POCZĄTKI RINGO W ZESPOLE (1)

Wróćmy dzisiaj jeszcze do zarania dziejów The Beatles i poświęćmy trochę czasu dla najbardziej sympatycznego Beatlesa, od niedawna Sir Richarda Starkey'a.
4 września 1962 Ringo poleciał z resztą grupy do Londynu, gdzie zespół miał nagrywać swój profesjonalny już materiał muzyczny. Tam Ringo miał poczuć się, że jego miejsce w zespole wcale nie było takie pewne. Awantury w Cavern fanów Pete Besta mocno utkwiły mu w pamięci. Pierwszego popołudnia w EMI The Beatles ćwiczyli przez trzy godziny. Wszystko dokumentował Dezo Hoffman. Na jego zdjęciach z tej sesji widać jeszcze podbite oko George Harrisona - owoc koncertu Beatlesów z Ringiem w Cavern (zdjęcie niżej).
 Zespół przećwiczył sześć piosenek, w tym oczywiście "Please Please Me", kompozycję Johna i Paula, oraz szybki numer napisany przez Mitcha Murraya, "How Do You Do It", który zdaniem George'a Martina idealnie pasował na singiel zespołu. Zespół zupełnie nie podzielał tej opinii. Tego wieczoru - pomiędzy 19.00 a 22.00 - zarejestrowali swoje pierwsze oficjalne nagrania: "How Do You Do It" oraz "Love Me Do".
   Martin, który po raz pierwszy słyszał Ringo w akcji, nie był zachwycony tym, że nie trzyma on tempa w "Love Me Do". Powracały wspomnienia z czerwcowej sesji z Bestem.
GEORGE MARTIN: Nie miałem o Ringo najlepszego zdania. Nie był w stanie zrobić porządnego przejścia.
NORMAN SMITH (inżynier dźwięku): Mam wrażenie, że Paulowi nie podobała się jego gra, sądził, że powinna brzmieć lepiej. Ringo nie poszło tak dobrze. Trzeba było trochę pogrzebać przy tych nagraniach.
PAUL McCARTNEY:  W tych wszystkich nagraniach Lity Rozy, Almy Cogan i innych modnych wykonawców, którzy byli na fali tuż przed nami, perkusiści grali bardzo efektownie, a producenci byli przyzwyczajeni, że bęben basowy był wykorzystywany dokładnie we właściwym momencie, zsynchronizowany z gitarą basową. George Martin uważał, że Ringo gubi temp. My jednak nie musieliśmy ściśle trzymać się tempa. Dobrze było, gdyby to się udawało, ale nie miało to większego znaczenia, bo nawet gdy zwalnialiśmy lub przyśpieszaliśmy, to robiliśmy to wszyscy jednocześnie.
   Jak wiemy "Love Me Do" wybrano na pierwszy singiel zespołu i Martin chciał, żeby nagranie wyszło idealnie. Wezwał więc do studia wszystkich  - wtorek, 11 września - by nagrali jeszcze raz ten sam utwór. Po obróbce studyjnej wersja z 4 września specjalnie mu nie przypadła do gustu. Beatlesi pojawili się i zaskoczeni ujrzeli w studiu muzyka studyjnego, Andy'ego White'a (na zdjęciu niżej). Martin nie uprzedził ich wcześniej, że zamiast Ringo skorzysta z usług zawodowego bębniarza.


MARTIN: Andy był typem bębniarza, jakiego potrzebowałem. Ringo był przyzwyczajony do gry w salach balowych. Trzeba było skorzystać z usług kogoś bardziej doświadczonego.
Wyobraźmy sobie jak się poczuł wtedy Ringo. Nikt wcześniej nie podważał jego umiejętności - w końcu uważano go za najlepszego perkusistę w Liverpoolu.

RINGO: Byłem okropnie zdenerwowany. Wręcz przerażony. Gdy wróciliśmy tam, by nagrać utwór na stronę B singla, odkryłem, że George Martin sprowadził na moje miejsce innego perkusistę. To było straszne. Poproszono mnie, bym dołączył do The Beatles, a wyglądało na to, że jestem wystarczająco dobry, żeby grać z nimi koncerty, ale nie, żeby nagrywać płyty. 

Paul wspominał później, że sytuacja ta była dla niego i jego kolegów trudna do zaakceptowania, zwłaszcza tak szybko po pozbyciu się Pete'a Besta. Nie chcieli stracić kolejnego perkusisty, a Ringo miał prawo się czuć śmiertelnie urażony. Paul stwierdził także, że Ringo nigdy nie wypowiedział jednego dobrego zdania o wersji "Love Me Do" nagranej z White'm. 32-letni Andy otrzymał za nagranie 5 funtów za rejestrację 18 podejść do piosenki "Love Me Do", w której Ringo grał tylko na tamburynie.
ANDY WHITE: Ledwo dołączył do zespołu, był zdenerwowany, ale próbował grać. Mówił, że grał z niewielkim opóźnieniem, czego perkusista raczej nie powinien robić. Nie było tragedii, ale szło dużo trudniej, niż powinno.
  Poniżeniu Ringa nie było jednak końca. Nie dość tego, został także odstawiony na boczny tor, grając tylko na marakasach w kolejnej kompozycji Lennona i McCartney'a, "Please, Please Me", w której za perkusją ponownie zasiadł Andy.

RINGO: Ten drugi koleś grał na bębnach a ja dostałem marakasy. Pomyślałem sobie: TO KONIEC. Skończę tak samo jak Pete Best. Byłem załamany, fatalna sytuacja. Doszedłem do wniosku, że przemysł muzyczny to bagno. Wszystkie plotki okazywały się prawdą. Jeśli nie nadawałem się do nagrywania płyt, to równie dobrze mogłem od razu odejść.

Po 50-ciu latach Martin i McCartney wspólnie wspominali tamto wydarzenie:
MARTIN: Dopiero po latach, zdałem sobie sprawę, jak bardzo go zraniłem, choć wcale nie miałem takiego zamiaru. 

PAUL: On jest bardzo wrażliwy, a my nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, jak bardzo go to zabolało. Ale jakoś to przełknął. Nie grał zbyt precyzyjnie, a ty byłeś przyzwyczajony do gry z perkusistami, którzy grali w punkt.

Te pierwsze "zawirowania" odnośnie nagrywania dwóch pierwszych singli zespołu nie zakłócały oczywiście dobrej zażyłości, jaką cała czwórka przeżywała wspólnie. John, George oraz Paul, po czterech wspólnie spędzonych latach, znali się już doskonale, teraz zaś w czasie kolejnych tras mieli okazję poznać swojego nowego perkusistę. Peter Brown, asystent Briana Epsteina wspomina, że: "The Beatles to był oczywiście zespół Johna i Paula, a dzieciak, George tylko uzupełniał skład. I choć nigdy otwarcie o tym nie mówiono, należało zachować równowagę. Ringo stał się tym miłym, z którym łatwo się było dogadać".

Ringo ze swoim pogodnym charakterem i stonowanym, liverpoolskim - wszyscy czterej go mieli - poczuciem humoru stanowił przeciwieństwo wiecznie nachmurzonego, zamkniętego w sobie Pete'a Besta. Równocześnie był nowy w zespole mającym już na koncie pewne osiągnięcia, do których w żaden sposób się nie przyczynił. Martwił się, czy uda mu się dopasować do reszty, był też zawstydzony swoimi brakami w wykształceniu, zwłaszcza w porównaniu do Johna i Paula. Mówił, że jego dołączenie do zespołu było jak "przyjście nowego ucznia do klasy, w której wszyscy doskonale się znają". Ciekawe światło rzuca na całą sytuację na początku działania The Beatles jako słynnego do dzisiaj kwartetu kolejny bliski człowiek
z "otoczenia zespołu". Dziennikarz, z czasem ktoś ważniejszy. Dziennikarz, dobry znajomy Briana Epsteina, niebawem pierwszy rzecznik prasowy zespołu (na zdjęciu z prawej, z Brianem Epsteinem).
TONY BARROW: Ringo miał problemy z wiarą w siebie. Był świadom swoich braków w wykształceniu, poza tym pojawił się w zespole dużo później niż pozostali i to też sprawiało, że czuł się gorszy, choć to poczucie nie miało odzwierciedlenia w jego grze. Tej był pewien w 100 procentach. Z drugiej strony idealnie dopasował się do grupy wizerunkowo i gdy latem 1962 dołączył do grupy, natychmiast sprawił sobie taką samą fryzurę jak pozostali.., Muzyka mówiła za niego... Gdy pojawił się w zespole, pozostała trójka grała już ze sobą od pięciu lat, a to bardzo długo, biorąc pod uwagę ich młody wiek... Bardzo starał się przezwyciężyć swój kompleks niższości, lecz martwienie się tym wszystkim tylko pogorszyło sprawę. W rozmowach prywatnych i oficjalnych John, Paul i George przyjmowali go z otwartymi ramionami jak swojego nowego kumpla, traktując go jak równego sobie, lecz wciąż panowało takie poczucie, że ktoś z zewnątrz został doklejony do oryginalnego trzonu i że nie łączyła ich więź tak głęboka, jak w przypadku oryginalnej trójki".
  Barrow piszący o The Beatles dla prasy, w związku z ukazaniem się singla 'Love Me Do' zadał pytanie Lennonowi, dlaczego zaakceptowali Ringa jako perkusistę a już Besta nie. John odpowiedział: "Pete to dobry perkusista, Ringo to dobry Beatles". Przesłanie tej opinii było dla wszystkich jasne. Ważniejszy był wizerunek niż umiejętności muzyczne.
"Ringo był lepszym perkusistą od Pete'a Besta, ale nieznacznie, bo Best też był całkiem niezły - wspominał liverpoolski promotor Sam Leach. - Lecz w porównaniu do Ringa Pete dopiero się uczył. Ringo był lepszym Beatlesem... Był też lepszym wokalistą od Pete'a. Jestem tego pewien. Pete to uroczy gość, ale był bardzo nieśmiały, zamknięty w sobie a to także nie pomagało w sytuacji. No i nie chciał zmienić fryzury. Ale zawsze uważałem, że potraktowano go nie fair".
Beatlesi o tym wiedzieli, bo Lennon przyznawał później, że
zachowali się jak tchórze. 


RINGO: Jest wiele opowieści na temat naszych podróży. Podróże cementują zespół, bycie razem w furgonetce, jeżdżenie autostradą M1, odmrażanie sobie jajek, walka o najlepsze miejsca. W furgonetce działy się dantejskie sceny, ale to właśnie nas bardzo do siebie zbliżyło. Mieliśmy bedforda, którego prowadził Neil. Było jedno miejsce dla pasażera i pozostała trójka, ktokolwiek by to był, siedziała z tyłu na ławce. To były kiepskie miejsca. Wszędzie jeździliśmy furgonetką, a wzmacniacze i pozostały sprzęt mieściły się z tyłu za nami....

Jak Ringo wchodził w rolę Beatlesa w życiu prywatnym?  W owym czasie zaangażował sw poważny już związek z Maureen "Mo" Cox, fryzjerką poznaną w klubie Cavern. Mo bywała od najmłodszych lat w Cavern, widywała się wcześniej z Johnny Guitar, kolegą Ringa z Rory Storm And The Hurricanes, pierwszego zespołu Starra. Wspominała, że kiedyś pocałowała tam Paula McCartney'a, ale jej wzrok był zawsze utkwiony w Ringo.
MAUREEN: Lubiłam go, ale nie było mowy, żebym to ja zrobiła pierwszy krok. Wszystko zależało do Richy'ego. Nasze oczy spotkały się kilka razy podczas koncertu zespołu Rory'ego, lecz nic z tego nie wynikło. W końcu pomyślałam, że nie jestem w jego typie.
Maureen tak była zafascynowana Ringo, że zapamiętała nawet numery tablic rejestracyjnych jego niebiesko-kremowego forda zodiac. Bawet po 30 latach. Ringo w końcu odważył się ją poprosić do tańca w trakcie imprezy w Cabern  i rozkwitło między nimi uczucie.
Związek swój utrzymywali w tajemnicy - w 1962 roku chwalenie się dziewczyną (nie mówiąc o ożenku, a pamiętajmy, że ślub Johna z Cynthią 24 sierpnia 1962 utrzymywano w najgłębszej tajemnicy) nie było dobre dla wizerunku The Beatles. Brian Epstein mawiał do nich codziennie: "Należycie do wszystkich fanek w Anglii". Cóż, podbój świata wydawał mu się wtedy nie do wyobrażenia.
 Maureen i Ringo spotykali się więc ukradkiem. "Gdyby inne dziewczyny nakryły nas, mogłyby mnie zab- wspominała przyszła żona Ringa. - Nie miały przyjacielskich zamiarów, chciały wydrapać mi oczy Częścią przyjętego przez Beatlesów wizerunku było to, że nie byli żonaci, więc każda dziewczyna miała prawo sądzić, że na u nich szansę. Mieli się nie wiązać na stałe".
 Paul McCartney wielokrotnie wspominał, ze WSZYSCY czterej Beatlesi tworzyli tak samo ważne ogniwo zespołu jak oni z Johnem, autorzy największej liczby piosenek zespołu. The Beatles byli jak cztery nogi od krzesła. Bez jednej krzesło by się wywracało. Absolutnie się z tym zgadzam. Kiedyś pisano, opowiadano o tym jak niezwykłe szczęście miał - i to prawda! - Ringo Starr dołączając do The Beatles. Wejście do zespołu było jak wygranie fortuny na loterii. Pamiętam, że czytałem kiedyś wypowiedź jakiegoś znanego muzyka, który stwierdził, że każdy, przeciętnie grający perkusista zrobiłby u boku Lennona, McCartney'a i Harrisona oszałamiającą karierę. Można dzisiaj tylko teoretyzować, ale ogólnie wiadomym jest, że gdyby w zespole nie było Ringa, spoiwa cementującego zespół, dla George swojego najbliższego przyjaciela w kwartecie, zespół nie przetrwałby tylu lat. Różnie mogła się też potoczyć jego kariera w Ameryce, gdzie na punkcie Starra zapanowało największe szaleństwo. Beatlesi, McCartney, Lennon z pewnością zrobiliby kariery bez Ringa, czy jednak tak gigantyczne? Niebawem na blogu coraz więcej tekstów o Richym Richardzie Ringo Starze Starkey'u. Moim imienniku ;)



Czytaj także: Pierwszy singiel
                      Początki Ringo w zespole (2)
                      RINGO 

 Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki
HISTORY of THE BEATLES

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz