WYWIAD: GEORGE, marzec, kwiecień 1975



Dzisiaj wspomniany wcześniej trzeci wywiad ("kwarantannowy") z serii 1974-1975, wcześniej Paula, następnie Johna oraz George'a. W dzisiejszym artykule fragmenty dwóch wywiadów z Harrisonem, w którym wspomina on swoją pierwszą żonę, co akurat dobrze korespondować będzie z następnym postem, właśnie poświęconym najpiękniejszej z "kobiet Beatlesów".
Pierwszy wywiad George'a -  w kwietniu 1975 roku dla stacji WNEW, przepisany (transkrypcja nagrania) i opublikowany w gazecie "The Write Thing" (styczeń/luty 1976). Nie ma tam bezpośrednich pytań, tylko tematyczne kwestie, do których jak do pytań, odnosił się ex-Beatles.



Jedną z pierwszych ambicji George'a było pewnie opuszczenie Liverpoolu ?
GEORGE: To było naprawdę przygnębiające.... wydawało się, że brakuje celu do tego co masz ze sobą zrobić. Wyglądało to tak, że musiałeś dać z siebie w szkole wszystko co najlepsze, po to  nawet by dostać najgorszą pracę.
Liverpool był w owym czasie trudnym, twardym miastem a Teddy Boys zazwyczaj bili się między sobą dla rozrywki. 
GEORGE: W tym czasie miałem około 15 lat i wyglądałem dość mizernie - ale za to w owym czasie był ze mnie niezły biegacz. Za każdym razem gdy widziałem ich bandę znikałem z pola widzenia
George przypomina, że na początku idolem Johna Lennona był Marlon Brando, a jego ulubionym filme "The Wild Ones"[często przypomina się, że geneza nazwy The Beatles - np. w Anthology - pochodzi od zwrot u"Beetles", które pada z ust Brando właśnie w tym filmie, co mogło skłonić Lennona do nadania swemu zespołowi takiej nazwy, żuki, z pisownią ze słowa "beat" - rytm].
GEORGE: To był żart dla amerykańskich nastolatków, fanów kina. John często mawiał z amerykańskim akcentem: "Where are we going boys?", a amy odpowiadaliśmy, "To the top Johnny".
S: George walczy ze swoim obrazem ex-Beatles, który chciałby zostawić za sobą, ale wygląda na to, że jeszcze mu się to nie udało.
GEORGE: Ponieważ ludzie o tym myślą, także i jak dużo o tym myślę. No bo tak, przyjeżdżam kilka tygodni temu do Los Angeles a jeden z moich przyjaciół mówi mi: "Hej, zdobyłem kopię koncertu The Beatles w Japonii w Budokan". Więc odpowiadam, "Dobrze, posłuchajmy tego, dobrze będzie powspominać". To tak jak z jazdą wzdłuż Sunset Boulevard. Jest większa szansa, że usłyszę wtedy starą piosenkę The Beatles niż coś nowego.
George wciąż jest zaskoczony popularnością Beatlesów.
GEORGE: Tak, to wciąż zdumiewające, wydaje się, że to wcale nie osiąga maksimum... zwykle tak jest, dochodzi się do szczytu i powoli w dół.
George o psuciu się wewnątrz zespołu po śmierci Briana Epsteina oraz o napięciach wewnątrz już podczas tworzenia The White Album (Białego Albumu). 
GEORGE: W tamtym okresie wszystko zaczynało być szalone. To oczywiście wynikało z ruchu planet, pod koniec albumu zacząłem odczuwać ulgę i potrzebę wyrwania się ze studia, zwykle czułem taką ulgę po zakończeniu prac nad albumem. 
Napięciu osiągnęło punkt kulminacyjny w czasie pracy nad "Let It Be".
GEORGE: Taaa, był taki plan,  zrobimy show dla TV a album będzie soundtrackiem tego show. Ostatecznie album okazał się sesją próbną a film dokumentacją naszych prób w studiu. 
O napięciu, większym niż u innych.
GEORGE: No wiesz, kiedy zdajesz sobie sprawę, że nie można ci urosnąć, czujesz się jak pod ścianą. To był bardzo trudny czas dla mnie. 
George o poczuciu odsunięcia na bok z chwilą gdy pojawiły się Yoko Ono i Linda Eastman. 
GEORGE: We wczesnych czasach The Beatles nasze dziewczyny czy żony pojawiały się w studiu, ale to było sporadyczne, okazjonalne sytuacje. Zawsze była nasza czwórka. Ale wtedy pojawiły się Linda i Yoko. Nie chcę powiedzieć, że były specjalnie na złość, ale to jakaś kolejna cegiełka, która przeważyła.  Wiesz, gdyby to nie byli The Beatles, zginąłbym w takim zespole z Yoko. Wiesz, nie miałem zamiaru być w zespole Plastic Ono Band. Było mi bardzo trudno komunikować się z Johnem i Paulem, w taki sposób jaki byłby dla ciebie, tutaj podczas  naszej rozmowy, gdyby ktoś siedzący mi na ramieniu co chwila wnosił swoją opinię.
S: George o swoich piosenkach. Ma na myśli swoje zgorzknienie, kiedy tuziny jego piosenek bywały odrzucane przez Johna i Paula.
GEORGE: Nie mieliśmy wystarczającej przestrzeni. W tym okresie na album wchodziło dwanaście nagrań a każdy z nas sam miał więcej niż dwanaście przeznaczonych na album. 
S: The Beatles, 1966 , Indie i  Maharishi.
GEORGE: Ja pierwszy poszedłem na wykład Maharishiego i namówiłem do tego pozostałych... Wszyscy pojechaliśmy do Indii. Wydaje mi się, że jest taka scena w "Let It Be", w której Paul mówi o tym co się wydarzyło w Rishikesh, zapomniałem dokładnie co, ale to sprawiło, że pomyślałem sobie, że on zupełnie nie wiedział po co tam był. John skorzystał na pobycie tam zdecydowanie więcej. Wiesz, był tam najjaśniejszy, nigdy go takiego nie widziałem. Jego oczy płonęły, wyglądał bardzo dobrze, odstawił na bok narkotyki. To tak jak w piosence na "Rubber Soul" czy czymś innym, "turn off your mind, relax and foot downstream..."  [Tomorrow  Never Knows], no wiesz, kiedy otwierasz swój umysł, zaczynasz się relaksować, a następnie próbujesz coś złapać ze strachu co może być dalej w dole strumienia, burzysz wszystko i myślę, że tak właśnie było z Paulem.
S: George, kiedy Twoim zdaniem wystąpił pierwszy punkt zwrotny w karierze The Beatles?
GEORGE: To było wtedy, kiedy pierwszy raz zaczęliśmy brać kwas (acid). Wtedy rzeczy zaczynały się zmieniać [śmieje się]. Pierwszy raz zdarzył się podczas naszej, mojej i Johna, wizyty u jednego dentysty, który dodał tego do naszych kaw i wtedy odlecieliśmy. To był nasz pierwszy odlot. To było takie duchowe przeżycie. Mam na myśli to, że wtedy w ciągu 12 godzin doświadczyłem więcej niż w ciągu dwudziestu lat. To był pierwszy raz kiedy zobaczyłem znak. Chodzi o to, że zwykłem mówić,"daj mi znak, czekam na znak.." A wtedy rozejrzałem się i spostrzegłem, że wszystko wokół było znakiem.  To było pierwszy raz, kiedy tak naprawdę zauważyłem niebo, trawę... takie rzeczy. I te rzeczy, coś takiego jak drzewa  miały większe znaczenie niż te wszystkie rzeczy, które widziałem w ciągu swojego życia. Po tym wszystkim próbowaliśmy opowiedzieć o tym naszym przyjaciołom, Paulowi i Ringo. I wiesz, Paul potrzebował na to aby tego spróbować aż dwóch lat. Przypuszczam, że właśnie wtedy zaczęło powstawać wiele luk. To naprawdę zmieniło moje życie na lepsze. Sprawiło to, że stałem się bardziej pokorny, mniej uparty. 



