ROZPAD THE BEATLES ( 4)

RINGO: Między nami czterema było wiele wspaniałych, wzruszających momentów. Jakiś pokój w hotelu tu i tam - ta naprawdę niesamowita więź czterech facetów, którzy się naprawdę kochali. To było całkiem niebywałe....
    Nie możesz też udawać, że między braćmi nie ma walki, jest i to o wiele gorsza niż u kogokolwiek innego.




GEORGE: Nie pamiętam, by John mówił coś, że chce rozbicia The Beatles. Nie pamiętam, gdzie o tym usłyszałem. Każdy z nas starał się odejść, więc to nie było nic nowego. Każdy z nas odchodził przez wiele lat. Na początku, gdy byliśmy jeszcze bardzo młodzi, granie w The Beatles dało nam szansę robienia wielu rzeczy, ale obecnie doszło do tego, że zespół nas krępował. Mieliśmy za dużo ograniczeń. To musiało się skończyć samozagładą i nie miałem nikomu za złe, ze chce odejść, bo sam chciałem się wyswobodzić. Widziałem przed sobą lepszą przyszłość, już z dala od zespołu. To przestało być zabawne i nadszedł czas by się z tego wydostać. Czułem się jak w kaftanie bezpieczeństwa.
JOHN:  Założyłem ten zespół. Rozwiązałem go. Proste jak drut. Moje życie z The Beatles stało się pułapką. Niczym powtarzający się loop [pojęcie ze studia: nagranie spętlone na taśmie]. Wcześniej zrobiłem sobie krótkie wyjścia, pisząc książki i próbując przerabiać je na sztuki. Nawet nakręciłem bez nich film, ale on był raczej moją reakcją na to, że The Beatles przestali jeździć na trasy niż przejawem mojej niezależności, choć już wtedy myślałem o wolności.
   Gdy wreszcie miałem dość ikry, by powiedzieć pozostałym trzem, że  - cytuję - chcę rozwodu - koniec cytatu, oni wiedzieli, że mówię poważnie, w odróżnieniu od wcześniejszych gróźb odejścia ze strony Ringa i George'a. Muszę przyznać, że czułem się winny, informując ich o tym w takim tempie. W sumie miałem Yoko, a oni mieli tylko siebie nawzajem. Czułem się na tyle winny, że dopisałem McCartney'a jako współautora mojego pierwszego niezależnego singla ["Give Peace A Chance"], zamiast wymienić Yoko, która była jego prawdziwą współautorką.

RINGO: Nie powiadomiliśmy o tym natychmiast mediów. Allen Klein stwierdził: "Chłopcy, jeśli chcecie, możecie się rozejść, ale nikomu o tym nie mówcie". Ludzie nie chcieli, byśmy rozwiązali zespół, lecz nie sądzę, żeby czuło się aż taką presję. Uznaliśmy: "Robiliśmy to tak długo, że możemy jeszcze trochę". Dlatego wytrzymaliśmy tyle dni. Bo pomimo całego wariactwa jakoś to działało. Działało nie dzień w dzień, ale powiedzmy dwa dni w miesiącu. Zdarzały się fajne dni, bo przecież nadal byliśmy bliskimi przyjaciółmi, a potem znowu zaczynało się szaleństwo.
ALLEN KLEiN (lipiec 1969): Dlaczego ludzie nie doceniają Beatlesów i nie chcą ich brać na serio? To nie jest czwórka małych chłopców, którzy nie wiedzą co robią, ale czterech dorosłych mężczyzn. Gdyby to wszystko co się wydarzyło w tym biznesie spotkało kogoś innego, nikt by tego nie zauważył.Ale ponieważ to są The Beatles, wszystko zostało powiększone do monstrualnych rozmiarów.

Kim byli The Beatles w 1969 roku? Nie biorąc oczywiście pod uwagę nadal fenomenalnego zjawiska, które sprzedawało na całym świecie gigantyczne ilości płyt. Dziewczyny wciąż koczujące pod studiem nie wydawały już piskliwych okrzyków na widok przyjeżdżających, na ogół ponurych brodaczy. Nowi idole mieli twarze muzyków z The Monkees, przebojem nr było "Sugar, Sugar" The Archies. Pytanie te w owym czasie szczególnie dotyczyło Johna Lennona, który po prostu "odmówił bycia więźniem swego szczególnego talentu muzycznego", który - zdaniem krytyka Lesliego Fiedlera - "zaczął zapuszczać się na terytoria, na których, początkowo, nie był już tak niekwestionowanym autorytetem". To on i Yoko ono, po raz pierwszy, nie wyprzedzeni przez nikogo, postanowili nie tylko sprzedawać pokój, ale stać się jego ucieleśnieniem. Pozostali Beatlesi nie komentowali tego, nie krytykowali, ale także nie pragnęli wejść w te same buty co ich dawny lider. John, piszący wcześniej "Revolution" wierzył, że działa poza spektrum polityki. Niestety polityka upominała się o niego. Z całego świata płynęły zaproszenia do niego, by patronował takiemu czy innemu wydarzeniu, krytykującemu obecny system, wojnę w Wietnamie, establishment (np. marsz protestacyjny studentów w Berkeley Kalifornii 30 maja 1969). John odpowiadał, ale jego odpowiedzi nie zawsze się podobały, bądź nie takich się po nim spodziewano: "Nie sądzę, aby istniał powód, dla którego warto zostać zastrzelonym. Zawsze możesz przeprowadzić się do innego miasta lub do Kanady. Jedź gdziekolwiek i nie wystawiaj się na atak!" Nie będę tutaj rozwijał wątku pacyfistycznej działalności Lennona, znajdziecie ją na blogu w innych miejscach. W każdym razie lider zespołu miał u swojego boku Yoko, z którą wkroczył na obszary sztuki i chcąc nie chcąc takie, które kiedyś skutecznie zablokował przed całą czwórką Brian Epstein. W ciągu całej kariery zespołu dziennikarze byli przez menadżera zespołu instruowani, że o ile chcą dostać się na następną konferencję prasową zespołu, nie powinni zadawać jego chłopcom żadnych niewygodnych pytań. O wojnę, rasizm, politykę, gospodarkę. Z czasem więc fani nie bardzo wiedzieli już, czego można spodziewać się po zespole. Szczególnie, gdy przesłanie zawarte we wspomnianej "Revolution" sugerowało zachowanie postaw Gandhiego. A koniec lat 60-tych to epoka buntu, hippisów, flower-power, masowych protestów przeciwko Wietnamie, narodziny ruchów walczących z rasizmem.  Warto tu także przypomnieć, że wciąż z całego świata napływały do zespołu zaproszenia na trasy koncertowe bądź epizodyczne występy.
Gdy John Lennon przekształcał swoją muzykę - The Beatles coraz mniej - z Plastic Ono Band - w narzędzie komunikacji społecznej, najmłodszy Beatles miał inne, głębsze ambicje. 
GEORGE: Muzyka w moim życiu jest na pierwszym miejscu, ale chcę teraz śpiewać piosenki, które przynoszą mi korzyści. Zrozumiałem, że muzyka może być wykorzystana tak naprawdę dla dobra Boga.
Harrison nawiązał kontakty z Radha Krishna Temple, muzykami z Indii, z którymi nagrywał i wydawał (z sukcesem, singiel "Hare Krishna" w TOP 20) ich muzykę. Ogoleni mnisi bywali w tym okresie stałymi gośćmi w siedzibie Apple. Derek Taylor wspomina, że żaden z pozostałej trójki Beatlesów nie miał z orientalnymi muzykami nic do czynienia i każdy z nich starał się opuszczać gmach firmy, gdy słyszał rozbrzmiewające dzwoneczki i czuł dochodzący ze wszystkich stron zapach palących się kadzidełek. "O nie! Pieprzeni Krysznas się zjawili" - rozbrzmiewały głosy pracowników Apple.
 O Paulu i Ringo dalej, ale wróćmy do Kleina i Eastmanów, menadżerów Johna, George'a i Ringo oraz Paula. Przedmiotem kolejnych rozmów biznesowych miała być spółka NEMS, z prawami piosenek Beatlesów. I Lennon i McCartney postanowili, że najwyższy czas ją wykupić. 


- John, co było powodem rozpadu The Beatles?
JOHN: Zaczęło się gdy umarł Brian Epstein. Kiedy wróciliśmy z Indii stworzyliśmy podwójny album, tylko czasami przypominający Rock and Roll'a, bardzo prosty zasadniczo. George wtedy dużo komponował. Wtedy właśnie zaczęło się ujawniać napięcie. Coraz mniej nas interesowały piosenki.  Paul coraz bardziej wchodził w "Mary had a little lamb" [solowy numer McCartney'a, już po rozpadzie zespołu, prosty utwór w stylu bajeczki dla dzieci] a ja w bardziej zwariowane eksperymenty z dźwiękami i rzeczami.  Więc był to bardziej muzyczny podział niż emocjonalny.  Wszyscy czuli się niekomfortowo, ale nikt nie potrafił wskazać przyczyny. Nawet zrobienie albumu stało się procesem produkcji, że hej. Stało się tak, jakbyśmy przerośli The Beatles.


Gdy Klein  zaczął energicznie zarządzać Apple i innymi spółkami The Beatles nawet dla Paula stało się jasne, że nie może walczyć sam z pozostałą trójką i musi podpisać nowe umowy, dokumenty upoważniające Kleina do negocjacji w sprawie nowych kontraktów, sprzedaży, nabywania akcji itd. Otrzymał wysłane do niego przez prawników porozumienie listownie. Podpisał je bezzwłocznie, inni podpisali się na innym druku umowy. Cały ten proces opisuję skrótowo. Paul był osaczony i choć walczył, to ostatecznie w wyniku wielu intryg, rozmów, informacji przekazywanych mu przez prawników, swoich i reszty spasował. Wtedy chciał, jak reszta, uwolnić się od zespołu, choć nie jest do końca pewne, czy Ringo, George i John chcieli tego tak samo szybko. John zakupił posiadłość Tittenhurst, choć tak naprawdę zakupiła ja spółka Maclen Music, jedna z córek Apple, choć działająca na innych zasadach, bo jej właścicielami byli tylko Paul i John. John zdawał sobie, że "zamknięcie" The Beatles to otwarcie na przyszłość nowych problemów jak podziły ich innych spółek.
Klein wciąż opowiadał im, że załatwi nowe tantiemy, nowe kontrakty, na najnowsze, ale i starsze płyty. John cieszył się również z tego, że Klein przekazał mu, że "Paul zaakceptował jego jak menadżera The Beatles".
  W takich okolicznościach 1969-1970 naprawdę z szacunkiem można patrzeć na twórczość Beatlesów. Muzyka, to było zawsze to, co im najlepiej wychodziło. Cudowny album "Abbey Road" oraz zlecenie produkcji Philowi Spectorowi "Let It Be". To najważniejsze wydarzenia schyłku muzycznej kariery Największego Zespołu Wszech-czasów. Nie łączyły ich już w zasadzie żadne relacje towarzyskie. John całkowicie oddał się znajomości Yoko, George miał buddyzm, Ringo karierę filmową. Wszyscy rodziny a Paul ogromne pragnienie, że skoro nie będzie już zespołu on musi pokazać, co naprawdę oznacza w muzycznym świecie nazwisko McCartney.  Wszyscy nie mieli żadnych celów spotykać się z pozostałymi w innym celu niż biznes. Allen Klein kontynuował przejmowanie akcji Northern Song, które dotychczasowi akcjonariusze byli gotowi sprzedać, wcześniej niezdecydowani komu, czy Beatlesom czy korporacji medialnej ATV Lew Grade'a.  Trzeba oddać tutaj Kleinowi sprawiedliwość bo do rozmów biznesowcy w tej sprawie zaprosił Johna Eastmana, reprezentującego Paula (obu panów dzieliła - w większym stopniu niż Beatlesów - niechęć a nawet wrogość. W trakcie rozmów między samymi Beatlesami doszło do sporej awantury pomiędzy Johnem i George'm. 

Ten ostatni chciał mieć zagwarantowane prawnie większy wkład w ilość własnych piosenek na przyszłych płytach zespołu oraz większe tantiemy z już wydanych. Spotkanie to miało miejsce pomiędzy 15 a 19 września. Nikt wtedy nie wiedział jeszcze, że to ostatnie spotkanie całej czwórki w tym samym pomieszczeniu.  19 września Beatlesi (ale bez Harrisona) spotkali się by podpisać w obecności Kleina i Eastmana stosowne dokumenty. To wtedy Linda zrobiła słynne zdjęcia, z których wydawałoby się, że pomiędzy Paulem a resztą wszystko jest OK. Niestety nie. Gdy doszło do samego podpisywania dokumentu John Eastman stwierdził, że Paul powinien mieć tyle samo głosów w sprawie decydowania o losach firmy co pozostała trójka. Ringo wtedy zaniemówił i powiedział: Nie mogę w to uwierzyć, że mówisz, że Paul ma mieć tyle samo głosów co nasza trójka...

Rozmowy potoczyły się w złym kierunku, aż zauważył to John. Stwierdził krótko, adresując głównie swoje słowa do teścia Paula, że im dłużej rozmawiają, tym trudniej jest się im dogadać. Wszystko niebawem przestało mieć znaczenie, gdy okazało się, że akcje Northern Songs kupiło ATV. Spotkanie 19 września 1969 było przypieczętowaniem nieuchronnego rozpadu grupy, gdyż wtedy wszyscy zauważyli, że związek Johna i Paula, cement, więź łącząca zespół, już nie istniał.
  Beatlesi rozpadali się. John występował z innymi muzykami w Toronto i Paul wiedział już, że chyba koniec. George, chętny zawsze do gry z Johnem, odmówił grania razem na scenie z Yoko Ono. Kolejne wydarzenia, niektóre dobre, jak wynegocjowanie przez Kleina wyjątkowo wysokich tantiem ze stron wytwórni (Capitol)  nie hamowały kuli śnieżnej, która się już rozpędziła. Wszyscy jeszcze nie przyznawali się do faktu, że zespołu nie ma, ale już każdy z czwórki zaczął realizować na serio solowe projekty. Ringo swój pierwszy solowy album, John miał Yoko, Plastic Ono Band i swoje happeningi i kampanie pokojowe, George , mający w zanadrzu olbrzymie ilości piosenek (wyda 3 płytowe arcydzieło, "All Things Must Pass"), grał z innymi (Clapton, Delaney and Bonnie), bardzo też martwił się o zdrowie swoje matki, która zachorowała na raka,  Paul zaszył się na swojej farmie i kończył solowy album. Cim którzy czytali uważnie mój blog wiedzą co było potem. Zaangażowanie Phila Spectora do ukończenia "Let It Be", wizyta Ringo u Paula, by nie wydawał swego albumu przez albumem The Beatles, zakończona tym, że Paul stracił panowanie nad sobą i wyrzucił swego przyjaciela z domu. Nie było Briana Epsteina, który z pewnością mógłby kryzys zakończyć, bądź nie.Wcześniejsze zapewnienia Johna, że opuszcza The Beatles, ukryte przed opinią publiczną i wreszcie wiadomość do mediów od Paula 10 kwietnia 1970, że zostawił The Beatles (w międzyczasie szereg dyplomatycznych wypowiedzi wszystkich, że nic nie jest wykluczone).  

GEORGE: Myślę, że powód naszego rozejścia się był taki sam jak w przypadku innych ludzi. Wszyscy potrzebowaliśmy przestrzeni a The Beatles zwyczajnie nas ograniczali... Wszyscy musieliśmy się z tego wydostać. Zostaliśmy zakwalifikowani do pewnej przegródki. Przerośliśmy The Beatles. Uważam, że każdy z nas czterech jako jednostki przerósł ten zespół. 

JOHN: Wszyscy staliśmy się osobowościami. Przerośliśmy The Beatles. Ten worek stał się dla nas za ciasny. Nie mogę zmusić George'a i Paula do robienia awangardowych filmów czy odlotowej muzyki, jeśli sami tego nie chcą. I vice versa. Paul nie może mnie zmusić do tego, co sam lubi, tym bardziej, że nie mamy już wspólnego celu. Musimy żyć oddzielnie. Dorośliśmy, opuściliśmy szkołę... Wszystko jest zabawne w pewnych cyklach, więc podejrzewam, że te cykle mogłyby trwać nadal, albo wszystko uległoby pogorszeniu. Chodzi o to, że się dorasta. Nie chcemy  by wyciągano nas na scenę, jak braci Marx, dla zagrania "She Loves You", cierpiących na astmę, już po pięćdziesiątce. 


GEORGE MARTIN:   Na rozłam złożyło się wiele czynników, a głównie to, że każdy z chłopców chciał żyć własnym życiem, czego dotychczas nie mógł zrealizować. Zawsze musieli myśleć o zespole i wiecznie byli jego więźniami. Wreszcie doszło do tego, że mieli go dosyć. Chcieli mieć życie jak inni ludzie, w którym żona jest ważniejsza od partnera z pracy. Gdy pojawiły się Yoko i Linda, to one były dla Johna i Paula ważniejsze niż oni dla siebie nawzajem. To samo dotyczy pozostałych chłopców.

JOHN: To tylko rozłam zespołu rockowego. To nic ważnego. Jeśli sobie chcesz powspominać, to są nasze stare płyty. Nadal istnieje ta wspaniała muzyka.

RINGO: To nie jest tak, że przekręcasz klucz i słyszysz: "OK, nie jesteś już Beatlesem". Po dziś dzień nadal dokładnie nim jestem. Wiesz, co na to mówię? Nie da się trzasnąć drzwiami i powiedzieć, że wszystko skończone, bo nadal jestem Richardem Starkeyem, 10 Admiral Groove, Livepool 8. To dalej trwa, każdy z nas jest jednym z nich.

Rozpad zespołu do dzisiaj jest wdzięcznym tematem do rozważań, snucia przypuszczeń i teorii. Mnie osobiście trudno sobie wyobrazić by The Beatles byli dzisiaj tym zespołem co są, umieszczeni na tak wysokim pomniku, nieosiągalnym już na pewno dla nikogo, gdyby przetrwali 1970 rok i nagrywali dalej. Można oczywiście robić sobie składanki z nagrań solowych muzyków, jak to zrobił bohater filmu "Boyhood", i rzeczywiście zachwycać się różnorodnością muzyki całej czwórki, którą w przypływie fantazji możemy nazywać potencjalnymi nagraniami The Beatles. Niestety nie. Dream is over śpiewał John i tak naprawdę było. Nie wyobrażam sobie wspólnej pracy całej czwórki, zwłaszcza przy doborze materiału, który miałby się ukazywać na ich nowych albumach. Sądzę, że nawet Ringo chciałby mięć więcej tam miejsca niż tylko na jedno nagranie. No i ta różność kierunków muzycznych, w których zaczęli zmierzać John, Paul i George. Choć nadal w obszarze rocka, to jednak jakże różnego. Trudno porównać muzykę Johna z "Imagine" z George'a z "All Thing Muss Past" czy z repertuarem Paula jego dwóch pierwszych albumów. Czterech muzyków zorientowało się na swoje kariery jak i życie osobiste, co było do przewidzenia. Każdy z nas kiedyś wychodzi z piaskownicy. Plusem rozpadu zespołu, zamiast zaaplikowania rzeszom fanów na całym świecie kolejnych lat dogorywania i wydawania chyba słabych albumów (wydaje mi się, że każdy z muzyków najlepsze kompozycje chowałby na swoje solowe wydawnictwa) jest bezsprzecznie fakt, że otrzymaliśmy mnóstwo doskonałej muzyki z ich solowych płyt.
 Proszę czytających, by zastanowili się, czy członkowie jakiegokolwiek innego zespołu dostarczyli fanom tyle genialnej muzyki. Radiostacje internetowe grające cały dzień muzykę The Beatles jak i ex-Beatlesów emitują przecież tak różnorodną, ciekawą, niepowtarzającą się muzykę, że można tych stacji słuchać codziennie cały czas i nie znudzić się. Udanych składanek na CD (czyli ok. godzinnych czy 70-mio minutowych) z najlepszymi piosenkami Ringo, Paula, George'a i Johna można stworzyć co najmniej kilka jeśli nie kilkanaście. Wyobrażacie sobie takie składanki z solowymi nagraniami Pink Floyd, U2, Led Zeppelin, Police, Coldplay, Genesis i wielu innych? Nie, prawda, ja także. Choć ok, może po jednej.
   To czwarty i na tą chwilę ostatni post z serii "Rozpad The Beatles". Inne puzzle do układanki pod tym tytułem znajdziecie w kolejnych postach na blogu odnośnie Historii zespołu  (także tej po rozpadzie, również w sekcji wywiady). 


 


Historia The Beatles
HISTORY of    THE  BEATLES



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz