Po napisaniu już tego postu obejrzałem film "Beatles '64" reżyserii Davida Tedeschi
, produkcji wielkiego fana Fab Four, Martina Scorsese oraz oczywiście Paula, Ringo, Olivii Harrison i Seana Ono Lennona. Film pokazuje dokładnie to o czym piszę niżej, przybycie zespołu do U*SA, Beatlemanię, koncerty, czas prywatny, kładąc jednak nacisk na wspomnienia ludzi, którzy przeżywali wtedy to wydarzenie. Film powstał pod koniec 2024 roku, celebrując 60-tą rocznicę przybycia zespołu do USA. Piękna jest wypowiedź jednego z gości programu, który ze wzruszeniem cofał się do tamtego czasu i powiedział, że "Beatlesi przywieźli ze sobą ... światło". Pięknych wypowiedzi jest w filmie mnóstwo, także współczesnych Paula i Ringo, archiwalnych Johna i George'a. Myślę, że wrócę jeszcze do opisu tego filmu, tutaj dodam tylko, że jedna rzecz zrobiła na mnie duże wrażenie. Wiemy, że John na scenie bywał bardzo nieśmiały, prowadzenie show zawsze zostawiał Paulowi. Okazuje się także, że ten często złośliwy, cyniczny oraz sarkastyczny lider zespołu był także taki gdy ich filmowano. Wycofany, lekko zagubiony, broniący się czasem swoimi głupimi minami i ironicznym uśmieszkiem z całym garniturem zębów na wierzchu.
W czasie podróży zespołu do Waszyngtonu, czy w czasie pobytów w hotelach John wydawał się najbardziej spokojnym, wycofanym, na serio nieśmiałym Beatlesem. Jakże innym od tego w wywiadach z lat solowych. Grozą zabrzmiało w filmie, gdy John komentuje zabójstwo Kennedy'ego i jak bardzo obawia się przemocy. Warto zobaczyć ten film, bo mimo wszystko dużo jest rzeczy, które możecie zobaczyć po raz pierwszy. Żartobliwy fakt pod koniec filmu przytoczył promotor Beatlesów w Ameryce, Sid Bernstein, który wspominał, że gdy angażował zespół do występu w Carnegie Hall i uzgadniał szczegóły z dyrekcją obiektu, to wszyscy z CH byli przekonani, że występ zespołu czterech muzyków to będzie jakiś kwartet smyczkowy a nie hałaśliwy rock and roll, a Carnegie Hall jak przypomniał Paul była wtedy w USA mekką muzyki klasycznej. Poniżej wspomniany post - zgodny z tytułem. Dlaczego taki. Opisuję to niżej, ale krótko wyjaśnię. Zespół mający już wiedzę, że mają numer 1 w Ameryce tak ostatecznie wcale nie był pewien tego co go tam czeka. Nie miał świadomości o ogromnej popularności w skali kraju telewizyjnego show Eda Sullivana, marzył by wystąpić w stolicy kraju, drugi raz u Eda, wybyczyć się na Florydzie i wracać doi kraju, Europy gdzie mu tak dobrze szło. Jest jeszcze jedna fajna scena w filmie "Beatles '64". Paul dostaje pytanie o znaczenie zespołu w kulturze światowej. Uśmiechając się jak to tylko on umie, najmilszy, najbardziej przystępny Beatles, dziwi się pytaniu. "Kultura? No, nie wiem. Mamy dobrą zabawę, to wszystko". Cytuję ten fragment rozmowy z pamięci, na pewno taka była jego wymowa. Jest jeszcze fajna historia z Jackiem Douglasem, ale to już musicie sami sprawdzić co mam na myśli.
*****
Biorąc pod uwagę, że niemal każdy, kto kocha rock and rolla, ma koncert, na który chciałby się cofnąć w czasie, aby go zobaczyć, sensowne jest założenie, że każda rockandrollowa grupa ma swoje wymarzone show. Dla The Beatles musiał to być 11 lutego 1964 roku, kiedy zagrali swój pierwszy koncert w potężnej Ameryce – kraju o stylu chłodniejszym niż chłodny, nowoczesnych pojazdach i całym tym rock and rollu, który naprawdę się liczył (więcej o tym koncercie czytaj tutaj).
Po wylądowaniu w Stanach Zjednoczonych 7 lutego 1964 roku wystąpili 9 lutego w programie The Ed Sullivan Show, ale było to w studiu telewizyjnym – miejscu, które miało stać się częścią filmowych momentów w takich produkcjach jak A Hard Day’s Night. Prawdziwy koncert w arenie pełnej fanów to już coś zupełnie innego. A fakt, że ten koncert miał miejsce w stolicy Ameryki, dodawał mu jeszcze większej wagi – to spełnienie najśmielszych marzeń. Nie było możliwości, by The Beatles nie dali wówczas występu swojego życia. I do tego czasu do dzisiaj minęło bagatela 61 lat. The Beatles wciąż żyją, zdobywają nagrody Grammy (za "Now And Then"). Szkoda, że John tego nie dożył. Ale wracam do wymarzonego koncertu The Beatles. O takim marzyli. Wyjechać do Stanów, mieć tam numer 1, wystąpić na dużej scenie przez amerykańską publicznością, a potem niech się dzieje co chce.
Grupa podróżowała z Manhattanu do Waszyngtonu rano w dniu koncertu, ponieważ zimowa burza uniemożliwiła loty samolotowe. Wzięli udział w konferencji prasowej zorganizowanej przez stację WWDC – tę samą, która mogła teraz z dumą ogłosić, że jako pierwsza w kraju zagrała utwór The Beatles – a następnie zameldowali się w hotelu Omni Shoreham.
|
The Beatles pozują do zdjęcia z personelem hotelu Omni Shoreham |
Phil Hollywood, dyrektor generalny hotelu w latach 1958-1975, doskonale
pamięta emocje i chaos związany z wydarzeniem. Wspomina, że zespół
pozostał w pokoju 625 (obecnie Presidential Suite), a strażnicy
ustawiali się na całym szóstym piętrze. Hollywood zaaranżowało, że The
Beatles wykorzystają windę towarową, aby wejść do hotelu, aby uniknąć
tysięcy krzyczących kobiet rozpaczliwie mając nadzieję, że zobaczą
sensacyjne brytyjskie gwiazdy popu. Hollywood pamięta również, że John
Lennon zamknął listę odtwarzania 12 piosenek w hotelowym papierze -
której kopia nadal pozostaje w lobby hotelowym. Dyrektor hotelu tak wspomina zespół: Ci koledzy byli bardzo mili. Byli tu jakieś cztery dni. Kiedy
wyszli, wyszli autobusem i do tego czasu każdy dzieciak w Waszyngtonie
wiedział, że tu są. Dzieciaki tłoczyły się w każdym wyjeździe, więc
dostałem dwie limuzyny umieszczone z dwoma policjantami motocyklowymi,
aby zrzucić wszystkich. Przeprowadziłem The Beatles przez kuchnię,
pomachali do wszystkich. Potem wyszli przez salę balową ambasadora,
prosto z francuskich drzwi do ich autobusu. Powiedzieli, że to było
najlepsze odejście, jakie kiedykolwiek mieli. Kiedy autobus odjechał, a
ja odrzuciłem limuzyn, dzieci płakały, czułem się tak źle... Pamiętam zabawne wydarzenie. Historia o suszarce do włosów. Poszedłem do apartamentu i
potrzebowali suszarki. To były dni, w których mężczyźni nie używali
suszarek do włosów, po prostu czesał włosy. Zadzwoniłem więc do Gerdy
(Gerda Baum pracowała w dziale żywności i napojów w hotelu) i zapytałem:
„Gerda, masz suszarkę do włosów, prawda? Czy chcesz uczynić go
sławnym?Trudno przecenić, jakie znaczenie miał ten dzień dla tych czterech młodych mężczyzn. Anglia, w ich oczach, była małym, odizolowanym i zamkniętym miejscem. Jej studia nagraniowe nie były przystosowane do rock and rolla. Żaden z rockmanów, których słuchali Beatlesi, nie pochodził z ich mglistej, deszczowej wyspy. Ameryka była miejscem, gdzie narodził się rock and roll – krajem tak wielkim, że był jak osobny świat. Beatlesi romantyzowali Stany Zjednoczone. Ringo Starr marzył, by zostać kowbojem. George Harrison chciał być jak Carl Perkins. Paul McCartney chciał być Little Richardem. John Lennon pragnął być najtwardszym rockandrollowcem na planecie, ale jak najbliżej Elvisa, choć sami Beatlesi uważali osiągnięcie takich wyżyn za nierealne.
W czasach zaraz po Kennedy'm i Camelocie Ameryka była dla Beatlesów swego rodzaju utopijną wersją tego drugiego. Była to kraina fantazji, która jakimś cudem istniała naprawdę, a w której Beatlesi stali się sensacją chwili – i, jak się okazało, sensacją trwałą. I tak nadeszła noc wielkiego wydarzenia – odpowiednie określenie, biorąc pod uwagę, że pierwszy amerykański koncert Beatlesów miał miejsce w Washington Coliseum, arenie bokserskiej, przed 8 tysiącami krzyczących fanów rzucających żelkami (ponieważ Beatlesi wyrazili sympatię do tych słodyczy). Wieczór otworzyli Jay and the Americans (zastępując Chiffons, które nie dotarły z powodu śniegu), Tommy Roe i Righteous Brothers, a o 20:30 przyszła pora na gwiazdy wieczoru – spełnienie marzeń.
Rozpoczęli uroczo od coveru „Roll Over Beethoven” Chucka Berry’ego, z Georgem Harrisonem na wokalu. Dziś wydaje się to zabawne: pierwszy koncert w USA, a zaczyna Harrison? Musimy pamiętać, że Beatlesi nie byli pewni, jak długo będą w stanie przetrwać. Wszystko, co działo się w tamtych dniach, musiało wydawać się surrealistyczne i prawdopodobnie tymczasowe. Jak coś takiego mogło trwać? Chcieli jednak zrobić dobre wrażenie, a Ameryka była krajem człowieka, którego można nazwać panem „Maybellene”, więc czemu nie podać Amerykanom czegoś ich własnego?
Utwór był zgrany, ale tak pełen energii, że aż wydawało się cudem, iż udało im się to utrzymać. Nie była to trema, ale raczej kumulacja adrenaliny uwolnionej na gitarach, basie, perkusji i w wokalach.
Ale wiesz co? „Roll Over Beethoven” wydaje się po fakcie niemal spokojny w porównaniu do „From Me to You,” które nastąpiło po nim. Widać wyraźnie, że zarówno Lennon, jak i McCartney nie mogą się doczekać swojej kolejki, by zaśpiewać – na wspólnym wokalu, jakby ścigali się, kto pierwszy zaintonuje nutę, ostatecznie robiąc to jednocześnie.
Energia nie opada przez cały 12-utworowy set zespołu, a momentami jeszcze wzrasta – jak podczas solówki gitarowej Harrisona w „I Saw Her Standing There,” która brzmi jak czysty punk z elementami Stara w wersji, jakiej nie spotkamy nigdzie indziej. Albo w kulminacji solowego występu wokalnego Lennona w „This Boy” przed powrotem harmonii w trzech głosach. Lennon rozciąga się wokalnie do granic możliwości, a mimo to natychmiast wraca do śpiewania z kolegami, co wydaje się niemal niemożliwe. Beatlesi weszli w swój tryb „wyższej mocy.”
Perkusja Ringo Stara stała na podwyższeniu, a co kilka utworów techniczny Mal Evans pomagał obracać tę niewygodną konstrukcję (z entuzjastyczną pomocą samego perkusisty – tej nocy nie było miejsca na dumę czy upadek), aby inna część publiczności mogła zobaczyć ich z przodu. Tak, to była Ameryka, ale w tym wszystkim było coś prowizorycznego, co musiało przypominać Cavern w Liverpoolu albo Indra Club w Hamburgu przed sławą.
CBS nagrało koncert, a muzyka pojawiła się na szorstko brzmiącym bootlegu – co, jeśli już, sprawiło, że solówka w „Roll Over Beethoven” zabrzmiała jeszcze bardziej punkowo – zanim odkryto lepsze nagranie „z konsolety,” które stało się jednym z klejnotów dla wtajemniczonych fanów Beatlesów.
Coś, czym można pochwalić się wnukom: byłem na pierwszym amerykańskim koncercie Beatlesów w Waszyngtonie, D.C. Piękne?
Gdyby ktoś powiedział ci przed przesłuchaniem tego nagrania, że Beatlesi wierzyli, iż to ostatni koncert, jaki kiedykolwiek zagrają, i dlatego chcieli, by był najlepszym i najbardziej intensywnym występem w ich życiu, nie miałbyś problemu, by uwierzyć w to, że to prawda.
Jednocześnie – lub wtedy, w tamtym czasie – na amerykańskiej ziemi odbył się jeden z najlepszych koncertów w historii, zagrany przez chłopaków z innego kraju, którzy przybyli tam zaledwie cztery dni wcześniej. Można powiedzieć, że był to imponujący początek i spełnione marzenie.
The Beatles grali wtedy zaledwie 36 minut. Z biegiem lat, po zakończeniu tras koncertowych i zaprzestaniu organizowania występów, Washington Coliseum popadło w ruinę. The Beatles się rozeszli, a potem rozwiązali. Warto przypomnieć, że ludzie i miejsca się zmieniają. Niewiele pozostaje takie same, a nic nie trwa wiecznie. Nawet The Beatles. I na pewno nie Washington Coliseum (obok aktualne zdjęcie). Później stało się garażem parkingowym. Potem przekształcono je w wysypisko śmieci. Przez kilka lat ciężarówki śmieciowe jeździły tam i z powrotem, przewożąc śmieci, nie zważając na miejsce, gdzie John, Paul, George i Ringo kiedyś stali i grali, rozpoczynając muzyczną i kulturową rewolucję. ____________________
Zamykając dwa ostatnie posty celebrujące rocznicę 61 lat od podboju Ameryki przypomnę małe kalendarium: 20 stycznia 1964 – W USA "Meet The Beatles", ukazuje się drugi album zespołu.
25 stycznia 1964 – Zespół zdobył swoje pierwsze miejsce nr 1 w USA, gdy ich "I Want To Hold Your Hand" singiel osiągnął szczyt listy magazynu Cash Box. Łącznie grupa zdobyła 25 pierwszych miejsc na amerykańskich listach przebojów.27 stycznia 1964 – Singiel nagrany z Tonym Sheridanem "My Bonnie"/"The Saint" został ponownie wydany w USA, aby wykorzystać rosnącą popularność zespołu.7 lutego 1964 – Zespół wylądował w Ameryce. Członkowie grupy wysiedli z Boeinga 707 linii Pan Am na lotnisku, które niedawno przemianowano na imię Johna F. Kennedy’ego, i zostali przywitani przez tysiące amerykańskich fanów.
9 lutego 1964 – Zespół po raz pierwszy wystąpił na żywo w programie The Ed Sullivan Show. Transmisję obejrzało rekordowe 73 miliony widzów, co uczyniło to wydarzenie przełomowym momentem w historii telewizji. Playlista to w pierwszej części 3: "All My Loving", "Till There Was You", and "She Loves You" oraz w drugiej: "I Saw Her Standing There" i "I Want To Hold Your Hand".11 lutego 1964 – Grupa zagrała swój pierwszy koncert w USA w Washington Coliseum. Wykonane piosenki to: "Roll Over Beethoven", "From Me to You", "I Saw Her Standing There", "This Boy", "All My Loving", "I Wanna Be Your Man", "Please Please Me", "She Loves You", "I Want to Hold Your Hand", "Twist and Shout" oraz "Long Tall Sally."
12 lutego 1964 – Zespół wrócił pociągiem z Waszyngtonu do Nowego Jorku na dwa występy w Carnegie Hall. Ze względu na ogromne zainteresowanie przygotowano dodatkowe miejsca wokół sceny. Bilety kosztowały od 1,65 do 5,50 dolara. Playlista to: “Roll Over Beethoven”, “From Me to You”, “I Saw Her Standing There”, “This Boy”, “All My Loving”, “I Wanna Be Your Man” , “Please Please Me” “Till There Was You” “She Loves You” “I Want to Hold Your Hand” “Twist and Shout” oraz “Long Tall Sally”.
16 lutego 1964 – Grupa ponownie wystąpiła na żywo w The Ed Sullivan Show. Zaśpiewała: “She Loves You”, "This Boy", "All My Loving", "I Saw Her Standing There", "From Me To You" oraz "I Want To Hold Your Hand".
22 lutego 1964 – The Beatlesi wracają do Londynu (zdjęcie na samym dole). Na lotnisku Heathrow czekało około 10 tysięcy fanów, którzy przyszli powitać swoich ulubieńców po ich triumfalnej pierwszej podróży do USA. Było to jedno z pierwszych wielkich zgromadzeń fanów zespołu w Wielkiej Brytanii, potwierdzające ich rosnącą światową popularność. Media na Wyspach uważnie śledziły pierwszą wizytę The Beatles w USA.
Choć początkowo nie wszyscy dziennikarze traktowali ich sukces za oceanem poważnie, to po gigantycznym entuzjazmie amerykańskiej publiczności, rekordowej oglądalności The Ed Sullivan Show i szaleństwie fanów, brytyjska prasa zaczęła szeroko relacjonować wydarzenia. Niektóre gazety, jak Daily Mail czy The Times, początkowo podchodziły do fenomenu z rezerwą, ale inne, jak Daily Mirror, bardziej entuzjastycznie opisywały reakcję Amerykanów. BBC i ITV również poświęcały uwagę Beatlesom, a po ich powrocie 22 lutego 1964 roku lotnisko Heathrow było pełne nie tylko fanów, ale i dziennikarzy, którzy relacjonowali ich triumfalny powrót. Sukces w USA sprawił, że nawet sceptyczne brytyjskie media zaczęły dostrzegać, że The Beatles stali się globalnym fenomenem.
23 lutego 1964 – Trzeci występ zespołu w The Ed Sullivan Show (clip). To nagranie zostało zarejestrowane wcześniej, jeszcze przed pierwszym występem na żywo 9 stycznia. Zespół wykonał: "Twist And Shout", "Please Please Me", "I Want To Hold You Hand", "Roll Over Beethoven" i "From Me To You". Za kilka miesięcy, 19 sierpnia w Daly City zespół rozpoczyna pierwszą amerykańską trasę koncertową, której dokładny opis znajdziecie oczywiście tutaj na blogu.
Genialny blog. Adam
OdpowiedzUsuń