Jeszcze raz George. Druga część bardzo interesującego, jak sądzę wywiadu z grudnia 1987. Magazyn 'Creem'. Pierwszą część znajdziecie: tutaj.
P: Co twoim zdaniem dzieje się z ludźmi po śmierci?
GEORGE: A
co twoim zdaniem dzieje się z ludźmi kiedy wracają do domu i zdejmują
swoją odzież? To właśnie myślę - porzucasz swoje ciało ale na szczęście
masz jeszcze dwa inne. Tak właśnie to postrzegam, to co inni nazwali duszą.
W Bibli Jezus powiedział, że trzy klatki dla Ptaka z Raju. A tym Ptakiem jest właśnie dusza, posiadająca własną tożsamość, a te trzy klatki są trzema ciałami. Jedno ciało nazywa się ciałem przyczynowym, następne astralnym a trzecie zwyczajnie nazywamy ciałem fizycznym. Tak więc śmierć jest relatywnie narodzinami - jeśli nie chcesz umrzeć, nie narodzisz się. Tak więc jeśli się rodzisz, to musisz umrzeć. To tak pewne jak noc przychodzi po dniu, śmierć następuje po narodzinach. Jak zresztą powiedział Bob Dylan: 'Uważaj dzieciaku na to co robiłeś. Bóg wie kiedy, ale ty znowu to robisz.
Tak więc jedyne co się dzieje to porzucasz swoje ciało. Z powodu zmęczenia czy jakiegoś innego powodu, stajesz się ciałem astralnym, które jest znacznie subtelniejsze i wykonane ze światła. Potem, tak jak w swoim radioodbiorniku, w którym możesz zmieniać częstotliwości bez przekręcania pokrętła, tam odbywa się cała zamiana. Tak to właśnie jest: wszystkie te różne poziomy są tutaj ale wibrują na różnych częstotliwościach. Tak więc poprzez śmierć zmieniasz tylko kolejny garnitur. Ale chociaż nie możesz tego dojrzeć na tym poziomie, wszystko jest w porządku. Nie masz potrzeby się denerwować.
W Bibli Jezus powiedział, że trzy klatki dla Ptaka z Raju. A tym Ptakiem jest właśnie dusza, posiadająca własną tożsamość, a te trzy klatki są trzema ciałami. Jedno ciało nazywa się ciałem przyczynowym, następne astralnym a trzecie zwyczajnie nazywamy ciałem fizycznym. Tak więc śmierć jest relatywnie narodzinami - jeśli nie chcesz umrzeć, nie narodzisz się. Tak więc jeśli się rodzisz, to musisz umrzeć. To tak pewne jak noc przychodzi po dniu, śmierć następuje po narodzinach. Jak zresztą powiedział Bob Dylan: 'Uważaj dzieciaku na to co robiłeś. Bóg wie kiedy, ale ty znowu to robisz.
Tak więc jedyne co się dzieje to porzucasz swoje ciało. Z powodu zmęczenia czy jakiegoś innego powodu, stajesz się ciałem astralnym, które jest znacznie subtelniejsze i wykonane ze światła. Potem, tak jak w swoim radioodbiorniku, w którym możesz zmieniać częstotliwości bez przekręcania pokrętła, tam odbywa się cała zamiana. Tak to właśnie jest: wszystkie te różne poziomy są tutaj ale wibrują na różnych częstotliwościach. Tak więc poprzez śmierć zmieniasz tylko kolejny garnitur. Ale chociaż nie możesz tego dojrzeć na tym poziomie, wszystko jest w porządku. Nie masz potrzeby się denerwować.
GEORGE: Tak, to prawda.
P:
Zawsze zastanawiał mnie ten przeskok w tekście piosenki od nazwania
Lennona dziwnym (weird) do Boga i powodów naszej egzystencji.
GEORGE: To
dziwny wybór słów. Tak to widziałem, mówiłem o Bogu jako jedynym sensie
naszego istnienia, teraz także to wierzę, że to prawda.
P: Mówiłeś, że jesteś dziwniejszy od Johna?
GEORGE: Nie, nie, nie. Miałem
na myśli tych wszystkich dziwnych ludzi, którzy nie wierzą w zasadzie w
Boga i mordują się nawzajem, w szerszym znaczeniu oznaczałem ich jako
tych, którzy wskazywali palcem na Lennona i mówiacych, że on jest
dziwakiem. Czasami moje teksty są miejscami abstrakcyjne - mam tyle
spostrzeżeń widzianych z różnych kątów. Nie jestem pewien czy mówią o
czymś wprost. Ale myślę, że to jest to co chciałem powiedzieć.
P: Mówiłeś, że grałeś na basie w "Old Brown Shoe".
GEORGE: To była gra lunatyka.
P: Wygląda jakby McCartney znowu trochę poszalał.
GEORGE: To ja grałem taki pokręcony. Grałem dokładnie to samo co gram na gitarze.
P: Grałeś także na basie w 'For You Blue'?
P: Grałeś także na basie w 'For You Blue'?
GEORGE: Nawet nie pamiętam tej piosenki. Nie, czekaj chwilę - 'For You Blue' to był Paul, Paul to zrobił. Chyba, że mówisz o wersji live, której nikt nie słyszał, bo to był Willie Weeks...
P: Wybierasz się w trasę koncertową?
GEORGE: Oh. Mam nadzieję, że nie. [śmieje się] Nie, nie miałbym nic przeciwko kilku koncertom tu i tam, bo ludzie mnie ciągle o to proszą, ale jak pomyślę o tym ile pracy trzeba włożyć w przygotowaniu koncertu: skompletować zespół, próby z nim, nie tylko zresztą zespół, oświetlenie, nagłośnienie... dzisiaj po prostu nie robi się tego jak w czasach The Beatles, kiedy mieliśmy tylko mały wzmacniasz i mikrofony. Trzeba zebrać ogromną ekipę ludzi i pracować tak ciężko, że nie opłaca się to tylko dla jednego czy dwóch koncertów. To oznacza więc trasę przez sześć miesięcy a nie wiem czy bym wytrzymał w trasie tyle czasu.
P: Jesteście z Dylanem bliskimi przyjaciółmi? Spędzacie ze sobą dużo czasu?
P: Jesteście z Dylanem bliskimi przyjaciółmi? Spędzacie ze sobą dużo czasu?
GEORGE: Nie wiem czy jestem jego bliskim przyjacielem. On jest dla mnie bliskim kumplem, ale nie wiem czy jestem kimś takim dla niego. Ale kocham go, naprawdę i uważam, że jest bardzo zabawnym facetem...
P: Ty jesteś także bardzo zabawny i to śmieszne, że przez tyle lat uważano ciebie za takiego poważnego faceta...
GEORGE: Ponieważ napisałem te trzy czy cztery religijne piosenki.
19.02.1987. Dylan i George |
GEORGE: Słyszałem zabawną anegdotę od kogoś, kto był w trasie z Bobem. Powiedział: 'Cóż, wziął w trasę cztery swoje wcielenia, gdy ja wziąłem siebie tylko jednego'. Ale to prawda, - wyobrażasz sobie czterech Bobów Dylanów? Byłoby trudne. Jestem pewien, że sprawia nam radość nasz wspólny wpływ na siebie nawzajem. Nie chcę go zawstydzać ponieważ chciałbym się z nim jeszcze kiedyś spotkać, ale jest bardzo wyjątkowym facetem. A jest niewielu ludzi, o których to mógłbym powiedzieć.
George Harrison, Madonna (Louise Cicione) oraz jej ówczesny mąż Sean Penn - na planie filmu 'Shanghai Surprise' [1986] |
P: Jak radziłeś sobie z Seanem i Madonną w czasie kręcenia 'Shanghai Surprise'?
GEORGE: Oh, są wspaniali, obydwoje byli bardzo pomocni w czasie produkcji filmu.No i bardzo lubię Seana jeśli już zadajesz mi pytanie na poważnie. Wiem oczywiście, że jest niegrzecznym chłopcem i nie starał się zbyt mocno na planie jak mógłby by film był lepszy. Gdy jest w dobrym nastroju widać to w jego grze: jest naprawdę wiele scen, w których jest fantastyczny. Ale widać na wielu scenach, że jest wkurzony i mu nie zależy. Każdy z nas ma wiele powodów by być wkurzonym, ale należy do nas jako do profesjonalistów jak najlepsze wykonywanie swojej pracy. Więc było też to rozczarowujące, ponieważ ona nie ma zbyt dużego poczucia humoru, choć starała się być trochę bardziej milsza. To trochę było niefortunne ponieważ kręciliśmy komedię. Wspólnie z Seanem spędziliśmy dużo czasu ze sobą i naprawdę polubiłem go. Mieliśmy czasem sporo dobrej zabawy. Gdy jest w dobrym nastroju jest naprawdę miłą kochaną osobą. Gdy nie jest, cóż życzę mu zawsze wszystkiego dobrego i mam nadzieję że będzie starał się być zawsze w porządku.
P: Zawsze wydawało mi się ironią, że musiałeś robić dla nich na konferencje prasowe - do diabła, nikt nie miał większego wizerunku niż The Beatles.
GEORGE: Wiesz, rzecz wygląda tak, że czasem ludzie stają się sławni przez chwilę i The Beatles dlatego byli dobrzy. Mieliśmy naszą czwórkę i gdyby jednemu odbijało, pozostała trójka odstawiła by go na bok. Nam się to nie przydarzało ponieważ zawsze staraliśmy się utrzymywać dobry humor i gdy ktoś z nas był trochę przygnębiony to od razu pozostali robili wszystko by doszedł do siebie. Potem dostajesz tych innych ludzi, którzy stali się sławni i nagle zaczęli siebie postrzegać jako dar od Boga, kiedy tak naprawdę są tylko głupiutkimi gwiazdami pop. W życiu jest dużo ważniejszych rzeczy od bycia sławną gwiazdą pop. Wielu z nich nieszczęśliwie wpada w pułapkę. Zostają nagle otoczeni ludźmi pochlebcami, którzy wmawiają im cały czas jacy oni są wspaniali. I wydaje się, że akurat ona [George ma na myśli Madonnę] mając to wszystko wpadła w taką pułapkę. Ale uważam, że ona ma wszelkie predyspozycje do tego by być miłą osobą - musisz na nią popatrzeć z drugiej strony, którą ja potrafię dojrzeć, ogromną presję pod którą ona cały czas jest. Czasem coś takiego może doprowadzić człowieka do szaleństwa, kiedy nie możesz pisać, nie możesz nic zrobić, gdy wszyscy cię obserwują a w swoją twarz masz ciągle skierowane obiektywy aparatów i kamer. Dlatego ze zrozumieniem i sympatią patrzę na takie sytuacje. Bo to czego potrzebuje to 500 miligramów LSD [śmieje się].
P: Czy kiedykolwiek czułeś się winny z powodu wciągnięcia The Beatles w LSD?
GEORGE: Tak
naprawdę to nie byłem ja. Pozwól więc bym opowiedział ci jak było:
Miałem swojego dentystę, który zaprosił mnie i Johna z naszym ex-żonami
na kolację. I on miał kwas, który załatwił mu facet prowadzący Playboy'a
w Londynie. Nazywał się Tim Leary. Miał to z Ameryki, tam można to było
załatwić. No i ten facet nigdy tego nie brał, nic o tym nie wiedział,
myślał, że to afrodyzjak. Miał taką dziewczynę z dużym biustem. Więc
zaprosił nas do siebie z naszymi blond żonami, i sądzę, że myślał, że
będzie niezła imprezka. Dosypał to do kawy nie mówiąc na o tym - ale nie
dosypał sobie. Nie wiedzieliśmy, że tego spróbowaliśmy. Wcześniej
umówiliśmy się z kilkoma przyjaciółmi, że pójdziemy do nocnego klubu
posłuchać jakiegoś zespołu. Więc powiedziałem: "Ok, na nasz czas, musimy
iść" ale ten facet ciągle mówił:'Nie, nie, musicie dokończyć kawę". No
więc po 20 minutach, może nieco później mówię do Johan, że powinniśmy
już pójść, bo spóźnimy się na koncert. A on mówi, że nie powinniśmy bo
wzięliśmy LSD. Słyszałem trochę o LSD wcześniej, ale to było jeszcze
przed tą całą paniką, każdy mówił o raju i piekle i w tym stylu. Na
szczęście ze mną było wszystko ok ale i byłem na tyle świadomy, że
zaczyna się dziać coś szalonego. Powiedziałem, że pójdę po samochód,
pojechaliśmy, on za nami. Gdy dojechaliśmy na miejsce, zajęliśmy swoje miejsca i zdaje się zamówiliśmy drinki nagle coś się wydarzyło. Odczułem nagle to przygniatające mnie całego, oszałamiające uczucie, gdy nie mogłem poruszyć nawet palcem. Ogarnęła mnie miłość do wszystkiego. Poczułem się tak wspaniale, że chciałem wszystkich ściskać, obejmować i mówić im jak bardzo ich kocham. Potem nagle całe pomieszczenie zaczęło się ruszać, następną rzeczą, którą zapamiętałem to było wrażenie jakby zaczynała się III Wojna Światowa. Zaczęły spadać bomby, wszystkie inne rzeczy naraz a na koniec zorientowałem się, że klub jest zamknięty. Zgaszono wszystkie światła, krzesła były już zawieszone na stolikach a kelnerzy zamiatali podłogę. Jakoś udało nam się stamtąd wyjść i udaliśmy się do następnego klubu - do Ad Lib Club - a droga trwała wieczność.
Przeżyliśmy to z Johnem razem. Słyszeliśmy wcześniej o tym, ale nie wiedzieliśmy o tym nic, dopóki w tajemnicy dodano nam to do kawy. Tak więc to nie my wciągnęliśmy siebie czy cały świat na cokolwiek - byliśmy tylko ofiarami głupich ludzi.
Przeżyliśmy to z Johnem razem. Słyszeliśmy wcześniej o tym, ale nie wiedzieliśmy o tym nic, dopóki w tajemnicy dodano nam to do kawy. Tak więc to nie my wciągnęliśmy siebie czy cały świat na cokolwiek - byliśmy tylko ofiarami głupich ludzi.
P: Ile razy zażywaliście LDS?
GEORGE: Po tej przygodzie zaczęliśmy sobie z Johnem myśleć: 'Hej, jak mamy do cholery powiedzieć o tym innym?' Ponieważ z tej drogi nie ma już odwrotu. To tak, jakby już nie było dla ciebie powrotu do osoby, którą wcześniej byłeś. Cóż, myślę, że są oczywiście ludzie, którzy wychodzą po tym w jednym kawałku, to zależy od indywidualnych reakcji, ale jak dla mnie, wszystko to co dzięki temu zdobyłem, było warte tego. To przez rok łamało mi mój mózg, choć wydawało się, że to całe lata bo to bardzo wydłuża czas. To zabrało kilka miesięcy, próba zebrania wszystkiego do jednego kawałka: "Co teraz robię, co robimy teraz, kim jestem, czym jest wszystko wokół?" Potem zaczęliśmy się zastanawiać , że skoro nawet nie wiemy jak to opisać, jak opowiemy o tym Paulowi i Ringo i reszcie naszego najbliższego otoczenia? Musimy zdobyć tego trochę i dać im do spróbowania. Dostaliśmy trochę LSD w Nowym Jorku, w czasie naszej trasy. Gdy znaleźliśmy się w Los Angeles powiedzieliśmy: "Ok panowie [śmieje się], musicie spróbować tego". Ale jeden z nich musiał być w porządku, czysty. No więc Mal miał zostać świadomym, Ringo, Neil wzięli razem z nami, ale Paul nie chciał. Byli wtedy też z nami Jim McGuinn oraz David Crosby– to był nasz drugi raz. Był jeszcze jeden facet, jak on się nazywał? - Peter Fonda - pojawił się tam tak nagle. Nie powiem, że był na pewno, ale powinien był być. Tak czy inaczej, za trzecim razem wziąłem to w Anglii. Pomyślałem wtedy: 'Oh, nie mogę tego brać już więcej, to za mocne'.
Zaczynałem miewać różne lęki. Potem byłem medytować w Indiach i tak dalej, i po powrocie zdałem sobie sprawę z wielu rzeczy. Jedną z nich był lęk. Powiedzieli mi tam: 'Spójrz swoim lękom prosto w twarz i już dłużej nie będą cię niepokoiły'. Więc pomyślałem sobie, no dobra, rzeczywiście miewam pewne lęki po odstawieniu wszystkich kwasów, i nie mogę przez resztę życia się tego obawiać, więc lepiej wezmę jeszcze raz [śmieje się]. Tak więc brałem to w okresie - 1967 - wydaje się, że braliśmy to przez cały rok, w domu Johna, w domu Ringo, i doszedłem do punktu, kiedy mogłem na kwasie prowadzić swoje Ferrari wokół Hyde Parku w godzinach szczytu bo już nie działało. Dostawałem już od tego tylu bólu w szyi. Obejrzałem to sobie pod mikroskopem i wyglądało to jak stara linia. Pomyślałem sobie, że nie będę sobie czegoś takiego wkładał do mózgu. Wszystko co dobre w tym - dywan unoszący się w powietrzu, krzesła zwiększające się lub zmniejszające, wszystkie te rzeczy z filmu Romana Polańskiego - przestały się przytrafiać po tym jak zacząłem więcej rozumieć na temat względności, czasu i przestrzeni. Radość z brania uleciała i przestałem to robić. Nie umiem sobie wyobrazić tego, że gdybym nie brał tego, ile lat normalnego życia zajęłoby mi dojście do wiedzy: Przecież mogłem tego nie mieć w swoim życiu. To otworzyło mi drzwi na doświadczanie naprawdę dobrych rzeczy. To znaczy, nigdy po tym nie wątpiłem w Boga. Wcześniej byłem cynikiem. Nie potrafiłem nawet wypowiedzieć słowa 'Bóg'. Myślałem sobie: 'wszystko to bzdury'. Ale po tym, wiedziałem. To nawet nie było pytanie w stylu 'czy istnieje prawdopodobnie Bóg?' - ja wiedziałem o tym absolutnie. To po prostu coś takiego jak duże i jasne światło w twojej głowie.
GEORGE: Po tej przygodzie zaczęliśmy sobie z Johnem myśleć: 'Hej, jak mamy do cholery powiedzieć o tym innym?' Ponieważ z tej drogi nie ma już odwrotu. To tak, jakby już nie było dla ciebie powrotu do osoby, którą wcześniej byłeś. Cóż, myślę, że są oczywiście ludzie, którzy wychodzą po tym w jednym kawałku, to zależy od indywidualnych reakcji, ale jak dla mnie, wszystko to co dzięki temu zdobyłem, było warte tego. To przez rok łamało mi mój mózg, choć wydawało się, że to całe lata bo to bardzo wydłuża czas. To zabrało kilka miesięcy, próba zebrania wszystkiego do jednego kawałka: "Co teraz robię, co robimy teraz, kim jestem, czym jest wszystko wokół?" Potem zaczęliśmy się zastanawiać , że skoro nawet nie wiemy jak to opisać, jak opowiemy o tym Paulowi i Ringo i reszcie naszego najbliższego otoczenia? Musimy zdobyć tego trochę i dać im do spróbowania. Dostaliśmy trochę LSD w Nowym Jorku, w czasie naszej trasy. Gdy znaleźliśmy się w Los Angeles powiedzieliśmy: "Ok panowie [śmieje się], musicie spróbować tego". Ale jeden z nich musiał być w porządku, czysty. No więc Mal miał zostać świadomym, Ringo, Neil wzięli razem z nami, ale Paul nie chciał. Byli wtedy też z nami Jim McGuinn oraz David Crosby– to był nasz drugi raz. Był jeszcze jeden facet, jak on się nazywał? - Peter Fonda - pojawił się tam tak nagle. Nie powiem, że był na pewno, ale powinien był być. Tak czy inaczej, za trzecim razem wziąłem to w Anglii. Pomyślałem wtedy: 'Oh, nie mogę tego brać już więcej, to za mocne'.
Zaczynałem miewać różne lęki. Potem byłem medytować w Indiach i tak dalej, i po powrocie zdałem sobie sprawę z wielu rzeczy. Jedną z nich był lęk. Powiedzieli mi tam: 'Spójrz swoim lękom prosto w twarz i już dłużej nie będą cię niepokoiły'. Więc pomyślałem sobie, no dobra, rzeczywiście miewam pewne lęki po odstawieniu wszystkich kwasów, i nie mogę przez resztę życia się tego obawiać, więc lepiej wezmę jeszcze raz [śmieje się]. Tak więc brałem to w okresie - 1967 - wydaje się, że braliśmy to przez cały rok, w domu Johna, w domu Ringo, i doszedłem do punktu, kiedy mogłem na kwasie prowadzić swoje Ferrari wokół Hyde Parku w godzinach szczytu bo już nie działało. Dostawałem już od tego tylu bólu w szyi. Obejrzałem to sobie pod mikroskopem i wyglądało to jak stara linia. Pomyślałem sobie, że nie będę sobie czegoś takiego wkładał do mózgu. Wszystko co dobre w tym - dywan unoszący się w powietrzu, krzesła zwiększające się lub zmniejszające, wszystkie te rzeczy z filmu Romana Polańskiego - przestały się przytrafiać po tym jak zacząłem więcej rozumieć na temat względności, czasu i przestrzeni. Radość z brania uleciała i przestałem to robić. Nie umiem sobie wyobrazić tego, że gdybym nie brał tego, ile lat normalnego życia zajęłoby mi dojście do wiedzy: Przecież mogłem tego nie mieć w swoim życiu. To otworzyło mi drzwi na doświadczanie naprawdę dobrych rzeczy. To znaczy, nigdy po tym nie wątpiłem w Boga. Wcześniej byłem cynikiem. Nie potrafiłem nawet wypowiedzieć słowa 'Bóg'. Myślałem sobie: 'wszystko to bzdury'. Ale po tym, wiedziałem. To nawet nie było pytanie w stylu 'czy istnieje prawdopodobnie Bóg?' - ja wiedziałem o tym absolutnie. To po prostu coś takiego jak duże i jasne światło w twojej głowie.
___________________________________________________________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz