OSTATNI WYWIAD JOHNA - 4



PLAYBOY: - Wyrzuciłaś go? 
YOKO: - Tak. 
JOHN: - Ona nie znosi idiotów, za których wychodzi za mąż, tak jak za mnie. 
PLAYBOY: - Jak się czułaś przy ponownym spotkaniu?
YOKO: - Zaczęłam rozumieć, że John nie jest tym głównym problemem. John był godnym miłości człowiekiem, ale to ludzie wokół niego gnębili go. Zaczęliśmy między sobą "po cichu" uzgadniać wiele rzeczy. Ja chciałam dalej iść pewnie, byłam zadowolona, że John, że jego inteligencja...
JOHN: - Słyszałeś to!!! Zrozumiałeś!?
YOKO: - On był taki inteligentny, tak bardzo, żeby się zorientować, że była to ostatnia szansa uratowania naszego małżeństwa, nie dlatego, żebyśmy się nie kochali, tylko dlatego, że tego wszystkiego było dla nas za wiele. Gdybym została nadal tą samą panią Lennon, nic by się nie zmieniło.
PLAYBOY: - Więc co się zmieniło?
YOKO: - Pomogło mi to bardzo, że zaczęłam troszczyć się o interesy, pomogło mi to w odzyskaniu swej dumy. Dobrze też było wiedzieć, że także Johnowi jest potrzebna zmiana ról, korzystna dla niego.
JOHN: - Nauczyliśmy się, że dla rodziny dobre jest to, gdy oboje pracują, na nowo uporządkowaliśmy swoje priorytety. Na samej górze jest Yoko i rodzina, wszystko jest temu podporządkowane.
YOKO: - Trwało to jakiś czas, zanim stało się to dla nas zrozumiałe i czytelne. Żyjemy w społeczeństwie hm... "albumowym". Rozwody i rozstania są popierane. Firmy zatrudniają chętniej samotnych. Ci pracują więcej i nie myślą ciągle o domu i rodzinie. W dzisiejszych czasach jest bardzo mało czasu na uczucia, które dotyczą rodziny czy związków uczuciowych. Wiesz doskonale, co się mówi kobietom po 20-tce: Jeżeli w następnych kilku latach nie będzie pani miała dzieci, to później będzie coraz trudniej i w pełni nigdy nie poczuje się pani kobietą.
JOHN: - A Yoko urodziła Seana w 43 roku życia.
(oboje się wesoło śmieją )
YOKO: - Ponieważ społeczeństwo potrzebuje siły roboczej powinno ono popierać posiadanie dzieci. Kiedy kobieta chce zrobić karierę, to musi się wyprzeć tego, że ma łono i macicę. Dzisiaj to wygląda tak, że tylko uprzywilejowane rodziny mają dzieci.
JOHN: - Wszyscy inni są albo robotnikami albo konsumentami.
YOKO: - Decydować jeszcze będzie wielki X ale...
JOHN: - Za późno, już jest na taśmie ... (śmieje się)
YOKO: - Ale społeczeństwo....
JOHN: - Poczekaj, aż przyjdzie wielki Y !
YOKO: - Społeczeństwo zniesie podział ról należących do kobiet i mężczyzn, dzieci będą hodowane w probówkach.
JOHN: - Tu przytoczyliśmy Huxleya.
YOKO: - Ale nie musimy iść tą drogą. Żadnego z naszych organów nie można ukryć.
JOHN: - Niektórzy z moich najlepszych przyjaciół są organami.
YOKO: - Nowe albumy...
JOHN: - Znowu do muzyki ? Ok.
YOKO: - Nasz nowy album z tym walczy.
PLAYBOY: - Więc jak się rozwinęło Wasze nowe życie, jak je na nowo uporządkowaliście?
JOHN: - Zrozumieliśmy jak ważne jest dla nas posiadanie dzieci, doceniliśmy to. Przeszliśmy piekło aby je mieć; było poronienie i wiele innych problemów. Sean jest prawdziwym dzieckiem miłości. Lekarze powiedzieli nam, że nie będziemy mogli mieć dzieci, ze spermą było coś nie w porządku, podobno za te moje "młodzieńcze nadużycia" - nie było żadnych. Yoko miała 43 lata, beznadziejnie - mówili lekarze, przeżyła zbyt dużo poronień. Tylko chiński lekarz od akupunktury, w Frisco powiedział: Bądźcie razem, kochajcie się, żadnych tabletek, alkoholu, dobrze jeść - za 18 miesięcy będzie dziecko. Lekarz w Anglii powiedział, że to bzdura. Gdy Sean się urodził, wysłaliśmy mu kolorowe zdjęcie synka, które otrzymał tuż przed śmiercią. Niech Bóg da mu wieczne odpoczywanie.
PLAYBOY: - Były jakieś problemy z wiekiem Yoko?
JOHN: - Nie, tylko w związku z wcześniejszą skrobanką Yoko i moją diabelną sławą. Każdy lekarz przy transfuzji chciał dać złą krew Yoko. Ona już nie mogła się poruszać i cała drżała. Pobiegłem do pierwszej napotkanej pielęgniarki i poprosiłem szybko o doktora. Gdy ten wszedł do pokoju nie skierował się w stronę Yoko tylko podszedł do mnie uśmiechnięty i coś tam zaczął mówić o mojej muzyce itd., że chciał mnie dawno poznać. Zawarczałem: Moja żona umiera, a pan chce rozmawiać o muzyce?
PLAYBOY: - Sean ma 5 lat, czy wie, że jego ojciec był Beatlesem?
JOHN: - On nie rozróżnia The Beatles od mamy i taty. On myśli, że Yoko też była Beatlesem. W jego zbiorze nie ma płyt The Beatles. Polubił dosyć wcześnie rock and roll, chwilowo lubi Hound Dog. Sądzi, że to piosenka o polowaniu. Sean nie idzie obowiązkowo do szkoły. Uważamy, że czytać, pisać, liczyć nauczy się gdy zechce lub gdy Rząd powie, że on musi. Z tym nie będę walczył, ale nie uważam aby on musiał się koniecznie uczyć. Ma wielu kolegów do zabaw, ale też często przebywa z dorosłymi. Ze wszystkimi się świetnie dogaduje. Gdy dzieci bawią się po "wariacku", przyczyna leży w tym, że dorośli nie są jeszcze gotowi do wychowywania dziecka. Większość dorosłych boi się ciągłej troski o dzieci.
PLAYBOY: - Julian, twój syn z pierwszego małżeństwa, jest już nastolatkiem. Czy widujesz go?
JOHN: - Moja pierwsza żona Cyn uczyniła siebie jedyną opiekunką, czy jak to się tam nazywa. Mam zamiar zobaczyć się z nim w czasie ferii. Ale często dzwonimy do siebie. Nie jest to idealny związek między synem i ojcem, ale jest. On ma 17 lat i w przyszłości będziemy tworzyli silnie związaną parę. W ciągu tych lat będzie w stanie poznać portret Beatlesa, a przede wszystkim będzie umiał spojrzeć poza obraz, który świadomie bądź nieświadomie stworzyła mu jego matka. Chwilowo interesuje się dziewczynami i motorowerami.
PLAYBOY: - Ładnie mówiłeś o swoim związku z Julianem. Ale mówisz jednocześnie, że Sean jest Twoim pierwszym dzieckiem i dzieckiem miłości, czy nie czujesz, że możesz tym ranić Juliana?
John , Yoko i Kyoko
JOHN: - Nie chciałbym go okłamywać. 90% mieszkańców tej planety, szczególnie na tzw. Zachodzie jest spłodzonych przypadkowo, w sobotnią noc po butelce whiskey. A więc większość to produkty przypadku. I ja i Julian należymy do tej grupy, Sean jest natomiast dzieckiem chcianym i w tym leży różnica. Jest jednak moim synem bez względu na to, czy to się stało pod wpływem whiskey czy pigułek. Należy do mnie i będzie należał nadal.
