Pierwsze tournee po Ameryce (USA i Kanada) opisywałem tutaj: TRASA PO USA - sierpień' 64 oraz Pierwsza trasa po Ameryce - vol. 1, Pierwsza trasa po Ameryce - vol.2
Pierwsza trasa po Ameryce - vol. 3
NOWY JORK, ATLANTIC CITY
28 sierpnia '64 Nowy Jork |
__________________
Dwa koncerty zespołu dla ok. 16 000 widzów. Wszędzie fani, na lotnisku, przed hotelem, na trasach przejazdu. Ciekawostką dla fanów zgromadzonych na stadionie było pojawienie się zespołu - co prawda opóźnione, z powodu bałaganu w dokumentach pilota (pozwolenie) - w helikopterze. Bilety kosztowały 6,50, publiczność oddzielona była od zespołu drutem kolczastym!
We wspomnieniach fanów, którzy oglądali koncert Beatlesów na tenisowym stadionie przebija myśl, że Beatlesi mimo kameralności i przytulności areny byli zbyt daleko od publiczności. Z powodu usytuowania kortów Beatlesi grali na środku pustej przestrzeni, odgrodzeni od publiczności wspomnianym drutem kolczastym i innymi barykadami. Oczywiście zero słyszalności.
JOHN: W Ameryce wszędzie było tak samo. Dzieciaki, policja, słabe nagłośnienie, hałas, sala podobna do sali, ludzie podobni do ludzi. Wychodziliśmy jak roboty, graliśmy te same kawałki, pół godziny i już byliśmy w drodze do hotelu lub innego miasta w Stanach, bliźniaczo do siebie podobnego, bo widzianego przeważnie tylko zza szyb samochodów... Nienawidziliśmy takiego grania, ale z drugiej strony było to mniej męczące więc nas zadowalało... Graliśmy te same kawałki, więc scena wcale nie pomagał nam rozwijać się muzycznie.
GEORGE: Wydaje się, że to Paul, najbardziej z naszej czwórki, lubił koncerty. On zazwyczaj zapowiadał każdy numer. Ale wszyscy robiliśmy 'shau'.
JOHN: W Ameryce wszędzie było tak samo. Dzieciaki, policja, słabe nagłośnienie, hałas, sala podobna do sali, ludzie podobni do ludzi. Wychodziliśmy jak roboty, graliśmy te same kawałki, pół godziny i już byliśmy w drodze do hotelu lub innego miasta w Stanach, bliźniaczo do siebie podobnego, bo widzianego przeważnie tylko zza szyb samochodów... Nienawidziliśmy takiego grania, ale z drugiej strony było to mniej męczące więc nas zadowalało... Graliśmy te same kawałki, więc scena wcale nie pomagał nam rozwijać się muzycznie.
GEORGE: Wydaje się, że to Paul, najbardziej z naszej czwórki, lubił koncerty. On zazwyczaj zapowiadał każdy numer. Ale wszyscy robiliśmy 'shau'.
Jeden z fanów, Binky Philips (w poście na swoim blogu zatytułowanym: "Dad Takes Me To See The Beatles - August 29th, 1964"- Tato zabrał mnie bym zobaczył The Beatles - 29 sierpnia 1964) wspomina, że słabo pamięta otwierającego występ młodego Steviego Wondera ze swoim zespołem ale lepiej już sam występ Fab4. To opis nastolatka, więc jego tekst jest jeszcze bardziej interesujący "Nie pamiętam dokładnie wszystkich szczegółów, ale jestem pewien, że młody Pan Wonder miał wspaniały srebrny garnitur. Następnie na scenę wyszli the WMCA Good Guys i rozpoczęli swoje wkurzające wszystkich do bólu rozgrzewki: "Są prawie tutaj! Lada chwila. Jesteście gotowi na Beatlesów? Daj mi akord B, daj mi E." .. Wydawało się, że to trwa wieki ... ale prawdopodobnie trwało to mniej niż 20 minut.
I wreszcie, nagle z ciemnego nieba wyłonił się helikopter i wylądował tuż
za sceną ( a może tylko mi się śniło?). Któż inny niż oni mógłby być w
helikopterze ? Tłum dostawał gorączki. Oh mój Boże! SĄ TUTAJ! I wkrótce
ujrzeliśmy cztery szczupłe sylwetki ubranych identycznie facetów. Czarne
garnitury, czarne buty, białe koszule i czarne krawaty. I oczywiście ich słynne
gitary, którymi wymachiwali na scenie w ten swoisty głupkowaty sposób jaki
widziałeś na filmie ‘A Hard Day’s Night’. Odgłos ryczącej publiczności wykraczał daleko poza to co mogłem sobie wyobrazić. Piskliwy biały szum, który zakrył cały świat.
Nie mogłem zbyt dokładnie usłyszeć ich gitar, z powodu wrzasku otaczających
nas dziewczyn ale mogłem słyszeć wokal, który brzmiał tak jak na ich płytach.
Pamiętam zapowiedź Johna do piosenki "Hard Day's Night": “from ... our new
movie" i wygłupy z Paulem. George śpiewał "Roll Over Beethoven”. Ringo śpiewał
“Boys”, przy którym całym zespół zaczął szaleć. Siedzieliśmy wystarczająco
blisko by widzieć ich zachowanie, mimikę, potrząsanie grzywkami. I za każdym
razem gdy śpiewali ‘Ooooo’ i potrząsali głowami ze słynnymi fryzurami wrzask
osiągał jeszcze wyższy poziom.
Paul, w czasie innej zapowiedzi, powiedział do publiczności, że chce by
tupała nogami i potem cały rozklekotany drewniany stadion zadrżał, zresztą jak
my wszyscy. W drodze do domu mój ojciec mówił do nas, że to do czego zapraszał
Paul było bardzo nieodpowiedzialne.
Cały koncert minął szybko, jak 5 minut. Beatlesi zagrali nie więcej niż
9-10 piosenek.
Najbardziej co pamiętam to zakończenie. Na pewno była to "Long Tall
Sally”( pamiętam też doskonale "She Loves You" i "I Want To Hold Your Hand").
W pewnym momencie na scenie pojawiła się kobieta (pewnie 16-latka) w błyszczącej, seledynowej sukience, która błyskawicznie przedarła się na scenę, przeskakując przez policyjne barykady. Policjanci zaczęli ją gonić. George ją zauważył, wskazał ją Paulowi i Johnowi. Pamiętam też, że cały tłum zaczął jej dopingować by jej się udało dostać do zespołu.
Gdy wracaliśmy do metra ledwo mogłem chodzić, wciąż trzęsły mi się nogi.
Moja siostra równie była oszołomiona.
Ale nigdy nie próbowałem już zobaczyć
Beatlesów ponownie. To było jedno z TYCH WYDARZEŃ, KTÓRE JEDEN RAZ
WYSTARCZYŁO!"
Piosenki zagrane w czasie nowojorskiego koncertu na stadionie tenisowym w Forest Hills: Twist and Shout, You Can't Do That, All My Loving, She Loves You , Things We Said Today , Roll Over Beethoven,Can't Buy Me Love, If I Fell, I Want to Hold Your Hand, Boys , A Hard Day's Night , Long Tall Sally. Obok pamiątkowy zapis jednej z fanek (znaleziony na jej blogu 'Romancing The Yarn', gdzie przyznaje się, że w 1964 była nastolatką i Beatle-Maniaczką) z listą piosenek wykonanych przez Beatlesów 28 sierpnia 1964 na Forest Hills (z dopiskiem 'RINGO NA PREZYDENTA).
Tradycyjnie kilka wybranych przeze mnie fragmentów z konferencji prasowej zespołu w sali Crystal Ballroom hotelu Delmonico, jeszcze przed koncertem.
