Pisząc niedawno tekst o finansach The Beatles wpadł mi do głowy pomysł by przypomnieć Wam początki słynnych The Beatles, gdy grali naprawdę dla niewielkiej liczny osób, o czym wspominał już Paul choćby w tej serii (czytaj: tutaj).
Znakomitym przykładem spojrzenia wstecz na wczesne początki The Beatles wydaje się występ, bo trudno to nazwać koncertem, w południowej części kraju - 9 grudnia 1961.
Wtedy przyszła Fantastyczna Czwórka (jeszcze w innym składzie, bez Ringa oczywiście) zagrała pierwszy koncert tak blisko stolicy kraju, w jego południowej części. Zagrała dla ... 18 ludzi. Wydarzenie to jest doskonale udokumentowane zdjęciami.
Znakomitym przykładem spojrzenia wstecz na wczesne początki The Beatles wydaje się występ, bo trudno to nazwać koncertem, w południowej części kraju - 9 grudnia 1961.
Wtedy przyszła Fantastyczna Czwórka (jeszcze w innym składzie, bez Ringa oczywiście) zagrała pierwszy koncert tak blisko stolicy kraju, w jego południowej części. Zagrała dla ... 18 ludzi. Wydarzenie to jest doskonale udokumentowane zdjęciami.
9 grudnia Sam Leach (ówczesny 'dorywczy' agent i promotor The Beatles, bardzo usilnie starający się by zostać menadżerem chłopców, na górym zdjęciu pierwszy, za nim George, John i Dick Matthews, przyjaciel leacha) załatwił im granie na wieczorkach tanecznych (dancingach) w Palais Ballroom, Alsershot, miasteczku w hrabstwie Hampshire, ok. 60 km od Londynu.
Plakat reklamujący dancingi zapowiadał 'Walkę zespołów' - Liverpool versus Londyn. 'Przeciwnikami' Beatlesów była londyńska kapela Ivora Jay i jego Jaywalkers (plus dwa dodatkowe zespoliki).
Kłopoty z lokalnymi gazetami i promocją koncertu spowodowały, że Beatlesi grali prawie dla pustej sali. Co ciekawe, zespół Ivora Jay and the Jaywalkers nie pojawił się. Sam Leach był załamany. John Lennon pytał wtedy: Gdzie jest ta k.....ska inna grupa? To ma być bitwa zespołów? Sam skomentował to, że po prostu jest czterech ludzi mniej do podziału kasy.
Na potrzeby koncertu wynajął dla chłopców samochód z szoferem, Dave Johnstone oraz swego innego znajomego, Terry McCann (prowadził vana ze sprzętem).
*****************************
TERRY MCCANN: ... W Stafford zatrzymaliśmy się na kawę. Nie było wtedy autostrady do Londynu, jechaliśmy A1. Wyrzucono nas z knajpy i wcale nie byłem zdziwiony. Beatlesi byli w skórach i wyglądali niechlujnie... W Aldershot Sam zauważył, że plakaty były pozrywane, musieliśmy czekać aż ktoś nam otworzy wejście do klubu. Zaczęliśmy rozładowywać sprzęt, Sam poszedł bo do pobliskiego pubu namawiać ludzi by przyszli na występ, przyniósł przy okazji piwo, na zdjęciach widać jak wszyscy piją... Czasami ktoś wpadał, oglądał trochę występ i odchodził uważając go za nudny...
PETE BEST: Co ciekawe w połowie jednego numeru, John i Paul założyli płaszcze i zeszli na parkiet zatańczyć wspólnie fokstrota, gdy my nadal dwaj musieliśmy nadal walczyć z piosenką (zdjęcie niżej). W ciągu całego wieczoru John i Paul wariowali, celowo grali niewłaściwe akordy, zmieniali teksty i wygłupiali się jeszcze bardziej...
TERRY MCCANN: Beatlesi byli trochę wkurzeni tym, że nie wyszło z frekwencją ale grali. Był tam ich standardowy repertuar, trochę Chucka Berry'ego, Jerry Lee Lewisa i Eddiego Cochrana. George znał intra gitarowe do wszystkich piosenek Berry'ego, Paul prawdopodobnie zaśpiewał swoje 'Till There Was You' bo wtedy zawsze śpiewał ten numer, mimo że go wszyscy za to nienawidzili... Nie dziwię się, że się nie podobaliśmy, zwłaszcza że w kilku w numerach zagrałem na perkusji, bo Pete był tak wkurzony, że nie chciał grać.Robiłem to już kiedyś, musiałem tylko utrzymać rytm i jakoś to nie za dobrze wychodziło. Beatlesi byli bardzo rozczarowani tym wieczorem, stąd tyle zdjęć gdy są poza sceną, piją piwo, tańczą ze sobą. Możecie sami sobie wyobrazić co myśleli wtedy Beatlesi, gdy na parkiecie tańczyły cztery osoby a sześć innych z niesmakiem i nudą ich obserwowało Spakowali się już o 21.30, na koniec zagrali jeszcze w kulki na parkiecie, wszak musiał sie odbyć mecz Liverpoolu kontra Londyn.
W czasie gdy Beatlesi grali, Sam Leach krążył po sali i prosił wszystkich siedzących przy stolikach by wstali i zatańczyli. Chciał by osoby, które na moment zajrzą do klubu zobaczyły bawiących się ludzi.
SAM LEACH: Niestety ich gra była żałosna i nie ruszyłaby umarlaka. Nie miałem ze sobą magnetofonu dlatego Beatlesi już co 15 minut robili przerwy.
Wybryki Beatlesów na parkiecie, głośne zachowanie, rzucanie kulami, śmiechy, wrzaski - bez udziału już gości w lokalu - spowodowało wezwanie lokalnego przedstawiciela prawa, który pouczył wszystkich by szybko zamykali lokal, pakowali się do auta i odjeżdżali.
Wybryki Beatlesów na parkiecie, głośne zachowanie, rzucanie kulami, śmiechy, wrzaski - bez udziału już gości w lokalu - spowodowało wezwanie lokalnego przedstawiciela prawa, który pouczył wszystkich by szybko zamykali lokal, pakowali się do auta i odjeżdżali.
I jeszcze raz PETE BEST - Pomysł szalonego występu w Aldershot wyszedł od Sama. Początki naszej współpracy z nim były katastrofą. On zaproponował Aldershot, odpowiedziałem, że to za daleko a on na to, że pokrywa koszty transportu i inne. No i zgodziliśmy się. Powiedziałem chłopakom, że wszystko jest już obstukane. Na miejscu nie zauważyliśmy żadnych plakatów. Powiedzieliśmy o tym Samowi: Reklamowałeś to? A on, że plakaty są i wieczorem będzie pełna sala ludzi. Poszliśmy coś zjeść , frytki z rybą, kilka placków ziemniaczanych. O 7.30 nic, pusto. O 8 (20.00) spytaliśmy: Sam, mamy grać, raczej nikt się nie pojawi...
Później załatwił nam skrzynkę piwa by nas udobruchać ale już odpuszczaliśmy jego propozycje wyjazdów grania.
Później załatwił nam skrzynkę piwa by nas udobruchać ale już odpuszczaliśmy jego propozycje wyjazdów grania.
PAUL: Noc w Aldershot to wieczór, w którym mogliśmy zostać aresztowani, w każdym razie bardzo mocno się staraliśmy by do tego doszło.
W czasie tego pechowego wieczoru John Lennon miał sarkastycznie spytać Leacha:
Terry McCann wspomina, że pomimo nieudanego pobytu w Aldershot, wieczór nie zakończył się tak smutno. "Powiedziałem, jedźmy do Londynu, to nie jest daleko. Więc udaliśmy się do Blue Gardenia Club, prowadzonym przez mego starego kumpla, Briana Cass z Cass an the Cassanovas. Zadzwoniliśmy tam, że jedziemy. Zdaje się, że dżemowali wspólnie wszyscy całą noc na scenie. Myślę, Georgie Fame także był wtedy w klubie. Było fajnie, choć ludzie mówili , że nie było wtedy na scenie George Harrisona, ale ja uważam. Przyłączył się, wszyscy pamiętali jego świetną gitarę. Ok. 3 w nocy wsiedliśmy do ciężarówki i wróciliśmy do Liverpoolu".
Sam Leach (po lewej, obok Paula i Pete'a) przedstawia zespół. Możliwe, że przy perkusji siedzi Terry McCann, po prawej możliwe, że to drugi kierowca wynajęty przez Leacha, Dave Johnstone.
Podróż powrotna do Liverpoolu nie odbyła się bez problemów. W trakcie trasy powrotnej zabrakło paliwa i Terry musiał wygrzebać z kieszeni ostatniego 'piątaka' Bronił się, ale w końcu to on kupił paliwo. "Zawsze pożyczali, wszystko, pieniądze, papierosy, cokolwiek. Różnie było z oddawaniem"
The Beatles mieli grać w Palais w Aldershot przez następne trzy soboty ale już nigdy tam nie wrócili. W następnym tygodniu Sam Leach sprowadził w to samo miejsce inny zespół z Liverpoolu: Rory'ego Storma and the Hurricanes z brodatym perkusistą i mnóstwem pierścionków (rings) na palcach obu rąk. Poniżej Ringo w zespole Rory'ego...
Sam Leach (na zdjęciu po prawej, obok Paula, z Petem z tyłu) często powtarzał: Zastanawiam się po dziś dzień, co się stało z tymi wszystkim młodymi ludźmi, którzy byli tamtej nocy i oglądali The Beatles i odchodzili. Czy zdali sobie z tego sprawę. Tak, już ich słyszę: Taa, oglądaliśmy wtedy The Beatles, było nas 18 osób i Beatlesi grali dla nas na bis... Wątpię, by się zorientowali wtedy, później oczywiście pewnie każdy powtarzał, że widział Beatlesów.
To prawda, przez lata wielu mieszkańców Aldershot wspominało, chwaliło się, że widziało na własne oczy, u siebie w mieście The Beatles u progu kariery. Tak naprawdę to tylko 18 osób.
To prawda, przez lata wielu mieszkańców Aldershot wspominało, chwaliło się, że widziało na własne oczy, u siebie w mieście The Beatles u progu kariery. Tak naprawdę to tylko 18 osób.
Ostatnio prowadziłem jakąś konferansjerkę na plenerowej imprezie firmowej, której zwieńczeniem miał być koncert młodego, zdolnego zespołu. Parada atrakcji i co najważniejsze losowanie nagród, skutecznie wypłoszyło wiekszość piknikowców pod koniec jego trwania(pogoda była niezła)i zespół zagrał koncert, własnie dla ...kilkunastu osób. Wtedy to własnie przytoczyłem tę historię, juz po ich występie, załatwiając przy okazji dwa bisy. Okazała się trafiona w punkt.
OdpowiedzUsuńRysiu, jak ważny jest ten materiał, najlepiej dowodzi fakt, iż wbijając w googlach zestawienie słów "The Beatles" "Aldershot" nie ma w polskim języku kompletnie nic! Ja sam, pierwszy raz tyle o tym niesamowitym wydarzeniu się dowiedziałem. Za co serdeczne dzieki.
P.S "łapu-capu" nickowe, nie jest kierowane inspiracją , czy sympatią do akurat tej piosenki, tylko wspaniałym jego...brzmieniem i orginalnością :)
Helter -Skelter ;), napisałem już to chyba parę razy, każde wydarzenie, epizod z historii zespołu urasta do wydarzenia, o którym ludzie opowiadając, chwalą się że byli jego świadkami itd, takich występów jak w Aldershot było pewnie o wczesnych Bitlów bez liku, ten został znakomicie udokumentowany fotkami. Ale użyłeś fajnego argumentu, który można przypominać każdemu artyście na starcie: Beatlesi też tak zaczynali, bez ludzi, bez widowni, bez frekwencji.
OdpowiedzUsuń