 YOKO: - Yoko, a twój stosunek do córki?
YOKO: - Straciłam Kyoko gdy miała 5 lat. Nie troszczyłam się za bardzo o nią, ale była zawsze ze mną - na scenie, w galeriach, w urzędach. Mimo to bliższy jej był mój ex-mąż.
PLAYBOY: - Co było dalej?
YOKO: - Poznałam Johna, rozstałam się z mężem (Tony Cox - RK). Wziął Kyoko do siebie; regularnie ją uprowadzał. Próbowaliśmy, by była z nami.
JOHN: - To był thriller, otwarta walka, gdy my oraz nasz manager Allen Klein (manager Beatlesów po Epsteinie - RK) próbowaliśmy pozyskać Coxa. Punkt widzenia Tony'ego był taki: Masz moją żonę ale mojego dziecka nie będziesz miał i nigdy nie dostaniesz. W ciągu trwania tego sporu zapomnieliśmy o Yoko i dziecku. Ja czułem się w tym fatalnie. To był pojedynek. Cox uciekł w góry, a ja i szeryf staraliśmy się go upolować. Później sąd przyznał nam prawo do opieki. Yoko nie chciała do tego mieszać sądu ale ja i Allen zrobiliśmy to.
YOKO: - Pewnego dnia zadzwonił Allen i powiedział, że wygraliśmy. Zapytałam gdzie moje dziecko. Wiedziałam, że Tony i Kyoko bardzo bali się sądu, Tony wtedy przepadł. On czuł się mocny w swym przekonaniu, że my bogacze ze swoimi pieniędzmi możemy wszystko, że prześladujemy go, to dawało mu siłę.
JOHN: - Szukaliśmy go po całym świecie. Tylko Bóg wie gdzie on teraz jest. JEŻELI CZYTASZ TERAZ TONY TO DAJ O SOBIE ZNAĆ! STARA SPZRECZKA JEST JUŻ ZA NAMI, NIE CHCEMY CIĘ DALEJ PRZEŚLADOWAĆ, NAROBILIŚMY JUŻ I TAK WIELE ZŁEGO.
YOKO: - Zatrudnialiśmy prywatnych detektywów. Jeden z nich kiedyś zadzwonił i powiedział dokładnie tak: Już ją prawie mieliśmy, ale oni dodali dodali gazu i uciekli nam. Stałam się histeryczką. Co znaczy - już ją prawie mieliśmy, przecież mówimy o moim dziecku.
JOHN: - Prześladowaliśmy ich jak jakichś przestępców.
PLAYBOY: - Ile lat ma teraz Kyoko?
YOKO: - 17, tyle co Julian.
PLAYBOY: - Być może wróci do ciebie jak będzie starsza.
YOKO: - Myślę, że ją na zawsze straciłam. Kiedyś w Hiszpanii, John z adwokatem zaplanowali uprowadzenie Kyoko. Zrobiliśmy to i wylądowaliśmy przed sądem. Sędzia poszedł z Kyoko sam do pokoju i spytał z kim chce zostać, wybrała Tony'ego. Przeklęliśmy ją. Myślę, że ona bała się, że jak będzie z nami to nie będzie się mogła widywać z ojcem.
JOHN: - Gdy będzie miała 20 lat zrozumie, że byliśmy idiotami. Wiemy w każdym razie, że zachowaliśmy się jak idioci, może jednak będzie dana nam jakaś szansa.
YOKO: - Być może straciłabym Kyoko, gdyby John nie grał. Przy rozstaniu z Tonym byłyby zawsze kłopoty. {do Johna} To wszystko z Kyoko szło tak paskudnie, gdyż wy mężczyźni, Tony i ty zabraliście się za to. Przy Julianie była Cyn i ja i wszystko poszło o wiele lepiej.
PLAYBOY: - Mogłabyś to bardziej wyjaśnić.
YOKO: - Byliśmy kiedyś zaproszeni do Kyoko na urodziny. John został w domu, nie chciał się spotkać z Tonym, ale do Juliana poszliśmy oboje.
JOHN: - O Boże, teraz już wszyscy wszystko będą wiedzieli.
YOKO: - Gdy byłam sama zaproszona do Tony'ego nie mogłam pójść, ale John sam odwiedzał Cynthię.
JOHN: - Co jednemu wolno...
YOKO: - Dla Juliana wszystko było łatwiejsze, ponieważ ja nigdy nie byłam przeszkodą.
JOHN: - Ale ja już odmówiłem milion razy "Zdrowaś Mario...", cóż do diabła mógłbym jeszcze uczynić?
PLAYBOY: - Po tych waszych wszystkich doświadczeniach dlaczego zostawiłaś wychowywanie Seana Johnowi?
YOKO: - To było zgodne z moimi odczuciami. Nie jestem taka jak inne matki, myślę zresztą, że to jest niemożliwe w dzisiejszym życiu i społeczeństwie. Kobiety są szarpane w różnych kierunkach, zbyt dużo się wymaga od nich. Dlatego powiedziałam do Johna...
JOHN: - Jestem jej ukochanym małżonkiem.
YOKO: - ...Ja noszę dziecko 9 miesięcy, to wystarczająco długo, potem już ty się o nie troszcz. To brzmi wprawdzie bardzo mocno, ale przecież dzieci należą do obojga rodziców, jeżeli matka "nosi" dziecko, a ojciec je wychowuje to odpowiedzialność jest podzielona po połowie.
PLAYBOY: - John, czy mężczyźni muszą się zamieniać rolami z kobietami aby stać się mądrzejszymi?
JOHN: - Ja musiałem. I proszę nie zapominać - najwięcej na tym zyskałem. Teraz mogę zrobić krok do tyłu i powiedzieć: Sean skończy niebawem 5 lat i te pierwsze lata spędził razem ze mną i jestem z tego dumny. Mam teraz 40-tkę i dopiero teraz życie się toczy jak należy, czuję się dobrze, ale jestem trochę zdenerwowany, tak jakbym miał znowu 21 lat ale teraz jesteśmy we dwoje.
YOKO: - Gdy jest się razem, wszystko jest do osiągnięcia.
PLAYBOY: - John, a jak dalece interesuje cię dzisiejsza pop-scena?
JOHN: - Punk - bardzo lubię, bo jest czyste, naturalne, ale nie popieram ludzi, którzy się sami zabijają.
PLAYBOY: - Nie zgadzasz się więc z fragmentem piosenki Neila Younga Rust Never Sleeps - Lepiej jest wydać wszystkie pieniądze niż zostać zapomnianym.
JOHN: - Nienawidzę tego. Lepiej dla mnie gdy żołnierz zmarnieje, niż zostanie zabitym. Nie mogę znieść kultu Sida (Viciousa, basisty kultowego zespołu punkowego Sex Pistols, oskarżonego o zamordowanie swej przyjaciółki, w więzieniu popełnił samobójstwo - RK), Jamesa Deana czy nawet Johna Wayne'a. To zawsze to samo, czy robi się bohatera z Sida czy z Jima Morissona... Dla mnie to złom, szmelc. Ja czczę wszystkich, którzy przeżyli: Glorię Swanson, Garbo... Mówi się, że John Wayne zwyciężył raka, ale tylko dlatego, że uważano go za prawdziwego mężczyznę. Wiesz, szkoda, żałuję, że on zmarł - żal mi jego rodziny - ale on został przecież pokonany przez raka. Nie chcę, aby mój syn uwielbiał kiedyś Viciousa czy Wayne'a. Czego on może się od nich nauczyć? Niczego, tylko śmierci, czego się może nauczyć od Viciousa? Za co umarł Sid? Za to, żebyśmy mogli dalej grać rocka? To wszystko śmiecie. Ja jestem za zdrowymi i żywymi.
PLAYBOY: - A teraz czego słuchasz?
JOHN: - Klasyki, pop, muzykę japońską, indyjską, ludową...
PLAYBOY: - A Ty, Yoko?
YOKO: - Niczego.
PLAYBOY: - Kupujesz płyty?
YOKO: - ...albo czy czytam gazety, magazyny, albo oglądam TV? Nie.
PLAYBOY: - John! Nieuniknione pytanie. Czy słuchasz swoich albumów?
JOHN: - Własnych najmniej.
PLAYBOY: - Nawet swojej klasyki?
JOHN: - Mówisz poważnie? Już choćby dla żartu i wściekłości nie słuchałbym ich. Gdy czasami to robię - myślę o czasach kiedy powstawały - jak aktor oglądający się w starym filmie. Wspominam studio przy Abbey Road, nagrania, kto z kim się kłócił, o co, gdzie siedziałem - w rogu z tamburynem.
YOKO: - Nie przysłuchujemy się chętnie pracy innych, ale analizujemy wszystko, co akurat słyszymy.
PLAYBOY: - Czy ty Yoko, byłaś fanem The Beatles?
YOKO: - Nie, dzisiaj oczywiście wiem więcej o ich muzyce, niż wtedy. Zdarza się, że John w restauracji mówi: O, grają coś George'a! a ja tego nie znam.
PLAYBOY: - John, chodzisz na koncerty?
JOHN: - Nie. Nie jestem tego typu fanem. Chętnie słucham A Whole Lot A Shakin' Jerry Lee Lewisa, ale nie widzę konieczności oglądania go na żywo.
PLAYBOY: - Twoje piosenki są często grane. Co wtedy czujesz?
JOHN: - Jestem zawsze z tego dumny. Już samo to, że próbują bardzo mnie cieszy, gdyż wiele z nich nie jest łatwo zrozumieć. Idę do restauracji, a tam ktoś już gra Yesterday. W Hiszpanii musiałem się podpisać po zagraniu przez niego Yesterday. On nie mógł pojąć, że ja tej piosenki nie napisałem. Ale myślę, że z I Am The Walrus też mógłby chodzić od stołu do stołu.
PLAYBOY: - Jakie to odczucie mieć taki wpływ na tylu ludzi?
JOHN: - Wtedy - to nie byliśmy rzeczywiście my czy ja. Taki był czas. Wlazłem w to przez rock and roll lat 50-tych. Nawet nie śniłem o tym by robić muzykę "drogi życia"
(way of life). Ale pewnego dnia wlazłem w to na dobre.
PLAYBOY: - Czy przypominasz sobie co ciebie naprawdę po raz pierwszy zelektryzowało w muzyce?
JOHN: - Rock Around The Clock - o ile sobie dobrze przypominam. Bill Haley - jak każdemu wtedy - podobał mi się. Ale tak imponującego nie widziałem go już później nigdy. Dopiero Heartbreak Hotel Elvisa położył mnie.
John i Julian
YOKO: - Jestem pewna, że są ludzie, których życie zmieniło się poprzez muzykę indyjską, Bacha lub Mozarta. Miejsce i czas przyczyniły się do kariery The Beatles jak żadnego innego zespołu. Coś się wreszcie zdarzyło. To był rodzaj wielkiej magii. Jak gdyby czterech młodych ludzi siedziało przy stole i wywoływało ducha. Beatles byli w pewnym sensie medium, potężnym - nie można tego ot tak sobie pominąć. Byli ludzie, czas, miejsce, był czas i jego młodzież i niesamowita zdolność zachwycania się i entuzjazmowania.
PLAYBOY: - Ale żaden współczesny artysta czy grupa nie poruszyła świata tak jak The Beatles.
JOHN: - A co poruszyło The Beatles?
PLAYBOY: - Właśnie, proszę powiedz.
JOHN: - Ok. Skądś dmuchnął wiatr i w końcu coś poruszył. Nie chcę powiedzieć, że byliśmy na statku tylko flagami, gdy łódź się poruszyła. Być może siedzieliśmy na bocianim gnieździe i pierwsi krzyknęliśmy Ląd!!! , ale wszyscy siedzieliśmy w tej przeklętej łodzi.
YOKO: - Beatles byli społecznym fenomenem, ale nie byli zbytnio przekonani do tego, co robili...
JOHN: - Ta mowa o The Beatles nudzi mnie śmiertelnie.
PLAYBOY: - Co myślisz, gdy twierdzi się, że rock po Beatlesach to tylko nowsze wersje tego co oni już stworzyli i nagrali?
JOHN: - Każda muzyka już kiedyś była. To jest raptem tylko kilka nut, tonacji, wariacje - nic więcej. Proszę spróbować wytłumaczyć dzieciakom z lat 70-tych, którzy na koncertach Bee Gees szaleją, że ta muzyka to tylko nowe nagrania Beatlesów. Bee Gees nie da się zarzucić nic, cokolwiek, oni robią piekielnie dobrą robotę.
PLAYBOY: - Czy jednak muzyka The Beatles nie jest inteligentniejsza?
JOHN: - The Beatles byli bardzo intelektualni, więc mieli na tej płaszczyźnie więcej aplauzu, aprobaty. Ale siła The Beatles nie leży właściwie w ich inteligencji, to była po prostu ich muzyka. Dopiero jak jakiś facet w londyńskim Times napisał, że w It Won't Be Long można znaleźć eolskie epizody solowe, to zaczęła nam się przysłuchiwać cała warstwa średnia.
PLAYBOY: - Stosowaliście te eolskie następstwa akordów?
JOHN: - Do dzisiaj nie wiem, o co mu chodziło.
PLAYBOY: - Jak reagowałeś na złe interpretacje swych przebojów?
JOHN: - Na przykład?
PLAYBOY: - Np. z wersami Paul Is Dead, co prawda wyjaśniłeś już to nieporozumienie w Glass Onion, ale jak to jest z fragmentem I burried Paul w I Am The Walrus?
JOHN: - Cranberry sauce - to śpiewałem.
PLAYBOY: - A jak wyjaśnisz koniec piosenki: Smoke pot, smoke pot, everbody smoke pot?
JOHN: - Nonsens, kazałem chórowi spiewać Everybody's got one... , ale jeżeli 30-osobowy chór śpiewa przeciwko 30 wiolonczelistom, do tego dochodzi rockowa grupa The Beatles, to zrozumiałe, że tekst jest nie do wyłapania.
PLAYBOY: - Każdy coś z tego miał?
JOHN: - Weź co chcesz, penisa, pochwę, odbyt...
PLAYBOY: - Czy ruszało cię to, gdy twoje piosenki były destrukcyjnie interpretowane i jak np. Charles Manson (przywódca sekty, która wymordowała grupę osób w domu Romana Polańskiego, w tym jego żonę Sharon, ulubioną piosenką Mansona była Helter Skelter - RK) sądził, że teksty wskazywały konkretne cele.
JOHN: - To nie miało nic wspólnego ze mną. To jest tak jak z tym mordercą, Synem Sama, który rozmawiał z psem (maniakalny morderca w Nowym Jorku, złapany oświadczył, że to pies kazał mu mordować - RK). Manson był szczytowym typem człowieka, ludzi, którzy wpadli na ten pomysł z Paul Is Dead, albo myśleli, że inicjały Lucy In The Sky With Diamonds oznaczają LSD i z tego wysnuwali wnioski, że ja pisałem o halucynacjach...
PLAYBOY: - Więc jak jest z Lucy... ?
JOHN: - Pewnego dnia Julian przyszedł z obrazkiem, który namalowała jego koleżanka Lucy. Było tam kilka gwiazd na niebie i on nazwał tak ten rysunek, takie to proste.
PLAYBOY: - Czy interesuje cię to, że analitycy i historycy muzyki pop określają The Beatles jako społeczny fenomen?
JOHN: - To nieważne. Czy ważne jest, ile miał czerwonych ciałek krwi Elvis? Pewnie życie seksualne Briana Epsteina będzie wydane w serii Hollywood Babyloon.
PLAYBOY: - Skąd więc pochodzą plotki o Epsteinie i Lennonie?
JOHN: - Byliśmy w Hiszpanii na wakacjach - i ludzie już twierdzą, że między nami coś było. Byliśmy pijani. Tak, to było prawie jak stosunek ale nie był doprowadzony do końca. To był mój pierwszy kontakt z pederastą. Pojechaliśmy razem, ponieważ Cynthia była w ciąży, zostawiliśmy ją i jazda do Hiszpanii. Tam się działy super komiczne rzeczy, siadaliśmy razem w kawiarni i Brian przyglądał się chłopcom, a ja się go pytałem: Podoba ci się, a jak byłoby z tym?
PLAYBOY: - Czy możemy jeszcze pogadać o piosenkach?
JOHN: - W porządku.
PLAYBOY: - Zacznijmy od In My Life.
JOHN: - To był mój pierwszy utwór w ciągu całego życia, który napisałem bardzo świadomie. Przed nim pisaliśmy proste numery a la Everly Brothers lub Buddy Holly, bez jakiegoś szczególnego przemyślenia. Tekst był z reguły pozbawiony znaczenia. Praca nad In My Life zaczęła się w czasie podróży autobusem do City. Najpierw wypisałem wszystkie miejscowości, które sobie przypomniałem - to było cholernie nudne. A więc postanowiłem wszystko zapomnieć, usiadłem sobie przytulnie i tak oto przyszedł tekst o ulubionych miejscach, przyjaciołach i ukochanych z minionych dni. Paul pomógł mi trochę w środkowej części.
PLAYBOY: - Yesterday?
JOHN: - O Yesterday wszyscy wszystko już wiedzą. Naturalnie jest to piosenka Paula, jego dziecko. Dobrze zrobione, bardzo piękne - ale nigdy nie życzyłem sobie napisania takiego utworu.
PLAYBOY: - With A Little Help From My Friends?
JOHN: - To Paul z odrobiną mojej pomocy (with a little help of mine).
PLAYBOY: - I Am The Walrus?
JOHN: - Pierwsza linijka została napisana podczas wycieczki do Acidu. Druga linijka na następnej. Skompletowana została już gdy poznałem Yoko. I Am The Walrus była po części satyrą na Hare Krishna.
PLAYBOY: - She Came In Through The Bathroom Window?
JOHN: - To Paul. Byliśmy w Nowym Jorku z racji założenia Apple. On wtedy poznał Lindę, być może to ona weszła do niego przez te okno łazienki, nie wiem. Ale ktoś musiał się wdrapać przez te pieprzone okno.
PLAYBOY: - When I'm Sixty-Four?
JOHN: - Także Paul - od początku do końca. Nigdy, nawet we śnie nie przyszedł by mi do głowy pomysł napisania takiej piosenki. Są rzeczy, o których ja nigdy nie myślę i właśnie starość jest jedną z nich.
PLAYBOY: - A Day In The Life?
JOHN: - Tak jak brzmi tytuł, dokładnie. Czytałem pewnego dnia gazetę i wpadły mi do głowy dwie historie, jedna o spadkobiercy Guinessa, który zginął jadąc samochodem. Na następnej stronie było sprawozdanie o 4 tysiącach dziur w Blacburn Lancashire, na ulicy. Paul przyczynił się do powstania refrenu I'd love to turn you on. Ta piosenka jest piekielnie dobra.
PLAYBOY: - Możemy iść dalej z songami, które mają dla ciebie znaczenie osobiste?
JOHN: - Wciąż te wspomnienia.
czytaj dalej: 
Wywiad dla Playboy'a - 4
 
 
_______________________________________________________

 
 Historia The Beatles na : Fab4-TheBeatles.blogspot.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz