Odrzucany film The Beatles "Let It Be" po 50 latach powraca w nowej jakości.



Na początku zaznaczę, że znam doskonale film, ale ten oryginalny, najnowszej wersji, zremasterowanej cyfrowo jeszcze nie, choć już jest ona w moim posiadaniu.
W połowie tego roku (8 maja) na platformie Disney+ ukazał się film "Let It Be", ten oryginalny z 1970 roku, w reżyserii Michaela Lindsya-Hogga. Ważna pozycja, bez względu na to, że przecież niedawno mieliśmy okazję oglądać te same wydarzenia ze studia, kiedy na początku 1969 roku czterej Beatlesi pracowali nad nowym materiałem muzycznym, Petera Jacksona, "Get Back" (przeczytaj o tych sesjach muzycznych tutaj). Czy warto oglądać ten, skoro zdaniem wielu film Jacksona pokazał "wszystko" i to w takich "barwach", którego oczekiwali (i spodziewali się) wszyscy, czyli, że w okresie kręcenia tego filmu między Beatlesami panowała zgoda i miłość, a nie podstępujący rozpad, bo tak odebrany był w 1970 film Lindsay-Hogga ? (po premierze kinowej film Lindsay-Hogga na ponad pół wieku dość szybko zniknął z obiegu. Fani zapamiętali go jako intrygujący dokument historyczny, ukazujący późne etapy twórczości tej epokowej siły muzycznej, ale także jako swoistą relację z rozwodu, pełną wyrazistych momentów wewnętrznych konfliktów, gdy zespół zmierzał ku burzliwemu rozpadowi). 
 
 

RINGO: 
Nigdy nie byłem specjalnie podekscytowany oryginalnym dokumentem, ale ten jest świetny, ponieważ jest tylko o chłopakach i graniu, muzyce i pogawędkach o piosenkach. Jest naprawdę dobry i trwa tylko dwie godziny.
 

Zacznę oczywiście od tego, że film "Let It Be" jest czwartym i ostatnim filmem zespołu, po "A Hard Day's Night", "Help!" i "Magical Mystery Tour", który powstał w czasie, kiedy Beatles wciąż funkcjonowali jako zespół i choć może pewne większe lub mniejsze znamiona kryzysu wewnątrz zespołu istniały, to jeszcze nic nie było pewne. Każdy z Beatlesów zbliżał się do 30-ki, miał swoje prywatne życie, zespół nie koncertował. Rockowy, choć tyle utworów zespołu wymykało się spod tej definicji. Nie mogło więc między czwórką muzyków być już tak samo jak wcześniej.
 
 



Omawiany dzisiaj film, Disney reklamował jako niedostępny przez 50 lat, co oczywiście moja się z prawdą. I nie chodzi o wersje pirackie (bo taką sam mam w domu i na kasecie VHD jako i w wersji DVD, choć w tym wypadku piracka oznacza, że nie wydana przez oryginalnego wydawcę, bo jej zawartość jest zgodna z oryginałem), ale o fakt, że film z 1970 wydawany był na kasetach video, laser-dyskach, DVD, grany w kinach po 1970 roku, pokazywany także w narodowych telewizjach po 1970. Nieważne jednak, film na platformie to kolejne ważne wydarzenie dla mnie i wszystkich fanów zespołu na świecie,  tym bardziej, że film z 1970 i 2022 dużo się różnią i to nie tylko, co oczywiste, jakością obrazu, o czym dowiecie się z niżej przedstawionego wywiadu z reżyserem oryginału. Niemniej warto teraz podkreślić pewne różnice (np w filmie zobaczymy Johna mylącego słowa piosenki  "Don't Let me Down", co Peter Jackson nie umieścił w swoim).
 


W porównaniu z dokumentem Petera Jacksona "Get Back", który w istocie jest dokumentem o kręceniu filmu „Let It Be”, oryginalny film jest znacznie bardziej skupiony na muzyce, zawierając o wiele mniej dialogów i kontekstu. W „Let It Be” nie wspomniano o odejściu i powrocie George’a Harrisona, nie wyjaśniono przenosin z Twickenham do Apple Studios, Billy Preston nie został wprowadzony do zespołu, poza tym Ringo, a szczególnie George, mają znacznie mniej czasu ekranowego. Wszystkie te aspekty zostały poruszone w serialu „Get Back”. Obrazy w odrestaurowanej wersji „Let It Be” były znacznie mniej przetworzone, co nadawało im bardziej naturalny wygląd, w przeciwieństwie do niemal plastikowych twarzy i włosów widocznych w „Get Back”. O tym więcej w wywiadzie 83-letniego dzisiaj reżysera filmu dla "New Yor Times" (Alex Williams), jeszcze przed rozpoczęciem streamingu filmu na platformie Disney'a. 
 

 

Ale przed tym kilka wspomnień reżysera z tego okresu:
Kiedy skończyłem filmowanie pod koniec stycznia 1969 roku, Beatlesi jeszcze się nie rozpadli. Teraz dostrzegam, że moja wersja to bardzo dokładny, przyjemny przykład kina vérité, ukazujący, jak wyglądała praca z Beatlesami przez miesiąc w 1969 roku.

Filmowanie 12 godzin, jak Beatlesi próbują 'Get Back', nie jest zbyt ekscytujące. Wszyscy jedliśmy lunch w sali konferencyjnej Apple, kiedy powiedziałem, że potrzebujemy jakiegoś zakończenia, czegoś, dokąd można by pójść. Yoko wtrąciła: 'Czy zakończenia są ważne?' A ja pomyślałem: 'Ojej... oto moja pierwsza pułapka.' Myślałem, że potrzebujemy czegoś, co by to zamknęło.

Powiedziałem, 'Zróbmy to na dachu'... Ringo uważał, że jest za zimno; martwił się, że gitarzyści nie będą czuli palców. George powiedział: 'Po co to? Dlaczego mielibyśmy grać te piosenki znowu?' Stał się wtedy naprawdę uciążliwy. Zwykle jest wspaniałym, przystępnym facetem, ale zmagał się ze swoimi własnymi frustracjami, próbując przekonać innych do nagrania swoich piosenek. Paul był tym, który najbardziej naciskał, żeby grać. Wiedział, że w tym momencie musimy zrobić coś wyjątkowego. Wiedział, że jedyną rzeczą, która mogła utrzymać Beatlesów razem, było granie dla publiczności, podtrzymywanie tej relacji. Więc w tym momencie było dwóch przeciwko jednemu, aż z ciszy zabrzmiał głos Johna Lennona: 'Pierdolmy to… zróbmy to.' I to był decydujący głos. Wyszli na dach i przeszli do historii, a to był ostatni raz, kiedy grali razem w ten sposób.”

Byłem bardzo ciekawy, jak Peter złożył "Get Back'". To tak, jakby moja wersja była opowiadaniem, a jego pełnowymiarową powieścią. Każda z nich ma inne cechy, ale czuję, że obie mogą istnieć obok siebie. Peter był bardzo wspierający w tej kwestii i zaoferował nam ten sam sprzęt, który wprowadził, tworząc swój film. Oryginalny operator kamery, Tony Richmond, i ja pracowaliśmy nad kopią, która jest teraz znacznie jaśniejsza i nie ma problemów z przycinaniem obrazu do formatu telewizyjnego.

Ludzie wciąż żyją zamieszanymi wspomnieniami tego, co działo się wtedy. "Let It Be" to nie jest film o rozpadzie. Skończyliśmy go na długo przed tym, jak wszystko się posypało. To radosny film, kiedy byli szczęśliwi, występując na dachu. To zajebiste.

20 maja 1970 - premiera filmu "Let It Be" - jednocześnie w Londynie i Liverpoolu, bez udziału jakiegokolwiek z Beatlesów. W londyńskim Pavillon pojawili się między innymi:  Cynthia Lennon i Jane Asher, Richard Lester, Mary Hopkin, kilku członków The Rolling Stones i Fleetwood Mac. Zaskakuje oczywiście obecność Jane, dwa lata po zerwaniu z Paulem. Premiera w Liverpoolu -  o tej samej godzinie co w Londynie, 20:45 odbywa się w Gaumont (Camden Street, London Road). Film zostanie ostatecznie wyświetlony w 100 największych miastach na świecie. Oczywiście nie w naszej stolicy.



 Przez dziesięciolecia pracowałeś nad wskrzeszeniem „Let It Be”. Co się w końcu zmieniło?

Peter Jackson był katalizatorem. Spotkaliśmy się w grudniu 2018 roku, zanim jeszcze naprawdę rozpoczął pracę nad "Get Back", wtedyi zapytał mnie, żebym opowiedział mu historię "Let It Be" - co się z nim działo od czasu jego powstania. Powiedział: „Widziałem ten film niedawno i uważam, że powinien on wyjść na nowo.” Przez rok lub dwa Peter mówił mi, że zbudował bardzo dobre relacje z Paulem McCartneyem, Ringo Starrem, Seanem Lennonem, Olivią Harrison (wdową po George’u) oraz Jonathanem Clyde’em, który produkował Get Back dla Apple. Z ich wsparciem Peter zaczął zabiegać o to, aby Let It Be zostało wydane. On i Clyde uzyskali budżet na prace nad restauracją filmu, a projekt powoli ruszył do przodu w Apple.

Czy "Let It Be" to po prostu krótsza wersja "Get Back"?

Absolutnie nie. Peterowi bardzo zależało na tym, aby "Get Back" nie sprawiał wrażenia, jakby został po prostu wyjęty z "Let It Be". Jeśli chciał pokazać scenę, która pojawiła się w moim filmie, robił to z innego kąta lub rekonstruował ją w nowy sposób. Są sceny w "Let It Be", których nie ma w "Get Back". Chociaż oba filmy mają wiele podobieństw, są to bardzo różne produkcje.


Wielu ludzi pamięta Let It Be jako film pełen złych wibracji, prawdopodobnie częściowo przez tę słynną scenę, w której George i Paul kłócą się o partię gitary George'a w utworze "Two of Us". Czy ta wymiana zdań była kolejnym sygnałem początku końca?

Nikt wcześniej nie widział Beatlesów kłócących się, ale to wcale nie była prawdziwa kłótnia. Do tego momentu nikt nie nagrywał, oprócz kilku fragmentów, prób Beatlesów. To było nowe terytorium. Ta wymiana zdań między Paulem a Georgem, nigdy nie komentowali jej, ponieważ była to ta sama rozmowa, jaką prowadziłby każdy artystyczny współpracownik. Jako reżyser w teatrze i w filmie wiem, że tego typu rozmowy odbywają się pięć razy w tygodniu.


Kiedy "Get Back" pojawiło się na ekranach, wielu fanów uznało to za radosną korektę "Let It Be". Zgadzasz się tym?

Powiedziałbym, że większość osób, które uważały film Petera za korektę mojego, nie widziała mojego filmu, ponieważ przez 50 lat nikt nie miał do niego dostępu. Więc chyba że były dziećmi, kiedy oglądali go w kinach, to jedyny sposób, w jaki mogli go zobaczyć, to VHS lub bootlegi, które zmieniały oryginalny format obrazu, miały ciemne i ponure zdjęcia oraz zły dźwięk. To część powodu, dla którego film przez długi czas trzymano w „szafie”.

Jak bardzo cyfrowa restauracja zmienia wygląd i dźwięk "Let It Be"?

Kiedy Peter po raz pierwszy pokazał mi niektóre przywrócone obrazy z filmu, jedna scena przedstawiała Beatlesów z tyłu, a ich włosy w oryginale wyglądały na bardzo zbite. Potem powiedział: „Teraz pozwól, że pokażę ci, nad czym pracowaliśmy.” To była ta sama scena, ale teraz widać było pojedyncze pasma włosów. Nowa wersja to XXI-wieczna wersja XX-wiecznego filmu. Jest zdecydowanie jaśniejsza i bardziej żywa niż to, co trafiło na taśmę wideo. Teraz wygląda tak, jak miała wyglądać w 1969 lub 1970 roku, chociaż na moją prośbę Peter nadał jej bardziej filmowy wygląd niż "Get Back", które miało nieco bardziej nowoczesny i cyfrowy wygląd.

Czterech Beatlesów nie pojawiło się na premierze "Let It Be" w 1970 roku. Czy to był ich protest?

Jak już wiemy, Beatlesi byli w trakcie rozpadu, kiedy film przygotowywano do wydania. Prawdopodobnie czuli się wobec siebie wrogo i nie dogadywali się. Ogłosili swój rozpad w kwietniu 1970 roku, a "Let It Be" ukazał się w maju i stał się niejako ofiarą uboczną. Ludzie nie widzieli go takim, jakim był, tylko szukali w nim tego, czym nie było.

Ale przecież w 2021 roku nawet Ringo powiedział, że w filmie nie ma „radości”. Czy członkowie zespołu rzeczywiście wydawali się wtedy niezadowoleni z filmu?

Po tym, jak obejrzeliśmy wstępny montaż w lipcu, dzień przed tym, jak Neil Armstrong wylądował na Księżycu, John i Yoko, Paul i Linda McCartney, Peter Brown z Apple, moja dziewczyna i ja poszliśmy na kolację do Provans w Londynie. Film, moim zdaniem, był traktowany jako obiecująca praca w toku. Nie było żadnych złośliwych uwag. Siedzieliśmy i spędzaliśmy czas jak przyjaciele. Rozmawialiśmy o dzieciństwie, wypiliśmy kilka butelek wina. Kiedy pokazaliśmy im ostateczny montaż pod koniec listopada, ponownie poszliśmy na kolację, tym razem do miejsca z dyskoteką. Wypiliśmy nocnego drinka, porozmawialiśmy, a Paul powiedział, że uważa film za dobry. Ringo tańczył na parkiecie. Jest świetnym tancerzem.

Po 54 latach, myślisz, że fani będą mieli inne postrzeganie filmu?

Jeśli obejrzysz to bez żadnych uprzedzeń, film działa bardzo dobrze i widać, że patrzysz na czterech mężczyzn, którzy znają się od czasów młodzieńczych - no, trzech z nich przynajmniej - którzy kochają się nawzajem jak bracia. Ale nie byli już Fab Four, tymi „facetami z fryzurkami”. Kilku z nich zbliżało się do 30-tki. Przestali koncertować, co było ogromną zmianą dla rock'n'rollowego zespołu. W tym filmie widać, że uczucie między nimi czterema jest wieczne. Ale żyli już bardzo oddzielnymi życiami.

Podczas kręcenia filmu, miałeś wrażenie, że byli na skraju rozpadu?

Nie, wcale nie. Zaczęliśmy kręcić film z czwórką The Beatles. Zakończyliśmy go z czwórką The Beatles. To nie było jak pęknięcie uskoku San Andreas. Myślałem, że mogą pójść w swoją stronę, podążać za swoimi sercami, wydać osobne albumy, ale potem się spotkać, bo The Beatles byli bardzo potężną siłą artystyczną, a także społeczną. Nie myślałem, że Beatlesi się rozpadną, dopóki się nie rozpadli.

Nawet krytycy "Let It Be" mieliby trudność, by twierdzić, że ich ostatni występ na dachu Apple Corps nie był radosnym momentem.

Jakie szczęście, że ostatnia linia w filmie należy do Johna, tam, na dachu. Set został przerwany przez policję - co jest dobre, bo tylko tyle piosenek mieli przygotowanych - a wtedy John mówi: „I mam nadzieję, że przeszliśmy przez przesłuchanie”. Bo jeśli ktokolwiek przeszedł przez przesłuchanie w tej całej dekadzie, to byli to Beatlesi.

 

 


Historia The Beatles
History of  THE BEATLES

 



 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz