Beatlesi prowadzili nierzeczywiste, nierealne życie. Zdobyli sławę, gdy byli bardzo młodzi, George miał 17 kiedy grali w Hamburgu, Paul i John kilka lat więcej, i od tego czasu nie robili nic innego, poza swoją pracą. Nie mieli szansy dorosnąć jak inni ludzie, w momencie gdy sława rozniosła ich dotychczasowe życie, bombardowani ze wszystkich stron przez fanów i otoczeni kokonem, który wokół nich zbudował Brian Epstein. Nie wiedzieli także, komu tak naprawdę mogą zaufać.
Pod wieloma względami wciąż byli dziećmi. Mieli niezależnie od siebie kilku swoich prawdziwych przyjaciół, a kiedy ich o coś pytano, odpowiedź każdego z nich była taka sama lub bardzo do siebie podobna. Jeśli któryś z nich szedł na otwarcie galerii, szli wszyscy, gdy jeden kupował nowy samochód, pozostała trójka robiła to samo. Gdy jednemu coś zagrażało, wszyscy stawali w jego obronie jak jeden mąż. Niewiele wiedzieli o życiu, a mając pod ręką Briana, która dbał o ich wszystkie potrzeby, nie mieli powodu by się go uczyć. Pieniądze nigdy nie stanowiły dla nich wystarczającej motywacji. Podobały im się zabawki, które sobie kupowali, ale nigdy tak naprawdę nie wiedzieli ile czego mają. Jeśli chcieli czegoś, prosili o to Briana.
Pewnego grudniowego wieczór byliśmy w Londynie i George zatrzymał samochód, mówiąc: "Pobierzmy się. Porozmawiam o tym z Brianem". Zatrzymał sięna Chapel Street, pod domem Briana, wybiegł z samochodu, zostawiając mnie w nim, wrócił po kilkunastu minutach, i powiedział: "Brian zgodził się. Wyjdziesz za mnie? Możemy wziąć ślub w styczniu". Zgodziłam się. Byłam bardzo podekscytowana. George musiał prosić Briana o zgodę na wypadek, gdyby zaplanowano kolejną trasę koncertową.
Pobraliśmy się 21 stycznia 1966 (zobacz tutaj). To nie był ślub, o którym marzyłam. Chciałam ślubu w kościele, ale Brian nie chciał wywoływać nim zamieszania. Wszyscy ufali mu tak bezgranicznie, więc kiedy powiedział, że to powinien być cichy ślub w urzędzie, George zgodził się. Też uważał, że gdyby prasa się dowiedziała, powstałby chaos. Cóż, trudno. Miałam 21 a George 22. Byłam tak szczęśliwa i zakochana, że nic mnie nie obchodziło. Rozwód nie przychodził mi wcale do głowy, mieliśmy być zawsze razem i żyć bardzo szczęśliwi.
Nasz miesiąc miodowy spędziliśmy na Barbados w bajecznej, wynajętej willi o nazwie Benclare w Gibbs Beach, na terenie dzisiejszego Sandy Lane Estate. Wznosiła się na wzgórzu z pięknym widokiem na morze. Do naszej dyspozycji był pełen personel. Pewnego dnia siedzieliśmy w ogrodzie, a pokojówka zawołała: "Patrzcie, tam jest Królowa Anglii." I rzeczywiście tam była. Jechała w samochodzie z odkrytym dachem, machając do ludzi ręką, z
księciem Filipem obok, czytającym gazetę. Spędziliśmy tam wiele pięknych, słonecznych dni, zwiedzaliśmy wyspę, kąpaliśmy się w morzu, dużo romantycznych kolacji przy świecach w ogrodzie za domem, przy dźwięku zawsze obecnych żab drzewnych. Wylegiwaliśmy się na plaży, pływaliśmy, spacerowaliśmy. Byłam tak szczęśliwa, że aż mnie to przerażało. Mieć u swego boku George'a była ogromnym przywilejem. Nic nam nie przeszkadzało, nie śpieszyło się nam do żadnej pracy, nie atakowali nas żadni fani. Bajka...
Gdzieś około po roku mieszkania w Kinfaus, przebudowaliśmy garaż w duży salon, w którym urządziliśmy salę projekcyjną an kształt kina, by móc w niej oglądać filmy. Sama wszystko zaprojektowałam, ale wydaje mi się, że jedynym filmem, który tam oglądaliśmy był "The Producers". Cały czas go oglądaliśmy. George potrafił recytować prawię każdą linijkę tekstu. Kochaliśmy oglądać w TV show "Monty Flying Circus Pythona" - Eric Idle, idol George'a był często gościem w naszym domu. Podobał nam się także amerykański serial komediowy "Laugh-In Rowan & Martin" , który rozsławił Goldie Hawn. I słuchaliśmy dużo muzyki, Motown oraz nowych artystów z Ameryki: Marvina Gay'e, Matyha and the Vandellas, The Ronettes, Byrds oraz Boba Dylana.
Gdy poznałam George'a nie umiałam zbytnio gotować, ale wiedziałam że cokolwiek zrobię, będzie to lepsze niż jedzenie w szkole. Próbowałam więc przygotowywać jedzenie, które w moim wyobrażeniu lubiliby chłopcy z Północy: ciasto pasterskie, pieczeń wołowa, pudding a la Yorkshire. No ale potem zostaliśmy wegetarianami, co przyniosło mi całą gamę nowych zainteresowań. Dostałam od kogoś książkę, w której opisywano jako okrutnie traktuje się cielęta by uzyskać świeżą cielęcinę. Pokazano tam zdjęcia, jak są trzymane w małych pomieszczeniach, niezdolnych do odwrócenia się i liżących kraty. Zdecydowaliśmy wtedy oboje, że nie będziemy więcej jeść mięsa. Bycie wegetarianinem w tamtych czasach było sporym wyzwaniem. Był bardzo mały wybór, prawie żadnych gotowych potraw i żadnych bezmięsnych odpowiedników steku czy kiełbasek. Musiałam tworzyć nowe przepisy i bardzo to polubiłam. Gotowałam dla naszych przyjaciół, dla rodziny George'a , moje, każdego kto przyszedł nas odwiedzić. Jeździłam do Esher po fasolę, zboża, warzywa i owoce. Miałam już setki książek kucharskich - przez pewien czas nic innego nie czytałam. Byłam wegetarianką przez siedem lat, lecz George pozostał nim aż do samej śmierci, nie pozwalając na jedzenie w swoim domu mięsa czy ryb. Spędzaliśmy wiele czasu w kuchni - to było serce domu. Pamiętam George'a siedzącego przy stole z gitarą i piszącego piosenkę "My Sweet Lord". Kiedy piosenka wyszła jako singiel został pozwany przed amerykański sąd za plagiat, ponieważ amerykańska grupa o nazwie Chiffons" nagrała piosenkę "He's So Fine" i jej wydawca uważał, że George ukradł melodię. To było dla niego bardzo trudne. Wiedziałam, że sam ją napisał, byłam przy nim, gdy nad nią pracował. Sędzia uznał to jako "podświadomy plagiat". Potem zrezygnowaliśmy z radia w domu, na wypadek, gdyby nieświadomie wpłynął na niego jakiś usłyszany utwór.
Jego gitary były porozstawiane wszędzie w całym domu. Na wypadek gdyby w danej chwili chciał na niej zagrać bo wpadł mu nowy pomysł do głowy. Kiedy pojawiali się John, Paul, Ringo lub jakikolwiek inny muzyk - a często tak bywało - wszyscy grali. George nigdy nie grał gotowej piosenki. Grał to co miał w danej chwili w głowie, lub pracował na nowymi akordami w nowej piosence, której nigdy nie słyszałam i mijały tygodnie gdy ją nagrywał na taśmę. Uwielbiałam go słuchać, uwielbiałam dźwięk gitary w domu. Czasami zaczynałam z nim rozmawiać, ale bywał tak skupiony nad tekstem lub melodią, że nie reagował. Mogliśmy być w tym samym pokoju, ale tak naprawdę wcale go tam ze mną nie było. Oho, jest dobrze- myślałam sobie, pewnie pisze nową piosenkę.Zawsze był taki wtedy szczęśliwy. Czasem piosenki przychodziły do niego w środku nocy i rano obudzony od razu zaczynał grać. John z Paulem napisali większość piosenek razem - wzajemnie się pobudzali - George wszystkie pisał sam. Komponował najpierw melodię, ale ponieważ nie był w tym kierunku kształcony, nie mógł zapisywać nut, więc grał i grał melodię, aż ją sobie utrwalił w pamięci i nagrywał na taśmę.
Słowa przychodziły później. Czasami próbowałam mu pomóc, gdy nie mógł znaleźć odpowiedniego słowa do rymu, ale przeważnie robił wszystko sam. Komponował wszędzie, gdzie bywał, gdziekolwiek się znalazł i odtwarzał mi to co napisał z taśmy - nie śpiewał mi z gitarą - i zawsze uważałam, że to brzmiało lepiej niż gotowy produkt.
W przeciwieństwie do mnie George nigdy nie bywał głodny, więc nie jedliśmy dużo. Jadaliśmy na śniadanie herbatę, czasem smażone jajka, i do lunchu nic.
Wieczorem bywałam bardzo wygłodzona. Któregoś dnia jechaliśmy jego jaguarem przez Liphook a może Hindhead, i zatrzymaliśmy się w małej herbaciarni, gdyż byłam bardzo głodna. Gdy weszliśmy do środka, starsza dama za ladą powiedziała:"Kosztują po 3 i 6 każdy". Śmialiśmy się, bo widocznie wyglądaliśmy na takich, których nie an to stać.
George kochał samochody, jak wszyscy Beatlesi. Po kupnie jaguara E kupił srebrnego Astona Martina DB5 i Mini Moke, mały samochód podobny do jeepa, bez drzwi, opuszczany dach, który była bardzo fany latem. Kupił także Rolls Royce'a z 1928 roku.
Nigdy nie chciał poznawać nowych ludzi ani poznawać nowych miejsc. Cieszył się gdy odwiedzali go starzy przyjaciele albo nasze rodziny, ale wobec obcych był bardzo nieufny, chyba, że byli muzykami. Pewnego wieczoru zostaliśmy zaproszenie przez pana Angardi i jego żonę, którzy prowadzili w Londynie Asian Music Circle (pani Angardi namalowała kiedyś nasz portret). Angardi chciał, by George poznał jednego muzyka, mistrza gry na sitarze, Raviego Shankara. Muzyk ten był dobrze znany w kręgach muzyki klasycznej i był bohaterem swego kraju, Indii. Rozmawiali ze sobą cały wieczór, a George był nim zachwycony.
George z Patti z małżeństwem Angardi. |
George, Ravi Shankar, Pattie |
Przez około miesiąc podróżowaliśmy po Indiach. Poznaliśmy, spośród wielu innych, mentalnego guru Raviego, Tat Baba, który wyjaśnił nam znaczenie karmy, prawo akcji i reakcji, przyczyny i skutku. Sam Ravi był bardzo szanowany w Indiach, jego uczniowie kłaniali mu się do stóp. Grał swoje koncerty w całym kraju, towarzyszył mu Alla Raka na tabli i harmonium. Muzyka jakżeby była inna od tej z Zachodu, ani tej klasycznej ani rocka, nie było w niej tego rytmu, tempa. Koncerty to były jednocześnie duchowe doznania. Ravi Shanakr mówił nam, że czasami w trakcie wchodził w stan medytacji i nie wiedział świadomie co grał.
Odwiedziliśmy wiele pereł Indii - Taj Mahal, Jodhpur, Jaipur, Agra, Delhi,świątynie z rzeźbami starożytnych bogów i bogiń, walczących, zakochanych, czasem przebranych za demony. Spotykaliśmy ludzi, którzy żyli od ponad stu lat oraz wędrownych sadhu, żyjących w skrajnej biedzie. Odwiedziliśmy świętej ghaty w Benares, w których kremuje się ludzi, by następnie rozrzucić ich prochy w Gangesie [tak samo postąpiono z ciałem George'a Harrisona w 2001]. Czasami to było trudne, by na to patrzeć, ale nie mogłam odwracać wzroku. Odwiedziliśmy festiwal Poszliśmy także festiwal Kumbh Mela, najświętsze miejsce wszystkich Hindusów, cel pielgrzymek milionów ludzi z całych Indii. My znaleźliśmy się wśród tłumu około 3000 ludzi, z których większość dotarła tutaj pieszo. Dostrzegałam w tłumie księcia czy maharadżę poruszających się na słoniach. Usiedli na podstawionym podium a za nimi pojawili się ludzie z wachlarzami z pawich piór...
Odwiedziliśmy wiele pereł Indii - Taj Mahal, Jodhpur, Jaipur, Agra, Delhi,świątynie z rzeźbami starożytnych bogów i bogiń, walczących, zakochanych, czasem przebranych za demony. Spotykaliśmy ludzi, którzy żyli od ponad stu lat oraz wędrownych sadhu, żyjących w skrajnej biedzie. Odwiedziliśmy świętej ghaty w Benares, w których kremuje się ludzi, by następnie rozrzucić ich prochy w Gangesie [tak samo postąpiono z ciałem George'a Harrisona w 2001]. Czasami to było trudne, by na to patrzeć, ale nie mogłam odwracać wzroku. Odwiedziliśmy festiwal Poszliśmy także festiwal Kumbh Mela, najświętsze miejsce wszystkich Hindusów, cel pielgrzymek milionów ludzi z całych Indii. My znaleźliśmy się wśród tłumu około 3000 ludzi, z których większość dotarła tutaj pieszo. Dostrzegałam w tłumie księcia czy maharadżę poruszających się na słoniach. Usiedli na podstawionym podium a za nimi pojawili się ludzie z wachlarzami z pawich piór...
I really like this article, if you have the time and opportunity to play with us Syair Togel , thank you very much for the place
OdpowiedzUsuń