W poście "Help! - Deluxe Edition" opisałem cudowny box z dwoma płytkami - filmem oraz tzw. materiałami dodatkowymi do wydawnictwa. W pięknej książeczce dołączonej do boxu znalazły się dwie przedmowy: Richarda Lestera, którą przetłumaczyłem i zamieściłem w tamtym tekście, oraz Martina Scorsese, którą przytaczam dzisiaj (mój przekład). Scorsese to wielki fan The Beatles, ale przede wszystkim: wybitny reżyser amerykański, laureat Oscara. prywatnie wielki przyjaciel Roberta De Niro, autor takich filmów jak: 'Taxi Driver' (Taksówkarz - z de Niro), 'Goodfellas' (Chłopcy z ferajny - z de Niro, J. Pesci, R.Liottą), 'Gangi z Nowego Jorku' czy 'Wolf of Wall Street' (Wilki z Wall Sreet - z Leonardo Di Caprio), w 2011 zrealizował dokumentalny film poświęcony George'owi Harrisonowi: "Living In A Material World". Na zdjęciu na samym dolej reżyser z Beatlesami: Paulem, Ringo, ich żonami oraz wdowami po George'u i Johnie, Olivii i Yoko
The Beatles. Dla tych z nas, którzy żyli w czasach gdy było ich pełno na falach radiowych, już sama wzmianka ich nazwy przypomina nam cały świat - nie tylko po prostu "lata 60-te" , ale coś innego, coś magicznego, radosnego. Im więcej słuchałeś muzyki (a słuchaliśmy jej bardzo dużo), tym bardziej mocniej się z nią wiązałeś. Kilka lat temu, krytyk Geoffrey O'Brien napisał, że muzyka Beatlesów posiadała "piękno', które można byłoby prawie nazwać niedocenionym". To dość dziwne powiedzieć coś takiego o produkcji najpopularniejszego zespołu na świecie. Ale reszcie wiem co O'Brien miał na myśli. Wszyscy liczyliśmy na nich, że będą robić naprawdę wspaniałe albumy jeden za drugim, wydawać single z arcydziełami jak "Penny Lane" na stronie A i "Strawberry Fields Forever" na stronie B, po 'Rubber Soul' 'Revolver', w międzyczasie tak na wszelki wypadek "We Can Work It Out" i "Day Tripper". Oczekiwaliśmy tego. Ale przecież nigdy nie przestawaliśmy myśleć o tym jakie wszystkie są wspaniałe.
No i ten ich image... czy, by być bardziej precyzyjnym, image każdego z nich. Byli wszyscy tacy wyraźni, każdy ze swoim indywidualnym poczuciem humoru. Przejawiał się on choćby w tym, gdy zawsze powtarzali: "Czy to nie absurdalne jak bardzo staliśmy się sławni? Czyż to nie jest zabawne? Czy nie masz ochoty bawić się z nami?" Każdy z nich rozwijał swoją własną identyfikację, wizerunek. Zrozumieć jak bardzo lub jak mało oni ujawniali swoją prywatną osobowość jest zdaniem dla biografów, ale tak naprawdę to nie ma żadnego znaczenie. Kiedykolwiek widzieliśmy The Beatles, zawsze wprawiali nas w zachwyt, uszczęśliwiali już samym faktem, że żyjemy. Ponieważ tworzyli tą przepiękną muzykę a jednocześnie wyglądali na szczęśliwych właśnie z tego powodu. Oczywiście, z czasem wszystko doprowadziło do zwykłych problemów - możemy je zobaczyć w "Let It Be". Ale obraz ich radosnej współpracy przetrwał do rozpadu. Wszystko to co bardzo intymnie powiązane było z muzyką, pozostało z nimi do końca, zawsze bardzo trwałe.
Było oczywiste, że z czasem ich naturalnym kierunkiem będą filmy. Wyglądało na to, że każda grupa rockowa lub solista zwraca się w stronę filmów i kina. Lata 50 najechane zostały przez takie filmy jak "Don't Knock The Rock" z Billy'm Haley'em and the Cornets czy "Don't Knock The Twist" z Chubby Checkerem, Gene Chandlerem and the Dowells. Chodziliśmy na nie, bo kochaliśmy muzykę, ale filmy te były bardzo naiwne, w bardzo prościutkiej formule rock and rollowych reklam. Nie tylko nie uchwyciły ducha muzyki, ale wprost go złamały.
"A Hard Day's Night" był pierwszym obrazem, który mogłeś nazwać, że miał rock and rollowe serce. Film miał oczywiście muzykę, ale miał też pełny kształt filmu, także jego radość i anarchię - Andrew Sarris nazwał go "Obywatelem Kane filmów muzycznych" ['Citizen Kane' - film Orsona Wellesa z 1941, uznawany za najwybitniejszy film w historii kina - RK]. The Beatles zawładnęli ekranem, każdy oddzielnie oraz razem, w taki sam sposób jak bracia Marx 30 lat wcześniej.Wielu ludzi tak postrzegało ten film, robiło takie porównania i tak go odbierało. Ale w odróżnieniu od braci Marx, The Beatles mieli prawdziwego reżysera. Wybitnego, genialnego. W zasadzie to bracia Marx pracowali raz z jednym wspaniałym reżyserem, Leo McCarey, przy 'Duck Soup' (Kaczej Zupie). Ich energia tak wspaniale harmonizowała w tym obrazie, i Richard Lester wniósł taką samą jakość do swoich dwóch filmów z The Beatles.
Dzisiaj jest dość trudnym wytłumaczyć jak bardzo ważne były filmy Lestera. Na każdy nowy obraz czekano z zapałem, Beatlesi wprowadzili przecież tyle swego stylu - do reklam, do telewizji (Lester wyszedł przecież z produkcji telewizyjnych, gdzie kręcił 'The Goon Show' z Peterem Sellersem, następnie 'The Running Jumping Standing Still Film' [kolejny komediowy sho Lestera i Sellersa - RK] - obie pozycje były ulubionymi czterech Beatlesów), oraz oczywiście do swoich filmów - jednak wpływ Lestera na zespół można uznać za pewnik. Był jednym z głównych postaci swojej ery, tak samo wpływowy jak Resnais czy Antonioni [Francuz i Włoch, reżyserzy tzw. nowej fali w kinie europejskim, - RK], którzy wynaleźli dla filmu technikę nowej narracji oraz nowe środki wyrazu.
Scena, w której George Harrison goli odbicie lustrzane to czysty Lester, swoisty rodzaj pop-artu, surrealistyczna wariacja w widowiskowym gagu. Lester miał niezwykłe wyczucie tempa i ruchu, w uchwytywaniu takich momentów na ekranie. Jego obrazy dokładnie tak samo oddziaływały jak filmy Truffaut'a czy Goddarda [francuscy reżyserowie tzw. nowej fali - RK], ale były lżejsze, bardziej figlarne. W większości z nich była wolność, wyczucie, że w filmie można uchwycić wszystkie te zawirowania, emocje, i inne radosne cechy ducha młodości (w przeciwieństwie np. do obrazów takich jak "Don't Knock The Twist" czy jeszcze gorszych z Elvisem). Lester pokazał nam jak bawić się z formą, strukturą filmu, łamiąc wszystkie reguły, by dociec do samego dna emocjonalnego rdzenia obrazu. Filmy z The Beatles były kamieniami milowymi, ale był nim także film "The Knack", który zdobył Złotą Palmę w Cannes, filmowa windykacja czy spuścizna całej generacji"The Petulia" [The Knack ...and How to Get It - film R.Lestera z 1965- RK], także "Petulia" [film Lestera z 1968 - RK], melancholijny, mocny w przekazie film, oddziałujący podobnie jak filmy Nicolasa Raega lata później, "How I Won The War" z Johnem Lennonem, ulubiony film samego reżysera (scena z powracającymi martwymi żołnierzami była naprawdę przerażającą wizją); oraz później, naznaczeni jego piętnem "Trzej Muszkieterowie", ze swoją łatwością, luzem, ale jednocześnie także historyczną dokładnością. Oczywiście najbardziej ekscytowały nas dwa filmy, "A Hard Day's Night" i "Help!". Ponieważ byli tam The Beatles.
W "Help!" Lester poszedł ze wszystkim dużo dalej, z edycją, montażem, kolorem, kierowaniem ruchami kamer niż to zrobił w "A Hard Day's Night". Duch filmu się zmienił, ponieważ Lester ośmielił się robić go bardziej po swojemu, w podobny sposób jak robił to Resnais kilka lat wcześniej w "Last Year at Marienbad" [słynny film, na wpół surrealistyczny dramat francuskiego reżysera z 1961 roku - RK]. Weźmy także kolor o i projekt produkcji. Każdy w tym czasie eksperymentował - Antonioni z 'Blow-Up" ["Powiększenie", 1966], Truffaut z "Fahrenheit 451" [1966], Fellini i Godard w każdym filmie - i "Help!" dlatego był taki podniecający. Kolory w nim były zabawne - stonowane, całkiem daleko od kolorowej palety psychodelii, której można było się spodziewać, akcentujące komediowość filmu.
Nigdy nie zapomnę tej sceny kiedy Beatlesi stoją rzędem przed swoimi drzwiami do wspólnego domu (przecież mieszkali razem, jak wszystkie zespoły... prawda?), i otwierają, każdy pomalowane na inny kolor drzwi. Tego samego, wspólnego przecież apartamentu, z wpuszczanymi w dół podłogami, nastrojowymi meblami, dywanem ze świeżą trawą oraz organami Wurlitzera.
Scena, w której John Lennon, z kamienną miną, jakże inną niż w poprzednim filmie, wybiera numery na telefonie jest jedną z najlepszych, śmiertelnie poważnych scen komediowych - to było tak absurdalne, jeszcze sprzed wpływu humoru Monty Pythona (tytuł: Part Three, Later That Evening) od strzyżenia trawy mechaniczną szczoteczką do zębów rodem z zabawnych rysunków Rube Goldberga [amerykański rysownik, wynalazca, rzeźbiarz, słynny z rysunków, na których skomplikowane urządzenia, maszyny, wykonywały proste czynności - RK], do scen prób usunięcia z ręki Ringo pierścienia (do przerażonego Ringa John zwraca się słowami: "Stop trying to drag things down to your own level" ). W każdym kadrze, scenie, The Beatles i Lester zdają się mówić: "Oto drugi film, z historyjką o okrutnej hinduskiej sekcie i kulcie, z Leo McKernem i Eleanor Bron w kilku przerywnikach w scenach z szusowaniem na nartach czy na plażach dla równowagi - a teraz to już wasza działka, patrzcie i bawcie się!" Zostajesz wpuszczony w sam środek dowcipu, co sprawia, że jest jeszcze zabawniej.
I oczywiście na koniec, jest tam tyle muzyki: "Another Girl," "You'ev Got To Hide Your Love Away", "The Night Before", "You're Going To Lose That Girl" (z tą cudowną gitarową wstawką George'a), piosenka tytułowa [Scorsese zapomniałeś o 'Ticket to Ride" - RK]. Soundtrack czyli album z muzyką filmową, soundtrack naszego życia. Naszych wspomnień, pamięci, tamtego czasu, poczuciu możliwości. To nigdy nie umiera.
Było oczywiste, że z czasem ich naturalnym kierunkiem będą filmy. Wyglądało na to, że każda grupa rockowa lub solista zwraca się w stronę filmów i kina. Lata 50 najechane zostały przez takie filmy jak "Don't Knock The Rock" z Billy'm Haley'em and the Cornets czy "Don't Knock The Twist" z Chubby Checkerem, Gene Chandlerem and the Dowells. Chodziliśmy na nie, bo kochaliśmy muzykę, ale filmy te były bardzo naiwne, w bardzo prościutkiej formule rock and rollowych reklam. Nie tylko nie uchwyciły ducha muzyki, ale wprost go złamały.
"A Hard Day's Night" był pierwszym obrazem, który mogłeś nazwać, że miał rock and rollowe serce. Film miał oczywiście muzykę, ale miał też pełny kształt filmu, także jego radość i anarchię - Andrew Sarris nazwał go "Obywatelem Kane filmów muzycznych" ['Citizen Kane' - film Orsona Wellesa z 1941, uznawany za najwybitniejszy film w historii kina - RK]. The Beatles zawładnęli ekranem, każdy oddzielnie oraz razem, w taki sam sposób jak bracia Marx 30 lat wcześniej.Wielu ludzi tak postrzegało ten film, robiło takie porównania i tak go odbierało. Ale w odróżnieniu od braci Marx, The Beatles mieli prawdziwego reżysera. Wybitnego, genialnego. W zasadzie to bracia Marx pracowali raz z jednym wspaniałym reżyserem, Leo McCarey, przy 'Duck Soup' (Kaczej Zupie). Ich energia tak wspaniale harmonizowała w tym obrazie, i Richard Lester wniósł taką samą jakość do swoich dwóch filmów z The Beatles.
Dzisiaj jest dość trudnym wytłumaczyć jak bardzo ważne były filmy Lestera. Na każdy nowy obraz czekano z zapałem, Beatlesi wprowadzili przecież tyle swego stylu - do reklam, do telewizji (Lester wyszedł przecież z produkcji telewizyjnych, gdzie kręcił 'The Goon Show' z Peterem Sellersem, następnie 'The Running Jumping Standing Still Film' [kolejny komediowy sho Lestera i Sellersa - RK] - obie pozycje były ulubionymi czterech Beatlesów), oraz oczywiście do swoich filmów - jednak wpływ Lestera na zespół można uznać za pewnik. Był jednym z głównych postaci swojej ery, tak samo wpływowy jak Resnais czy Antonioni [Francuz i Włoch, reżyserzy tzw. nowej fali w kinie europejskim, - RK], którzy wynaleźli dla filmu technikę nowej narracji oraz nowe środki wyrazu.
Scena, w której George Harrison goli odbicie lustrzane to czysty Lester, swoisty rodzaj pop-artu, surrealistyczna wariacja w widowiskowym gagu. Lester miał niezwykłe wyczucie tempa i ruchu, w uchwytywaniu takich momentów na ekranie. Jego obrazy dokładnie tak samo oddziaływały jak filmy Truffaut'a czy Goddarda [francuscy reżyserowie tzw. nowej fali - RK], ale były lżejsze, bardziej figlarne. W większości z nich była wolność, wyczucie, że w filmie można uchwycić wszystkie te zawirowania, emocje, i inne radosne cechy ducha młodości (w przeciwieństwie np. do obrazów takich jak "Don't Knock The Twist" czy jeszcze gorszych z Elvisem). Lester pokazał nam jak bawić się z formą, strukturą filmu, łamiąc wszystkie reguły, by dociec do samego dna emocjonalnego rdzenia obrazu. Filmy z The Beatles były kamieniami milowymi, ale był nim także film "The Knack", który zdobył Złotą Palmę w Cannes, filmowa windykacja czy spuścizna całej generacji"The Petulia" [The Knack ...and How to Get It - film R.Lestera z 1965- RK], także "Petulia" [film Lestera z 1968 - RK], melancholijny, mocny w przekazie film, oddziałujący podobnie jak filmy Nicolasa Raega lata później, "How I Won The War" z Johnem Lennonem, ulubiony film samego reżysera (scena z powracającymi martwymi żołnierzami była naprawdę przerażającą wizją); oraz później, naznaczeni jego piętnem "Trzej Muszkieterowie", ze swoją łatwością, luzem, ale jednocześnie także historyczną dokładnością. Oczywiście najbardziej ekscytowały nas dwa filmy, "A Hard Day's Night" i "Help!". Ponieważ byli tam The Beatles.
W "Help!" Lester poszedł ze wszystkim dużo dalej, z edycją, montażem, kolorem, kierowaniem ruchami kamer niż to zrobił w "A Hard Day's Night". Duch filmu się zmienił, ponieważ Lester ośmielił się robić go bardziej po swojemu, w podobny sposób jak robił to Resnais kilka lat wcześniej w "Last Year at Marienbad" [słynny film, na wpół surrealistyczny dramat francuskiego reżysera z 1961 roku - RK]. Weźmy także kolor o i projekt produkcji. Każdy w tym czasie eksperymentował - Antonioni z 'Blow-Up" ["Powiększenie", 1966], Truffaut z "Fahrenheit 451" [1966], Fellini i Godard w każdym filmie - i "Help!" dlatego był taki podniecający. Kolory w nim były zabawne - stonowane, całkiem daleko od kolorowej palety psychodelii, której można było się spodziewać, akcentujące komediowość filmu.
Nigdy nie zapomnę tej sceny kiedy Beatlesi stoją rzędem przed swoimi drzwiami do wspólnego domu (przecież mieszkali razem, jak wszystkie zespoły... prawda?), i otwierają, każdy pomalowane na inny kolor drzwi. Tego samego, wspólnego przecież apartamentu, z wpuszczanymi w dół podłogami, nastrojowymi meblami, dywanem ze świeżą trawą oraz organami Wurlitzera.
Scena, w której John Lennon, z kamienną miną, jakże inną niż w poprzednim filmie, wybiera numery na telefonie jest jedną z najlepszych, śmiertelnie poważnych scen komediowych - to było tak absurdalne, jeszcze sprzed wpływu humoru Monty Pythona (tytuł: Part Three, Later That Evening) od strzyżenia trawy mechaniczną szczoteczką do zębów rodem z zabawnych rysunków Rube Goldberga [amerykański rysownik, wynalazca, rzeźbiarz, słynny z rysunków, na których skomplikowane urządzenia, maszyny, wykonywały proste czynności - RK], do scen prób usunięcia z ręki Ringo pierścienia (do przerażonego Ringa John zwraca się słowami: "Stop trying to drag things down to your own level" ). W każdym kadrze, scenie, The Beatles i Lester zdają się mówić: "Oto drugi film, z historyjką o okrutnej hinduskiej sekcie i kulcie, z Leo McKernem i Eleanor Bron w kilku przerywnikach w scenach z szusowaniem na nartach czy na plażach dla równowagi - a teraz to już wasza działka, patrzcie i bawcie się!" Zostajesz wpuszczony w sam środek dowcipu, co sprawia, że jest jeszcze zabawniej.
I oczywiście na koniec, jest tam tyle muzyki: "Another Girl," "You'ev Got To Hide Your Love Away", "The Night Before", "You're Going To Lose That Girl" (z tą cudowną gitarową wstawką George'a), piosenka tytułowa [Scorsese zapomniałeś o 'Ticket to Ride" - RK]. Soundtrack czyli album z muzyką filmową, soundtrack naszego życia. Naszych wspomnień, pamięci, tamtego czasu, poczuciu możliwości. To nigdy nie umiera.
Martin Scorsese
_______________________
Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.
HISTORY THE BEATLES
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.
HISTORY THE BEATLES
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz