PIERWSZA TRASA PO AMERYCE - Vol. 5

 
 Pierwsze tournee po Ameryce (USA i Kanada) opisywałem tutaj:  TRASA PO USA - sierpień' 64 oraz  Pierwsza trasa po Ameryce - vol. 1,  Pierwsza trasa po Ameryce - vol.2 
Pierwsza trasa po Ameryce - vol. 3Pierwsza trasa ... vol.4



FILADELFIA,      
             INDIANOPOLIS

 








2 września, Convention Hall, Philadelphia



Koncert zespołu dla ok. 12 000 widzów Hali Convention, stanowiącej część Centrum Handlowego w centrum miasta, transmitowany był także na żywo w lokalnym radiu. Do miasta ściągnęła angielski zespół philadelfijska radiostacja WIBG (jej prezenter, DJ nr 1 Hy Lit - Hy Hyski O’Roonie, więcej o nim niżej) , która zapłaciła agencji Williama Morrisa, reprezentującej The Beatles kwotę 25 000 dolarów. Bilety początkowo miały kosztować 2,50, ostatecznie jednak kosztowały ponad dwa razy więcej. Stacja ostatecznie straciła na sprowadzeniu The Beatles do Philly ok. 5000 dolarów. Głównym tego powodem był fakt, że stacja musiała rozdać ogromne ilości biletów za darmo dla wszelakich oficjeli i miejskich vipów oraz dla ich rodzin z dziećmi.
Dzięki ekipie radiowej cały koncert był nagrywany i możemy się dzisiaj cieszyć z pomyłek jakie Beatles robią w czasie zapowiadania kolejnych piosenek. Przy piosence 'She Loves You' John mówi:  “our second record in England, third, fourth… I don’t know!” (nasza druga płyta w Anglii, trzecia, czwarta ... Nie wiem!), przy piosence 'Boys' Ringo Starra, Paul mówi, że piosnaenka była: |"our first Capitol album”(ukazała się na albumie 'Introducing The Beatles' innej wytwórni Vee-Jay Records)

GEORGE: Po jakimś czasie novum związane z koncertami i beatlemanią przestało działać i zrobiło się bardzo nudno. Nie chodziło tylko o hałas na scenie, o to, że nie słyszeliśmy siebie jak śpiewamy, że na okrągło gramy te same piosenki. Najgorsza była przesada we wszystkim. Nawet jak uciekliśmy od wrzeszczących fanów, pozostawiali wrzeszczący policjanci, burmistrzowie , ich  żony, menedżerowie hoteli i ich świta. 
MIELIŚMY TYLKO TROCHĘ SPOKOJU, GDY WRACALIŚMY DO NASZEGO APARTAMENTU I ZAMYKALIŚMY SIĘ W ŁAZIENCE. ŁAZIENKA BYŁA JEDYNYM MIEJSCE GDZIE MOŻNA BYŁO ODPOCZĄĆ. 

Philadelfia oczekiwała przyjazdu The Beatles z radością oraz strachem. Z całego kraju dochodziły wieści o pandemonium, które powstaje wszędzie tam gdzie pojawia się zespół. Zaczęto przygotowywać się do przyjęcia zespołu. Dwa tygodnie przed koncertem rozpoczęły się codzienne ćwiczenia policji na ewentualność potencjalnych zakłóceń, spowodowanych przez fanów w miejskim porządku. Wymyślano też bardzo pomysłowe środki bezpieczeństwa. W dniu przybycia zespołu, fani  zgromadzili się licznie wzdłuż Black Horse Pike by przywitać swoich idoli, inni oblegali Convention Hall oraz hotel, w którym miał zamieszkać zespół.
   Kapitan miejscowej Policji, Frank Rizzo zorganizował kilka limuzyn, wabików, które wyjechały z Hotelu Atlantic City - miały one na celu zmylić fanów. W tym samym czasie z restauracji Hackney's Seafood Restaurant wyjechała nieoznakowana ciężarówka z czwórką Beatlesów. W środku były wygodne cztery łóżka oraz fotele. Beatlesi nie byli wymagający, wspomina się, że poprosili tylko o miejsca do spania na czas przejazdu. Plan zadziałał perfekcyjnie. Cała uwaga fanów skupiła się na limuzynach-wabikach, zespół przedostał się do miasta niepostrzeżenie. Ringo przekazał później dla Rizzo opinię całego zespołu, że w żadnym innym mieście Ameryki nie zapewniono im tak dobrej i bezpiecznej ochrony.


Ponieważ wszystkie hotele w mieście były oblegane przez fanki, spodziewające się, że zespół będzie nocował akurat w tym hotelu, Beatlesów przenocował w swoim domu Hy Lit - Hyski O’Rooni. Paul McCartney oglądając plakaty anonsujące ich występ w mieście spytał się zaciekawiony 'co to jest Hy Lit'. Wszystkim Beatlesom bardzo podobało się to, jak najpopularniejszy w mieście DJ wcześniej reklamował ich przyjazd, oklejając swoje auto literami z nazwy zespołu (co tydzień pojawiała się jedna litera aż powstał napis: THE BEATLES ARE COMING! Beatlesi nadchodzą!). Po wyjeździe zespołu, Hy Lit zorganizował serię konkursów na temat Beatlesów, w których nagrodami były fragmenty pościeli, na której spali w jego domu Sławni Beatlesi! 

The Beatles w Filadelfii wykonał jak zawsze dwanaście piosenek i tym sposobem zaliczył kolejne z 23 amerykańskich  miasta na trasie. Oczywiście przeprowadził na miejscu obowiązkową, krótką konferencję prasową.  
Oto tylko kilka z niej pytań, bo niestety większość była taka jak wszędzie (John ponownie odparł, że ulubionym jego miastem Ameryki jest Liverpool):
- Dostrzegacie jakieś różnice pomiędzy nastolatkami w Ameryce i w waszym kraju?
PAUL: Tak, mają inny akcent. 
- A co myślicie o muzyce, tej na serio?
JOHN: To rock and roll. Oczywiście każda muzyka jest na serio, zależy od tego kto ją słucha.
- Co sądzicie o Elvisie ?
RINGO: Lubiliśmy jego wczesne numery. Teraz niespecjalnie interesujemy się tym co robi.



   Beatlesi mieszkając w hotelach, latając samolotem, całkowicie odseparowani od życia na zewnątrz oczywiście potwornie się nudzili. Wspomniany wcześniej Art Schreiber (Amerykanin, dziennikarz, podróżujący z Beatlesami w czasie tej trasy) wspomina, że w czasie podróży wspomniał Johnowi, że lubi grać w Monopol. W jednej chwili sardoniczny  chłód Johna zmieniał się w chłopięcy entuzjazm. "Mam ze sobą planszę!" - oznajmiał. I tak podczas, gdy pozostali Beatlesi zabijali czas w samolocie tnąc w pokera, John i Art grali w 'Monopol'. Czasem dołączał do nich George Harrison, który czasem przez całą partię - wspomina Art - nie odzywał się ani słowem."Ale John bardzo się wciągał i emocjonował. Za każdym razem wstawał do rzutu kostką. I bardzo radośnie tryumfował gdy udało mu się coś cennego zdobyć jak np. Park Place albo Boardwalk. Nieważne było, że przegrywał, musiał mieć po prostu te dwie nieruchomości.

Podczas tej trasy doradcą zespołu do spraw wizerunku był Derek Taylor, trzydziestotrzyletni ich rodak  i krajan z Merseyside w Liverpoolu, o zniewalającej aparycji włoskiego aktora. Wychowany w Hoylake, były dziennikarz "Daily Express", Taylor pomógł Brianowi w napisaniu jego autobiografii, "A Carefull of Noise", a następnie został przyjęty do pracy w NEMS, początkowo jako osobisty asystent Eptseina. Podczas wizyty w Ameryce jego kompetencje poszerzono o doradztwo i kontakty prasowe. Z początku Brian nieufnie patrzył mu na ręce, w jednym momencie zwalając mu wszystko na głowę, a w kolejnym wrzeszcząc za niego za zarozumiałość. Taylor jako wymarzony pośrednik z dziennikarzami, którzy do niedawna byli przecież jego kolegami z branży, okazał się dla Beatlesów trafem w dziesiątkę. Wprawdzie najbardziej zaprzyjaźnił się z George'm, ale dzięki wspólnemu zamiłowaniu do słowa i mało znanych, brytyjskich komików musicalowych on i John też szybko znaleźli wspólny język. Zazwyczaj ostatnią osobą, która widzi gwiazdę z lepszej strony, jest jej specjalista od wizerunku. Ale Derekowi John konsekwentnie pokazywał się tylko z tej strony, która niewiele wspólnego miała z rock and rollowym image'm, za to w całości wywodziła się z tego, jak wychowała go ciotka Mimi, a co później Derek nazywał 'wdziękiem Johna'.
Derek Taylor, nad Ringo. Philadelphia 1964, 2 września, konferencja prasowa. Kolejna...


JOHN: Zarabiamy więcej pieniędzy pisaniem piosenek niż pokazywaniem się, machaniem i bieganiem dookoła.

 DEREK TAYLOR: George potem powiedział: 'Gdybyśmy byli pod wrażeniem takich ludzi, jak Hedda Hopper, George Raft czy Edward G.Robinson, lub gdybyśmy coś o nich wiedzieli, nie mielibyśmy odwagi do nich pójść. Nie byliśmy nimi przerażeni, bo albo ich nie znaliśmy albo o nich nie słyszeliśmy". Rzecz jasna, ja o nich słyszałem i byłem nimi przerażony. Powiedzmy, że o ile Beatlesi byli piratami, to ja przynajmniej klasą średnią.
W szczytowym momencie beatlemanii zapanowało przekonanie, że jeśli ktoś pozna Beatlesów, to jego życie stanie się lepsze. Zrobiła się z tego spora mania. W 1964 roku, ponieważ to był pierwszy ich rok, spotkali masę różnych ludzi, których później wyeliminowali ze swego życia. Ja na to patrzyłem nadal jako dziennikarz i doprowadzałem Beatlesów do ludzi w grupie. Wykonywałem swoją pracę tak dobrze, bo chciałem dać chłopakom i dziewczynom z prasy to, czego oczekiwali.



DEREK TAYLOR: Byłem bardzo, bardzo dobry w pomaganiu dziennikarzom, starałem się podsuwać im najlepsze historie i dzielić się nimi z każdym z nich. Było jednak za dużo ludzi, dziesiątki tysięcy ludzi, którzy chcieli się dostać do zespołu. W jeden weekend w Nowym Jorku ok. 20 000 ludzi chciało się dodzwonić do zespołu. Wielu z nich połączono. Ze mną. Było ich jednak za dużo, cała masa. Non stop.
  Beatlesi dawali sobie znakomicie radę z tą ekstremalną presją. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, jakie to było dla nich trudne, bo nie miałem czasu, by się przekonać, jak to się kręciło. 
Miałem w stosunku do nich wysokie wymagania, które oni jakoś spełniali, jak choćby machanie z balkonów do fanów. Mówiłem: "Chodźcie panowie, pomachajcie jeszcze raz. Pokażcie się". Były jednak takie chwile, kiedy któryś z nich się buntował, zwłaszcza George, który mówił: 'Bierz rekę i macha za mnie, ja tam nie idę" lub "Nie mam zamiaru spotykać się z Shirley Temple" (aktorka). ja na to: "Nie krzycz, bo cię usłyszy". A on na to: "Mam to gdzieś, nie znam Shirley Temple i nic mnie ona nie obchodzi" (na zdjęciu obok zespół z dziecięcą gwiazdką Hollywood - RK).

Indiana State Fairgrounds , Coliseum 3 września 1964

3 września, State Fair Coliseum, Indianapolis
Dwa koncerty zespołu dla ok. 29 000 fanów. Podobnie jak w Filadelfii z zespołem występują The Bill Black Combo, The Exciters, Clarence ‘Frogman’ Henry,oraz  Jackie DeShannon. Ciekawostką z tego miasta to fakt 'zaginięcia' Ringa tuż przed pierwszym koncertem. Perkusista zespołu pojawił się na scenie, tłumacząc, że stracił poczucie czasu podczas jazdy w policyjnym samochodzie. 
 
RINGO: Pamiętam Indianopolis. Kiedy jesteś w trasie, nie możesz normalnie spać ani jeść. Myślę, że te trasy doprowadzały nas do szaleństwa. W czasie długiej trasy wszystko ci się dokładnie miesza. Tak więc spacerowałem sobie o 4 nad ranem po Indianopolis i natknąłem się na samochód policyjny z dwoma gliniarzami w środku. Powiedziałem im, że nie mogę spać a oni na to, że zabiorą mnie na przejażdżkę. Dali mi prowadzić swój samochód co było fantastyczne. Jechaliśmy jak szaleni przez całe miasto, wrzeszcząc co sił i co dobre, ścigał nas inny policyjny samochód. Wjechaliśmy w jakąś alejkę, zgasiliśmy światła wozu i tak się skryliśmy przed innymi gliniarzami. Tamten wóz przejechał koło nas i ci moi policjanci powiedzieli "No, tego mamy z głowy, co dalej robimy ? " To było zabawne, chować się w policyjnym wozie przed policją. Może zwróciłem ich uwagę jazdą po niewłaściwej stronie ulicy ? 
 
Jack Marks, jeden z tych policjantów-trooper (podobno było ich trzech a nie dwóch) zabrał Ringo do swego domu kolo Noblesville na kawę.  Tak więc cała jego rodzina ok. 6 rano śniadanie zjadła w swojej kuchni z ... Beatlesem. Córka Marksa, Karen zapamiętała ten moment na całe życie. Zanim słynny muzyk opuścił ich dom, dziewczynka dostała buziaka w policzek i obowiązkowy autograf.
Beatlesi porównując koncert w tym mieście z innymi, uznali go za jeden ze spokojniejszych.  Za dwa koncerty zainkasowali ok. 85 000 dolarów.

Kilka pytań z konferencji:
- Gdy jesteście odizolowani, zamknięci sami w swoich pokojach, co robicie zazwyczaj ?
GEORGE: Gramy w tenisa i waterpolo.
PAUL: Gramy w krykieta i piłkę nożną.
RINGO: Siedzimy wokół siebie.
PAUL: Gramy w 'Monopol', czytamy, oglądamy telewizję.
JOHN: Chowamy się przed ochroną. Takie rzeczy...
- Czy się nudzicie ?
RINGO: Nie!



JOHN: Coś ty, jest wspaniale!
- Co sądzicie o zespole The Animals
PAUL: Bardzo dobra grupa kolesi, fajni faceci.
- Widzieliście ich występ?
BEATLESI: Taaaa
GEORGE: W Anglii.
- A co sądzicie o Beach Boysach ?
PAUL: Świetnie śpiewają, dobre harmonie.
JOHN: Nie widzieliśmy ich na żywo ale nagrywają dobre płyty.
- Czy zamierzacie pojechać kiedyś za Żelazną Kurtynę ?
JOHN: Jeśli będą mieli wystarczająco ilość rubli czy czego oni tam mają...



Przybycie do Indianopolis.

Masowe zasypywanie żelkami Beatlesów nie było jedyną rzeczą, jaką amerykańscy fani zespołu podpatrzyli w Wielkiej Brytanii. Podczas występów zespołu pierwsze rzędy rezerwowano dla dzieci i młodzieży na wózkach inwalidzkich. Po koncercie zawożono ich do garderoby zespołu, jakby to była jakaś świątynia, w której czekało ich cudowne ozdrowienie. Tu  również co bardziej krzepcy i bezwzględni łowcy autografów The Beatles używali tych dzieci jako przepustek zapewniających im przejście przez kordon ochroniarzy wprost za kulisy. Na tym podobieństwo się kończyło. Dziwnym trafem w Ameryce stopień fizycznej i psychicznej niepełnosprawności tych dzieci był większy i jeszcze straszniejszy, a wykorzystywanie ich przyjmowało bardziej groteskowe formy. Art Schreiber : Większość tych dzieci była w takim stanie, że nawet nie wiedziała kim są Beatlesi. Lennon nienawidził przez to przechodzić, ale miało to nic wspólnego z bezdusznością czy obojętnością. "Co ja mam im powiedzieć" - pytał mnie często. I wiedziałem, że facet naprawdę był zdruzgotany.
  Były też, oczywiście, sprawy, o których przydzieleni do tournee dziennikarze nie mogli donosić w swoich korespondencjach, jeśli chcieli nadal latać z nimi ich samolotem. Nie mogli pisać niczego na temat seksu, jaki Beatlesi organizowali sobie bardzo łatwo, w miastach, jakie się znalazły na ich trasie, do wolim pławili się w oceanie chętnych fanek albo zamawiali ekskluzywne prostytutki na telefon. Jeszcze mniej mogli donosić o seksualnych propozycjach, jakie codziennie muzykom składały kobiety desperacko chcące poznać jakiegoś Beatlesa.Dzięki temu cała ta dziennikarska ekipa bardziej przypominała służbę w posiadłości za miastem, która widziała wszystko i słyszała, ale chcąc zachować posadę mogła na ten temat rozmawiać wyłącznie między sobą. Z wypowiedzi Johna można także wnioskować, że i dziennikarze korzystali do woli z "chętnych na Beatlesa" żarliwych i namiętnych fanek. Uświadomiwszy sobie, jak słodkie mają życie, czterej Beatlesi nie trudzili się zbytnio, żeby w towarzystwie wszechobecnych medialnych lokajów i służących zachować swój wizerunek miłych chłopców.


JOHN: Takie sprawy pomijano, nie mówiono jakim jesteśmy łajdakami. A Beatlesi byli cholernymi łajdakami. Cezarami syfu. kto nam podskoczy, jeśli jest jeszcze kilka milionów do zarobienia, tyle forsy do rozdania i tak dalej...
GEORGE MARTIN: Wiedziałem, jak ich stresowało to wszystko. To było totalne piekło. Gdziekolwiek poszli, były hordy ludzi, którzy chcieli się do nich dostać, zdobyć autograf, choćby ich dotknąć. Byli napastowani przez reporterów, a ci nie są zbyt mili, bo posługują się kopniakami i łokciami, których czestują wszystkich naokoło, z kolegami z branży włącznie. Pamiętam jak eskortowała nas policja i jak reporterzy omal nie wykopali mnie z samolotu, do którego sami chcieli wejść. Innym razem byłem uwięziony w windzie między piętrami.bo weszło do niej zbyt wiele osób.

Larry Kane (podróżujący z zespołem amerykański dziennikarz): W czasie trasy jak i później, najlepsze relacje miałem z Johnem, ponieważ on bardzo lubił moje pytania i lubił faktycznie wyzwania jakie stawiałem nimi przed nim. Lubił wyzwania, ponieważ lubił być postrzegany – jak wiesz przez swoje pisarstwo i swoją spuściznę – jako osoba, która dała światu coś więcej niż tylko rozrywkę. Angażował się w sprawy, czy to sprawy rasowej segregacji czy inne, lubił być w środku ... Był kontrowersyjny, ognisty, często wrogo nastawiony ale był także taki prawdziwy. Mówił publicznie to o czym ludzie myślą tylko prywatnie, co pod wieloma względami było tak samo odświeżające jak i przerażające. Zawsze był na krawędzi. Paul był facetem, który lubił występować przed publicznością. Miał trochę próżności w sobie, wszyscy mieli – ale uznawano go za najlepiej wyglądającego faceta. Każdy go kochał i on uwielbiał być kochany. Do dzisiaj nie spotkał publiczności, która by go nie lubiła. on po prostu kocha występować i niesienie ludziom radości. Ringo, to facet siedzący z tyłu podskakujący w górę i w dół, postrzegany był jako zabawny facet w tyle. Ale był prawdopodobnie drugim najbardziej ciekawym intelektualnie Beatlesem. Był bardzo głęboki. Miał bardzo intensywne odczucia na temat wojny i pokoju.
George  był facetem, który najbardziej był w środku muzyki. Chciał słyszeć jej brzmienia, zawsze się tym interesował (soundem). Mógłbym powiedzieć, że był bardzo intensywny ale i piękny. Nigdy za wiele nie odzywał się, ale zazwyczaj gdy coś mówił, miał do powiedzenia coś bardzo interesującego. Lecieliśmy samolotem, z Minneapolis do Portland w 1965 i zauważono niewielki ogień w prawym silniku. Musieliśmy awaryjnie lądować, gdy więc schodziliśmy na dół, na pasie startowym czekały już wozy strażackie i karetki pogotowia. Widziałem wszystko dokładnie. I wtedy George wrzasnął do mnie (nagrałem to): “Larry, jeśli coś się stanie, Beatlesi oraz dzieci wychodzą z samolotu pierwsi”. Pomyślałem sobie wtedy, ze to było zabawne. Był bardzo zabawnym facetem.
 
 The Beatles w Indianopolis zagrali dwa koncerty, jeden z nich, ten o 17.00 z Coliseum był nagrywany oraz filmowany. Koncert radiowy nagrywała i transmitowała  lokalna stacja WIFE-AM (prowadził program Jerry Baker). Film z koncertu The Beatles realizowała lokalna stacja telewizyjna WISH-TV. 
Jego fragmenty zostały wyemitowane w ramach programu "Our Fair Beatles" (mix zdjęć obok). Pomiędzy koncertami śliczna Miss Stanu, Cheryl Lee Garrett zrobiła sobie pamiątkowe zdjęcie z zespołem i prawdopodobnie dla niej była to najlepsza Nagroda.
  
Po koncertach zespół zatrzymał się w Speedway Motelu (w pokojach 228, 230, 232 and 234) na terenie toru wyścigowego Indianapolis 500. Poniżej kilka fotek Beatlesów bawiących się miniaturowymi samochodzikami na terenie obiektu oraz na terenie motelu..







GEROGE: Indianapolis było dobre. Gdy wyjeżdżaliśmy, w drodze na lotnisko, zabrali nas caddilakiem na przejażdżkę po torze Indy, owalnej pięćsetce. To było fantastyczne. Nie mogłem uwierzyć, jak długie były proste odcinki. Trybuny także były świetne.



The Beatles - Indianapolis
The Beatles - Indianapolis 2
Fab4 Indianapolis
Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog 
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz