SPOJRZENIA WSTECZ - uzupełnienie vol. 3 (1957-1962): Przed Hamburgiem

Kolejny wpis blogowy cofający nas w czasie do okresu początków zespołu The Beatles. Dodam, że wszystkie wpisy omawiające HISTORIĘ FAB 4 można "połączyć" w całość w ramach serii latami:  1957-62, 1963, 1964 ...  Jeśli dodatkowe serie jak np. Trasy The Beatles, Historia na fotkach -  wpasowują się w opis danego okresu kariery zespołu, odpowiednie linki znajdziemy w odpowiadających opisywanemu okresowi seriach. Dzisiaj trzeci post z z serii uzupełnień, okres tzw. 'przed hamburski' i wspomnienia członków zespołu - przeważnie z 'Antologii' ale i nie tylko (patrz: Źródła). Zwróćcie uwagę na różnice we odbiorze tych samych wspomnień przez George'a i Paula.

PRZED HAMBURGIEM

GEORGE: Pamiętam, jak zapytałem mego starszego brata: "Czy na moim miejscu zostawiłbyś  pracę i spróbował tego co ja?". Powiedział: "Możesz to zrobić bo nigdy nie wiadomo co będzie. Jeśli ci się nie uda, to i tak niczego nie tracisz. Tak więc zostawiłem pracę i na stałe przyłączyłem się do zespołu. Od tej pory nigdy nie pomyślałem o regularnej pracy. John był nadal w college'u plastycznym, a Paul miał jeszcze jeden ekstra rok w szkole.
  To było nasze pierwsze profesjonalne granie. Trasa po salach tanecznych w północnej Szkocji w okolicach Inverness (21.05.1960). Cieszyliśmy się, że mamy granie. Bomba! Potem dopiero zdaliśmy sobie sprawę, że gramy dla nikogo w małych salach. Dopiero po zamknięciu pubu na sali pojawiało się pięciu szkockich teddy boy'ów chcących nam się przyjrzeć. To wszystko, nic się nie działo. 
Johnny Gentle, w tyle George, Aloa, Szkocja 1960.

Nie wiedzieliśmy co się dzieje. To było smutne bo czuliśmy się jak sieroty. Mieliśmy dziurawe buty a spodnie były w opłakanym stanie.
Natomiast Johnny Gentle miał drogi garnitur. (czyt: Johnny Gentle Tour). Pamiętam, jak starałem się zagrać  'Won't you wear my ring around your neck', a on śpiewał numer Elvisa 'Teddy Bear'. 
Byliśmy beznadziejni. Zespół był denny i można było się tego wstydzić jak gramy. Nie mieliśmy wzmacniaczy, dosłownie niczego. Drobne pieniądze jakie dostawaliśmy szły na hotele. Najczęściej jednak spaliśmy w furgonetce. Kłóciliśmy się o miejsca. W aucie nie było siedzeń i zawsze ktoś musiał siedzieć na tylnym kole. Z reguły Stu.
JOHN: Byliśmy straszni. Mówiliśmy Stu, że nie może z nami jeść lub siedzieć. Mówiliśmy mu, żeby sobie poszedł i on szedł. Tak nauczył się bycia z nami. Było to głupie ale tak właśnie było.

PAUL : Na trasie szło nam OK. Graliśmy w salach kościelnych w całej Szkocji, w takich miejscach jak Fraserburgh. Było wspaniale - czuliśmy się jak zawodowcy. Bez przerwy dzwoniliśmy do biura Larry Parnesa (na zdjęciu niżej, razem z Billy'm Fury -  RK), narzekając, że jeszcze nie nadeszły pieniądze (czytaj także: tutaj). Wiele lat później powiedziałem o tym w radiu i Larry postraszył mnie procesem.
   ... Byliśmy przeważnie zespołem akompaniującym. Nadal graliśmy jako The Silver Beetles. Myślę, że istnieje parę plakatów z naszą nazwą pisaną przez dwa "e", ale wkrótce zaczęliśmy opuszczać 'silver' bo nie tak chcieliśmy się nazywać. John nie chciał był dłużej Long John Silver, mi także nie chciało się dalej być Paulem Ramone. To był taki egzotyczny wyskok. Akompaniowaliśmy bardzo różnym ludziom. To był bardzo dobry dla nas okres i czuliśmy się profesjonalistami, ucząc się piosenek innych wykonawców. Niekiedy było to trudne bo nie byliśmy jeszcze dobrzy w akordach. Czasami rzucano nam nuty ale my pytaliśmy: "Macie słowa, macie akordy?" Byliśmy też bardzo naiwni. Raz myśleliśmy, że pewna dziewczyna, która była z jednym z artystów była jego żoną. Nazywaliśmy ją Panią Jakąśtam i całe wieki minęły, zanim się zorientowaliśmy, że była tylko jego dziewczyną.
JOHN: Mieliśmy ciągle innych perkusistów, bo ciągle niewielu ludzi miało zestaw perkusyjny. To była droga rzecz.
GEORGE:  Mieliśmy perkusistę nazwiskiem Tommy Moore (zdjęcie wyżej po prawej), który pojechał z nami do Szkocji. Był bardzo zabawnym facetem, który grał z różnymi zespołami. Pojawiał się przez jakiś czas, potem znikał, więc wzięliśmy innego. 
  Mieliśmy prawdziwy zalew perkusistów. Po trzech takich muzykach, został nam jak się okazało prawie cały zestaw perkusyjny. Wtedy Paul zdecydował, że to on będzie perkusistą. Był w tym całkiem dobry. Przynajmniej tak nam się wydawało ale wtedy to wszyscy naprawdę to byliśmy denni. Bardzo pamiętam ten jedyny koncert w takim składzie. Było to przy Upper Parliament Street gdzie facet  nazwiskiem Lord Woodbine miał nocny klub ze striptizem. Było popołudnie i w klubie znajdowało się kilku dziwnych kolesiów w płaszczach oraz tamtejsza tancerka. Sprowadzono nas jako zespół akompaniujący jej podczas rozbierania się. Paul grał na perkusji, ja i John na gitarach a Stuart na basie. Dziewczyna podeszła do nas, dała nam nuty i powiedziała, że to jest muzyka do jej występu. My na to: "Co to jest? Nie potrafimy tego przeczytać". Powiedziała,że to nazywa się 'Gypsy Fire Dance'. My na to: "A jak to idzie? W jakim tempie ?" Postanowiliśmy wtedy zamiast tego zagrać 'Ramrod', bo to znaliśmy a potem 'Moonglow'.
 
 The Beatles - 'Ramrod'
 




PAUL: Jednym z najgorszych miejsc była sala The Grosvenor Ballroom w Wallasey. Było tam stu kolesi z Wallasey patrzących spode łba na stu kolesi z Seacombe i nagle zaczynało się piekło. Pamiętam, że jednego wieczoru zaczęła się zadyma, zanim się zorientowałem o co chodzi. Pobiegłem na scenę by uratować  moją dumę i radość tamtych dni - wzmacniacz Elpico, Wszędzie była młócka. Chwycił mnie jeden Ted i powiedział: "Nie ruszaj się, albo jesteś martwy!' Byłem przerażony jak nigdy, ale musiałem się dostać do wzmacniacza.

JOHN:  Graliśmy przez jakiś czas w okolicach Liverpoolu, bez żadnych postępów, tak tylko by załapać jakąś pracę. Inne zespoły mówiły nam: "Wszystko będzie all right, któregoś dnia załapiecie się na fajną robotę". No i pojechaliśmy do Hamburga.
 GEORGE: Słyszeliśmy o muzykach grających w Stuttgarcie, gdzie były amerykańskie bazy wojskowe. Wiedzieliśmy, że takie rzeczy jak granie w Niemczech się przytrafiają, więc myśl o tym była bardzo podniecająca. 
Nasz wyjazd tam miał taką historię. Inny zespół z Liverpoolu, Derry and the Seniors (zdjęcie niżej po prawej), rzucił pracę dla grania załatwionego przez Larry Parnesa. Bardzo się zezłościli, że nie ma czegoś takiego i pojechali do Londynu by pobić Parnesa. Allan Williams powiedział im, że jeśli jadą do Londynu to powinni wziąć ze sobą instrumenty. Zawiózł ich tam i załatwił im granie w klubie "21", klubie w którym odkryto Tommy'ego Steele'a. Nie pobili Larry'ego ale za to spodobali się w klubie.
Zobaczył ich tam niemiecki promotor Bruno Koschmider i wynajął do grania w swoim klubie Kaiserkeller w Hamburgu. Grali tam parę miesięcy i musiał ich naprawdę polubić, bo potem skontaktował się z Allanem Williamsem i zaproponował: "Potrzebujemy innego zespołu z Liverpoolu do klubu Indra".
 Allan Williams (na fotce po lewej - w klubie Jacaranda, ok. 1960 -RK) zaproponował nam to granie, mówiąc: "Tylko, że ten facet chce zespół 5-cio osobowy" (Derry and the Seniors na fotce obok to skład 5-ciu osób - RK). Potrzebowaliśmy więc piątego faceta bo było nas czterech, my trzej i Stu. Byliśmy tym podekscytowani, ale myśleliśmy: "Paul nie jest prawdziwym perkusistą. Skąd go wziąć?" Wtedy przypomniałem sobie gościa, którego kiedyś spotkałem i wiedziałem, że ma zestaw perkusyjny, który dostał na gwiazdkę.  Nazywał się Pete Best, w jego piwnicy był klub Casbah"
The Silver Beatlesw Wyvern Social Club - w czasie konkursu na zespół dla Billy Fury, 10 maja  1960. W tyle za bębnami  wypożyczony na występ Johnny Hutchinson z zespołu Cass and the Cassanovas.

PAUL:  Mona, matka Pete'a Besta, bardzo miła kobieta, pół Hinduska, prowadziła klub Casbah w dzielnicy West Derby. Zaczęliśmy tam zaglądać i skończyło się na tym, że pomalowaliśmy ten klub. Świetnie było być zaangażowanym w powstawanie nowego baru kawowego, bo wtedy były to bardzo ważne miejsca... Po przemalowaniu był to nasz klub. Grali w nim The Beatles. Pete miał zestaw perkusyjny i czasem z nami grywał. Był bardzo przystojny i ze wszystkich facetów w zespole dziewczyny szalały najbardziej za nim... 
Nadal chodziłem do szkoły, gdy przyszła oferta grania w Hamburgu. Trzymałem się jakoś próbując zdawać egzaminy. Nie chciałem wyjeżdzać, bo nie chciałem już wtedy ustawiać sobie życia. Myślałem, że będę nauczycielem, bo była to jedyna dobrze płatna praca, do jakiej się  nadawałem. Byłem jednak przerażony możliwością totalnego ustatkowania się...
  Jednak przede wszystkim mój tata miał postanowić czy mnie puści. Prosiłem go o to. Wiedziałem, że może się nie zgodzić, bo choć tata nie był surowy, to jednak był dość rozsądnym gościem. To przecież było pozwolenie na to, by jego dzieciak udał się do słynnego światka zepsucia, dzielnicy Reeperbahn. Ta dzielnica miała kiepską reputację. Byli tam gangsterzy, mordowano marynarzy. Pamiętam, że tata dał mi masę rad i musiał podpisać zgodę. To była WIELKA RZECZ.
.

 *Muzyczny blog  Historia The Beatles  Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz