku, kiedy Joan (moja żona) i ja odwiedziliśmy kino Odeon w Manchesterze. Wtedy tam mieszkałem i pracowałem jako krytyk teatralny i felietonista dla północnego wydania London Daily Express. The Beatles zamykali niezwykły „package show” (wyrażenie z lat 50. i 60. oznaczające koncert, w którym duża liczba artystów wykonywała swoje utwory, często w kinach) wraz z Gerry and the Pacemakers i Royem Orbisonem.
    Choć do dziennikarzy informacja docierała z opóźnieniem, słyszałem o nich i oboje pomyśleliśmy, że to będzie udany wieczór. Show był zdumiewający. Siedzieliśmy w pierwszym rzędzie, widząc każdy detal występu, choć ledwo słyszeliśmy muzykę ponad najgłośniejszymi wrzaskami, jakich kiedykolwiek doświadczyliśmy. The Beatles byli znakomici i było absolutnie jasne, że dzieje się coś wyjątkowego.
     Napisałem przesadnie pochlebną recenzję, stwierdzając, że „Liverpool Sound przybył do Manchesteru” i że było to „wspaniałe”, a dzięki temu „muzyka popularna, po latach niewypowiedzianych śmieci, znów stała się zdrowa i dobra”. Opisałem The Beatles jako „świeżych, bezczelnych, bystrych i młodych”. Po pierwszym koncercie byli dla mnie jednością; nie miałem pojęcia, kto jest kim.
    W skrócie: przeprowadziłem wywiad z menedżerem, Brianem Epsteinem [razem na zdjęciu], a następnie notowałem i relacjonowałem każdy ich postęp każdego dnia, stając się odrodzonym Beatlemaniac'iem.    
Gdy ich tożsamości stawały się dla mnie jaśniejsze, zauważyłem, że George jest Tym Cichym. Gdy redaktor Manchester Daily Express, John Buchanan, zasugerował, by jeden z Beatlesów pisał cotygodniowy felieton, zasugerowałem George’a. Powiedziałem, że George wydawał mi się przystępny, szczery i wyrazisty.
   John Buchanan przedstawił Brianowi Epsteinowi propozycję: Beatle firmowałby artykuł, ale ja bym go pisał. Brian zapytał dlaczego. „Bo Derek wie, czego chce czytelnik” – odparł Buchanan. Brian zaakceptował propozycję i zapytał, kogo mamy na myśli. „George’a” – powiedziałem. „Wydawał mi się miłym chłopakiem, łatwym do rozmowy, cichym, przyjemnym.” Brian odparł: „Jakie to ciekawe. Byłoby to dobre dla George’a, dałoby mu dodatkowe zainteresowanie. John i Paul mają swoje pisanie piosenek, a Ringo jest raczej nowy.”
   
 Kiedy padła propozycja stawki tygodniowej – pięćdziesiąt funtów – Epstein udawał zdumienie. „Pięćdziesiąt funtów!” – krzyknął. „Nie pozwolę George’owi firmować artykułu w Daily Express za pięćdziesiąt funtów!” Ostatecznie Brian ustalił stawkę na sto funtów, mówiąc, że i tak jest za niska.
    W ten sposób pod koniec 1963 roku George Harrison został felietonistą Daily Express.
  Napisałem pierwszy felieton, niewiele konsultując się z nim co do treści, obiecując, że zobaczy go przed publikacją. Rozmawiałem z nim o jego rodzinie: ojciec, kierowca autobusu w Liverpoolu, był miłym, pragmatycznym człowiekiem, wspierającym syna.
  W tym pierwszym felietonie George miał rzekomo powiedzieć ojcu, że będzie musiał wyjechać, na co ojciec miał odpowiedzieć (w moim wymyślonym cytacie): „Nie martw się tym, synu, ty po prostu idź i graj na gitarze, a ja będę dalej prowadził te duże zielone roboty.” Ubrałem ten tekst w stereotypowy slang Liverpoolu.
   Pojechałem spotkać się z George’em w Londynie. Byli tam wszyscy czterej Beatlesi. George, mój nowy współpracownik, zaniepokojony, przeczytał tekst. Krzyknął: „Co to jest: 'Ja będę prowadził te duże zielone roboty’, co to są te duże zielone roboty?”
    Zapanowała straszna cisza. „Autobusy” – powiedziałem – „autobusy Liverpool Corporation, duże, zielone rzeczy, roboty, no wiesz, duże zielone roboty, piętrowe autobusy”. „Nigdy nie słyszałem, żeby ktoś nazywał je dużymi zielonymi robotami” – powiedział George, śmiejąc się na dobre.
   I tak zaczęliśmy współpracować, i robimy to od tamtego dnia do dzisiaj. Zastanawiamy się, jak ten związek przetrwał tak dziwne lata, manię i rozpad The Beatles, narkotyki, drinki i duże, tęczowe roboty, nie wspominając o jasnoniebieskiej robocie Apple! To była dopiero duża zielona robota.
     W kolejnych tygodniach utrzymywaliśmy felieton jako duet. George, wbrew byciu Cichym Beatle'em, jest bardzo rozmownym człowiekiem, z dużą chęcią wyrażania siebie. Aby zacząć, musimy podróżować z nim, jego własnymi słowami...




Arnold Grove, dom rodzinny George'a, sierpień 2025, zdjęcie zrobione przez Autora bloga 



 
 
Próbuję wyobrazić sobie duszę wchodzącą do łona kobiety mieszkającej pod numerem 12 Arnold Grove w Wavertree, Liverpool 15: wszędzie balony zaporowe, a Niemcy bombardujący Liverpool. Wszystko to się działo.
  Siedziałem pod tym domem, w samochodzie z Olivią, parę lat temu, wyobrażając sobie rok 1943, jak przeciskam się ze świata duchowego, z poziomu astralnego, wracając do ciała w tym właśnie domu. To naprawdę dziwne, gdy weźmie się pod uwagę całą planetę i wszystkie planety, jakie mogą istnieć na poziomie fizycznym... jak trafiłem do tej rodziny, do tego domu, w tym czasie i kim w ogóle jestem?
 
Tak więc, w tym wcieleniu, 25 lutego 1943 roku, w samym środku Drugiej Wojny Światowej, głęboko w Liverpoolu i głęboko w zimie, George urodził się w 12 Arnold Grove – ślepej uliczce, w szeregowym domu z alejką z tyłu.


 
Rodzice: Harold i Louise 
Nadal tam wisi tabliczka: 'Arnold Grove, Nieprzejęta'. Wciąż nikt nie chce jej wziąć na własność. Z wyglądu jest jak [ulica z brytyjskiego serialu] Coronation Street: nie ma ogródka, drzwi prosto na ulicę. Z ulicy wchodziło się do frontowego pokoju. Dalej był tylny pokój, czyli kuchnia, ze schodami prowadzącymi na górę do dwóch sypialni. Ale potem się przeprowadziliśmy, po jakichś dwudziestu pięciu latach na liście oczekujących na mieszkanie.
   W moich wczesnych dniach, Arnold Grove było w porządku w swoim okresie. W tylnym pokoju, który był kuchnią, mieliśmy jeden z tych małych, żeliwnych piecyków kuchennych, gdzie czajnik stał na ogniu, a piekarnik był obok. Każdy pokój na dole miał zaledwie około trzech metrów kwadratowych (bardzo mały), a zimą w domu było zimno.
 Na zewnątrz był mały, prawie cały wybrukowany podwórek, oprócz jednego kawałka, gdzie znajdowała się wąska na stopę rabatka, toaleta z tyłu i kosz na śmieci wbudowany w tylną ścianę. Przez pewien czas mieliśmy mały kurnik, w którym trzymaliśmy koguty.
 Kiedy pojechaliśmy tam z Olivią, nikogo nie było w środku, więc usiedliśmy na zewnątrz i wyobrażaliśmy sobie, jak jest teraz. Prawdopodobnie wyburzyli kominek, wstawili jeden z tych małych, kafelkowych [zastępczych] pieców i pewnie mają teraz bieżącą ciepłą wodę. Kiedyś mieliśmy cynkową wannę, dużą, wiszącą na ścianie na zewnątrz. Wnosiliśmy ją, stawialiśmy przed ogniem w kuchni, a potem napełnialiśmy gorącą wodą z garnków i czajników. Dobre miejsce do mycia włosów, Liverpool. 
 
Wszyscy, którzy mieszkali w tych domach, pamiętają, jak zimno potrafiło być w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Ogrzewania centralnego było w Wielkiej Brytanii bardzo mało, a w latach wojennych i powojennych paliwa było niewiele.
 
Zimno? Było zimno w tamtych czasach, zimno. Mieliśmy tylko jeden ogień. Mróz. Najgorzej. Tylko jeden ogień w jednym pokoju. Brak ogrzewania. A zimą był lód na oknach. Trzeba było włożyć termos z gorącą wodą do łóżka i przesuwać go przez godzinę, zanim się do niego wchodziło (biegać na górę i z powrotem, żeby go przesuwać), potem zerwać z siebie ubranie i wskoczyć. A potem „oooo coooohhhhhhh”, leżeć nieruchomo. I tak bywało, że ledwo się rozgrzewało, a już dzwonił budzik: 'wstawaj, czas do szkoły’, wyciągnąć rękę z łóżka. Mróz. O, drogi.
Ten dom był w porządku, bycie małym było bardzo przyjemne, a latem zawsze było słonecznie. Najgorsze było opuszczenie podstawówki i pójście do dużego liceum [gramatycznego]. To wtedy zaczęła się ciemność. Zdałem sobie sprawę, że pada i jest pochmurno, że są stare ulice i zacofani nauczyciele i cała reszta. I tam właśnie zaczęły się moje frustracje. Trzeba było uderzyć kogoś pięścią, żeby po prostu to z siebie wyrzucić. Cała idea tego miejsca była zbyt poważna. Nie wolno się uśmiechać, nie wolno robić tego czy tamtego. Stój tu, siedź tam, zamknij się, usiądź. I zawsze te egzaminy: Eleven-Plus, stypendia albo GCE. To wtedy nadeszła ciemność.
Nie lubiłem szkoły. Uważam, że była okropna; najgorszy czas w życiu. Podstawówka nie była zła, tylko dlatego, że był futbol, sport i cała reszta, choć zdarzało się, że nas lano. Pewnego razu, gdy miałem osiem czy dziewięć lat, pan Lyons (nauczyciel) uderzył mnie trzciną i trafił w nadgarstek. Był opuchnięty. Kiedy wróciłem do domu, próbowałem to ukryć, ale ojciec to zobaczył, a następnego dnia poszedł do szkoły, pan Lyons został wezwany z klasy, a mój tata 'przywalił' mu.
 
Liverpool Institute 2025 - zdjęcia Autora blogaa

 
  To Wielkie Liceum, Liverpool Institute, było prawdziwą zmorą. Nauczyciele byli albo starymi weteranami wojennymi, albo świeżo po studiach, więc i tak niewiele wiedzieli. Jeśli zobaczysz ich zdjęcia, zrozumiesz, co mówię. Już wtedy wiedziałem, że to nie są ludzie, którzy powinni uczyć. Byłem niekwalifikowany, by to powiedzieć, ale teraz, po tych wszystkich latach, mogę stwierdzić, że nie byli. Sposób, w jaki wysłali cię w świat, był żałosny. W moim przypadku, w świadectwie, które miało pomóc mi w znalezieniu pracy na resztę życia, napisano: „Nie mogę powiedzieć, jaka jest jego praca, ponieważ on nie wykonywał żadnej”.
Była to taka rudera. Mogło wyglądać dobrze. Mogłoby mieć zeskrobaną farbę z drewna i być udekorowane zgodnie z wiktoriańskim stylem, jakim było. Zabrałem tam Olivię. Przybywając z Kalifornii, nie mogła w to uwierzyć. Odbywały się tam wieczorne zajęcia, więc mogliśmy się przejść i obejrzeć wszystkie pokoje, w których byłem.

Dziwi niechęć George’a do szkoły – wręcz nienawiść, z pewnością uraza – ponieważ wkrótce po jej opuszczeniu stał się gorliwym, żarliwym poszukiwaczem informacji, prawdy i wiedzy. Dziwne jest również to, że chłopiec z liceum – najbardziej brytyjskiej elity – odrzucił wszystko, co ta szanowana szkoła w Liverpoolu miała do zaoferowania. Z pewnością w domu zachęcano go do dobrych wyników. Obaj jego bracia ukończyli pełne praktyki, a siostra Louise zdała wszystkie egzaminy, aby pójść na studia i sama zostać nauczycielką.
George jest teraz sukcesem w każdym konwencjonalnym znaczeniu tego słowa, a jednak szkoła nie potrafiła trafić w ani jedną nutę w chłopcu, który później pragnął i zdobywał dostępne szczegóły na temat niemal wszystkiego. Mimo to, w swoich wspomnieniach z liceum w Liverpoolu w latach pięćdziesiątych, nie pozostawia wątpliwości.

    To nas uformowało, byśmy się bali. Zagnieździło się zepsucie. Mówi się, że dzieci uczą się, jeśli coś jest ekscytujące, ale kiedy zagnieździ się zepsucie, przestajesz się uczyć i przestajesz być otwarty na wszystko. Na to trzeba uważać. Wszystko to zaczęło się, gdy poszedłem do liceum. Te wszystkie logarytmy i pierwiastki kwadratowe; a algebra była straszna. x plus 3 przez z równa się y. Prędzej nauczyłbym się chińskiego lub sanskrytu. To ma sens dla nich, dla naukowców, intelektualistów. Algebra? Nie mam pojęcia, co to znaczy ani skąd się wzięło. Nie ma harmonii, rytmu ani podstawowego uczucia, ponieważ tak naprawdę można rozumieć ludzi bez znajomości tego samego języka. Jeśli spojrzy się na siebie lub dotknie, można się porozumieć... A potem, oczywiście, nawet języka można się nauczyć. Ale algebra nie miała dla mnie nic wspólnego z 'rzeczywistością'. Oglądam to teraz na Open University i nadal nie potrafię się połączyć.
Muzyka? Nawet z muzyki się wykręciłem, bo choć lubiłem muzykę, to w szkole polegała ona na układaniu ust w ten sposób... (George wykrzywił usta, parodiując amatora w operetce) ...Cóż, można było grać na flecie lub skrzypcach, a dziś myślę, że można grać na gitarach i innych rzeczach, ale nie wtedy.
     Aby zdać GCE (egzamin maturalny) w wieku 16 lat, musieliśmy najpierw zaliczyć trzy przedmioty na egzaminie próbnym. Pierwszym wynikiem z 'próbnego' była sztuka, którą zdałem. Ale to dlatego, że Stan Reid, nauczyciel plastyki, był miły (to ten z OM na koszulce na albumie Dark Horse). Nawet jeśli nie byłem aż tak dobry z plastyki, zdobyłem wystarczająco dużo, by zdać. Pomyślałem: 'Wow. Fantastycznie'.
    Potem przyszedł następny wynik. Nie zdałem, i następny. Nie zdałem, nie zdałem, nie zdałem, nie zdałem: oblałem wszystkie oprócz plastyki; nawet języka angielskiego, który zdecydowali, że każdy może zdawać bez względu na oceny – wszyscy oprócz mnie! Dostałem dwa procent. Naprawdę, nie zdałem żadnego, a potem powiedzieli, że mogę iść, w porządku, możesz iść, wszyscy zdają egzaminy.
     Próbowali wcisnąć mnie do następnej klasy z rocznikiem niżej, żebym został i zdawał egzaminy w przyszłym roku, a ja byłem w tej klasie przez godzinę i pomyślałem: 'Nie, dzięki, kolego, nie będę się uczył tych wszystkich nowych ludzi i ich sztuczek', więc przeskoczyłem przez płot na film i nie wróciłem aż do ostatniego dnia, żeby odebrać grzywnę.
    Więc... nie miałem żadnej z tych rzeczy, tych kwalifikacji. Co myśleli moi rodzice? Nie wiedzieli, co zostało powiedziane, ponieważ spaliłem swój raport i świadectwo. Żałuję, że ich nie zatrzymałem. Interesujące byłoby w retrospekcji zobaczyć wszystkie te podpisy nauczycieli i to, co o mnie powiedzieli. Dyrektor powiedział: „Nie brał udziału w żadnej działalności szkolnej”... mówili tak dalej, aż poczułem się tak źle i winny, że musiałem to spalić, zanim wrócili moi rodzice.
 
„Don’t Bother Me” (Nie zawracaj mi głowy) To była pierwsza piosenka, jaką napisałem – jako ćwiczenie, żeby zobaczyć, czy w ogóle potrafię napisać piosenkę. Napisałem ją w hotelu w Bournemouth w Anglii, gdzie graliśmy letni sezon w 1963 roku – leżałem wtedy chory w łóżku – może dlatego właśnie wyszło „Don’t Bother Me” [Nie zawracaj mi głowy]. Nie sądzę, żeby to była szczególnie dobra piosenka, może nawet w ogóle nie jest to piosenka, ale przynajmniej pokazała mi, że wszystko, co musiałem zrobić, to pisać dalej, a wtedy może w końcu napiszę coś dobrego. Nawet teraz czuję: ‘Chciałbym móc napisać coś dobrego’. To kwestia względności. Zapewniła mi jednak zajęcie.
 
Podobnie jak wielu chłopców, którzy dorastali po drugiej wojnie światowej, George Harrison nie widział sensu w korpusach kadetów wojskowych, które wciąż kwitły w brytyjskich szkołach średnich. 
  
 Wojsko. Strach przed wojskiem. Już w wieku około dwunastu lat podjąłem decyzję, że za żadną cenę nie pójdę do armii, a potem w szkole, od trzynastego do szesnastego czy siedemnastego roku życia, mieliśmy tych kadetów. Nigdy nie mogłem tego pojąć. Nigdy tak naprawdę nie mówili: „Dobra, rób to”. Nigdy nie było żadnej rekrutacji ani tablic ogłoszeń, ale w każdy poniedziałek po południu, albo w środę, spojrzałeś przez okno i widziałeś tych chłopców, a wszyscy maszerowali tam i z powrotem z nauczycielem geografii albo matematyki, wszyscy przebrani za żołnierzy, maszerujących „raz, dwa, trzy, cztery”.
    To nie jest coś, co powinieneś chcieć lub czego powinieneś nie lubić. To nie powinno w ogóle istnieć! Myślałem sobie: „CO?!”
    Nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego te normalne rzeczy były normalne. Zawsze wydawały mi się szalone: wszyscy zachowywali się „normalnie”, ale to było tak jak w serialu „Więzień” (The Prisoner). Nigdy do końca nie wiesz, o czym oni mówią. To jakby podporządkować swój układ nerwowy komuś, kogo nie znasz. Zawsze wiedziałem, że jest coś, czego nie dostanę w szkole. Wiedziałem, że szkoła nie jest szczytem ani końcem życiowych możliwości. Dlatego zbytnio mnie to nie martwiło. Zawsze była we mnie ta część, która w szkole myślała: „Cóż, jeśli to jest to, co macie, to ja tego nie chcę. Wiedziałem—istniała jakaś alternatywa. Miałem to szczęście, że czułem, iż ta alternatywa istnieje.  
 

  Alternatywa [dla szkoły] była czymś, co stało się o wiele większe, niż ktokolwiek, absolutnie ktokolwiek, mógłby sobie wyobrazić. Jednak optymizm George’a w obliczu przygnębiającego życia szkolnego nie był mglistym pomysłem, że „coś się wydarzy”. Zaczął on już występować, grając muzykę, gdy był bardzo mały i w bardzo mały sposób (stojąc na stołku), ale w szkole zawarł sojusz ze starszym chłopcem (Paulem McCartneyem), który był jednym ze współpasażerów codziennych szkolnych przejażdżek autobusem.
    George wspomina swoje wczesne muzyczne przysmaki i wpływy, malując w stonowanych kolorach obrazy podmiejskiego życia na [rządowych] osiedlach w Liverpoolu. W fascynujących, a czasem przejmujących szczegółach, doprowadza nas to do jego spotkania z McCartneyem (o rok starszym w Liverpool Institute i który opuścił szkołę rok po George’u, lepiej wykwalifikowany w sensie grammar school), który wkrótce dołączył do Johna Lennona w zespole The Quarrymen. Przeszli przez różne kombinacje nazw i składów, zanim wyłonili się jako The Beatles.
 
Starszy brat George'a Harry ze swoją żoną Irene i dziećmi Janet and Paul Harrison (1967)
 
Szwagierka George’a, Irene Harrison (żona jego najstarszego brata, Harry'ego), wspomina lata prowadzące do jego decyzji, by „spróbować czegoś innego”. Irene była dziewczyną Harry'ego, gdy poznała George’a, tuż po jego trzynastych urodzinach, w 1956 roku. Miała wtedy siedemnaście lat. Nadal jest jego bliską przyjaciółką.  „Powodem, dla którego spędzaliśmy razem czas, było to, że Harry wyjechał odbywać Służbę Narodową, i przypuszczam, że ponieważ byłam jedynym dzieckiem w naszym domu, to było jak posiadanie małego braciszka; a dla George’a, być może zastępowałam jego starszą siostrę, która właśnie wyjechała z domu do Kanady. Wychodziliśmy razem na koncerty i tego typu rzeczy. To był ten czas rock’n’rolla, a wszystkie największe gwiazdy, Lonnie Donegan i inni, przyjeżdżały do Empire (teatru w Liverpoolu), a ja zdobywałam bilety i szliśmy. Miło było mieć towarzystwo, wiecie. Potem Harry i ja pobraliśmy się i mieliśmy mieszkanie w Liverpoolu, a George często do nas wpadał, razem z Paulem. Czasami George pytał: ‘Dokąd dzisiaj idziesz?’, a ja mówiłam: ‘Och, tam i tam’, a on odpowiadał: ‘OK’ i jechał na rowerze, a ja jechałam autobusem. Bardzo dobrze się dogadywaliśmy. Był zabawnym małym facetem.
 
Paul, Ivan Vaugh i George, 1956

    Teraz zależy mu na nauce, ale każdy, kto chce uciec ze szkoły, później zdaje sobie sprawę, że była ona ważna. Chociaż to zależy od tego, kto cię uczy. On naprawdę nienawidził szkoły i często się z niej urywał. Przychodził do nas i mówił: ‘Nie mów mojej mamie.’ Dawała mu pieniądze na lunch na cały dzień, a on je marnował. Myślę, że wydawał je na kino; często chodził na horrory, kiedy dopiero co wchodziły na ekrany, wiecie. Nie sądzę, żeby miał zbyt miłych nauczycieli, ale nauka jest dla niego ważna i wszystko zostaje mu w głowie. Ma szczęście, że spotkał tak wielu ludzi, od których mógł się uczyć. Mógł przecież opuścić szkołę i nie pójść dalej.
    Jego mama i tata byli bardzo tolerancyjnymi, rozsądnymi, kochającymi ludźmi. Byli tacy ciepli i wciągali cię we wszystko. Wchodzenie do ich domu było wspaniałe. To było absolutnie niesamowite. W dużej rodzinie jest coś takiego, że kiedy jesteś jedynakiem, trochę się wycofujesz i wszystko analizujesz. Mój własny dom był miły, zawsze ciepły, a dzieciaki wbiegały i wybiegały, ale w dużej rodzinie jest coś wyjątkowego. George ma wiele do zawdzięczenia swoim rodzicom za to, jaki jest dzisiaj. Nawet do zeszłego roku bardzo go chronili, ponieważ wiedzieli, że jest wrażliwy, ufny i ma łagodne usposobienie. Bardzo się o niego martwili i nie sądzę, żeby on wiedział, jak bardzo. Wiem, że to prawda po tym, co mówili. Martwili się bez przerwy. Jestem pewna, że nigdy nie był tego świadomy. Gdyby wiedział, jak bardzo się o niego martwili, byłby zdumiony.
    Wcześniej jego tata miał pomysł, że wszyscy będą… cóż, mniej więcej tak: Harry będzie mechanikiem, Pete (starszy brat George’a) będzie blacharzem i spawaczem, a George zostanie elektrykiem. A Tata miał pomysł, że kupią warsztat. Myślę, że on miał nim zarządzać, a jego trzej synowie pracowaliby w rodzinnym biznesie. Tata kupił mu zestaw wkrętaków elektrycznych na Gwiazdkę, gdy George pracował w Blacklers, i bardzo się zmartwił, bo George powiedział: ‘Czy on chce, żebym się tego trzymał? Myślę, że tak.’
    Przyszedł do nas, jakieś dwadzieścia lat temu, więc musiał mieć szesnaście lat, i powiedział, że ma szansę grać z tą grupą i chciał wiedzieć, co Harry o tym myśli. Harry powiedział: ‘Spróbuj’, wiesz. ‘Jesteś jeszcze na tyle młody, że możesz robić, co chcesz, jeśli poświęcisz temu rok lub dwa, nic ci nie umknie.’ Harry i Pete poszli w rzemiosło prosto po szkole, a rzeczy, które mogli mieć w głowie, nie zmaterializowały się, wiesz. George był ostatnim, który miał okazję zadecydować, czy chce to zrobić, czy nie. I poszedł do zespołu.    Cóż, wiecie, jak było w Liverpoolu; jeśli miałeś fach w ręku, byłeś ustawiony. Jeśli chciałeś robić cokolwiek innego, byłeś trochę stuknięty. Nie sądzę, żeby nasz sposób wychowania pozwalał na inne pomysły.”
    Ale ich mama i tata nie byli ludźmi, którzy powstrzymywaliby swoje dzieci przed byciem sobą. Pamiętam, jak John [Lennon] załatwił mieszkanie gdzieś w pobliżu Katedry w Liverpoolu, a pomysł był taki, że wszyscy zamieszkają w tym mieszkaniu. Jej [mamy George’a] myśl była taka: ‘Idź i zrób to, ale wrócisz za dwa lub trzy tygodnie’ — i tak się stało. Nie trwało to długo, bo nie było tam domowego komfortu. Była bardzo mądra.

 
Paul George, 1956
 
 
 

Historia The Beatles
History of  THE BEATLES