- Panuje od pewnego czasu opinia, że The Beatles są wszędzie zagrożeniem dla życia publicznego. Jaka jest Wasza opinia na ten temat ?
The Beatles w Forest Hills (ale zdjęcie z lutego 1964) |
JOHN: Cóż, nie jesteśmy gorsi niż bomby...
- Czyli jakie macie odczucia na ten temat ?
PAUL, JOHN: Żadnych.
- Powiedzcie!
RINGO: Żaaaadnyyyyych!!!
- Jakie dostrzegacie więc tutaj różnice między reakcjami tutaj a w waszym kraju?
JOHN, PAUL (razem): Tutaj jest więcej ludzi.
- Paul, naprawdę nie dostrzegacie różnicy ?
PAUL: Cóż, tutaj jest bardziej szalenie, ponieważ jest więcej ludzi.
- Kogo byście chcieli by został Prezydentem?
PAUL: Ringo, dopiero jako drugi Johnson (śmiech)
- Czy zetniecie włosy gdy przeminie już wasza popularność ?
PAUL: Nosiliśmy takie włosy zanim ona nadeszła, więc raczej nie będziemy niczego zmieniać.
- Musicie mieć jakieś teorie na temat dlaczego ludzie tacy jak wy...
PAUL: Nie mamy pojęcia.
RINGO: Nie potrafimy na to odpowiedzieć. To niemożliwe...
JOHN: Pewnie dzięki naszej muzyce, potem dopiero my jako my.
- Uważasz więc, że ona jest ważniejsza niż wasze osobowości ?
JOHN: Hm... ludzie usłyszeli nas na płytach, zanim nas zobaczyli. Tak uważam.
PAUL: Gdybyśmy mieli złe płyty...
- Czy gdy minie wasz sława, John, będziesz pisał książki?
JOHN: Będę to robił czy sława minie czy nie. Robiłem to przecież zanim nadeszła...
PAUL: Taaa, on wciąż pisze...
- George, czy czujesz się mniej popularny od innych?
JOHN: Jest uwielbiany w Szwecji.
GEORGE: Nie obchodzi mnie to naprawdę. Dopóki jest grupa popularna...
PAUL: Ależ on jest popularny!
- Niektórzy z waszych fanów, choćby tych czekających na zewnątrz, mówią, że przeniosą swoje sympatie na The Rolling Stones, ponieważ nie machacie do nich z okien. Proszę o komentarz na ten temat.
JOHN: Jeśli tylko z takiego powodu chcą nas opuścić, to może lepiej, żeby to zrobili. Droga wolna.
- Czy wasza popularność zawędrowała za Żelazną Kurtynę ?
PAUL: Nie wiemy.
- Ciągle powraca pytanie: Czy lubicie Amerykę?
WSZYSCY: Tak!
JOHN: Gdyby było inaczej nie byłoby nas tutaj.
- Co będą robili The Beatles gdy wszystko już opadnie ?
JOHN (do innych Beatlesów): Oni pytają o to co dwie minuty...
- Co staracie się przekazać innym ?
JOHN: Nie staramy się wcale...
RINGO: Gramy bo to nam sprawia frajdę...
- George, co będziecie robili po tym jak już sława opadnie...
JOHN (zdziwiony do innych): A oni znowu ...
GEORGE: Tak, jak to już Ringo zauważył, byliśmy już o to pytani...
RINGO: Jak John powiedział, nie wpędzaj mnie w kłopoty.
- Czy The Beatles odnieśliby taki sukces gdyby Ringo nie zastąpił Pete'a Besta?
JOHN: Prawdopodobnie - nie. Może bylibyśmy dobrze, może nagralibyśmy dobre płyty. Ty mi powiedz.
- Byliście w Disneylandzie?
JOHN: Nie, nie wiemy nawet gdzie to jest...
- Czyli jakie macie odczucia na ten temat ?
PAUL, JOHN: Żadnych.
- Powiedzcie!
RINGO: Żaaaadnyyyyych!!!
- Jakie dostrzegacie więc tutaj różnice między reakcjami tutaj a w waszym kraju?
JOHN, PAUL (razem): Tutaj jest więcej ludzi.
- Paul, naprawdę nie dostrzegacie różnicy ?
PAUL: Cóż, tutaj jest bardziej szalenie, ponieważ jest więcej ludzi.
- Kogo byście chcieli by został Prezydentem?
PAUL: Ringo, dopiero jako drugi Johnson (śmiech)
- Czy zetniecie włosy gdy przeminie już wasza popularność ?
PAUL: Nosiliśmy takie włosy zanim ona nadeszła, więc raczej nie będziemy niczego zmieniać.
- Musicie mieć jakieś teorie na temat dlaczego ludzie tacy jak wy...
PAUL: Nie mamy pojęcia.
RINGO: Nie potrafimy na to odpowiedzieć. To niemożliwe...
JOHN: Pewnie dzięki naszej muzyce, potem dopiero my jako my.
- Uważasz więc, że ona jest ważniejsza niż wasze osobowości ?
JOHN: Hm... ludzie usłyszeli nas na płytach, zanim nas zobaczyli. Tak uważam.
PAUL: Gdybyśmy mieli złe płyty...
- Czy gdy minie wasz sława, John, będziesz pisał książki?
JOHN: Będę to robił czy sława minie czy nie. Robiłem to przecież zanim nadeszła...
PAUL: Taaa, on wciąż pisze...
- George, czy czujesz się mniej popularny od innych?
JOHN: Jest uwielbiany w Szwecji.
GEORGE: Nie obchodzi mnie to naprawdę. Dopóki jest grupa popularna...
PAUL: Ależ on jest popularny!
- Niektórzy z waszych fanów, choćby tych czekających na zewnątrz, mówią, że przeniosą swoje sympatie na The Rolling Stones, ponieważ nie machacie do nich z okien. Proszę o komentarz na ten temat.
JOHN: Jeśli tylko z takiego powodu chcą nas opuścić, to może lepiej, żeby to zrobili. Droga wolna.
- Czy wasza popularność zawędrowała za Żelazną Kurtynę ?
PAUL: Nie wiemy.
- Ciągle powraca pytanie: Czy lubicie Amerykę?
WSZYSCY: Tak!
JOHN: Gdyby było inaczej nie byłoby nas tutaj.
- Co będą robili The Beatles gdy wszystko już opadnie ?
John, Delmonico Hotel |
- Co staracie się przekazać innym ?
JOHN: Nie staramy się wcale...
RINGO: Gramy bo to nam sprawia frajdę...
- George, co będziecie robili po tym jak już sława opadnie...
JOHN (zdziwiony do innych): A oni znowu ...
GEORGE: Tak, jak to już Ringo zauważył, byliśmy już o to pytani...
RINGO: Jak John powiedział, nie wpędzaj mnie w kłopoty.
- Czy The Beatles odnieśliby taki sukces gdyby Ringo nie zastąpił Pete'a Besta?
JOHN: Prawdopodobnie - nie. Może bylibyśmy dobrze, może nagralibyśmy dobre płyty. Ty mi powiedz.
- Byliście w Disneylandzie?
JOHN: Nie, nie wiemy nawet gdzie to jest...
The Beatles + FORREST HILLS NYC '64
___________________________________
30 sierpnia Convention Hall, Atlantic City
18 000 fanów - jak wszędzie zdesperowanych, wariujących na punkcie zespołu. Beatlesi nocują w hotelu Lafayette Motor Inn, z którego po koncercie jadą do innego hotelu Marquis de Lafayette Hotel, koło Cape May, New Jersey, gdzie zostają kilka dni, do czasu ich następnego koncertu w Filadelfii, 2 września. W czasie pobytu w tym hotelu John i Paul piszą piosenkę 'Every Little Thing', która znajdzie się na ich czwartym (brytyjskim) albumie 'Beatles For Sale'. Z pobytu zespołu w tym mieście, mamy dość dokładną relację jednego z uczestnika 'wydarzeń' Robert Cliftona, policjanta oddelegowanego do ochrony angielskiego zespołu.
Robert Clifton: ' To był koniec sierpnia 1964. Pracowałem już w Departamencie Policji w Atlantic City od 5 lat. W tym czasie zdobyłem już doświadczenie w pracy z celebrytami jak Sinatra, Dick Clark,Ricky Nelson czy Paul Anka. Ale wspomnienia z kontaktu z czterema młodymi ludźmi z Liverpoolu w Anglii pozostało ze mną na zawsze. Przez kolejnych 25 lat mojej kariery nie widziałem niczego co mogłoby się choć w małym stopniu równać z tym co wydarzyło się wtedy w ciągu tej jednej nocy, wiele lat temu. To były ostatnie dni sezonu letniego, obserwowaliśmy jak znikały z ulic banery, plakaty polityczne, serpentyny i konfetti z Konwencji Demokratów (na zdjęciu niżej), rozrzucone wzdłuż promenady. Kończyły się trzy tygodnie ochraniania dygnitarzy i demonstracji protestowych. To się kończyło ale najgorętsze miało dopiero nadejść. ZBLIŻALI SIĘ THE BEATLES!
Robert Clifton: ' To był koniec sierpnia 1964. Pracowałem już w Departamencie Policji w Atlantic City od 5 lat. W tym czasie zdobyłem już doświadczenie w pracy z celebrytami jak Sinatra, Dick Clark,Ricky Nelson czy Paul Anka. Ale wspomnienia z kontaktu z czterema młodymi ludźmi z Liverpoolu w Anglii pozostało ze mną na zawsze. Przez kolejnych 25 lat mojej kariery nie widziałem niczego co mogłoby się choć w małym stopniu równać z tym co wydarzyło się wtedy w ciągu tej jednej nocy, wiele lat temu. To były ostatnie dni sezonu letniego, obserwowaliśmy jak znikały z ulic banery, plakaty polityczne, serpentyny i konfetti z Konwencji Demokratów (na zdjęciu niżej), rozrzucone wzdłuż promenady. Kończyły się trzy tygodnie ochraniania dygnitarzy i demonstracji protestowych. To się kończyło ale najgorętsze miało dopiero nadejść. ZBLIŻALI SIĘ THE BEATLES!
Atlantic City miało wtedy tylko ok. 60 000 mieszkańców i niewiarygodnym
był fakt, ze George Hamidowi, właścicielowi Parku Rozrywki Steel Pier, udało się
skłonić zespół by tutaj zawitał. Hamid wydzierżawił Atlantic City Convention
Hall i zaczął sprzedawać bilety. Rozeszły się błyskawicznie, co było do
przewidzenia. Nieprzewidzianym było to co wydarzyło się potem.
Na miejsce przyjechaliśmy ok. 17.00. Już wtedy wzdłuż Pacific Avenue
zgromadziły się tłumy fanów. Aż do samych drzwi wejściowych do Convention Hall.
The Beatles mieli pojawić się o 18 i do tej pory obserwowaliśmy jak tłum rośnie
z minuty na minutę. Ok. 17.45 przez radio powiadomiono nas, że kawalkada z
zespołem jest już w drodze. Ustawiliśmy czarno-białe barykady wzdłuż chodnika
chcąc umożliwić łatwiejsze i bezpieczniejsze dojście do halu. Tłum to zobaczył,
ktoś krzyknął: ‘Nadchodzą’ i w jednej chwili wszyscy ludzie z Pacific Avenue
zaczęło napierać. Każdy chciał znaleźć się w jak najlepszej pozycji, z której
mógłby dotknąć lub chociaż zobaczyć Beatlesów z bliska. W jakiś sposób
zapanowano nad tłumem, który uspokoił się i zaczął czekać cierpliwie. Wreszcie
pojawili się Beatlesi, widać ich było siedzących w limuzynie. Eskorta motocykli
odjechała a Beatlesi wysiedli z samochodu. Uśmiechali się, starali się wyglądać
bardzo przyjacielsko. Tłum ruszył na nich chcąc się z nimi przywitać.
Dla ich własnego bezpieczeństwa wszyscy zostali natychmiast otoczeni
kordonem policji. Paul McCartney wysiadł jako ostatni z limuzyny i został
niejako na siłę wepchnięty do budynku. Tłum napierał ale nie dał rady. Zespół
został odeskortowany do pomieszczenia wyżej, gdzie miała się odbyć konferencja
prasowa. Każdy z tych czterech młodych mężczyzn ubrany był inaczej. Przy stole
każdy z nich miał swój oddzielny mikrofon. Konferencją zarządzał Derek
Taylor.
Konferencja prasowa w Atlantic City. Robert Clifton to prawdopodobnie ten za Paulem. |
W czasie wywiadu łatwo zauważyć jako zespół, który wszedł do pokoju
szczery, chętny i gotowy do odpowiadania na pytania, traci zainteresowanie
spotkaniem. Spowodowali to ludzie na spotkanie, nie wszyscy byli
profesjonalistami. Zadawali pytania typu: “Co sądzicie o Ameryce, o Atlantic
City, o amerykańskich dziewczynach, które miasto, w których byliście, spodobało
się Wam najbardziej?” Dokładnie pamiętam odpowiedź Johna Lennona: LIVERPOOL.
Pprzez tego typu pytania nawet Ringo Starr odchylał się znudzony w fotelu. W tym
czasie błyskały setki fleszy aparatów. Wreszcie rozmowa się skończyła i jestem
tego pewien, zespół przyjął to z ulgą. Był już czas na koncert. Beatlesi poszli
się przebrać w swoje jednakowe garnitury, uczesać swoje – wtedy uważane za
długie – włosy. Każdy z nich był spokojny, przyjazny w nieśmiały sposób. Pomimo
swojej młodości byli absolutnymi profesjonalistami. Byli gotowi na występ.
Atlantic City'64 |
Nadszedł czas koncertu. Odprowadzałem Paula McCartney’a. Dobiegał nas z
widowni hałas trudny do opisania ale nie robiło to na nich żadnego wrażenia. W
pewnym momencie usłyszeliśmy zapowiedź: THE BEATLES. Weszliśmy szybko na scenę.
Uderzyło w nas światło i ogromny hałas, ściana dźwięku! Szacuje się, że w środku
było ok. 25 000 ludzi. Zamiast na samej scenie, The Beatles występowali na
wysokiej na 15 stóp platformie wybudowanej na rusztowaniu ponad sceną. Pod nią,
poniżej stało 18 funkcjonariuszy Policji, jeszcze niżej 25 000 wrzeszczących
fanów. Pomimo tego, że wrzeszczeli i hałasowali, szczęśliwi, że widzą swój
ukochany zespół, nikt z nich nie ruszał się ze swoich siedzeń, nie
atakował sceny. The Beatles zaczęli grać ale nie pytajcie się mnie co grali, bo
nikt prócz samych Beatlesów nie może odpowiedzieć na to pytanie. Nikt nie
słyszał piosenki, żadnego słowa, żadnej nuty. Wrzask nie ustawał tak jak nie
przestawały płynąć łzy z oczu młodych dziewczyn. TO BYŁA BEATLEMANIA
Niedługo było koniec koncertu, ale nie wszystkiego. Jak już hala
opustoszała, tysiące fanów zgromadziło się znowu na Pacific Avenue. Jakikolwiek
ruch był niemożliwy i coś trzeba było z tym zrobić. Koszmar. Jak wywieźć
Beatlesów. Znaleziono rozwiązanie w postaci ogromnej ciężarówki z pralni, która
jadąc pierwsza, powoli torowała drogę. Droga do Georgia Avenue zajęła ok. 30
minut. Każdy z Beatlesów został odprowadzony na dół do garażu w Convention Hall
i umieszczony wewnątrz vana, (gdzie było bardzo cicho i wygodnie), która
spokojnie i po cichu wyjechała na miasto. Tłum ją zupełnie zignorował – to był
tylko wóz z pralni, prawda? Kiedy dojechaliśmy do Lafayette Motor Inn (na zdjęciu niżej),
usytuowanego na drugim końcu miasta, The Beatles stali się natychmiast więźniami
swoich apartamentów. Na zewnątrz zbierał się tłum ale w tym momencie nie było to
problemem.
Zrelaksowani w swoich pokojach wspomnieli o koncercie, swojej ucieczce z
niego, zjedli kanapki dostarczone im z White House Sub Shop. Nie zwracali uwagi
na swoje imiona skandowane przez zgromadzonych pod hotelem fanów. JOHN, GEORGE,
RINGO, PAUL!!! Niektóre sprytne nastolatki próbowały wdrapać się jak muchy z
balkonu na balkon by dotrzeć do ich pokoju i ich zobaczyć.
Z kanapką z White House Sub Shop, Atlantic City, 1964. |
Letnia noc niebawem zmieniła się w letni poranek... Niebawem Beatlesi
odjechali do jakiegoś miasta, na kolejny jakiś koncert. Wiele rzeczy zmieniło
się od 1964 roku, ale spoglądając wstecz, ten jeden szczególny wieczór został ze
mną na zawsze. The Beatles mieli wpływ nie tylko na show-biznes, ale odcisnęli
woje piętno na całym świecie. A ja to widziałem, słyszałem, czułem to,
wszystko, malutką część historii, tego lata 1964 (Robert Clifton)
The Beatles i Frogman |
W czasie koncertu w Atlantic City, jak i późniejszych, zazwyczaj otwierających występy Righteous Brothers (zrezygnowali) zastąpił piosenkarz z Nowego Orleanu Clarence "Frogman" Henry (na zdjęciu u góry) , znany z hitów: "(I Don't Know Why) But I Do" and "You Always Hurt The One You Love". W późniejszych wywiadach, że w czasie trasy z Beatlesami najwięcej czasu spędzał z Paulem (i wokalistą Bill Black Combo). Fragmenty jego odpowiedzi na niektóre pytania dotyczące trasy z Fab4: "Spędzaliśmy dużo czasu i staliśmy się prawdziwymi przyjaciółmi. Wszyscy lataliśmy tym samym samolotem, ich, to była maszyna DC-3. Z Paulem rozmawialiśmy dużo o muzyce. Chciał się dowiedzieć mnóstwo rzeczy, był zachłanny na wiedzę. Także Ringo wypytywał mnie o wiele różnych rzeczy. Pytali mnie jak zacząłem śpiewać,o różne inne rzeczy, po latach już nie pamiętam o co. Nie chcę odpowiadać na temat George'a i Johna. Nie miałem zbyt dużo okazji przebywać z nimi. O ile pamiętam, chyba nawet z nimi nie porozmawiałem. Tylko z Paulem i czasem z Ringo, z nimi najwięcej. Paul była wspaniały. Nazywałem go moim Soul Brother (Bratnią Duszą). Był bardzo przyjacielski. Wszyscy artyści nie mieliśmy prawa wstępu do pokojów Beatlesów. Paul musiał przychodzić do nas. Chodziło oczywiście tylko o ich bezpieczeństwo. Nie spotykaliśmy się raczej z nikim z pozostałej trójki. Jeśli chcieliśmy iść do ich pokoju, dzwoniliśmy do Paula, on przychodził do nas i zaprowadzał nas do nich. Z Brianem rozmawiałem niewiele ale był prawdziwym dżentelmenem. Bardzo miły. czasem rozmawialiśmy ze sobą na lotnisku. W owym czasie tak bardzo nie ekscytowali mnie Beatlesi. Nie spodziewałem się, że zostaną tym kim zostali. W owym czasie moim idolem był tylko Fats Domino. Nie wiedziałem, że staną się tak popularni. Obdarowywali mnie różnymi rzeczami, które teraz byłyby bardzo cenne ale wtedy nie doceniałem ich znaczenia, rozdawałem je innym, tak jak oni mnie. Widziałem ich występ u Eda Sullivana, widziałem całe szaleństwo Beatlemanii, karetki, mdlejące dziewczyny, tłumy ale szczerze nie sądziłem, że to długo potrwa.Nawet jeszcze w 1965 nie byłem tego pewien.Zyskałem taką pewność dużo później.(Clarence "Frogman" Henry)
Jackie De Shannon (17), nastoletnia Gwiazdka amerykańskiej młodzieży, podróżująca z The Beatles w czasie ich pierwszej trasy po Ameryce, wspomina: "Mój ulubiony Beatles? John Lennon. Nie spędzałam niestety zbyt wiele czasu z nimi. Pierwszy raz jak poznałam Paula, powiedział: "Bardzo podobają mi się twoje próbne (demo) piosenki". Mieliśmy wtedy tego samego wydawcę, Dicka Jamesa (Dick James Music). Na scenie występowali bardzo krótko, około pół godziny. To było fantastyczne (FAB!). Wszystko. To była najwspanialsza praca na świecie. Występować razem z The Beatles. Paul pytał mnie o piosenki, w jaki sposób je piszę. Nie były to grzecznościowe pytania. On naprawdę chciał mnie poznać i dowiedzieć się jak się pisze, komponuje w Ameryce. Wziął mnie za rękę i zaprowadził do pozostałych Beatlesów. Co mogła się taka dziewczyna jak ja nauczyć od nich ? Nie dbałam o ich marne początki w Liverpoolu. Dla mnie byli wielkimi artystami, szalenie grzeczni, kulturalni, dobrze wychowani. Bardzo, bardzo uprzejmi, traktowali mnie jak prawdziwą damę.Wydawało mi się, że znałam ich już od zawsze. Stałam się ich największą Fanką. NAJWIĘKSZĄ! Dostałam tą pracę nie ot tak, przypadkowo. Zatrudnili mnie ponieważ Brian Epstein słyszał moje wcześniejsze nagrania, wiedział, że sama piszę piosenki. Słyszał moją 'I Wanna Go Home' dla Edison Records.
Jak zaczęłam występować z chłopcami, zaczęłam otrzymywać setki telefonów, zaproszeń, listów i innych. Ale nie wpadałam w przesadny zachwyt. Mówiłam sobie: Słuchaj Sharon Myers! (to moje prawdziwe nazwisko). Oni i tak przyszli oglądać The Beatles a nie Ciebie. Nie oszukuj się ! Gdy poszłam do nich podziękować im za wszystko, za bycie z nimi na trasie, za szansę życia, spojrzeli tylko zawstydzeni i powiedzieli: Oh, zapomnij o tym. Gdy lecieliśmy do Seattle, w samolocie Beatlesi dowiedzieli się, że były wtedy moje urodziny. Dziewczyny z The Exciters zaczęły mi śpiewać: Happy Birthday. Nie wiem skąd wiedziały! Kiedy wylądowaliśmy, Ringo powiedział dj-om z Seattle by namówili 14 000 dzieciaków, żeby zaśpiewali dla mnie na koncercie. Dlaczego w czasie tego momentu na scenę nie wyszli Beatlesi i nie dołączyli do śpiewu tłumu ? Bo byli grzeczni. Wiedzieli, że to BYŁA MOJA CHWILA i nie chcieli jej zakłócać swoim pojawieniem się. Nigdy nie próbowali zawstydzać czy pomniejszać innych wykonawców."(Jackie De Shannon)
George gra z Jackie DeShannon w Monopol w Lafayette Motor Inn, Atlantic City, 30.08.1964. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz