SPOJRZENIA WSTECZ - uzupełnienie vol. 4 (1957-1962): Hamburg

Kolejny wpis blogowy cofający nas w czasie do okresu początków zespołu The Beatles. Dodam, że wszystkie wpisy omawiające HISTORIĘ FAB 4 można "połączyć" w całość w ramach serii latami:  1957-62, 1963, 1964 ...  
Jeśli dodatkowe serie jak np. Trasy The Beatles, Historia na fotkach -  wpasowują się w opis danego okresu kariery zespołu, odpowiednie linki znajdziemy w odpowiadających opisywanemu okresowi seriach. Dzisiaj czwarty  post z z serii uzupełnień, okres tzw. ' hamburski' i wspomnienia członków zespołu - przeważnie z 'Antologii' ale i nie tylko (patrz: Źródła).

HAMBURG

Arnhem. 16.08.1960. Zdjęcie prawdopodobnie robi John, gdyż nie ma go na nim. Od lewej: Allan Williams, jego zona Beryl, Lord Woodbine, Stuart, Paul, George i Pete. 

JOHN:  Allan Williams zabrał nas furgonetką. Jechaliśmy przez Holandię i podprowadziliśmy tam parę rzeczy w sklepach.

Hamburg,St.Pauli, kino Bambi.
GEOEGE: Prawdopodobnie spotkaliśmy się przed klubem Jacaranda, który należał do Williamsa. Było nas pięciu oraz Allan , jego żona Beryl i Lord Woodbine. Było bardzo ciasno. Furgonetka nie miała siedzeń i musieliśmy siedzieć na wzmacniaczach. Dojechaliśmy do Harwich i przepłynęliśmy statkiem do Hoek van Holland. Pamiętam, że jadąc przez Holandię zatrzymaliśmy się w Arnhem... Na cmentarzu było tysiące białych krzyży.


PAUL: Najdziwniejsze moje wspomnienie to pytanie na granicy, czy mamy kawę. Nie mogłem zrozumieć o co chodzi. Narkotyki – tak, broń – tak, mogliśmy zrozumieć pytanie o gorzałę lub coś podobnego, ale co to za interes przemycanie kawy ?
  Dojechaliśmy do Hamburga późno w nocy. Pomyliliśmy coś z czasem i nikt na nas nie czekał. Znaleźliśmy na mapie Hamburg a potem musieliśmy znaleźć dzielnicę St. Pauli, a później Reeperbahn. Gdy znaleźliśmy wreszcie ulicę  i klub, okazało się, że jest zamknięty. Była noc i nie mieliśmy hotelu. Udało nam się dobudzić kogoś z klubu obok, kto znalazł naszego faceta. On otworzył klub i pierwszą noc przespaliśmy na czerwonych, skórzanych siedzeniach w klubowych lożach.
GEORGE: Rzecz jasna, że kiedy tam dotarliśmy, nic nie było ustalone do końca. Bruno Koschmider, właściciel klubu, zawiózł nas do swego domu i wszyscy trafiliśmy do jednego łóżka, bez Bruna oczywiście. na szczęście zostawił nas  samych w swoim mieszkaniu i gdzieś sobie poszedł. Potem umieścił na tyłach małego kina Bambi, na końcu ulicy Grosse Freiheit.
 Bruno (po lewej na zdjęciu) nie był jakimś młodym rockandrollowym biznesmanem. Był starym facetem okaleczonym podczas wojny. Kulał i nie wyglądał na kogoś kto zna się na muzyce. Widywaliśmy go raz na tydzień, kiedy staraliśmy się wejść do jego biura po wypłatę.
Centrum Hamburga było kapitalne - wielkie jezioro i dalej podejrzana część. Reeperbahn i Grosse Freiheit były najlepszymi ulicami jakie widzieliśmy - pełne klubów, neonów, restauracji i innych rozrywek. To wyglądało naprawdę dobrze. Były też, rzecz jasna, pewne minusy jak warunki w jakich mieszkaliśmy, zwłaszcza za pierwszym razem.
PAUL:  Czytałem wtedy dużo Szekspira,  Dylana Thomas i Steinbecka.  Do Hamburga trafiliśmy jako studenci i po trosze artyści, uważając: "To będzie kiedyś dobre do wspominania". Wszystko postrzegaliśmy inaczej niż inne zespoły. Czuliśmy się jak Dylan Thomas w swoich czasach,tylko w Niemczech.
To był okres bogaty w doświadczenia, bo byliśmy dzieciakami spuszczonymi ze smyczy. Klub, w którym mieliśmy grać nazywał się Indra i miał nad wejściem dużego słonia symbolizującego Indie.Później, kiedy byliśmy pod wpływem kultury indyjskiej, ten zbieg okoliczności, że zaczynaliśmy właśnie tam grać, wydawał nam się zabawny.
17 sierpnia 1960, klub Indra.
GEORGE:  Klub Indra był na samym końcu Grosse Freiheit. Bruno otworzył ten klub i nas w nim umieścił. Dookoła było pełno prostytutek, meneli oraz transwestytów i gangsterów, ale nie mogę powiedzieć, że oni byli naszą publicznością. Nie pamiętam też, by na początku bywało tam dużo ludzi. Zanim rozeszły się wieści o nas musiało minąć trochę czasu, ale w tym samym czasie kościół z naprzeciwka, doprowadził do zamknięcia klubu z powodu hałasu jaki robiliśmy.
PAUL:  Mieszkaliśmy na tyłach kina Bambi, tuż obok toalet, które zawsze się czuło. Nasz pokój był starą pakamerą, tylko cementowe ściany i nic więcej. Bez ogrzewania, bez tapet, bez żadnego maźnięcia farbą. Tylko piętrowe łóżka, takie małe, obozowe, bez pościeli. Zamarzaliśmy tam.
JOHN: Umieścili nas w kinie, w tym chlewie, który przypominał toaletę. Zawszone, nędzne miejsce. Mieszkaliśmy w toalecie, obok toalety dla kobiet. Kładliśmy się spać późno. Budziły nas odgłosy projekcji. Początkowo chcieliśmy się dostać do toalet dla kobiet, bo było to najczystsze tam miejsce, ale grube Niemki zawsze były przed nami. Budziliśmy się rano, a obok nas sikały stare niemieckie 'frauen'. Tam się myliśmy. To była nasza łazienka i byliśmy na początku nieco tym zaszokowani.
18.08.1960, klub Indra
Paul i John z lewej, George z prawej - zaplecze kina Bambi.

PAUL: Ludzie wchodzili do kinowych toalet i spotykali tam tych małych kolesi z Liverpoolu, mówiących "Dzdobry" i dalej golących się."Ah, guten morgen, alles gut?'
GEORGE: Nigdy się tam nie kąpałem. W toalecie kina Bambi była umywalka ale nie dało się w niej umyć całego ciała. Mogliśmy się ogolić, umyć zęby, ale niewiele więcej. Pamiętam, że raz poszedłem do łaźni publicznej ale był to kawał drogi od kina. Później, chyba podczas trzeciej wizyty w Hamburgu, chodziliśmy się myć do Astrid Kirchherr. Nie pamiętam, żebyśmy podczas pierwszej, a nawet drugiej, kąpali się czy brali prysznic.

Stuart, zaplecze 'Bambi'.
JOHN: Podczas trasy z Johnnym Gentle na scenie nie byliśmy dłużej niż 20 minut. Z reguły był na niej tylko on. W Liverpoolu graliśmy tylko nasze najlepsze numery, te same podczas każdego koncertu. W Hamburgu graliśmy 8 godzin, więc musieliśmy znaleźć inne formuły. Wejście na scenę było dla nas czymś ekscytującym. Graliśmy w małym nocnym klubie i byliśmy nieco przerażeni, bo nie była to sala taneczna, a ludzie siedzieli czekając na coś specjalnego. Na początku przyjęto nas całkiem cool. Drugiego wieczoru menadżer powiedział nam:"Byliście okropni, musicie zrobić show - 'mach shau' - jak ten zespół z klubu obok". Kiedy przychodziło co do czego, musiałem się sam wszystkim zająć. Kolesie mówili: 'John, jesteś liderem', Kiedy nic się nie działo, twierdzili: 'Oh, nie ma lidera, pieprzyć to', ale jak coś się zdarzyło, mówili: 'Jesteś liderem, bierz się za to i rób show'. 
Beatlesi i po lewej i wczesny idol: Gene Vincent.
  Znaleźliśmy się w centrum podejrzanej, klubowej dzielnicy i początkowo byliśmy wszystkim przerażeni. Stawialiśmy się, bo byliśmy z Liverpoolu, bo wierzyliśmy w mit, że ludzie z Liverpoolu są zadziorni. Odkładałem gitarę i cały wieczór robiłem numery Gene'a Vincenta - miotałem się, padałem na podłogę, rzucałem mikrofonem, udawałem, że mam chorą nogę.To było spore przeżycie. od tej pory wszyscy już robiliśmy 'mach shauing'.
GEORGE: Byliśmy w Indrze z miesiąc i potem klub zamknięto. Przenieśliśmy się do Kaiserkeller, gdzie grali Derry and the Seniors. Akurat wtedy kończyli granie a na ich miejsce przyjeżdżali Rory Storm and the Hurricanes. Kaiserkeller było świetne, przynajmniej był tam parkiet do tańczenia. Wszystkie krzesła i stoliki znajdowały się na zaimprowizowanym statku. Stolikami były beczki a wszędzie wokół wisiały liny i inne przyrządy morskie.
Rory Storm, tutaj bez Ringa.



JOHN: Było piwo, stoliki, był te inny zespół. Sprowadzili Howiego Casey'a z The Seniors, a może oni już tam byli jak się tam przenieśliśmy.Tak czy inaczej grali w tym drugim klubie Bruna. Byli sporą konkurencją, miedli saksofony, byli całkiem do rzeczy. Mieli czarnego śpiewaka, Derry'ego Wilkie, który nie potrafił śpiewać ale był prawdziwym showmanem. Początkowo musieliśmy z nimi konkurować. Musieliśmy robić show by ściągnąć ludzi do klubu. Potem przenieśli nas do tego klubu gdzie byli Rory Storm i Ringo. Oni byli już zawodowcami, a my nadal amatorami. Grali od lat, jeździli do Butlins i Bóg wie gdzie, no i naprawdę wiedzieli jak się robi show dla publiki.


Rory   Storm and the Hurricanes, po prawej Ringo.
RINGO:  Hamburg był wspaniały. Pojechałem z zespołem Rory'ego Storma. Nie żadną furgonetką - mieliśmy garnitury - tylko samolotem, co było sporym przeżyciem. Kiedy tam dojechaliśmy, Koschmider chciał byśmy spali na tyłach Kaiserkeller, bo The Beatles spali na tyłach kina Bambi. Przed nami Howie Casey i inni spali na tyłach klubu. Nigdy nie zapomnę jak pokazali nam to miejsce i powiedzieli: 'Tak, tutaj teraz mieszkacie'. My na to: 'Chyba żartujecie, mamy ze sobą garnitury'. Rory, ja i zespół zostaliśmy w Domu Marynarza i to był luksus, cholerny luksus.
  RINGO: SPOTKAŁEM THE BEATLES GDY GRALIŚMY W NIEMCZECH. WIDZIELIŚMY ICH WCZEŚNIEJ W LIVERPOOLU, ALE WTEDY BYLI NIC NIE ZNACZĄCYM ZESPOŁEM, LEDWIE GRALI. TAK NAPRAWDĘ TO ONI WCALE NIE BYLI NAWET ZESPOŁEM.
GEORGE:  W  Kaiserkeller-club musieliśmy zaczynać wcześniej i kończyć później. W kontrakcie mieliśmy zapisane, że musimy grać 6 godzin, drugi zespół Rory'ego Storma musiał grać tyle samo. Graliśmy godzinę, potem oni godzinę i tak na zmianę, za dwa pensy na miesiąc ale gdy jesteś dzieciakiem, wszystko ci jedno.
 Zaczęliśmy się z nimi kolegować. Myślę, że raz spotkaliśmy wcześniej Ringa w Anglii. Zespół Ringa w porównaniu z nami był bardzo profesjonalny. Może teraz oni wcale nie byliby dobrzy, ale wtedy mieli wszyscy dobre instrumenty. Mieli zestaw perkusyjny, stroje oraz pasujące do nich krawaty i chusteczki. Wszystkie utwory miały swoją kolejność, ustaloną choreografię i razem dawało to pełny show. 
Ringo, pokaż jakie masz bębny!
Rory był zawsze z przodu, skakał po scenie i 'mach shau'. Ze wszystkich amatorskich zespołów z Liverpoolu, ten był najbardziej profesjonalny. Kiedy przyjechali do Hamburga, Allan Williams powiedział: 'lepiej się weźcie do roboty, bo przyjeżdżają Rory Storm and the Hurricanes. Wiecie, że są dobrzy i rozłożą was na łopatki'. Grali swój show i Ringo był tym zarozumialcem z tyłu. Wyglądał na prawdziwego twardziela - miał trochę siwych włosów, pół siwej brwi i duży nos. Trzeba było pół godziny, żeby zauważyć, że to jest ... Ringo.
RINGO: Kiedy spotkaliśmy się w Niemczech - my graliśmy w jednym klubie, oni w drugim - już wtedy byli świetni. Skończyliśmy grając w tym samym klubie i The Beatles grali ostatni set. Byłem trochę pijany i domagałem się by grali wolne piosenki.
PAUL: Ringo przychodził późno w nocy. Lubił bluesowe granie kiedy nie było zbyt wielu gości. Wiedziałem co lubi. Graliśmy wtedy sobie wszystkie numery z drugich stron singli. Mieliśmy taki numer 'Three-Thirty Blues'. Pamiętam, że Ringo przychodził, zamawiał drinka, rozpierał się i prosił o tą piosenkę.

RINGO: Nadal byłem Teddy boyem i później się dowiedziałem od Johna, że oni mnie się trochę bali: 'Byliśmy tobą trochę przerażeni, ten pijak wyglądający jak Teddy i domagający się wolnych piosenek". W Hamburgu byli naprawdę świetni, grali dobrego rocka. Wiedziałem, że jestem lepszy niż ich ówczesny perkusista i zaczęliśmy się trochę - choć nie za dużo - kolegować. Potem zaczęliśmy grać w jednym klubie i wtedy rozpoczęła się prawdziwa batalia. Graliśmy w weekend 12 godzin na dwa zespoły. To cholernie dużo czasu, jeśli wziąć pod uwagę, ze w każdym sexie oni chcieli być lepsi od nas i odwrotnie.
GEORGE: Było jeszcze coś. Pete nigdy się z nami nie kolegował. Kiedy kończyliśmy granie, Pete szedł w swoją stronę, a my we trzech zostawaliśmy razem. Gdy pojawiał się Ringo, stawaliśmy się jedną ekipą, na scenie jak i poza nią. Kiedy byliśmy we czterech z Ringo, było rockowo.


 _______________________________________
_________________________

Wg. 'The Complete Beatles Chronicle" M.Lewisohn
17.08-3.10.1960
Indra Club, Grosse Freiheit, Hamburg,Zachodnie Niemcy
48 nocy, ponad 200 godzin koncertowania.
4.10- 30.11.1960
The Kaiserkeller, Grosse Freiheit, Hamburg, Zachodnie Niemcy58 nocy, koncerty naprzemiennie z kolegami z Liverpoolu: Rory'm Stormem i jego Hurricanes.
___________________________________________________________________________________

 *Muzyczny blog  Historia The Beatles  Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.

1 komentarz: