WYWIADY: PLAYBOY 1965 (cz. 3)

PLAYBOY: Możecie jeść spokojnie w restauracjach?
GEORGE: Oczywiście. Byłem tam wczoraj wieczorem.
JOHN: Gdzie?
GEORGE: W kilku restauracjach.
PAUL: W tych restauracjach,w których bywamy, oczywiście nas znają.
GEORGE: I zwykle to tylko Amerykanie zawracają nam głowę.
P: Naprawdę?
GEORGE: Naprawdę. W restauracjach w Londynie zawsze są jacyś klienci, ale wtedy wystarczy poprosić kelnera, żeby ich powstrzymał, jeżeli będą chcieli do nas podejść. Jeśli mimo to nas nagabują, wtedy po prostu dajemy im autografy
RINGO: Ja chodzę do takich restauracji, w których bym pewnie nie bywał, gdybym nie był sławny. Nawet gdybym miał tyle pieniędzy, co teraz, ale nie byłbym znany, nie chodziłbym tam, bo tamtejsi klienci to nudziarze i potworne snoby, które nawet nie będą próbowały podejść do mojego stolika. Udają, że nie wiedzą, kim jestem, i dzięki temu mam w takich miejscach wieczorem święty spokój.
GEORGE: Wydaje im się, że się z nas śmieją, ale w gruncie rzeczy to my się z nich śmiejemy, bo wiemy, że oni wiedzą, kim jesteśmy.
RINGO: I co?
GEORGE: To,że my wiemy, że oni nie są jak inni i nie będą nas prosić o autografy
RINGO: A kiedy jednak proszą, to po prostu obrzucamy ich wyzwiskami.
GEORGE: Ja nie, ludu Beatlesów! Ja daję autograf dziękuję wylewnie za to, że do mnie podeszli, i częstuję ich kawałkiem swojego kotleta.
JOHN: Jeżeli akurat jemy to zazwyczaj proszę, żeby poczekali, aż skończę posiłek.
GEORGE: I wtedy jemy tak długo, aż oni rezygnują i wychodzą.
JOHN: To nieprawda, ludu Beatlesów!
P: Nie licząc takiego ryzyka zawodowego, jesteście zadowoleni ze swojej pracy? Naprawdę lubicie, kiedy tysiące rozwrzeszczanych młodych ludzi przekrzykują was i obrzucają różnymi rzeczami na scenie?
RINGO: Tak.
GEORGE: Ciągle wydaje nam się to frapujące.
JOHN: No, nie wiem
PAUL: W gruncie rzeczy po pewnym czasie można się do tego przyzwyczaić.
P: Naprawdę?
PAUL: Wejście na scenę ciągle jest frapujące, zwłaszcza kiedy mamy świetną publiczność. Ale oczywiście nie kręci nas to już tak jak wtedy, kiedy po raz pierwszy usłyszeliśmy, że nasza płyta dotarła na szczyt listy przebojów. Wtedy człowiek naprawdę świruje z radości, rozumiesz.Wychodzi na miasto, żeby to jakoś uczcić i tak dalej.
RlNGO: Dzisiaj po prostu wychodzimy się napić bez powodu.

P: Czy poza sceną często się spotykacie?
JOHN: I tak, i nie. Takie zespoły jak nasz zwykle składają się z ludzi,  którzy nie są  raczej przyjaciółmi. To po prostu cztery osoby, które połączył los by razem występowały. Może s i ę zdarzyć wśród nich dwóch takich gości , którzy zaczynaj ą coś do siebie czuć i zostają przyjaciółmi , ale...
GEORGE: Co ty właściwie chciałeś przez to powiedzieć?
JOHN: Chodziło mi oczywiście o stosunki czysto platoniczne.Tak się jednak składa, że my wszyscy jesteśmy dość dobrymi przyjaciółmi. 
P: Czy to znaczy, że często się widujecie po godzinach pracy?
PAUL: Wiesz, to zależy. Nie musimy zawsze chodzić razem w te same miejsca.
 ____________________________________________
Oczywiście wcześniej, kiedy jeszcze nie znaliśmy Londynu i nikogo w tym mieście, naprawdę trzymaliśmy się razem i zachowywaliśmy się jak czterej kumple z północy kraju, którzy przyjechali do Londynu autobusem w celach turystycznych. Ale wiesz, dzisiaj mamy narzeczone, które mieszkają w Londynie, więc zwykle w wolne dni wychodzimy gdzieś z naszymi dziewczynami. 
Oczywiście z wyjątkiem Johna, który jest żonaty.
_______________________________
P: A czy pozostali członkowie zespołu mają jakieś plany. żeby się ustatkować?
PAUL: Ja nie.
GEORGE: Ringo i ja będziemy się żenić.
P: Tak? Z kim?
GEORGE: Ze sobą. Ale zachowaj to lepiej w tajemnicy.
RINGO: Nikomu ani słowa.
GEORGE: Wiesz, jeśli powiedzielibyśmy coś takiego, to wszyscy by myśleli, że jesteśmy pedałami. I byłaby to wiadomość, którą trudno byłoby zamieścić w tak szacownym piśmie jak Playboy. Poza tym nie chcemy rozsiewać plotek.
P: To lepiej zmieńmy temat. Pamiętacie wczorajszy wieczór, kiedy za kulisy przyszła pewna dziewczyna ...
GEORGE: Naga...
P: Niestety, nie. I powiedziała...
GEORGE: It's Been A Hard Day's Night.
P: Nie. Pokazała palcem ciebie, George, i powiedziała: ,,O, bitels". Odpowiedzieliście: "To jest George". A ona na to:"Nie, to bitels ".
JOHN: A ty, to znaczy Playboy odpowiedziałeś: "Jak do sypialni, to tędy".
P: Nie. Ja, czyli Playboy, zapytałem: "Mamy ci go przedstawić?".
JOHN: Wolę swoją wersję.
P : No,w każdym razie rzecz w tym, że ta dziewczyna nie wierzyła, że istnieje coś takiego jak bitels - konkretna osoba, mająca jakieś imię i nazwisko.
JOHN: W gruncie rzeczy ta dziewczyna ma rację.
P: Spotykacie wiele takich dziewczyn?
GEORGE: A są jakieś inne?
P: W USA też?
RINGO: Wszędzie.
P: Bez wyjątków?
JOHN: Chodzi ci o wyjątki w USA?
P: Tak.
JOHN: Kilka by się znalazło.
PAUL: Tak, niektóre Amerykanki są świetne.
JOHN: Jak Joan Baez.
PAUL: Tak, Joan Baez jest świetna, znakomita.
JOHN: Jedyna Amerykanka, która mi się podoba.
GEORGE: I Jayne Mansfield. To Playboy zrobił z niej gwiazdę ,
PAUL: Ona jest trochę inna, nie? Inna.
RINGO: Delikatna.
GEORGE: Delikatna i ciepła.
PAUL: W gruncie rzeczy jest tępa.
RINGO: Rzekł Paul, bóg Beatlesów.
PAUL: Nie chciałem tego powiedzieć, ludu Beatlesów! Prawdę mówiąc, nie znam jej. Ale i tak oczywiście tego nie wydrukujecie, bo Playboy bardzo promuje Jayne Mansfield. Redakcji wydaje się, że jest wspaniała, chociaż w gruncie rzeczy to już stara rura.
P: A swoją drogą, co to jest lud Beatlesów?
JOHN: To określenie występuje w czasopismach muzycznych w Ameryce. Wszystkie teksty o nas zaczynają się tam od takich wstępów: "Witaj, ludu Beatlesów! Na pewno jesteście ciekawi,co porabia wasza wspaniała czwórka". Dlatego i my ciągle używamy teraz tej formułki.
PAUL: To dziennikarstwo na niskim poziomie.
JOHN: Ale wiesz, moim zdaniem nie ma w tym nic złego. To nie wyrządza nikomu żadnej krzywdy.
P: Skoro już mówimy o dziennikarstwie na niskim poziomie, to w jednej z londyńskich gazet pojawił się niedawno tekst, w którym ktoś porównywał was z Hitlerem. Naprawdę! Autor pisze, że w podobny sposób wprawiacie tłumy w euforię...
PAUL: To nie upodabnia nas zbytnio do Hitlera.Chodzi raczej o to, że w publiczności i naszych występach jest coś, jak by to powiedzieć, hitlerowskiego, ponieważ publiczność krzyczy, gdy się ją o to poprosi. To właśnie ta krytyczka miała na myśli. Prawdę mówiąc, bardzo się wkurzyłem tym artykułem, bo ona nas wcale nie zna.
P: Ona?
PAUL: Autorka tego tekstu. Nie zna nas, ale występowała stanowczo przeciwko nam. Widać to na przykład po tej wzmiance o Hitlerze. Napisała też, że jesteśmy strasznymi nudziarzami."Nudna Czwórka"- taką nam dała nazwę.Wiesz,w gruncie rzeczy baba się po prostu na nas wyżywała. Jako na ludziach, to mam na myśli .
RINGO: Och, przestań .
PAUL: Nie, to ty przestań. Zadzwoniłem do tej gazety, ale nie pozwolili mi z nią porozmawiać. Powiedzieli mi tak: "Nikomu nie podajemy jej numeru telefonu. Ona nie lubi rozmawiać przez telefon, bo się okropniej jąka". No więc jakoś nigdy nie pociągnąłem tego tematu dalej. Było mi nawet trochę żal tej kobiety. Ale wiecie, to po prostu bezczelność, żeby napisać o nas taki artykuł, poinformować wszystkich, że niby wszczynamy burdy i jesteśmy strasznymi nudziarzami. A przecież ona nas nie zna, nie zapominaj o tym. Moglibyśmy odwrócić sytuację i zacząć mówić podobne rzeczy o niej. Chętnie bym jej dołożył.
GEORGE: Ty pieprzony faszysto!
P: Ringo...
RINGO: Tak, szanowny panie PLAYBOYU?
P: A jakie jest twoje zdanie na temat prasy? Czy twój stosunek do niej zmienił się jakoś przez ostatni rok?
RINGO: Owszem.
P: W jaki sposób?
RINGO: Teraz nie cierpię dziennikarzy jeszcze bardziej niż przedtem.


Niebawem następna część wywiadu (1-5)



_______________________
Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog 
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz