JOHN LENNON, PAUL MCCARTNEY - vol. 1

PAUL: ...Od tego czasu ruszyłem zupełnie w innym kierunku. Kiedy poznałem Johna, wszystko się zmieniło. 
słowa Paula McCartney'a do Roda Daviesa z The Quarrymen, po spotkaniu obu muzyków i poznaniu Johna Lennona, więcej czytaj tutaj

 

Trudno sobie wyobrazić The Beatles, bez któregokolwiek z czwórki muzyków. Paul powiedział, że wszyscy byli bokami kwadratu, The Beatles byli kwadratem, więc bez któregoś z nich nie byłoby bandu. Ale oczywiście wiemy, że kwintesencją zespołu byli John i Paul. To pierwszy z postów poświęconych tylko tej dwójce. Nie wiedziałem specjalnie gdzie umieszczać ogrom informacji o tych dwóch muzykach, ich wzajemnych relacjach, o której wiedza jest nieodzownym składnikiem całej wiedzy o The Beatles. Więc MIX. Seria tekstów o Johnie i Paulu to także kolejne teksty wykraczające jak dotąd poza okres istnienia zespołu. Gdy skończę opisywanie HISTORII (aktualnie lipiec 1968), wszelakie ograniczenia znikną, choć rozumiem i wiem, że dla niektórych czytelników, poznających historię zespołu jak coś nowego, zdradzam tutaj niektóre fakty. Tekst  jako mix więc bez chronologii,


W 1971 ukazała się broszurka promocyjna zatytułowana: The Beatles From Apple, zdjęciowa biografia zespołu.  Książeczka wydana w limitowanej wersji zawierała 72 strony i prócz zdjęć i biografii zawierała informację o trasach zespołu oraz rysunki fanek zespołu z grupki ‘Apple Scruffs’.  Magazyn Observer poprosił Johna o napisanie kilku odręcznych komentarzy do fotografii. Ta wersja broszurki ukazała się 28 sierpnia 1971 na aukcji, gdyż książeczka ta NIGDY nie była dostępna w ogólnej sieci sprzedaży.
 Wpisy Johna utwierdziły wszystkich, że ‘wojna’ pomiędzy dwoma liderami The Beatles wciąż trwa. Na jednej z fotografii Paula, John dorysował dawnemu koledze wąsy a la Hitler i dopisał: Jestem zawsze idealny! Na innej, przedstawiającej Lindę Eastman i Paula, 

John skreślił wyraz ‘ślub’, zastępując go wyrazem ‘pogrzeb’. John skomentował także ogólnie wydanie tej książeczki: Ta książka skierowana jest przeciwko Johnowi i Yoko, dlatego chcę wiedzieć kto ją poskładał oraz jej spalenia’.
PAUL dopiero po latach (1986, w czasie promocji album ‘Tug of War’) odniósł się do tego epizodu. Wiesz, John był świetnym facetem facetem, z fajnym poczuciem humoru i wszedłbym w to wszystko jeszcze raz. Mógłbym przechodzić przez to jeszcze raz, ponieważ był wielki. Było znacznie więc wspaniałych chwil niż tych kąśliwych – z jego strony. Przeżyłem wspaniałe chwile z jednym z najbardziej utalentowanych ludzi na świecie. Mieliśmy też swoje szaleństwa. Gdy ktoś pod twoim ślubnym zdjęciem umieszcza podpis ‘funeral’ (pogrzeb), robi to własnoręcznie, to jest ci zwyczajnie przykro za tego faceta. Powiem ci, gdybym coś ja takiego jemu zrobił, oszalałby. Ale ja sobie siedziałem spokojnie jak łagodny i dobrze ułożony wychowanek Clark Kent… Bolało mnie to ale nie aż tak mocno. Spojrzałem na to z pewnej perspektywy i nadal tak robię, choć to wszystko jest nadal we mnie. Ale widzisz. John był szczęściarzem. Wszystko co go raniło, bolało, wyrzucał z siebie na zewnątrz. Mam inną osobowość. Trzymam to wszystko w sobie i staram się zawsze dochodzić do porozumienia.


PAUL (1987): To prawie tak jak rozwód. Tak to czułem, ponieważ byliśmy ze sobą naprawdę blisko, kochałem go, ale gdy zdecydujesz się już mówić brudne rzeczy to otwierasz tym puszkę Pandory. To właśnie się nam przydarzyło. Na końcu dochodziło do czegoś w stylu: 'Wiesz, naprawdę chcesz znać prawdę o nim? Ok, dobra, powiem Ci”.
Oczywiście to są moje osobiste przemyślenia. Byłem jednym z jego [Johna] największych przyjaciół, jakich miał w życiu, jednym z najbliższych mu ludzi. Nie mogę stwierdzić, że najbliższym, choć to też jest możliwe. To kontrowersyjne może, ale nie muszę się spierać z tym, żeby się podbudować. Bo z pewnością należałem do grona trzech, czworga ludzi, bardzo bliskich Johnowi. Dużo o tym myślałem i zawsze to była dla mnie bolesna sprawa. Dlatego też bardzo się ucieszyłem z informacji jaką mi przekazała Yoko po śmierci Johna. Yoko w bardzo miły dla mnie sposób powiedziała mi, że on naprawdę mnie kochał. A wyglądało czasem dla niektórych, że nie.
JOHN (1971): Paul był blisko ze swoim ojcem i bratem... oczywiście tęsknił za swoją matką, ale jego tato był... całością dla rodziny, obojgiem rodziców. I zawsze za moimi plecami jego ojciec próbował pozbyć się mnie z grupy. Dowiedziałem się o tym dużo później. Powiedział do George'a: „Dlaczego nie pozbędziecie się Johna, sprawia przecież tyle kłopotów. Nosi długie włosy, workowate spodnie”. Cały mój zły wpływ wynikać miał z tego, że byłem najstarszy... Mówiłem do Paula, żeby powiedział ojcu by się odpieprzył.”Nie może cie uderzyć, to tylko stary facet” (John śmieje się). On traktował Paula jak dziecko, mówił mu wszystko co ma robić, gdy miał 16, 17, 18 lat. By się wyswobodzić spod wpływu ojca, Paul musiał odbyć długą podróż.
 
JOHN: Paul jest znakomitym tekściarzem choć oczywiście nie zdaje sobie z tego sprawy. I jest jednym z najlepszych gitarzystów basowych na świecie. I jeśli ktoś może wygadywać na niego jakieś gówna to tylko ja, a nie żaden ktoś inny w rodzaju Micka [Jaggera] czy innych. To samo na temat The Beatles... Odkryłem w życiu dwoje genialnych ludzi. Jednym z nich jest Paul, drugim Yoko. To i tak nieźle jak na jedno życie...
JOHN (1974): Ja mogę mówić na temat Paula co tylko chcę, i vice versa. To pozostaje w naszej rodzinie. Ale jeśli ktoś coś na niego mówi, nie mogę tego znieść...


PAUL (jedna z wypowiedzi na temat współpracy kompozytorskiej z Johnem): Moje odczucia... ta współpraca polegała na tym, że jeden ciągnął coś, co drugi respektował, dopóki nie usłyszał: „Nie, to nie jest dobre” lub „|O, to jest świetne, trzymaj się tego”. Mieliśmy jedną z najlepszych form współpracy jaką można mieć. Tak przypuszczam. Wiesz, miała wiele swoich odcieni. Czasem bywało tak, że siadywaliśmy gdzieś razem, brzdąkaliśmy jakieś melodie, jej fragmenty lub jakieś zwroty, kilka słów i wchodziliśmy w jakiś motyw. Czasem pisaliśmy tylko słowa gdy już była np. gotowa któregoś z nas melodia. Kontynuowaliśmy pracę do momentu: 'Ok, to jest to, gotowe'.
JOHN: Paul nie może zrobić niczego, by świat o tym nie wiedział... Tak samo nie mógł się ożenić, bez powiadomienia o tym całego świata. Dla niego to niewyobrażalne. Nie może niczego zrobić, nawet wyjechać na zacisze wakacje, by wszyscy o tym wiedzieli. Więc z tą jego śmiercią ? Jak on mógłby umrzeć a nikt by tego nie był pewny? (więcej o aferze pod tytułem PAUL IS DEAD  w Historii).

Przeczytaj teraz: Pisanie piosenek.
'Zawsze ich widziałeś we dwóch, w pubie lub spacerujących samych po ulicy' – wspomina Johnny Gustafson (członek zespołu z Liverpoolu The Big Three , później w zespołach Iana Gillana czy Roxy Music). 'Byli duetem, parą kumpli, ale wyglądali, że są sobie równi' – uzupełnia obraz młodego Johna i Paula Bernie Boyle, kręcący się wokół nich w tamtych lalach. John i Paul sporo mu dokuczali.

Johnny Hutchinson, Johnny Gustafson (od lewej).
 ’Byli jak bracia, choć John wyglądał jak mentor Paula. Byli ze sobą tak mocno związani, jakby istniała między nimi więź telepatyczna. Na scenie spoglądali na siebie, wiedząc instynktownie co drugi myśli'.
Byli braćmi. Byli the Nerk Twins i wzięli sobie przerwę od The Beatles i pojechali do Hiszpanii. W czasie podróży zatrzymali się na dzień czy dwa w Paryżu poobcinać francuskie laski (Brigittes), sprawdzić ciuchy jakie nosił Jürgen Vollmer, który niewykluczone był wtedy z nimi. Gustafson natchnął się na nich 30 września (1961).”Obaj mieli na głowach zabawne kapelusze (meloniki) oraz swoje typowe skórzane kurtki i dżinsy. Mówili, że wybierają się do Paryża, więc poszedłem ich odprowadzić na stację przy Lime Street. Przyglądałem się im. Byli niesamowitą parą, zawsze wesołą, na luzie, bardzo ze sobą blisko”.

 
 



 Powyżej zdjęcia z pobytu Johna i Paula w Paryżu.
Paul i Jürgen Vollmer
PAUL (1987 – o podróży z Johnem do Paryża w 1961): Pojechaliśmy do Paryża – w zasadzie mieliśmy pojechać do Hiszpanii, ale nie mogli ominąć Paryża, gdzie tak świetnie się bawiliśmy – mieliśmy przecież aż 100 funtów Johna, które dostał z okazji 21 urodzin. Dostaliśmy się tam autostopem. Podróżowanie autostopem było wtedy o wiele bezpieczniejsze niż teraz. Mieliśmy na to swój patent. Obaj ubrani w skórzane kurtki, dżinsy, na głowach mieliśmy meloniki... Tak więc jakoś dostaliśmy się do Hoek van Holland czy gdzieś tam, stamtąd do Paryża. Sporo piliśmy francuskiego piwa, które było świetne, zresztą byliśmy obaj piwoszami... szybko szło nam do głów. Tak więc to była fajna przygoda. Nigdy czegoś takiego nie robiłem, nigdy wcześniej nie wyjeżdżałem z Liverpoolu. Byłem w Pwllheli, Skegness, czy Leamington Spa. Wiesz, to były wszystkie moje wojaże. Tak więc ta podróż, tylko we dwóch z kumplem, z Johnem, była niezwykle ekscytująca.

 
PAUL (1987 o śmierci mamy Johna): Wiesz, jeśli spojrzysz na o wstecz, lub jeśli możesz to ubrać w słowa – to była TRAGEDIA napisana czarnym kolorem. Po prostu nie można tego widzieć inaczej. Jedyną rzeczą, która nam pomagała to przetrwać to fakt, że przeżyłem to samo. Wiesz, nie mogłem mu jakoś specjalnie pomóc lub coś powiedzieć, bo wiesz, to trochę zabawna rzecz, choć to nie jest śmieszne, to nawet pewien rodzaj okrucieństwa, ale młodzi chłopcy, nastolatki... Jedyną rzeczą, którą naprawdę pamiętam, że rok po tym lub tuż po – gdy wcale jeszcze nie było mu lżej, gdyż nie mogło oczywiście, ale on powoli powracał ze swego stanu , byliśmy razem i on już doszedł do siebie. Ludzie zaczepiali nas i pytali :'Hej, jak Twoja mama?' Odpowiadałem, że umarła kilka lat temu i on mógł tak samo odpowiadać. A ludzie reagowali typowo: 'Oh, mój Boże...' A my mieliśmy z tego ubaw. W stylu: 'Popatrz na to' lub 'Uważaj, teraz będzie...' To nie było okrutne, to było maskowanie swoich prawdziwych uczuć. Bawił nas rodzaj zakłopotania ludzi, którzy nie wiedzieli jak reagować na otrzymaną przed chwilą. To była taka drobna rzecz, oboje wiedzieliśmy o tym, która przez chwilę wiązała nas w swoim bólu, przez chwilę śmiechu i zabawy mogliśmy zapomnieć o swoim bólu, jak sądzę.

PAUL: Taaa, był trochę paranoikiem, hahah... Gdy mnie przedstawiał Yoko, ostrzegł mnie: „Słuchaj, to jest moja laska!”, ponieważ znał moją reputację. Ja na to: „Ok, nie ma problemu”. Znaliśmy się wszak doskonale. To był John, po prostu zazdrośnik (just a jealous guy). Był lekkim paranoikiem. To pogorszyło się jeszcze, gdy wszedł w narkotyki... te ciężkie. Siedział w heroinie. Te myśli tkwiły we mnie. Myślałem sobie: „Kurczę, to mój przyjaciel, i odwraca się ode mnie”. Któregoś razu powiedział do mnie: „Wiesz, wszyscy oni są jakby tłem dla orkiestry McCartney'a|”. Takie rzeczy bardzo raniły go ale dzisiaj jak na to spojrzę, to było wszystko trochę smutne, naprawdę.


Michael Jackson: Bardzo cenię Paula McCartney'a. Po śmierci Johna Lennona bardzo mu współczułem, z powodu presji z jaką musiał się zmierzyć, związaną z tym wydarzeniem. Nie bardzo mógł mówić o wszystkim, tak by nie urazić pamięć zmarłego.


PAUL: Zaczynam myśleć, że nie wszystko było moją winą. Zaczynam sobie pozwalać wychodzić z poczucia ciągłej winy. Zawsze czułem winę, ale spoglądając wstecz na wszystko, mogę powiedzieć, OK, spróbujmy określić parę rzeczy. John był zraniony, ale w sumie czym? Co było tą największą rzeczą, która go zraniła ? Poszukajmy jej. Okazuje się, że tą rzeczą było to, że ogłosiłem światu o końcu The Beatles. Nie przypuszczam by było to aż tak bolesne. Wiem, że on ogłosił, że zrobiłem to dla promocji swego albumu, ale nawet nie przyszło mi do głowy, że tak go to ruszy. Wielka rzecz! Czekaliśmy cztery miesiące po rozpadzie grupy i wtedy to obwieściłem.
 Powiem Ci, co było niefortunne w metodzie tego ogłoszenia. Powiedziałem facetowi w biurze, Peterowi Brownowi: „Niebawem pojawi się album zatytułowany 'McCartney'. Nie chcę za dużo prasy i mediów. Czy nie mógłbyś zrobić mi taki tekst składający się z pytań i odpowiedzi?”. Napisał pytania, ja na nie wszystkie odpowiedziałem. Wydrukowaliśmy je i wrzuciliśmy po kopii do albumu. Nie było tego wiele...

Nie akceptowaliśmy Yoko tak całkiem, ale ile grup by tak zrobiło? Wiesz, kochałem Johna. Byłem jego najlepszym kumplem przez długi czas. Grupa zaczęła się rozpadać. To było przygnębiające. Otrzymałem ksywkę faceta, który rozwalił The Beatles. Nie była to do końca prawda.

GEORGE ... Lubiłem go [Johna] bardzo, był świetny. Był świetnym facetem. Ale, w tym samym czasie źle mnie odczytał. Nie zdawał sobie sprawy z tego kim byłem, to był jeden z tych głównych grzechów Johna ale i Paula. Byli w tym czasie zbyt zajęci byciem Johnem i Paulem, by zdawać sobie sprawę, że obok był ktoś jeszcze.
GEORGE MARTIN (2007): Lider grupy... Tak, chciałem na początku wiedzieć kto nim jest. W czasie pierwszego przesłuchania powiedziałem do nich: 'Kto będzie liderem zespołu, John czy Paul?' Jakże dziwna para, byli tak odmienni, ale jednocześnie tak bardzo podobni do siebie. Obaj mieli wielkie ego, obaj byli dobrymi twórcami piosenek i każdy potrzebował drugiego jak szalony. Czy lubili siebie? Czy konkurowali ? Oni kochali siebie! Byli jak bracia i jak to bracia, jeden drugiego ogromnie wkurzał. Paul był bardzo apodyktyczny i może nawet bardziej szalony, tak więc George sporo od nich obrywał. Ale wszyscy się nawzajem bardzo kochali, szanowali to, co zrobił drugi, łączyła ich nieprawdopodobna więź. Paul zawsze czerpał swoją inspirację od Johna, szczególnie w pisaniu słów do piosenek. 'Elanor Rigby' na przykład, nie powstałoby bez wpływu Johna. Wszystko napisał sam Paul ale Johna wpłynął na harmonię i melodię utworu. John zaś nauczył się np. od Paula wstawiać dziwne akordy w niektóre miejsca melodii, co czasem go deprymowało
 
Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog 
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.

3 komentarze:

  1. Świetny artykuł ! Będzie następną część ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Blog jest magiczny!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Chłonę Twój blog jak gąbka. Czytam nowości, tzn. nowe teksty , sięgam do starych, oglądam zdjęcia, niektóre kopiuję, zaraziłam blogiem i Beatlesami męża i znajome małżeństwo. Pozdrawiam gorąco. Fajny facet z Ciebie. Dorota

    OdpowiedzUsuń