Poniżej fragment drugiego wywiadu z George'm, przeprowadzony miesiąc wcześniej, w marcu 1975 w Londynie. Beatles rozmawiał ze szwedzką dziennikarką Ann Wachmeister a wywiad ukazał się w majowym numerze szwedzkiego magazynu "Henne". W wywiadzie George opowiedział o:
Wytwórni Dark Horse z siedzibą w Chelsea w Londynie. 
GEORGE: Wszystko zaczęło się gdzieś koło początku 1966 roku kiedy usłyszałem jego muzykę, a potem w czerwcu 1966po raz pierwszy spotkałem Raviego Shankara. Zaczął mnie nauczać podstawowych reguł w hinduskiej muzyce i gry na sitarze. Od tamtej pory kiedy to usłyszałem tą muzykę, dlatego też wziąłem Raviego i hinduskich muzyków na moją trasę. Ale okazało się, że większość publiczności nie lubi takiej muzyki i była ona dla nich szokiem, spodziewali się czegoś w rodzaju show a la The Beatles. A ja chciałem po prostu dać im coś nowego, pomimo faktu, że wykonywałem kilka numerów The Beatles. 
O tworzeniu przez niego muzyki.
GEORGE:  Zazwyczaj piszę najpierw melodię i szukam do niej słów, ale czasami robię obie rzeczy jednocześnie. Słowa pojawiają się gdy muszę dłużej myśleć nad muzyką. Czasami potrafię napisać całą piosenkę z jednym pomysłem na wersy i refren, po czym zostawiam ją, wracam i kończę pozostałe wersy.
 
A co powiesz o "Bye, Bye Love" na albumie "Dark Horse". Dlaczego włączyłeś ją do niego?
GEORGE:   Któregoś wieczoru siedziałem w domu z Tomem Scottem i graliśmy na gitarach. On grał na basie. Siedzieliśmy sobie przy kominku i graliśmy piosenki. Zacząłem śpiewać "Bye,Bye Love" ale zmieniłem melodię w bardziej coś bluesowego. Z jakiegoś powodu utknęła mi w pamięci i uznałem, że będzie zabawnie nagrać ją. I nagrałem ją sam, wszystko, no wiesz, mam przecież studio w domu, więc nie potrzebuję żadnych dźwiękowców, niczego. Wszystko robiłem sam. Najpierw nastawiłem maszynę rytmiczną by trzymała czas, potem zagrałem na gitarze, później dodałem perkusję, syntezator, bas i resztę. To było dobre ćwiczenie dla mnie, nagrywanie bez niczyjej pomocy. A potem bardziej się zaangażowałem w piosenkę i zacząłem zmieniać słowa na to co się stało z moją żoną. Io to chodziło. 
Czy Patti to nie przeszkadzało?
GEORGE: Nie, polubiła to. Wysłałem Ericowi i
Patti kopię piosenki, spodobała im się. Kiedy rozstajesz się z żoną, prasa automatycznie chce by się nienawidzić, żeby mieli o czym pisać.  Prasa zawsze chce dopaść ciebie na czymś, więc brałem pod uwagę naukę z przeszłości, że jeśli masz coś do ukrycia, to zawsze ktoś będzie chciał się o tym dowiedzieć. Tutaj nie było nic do ukrycia. Nie ma prywatnego życia od ponad dziesięciu lat, przywykłem do tego. Rzecz w tym, że media nie mogą zrozumieć, że mogę być szczęśliwy, ponieważ jest z Erykiem, który jest jednym z moich najlepszych przyjaciół. Bo dlaczego nie? Wiesz, jesteśmy nadal świetnymi przyjaciółmi i kocham Eryka. 
Czy tęsknisz za dawnymi czasami w zespole, byciem członkiem The Beatles?
GEORGE:  Myślę, że wszystkim Beatlesom brak grania w zespole, choć niekoniecznie w The Beatles. Wiesz, czasy się zmieniły, dla czterech osób w zespole to był trudny okres. Graliśmy koncerty dla 20 000 , 60 000 ludzi. W tamtych czasach nagłośnienie koncertów nie było tak dobre jak dzisiaj. Mieliśmy małe wzmacniacze i podczas gdy 25000 ludzi wrzeszczało, my nic siebie nie słyszeliśmy. Teraz widownia bardziej słucha. Ale wracając, wiesz, nie jest łatwo być w zespole z czterema członkami. Pamiętam ostatnią trasę The Beatles, było już trochę trudno śpiewać rzeczy jak "Paperback Writer", które nagrywaliśmy na 8-mio ścieżkowym magnetofonie. I oczywiście nie mogliśmy grać w skaldzie czteroosobowym takie numerów jak "A Day In The Life" czy "Strawberry Fields", gdyż w studiu masz większe możliwości robić to z większą ilością ludzi.  A uwielbiałem  pracować z takim zespołem w czasie swojej trasy po USA, to było dobre doświadczenie. Muzycy z trąbkami, to miłe uczucie mieć ich a scenie za sobą.
Jakiego rodzaju muzyki słuchasz prywatnie?
GEORGE: Powiem  ci, lubię klasyczną muzykę hinduską, stare, oryginalne bluesy z lat 20-tych. Spośród bardziej aktualnej muzyki lubię Smokey'a Robinsona, rzeczy z Tamla-Motown, Boba Dylana i The Band.  ale przed wszystkim klasyczną muzykę z Indii. Podziwiam bardzo, jak już pewnie wiesz, Raviego Shankara. Spędził około 15-20 lat koncertując po świecie popularyzując swoją muzykę, ale nie ma zbyt wielu zwolenników tego rodzaju muzyki. 
Czy The Beatles zejdą się jeszcze?
GEORGE: Nie widzę tego, byśmy mogli znowu być razem. Wszyscy cieszymy się zbyt mocno własnymi, solowymi karierami. Co oczywiście nie oznacza, że nie lubimy siebie, ponieważ tak naprawdę wszyscy jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi. W pierwszym roku gdy się rozstaliśmy, było trochę miedzy nami żalu i goryczy, ale te sprawy są już daleko za nami. Spotykam się z nim dosyć często. Któregoś dnia widziałem się z Paulem i Ringo, jestem w stałym kontakcie z Johnem za każdym razem kiedy jestem w Stanach.  Nie zapominasz ludzi, z którymi byłeś bardzo blisko przez dziesięć lat. I, jak wiesz, wciąż gramy od czasu do czasu razem na płytach innych. Plany? praca nad filmem z ostatniej trasy koncertowej po Stanach, który być może ukaże się latem 1975. Oczywiście nowa trasa po Południowej Ameryce, Japonii i Europie. Prawdopodobnie wczesnym '76. Na koniec nowy album, który być może ukaże się jeszcze na Boże Narodzenie w tym roku. 
 
Paul i George, marzec, 24,  1975






        Historia The Beatles
HISTORY of  THE BEATLES







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz