PLAYBOY: Możecie jeść
spokojnie w restauracjach?
GEORGE: Oczywiście. Byłem tam
wczoraj wieczorem.
JOHN: Gdzie?
GEORGE: W kilku restauracjach.
GEORGE: I zwykle to tylko
Amerykanie zawracają nam głowę.
P: Naprawdę?
GEORGE: Naprawdę. W
restauracjach w Londynie zawsze są jacyś klienci, ale wtedy
wystarczy poprosić kelnera, żeby ich powstrzymał, jeżeli będą
chcieli do nas podejść. Jeśli mimo to nas nagabują, wtedy po
prostu dajemy im autografy
RINGO: Ja chodzę do takich
restauracji, w których bym pewnie nie bywał, gdybym nie był
sławny. Nawet gdybym miał tyle pieniędzy, co teraz, ale nie byłbym
znany, nie chodziłbym tam, bo tamtejsi klienci to nudziarze i
potworne snoby, które nawet nie będą próbowały podejść do
mojego stolika. Udają, że nie wiedzą, kim jestem, i dzięki temu
mam w takich miejscach wieczorem święty spokój.
GEORGE: Wydaje im się, że się
z nas śmieją, ale w gruncie rzeczy to my się z nich śmiejemy, bo wiemy, że oni wiedzą, kim
jesteśmy.
RINGO: I co?
GEORGE: To,że my wiemy, że oni
nie są jak inni i nie będą nas prosić o autografy
RINGO: A kiedy jednak proszą,
to po prostu obrzucamy ich wyzwiskami.
GEORGE: Ja nie, ludu Beatlesów!
Ja daję autograf dziękuję wylewnie za to, że do mnie podeszli, i
częstuję ich kawałkiem swojego kotleta.
JOHN: Jeżeli akurat jemy to
zazwyczaj proszę, żeby poczekali, aż skończę posiłek.
GEORGE: I wtedy jemy tak długo,
aż oni rezygnują i wychodzą.
JOHN: To nieprawda, ludu
Beatlesów!
P: Nie licząc takiego ryzyka
zawodowego, jesteście zadowoleni ze swojej pracy? Naprawdę lubicie,
kiedy tysiące rozwrzeszczanych młodych ludzi przekrzykują was i
obrzucają różnymi rzeczami na scenie?
RINGO: Tak.
GEORGE: Ciągle wydaje nam się
to frapujące.
JOHN: No, nie wiem
PAUL: W gruncie rzeczy po pewnym
czasie można się do tego przyzwyczaić.
P: Naprawdę?
PAUL: Wejście na scenę ciągle
jest frapujące, zwłaszcza kiedy mamy świetną publiczność. Ale oczywiście nie kręci nas to już
tak jak wtedy, kiedy po raz pierwszy usłyszeliśmy, że nasza płyta dotarła na szczyt listy
przebojów. Wtedy człowiek naprawdę świruje z radości, rozumiesz.Wychodzi na miasto, żeby to
jakoś uczcić i tak dalej.
P: Czy poza sceną często się spotykacie?
JOHN: I tak, i nie. Takie zespoły jak nasz zwykle składają się z ludzi, którzy nie są raczej przyjaciółmi. To po prostu cztery osoby, które połączył los by razem występowały. Może s i ę zdarzyć wśród nich dwóch takich gości , którzy zaczynaj ą coś do siebie czuć i zostają przyjaciółmi , ale...
GEORGE: Co ty właściwie chciałeś przez to powiedzieć?
JOHN: Chodziło mi oczywiście o stosunki czysto platoniczne.Tak się jednak składa, że my wszyscy jesteśmy dość dobrymi przyjaciółmi.
JOHN: Chodziło mi oczywiście o stosunki czysto platoniczne.Tak się jednak składa, że my wszyscy jesteśmy dość dobrymi przyjaciółmi.
P: Czy to znaczy, że często się
widujecie po godzinach pracy?
PAUL: Wiesz, to zależy. Nie musimy
zawsze chodzić razem w te same miejsca.
____________________________________________
Oczywiście wcześniej, kiedy jeszcze nie znaliśmy
Londynu i nikogo w tym mieście, naprawdę trzymaliśmy się razem i
zachowywaliśmy się jak czterej kumple z północy kraju, którzy
przyjechali do Londynu autobusem w celach turystycznych. Ale wiesz,
dzisiaj mamy narzeczone, które mieszkają w Londynie, więc zwykle w
wolne dni wychodzimy gdzieś z naszymi dziewczynami.
Oczywiście z wyjątkiem Johna, który jest żonaty.
Oczywiście z wyjątkiem Johna, który jest żonaty.
_______________________________
P: A czy pozostali członkowie zespołu
mają jakieś plany. żeby się ustatkować?
PAUL: Ja nie.
GEORGE: Ringo i ja będziemy się
żenić.
P: Tak? Z kim?
GEORGE: Ze sobą. Ale zachowaj to
lepiej w tajemnicy.
RINGO: Nikomu ani słowa.
GEORGE: Wiesz, jeśli powiedzielibyśmy
coś takiego, to wszyscy by myśleli, że jesteśmy pedałami. I byłaby to wiadomość,
którą trudno byłoby zamieścić w tak szacownym piśmie jak
Playboy. Poza tym nie chcemy rozsiewać plotek.
P: To lepiej zmieńmy temat. Pamiętacie wczorajszy wieczór, kiedy za kulisy przyszła pewna
dziewczyna ...
GEORGE: Naga...
P: Niestety, nie. I
powiedziała...
GEORGE: It's Been A Hard Day's
Night.
P: Nie. Pokazała palcem ciebie,
George, i powiedziała: ,,O, bitels". Odpowiedzieliście: "To
jest George". A ona na to:"Nie, to bitels ".
JOHN: A ty, to znaczy Playboy
odpowiedziałeś: "Jak do sypialni, to tędy".
P: Nie. Ja, czyli Playboy,
zapytałem: "Mamy ci go przedstawić?".
JOHN: Wolę swoją wersję.
P : No,w każdym razie rzecz w
tym, że ta dziewczyna nie wierzyła, że istnieje coś takiego jak
bitels - konkretna osoba, mająca jakieś imię i nazwisko.
JOHN: W gruncie rzeczy ta
dziewczyna ma rację.
P: Spotykacie wiele takich
dziewczyn?
GEORGE: A są jakieś inne?
P: W USA też?
RINGO: Wszędzie.
P: Bez wyjątków?
P: Tak.
JOHN: Kilka by się znalazło.
PAUL: Tak, niektóre Amerykanki
są świetne.
JOHN: Jak Joan Baez.
PAUL: Tak, Joan Baez jest
świetna, znakomita.
JOHN: Jedyna Amerykanka, która
mi się podoba.
GEORGE: I Jayne Mansfield. To
Playboy zrobił z niej gwiazdę ,
PAUL: Ona jest trochę inna,
nie? Inna.
RINGO: Delikatna.
GEORGE: Delikatna i ciepła.
PAUL: W gruncie rzeczy jest tępa.
RINGO: Rzekł Paul, bóg
Beatlesów.
PAUL: Nie chciałem tego
powiedzieć, ludu Beatlesów! Prawdę mówiąc, nie znam jej. Ale i
tak oczywiście tego nie wydrukujecie, bo Playboy bardzo promuje
Jayne Mansfield. Redakcji wydaje się, że jest wspaniała, chociaż
w gruncie rzeczy to już stara rura.
P: A swoją drogą, co to jest
lud Beatlesów?
JOHN: To określenie występuje
w czasopismach muzycznych w Ameryce. Wszystkie teksty o nas zaczynają
się tam od takich wstępów: "Witaj, ludu Beatlesów! Na pewno
jesteście ciekawi,co porabia wasza wspaniała czwórka".
Dlatego i my ciągle używamy teraz tej formułki.
JOHN: Ale wiesz, moim zdaniem
nie ma w tym nic złego. To nie wyrządza nikomu żadnej krzywdy.
P: Skoro już mówimy o
dziennikarstwie na niskim poziomie, to w jednej z londyńskich gazet
pojawił się niedawno tekst, w którym ktoś porównywał was z
Hitlerem. Naprawdę! Autor pisze, że w podobny sposób wprawiacie tłumy
w euforię...
PAUL: To nie upodabnia nas
zbytnio do Hitlera.Chodzi raczej o to, że w publiczności i naszych występach jest coś, jak by to
powiedzieć, hitlerowskiego, ponieważ publiczność krzyczy, gdy
się ją o to poprosi. To właśnie ta krytyczka miała na myśli.
Prawdę mówiąc, bardzo się wkurzyłem tym artykułem, bo ona nas
wcale nie zna.
P: Ona?
PAUL: Autorka tego tekstu. Nie
zna nas, ale występowała stanowczo przeciwko nam. Widać to na
przykład po tej wzmiance o Hitlerze. Napisała też, że jesteśmy
strasznymi nudziarzami."Nudna Czwórka"- taką nam dała
nazwę.Wiesz,w gruncie rzeczy baba się po prostu na nas wyżywała.
Jako na ludziach, to mam na myśli .
RINGO: Och, przestań .
PAUL: Nie, to ty przestań.
Zadzwoniłem do tej gazety, ale nie pozwolili mi z nią porozmawiać. Powiedzieli mi tak: "Nikomu nie
podajemy jej numeru telefonu. Ona nie lubi rozmawiać przez telefon,
bo się okropniej jąka". No więc jakoś nigdy nie pociągnąłem
tego tematu dalej. Było mi nawet trochę żal tej kobiety. Ale
wiecie, to po prostu bezczelność, żeby napisać o nas taki
artykuł, poinformować wszystkich, że niby wszczynamy burdy i
jesteśmy strasznymi nudziarzami. A przecież ona nas nie zna, nie
zapominaj o tym. Moglibyśmy odwrócić sytuację i zacząć mówić
podobne rzeczy o niej. Chętnie bym jej dołożył.
GEORGE: Ty pieprzony faszysto!
P: Ringo...
RINGO: Tak, szanowny panie
PLAYBOYU?
P: A jakie jest twoje zdanie na
temat prasy? Czy twój stosunek do niej zmienił się jakoś przez
ostatni rok?
RINGO: Owszem.
P: W jaki sposób?
RINGO: Teraz nie cierpię
dziennikarzy jeszcze bardziej niż przedtem.
Niebawem następna część wywiadu (1-5)
_______________________
Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz