W produkcji albumu pomagał George’owi Phil Spector, który
wykorzystał w czasie nagrywania swoją technikę „Wall os Sound” (Ścianę Dźwięku),
chętnie zaakceptowaną przez Beatlesa. Magazyn ‘Rolling Stone’ napisał, że płyta
brzmi jak połączenie muzyki ze szczytów gór, z dalekich przestrzeni z
twórczością Wagnera i Brucknera (niemiecki i austriacki kompozytor). Spector
usłyszał zresztą jako pierwszy wszystkie kompozycje, jakie George przygotował na
nowy album. George zaprosił go do swojej, niedawno kupionej rezydencji, Friar
Park.
Zawartość dwóch
pierwszych płyt (wersja winylowa) to materiał nowy i wszystkie utwory brzmią
tutaj wyjątkowo spójnie, do tego stopnia nawet, że słuchając losowo całej
dyskografii post – beatlesowskiej George Harrisona, stosunkowo łatwo jest
rozpoznać utwory zamieszczone na „All Things Must Pass”. Czy to jest jedyny
cover na płycie, piękna, romantyczna ballada Boba Dylana „If Not For You” czy
jeden z bardziej rockowych numerów na płycie „Wah-Wah”.
Wiele publikacji dotyczących albumu wspomina o fakcie, że
faktyczną pracę nad albumem ‘All Things Must Pass’ George rozpoczął już pod
koniec 1968 roku. Zakończyły się niemiłe dla wszystkich sesje do ‘Białego
Albumu’. George odwiedziła Stanach Boba Dylana i wspólna praca z nim ukazała
mu różnice między współpraca muzyczną z
Amerykaninem, a tą jaką oferowali mu John Lennon i Paul McCartney .Kontrast był
olbrzymi. W tym czasie scementowała się przyjaźń Anglika i Amerykanina.
Niewykluczone, że Dylan pozytywnie wpłynął na George, podnosząc go na duchu i
utwierdzając w wierze, że może komponować więcej i łatwiej. Co oczywiste, Bob
był zafascynowany utworem „While My Guitar Gently Weeps” i wyraźnie to
akcentował.
Umieszczenie „I'd Have You Anytime” na początku
albumu to wyraźny ukłon w stronę Dylana
(ale także złamanie pewnej formuły, by otwierać albumy mocnymi, zapadającymi w
pamięć, przebojowymi numerami) Piosenkę skomponowali obaj muzycy w 1970 roku
domu Boba w Bearsville, koło Woodstock (stan Nowy Jork). Delikatna ballada jest
swoistym manifestem obu muzyków, zapewniających siebie o przyjaźni. W owym
czasie obaj muzycy byli na rozdrożach. George z ulgą odłączył się od Beatlesów a
Dylan wycofywał z czynnego życia artystycznego (po ‘New Morning’ z tego roku,
jego następny album ukaże się dopiero w 1973). George odwiedził Boba wiosną 1970
w Nowym Jorku i tam zadecydował o nagraniu piosenki Dylana „If Not For
You”
Jak wiemy Phil Spector jako jeden z pierwszych usłyszał zgromadzone przez lata przez George’a własne nagrania. Były już wstępnie zmiksowane.
PHIL SPECTOR: Powiedziałem
do George'a: "Powinieneś rozważyć nagranie albumu. Byłem tam ledwie 12
godzin (Friar Park), które co ledwie kupił. Mówił do mnie: "Chcę, żebyś
posłuchał kilku moich piosenek. Nie miały końca. Miał dosłownie ich całą
masę. Każdy lepszy od poprzedniego. Przekazał nagle tyle skumulowanych
emocji. Chyba nikomu ich nie grał, może Pattie... Nagraliśmy ścianę
dźwięku... Pierwszy kawałek, który nagraliśmy to było 'Wah-Wah'. W
studiu brzmiało|bardzo ładnie, dobra akustyka i fortepian, żadnego echa.
Graliśmy godzinami, dopóki on nie uzyskał swojego brzmienia. Gdy
przyszliśmy tego odsłuchać, pomyślałem "Po prostu okropne." Tak,
powiedziałem "Okropne. Nie podoba mi się." A Eric na to "Wspaniałe."
Więc odparłem "Więc wsadź to na swój album." Nauczyłem się go [George'a]
lubić. Musiał uzyskać to, co chciał. Dogrywał solówki do My Sweet Lord
chyba przez 12 godzin. Miał dziewięć nakładających się harmonii.
Pua-pua-pua...Było chyba sześć potrójnych harmonii. Był perfekcjo...
Perfekcjonista to złe określenie. Każdy może być perfekcjonistą. On
wyrastał ponad to. Musiał po prostu mieć wszystko,jak zaplanował, więc
próbował i eksperymentował i eksperymentował z eksperymentami.
Co do niektórych utworów Spector miał sporo uwag, które
przekazał George’owi w prywatnej korespondencji. Kilka
przykładów:
„My Sweet Lord” – Potrzebujemy tutaj chórków i poprawy
początku twojego wokalu. Musimy przećwiczyć całość choć wydaje mi się, że reszta
oryginalnego wokalu jest w porządku. Nie śpiesz się z kasowaniem oryginalnego
wokalu dopóki brzmi dobrze i dopóki nie dołożymy do niego chórku w tle w Trident
Studios.
„If Not For You” – W miksie wokal zbyt głęboko schowany,
wykonanie w porządku. Nagranie do ponownego remiksu w czasie remiksowania całego
albumu.
„All Things Must Pass” – Nie mam zdania co do wykonania utworu. Nie
jestem pewien czy nie stać ciebie na coś więcej. Powinieneś skupić się tutaj na
lepszym wykonaniu. Nadal jestem za rogami na intro do utworu ale ta decyzja może
poczekać. Także chórki w refrenie (Eric, Bobby) brzmią zbyt płasko i w finalnym
miksie powinny być niższe. Moim zdaniem ta piosenka jest tak dobra, że każde
szczere, rzetelne przez Ciebie jej wykonanie będzie do zaakceptowania ale
ostateczna decyzja należy do Ciebie.
„Beware the Darkness” – Na ośmiośladzie, na którym jej słuchałem
zauważyłem, że gitary, na których grasz kolidują ze sobą. Myślę, że lepszy efekt
będzie jak dodamy więcej gitar rytmicznych.
„Isn’t A Pity (1)” – Potrzebne są smyczki i rogi. Oczywiście
także lepsze jej wykonanie. Musisz się bardziej na niej skoncentrować w czasie
śpiewu.
„Isn’t A Pity (2)” – Potrzebuje pełnej aranżacji orkiestrowej.
Wykonanie ok, ale musisz wsłuchać się w końcówkę utworu.
„Wah-Wah” – Brakuje mi tutaj refrenu, może sola Bobby
Keysa. Także do poprawy główny wokal i chórki.
W końcowym podsumowaniu Spector komplementuje George’a za wszystkie 18
piosenek (tyle dostał), dodając kilka uwag, że tam gdzie George uważa, warto się
zastanowić nad poprawą głównej ścieżki wokalnej. Spector poleca wykonania wszystkich nakładek wokali Studio
Trident. Zdaniem producenta wiele utworów na płycie jest bardzo dobrych i po
końcowym remiksie zabrzmią na płycie doskonale. Zakończenie listu dowodzi, że
relacje obu panów były w owym czasie naprawdę dobre („George, dziękuję Ci za zrozumienie tego
wszystkiego o czym dyskutowaliśmy, doceniam twoją troskę i mam nadzieję, że
niebawem się zobaczymy. Dużo miłości. Pozdrowienia dla wszystkich. Hare Krishna.
Phil Spector”). Na dodatek George bardzo ładnie dziękuje Philowi po 30 latach na remasterowanej wersji albumu (tekst na dole).
Trzecia płyta
zatytułowana została (nowum!) „Apple Jam” i zawiera 5 piosenkę, z których tylko
jedna zawiera ścieżkę wokalną. „It's
Johnny Birthday” to swobodna wariacja na temat
niedawno wydanej „Congratulations” Cliffa Richarda (1968) i jest
oczywiście dedykowana Johnowi Lennonowi (z okazji jego 30-tych urodzin). Na
pierwszych wydaniach pominięto w opisie utworu nazwiska autorów oryginału
Cliffa, Billa Martina i Phila Coultera ale później już tego błędu nie
powtarzano. Pozostałem to improwizacje instrumentalne zbudowane na minimalnej
ilości akordów: Out of the Blue", "Plug Me In", "I Remember Jeep" oraz "Thanks
for the Pepperoni".
GEORGE: Nie chciałem ich tak po prostu wyrzucić,
wstawiać do szafy. Wtedy nie były jeszcze częścią przyszłej płyty. Nie
zamierzałem ich na nią dawać. Dlatego zostały ostatecznie dodane jako specjalny
bonus a nie część albumu.
W czasie sesji od maja po października nie nagrano jednak
tylko te dwadzieścia dwa utwory jakie znalazły się na albumie. George
zarejestrował jeszcze wiele innych piosenek, wcześniej napisanych. Do niektórych
powrócił w najbliższych latach jak choćby do kolejnej kompozycji Dylana „I Don’t
Want To Do It” czy już własnej „Beautiful Girl” – wydanych odpowiednio w 1976 i
1985. Kilka innych kompozycji jak „You”, „Try Some, Buy Some” i „When Every Song
Is Sung” po nagraniu George ofiarował żonie Spectora, Ronnie Spector na jej
solowy album. Ronnie to Veronica Yvette Bennett, członkinią ulubionej The
Beatles żeńskiej grupy wokalnej The Ronettes. George znał oczywiście wszystkie
dziewczyny z The Ronettes jeszcze z czasów The Beatles (zdjęcia). Ostatnią
piosenkę podarował także Ringo, który umieścił ją pod innym już tytułem "I'll
Still Love You" na swoim albumie ‘Ringo’s Rotogravure’ (1976).
Chociaż George w swoich wywiadach po latach wspominał, że
nagrywanie albumu zajęło ok. 8 tygodni to jednak cały proces pracy nad albumem
skończył się pod koniec października. Jednym z powodów tak długiego czasu – w
stosunku do oceny George’a, były częste opuszczanie Beatlesa sesji, z powodu
jego wyjazdów do Liverpoolu, do chorującej na raka jego matki (Warrington - Londyn). Także kłopoty spowodowane współpracą
ze Spectorem opóźniały prace (Spector często się upijał i George musiał pracować
sam). Dodatkowo producent złamał rękę gdy prace nagraniowe przeniesiono do
Trident Studios (rosnące koszty). 4 lipca George pojechał odwiedzić swoją mamę
po raz. W tym samym dniu jego piosenka „Something” zdobyła nagrodę Ivora
Novello. George poświęcił matce swoją piękną piosenkę „Deep Blue”, wydaną rok
później na stronie B singla „Bangla Desh”. Ten okres był naprawdę bardzo
burzliwy w życiu George’a. Ostatecznie w lipcu odeszła matka Louise Harrison.
W tym samym czasie rozpoczął się romans Erica Claptona z Patti, żoną George’a (wcześniej Patti odkryła, że George zdradzał ją z … Maureen, żoną Ringo).
W tym samym czasie rozpoczął się romans Erica Claptona z Patti, żoną George’a (wcześniej Patti odkryła, że George zdradzał ją z … Maureen, żoną Ringo).
BOBBY WHITLOCK: W pewnym momencie powiedziałem. Dlaczego nie wyjdziesz ze
studia i nie zaczniesz walczyć. Wiedziałem o wszystkim. Wszyscy o tym wiedzieli.
George nie miał zamiaru nic robić ale Eric o tym nie wiedział.
Spector odsłuchał
przesłane mu zmiksowane taśmy będąc na przymusowym urlopie (ręka) w Los Angeles
iż zasugerował pewne zmiany. George
ponakładał kolejny raz partie wokalne oraz swoje solo na slide gitarze (zaczęto
jego grę na tym typie gitary uważać za jego znak firmowy, podobnie gra na
harmonijce była znakiem charakterystycznym Dylana czy Steviego
Wondera).
GEORGE (o piciu i częstych niedyspozycjach Spectora w
1987):
Zanim się zabierał do pracy był już po kilkunastu wiśniowych brandy.
Byłem tym ogromnie zmęczony, ponieważ potrzebowałem kogoś do pomocy.
Miałem z tym więcej pracy niż gdybym miał to robić wszystko zupełnie
sam.
KLAUS VOORMANN: Czasami tego wszystkiego było za dużo. Cały czas chichotał
[Spector], i myślę, że George miał go dosyć. Robił więc za niego [Spectora]. Ten
się często upijał. Szaleniec. Nie mógł się trzymać jednej rzeczy naraz. Nagle
zaczynał robić coś, co nie miało nic wspólnego z nagrywaniem.
Ostatni etap pracy nad albumem to nagranie - 9
października – wspomnianej wcześniej piosenki dedykowanej Johnowi. George zagrał
na w niej na wszystkich instrumentach a wokalnie wspomagali go Mal Evans oraz
Eddie Klein (asystent inżyniera w studiu). To był już koniec pracy nad albumem.
George’wi pozostało już tylko pomagać na
zasadzie rewanżu wszystkim muzykom grającym na jego albumie w ich projektach
muzycznych (George wyprodukował niebawem singiel Ringo Starra „It Don’t Come
Easy”).
W początkowych latach 70-tych religia i duchowość stała
się dla młodzieży tym czym np. twist w latach 60-tych. Stąd może
nieprawdopodobna popularność albumu – niezależnie od faktu, że były to czasy
wolnej miłości, swobody obyczajowej -
odwołującego się do Boga, wyższych uczuć, samorozwoju, poszukiwania
spokoju ducha i miłości. Także prowokującego do głębszych rozmyślań na temat
własnego życia, medytacji oraz religii. „All Things Must Pass”(Wszystko Musi
Przeminąć) było numerem 1 w Zjednoczonym Królestwie przez 8 tygodni, w USA przez
7. Plus oczywiście szczyty list na całym świecie. Oczywiście nie w
komunistycznej Polsce. Z innych przyczyn ale to już temat na inną dyskusję. W
naszym kraju wciąż płyty z Zachodu były
oficjalnie nieosiągalne, choć pamiętam, że „My Sweet Lord” było bardzo często
nadawane w Radiu.
Popularność na listach, pozycje na szczytach list
wyliczane ilością sprzedanych kopii albumu – a więc najbardziej miarodajny
wskaźnik – szła w parze z powszechnym zachwytem wszystkich krytyków muzycznych.
Do dzisiaj nie udało mi się znaleźć surowej recenzji tego genialnego arcydzieła.
Zachwytowi nad albumem towarzyszyły ogólne komentarze o geniuszu Harrisona,
który wreszcie wyswobodził się z kajdanów narzuconych mu przez spółkę
Lennon-McCartney w FabFour.
Poprzestanę tylko na takiej opinii.
W 2003 album został sklasyfikowany na 437. miejscu listy
500 album wszech-czasów magazynu 'Rolling Stone'. Na tej samej liście w
pierwszej dziesiątce były cztery albumu The Beatles. Generalnie się uznaje (moim
zdaniem jednak niesłusznie), że „All Things Must Pass” za najlepszy solowy album
któregokolwiek z Beatlesów (ja sam wyżej cenię albumy ‘Imagine’ Johna i ‘Band on
the Run’ Paula). Z klasyfikacjami i różnymi zestawieniami różnie bywa i jak jest
teraz musicie się o tym przekonać, przeszukując Internet. Sesja "All Things Must Past": George, Billy Preston, ..., Peter Drake, Phil Spector i Ringo |
Poniżej zdjęcia z remasterowanej wersji płyty z tekstem George'a
Minęło trzydzieści lat od czasu nagrania "All
Things Must Pass". Nadal lubię piosenki z tego albumu i wierzę, że
mogą się nadal podobać takie, jakimi zostały nagrane. To było trudne podjąć się
remiksowania każdej ścieżki. Po latach chciałbym wyzwolić niektóre
piosenki z ciężarów wielkiej produkcji, która pewnie pasowała w tamtym czasie,
ale dzisiaj wydają się już nie pasować ze swoją ścianą
dźwięku.
To był ważny album dla
mnie, z tymi wszystkim piosenkami, które pisałem w ostatnim okresie istnienia
The Beatles. Zacząłem nagrywać zaledwie miesiąc po tym, gdy zdecydowaliśmy pójść
własnymi drogami i nie mogłem się doczekać swego solowego albumu ‘z piosenkami
(w przeciwieństwie do ‘Wonderwall’ i ‘Electronic Music’, które były
albumami instrumentalnymi).
Miałem szczęście być we
właściwym miejscu by zaangażować kilku członków z zespołu The Delaney and
Bonnie. Muzyków grających na perkusji, basie i klawiszach: Jima Gordona, Carla
Radle i Bobby Whitlocka, którzy wkrótce z Ericem Claptonem staną się Derek and
the Dominoes. Koncertowali z Delaney & Bonnie, tak samo jak ja rok
wcześniej. Nagraliśmy podczas sesji do ‘All Things Must Pass’ nawet dwa songi
Dominoes, ‘Roll It Over’ and ‘Tell The Truth’,które później nagrali ponownie.
Pomogli mi bardzo i to było wspaniałe uczucie mając ich wsparcie w
studiu.
Jest rzeczą oczywistą,
że jak zawsze czystą przyjemnością było pracować z moim starym przyjacielem,
Ringo na bębnach, choć pewnie on nie pamięta, że zagrał na około 50% lub 60%
utworach z albumu z Klausem na basie, Billym Prestonem na fortepianie i oraz z
kilkoma nowymi przyjaciółmi: Gary Wrightem i Gary Brookerem.
W
niektórych sesjach bardzo długo przygotowywaliśmy brzmienie i aranżacje, cztery
lub pięć akustycznych gitar, dwa fortepiany, nawet dwa basy na jednej lub dwóch
ścieżkach. Graliśmy te piosenki w kółko aż ustaliśmy odpowiednią aranżacje i
brzmienie z kontrolką nagrań Phila Spectora.
Wiele z tych ścieżek nagrywaliśmy
na żywo.
Na sesjach pojawiało się wielu nowych ludzi, nie
wiem w jaki sposób. Jednym z tych bardziej znanych był Phil Collins. Podczas
jednej sesji, Phil zagrał podobno na kongach w “The Art of Dying”, i chociaż
zajęło mi to trzydzieści lat, to chciałbym mu podziękować za ten
udział.
Przede wszystkim, chciałbym potwierdzić udział w sesjach
mojego starego przyjaciela Erica Claptona, który zagrał na albumie wiele
niezapomnianych partii gitarowych. W owym czasie kompanie fonograficzne nie
pozwalały ujawniać udziału muzyków z innych firm na albumach, więc nie był
obecny na albumie przez trzydzieści lat.
Nadal dostrzegam nazwiska kolejnych muzyków i przyjaciół, którzy pomagali
mi przy powstawaniu albumu... niektórzy częściej niż inni. ‘Some are dead and
some are living’, ale po trzydziestu latach doświadczeń życiowych jestem
wdzięczny za trzydzieści lat przyjaźnienia się z nimi.
Pozostańcie W Pokoju (R.I.P.): Mal Evans, Carl Radle, Pete Drake, Pete Ham, Tom
Evans oraz dwoje z the O’Hara-Smith singers, Betty and Cyril.
Miałem nadzieję, że będzie trochę zabawy z opakowaniem.
Jeśli jeszcze nie zauważyliście, nasza planeta została zabetonowana w
zastraszającym tempie i miejmy wspólnie nadzieję, że w ciągu następnych
trzydziestu lat nie będziemy musieli dodać naszej Ziemii do R.I.P.
Dziękuję Tobie Narry Feinstein za twoją kreatywność i współprace w
opracowaniu fotografii, których jakoś jest do dzisiaj niepodważalna. Także
podziękowania dla Davida Costy i Wherefore Art? za nowy projekt.
Na końcu ale przecież nie jako ostatni, niesamowity Phil Spector, który
wyprodukował tyle fantastycznych płyt w latach 60-tych. Tak wiele mi pomógł w
powtaniu tej płyty. W jego obecności zdałem sobie sprawę z prawdziwej wartości
mantry Hare Krishna.
Niech Cię Bóg błogosławi Phil.
GEORGE HARRISON
czytaj: ALL THINGS MUST PASS (1)
Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz