ŚMIERĆ BRIANA EPSTEINA

JEDNO Z NAJWAŻNIEJSZYCH WYDARZEŃ W HISTORII ZESPOŁU.

  




PAUL  McCARTNEY:  "Jeśli ktokolwiek był piątym Beatlesem, był nim Brian..."


Beatlesi odpoczywali w Walii, Ringo czuł się dumny z powodu bycia drugi raz ojcem. A Brian. Philip Norman z biografii Johna: "Zycie". Oto ten fragment (ze wstawionymi wypowiedziami Beatlesów z 'Antologi'):
...Pomimo rozlicznych projektów Brian zachowywał wyłączną menedżerską opiekę nad Beatlesami i Cillą Black, jedyną artystką ze swojej stajni wykonawców Mersey Beatu, którą zajmował się z takim samym zaangażowaniem, co swoimi Chłopcami. Nawet po tym jak zaprzestali dawać koncerty, Beatlesi wciąż bardzo mocno na nim polegali, zarówno jako zespół, jak i indywidualnie.... We wrześniu miał się skończyć jego własny menadżerski kontrakt z zespołem, jednak nie było wątpliwości, że zostanie odnowiony, choć prawdopodobnie z mniejszą prowizją niż poprzednie dwadzieścia pięć procent.
Zamierzchłe czasy. Dumny Brian i pierwszy album zespołu.

   W ostatnich miesiącach stosunki Epsteina z Beatlesami przypominały zachowanie dorosłego ptaka, który z mieszaniną troski i rozbawienia przygląda się nowo wyklutym pisklętom, i na dźwięk pierwszego popiskiwania jest gotów ruszyć  im na pomoc...
Życie prywatne Briana w dalszym ciągu cechowały problemy i brak stabilizacji. W tym samym miesiącu Parlament wprowadził nowelizację ustawy o przestępstwach seksualnych, znoszącą penalizację wobec mężczyzn powyżej dwudziestego pierwszego roku życia, którzy za obopólną zgodą, odbywali ze sobą stosunki seksualne. Chociaż był jeszcze daleko do czasów, kiedy homoseksualiści będą publicznie ujawniać swoją orientację, nowa legislacja dla tysięcy osób zakończyła okres strachu, prześladowań i represji. Na nieszczęście Briana jego seksualne preferencje wciąż jednak znajdowały się poza prawem. Wieczorem, na dzień przed śmiercią, przepełniony frustracją, iż nie zjawiła się zamówiona przez niego grupa chłopców, zostawił w swoim domu w Sussex garstkę przyjaciół i samotnie wrócił do Londynu. Jego homoseksualizm, wciąż jeszcze nie nagłośniony przez media, był tajemnicą poliszynela dla wszystkich, którzy pociągali za sznurki życia publicznego i mógł być też powodem, dla którego przy całym swoim wkładzie w brytyjską gospodarkę, kulturę oraz prestiż kraju na arenie międzynarodowej Brian nigdy nie został nagrodzony przez Królową ani też nie otrzymał za to żadnego innego oficjalnego podziękowania. 


   Brian do samego końca był zauroczony Johnem, wciąż też miał nadzieję, że pewnego pięknego dnia jego uczucia wobec niego zostaną odwzajemnione... John był świadomy władzy nad tym człowiekiem, od którego paradoksalnie był tak bardzo zależny. W sytuacjach publicznych nie miał dla niego litości i w kręgach publicznych, zbliżonych do Beatlesów powtarzano legendy o kpinach, jakie Lennon sobie robił z wyznania i seksualności menadżera (choćby w końcówce "Baby You're A Rich Man"  gdzie John zaśpiewał 'you're a rich fag Jewl - jesteś bogatym żydowskim pedziem - RK)
Jednym z niewielu ludzi, którym się do tego przyznał - choć tylko w półsłówkach - był Jonathan King, pnący się w górę kompozytor-wokalista i producent, który jeszcze studiując w Cambridge, umieścił swój utwór, 'Everyone's Gone to the Moon', na pierwszym miejscu list przebojów. Przez wieki prześladowań homoseksualiści nauczyli się porozumiewać niemal telepatycznie. U Briana, wspomina King, przybrało to formę wymownego trzepotania powiekami za plecami Johna, co miało oznaczać: "pewnego dnia może on do nas dołączy"...
  Podobnie jak pozostali Beatlesi, John był świadomy drugiego, pełnego zawirowania życia Briana:  jego picia ponad miarę, zażywania ton leków, uzależnienia od hazardu, oraz fatalnych romansów, przez co - nie mógł sobie później wybaczyć - Epstein nawet nie zobaczył ostatniego koncertu zespołu w San Francisco.
Shea Stadium, Nowy Jork, 1965, tu Brian jeszcze był.

JOHN: Nie chciałem patrzeć, jak się stacza. Był taki okres,  który się zaczął dwa lata przed jego śmiercią, kiedy go prawie nie widywaliśmy... Czułem się winny, ponieważ byliśmy ze sobą bardzo blisko, a potem przez dwa lata  ja miałem problemy ze sobą. Nie wiedziałem nawet jak żyje, a to ja pokazałem mu świat prochów -  co czyni mnie współwinnym jego śmierci - ale chciałem, żeby zaczął rozmawiać, żeby dowiedzieć się jaki jest naprawdę... Miewał wybuchy piekielnej złości, ale też zamykał się w sobie, po czym znikał na wiele dni... Wtedy wszystko zamierało, bo całymi dniami był na prochach i nie dało się go dobudzić... Albo leżał pobity przez jakiegoś dokera przy Old Kent Road.

  Pierwszym poważnym ostrzeżeniem było wydarzenie z początku lata, kiedy przyszedł do kliniki Priory w Putney, aby desperacko - i jak miało się okazać - bezowocnie - oczyścić organizm. Wiadomość ta bardzo wstrząsnęła Johnem, wydobywając z niego ów 'wdzięk' , który zawsze dostrzegał w nim Derek Taylor. Do Priory dostarczono Brianowi bukiet z karteczką. "Wiesz, że cię kocham... naprawdę John". Kiedy Brian przeczytał ten liścik, z oczu popłynęły mu łzy.

RINGO: Kochaliśmy Briana. Był bardzo szczodry. Tyle mu zawdzięczamy. Przebyliśmy z nim bardzo długą drogę.
GEORGE: Oddał The Beatles tyle swego życia. Lubiliśmy go i kochaliśmy. Był jednym z nas. Nie ma czegoś takiego jak śmierć. Pocieszamy się tym, że jest mu OK.
JOHN: Nie potrafię znaleźć słów, by oddać mu cześć. Był kochany i teraz myślimy o tych wszystkich wspaniałych rzeczach, jakie nas z nim łączą.










PAUL:  Zamurowało nas bo byliśmy w podróży 'znaleźć sens życia', a on umarł. Pamiętam, jak staraliśmy sobie dać radę ze swoim smutkiem, decydując się na poważną rozmowę z Maharishim. Chcieliśmy się przekonać, czy on może to jakoś wyjaśnić. Powiedzieliśmy: 'Hej, to nasz stary dobry przyjaciel. Był przez całe wieki naszym menadżerem a teraz nie żyje. Czy powinniśmy wyjechać ? Może nie powinniśmy tutaj zostawać ?O Wielki, co mamy robić ?
  Maharishi na to: "Cóż, on zmarł. On tylko odszedł. Wszystko w porządku, naprawdę". To zgadzało się z jego sposobem myślenia. Więc gdy znowu spotkaliśmy się z prasą, powiedzieliśmy, że jest nam bardzo smutno (bo tak było), gdyż Brian był wspaniałym facetem, ale że nie dało się nic zrobić.
  Jego śmierć wypaliła nas wewnętrznie. Przypominam sobie, że John był tak mocno zszokowany jak my wszyscy. Totalnie wypalony. To był,okropny szok, bo Brian był jedną z tych osób, które znaliśmy najdłużej. Był naszym powiernikiem i bardzo dobrze się rozumieliśmy. Kiedy ktoś taki umiera, to świadomość, że ni będzie go już w twoim życiu, jest dużym szokiem. Nagle zdajesz sobie sprawę "Nigdy go już nie zobaczę". Kochałem tego faceta.
JOHN:  Kochałem go, był jednym z nas. Medytacje Maharishiego, nawet w tak małej dawce  jak nasza, dają siłę by nawet znieść coś takiego.

27 sierpnia - Brian Epstein umiera. 
Ostatnie dni Briana przebiegały w sposób nie zapowiadający nadchodzącej tragedii. W piątek 25 sierpnia 1967, Epstein wrócił z swej wiejskiej posiadłości w Sussex do Londynu. Następny dzień spędził w łóżku, gdzie zastała go w niedzielę rano zaskoczona gosposia.

Brian 'opuszcza' na zawsze Chapel Street.
Brian zaprosił swoją asystentkę Joannę Newfield na weekend do swej wspomnianej już posiadłości Kingsley Hill. Dodatkowo byli zaproszeni też Peter Brown oraz szef NEMS, Geoffrey Ellis. Brian zasugerował, by Joanna przywiozła na wieś swoją przyjaciółkę, szkocką piosenkarkę Lulu (przyszłą żonę Maurice Gibba z Bee Gees). Wszyscy Beatlesi w tym czasie byli już w Bangor. I Joanna i Lulu miały już swoje własne plany i musiały zrezygnować z zaproszenia do Briana. Nie zepsuło to wcale humoru Brianowi, który opuścił swoje mieszkanie w Londynie i w dobrym nastroju pojechał do Sussex, gdzie czekali już Peter Brown i Ellis. Jak wspominali obaj ostatni Brian był bardzo rozczarowany, że nie pojawił się w jego domu zaproszony jeszcze, anonimowy młody człowiek. Był rozczarowany do tego stopnia, że przewidując nudny wieczór z dobrze znanymi przyjaciółmi, opuścił ich i wyjechał do Londynu. Tuż po jego wyjeździe pod dom Epsteina przyjechała taksówka z czterema pasażerami, zaproszonymi przez Briana na przyjęcie. Mimo absencji gospodarza, wszyscy zostali i spędzili miło czas razem z Brownem i Ellisem.
Peter Brown, Brian Epstein.
PETER BROWN: Zadzwonił późnym popołudniem i jego głos brzmiał niepewnie. Przepraszał, że nie wróci i że nas zdenerwował. Podejrzewam, że kiedy wrócił do Londynu, wyszedł na miasto, krążył trochę (cruised – gejowskie ‘polowanie’ – RK) po West Endzie a następnie wrócił do domu. Namawiałem go by wrócił z powrotem na wieś. Ale nie było możliwości by wrócił samochodem ponieważ naprawdę brzmiał strasznie, i zasugerowałem mu przyjechał pociągiem. To było dla niego nierealne zupełnie ale to było jedyne co mi wtedy przyszło na myśl.


Hiszpański lokaj Briana i jego żona Maria nie widzieli swego pracodawcy od piątku do niedzieli. Następnego dnia zaczęli się już niepokoić. Nie udało im się skontaktować z Brownem i Ellisem, więc Antonio zadzwonił po Joannę Newfield. Asystentka Epsteina uspokoiła i zdecydowała się pojechać na Chapel Street by sprawdzić co się dzieje.



JOANNA NEWFIELD (zdjęcie po lewej): Ponieważ to była niedziela, wszędzie były pustki i jazda przez miasto była bardzo szybka. Przyjechałam na Chapel Street, odnalazłam Antonio i razem poszliśmy pod drzwi domu Briana. Były tam podwójne drzwi prowadzące do garderoby oraz pojedyncze do jego sypialni. Zapukałam do drzwi i wywołała jego imię. „Otwórz drzwi, jesteś tam?” Następnie udałam się do mojego pokoju i próbowałam go wywołać przez interkom. Bez odzewu...

Nie chciałam tam być. Nie czułam się tam zbyt komfortowo.Antonio i Maria nie mówili zbyt dobrze po angielsku, zresztą byli oboje bardzo nieśmiali. Potrzebowałam kogoś, potrzebowałam wsparcia. Zadzwoniłam do Petera, powiedziałam mu, że nie mogę złapać dr. Cowana i Peter zasugerował bym zadzwoniła do jego lekarza, dr. Johna Galway'a. Złapałam go i oznajmiła, że jestem zaniepokojona o Briana. Galway spytał czy może przyjść do mnie, do domu. Przybył ale w międzyczasie dzwoniłam do kilku innych ludzi ale nie mogłam ich znaleźć. Dodzwoniłam się do Alistaira Taylora i poprosiłam go by przyjechał.

Przyjechał John Galway i razem poszliśmy pod pokój Briana. Antonio i John Galway wyłamali zamek. Zdaje się w międzyczasie zadzwonił Peter i zostawiłam go na linii, nie odkładając słuchawki. Pobiegłam szybko pod drzwi, gdyż zostały otwarte. Antonio i Galway weszli do środka, Maria została na zewnątrz. Zasłony w pokoju były opuszczone, John był tuż przede mną. Udało mi się jednak zobaczyć fragment Briana leżącego w łóżku. Byłam totalnie wstrząśnięta. Czuła, że stało się coś złego. Wtedy zdaje się John Galway powiedział do mnie: 'Poczekaj proszę na zewnątrz'. Stałam za drzwiami gdy kilka minut później John wyszedł z pokoju. Nigdy nie widziałam go tak bladego. Wszyscy byliśmy bladzi i wiedzieliśmy, że Brian nie żyje.

W międzyczasie Brown czekał na linii. Dr Galway poinformował go, że Epstein nie żyje i Peter Brown zadzwonił po Davida Jacobsa, prawnika i przyjaciela Epsteina, mieszkającego w Brighton. On z Ellisem udali się w podróż powrotną do Londynu.

Przyjechał osobisty asystent Briana, Alistair Taylor (po lewej). Wszyscy w środku domu menadżera byli w szoku i poszli razem napić się brandy. Opóźniali wezwanie policji, chcąc upewnić się, że w mieszkaniu Briana nie znajdują się jakieś nielegalne substancje.
ALISTAIR TAYLOR: W ciągu zaledwie kilku od telefonu na policję, usłyszeliśmy dzwonek przy drzwiach a ja widziałem, że to prasa. W drzwiach stał reporter. Popatrzył na mnie i spytał: 'Co tu się dzieje ? Słyszałem, że Brian jest chory'. Odpowiedziałem mi, że wszystko jest ok i facet odszedł. Ale dzwonił do mnie później... Martwiłem się bardzo, że musimy jakoś powiadomić Queenie, matkę Briana, zanim będzie o tym głośno w prasie, ale nie mogłem jej nigdzie znaleźć.
Joanna Newfield wspomina, że była bardzo zaskoczona reakcją Geoffreya Ellisa i Petera Browna, gdy ci przybyli wreszcie na Chapel Street.
Peter Brown

JOANNA NEWFIELD: Byliśmy z Peterem dobrymi przyjaciółmi i chciałam bardzo by był tam ze mną. Pamiętam, że pierwszą rzeczą jaką ich spytałam, był powód powrotu Briana do Londynu. Żaden z nich mi nie odpowiedział. Od razu poszli na górę po schodach. Pamiętam też, że wyglądali bardzo dziwnie i wiedziałam, że stało się coś złego. Byli bardzo zdystansowani wobec mnie, bardzo zrozpaczonej. Spodziewałam się, że Peter mnie przytuli, ale nie zrobił tego. Był bardzo zimny i nie jestem pewna czy to było z powodu szoku. Pytałam siebie samej wiele razy co takiego wydarzyło się w Kingsley Hill. To tylko jeden ze znaków zapytania związanych ze śmiercią Briana.

 
Fragment listu Briana Epsteina do The Beatles (1967) - swoich UKOCHANYCH 'BOYS'
Zdjęcie z około tygodnia przed śmiercią. Brian w pubie za swoim domem, tutaj z Natem Weissem.


NEIL ASPINALL: Pamiętam spotkanie z Gerry Marsdenem. Był na plaży w Bangor z pontonem i spotkaliśmy się przez przypadek. O śmierci Briana dowiedziałem się z radia w samochodzie. Powiedziałem o tym Gerry'emu i to było dla niego prawdziwym szokiem. Potem poszedłem do chłopaków, którzy byli z Maharishim i powiedziałem o tym Johnowi."Wiem - odparł. - Czyż to nie jest podniecające?" Pomyślałem wtedy: "Co????" Wszyscy byli wtedy w wielkim szoku.


Brian z trzyletnią Joanną, bratanicą (córką Clive'a i Barbary), 1967.


Derek Taylor o Brianie i jego znaczeniu w historii The Beatles (mp3).


Ringo, George i John czytają prasę z informacją o śmierci Briana.

 
Po powrocie z Bangor wszyscy czterej Beatlesi pojechali do domu Briana, żeby złożyć kondolencję jego matce, która niedawno po trzydziestu czterech latach małżeństwa utraciła też męża.
- Niech Pani pojedzie z nami medytować do Indii - zaproponował John, niezbyt realistycznie oceniając sytuację. 


Beatlesi nie uczestniczyli w pogrzebie Briana z obawy o to, jaką medialną orgię mógłby wywołać ich udział. Póżniej spotkali się z Neilem Aspinallem, Malem Evansem i najbliższym współpracownikiem Briana, Peterem Brownem, żeby omówić dalsze posunięcia. Brown pamięta jak Lennon w pogrążony w żalu za przyjacielem i pracodawcą nie mógł usiedzieć w miejscu i z zimną krwią rozprawiać o biznesowych planach.
PETER BROWN Po kilku minutach John podszedł do mnie, objął mnie i najczulszym głosem, jaki kiedykolwiek usłyszałem z jego ust, zapytał mnie, czy nic mi nie jest. Wiedział, że śmierć Briana najbardziej dotknęła jego i mnie, i tylko on rozumiał, jak bardzo czułem się rozbity, czuł to samo.


Paul i Jane opuszczają Bangor na wieść o śmierci Briana.

PAUL:  TO OGROMNY SZOK! JESTEM BARDZO ZMARTWIONY.
RINGO:  O śmierci Briana dowiedzieliśmy się w Bangor. To była prawdziwa załamka, ze względu na zamieszanie i niedowierzanie. "Żartujesz sobie ?" Twoja wiara w rzeczy zostaje zawieszona, bo tak bardzo nie chcesz  tym słyszeć. Nie wiesz co z tym zrobić. Jak spojrzycie na nasze twarze uchwycone wtedy na filmie, widać jak się zastanawiamy. "Co to jest ? Co to oznacza ? Odszedł nasz przyjaciel".
Przede wszystkim chodziło o 'naszego przyjaciela'. Brian był naszym przyjacielem i zostawił nas samych. Coś takiego spotkało nas tutaj, po tym jak przyjechaliśmy tu z nadzieją i kwiatami. potem wszyscy zaczęliśmy wyjeżdżać.
GEORGE: Zadzwonił telefon, nie wiem kto go odebrał. To mógł być John. Nagle zbladł i powiedział: "Kurwa, Brian nie żyje".
  Nie wiedzieliśmy nic więcej poza tym, że znaleziono go martwego. To bardzo dziwne, że zdarzyło się to wtedy gdy zajęliśmy się medytowaniem. Może to tak nie zabrzmi, ale okazało się to ważne. Początek podróży w głąb siebie stanowi wielką zmianę w życiu i prawdziwym odlotem było to, że akurat wtedy Brian kopnął w kalendarz. Spakowaliśmy się i wyszliśmy na zewnątrz, gdzie czekali dziennikarze. Istnieje fragment filmu, na którym mówimy, że jesteśmy zszokowani i 'zamurowani'.  Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do Londynu.



 Wyżej i po lewej: Beatlesi tuż po uzyskaniu tragicznej informacji.
















GEORGE MARTIN: Bardzo lubiłem Briana i przekonałem się o tym w zadziwiający sposób. Mam niewielki dom na wsi ( w którym teraz mieszkam na stałe) i gdy pojechałem tam po pracy, właściciel sklepiku powiedział mi "Przykro mi z powodu tej wiadomości". Zapytałem: "Jakiej wiadomości?", a on: "Twój przyjaciel nie żyje".
  Nie wiedziałem o tym. Właśnie wtedy moja żona urodziła pierwsze dziecko, Lucie. Gdy wyszła ze szpitala, pojechaliśmy do Londynu, gdzie przed drzwiami czekał na nas kosz kwiatów. Przysłał go Brian ale kwiaty zdążyły zwiędnąć. Tego dnia dowiedzieliśmy się, że Brian nie żyje.
To był dla nas wielki szok!



































 

Po  lewej : OJCIEC BEATLEMANII NIE ŻYJE "Daily News' 29.08.1967, po prawej The Evening Independent - 8.09. 1967 - Przypadkowa śmierć menadżera Beatlesów.



RINGO: Maharishi powiedział nam, byśmy nie trzymali się Briana. Mieliśmy go kochać i pozwolić mu odejść, bo jako istoty obdarzone wielką siłą, moglibyśmy powstrzymywać przed naturalnym pójściem do nieba. "Macie go kochać, opłakiwać i wysłać w jego podróż". Tak też się stało.


 





















Śledztwo w sprawie śmierci wykazało, że śmierć Epsteina była rezultatem przypadkowego przedawkowania leku nasennego Carbitral. 

Fotka z prawej: Na kilka dni przed śmiercią. Brian odpoczywa na dachu swego domu przy 24 Chapel Street, Belgravia, Londyn. Zdjęcie Brian wysłał do Nowego Jorku Natowi Weissowi  z podpisem: ‘I thought you might like to see how I was looking on my roof last Sunday (bathed in London’s glorious sunshine!) Can’t wait for Sept 2nd. Love Brian (Keep the pics - I’d like them back!)’" (Pomyślałem, że chciałbyś może zobaczyć jak wyglądałem na dachu w ostatnią niedzielę - w kąpieli wspaniałego londyńskiego słońca. Nie mogę się doczekać 2 września. Uściski Brian. Zachowaj tą fotkę, chciałbym ją z powrotem!)

RINGO: Moim zdaniem Brian nie popełnił samobójstwa. Myślę, że wziął swoje tabletki uspokajające, które zapewne przepisał mu lekarz, a gdy się obudził, wziął następną porcję. Dobrze wiadomo, co robił tamtej nocy. Mam wrażenie, że to samo stało się z Keithem Moonem. Jedna tabletka na uspokojenie za dużo, gdy się myśli: Nie mogę sobie z tym poradzić. Podobnie było z Jimem Morrisonem. Nie sądzę, żeby którykolwiek z nich chciał umrzeć. 

PAUL: Nie sądzę by było coś złowieszczego w śmierci Briana. Były pogłoski o ponurych okolicznościach jego śmierci. Osobiście uważam, że to było przedawkowanie tabletek nasennych i alkoholu. Po rozmowach z wieloma osobami myślę, że to było tak:  Brian wybrał się do swojego domu na wsi. Był to piątkowy wieczór i spodziewał się przyjaciół. Brian był gejem i domyślam się, że w domu mieli być młodzi mężczyźni. Pojechał z jednym z przyjaciół ale nikt więcej się nie zjawił. Wtedy pomyślał: 'Och, jest piątkowy wieczór, jeśli udam się do Londynu, to zdążę jeszcze odwiedzić parę klubów'.  Znając Briana, to wydaje się to prawdopodobne. Wrócił do Londynu, obszedł parę klubów, ale większość już zamykała podwoje i niewiele się w nich działo.

   Wypiła parę drinków na pocieszenie, przed pójściem do łóżka połknął jedną czy dwie tabletki nasenne (Brian wierzył w tabletki i zawsze tak robił). Podejrzewam, że w środku nocy obudził się i pomyślał: Mój Boże, nie mogę spać! Nie wziąłem tabletki!  Połknął jeszcze kilka i to mogło go zabić.
Kilka dni później spotkałem się ze służącym Briana (Antonio Garcia - RK). On sądził, że w śmierci Briana było coś podejrzanego, ale nie pamiętał, aby Brian był tego dnia w ponurym nastroju.


 W moim odczuciu był to wypadek.
NEIL ASPINALL : Po śmierci Briana trzeba było wyłamać drzwi do jego sypialni. Nie wierzę, że chciał się zabić. Następnego dnia miał przyjechać do Bangor.
GEORGE MARTIN: Mieliśmy z Brianem tego samego lekarza, więc nieco wiedziałem o jego sytuacji. Uważam, że Brian brał dużo tabletek na uspokojenie i pobudzenie, ponadto dużo pił. Nie można powiedzieć, że był szczęśliwy.



________________________________________________________

 MEMORIAŁ PAMIĘCI BRIANA EPSTEINA 17.09.1967 w New London Synagogue
Poniżej: Beatlesi (oraz Peter Brown)  przybywają na memoriał.


GEORGE:  Gdy po raz ostatni rozmawiałem z Brianem, przechodził zmianę, która była nieunikniona. Każdy, kto bierze LSD, zmienia się i nie jest już taki jak kiedyś. Efekt brania z czasem przechodzi ale zostaje ta nieodwracalna zmiana. Miałem wrażenie, że Brian był zainteresowany Indiami, tym co czułem i o czym myślałem. Może chciałby poznać Maharishiego ale się nie udało.
   Moim zdaniem to był wypadek. W tamtych czasach wszyscy wykańczali się niechcący, brali  tabletki na pobudzenie i/lub amfetaminę i alkohol. Masę whiskey albo koniaku a później dławili się kanapkami. To było wtedy modne i tak zrobił Brian. Zwymiotował i śmiertelnie się zakrztusił.
  Bez wątpienia był bardzo nieszczęśliwy i w filmie 'The Rutles' jest to pokazane niemal realnie w scenie, gdy mówię "Ponieważ nie mógł zebrać przyjaciół, zdecydował się na posadę nauczyciela w Australii".
...Brian nie miał co robić od czasu, gdy przestaliśmy koncertować. Był nieco zagubiony. Później większość czasu spędzaliśmy w studiu, a on tam nie bywał, choć na początku niekiedy zaglądał, by posłuchać nowego utworu. Ponieważ pracowaliśmy w studiu, nie miał co robić. Spotykaliśmy się towarzysko.
Brian i Billy J. Kramer (podpisują kontrakt)
JOHN: Brian miał diabelskie humory, 'napady wściekłości' i wybuchy. Czasami znikał na kilka dni. Odbijało mu. Nie bardzo zdawaliśmy sobie z tego sprawę. To dotarło do nas dopiero później. Miewał od czasu do czasu kryzys i wtedy wszystko zamierało, ponieważ przez kilka dni łykał tabletki nasenne. Spał całymi dniami. Kiedyś ktoś ze stoczni go pobił. Wszystko wtedy zamarło bo Brian zniknął.
  Nie widziałem jak się stacza. Prawie go nie widywaliśmy przez jakieś dwa lata przed śmiercią Nie miał co robić gdy przestaliśmy koncertować. Pieniądze mu spływały ze sprzedaży płyt. Jego wykonawcy tacy jak Billy J szybko szli na dno, a pozostali protegowani - torreadorzy i inni ludzie - też znikali. Tym sposobem staliśmy się sobie obcy.
 Kiedy ktoś umiera, natychmiast rodzi się pytanie:"Czy gdybym z nim częściej rozmawiał, czułby się bardziej szczęśliwy". Czułem się winny, bo dawniej byłem z nim blisko... przez ostatnie dwa lata nawet nie wiedziałem jak wyglądało jego życie".




Program mszalny Memoriału. Powyżej na uroczystość przybywają Peter Brown, George i Patti ( samochodzie) Harrison.
Fanki czytające wiadomość o śmierci Briana na schodach jego domu przy Chapel Street.

RINGO:  Jego rola w naszym układzie się zmieniła, bo Brian nie planował już koncertów na całym świecie. Na początku był wszędzie tam  gdzie my, a my byliśmy tam gdzie on. Ja i George mieliśmy apartamenty w tym samym domu co Brian - często się nawzajem odwiedzaliśmy. Później on kupił sobie domek na wsi i jeździliśmy razem na wieczorki towarzyskie - wspaniałe, niezapomniane weekendy. Potem nagle byłem już dzieciaty i żonaty. Miałem rodzinę, The Beatles i Briana, czyli on był trzeci w moim życiu. Tak się złożyło. Miałem inne już priorytety w życiu i tak samo było z innymi. Nadal jednak byliśmy blisko z Brianem jak na początku kariery. Odwiedzaliśmy go a on przychodził do nas. Wychodziliśmy czasem gdzieś razem, ale nie spędzaliśmy już tak wiele czasu bo nie udzielaliśmy się zbytnio towarzysko. 
PAUL: The Beatles chcieli stopniowo przejąć wszystkie sznurki kariery artystycznej w swoje ręce. Właściwie sami byliśmy sobie menadżerami, zanim założyliśmy Apple. Brian stał się trochę zbędny więc stwierdziliśmy: "Nie chcemy pozbawiać ciebie pracy ale wolimy robić to sami". Sytuacja stała się niezręczna. Wprawdzie nigdy nic nie mówił (był wciąż naszym menadżerem), ale poczuł się trochę odsunięty j jestem przekonany, że czuł się z tego powodu  nieszczęśliwy


NEIL ASPINALL: W sumie nie musiał pracować tak ciężko, a przynajmniej nie dla The Beatles. Ta przerwa była tak samo dobra dla niego jak dla każdego z nas. 
  Brian był bardzo blisko z zespołem, ale zawsze miałem wrażenie, że robi za dużo naraz. Prowadził kariery takich wykonawców jak:  Cilla Black, Gerry and the Pacemakers, Billy J. Kramer, Tommy Quickley, a potem pracował z Robertem Stigwoodem, The Cream i The Bee Gees. Wiem, że Brian próbował przenieść ciężąr swoich interesów na  współpracę z Robertem Stigwoodem (zdjęcie po lewej) twórcą późniejszych ogromnych sukcesów z Bee Gees z epoki tzw. 'Saturday Night Fever' i disco- RK)
GEORGE MARTIN: Panowało przekonanie, że stopniowo tracił kontrolę nad The Beatles. Oni zrobili się bardzo wielcy i ważni, a Brian nie prowadził dobrze nawet swoich interesów. Mimo to, gdy zmarł, zespół wiedział, że stracił przewodnika.
  Od początku był ich pasterzem. Jak na ironię sądzę, że gdyby żył, mogłoby być to dla niego bardziej tragiczne, bo i tak w pewnym momencie doszłoby do rozstania. Wówczas była to jednak wielka tragedia.

RINGO: Trudno powiedzieć czy odeszlibyśmy od Briana. Ale nie sądzę, żebyśmy tak zrobili.  Rozluźnialibyśmy kontakty, bo nie miał tyle do roboty. Sądzę jednak, że gdyby Brian żył, nadal byłby naszym menadżerem. Będąc z Brianem nie musielibyśmy dochodzić do niezależności poprzez współpracę z Allenem Kleinem.
JOHN:  Gdy Brian był naszym menadżerem, mieliśmy do niego pełne zaufanie. Patrząc na wszystko z pewnej perspektywy, kiedy stwierdzam, że zrobił trochę błędów, ktoś może powiedzieć: "Ale to był kiepski biznesmen". Ale my mieliśmy go za eksperta.
  Lubiłem Briana. Przez lata byłem z nim blisko. Z całej naszej czwórki, ja byłem z nim najbliżej.  Miał wiele wspaniałych cech i był naprawdę fajny. Był bardziej człowiekiem sceny niż biznesmenem i tak to odczuwaliśmy.
  Mając elokwentnego menadżera z klasą, The Beatles też zyskali nieco klasy, co różniło nas od innych zespołów. On nas dosłownie przerobił na grzecznych. Całymi latami walczył ze mną, bym ładnie się ubierał. Zawarł z Paulem niecny pakt, żeby mnie wyprostować. Robili co mogli za mnie, ale ja i tak psułem ich wizerunek. Nie winię za to Paula ani Briana, bo powstrzymali mnie od wyrządzenia wielu szkód
 
  ... Ludzie mają jakieś swoje wyobrażenia typu: George Martin robił wszystko, a The Beatles nic lub: The Beatles robili wszystko, Martin był niewidoczny albo, że wszystko robił Brian Epstein. Nigdy tak nie było. Stanowiliśmy swoistą kombinację. Uważam, że gdyby był taki układ, że był John i Paul i dwóch innych ludzi, to nie byłoby z tego The Beatles. Tylko taka kombinacja jak John, Paul, George i Ringo tworzyła The Beatles...
  W początkowym okresie Brian miał taki sam wkład jak my -  nasz talent i jego spryt. To on nasz sprzedał, to on nas pokazał. Początkowo miał masę kłopotów, ale wiedział jak poradzić sobie z trasami. Wprawdzie raz nam nie zapłacili za granie we Włoszech, a w Manilli omal nas nie zabili.  
ROBIŁ DLA NAS CO MÓGŁ. BEZ NIEGO NIE BYŁOBY NAS I VICE VERSA

George z rodzicami przybywa na Memoriał.


















Czterej Beatlesi na uroczystości ku czci Briana w Synagodze. Niżej przybywa Peter Brown.
JOHN: Brian nigdy nie był w stanie zmusić nas do zrobienia czegoś, czego tak naprawdę, naprawdę nie chcieliśmy zrobić. 
Nie był na tyle silny. 
Kiedyś w Paryżu, stwierdził, że ma już wszystkiego dosyć i chciał nas sprzedać Delftontowi lub Grade'emu, zapomniałem już któremu z nich. Wtedy wszyscy zapowiedzieliśmy, że zawiesimy działalność. Powiedziałem mu to osobiście: "Rób, co chcesz, ale jeśli zrobisz to co mówisz, zawieszamy działalność. Przestajemy grać i rozwiązujemy zespół. Nikt inny nie będzie naszym menadżerem, zwłaszcza oni".

BRIAN EPSTEIN: Nie wiem kto to powiedział - William Szekspir czy może Ringo Starr."Dam sobie spokój, kiedy ta praca przestanie mnie bawić". Ktokolwiek to był, to wiem co miał na myśli, bo na początku tego roku chciałem dać sobie z tym spokój.
RINGO:  Brian był świetny. Można było mu ufać... Próbował nas czegoś nauczyć, zabierając do różnych restauracji zamiast do marnych lokali. Przekonał nas do noszenia krawatów, do ubierania się bardziej elegancko i prawdą jest, że powiedział: Nie pijcie na scenie i starajcie się wtedy też nie palić...



GEORGE MARTIN : Byłem bardzo zaprzyjaźniony z Brianem. Wiedziałem, że jest gejem, ale Brian, Judy, moja zona i ja tworzyliśmy dobrą trójkę przyjaciół. Często wychodziliśmy gdzieś razem i zawsze było wesoło.
 Jeśli chodzi o wkład Briana w ich sukces, to wiem, że gdyby nie on, na pewno nie spotkałbym The Beatles. Nikt nie wie, co by się stało, gdyby nie było Briana... Jest tyle pytań, że trudno nawet o nich mówić.
JOHN: Czy The Beatles byliby tym kim są bez Briana Epsteina? Nie, na pewno nie byliby takimi jakimi są. Nie ma co tego roztrząsać, bo się spotkaliśmy i stało się to co się stało... Wiedzieliśmy czego chcemy i on nam pomógł, a my pomogliśmy jemu.
PAUL: Jeśli chodzi o homoseksualizm Briana, to byliśmy w tej kwestii zupełnie niewinni i on zdawał sobie z tego sprawę. Nigdy nic nie sugerował, nigdy nie było niczego takiego. Chodziliśmy razem do klubów i pubów, które działały do późnej nocy i teraz wiem, że to były miejsca dla gejów, bo Brian spotykał tam wielu przyjaciół, o których się dowiedziałem później, że byli gejami. Brian jednak nie był typowym gejem, był nawet dość męski a jego przyjaciele byli miłymi ludźmi. Nie sądzę, żeby wtedy któryś z nas był świadomy tego świata gejów.
  Zawsze było jasne, że Brian jest gejem i mogliśmy rozmawiać z nim na te tematy, ale nigdy nie powitał mnie w stylu: "Hej Paul, ładnie dzisiaj wyglądasz". Byłem w oczywisty sposób niegejowy, jako,że zawsze polowałem na kobiety i chyba inni sprawiali takie same wrażenie. Sugerowano wprawdzie, że John miał jakieś homoseksualne kontakty z Brianem, ale ja w to wątpię. Nasze wspólne intymne momenty były zawsze z dziewczynami.
... Kiedyś ktoś stwierdził, że show-biznesem rządzą geje i faktem jest, że geje mają tam większe wpływy. Gejami są szefowie wielu różnych wielkich firm i ludzie u władzy. Zapewne gejowskie kontakty Briana bardzo nam pomogły. Woleli robić z nami interesy, bo przynajmniej łatwiej się pracowało z naszym menago.Teraz dostrzegam, że byliśmy w orbicie gejowskich producentów, choć wówczas nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy. Wkręcenie się do świata gejów nie było czymś złym, wszystko robił Brian a my byliśmy tylko pionkami w grze.  
TO NAM SIĘ BARDZO PRZYDAŁO I MYLI SIĘ KAŻDY KTO UWAŻA, ŻE BRIAN BYŁ ZŁYM MENADŻEREM, BYŁ ŚWIETNYM MENADŻEREM!

GEORGE: ... Nie bywaliśmy w tych samych miejscach... Brian bywał w świecie gejów, o którym niewiele wiedzieliśmy. Wiedzieliśmy, że był zaprzyjaźniony z "Dorotką", ale my tam z nim nie bywaliśmy. Wtedy takie rzeczy nie były znane publicznie. Osobiście cieszę się, ze tak było. No wiesz, jak się czujesz, gdy menadżer będący gejem przechadza się po garderobie, podczas gdy cały zespół jest prawie nago... Nie wiedzieliśmy gdzie i co robi. Docierały do nas tylko informacje, że go okradziono lub pobito. To mu się kiedyś przytrafiło, gdy się naćpał. Widziałem go na drugi lub trzeci dzień po tym zdarzeniu. Był u siebie w pokoju i dał na strzępy wszystkie gazety, co mówi chyba samo za siebie...
PAUL: BRIAN BYŁBY SZCZĘŚLIWY, SŁYSZĄC JAK BARDZO GO KOCHALIŚMY.


17 października wszyscy Beatlesi wzięli udział w mszy, memoriale poświęconemu zmarłemu w sierpniu swemu menadżerowi. By ich obecność w dniu 29 sierpnia na oficjalnym pogrzebie Briana Epsteina nie przyciągnęła tłumy fanów i dziennikarzy, którzy w ich przekonaniu – słusznie – zakłóciliby smutną uroczystość – postanowili ok. 3 ty. Później oddać hołd swemu przyjacielowi w podobnej uroczystości. Odbyła się ona w londyńskiej Synagodze (New London Synagogue), położonej bardzo blisko ich studia, bo przy adresie Abbey Road 33.

Uroczystość rozpoczęła się ok. 18,  a przybyli na nią – prócz samej Wielkiej Czwórki z rodzinami (George Harrison przybył z rodzicami) – także Cilla Black, Billy J. Kramer, Gerry Marden, członkowie The Fourmost i wielu wielu przyjaciół Briana, nie tylko z tzw. ‘otoczenia The Beatles’. Uroczystość w manierze żydowskiej przewodził rabin Louis Jacobs,





To tak w skrócie. Dlaczego Brian Epstein odebrał sobie (jeśli to zrobił) życie ? 
Nie rozpisywałem się tutaj na temat krążących po świecie plotek, teorii  na temat 'niewyjaśnionych"  zagadek dotyczących "niewyjaśnionej - zdaniem niektórych - śmierci Briana Epsteina". Wszak zdaniem wielu na świecie od lat koncertuje sobowtór Paula McCartney'a. Dla przykładu kilka "ciekawostek" związanych ze śmiercią Briana.
Przy łóżku zmarłego - podobno - znaleziono egzemplarz "Sunday Express" datowany na 27 sierpnia 1967, w którym była wiadomość o treści: "Pete Best, były perkusista The Beatles, ledwo wiąże koniec z końcem, pracując w piekarni w Liverpoolu za 18 funtów tygodniowo. Ósmego października kończył się termin umowy Epsteina z The Beatles; podobno ze strony zespołu nie padło wobec niego żadne słowo na temat przedłużenia kontraktu. Renegocjowana na początek 1967 roku umowa The Beatles z koncernem EMI zawierała kartkę, której treści zespół wcale nie znał, miała na niej być mowa o 25% udziale Epsteina w dochodach (nie zyskach!) Beatlesów w ciągu najbliższych dziewięciu lat. Dodajcie to tego jeszcze dziwne zachowanie Petera Browna wg. wspomnień Joanny Newfield...

Muzyczny blog  Historia The Beatles  Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz