"She Love You" zawojowała całą Anglię, później cały świat. Kraj (Anglia) odradzał się po trudnych, ponurych czasach. Jego mieszkańcy, zwłaszcza młodzi, byli gotowi na The Beatles i ich pełne energii, radosne brzmienie. Ringo wspominał, że Beatlesi zdawali sobie sprawę, że są świetnym zespołem, lecz nie mieli pojęcia co się wydarzy. Perkusista zarabiał sporo pieniędzy, które wkrótce zaczął wydawać głównie na samochody i ciuchy oraz na utrzymanie mieszkania dzielonego z George'm Harrisonem. Przez pierwszy rok zarabiał 50 funtów tygodniowo - w jego oczach była to mała fortuna, dwukrotnie większa niż jego gaża tuż po dołączeniu do The Beatles.
A zespół był teraz w samym centrum zainteresowania. Ringo zauważył, że w jego życiu prywatnym także wszystko się zmienia. Richy Starkey mieszkał wciąż przy Admiral Grove 10 z Elsie i Harry'm, lecz Ringo Starr był teraz znanym na cały kraj perkusistą najpopularniejszej grupy pop. John, Paul, George i Ringo stali się prawdziwymi sławami. Ringo wciąż był taki sam - wrażliwy i pozbawiony pewności siebie, za to obdarzony kąśliwym poczuciem humoru. Ale odkrył, że przyjaciele i rodzina traktują go inaczej, tak jakby nagła sława sprawiła, że stał się kimś wyjątkowym. Wspominał, że w 1963 roku zauważył zmianę w traktowaniu go przez członków rodziny. Podczas wizyt u jednej z ciotek, niechcący szturchnięty przez kogoś, rozlał herbatę na spodek. Nagle zapadła cisza. Po chwili ktoś powiedział: "Niech ktoś mu to posprząta". W końcu był Beatlesem. Wtedy przekonał się, że jego życie obiera zupełnie nowy kierunek.
Dla najbliższej rodziny - ludzi, których znał od urodzenia - stał się kimś innym. Wciąż był tym samym Ringiem, ale nie dla nich. Żył teraz w całkiem innym, odrębnym świecie. Również liverpoolscy fani The Beatles, którzy wspierali muzyków na dobre i złe, zauważyli, że sukces odcisnął piętno na członkach zespołu. Zamieszanie wywołane ukazaniem się singla "She Loves You", a także fakt, że przemysł muzyczny skupiony był wokół Londynu, oznaczało, że The Beatles nie byli już "czterema chłopakami z północy". Należeli do całego kraju, a to nie podobało się publiczności z Merseyside, którzy z reguły nie ufali przyjezdnym (zwłaszcza londyńczykom). Dawało się odczuć ze strony najwierniejszych fanów oraz wyraźną zazdrość pozostałych liverpoolskich grup, których członkowie uważali, że w niczym nie ustępują Beatlesom. John i reszta mieli szczęście, to wszystko - udało im się wybić, choć na podobny sukces zasługiwali także inni. Tak przynajmniej uważali niektórzy muzycy.
RINGO: Nie chciałem, by cokolwiek zmieniało się w domu, w rodzinie, bo zmieniło się dokładnie wszystko inne. Pomijając osoby, które były z nami, zanim się wybiliśmy, nie byliśmy już pewni, kto jest prawdziwym przyjacielem. Mogłem ufać chłopakom i dziewczyno, z którymi zadawałem się, gdy nikt mnie nie znał. Lecz gdy staliśmy się sławni, wokół nas zaczęli się kręcić niektórzy, tylko z tego powodu, że byliśmy Beatlesami. Gdy taka sytuacja zdarzała się w rodzinie, był to prawdziwy cios. Nie miałem pojęcia, co z tym robić. Nie mogłem po prostu zażądać: 'Traktujcie mnie jak kiedyś', bo uznano by to za "wywyższanie się".
Pete Best mógł tylko zgrzytać zębami na wieść o wielkim sukcesie jego byłego zespołu. Pomimo bycia pod opieką Briana Epsteina, bycia w zespole Lee Curtis & the All Stars (zmieniona później na Pete Best & the All Stars) niczego nie mógł wskórać i jego kariera muzyczna stanęła w miejscu. W marcu 1964 roku gdy The Beatles podbijali Amerykę, Best był już tylko małym dodatkiem do ich historii. Pojawił się w jednym z programów stacji CBS a pod jego nazwiskiem widniał dopisek: "Grałem w The Beatles".
Sean O'Mahony prowadzący nowo powstały wtedy magazyn "The Beatles Monthly"wspominał: Z tego co pamiętam to moje pierwsze wrażenie po poznaniu Ringa było takie, że to bardzo miły koleś, świetny perkusista i typowy liverpoolczyk ze wspaniałym poczuciem humoru. Znakomicie dopasował się do reszty grupy. Już po kilku tygodniach współpracy [Mahony piszący pod pseudonimem Johnny Dean miał nieograniczony dostęp do zespołu], miałem wrażenie, że jest on tam od zawsze. Jeśli chodzi o hierarchię popularności wśród fanów, to zawsze najpierw byli John i Paul, a potem George i Ringo. Oczywiście nie dało się zaprzeczyć, że nie był oryginalnym członkiem grupy, ale jak na kogoś, kto dołączył do tak już doświadczonego zespołu, radził sobie znakomicie. Nie zgodzę się z teorią, że w tamtym okresie nie był w pełni zasymilowany z resztą.
Udział w działaniach promocyjnych musiał być oczywiście skoordynowany z napiętym kalendarzem koncertowym zespołu, a to oznaczało, że Ringo rzadko miał teraz czas, by odwiedzać rodziców. Elsie i Harry odmówili wyprowadzki, mimo hord fanów koczujących na podwórku. Nie chcieli opuszczać Dingle, ale Ringo miał dosyć. Jego nowym domem stał się Londyn. Fani niemal uniemożliwiali mu odwiedziny rodzinnego domu, a poza tym prawdziwe życie i tak toczyło się na południu, w stolicy - wielkim mieście, gdzie był tylko jedną z wielu sław.
Ringo i George zamieszkali wspólnie, najpierw w Hotel President przy Russell Sguare, potem zaś w apartamencie przy Green Street w pobliżu Park Lane w dzielnicy Mayfair (na zdjęciu), za które płacili 45 funtów tygodniowo (John już wcześniej przeniósł się do Londynu, oczywiście wraz z Cynthią). Obaj chłopcy (Ringo 23 lata, George 20) po raz pierwszy byli na swoim i potrzebowali pomocy w różnych czynnościach, w których pomagali im (w całej adaptacji) ich sąsiedzi z dołu, Carol i Harry Finegoldowie. Młodzi muzycy byli jak dzieciaki w sklepie ze słodyczami. Często wpadali do Saddle Room - modnego klubu, którego członkiem był książę Filip. Wracali z niego ("byliśmy pijani") do domu często powozem konnym, który zawsze stał pod klubem. Wtedy scementowała się ich przyjaźń. Na całe życie.
- czytaj także: Początki Ringo w zespole (1)
Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki
HISTORY of THE BEATLES
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki
HISTORY of THE BEATLES
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz